Małe niedole pożycia małżeńskiego/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Honoré de Balzac
Tytuł Małe niedole pożycia małżeńskiego
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1932
Druk M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Petites misères de la vie conjugale
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXII.
Adonis wieczny-tułacz

Pojmiecie łatwo, że zacząłem żuć gałkę od laski, oglądać gzymsy, wpatrywać się w ogień na kominku, obserwować nóżkę Karoliny i doczekałem się wreszcie chwili, w której panienka na wydaniu pożegnała się i wyszła.
— Wybaczy pani, rzekłem, że zasiedziałem się tak długo, może wbrew jej życzeniom; sądzę jednak, że byłaby prawdziwa szkoda, gdyby pani miała odkładać opowiedzenie swej zemsty. Jeśli mieściła ona istotnie jakąś małą niedolę dla męża, w takim razie jest dla mnie rzeczą niezmiernej wagi poznać ją; później dowie się pani czemu...
— Ach! rzekła Karolina, owo powiedzenie: „to czysto duchowe“, rzucone jako usprawiedliwienie, dotknęło mnie do żywego. Ładna pociecha dowiedzieć się, że jestem, w naszem pożyciu, dla niego meblem, rzeczą, że króluję pośród przyborów kuchennych, tualetowych i recept lekarza, że miłość małżeńska jest czemś w rodzaju pigułek, kropli żołądkowych lub ulepku; że do pani de Fischtaminel należała dusza mego męża, myśli, zachwyty, gdy ja byłam czysto fizyczną koniecznością! Co pan sądzi o kobiecie zepchniętej do roli czegoś w rodzaju zupki lub rosołu, bez korzeni oczywiście! Ach, tego wieczora szalałam z wściekłości, nie wiem już sama co wykrzykiwałam w czterech ścianach sypialni. Czy sądzi pan, że to pojęcie jakie mężowie mają o własnych żonach, rola jaką nam wyznaczają, nie są dla nas prawdziwą niedolą? Nasze małe niedole kryją zawsze jakąś niedolę wielką, prawdziwą. Słowem, trzeba było Adolfowi dać nauczkę. Zna pan hrabiego de Lustrac, niestrudzonego wielbiciela kobiet, muzyki, smakosza przytem, jednego z owych pięknisiów Cesarstwa, którzy żyją wspomnieniem tryumfów młodości i kunsztownie pielęgnują swe przekwitłe wdzięki, nie chcąc złożyć broni?
— Tak, dodałem, jeden z tych wykrygowanych, wysznurowanych, zakutych w brykle w sześćdziesiątym roku życia, którzy smukłością zawstydzają młodych elegantów.
— Pan de Lustrac, ciągnęła Karolina, odznacza się iście królewskim egoizmem, ale nadskakuje, mizdrzy się, mimo swej peruki, czarnej jak smoła.
— Maluje i faworyty.
Co wieczór można go spotkać w dziesięciu salonach. Buja z kwiatka na kwiatek, jak prawdziwy motylek.
— Daje doskonałe obiady, koncerty, wprowadza w świat początkujące śpiewaczki, rozwija je z pączków...
— Żadna zabawa nie obędzie się bez niego.
— Tak, ale znika w jednej chwili, gdy tylko gdzie zawita zmartwienie lub nieszczęście. Jesteś w żałobie, unika cię; jesteś chory, czeka zupełnego wyzdrowienia aby cię odwiedzić: jego światowa otwartość i bezwzględność są godne podziwu.
— Czyż to nie jest pewną odwagą być tem czem się jest? spytałem.
— A zatem, ciągnęła dalej po tej wymianie spostrzeżeń, ten młody starzec, ten Adonis wieczny-tułacz, którego nazywałyśmy między sobą Starowina-jeszcze-dycha, stał się przedmiotem mego zachwytu.
— Cóż dziwnego! człowiek, który sobie zawdzięcza wszystko, nawet kolor włosów!
— Podrażniłam go paroma drobnostkami, na które kobieta może sobie niewinnie pozwolić, napomknęłam o dobrym guście jego najnowszych kamizelek, lasek; to wystarczyło, aby go usposobić najliryczniej. Przyjmowałam jego względy niby nadskakiwania młodego chłopczyka; zachęcałam go do bywania, wdzięczyłam się, udawałam nieszczęśliwą w małżeństwie, natrącałam o zawodach. Wie pan, co ma na myśli kobieta mówiąc o zawodach, podkreślając iż jest niezrozumiana. Ta stara małpa wywiązywała się z roli dużo lepiej niż niejeden młody; musiałam panować nad sobą, aby nie parsknąć śmiechem słuchając jego wynurzeń: „Och, oto są mężowie, postępują najgłupiej w świecie, szanują swoje żony, każda zaś kobieta jest, prędzej czy później, wściekła o ten szacunek, i tęskni do zdobycia wyższej, subtelniejszej szkoły. Nie powinna pani, będąc mężatką, żyć jak pensjonarka itd.“ Krygował się, przechylał, był okropny; robił wrażenie drewnianej lalki, wysuwał podbródek, podsuwał krzesło, rękę... Wreszcie, po wielu marszach, kontrmarszach, anielskich oświadczynach...
— Ba!
— Tak, Starowina-jeszcze-dycha porzucił klasyczny styl swej młodości, aby utonąć w modnym romantyzmie; mówił o duszy, aniołach, uwielbieniu, poddaniu, stawał się eteryczno-niebiański. Odprowadzał mnie do Opery i wsadzał do powozu. Ten sędziwy młodzieniaszek bywał wszędzie gdzie ja bywałam, podwajał liczbę kamizelek, sznurował się, puszczał konia galopem aby dopędzić mój powóz i towarzyszyć mi do lasku, kompromitował mnie z wdziękiem studenta, uchodził za zakochanego do szaleństwa; ja pozowałam wprawdzie na okrutną, ale przyjmowałam jego ramię i bukiety. Zaczęto o nas szeptać. Byłam zachwycona! Niebawem, dałam się pochwycić mężowi w interesującym momencie: hrabia siedział właśnie na kanapce, trzymając mnie za obie ręce, ja słuchałam go z oznakami upojenia. To przechodzi pojęcie, czego nie strawi człowiek, który chce się zemścić. Udałam zmieszaną zjawieniem się męża, który, po odejściu hrabiego, zrobił scenę: — Zapewniam cię, mój drogi, rzekłam wysłuchawszy, że to czysto duchowe. Zrozumiał, i przestał bywać u pani de Fischtaminel; ja przestałam przyjmować hrabiego.
— Ale trzeba pani wiedzieć, wtrąciłem, że Lustrac, którego pani uważa, jak większość, za kawalera, jest bezdzietny wdowiec.
— Doprawdy!
— Tak, i żaden mąż nie pogrzebał chyba głębiej swej żony; sam Bóg jej nie odnajdzie na sądzie ostatecznym. Ożenił się za rewolucji, i pani „czysto duchowe“ przypomina mi jedno jego powiedzenie, które muszę pani przytoczyć. Napoleon powierzył Lustracowi ważny posterunek w którymś z podbitych krajów: pani de Lustrac, zaniedbana dla zajęć administracyjnych, wzięła, jakkolwiek było to czysto duchowe, do swoich spraw osobistych prywatnego sekretarza; ale popełniła ten błąd, że nie uprzedziła męża. Lustrac zastał owego sekretarza, o godzinie nader porannej i bardzo wzruszonego, gdyż było to w chwili ożywionej rozmowy, w sypialni żony. Miasto chwyciło sposobność, aby sobie podrwiwać ze swego namiestnika; sprawa stała się tak głośna, że Lustrac sam podał się do dymisji. Napoleon przywiązywał wielką wagę do moralności ludzi którzy go mieli reprezentować; przytem śmieszność, jego zdaniem, odbierała człowiekowi powagę. Wiadomo pani, że cesarz, wśród tylu nieszczęśliwych namiętności, miał i tę, że chciał umoralniać dwór i rząd. Dymisję Lustraca przyjęto, bez żadnej kompensaty. Przybywszy do Paryża, zamieszkał w swoim pałacu z żoną; zaczął z nią bywać w świecie, co jest niewątpliwie zgodne z najbardziej arystokratycznym obyczajem; jednakże wszędzie znajdą się ciekawscy. Starano się dojść przyczyn tak rycerskiego postępowania. — Więc pogodziliście się z żoną, pytano go w teatrze, przebaczył jej pan wszystko? To bardzo szlachetnie. — Och, odparł z miną zadowoloną z siebie, nabrałem przekonania... — O jej niewinności? więc wszystko w porządku. — Nie, nabrałem pewności, że to było czysto fizyczne“.
Karolina uśmiechnęła się.
— Pogląd wielbiciela pani sprawia, że ta wielka niedola zmieniła się, podobnie jak u pani, w bardzo drobną.
— Drobna niedola! krzyknęła, a czyż pan liczy za nic nudę znoszenia pana de Lustrac, w którym w dodatku zyskałam sobie wroga! Niech mi pan wierzy, kobiety drogo nieraz opłacają wasze bukiety i nadskakiwania. Pan de Lustrac powiedział o mnie panu de Bourgarel[1]: „Nie radzę ci się zalecać do tej kobiety: djablo kosztowna...”




  1. Ten sam Ferdynand de Bourgarel, którego opłakują Polityka. Sztuka i Miłość, według mowy pogrzebowej, wygłoszonej przez Adolfa nad jego grobem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.