Męczennicy w imię nauki/Rozdział VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gaston Tissandier
Tytuł Męczennicy w imię nauki
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1906
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les martyrs de la science
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Giordano Bruno został aresztowany przez straż miejską...
ROZDZIAŁ VI.
Metoda naukowa.

Nie zawsze wiedza zajmowała należne jej stanowisko w dziedzinie inteligencyi. Przez długi czas powagą jej pomiatano, zbijano dowody, nie uznawano zasad, przez długie wieki postęp jej był powolny, mozolny. Nie zawsze umysł ludzki władał sztuką rozpatrywania się w naturze, badania za pośrednictwem doświadczeń. Do epoki Odrodzenia wiedza ulega pedantycznej powadze szkoły, upada, gdy poszukuje życia, pod ciosami prześladowania. Kopernik, porzucający pojęcia, które w jego czasach szczepiono, głoszący wbrew poglądom ówczesnej szkoły, że ziemia obraca się naokoło słońca; Galileusz, odsłaniający ludzkości porywający obraz rzeczywistego ruchu gwiazd — przygotowali przewrót w historyi filozofii.
Po raz pierwszy spostrzeżono, że człowiek błądzi, żądając prawdy od ludzi, równie jak on nieświadomych, zamiast poszukiwać jej w naturze, odsłaniającej tajemnice cierpliwemu badaczowi. Galileusz z lunetą, zwróconą w niebo, to wypadek niezmiernej doniosłości w historyi postępu, to uczony, odrzucający odcyfrowywanie bazgrot mistrzów starej szkoły, to filozofia nowa, otwierająca erę obserwacyi, to duch, wyzwalający się z niewolnictwa. Przez cały cykl wieków średnich wiedza ślepo słucha scholastyki, zostaje pod władzą filozofii ciasnej, uznającej to tylko za prawdę, co jest przyjęte i wykładane przez mistrzów, lekceważących naukę i jej objawy. Dziś wiedza wygłasza z całą swobodą prawdy; nowator niszczy z łatwością rusztowanie uświęconej teoryi, gdy jest uzbrojony faktem, niezgodnym z tą teoryą. Nie zawsze tak bywało — historya mistrzów astronomii złożyła już nam w tej mierze dowody.
Bakon i Kartezyusz są założycielami metody naukowej, twórcami zdrowej logiki, nauczającej nas, według wyrażenia znakomitego filozofa francuskiego: »że trzeba dobrze rozumować, chcąc wykryć prawdę naukową«. Kartezyusz wygłasza niezależność sądu, orzekając: »Należałoby to tylko uznawać za prawdę, co zostało jasno i głęboko pojęte, jako rzecz prawdziwa«.
Zdanie to, które nam dziś wydaje się tak prostem, poczytywano niegdyś za potworne. Powoływać się na świadectwo zmysłów lub rozumu, wbrew słowom Arystotelesa, było występkiem. Dlatego też błąd i przesądy przechodziły z pokolenia w pokolenie.
Gdy astronom ośmielił się powiedzieć: widziałem plamy na słońcu, podobnie jak widzimy plamy atramentu na papierze, odpowiadano mu: to nie może być, mistrze nas uczą, że gwiazda dzienna nie ulega zepsuciu, a plamy byłyby dowodem psucia się. W XIII wieku zwiastunem, poprzedzającym wielki ruch filozoficzny z epoki Odrodzenia, był słynny z geniuszu i nieszczęść Roger Bacon. Znakomity ten filozof pierwszy zaprotestował przeciw błędom rutyny i ślepej teoryi. Gdybym miał możność — powiada on — kazałbym spalić wszystkie księgi Arystotelesa, gdyż na ich studyowaniu traci się czas, służą one tylko do rozpowszechnienia błędu i pomnażania niewiadomości. Wyrażając się w ten sposób, Bacon nie myślał o Arystotelesie starożytnej Grecyi, lecz stosował te słowa do tego, co możnaby nazwać arystotelizmem wieków średnich.
Roger Bacon, urodzony w Ilchester, hrabstwie Sommerset, w 1214 roku, pierwsze nauki pobierał w uniwersytecie oksfordzkim, skąd wkrótce przeszedł na uniwersytet paryski, używający naówczas wielkiej sławy. Pozyskawszy stopień doktora teologii, wstąpił do zakonu reguły Św. Franciszka, w czasie gdy Ludwik Święty walczył z baronami Zachodu. Dokładnych szczegółów jego życia z tej epoki nie znamy, wiadomo tylko, że oddawał się z zamiłowaniem naukom fizycznym i badaniom przyrody, wskutek czego musiał znosić wielkie przykrości ze strony swych fanatycznych towarzyszy. Roger Bacon przedewszystkiem zaczął się uczyć języków: łacińskiego, greckiego, hebrajskiego i arabskiego, w celu poznania w oryginalnym tekście ksiąg starożytnych pisarzy. Nauka języków pozwalała mu uprawiać matematykę, astronomię, fizykę, chemię, zapoznawać się ze wszystkiemi umiejętnościami. W badaniach opierał się zawsze na powadze doświadczenia i rozszerzał zdrowe pojęcia w licznem kole młodzieży, pomagającej mu w poszukiwaniach.
Jego czynność i inteligencya wyrobiły mu sławę; w Paryżu zwano go doktorem cudownym, »Docteur admirable«, a na tę nazwę zasłużył mnóstwem wielce ważnych odkryć we wszech gałęziach wiedzy. Bacon pierwszy spostrzegł błąd w kalendarzu Juliańskim, wykazał w nim niezgodność z rokiem słonecznym i podał projekt poprawy rocznika papieżowi Klemensowi IV. Reforma ta jednak wprowadzona została dopiero po upływie trzech wieków od śmierci Bacona. Uczony ten pierwszy zbadał własności szkieł wklęsłych i wypukłych, pierwszy zbudował lunety do użytku dalekowidzów, pierwszy podał teoryę teleskopu. Chociaż nie wynalazł, jak to niektórzy błędnie utrzymywali, prochu armatniego, którego sposób przyrządzania podał Marcus Graecus na pięćdziesiąt lat przed nim, przyczynił się wszakże do udoskonalenia fabrykacyi prochu, wskazując środek oczyszczenia saletry, która, jak wiadomo, jest jednym ze składników tej materyi wybuchowej.
Prace tak ważne, dokonane w epoce nietolerancyi i fanatyzmu, spowodowały oskarżenie go o czarnoksięstwo. Wyobraźnia ludowa czyniła go bohaterem cudotwórczych historyi; rozgłaszano, że był czarownikiem, że wyrobił głowę spiżową, mówiącą i przepowiadającą przyszłość. Pisma jego nie podają żadnego szczegółu w tym przedmiocie, wszelako objaśniają nas, że wskutek zazdrości i fanatyzmu zakonników, jego kolegów, ponosił tysiączne udręczenia. Przełożeni zakonu wzbronili mu wtajemniczać kogokolwiek w nowości, pod karą pozostawania na chlebie i wodzie[1].
Wszelako Roger Bacon w papieżu Klemensie IV znajduje protektora, zaciekawionego wielce opowiadaniami o słynnym Franciszkaninie i pragnącego poznać jego odkrycia. Bacon przesłał papieżowi za pośrednictwem jednego z najwięcej poświęconych mu uczniów, Jana de Paris, rękopis swego dzieła Opus Majus, a w późniejszym czasie list, dotyczący Tajemniczych dzieł Sztuki i Natury.
Księgi te zawierały w sobie nieoszacowane skarby naukowe, okazujące, że Roger Bacon był jednym z najznakomitszych myślicieli ludzkości. Opus Majus obejmuje prawie wszystkie nauki, nie wyłączając lingwistyki. Znajdujemy w tem dziele zasady optyki, teoryę zwierciadeł palących, wielce cenne spostrzeżenia nad zjawiskiem załamywania się światła, wyjaśnienie tęczy i wskazówki, dotyczące wstecznego ruchu punktów równonocnych. Napotykamy w tych kartach odkrycia, wykazujące tak nadzwyczajną bystrość umysłu autora, że zdaje nam się, jakby obdarzony był władzą odgadywania przyszłości. Roger Bacon, mówiąc o prochu i sposobie jego przyrządzania, powiada: »Dość jest zapalić małą ilość tej substancyi, aby otrzymać wielkie światło, połączone ze straszliwym hukiem: środkiem tym można będzie zniszczyć miasto lub armię«.
Rozpisując się o fizyce i mechanice, Bacon podaje nam prawie szczegółowy opis machin parowych i kolei żelaznych, wskazuje możność wznoszenia się w powietrze. »Możnaby zbudować — powiada — machiny, nadające ruch największym okrętom, ruch szybszy od tego, jaki otrzymalibyśmy, używając całej załogi wioślarzy; do kierowania statkiem wystarczy jeden sternik. Możnaby nadać jeden bieg wozom z szybkością niesłychaną, bez pomocy żadnego zwierzęcia. Wreszcie możebne byłoby wyrobić narzędzia, które za pomocą przyrządu skrzydłowego pozwoliłyby nam wznosić się w powietrze w podobny sposób, jak ptaki«.
Opus majus rzuca inne jeszcze światło. Znachodzimy w tej pracy rozdział przepyszny, poświęcony sztuce doświadczalnej.
Autor na najwyższym szczeblu środków inteligencyi, posługujących do wykrywania prawdy, stawia doświadczenie. Za pośrednictwem tej sztuki — powiada — chemicy i fizycy mogą dokonywać odkryć największej doniosłości. Wprawdzie autor, wzniósłszy się w wysokie sfery filozofii, błąka się wśród przesądów, panujących w jego epoce: mniema, że można pomnażać drogie metale, przedłużyć życie ludzkie: nie należy jednak zapominać, że Bacon żył w XIII wieku.
Przekraczanie przez Rogera Bacona reguł zakonu franciszkańskiego i fanatyczna zazdrosna nienawiść, zrodzona wskutek rozgłośnej sławy uczonego, stały się dlań fatalnemi. Protekcya papieża tłumiła te niechęci, powstrzymywała napaść, po śmierci jednak Klemensa IV prześladowanie ujawniło się z całą gwałtownością. W 1278 roku, za rządów papieskich Mikołaja III, Franciszkanie oskarżyli swego kolegę, jako czarnoksiężnika i astrologa, sprzymierzonego z szatanem. Napróżno Bacon usiłował usprawiedliwić się z zarzutu czarnoksięstwa, w liście; De nullitate magiae. »Ponieważ rzeczy te przewyższają pojęcie waszej inteligencyi — powiada w swej replice — nazywacie je dziełami szatana. Teologowie i kanonicy w niewiadomości swej brzydzą się niemi, jako wytworem magii, poczytują je za niegodne chrześcijanina«.
Nic nie mogło zwyciężyć ślepego fanatyzmu. Dzieła Bacona potępiono, jako obejmujące »nowiny niebezpieczne i podejrzane«, autor musiał złożyć okup geniuszów, odsiadując lat piętnaście w więzieniu. Dopiero gdy ujrzano, że już złamany boleścią, pognębiony niewolą, zrujnowany chorobami, wrócono mu wolność.
Nieszczęśliwy starzec miał jeszcze siłę dowlec się do swej ojczyzny, dowlec się i umrzeć.
Musiał wiele przecierpieć, bo jeden z jego biografów podaje, że na łożu śmierci wydarła się znękanemu starcowi ta gorzka skarga: »Żałuję, żem poniósł tyle trudów w sprawie nauki!«
Roger Bacon wyprzedził swój wiek, wielkie jego imię nie pozostało bez rozgłosu, wszelako dopiero po upływie lat dwustu pojęcia jego znalazły spadkobierców i apostołów.
Dopóki druk nie istniał, protest tych, co usiłowali zrzucić jarzmo przesądów, pozostawał bezowocny, gdy jednak Gutenberg podał ludziom środek rozpowszechniania pojęć, prawda mogła ujawniać się, rozszerzać wszędzie wraz z książką. Filozofowie XVI-go wieku z pomocą druku, tej broni potężnej, wykarczowali pole swobodnego roztrząsania kwestyi, na którem mogły już zakiełkować nauki doświadczalne. Walka, jak to zobaczymy, była straszliwa, tryumf prawdy musiał raz jeszcze być drogo okupiony przez zastęp nowych męczenników.
Ramus (Piotr La Ramée) jest jednym z najszlachetniejszych mężów, jacy odznaczyli się, walcząc w pierwszym szeregu w tych zaciętych zapasach. Jego życie, prace, charakter przynoszą w równym stopniu chlubę nauce i ludzkości. Ujrzał on światło dzienne w jutrzence epoki Odrodzenia, na początku XVI-go wieku, w 1515 r., w Cuth, lichej wiosce gminy Vermandois. Ojciec jego był rolnikiem tak biednym i nieszczęśliwym, że zaledwie mógł wyżywić dzieci.
Młody Piotr jednak odznaczał się niepospolitą energią; mając lat ośm, opuścił dom rodzicielski i sam jeden piechotą wyruszył do Paryża. Nędza wygnała go stąd wkrótce, wrócił jednak i przyjął obowiązki służącego u jednego ucznia w kolegium nawarskiem. W ciągu dnia służył wiernie swemu panu, a część nocy poświęcał nauce.
Pokorny Ramus zaopatrzył się w dzieła poważne, w pisma Xenofonta i Platona, które chciwie odczytywał, a w godzinach wolnych uczęszczał na kurs filozofii Jana Hennuyera, biskupa w Poitiers. Umysł jego potężniał pod wpływem nowych pojęć, które naówczas określano nazwą Sokratyzmu, polegającego na samodzielnym sądzie o rzeczach, poszukiwaniu prawdy na drodze rozumowania. Ramus starał się stronić od pojęć, uświęconych przez rutynę, uniknąć przesądów, cechujących jego epokę.
W dwudziestym pierwszym roku życia bronił tezy filozoficznej, którą sędziowie przyjęli oklaskiem. Przedmiot jednak był trudny, niebezpieczny, gdyż uderzał na szkołę Arystotelesa.
W następnym roku Ramus otworzył kurs publiczny nauk w kolegium Mans, komentował przed zawsze licznie zgromadzonymi słuchaczami autorów greckich i łacińskich. Program jego, obejmujący studya nad wymową i filozofią, doprowadził go do logiki, sztuki zwracania rozumowań w kierunku, znachodzącym prawdę. Nowator podjął się wkrótce trudnej pracy doskonalenia zasad; nie potrzeba też było więcej do ściągnięcia na siebie podejrzeń.
Gdy Ramus chciał uzupełnić swe wykłady i ogłosić je drukiem, pisma jego natychmiast były potępione przez paryski fakultet teologiczny. Pierwsze jego prace (Dialecticae partitiones i Aristotelicae animadversiones) zakazane zostały edyktem królewskim z 1 marca 1544 roku. Posunięto się nawet do tego, że żądano, aby autor wysłany był na galery; uniknął ich filozof, lecz dzieła jego uległy konfiskacie.
»Byłem wyśmiewany, wyszydzany przez cały uniwersytet paryski — powiada młody profesor — potem poczytywany za nieuka, bezwstydnika, złoczyńcę, wichrzyciela i potwarcę. Skrępowano mi język i ręce w tym stopniu, że nie było mi wolno czytać ani pisać żadnej rzeczy, ani publicznie, ani prywatnie.

Najszczęśliwsze dni spędził Ramus za panowania Henryka II. Później prześladowania znowu rozpoczęły się. »Mógłby znaleźć poza granicami Francyi spokojny przytułek
RAMUS.
Zbiry zakłuli go i wyrzucili przez okno...
najpochlebniejsze zaproszenia wzywały go do Włoszech i Niemczech; on wolał raczej cierpieć w kraju i dla kraju«[2].

Mianowany profesorem kolegium królewskiego w 1551 roku, Ramus z kolei pozbawiony zostaje katedry, potem ją odzyskuje i znów traci, wreszcie zmuszony opuścić Paryż, powraca do niego zawsze. Na nieszczęście, bawił w tem mieście podczas rzezi Św. Bartłomieja. Na Ramusie ciążyło podejrzenie, że jest protestantem, jeden też z jego nieprzyjaciół, Charpentier, rojalista fanatyczny, inkwizytor krwiożerczy, nakazał go poszukiwać, jako hugonota. »Charpentier — powiada historyk de Thou — wywołał rozruch i wysłał zbirów, którzy wydarli go z miejsca, w którem był ukryty, zabrali mu pieniądze, zamordowali i wyrzucili ciało oknem na ulicę. Tu studenci, sfanatyzowani przez rozwścieczonych nauczycieli, wydarli mu wnętrzności i wlekli trupa, znieważając zwłoki i szarpiąc je w sztuki«.
Tak zginął ten wielki człowiek z epoki Odrodzenia, ten śmiały nowator, pracujący nad usamowolnieniem inteligencyi, który przedsięwziął zreformować naukę, podobnie jak Roger Bacon i inni, który usiłował zrzucić jarzmo scholastyki i, uprzedzając Kartezyusza, ogłosił rozum za criterium wiedzy.
Obdarzony umysłem wszechstronnym, niestrudzony pracownik, Ramus pragnął reformować wszystkie umiejętności ludzkie. Rozpoczął od logiki, którą zastosował do nauk ścisłych. Można go uznawać za jednego z pierwszych matematyków owej epoki. Przełożył Elementy Euklidesa, wydał geometryę, arytmetykę i algebrę, z których po jego śmierci w ciągu stu lat użytkowały szkoły. Zajmował się astronomią i był gorącym obrońcą systemu Kopernika. Jego poglądy i metoda wywierały najszczęśliwszy wpływ na rozwój medycyny i wszelkich gałęzi ówczesnej wiedzy. Ramus jest niezaprzeczenie jednym ze zwiastunów postępu nowożytnego.
Giordano Bruno może być pomieszczony obok niego, jako jeden z filozofów XVI-go wieku, walczący dzielnie za wolność myśli. Erudyta znakomity, obznajmiony najzupełniej ze starożytnymi pisarzami, oddawał się studyom matematycznym i fizycznym, które umysłowi jego otworzyły podwoje rzeczywistej wiedzy. Odznaczał się wyobraźnią żywą, nigdy nie gasnącym zapałem i niestrudzoną werwą. Po kilku latach pozostawania w zakonie reguły Św. Dominika udał się do Genewy. Wątpliwości, z jakiemi śmiało występował w najróżnorodniejszych kwestyach, żarty, jakich nie szczędził rutynistom, nie pozwoliły mu pozostawać długo bez niebezpieczeństwa w kraju, w którym panowało prześladowanie światła. Został kalwinem, następnie przybył do Paryża, gdzie nauczał filozofii i walczył gorąco ze szkołą Arystotelesa. Przebiegł Anglię, Niemcy, rozrzucając mnóstwo pism genialnych, niekiedy błędnych, zawsze jednak nacechowanych głęboką erudycyą. Pragnienie ujrzenia ojczyzny sprowadziło go do Włoch. Osiadł w rzeczypospolitej weneckiej, gdzie spędził lat dwa w cichem ustroniu.
W 1598 roku wenecyanie wydali go Inkwizycyi.
Giordano Bruno był aresztowany przez straż miejską. Sprowadzony do Rzymu, wskutek wytoczonego mu ohydnego procesu wrzucony został do więzienia, w którem pozostawał dwa lata, nie wypierając się ani chwilę swych przekonań. Nieszczęśliwy, skazany na spalenie żywcem, pozostał obojętny.
»Wyrok, jaki mi ogłaszacie — rzekł, zwracając się do sędziów — być może więcej was, niż mnie w tej chwili niepokoi«.
Siedmnastego lutego 1600 roku poniósł śmierć męczeńską w płomieniach.
Giordano Bruno, autor wielu rozgłośnych dzieł, poczytywał wszechświat za nieskończony i niewymierny, wierzył w wielość światów; równie jak Ramus, bronił systemu Kopernika. To były jego zbrodnie. Poglądy swe wyraża on niekiedy stylem wzniosłym, w którym widnieje śmiałość, a nawet zuchwałość myśli.
»Według niego — powiada Wiktor Cousin — Bóg jest wielką jednością, rozkładającą się w świecie i w ludzkości. Giordano Bruno miał niewątpliwie cząstkę geniuszu, a jakkolwiek nie stworzył metody trwałej, pozostawił przecież w historyi filozofii ślad świetny a krwawy«.
Ofiarą nietolerancyi był niemniej Vanini, urodzony równie jak Giordano Bruno, w blizkości Neapolu, w 1584 roku. Mąż ten poświęcił się poważnym studyom naukowym, a głównie filozofii, teologii i medycynie; podróżował wiele, zwiedził Niemcy, Niderlandy, Anglię, był w Genewie i Lyonie. Zła jakaś gwiazda sprowadziła go do Tuluzy, gdzie został skazany na męki.
Vanini wydawał dzieła często rozpustne, potępiające jego pamięć; według niego świat jest wieczysty a ruch w przestworach nie może być wynikiem woli inteligentnej, lecz samejże materyi. Skazano go na śmierć jako ateusza 19 lutego 1619 roku, ucięto mu język, potem powieszono i spalono.
Jeżeli Vanini nie ma prawa do szacunku potomności, a na politowanie zasługuje tylko ze względu na okropną śmierć, jaką poniósł, to natomiast Campanella, kalabryjczyk, godzien jest ze wszech miar naszego współczucia.
Zrodzony w 1568 roku, mając lat czternaście, przywdział habit dominikanina. Oddany namiętnie pracy, miłujący naukę, kochał gorąco to wszystko, co zacne. Obdarzony inteligencyą śmiałą i niezależną, zamierzył zreformować wszystkie działy filozofii. W pismach swych przejawia on dążność wówczas nową jeszcze: poszukiwania prawdy nie w lekturze ksiąg scholastycznych, lecz w obserwacyi natury. Campanella należy do tej garści ludzi, którzy torowali drogi Franciszkowi Baconowi i Kartezyuszowi.
Tomasz Campanella był najpierw profesorem filozofii w Neapolu, gdzie odznaczywszy się wkrótce nowymi poglądami, zmuszony został opuścić miasto, uchodząc przed groźnymi wybuchami zazdrości i potwarzy. Przez dziesięć lat przebiegał Włochy, łamiąc powagę Arystotelesa, odwołując się gorąco do rozumu i doświadczenia, które — jak powiadał — są reformatorami wszelkich umiejętności, dotyczących przyrody. Odznaczał się na tej drodze zapałem niepokonanym; we Florencyi odwiedził Galileusza, którego wymownie usprawiedliwiał w broszurze: »Apologia pro Galilaeo«; bronił śmiało systemu Kopernika, wypowiadał wszędzie głęboką nienawiść ku tyranii i marzył o wyswobodzeniu swego kraju z pod despotyzmu hiszpańskiego. Oskarżono go o poduszczanie do spisku, wskutek czego przeszedł tyle nieszczęść, że pióro historyka wzdryga się je opisywać.
Do jego przestępstw politycznych dołączono oskarżenie dotyczące teologii i filozofii. W kajdanach spędził dwadzieścia siedm lat życia, przecierpiał najstraszliwsze katusze.
Campanella przez trzydzieści pięć godzin wytrzymywał, bez jednej chwili przerwy, torturę tak okropną, że wszystkie żyły i arterye od tyłu ciała pozrywały się, a krwi, płynącej z ran, nie można było zatamować. A jednak zniósł on tę torturę tak mężnie, że nie wyrzekł jednego słowa niegodnego filozofa. Podaje to Erythraeus mu współczesny, zasługujący na najzupełniejszą wiarę.
Campanella opisuje sam swe cierpienia w ten sposób:
»Zamknięto mnie w pięćdziesiątem więzieniu i siedm razy poddano najsroższej torturze. Ostatnim razem tortura trwała czternaście godzin. Skrępowany silnie sznurami, które mi łamały kości, zawieszony z rękoma związanemi na grzbiecie, ponad ostrym kolcem drewnianym, który mi zniszczył szóstą część ciała, utraciwszy dziesięć funtów krwi, uzdrowiony cudem po sześciomiesięcznej chorobie, wrzucony zostałem do lochu. Piętnaście razy stawałem przed sądem. Za pierwszym razem gdy mnie zapytano: jak możesz wiedzieć to, czegoś się nigdy nie uczył, czy masz na rozkazy szatana? Odpowiedziałem: aby nauczyć się tego, co wiem, zużyłem więcej oleju, niż wy wypiliście wina. Innym znowu razem obwiniono mnie o autorstwo pamfletu, pod tytułem »Trzej odszczepieńcy«, drukowanego na lat trzydzieści przed mojem urodzeniem.
»Oskarżono mnie jeszcze o podzielanie poglądów Demokryta — mnie, który pisałem dzieła przeciw Demokrytowi. Oskarżono mnie o nienawistne usposobienie przeciw kościołowi — mnie, autorowi dzieła: Monarchia chrześcijańska, w którem okazałem, że żaden filozof nie mógł wymyślić rzeczypospolitej takiej, jaka istniała w Rzymie za apostołów. Oskarżono mnie o herezyę — mnie, twórcę dyalogu, wymierzonego przeciw heretykom. Wreszcie oskarżono mnie o bunt i herezyę, gdyż utrzymywałem, że istnieją plamy na słońcu, na księżycu i gwiazdach, wbrew Arystotelesowi, poczytującemu świat za wiekuisty i nie ulegający zepsuciu. Z tego też względu wrzucono mnie, jak Jeremiasza, w zapadłe jezioro bez powietrza i światła«.
To długie i srogie więzienie Campanelli wywołało oburzenie powszechne. Papież Paweł V, wzruszony wielce losem nieszczęśliwego filozofa, kołatał usilnie u dworu hiszpańskiego o łaskę dla niego. Filip III pozostał nieugięty[3]. Po śmierci dopiero tego monarchy, godzina wyswobodzenia Campanelli wybiła.
Po wyjściu jego z więzienia, papież Urban VIII, następca Pawła V, przyjął go z wielkiem wzruszeniem i protegował.
Filozof, którego nic nie mogło złamać, rozpoczął znowu rozwijać swe poglądy, pokonywając nimi przeciwników. Nieprzyjaciele jego stawali się tem zaciętsi, że wytrwał uporczywie w swych przekonaniach — podburzyli też przeciw niemu namiętności ludu. Campanella musiał przebrany uciekać, aby uniknąć gróźb wściekłego motłochu.
Hrabia de Noailles, ambasador Ludwika XIII przy dworze rzymskim, ułatwił mu przejście do Francyi — Campanella przybył do Paryża. Richelieu przyjął go łaskawie; wielki kardynał i minister przedstawił go królowi, który ubolewał nad jego nieszczęściami i wyznaczył mu pensyę roczną 3.000 liwrów. Sorbona pochwaliła jego prace.
Odtąd Campanella żył spokojnie; widzimy, jak drogo okupił ten spokój. Dozwolone mu było znosić się z Kartezyuszem, mieszkającym w Holandyi. Campanella, licząc 71 lat wieku, zgasł w Paryżu, w klasztorze, który dominikanie zbudowali przy ulicy Św. Honoryusza.
Dzieła Campanelli są liczne, umysł jego obejmował całą dziedzinę wiedzy ludzkiej, klasyfikował nauki i podał metodę ich nauczania. Jeżeli dostrzegamy w nim wady właściwe jego wiekowi, mieli je niemniej i inni, jak Ramus i Giordano Bruno, jeden z pierwszych genialnych pionierów epoki Odrodzenia, walczący przeciw scholastyce i rutynie w celu usamowolnienia ducha, wyswobodzenia rozumu ludzkiego. W trzy lata po śmierci Campanelli Kartezyusz (Descartes) wystąpił z dziełem: »Discours de la Méthode«.
Podczas gdy ci filozofowie walczyli tak mężnie, niepospolitego umysłu robotnik wprowadził w życie praktyczne ich metodę doświadczalną i rezultatem, z prac swych pozyskanym, złożył widoczne świadectwo płodności tego nowego sposobu badania. Słynny ten poprzednik Franciszka Bacona nazywał się Bernard Palissy.
Mąż ten ujrzał światło dzienne w początkach XVI-go wieku, w blizkości miasteczka Biron, pomiędzy Lot i Dordogne, w skromnej wiosce.
Brak nam szczegółów, dotyczących jego dzieciństwa, wiemy to tylko, że w młodości przebiegł Pireneje, Flandryę, Niderlandy, Ardenny i pobrzeża Renu. »Byłem — powiada sam o sobie — wędrownym robotnikiem, zajmowałem się zarazem ganrcarstwem, szklarstwem i miernictwem, lecz obok tego obserwowałem kraje i osobliwości natury, przebiegając góry i lasy, zwiedzając kopalnie, groty i jaskinie«.
Za powrotem do kraju rodzinnego Palissy osiadł w Saintes i tu ożenił się. W kilka lat potem, obarczony rodziną, gnębiony nędzą, oddał się z rzadką wytrwałością sztuce ziemnej; wyroby z fajansu i emalii unieśmiertelniły jego imię.
Bernard Palissy opowiada, że jednego dnia, widząc puhar z emaliowanego fajansu wyrobiony, rzadkiej piękności, przedsięwziął wykryć tajemnicę tej fabrykacyi, nieznanej we Francyi.
Posiadając poczucie artystyczne i zamiłowanie do malarstwa, zabrał się wkrótce do pracy. Nie mając żadnych wiadomości o ciałach gliniastych, rozpoczął poszukiwania nad wytworzeniem polewy, jak człowiek, macający w ciemnościach. Historya prac Palissy’ego w sztuce ziemnej jest rzeczywistą epopeą, którą on skreślił stylem godnym Montaigne’a. Pozostawione przez niego opisy w tym przedmiocie dają obraz prawdziwy wysileń wynalazcy, łamiącego się z nieznanemi mu trudnościami, dają jeden z najpiękniejszych przykładów, do czego dochodzi geniusz w poszukiwaniach doświadczalnych.
Bernard Palissy odbył mnóstwo prób z rozmaitymi materyałami bez żadnego powodzenia. »Po wielu nadaremnych doświadczeniach, połączonych z wielkim kosztem i pracą — powiada on — tłukłem i rozcierałem przez całe dnie nowe materye, budowałem nowe piece, ponosząc ogromne wydatki, tracąc opał i czas, zużyty bezowocnie«. Palissy, postępując metodycznie, zamierzał najpierw wytworzyć polewę białą, a następnie dopiero poszukać emalii kolorowych.
W ciągu przeszło dwóch lat, bez najmniejszej przerwy, Palissy chadzał tylko do sąsiednich hut szklanych i wracał do siebie zastosowywać w praktyce poczynione spostrzeżenia; wkrótce jednak, dla oszczędzenia w ten sposób marnowanego czasu, zamierzał zbudować piec, podobny do tych, jakie widział w hutach.
Niestrudzony ten rękodzielnik z nie dającą się określić pracą dokonał tej roboty. Nie mając środków opłacania ani jednego robotnika, zmuszony był sam murować, rozrabiać wapno, czerpać wodę ze studni, znosić na plecach cegłę.
Piec został zbudowany, potrzeba było teraz stopić materye przeróżne i wytworzyć polewę. Palissy jednego razu spędza przy ogniu sześć dni i sześć nocy, zgromadziwszy wpierw materyał opałowy. W chwili, gdy zdaje mu się, że jest już blizki powodzenia, zabrakło drzewa. Zrozpaczony wyrywa podpory podtrzymujące młode drzewka w jego ogrodzie i wrzuca je do pieca; pali w nim stoły, krzesła i sprzęty domowe, a nawet podłogę swej izby.
Patrzący na to, zamiast pomódz Palissy’emu, szydzą z niego i rozgłaszają w mieście, że spalił swój dom, że zwaryował.
Pozbawiono go w ten sposób kredytu. Inni posunęli się jeszcze dalej: roznieśli wieści, że garncarz wyrabia fałszywą monetę. Biedny wynalazca, zrujnowany, obdłużony, z dwojgiem dzieci, będących jeszcze przy piersi, szedł przez ulicę znękany, upokorzony, złamany. »Wszelako nadzieja, jakiej nie traciłem — dodaje energiczny ten pracownik — zachęcała mnie do nowych trudów tak gorąco, że kilkakrotnie w rozmowie z osobami, które przychodziły mnie poznać, wysilałem się na uśmiech, chociaż w duszy byłem wielce strapiony«.
W niedługim czasie Palissy osiągnął cel, od tak dawna poszukiwany, lecz za jaką cenę wszelkiego rodzaju cierpień, można to poznać z urywku tu przytoczonego z jego dzieła: »L’Art de Terre«.
»Doznałem nowego zmartwienia; pomyślałem, że upał, mróz, wiatry i deszcze uszkodzą w większej części mój wyrób, zanim zostanie wypalony, że z tego względu potrzeba mi zaopatrzyć się w belki, łaty, dachówkę i gwoździe.
Zburzyłem więc wszystko, co urządziłem, rozpoczynając budowlę na nowo; wszyscy też rękodzielnicy, jako to: pończosznicy, szewcy, a niemniej kramarze starych rupieci i pachołki policyjni, nie mający wyobrażenia o tem, że moja robota wymagała obszernego miejsca, rozgadywali, iż umiem tylko niszczyć to, co zrobiłem; gromili mnie za to, co powinno wzbudzać w nich litość, gromili zamiast mieć wzgląd, że, mogąc zaledwie wyżywić rodzinę, nie miałem środków do wykonania mego dzieła.
Trafiały się takie lata, że, nie mając czem opalać pieców, przez całe noce wystawiony byłem na deszcz i zawieruchy, nie mając znikąd pomocy ani zachęty; słyszałem tylko z jednej strony miauczenie kotów, z drugiej wycie psów, wałęsających się po wsi. Niekiedy zrywał się huragan, szumiący w moich piecach z taką siłą, że byłem zmuszony porzucić wszystko ze stratą całej roboty. Wielekroć wyrzekłszy się pracy, nie mając na sobie suchej nitki z powodu padającego deszczu, kładłem się spać o północy lub gdy świtać zaczynało, powalany, jakbym tarzał się w błocie; udając się na spoczynek, bez światła, taczałem się i padałem, jak człowiek upojony winem«.
Przez takie próby przechodził Palissy, zbliżając się ciągle do celu. Wybiła wreszcie godzina tryumfu; przepyszne jego naczynia i statuetki były wielce cenione i poszukiwane. Konnetabl de Montmorency protegował słynnego garncarza i zamówił u niego liczne roboty. Katarzyna de Medicis zawezwała go do Paryża. Bernard Palissy zajął pomieszkanie w Tuileries, miał przyozdobić pałace królewskie.
Pod wpływem protekcyi Franciszka I-go szkoła francuska jaśniała w całym swym blasku. Jan Goujon, Piotr Lescot, Germain Pilon i Ducerceau byli współzawodnikami Leonarda de Vinci, Primaticei’a, Andrzeja del Sarto i Benvenuta Cellini’ego. Bernard Palissy, przybywszy z prowincyi w grono mistrzów tej szkoły, ożywiony był, jak oni, zamiłowaniem arcydzieł sztuki włoskiej. Wyrobił tu mnóstwo naczyń emaliowanych, posługujących do przyozdobienia ogrodów, wodotrysków i pomieszkań zbytkowych. Wielki artysta zajął się wkrótce przyozdobieniem Tuileries, z polecenia Katarzyny de Medicis.
W tymże czasie zajmował się innemi pracami, z których zasłynął; słusznie go też uważano za pierwszego profesora historyi naturalnej i jednego z twórców geologii nowożytnej. W licznych podróżach, jakie odbywał, studyował głównie układ skał i zbierał muszle kopalne, poczytywane w owym czasie za odciski dziwaczne, za przedmioty nic nie znaczące, za wytworzone przypadkowo igraszki natury.
Skromny garncarz, nie znający ani łacińskiego, ani greckiego języka, zgromadził u siebie filozofów i uczonych, i »w obecności wszystkich doktorów ośmielił się wygłosić w Paryżu, że muszle kopalne były rzeczywistemi muszlami, osadzonemi niegdyś przez morza w miejscowościach, w których się wtedy wody rozlewały; że zwierzęta, a głównie ryby nadały skamieniałościom wszelakie rysunki, jakie na nich napotykamy[4].
Palissy gromadzi przedmioty, potrzebne mu do udowodnienia tych poglądów; na podstawie swej metody klasyfikuje kryształy i skamieniałości, zebrane w podróżach, i w ten sposób w 1575 roku pierwszy zakłada gabinet historyi naturalnej, a jednocześnie rozpoczyna swe wykłady. Te miały wielkie powodzenie i trwały do 1584 roku. Jego zbiór osobliwości pociągał liczną publiczność; wszystkie w nim mieszczące się przedmioty były jaknajstaranniej poklasyfikowane na rzędy i stopnie, z podpisami u dołu, aby każdy mógł się sam z nimi zapoznawać. Z dowodami w ręku Palissy, silny i niezachwiany w swych przekonaniach, gotów odeprzeć gorycz krytyków, zawiść zazdrosnych, ślepą zaciekłość nieuków, nie lęka się głośno wyrzec: »Idźcie teraz poszukiwać u waszych filozofów łacińskich dowodów przeciwnych!«
Bernard Palissy w dziełach swych wysługuje się formą dyalogową. Wprowadza on na scenę dwie osoby zmyślone, z tych jedna zwana Teoretykiem, reprezentuje scholastykę; jest to pedagog ciemny, tępy, wzbudzający litość niedorzecznością swych odpowiedzi. Druga, zwana Praktykiem, zbija nieustannie ciężkie rozumowania swego towarzysza, a z niepospolitą werwą, dowcipem i zręcznością obala wysmażone jego opinie. Książka ta, nieoszacowanej wartości, należy do najpiękniejszych pomników literatury z XVI-go wieku. Autor, obdarzony zapałem, wymową i żywością, celuje w wykładzie zdrowej logiki i zawsze opiera swój pogląd na obserwacyi natury. Podajemy w tej mierze za przykład mały fragment, w którym Palissy, w długiem rozumowaniu udowodniwszy, że kamienie nie rosną, jak powszechnie mniemano w jego epoce, zagadnięty zostaje w ten sposób:
Teoretyk. A skąd wiesz o tem wszystkiem, czy z ksiąg? albo lepiej powiedz mi, z jakiej szkoły jesteś, w której mógłbyś słyszeć to, o czem mówisz?
Praktyk. Nie miałem żadnej innej księgi, prócz nieba i ziemi, które są znane dobrze wszystkim; każdy ma możność wypatrzenia się w nie i odczytywania; otóż wczytując się, badałem materye ziemskie, gdyż nie studyowałem nigdy astrologii w celu rozpoznania gwiazd.
Gdy czytamy Discours admirables Palissy’ego, zadziwia nas nowość i rozmaitość jego obserwacyi, dotyczących utworów górskich i rozmaitych pokładów ziemnych, pochodzenia gatunków mineralnych, formacyi i sposobu rozrastania się kamieni, których badał postać, barwę, siłę skupiania się ich cząstek składowych, wagę i ciężkość gatunkową. Krystalizacye, stalaktyty, drzewo skamieniałe, ciała kopalne, margiel, muszle, wszystko to jest przedmiotem jego poszukiwań. Wierny swej metodzie badań, wiąże on zebrane fakty z poglądem ogólnym, prawie zawsze wiodącym na tor prawdy.
Dzieło to obejmuje wielki zasób teoryi szerokich i śmiałych, dotyczących najważniejszych kwestyi naukowych. Znachodzimy w niem ślady geniuszu, odkrycia zupełnie nowe, które w późniejszym czasie prawie wszystkie przez wiedzę stwierdzone zostały.
W rozmowie o naturze wód i wodotrysków Palissy podaje środki przeprowadzenia wód z jednego miejsca na drugie za pośrednictwem pomp, rur i wodociągów; bada wody mineralne, przypisuje wysoki stopień ich ciepła istnieniu ognia podziemnego, gorejącego bez przerwy, zwraca uwagę na wielkie znaczenie siły pary wodnej, całkiem jeszcze wówczas nie znanej, z której zdaje relacyę, nie czerpaną wcale »z dzieł filozofów«, lecz z doświadczenia przez doprowadzenie w kotle wody do wrzenia. Według niego wody źródlane pochodzą z przesączania się deszczów; podaje on najzupełniejszą teoryę ich tworzenia się, utrzymuje, że wody ziemne »są karmione piersią oceanu«; wskazuje sposób urządzania wodotrysków sztucznych, naśladujących naturę.
W traktacie o marglu Palissy występuje jako rzeczywisty wynalazca studni artezyjskich.
»Zdaje się — powiada — że świder mógłby z łatwością wiercić niektóre mniej twarde kamienie, a tym sposobem możnaby z gruntów marglowych, za pomocą takiej studni wydobywać wodę, któraby wznosić się mogła do wielkiej wysokości z głębi, w jakiej ją świder napotkał«.
Palissy, fizyk, chemik, agronom, dotyka wszystkich wielkich zagadnień wiedzy ówczesnej i objaśnia je zawsze rozsądnem rozumowaniem.
Jako chemik, biegły w doświadczeniach, góruje nad marzycielskimi poszukiwaczami kamienia filozoficznego z tej epoki, okazuje mianowicie, że sole nie są bynajmniej, jak mniemano powszechnie wówczas, transmutacyą czyli przetworem wody, lecz krystalizują po rozpuszczeniu się ich w tym płynie.

Nieubłagany przeciwnik alchemików, wyjaśniając metodę kupelacyi, demaskuje oszustwo, za pomocą którego wielu z nich rozgłasza, że mogą ołów przetwarzać w srebro lub złoto. Lekarzom zaleca zajmować się chemią, badać przyrodę; rolnikom radzi użyźniać ziemię nawozem, wskazuje im użyteczność marglów, wzbrania im zwłaszcza wyniszczać lasy, które są dobrodziejstwem. »Gdy wszystkie lasy wycięte zostaną — powiada Palissy — przemysł zniknie; wszystek lud będzie żywił się trawą, jak Nabuchodonozor«. Palissy rozwija wszędzie zdrowe zasady filozofii natury, wielki ten artysta nie tylko jest uczonym, ale i głębokim myślicielem, jak to widać z jego słów: »Nauka objawia się temu, kto jej poszukuje!« W innem znów miejscu pisze: »Nie należy nadużywać darów Boga, ukrywać swych talentów w ziemi, gdyż napisano jest, że szalony, ukrywający szaleństwo, więcej wart od uczonego, ukrywającego naukę«.
BERNARD PALISSY.
Wasza królewska mość litujesz się nademną, a ja lituję się nad wami...
Gdy Bernard Palissy pomnażał skarby wiedzy, wojny domowe niszczyły Francyę.

W czasie wojen religijnych, pustoszących Saintonge, aresztowano go i wleczono jako protestanta od więzienia do więzienia, od Saintes do Bordeaux. Dzięki protekcyi Katarzyny de Medicis ocalał w rzezi św. Bartłomieja, lecz nienawiść religijna nie zaprzestała go ścigać. Gdy Liga zajęła Paryż w 1588 roku, starzec był aresztowany i osadzony w Bastylii. Mathieu de Launay, jeden z ligi Szesnastu, żądał usilnie, aby Palissy był sprowadzonym na widowisko publiczne, to jest skazany na śmierć. Książę de Myenne, jego protektor, jakkolwiek nie był w możności wyswobodzenia go zupełnie, zdołał jednak swym wpływem opóźnić przeprowadzenie procesu.
Palissy pozostał wierny swym przekonaniom. Jednego dnia Henryk III-ci odwiedził go w Bastylii, w towarzystwie dworzanina hrabiego de Maulevrier.
— Zacny człowieku — rzekł król — już czterdzieści pięć lat pozostajesz w moich i mojej matki usługach. Pozwoliliśmy ci wyznawać twą wiarę wśród płomieni stosów i rzezi; teraz widzę się tak naciskanym przez Gwizyuszów i lud, że zmuszony jestem wydać cię w ręce nieprzyjaciół; jutro, jeżeli nie wyrzeczesz się błędów, będziesz spalony.
— Najjaśniejszy panie — odrzekł starzec — gotów jestem oddać życie dla chwały Boskiej. Powiedzieliście mi wielokrotnie, że litujecie się nade mną, ja zaś lituję się nad wami od chwili, gdy wyrzekliście te słowa: »Jestem zmuszony!« Tak nie mówi król. Ani wy, ani ci, którzy was zmuszają do tego, Gwizyusze wraz z waszym ludem, nigdy nie zmuszą mnie do tego czynu, gdyż umiem umierać.
Wkrótce potem Palissy oddał ducha w jednym z lochów Bastylii.
Przyjął on za godło: »Ubóstwo przeszkadza zacnym ludziom dopiąć celu«. Tęż samą myśl wyraził później Benjamin Franklin w innej formie, gdy wyrzekł: »Ubóstwo często pozbawia człowieka cnót i energii; trudno przychodzi zachować godność z próżną sakiewką«.
Iluż znakomitych uczonych moglibyśmy wymienić obok Palissy’ego! Andrzej Vésale, ojciec anatomii; Ambroży Paré, słynny chirurg; Paracelses, głośny chemik — są gwiazdami z tejże epoki Odrodzenia. Ze współczesnych uczonych skreślimy tu życiorys nieszczęśliwego Michała Servet’a, szlachetnej ofiary prześladowania.
Mąż ten urodził się w 1509 roku, w Villanueva, w Aragonii; nauki odbył w Tuluzie i oddał się studyom kwestyi religijnych, poruszonych przez rodzącą się wówczas Reformacyę. W Strasburgu Servet wzbudził podziwienie jednych, oburzenie drugich wolnomyślnością swych poglądów; przeciwnicy nazywali go: »złoczyńcą hiszpańskim«. W Niemczech jego Dyalogi, rozstrząsające dogmaty, wywołały zgorszenie w tym stopniu, że Servet zmuszony był pod przybranem nazwiskiem Michała de Villeneuve’a uchodzić do Francyi.
W Paryżu Servet zajął stanowisko doktora medycyny; w kolegium Lombardów zasłynął z wykładów i odznaczył się swemi pracami.
Na nieszczęście spotkał się z Kalwinem i wyzwał go na dysputę teologiczną, z której zakiełkował pierwszy zarodek niechęci, przetworzonej następnie w zaciętą nienawiść.
Ruchliwego charakteru Servet opuścił w niedługim czasie Paryż; przebywał kolejno w Lyonie, Charlieu, w Avignon, gdzie spełniał zarazem obowiązki lekarza i korektora drukarni. Nieustannie zajęty doktrynami religijnemi, chciał nakłonić Kalwina do przyjęcia swych przekonań, w tym też celu ogłosił obszerne dzieło: »Przywrócenie chrześcijanizmu«, którem wzburzył do najwyższego stopnia nieubłaganego swego przeciwnika.
Michał Servet był, równie jak Kalwin, protestantem, z tą jednak różnicą, że przedstawiał to, co moglibyśmy nazwać protestantyzmem liberalnym, gdy tymczasem Kalwin reprezentował protestantyzm prawowierny. Kalwin postanowił zgubić Servet’a; wykrył jego pobyt Inkwizycyi i polecił uwięzić w Lyonie. Servet zdołał ujść, lecz chcąc się dostać do Włoch, musiał przechodzić przez Genewę, gdzie stał się łupem mściwego swego nieprzyjaciela.
Kalwin kazał go raz jeszcze ująć i sam przeprowadził ohydny proces, który zakończył się skazaniem na śmierć jego współzawodnika.
Dwudziestego siódmego października Michał Servet został żywcem spalony. Gdy szedł na stos, Farel, towarzyszący mu w ostatnich chwilach, namawiał go do wyparcia się przekonań, lecz filozof pozostał niezachwiany.
Szedł na śmierć krokiem pewnym, a gdy płomienie objęły dokoła jego ciało, tłum nie usłyszał nawet jęku.
W dziesięć lat po śmierci Servet’a inny słynny uczony, Piotr Belon[5] zginął tragicznie, zamordowany wieczorem w lasku Bulońskim przez nieznanego zabójcę (1564 roku). Belon był jednym z najznakomitszych naturalistów francuskich, oddawał się z zamiłowaniem studyom przyrody, pod protekcyą słynnego biskupa z Mans i stał się jednym z najgorętszych obrońców nowych poglądów. Powróciwszy z podróży, odbytej po Niemczech, doznawać zaczął prześladowań. Aresztowany pod murami Thionville, w księstwie Luksemburskiem, uwięziony został jako stronnik podejrzanych doktryn filozoficznych, w których siejbie zginęło już tyle ofiar. Na szczęście ocalił go jeden z jego wielbicieli, złożywszy znaczny okup.
Po odzyskaniu wolności Piotr Belon wrócił do Paryża, gdzie doskonalił się w naukach przyrodniczych pod opieką kilku dostojnych kardynałów, przyjaciół nauk; poczem wyruszył w podróż na Wschód w celu zbadania wszystkich roślin leczniczych, które znał tylko z książek.
Belon zwiedził Grecyę, Macedonię, Azyę mniejszą; wylądował w Aleksandryi, był w Kairze, przebiegł Egipt dolny i Palestynę, gromadząc wielki zasób dokumentów naukowych. Za powrotem Henryk II wyznaczył mu pensyę dwóchset talarów. Słynny przyrodnik szczycił się następnie względami Karola IX, gdy nagle śmierć, o której wspomnieliśmy wyżej, złamała jego życie.
Kartezyusz i Franciszek Bacon pracami swemi uwieńczyli budowę filozofii natury, tak dzielnych liczącej obrońców w XVI-tym wieku. Zaznaczamy tu główniejsze wypadki ich życia.
Filozof francuski[6] służył jako ochotnik w wojsku pod Maurycym Saskim i Maurycym Nassauskim, zwiedził Niemcy i Holandyę, pozostawał w Paryżu w zażyłych stosunkach ze słynnymi ówczesnymi uczonymi i wreszcie wyniósł się do Holandyi, gdzie żył na ustroniu. W pierwszem swem dziele: Traité du monde przyjmował wraz z Galileuszem ruch ziemi, lecz roztropnie usunął tę książkę, dowiedziawszy się o wyroku, potępiającym współczesnego mu Włocha. Dzieła jego: »Discours de la Méthode«, »Méditations sur la philosophie première«, »Principes de la philosophie« miały rozgłos szeroki. Jakkolwiek jednak Kartezyusz miał wielbicieli, niemniej liczył nieprzyjaciół, którzy usiłowali go zgubić, oskarżając o ateizm.
Wskutek zaproszenia Krystyny, królowej szwedzkiej, Kartezyusz przybył na dwór sztokholmski. Wyruszył w końcu 1649 roku, lecz w krótkim czasie, wskutek ostrości klimatu tego kraju, utracił zdrowie i umarł w pięćdziesiątym czwartym roku życia.
Filozof angielski[7] Franciszek Bacon, syn Mikołaja, strażnika pieczęci za rządów Elżbiety, został członkiem Izby Gmin, lecz nie umiał spełnić zaszczytnie swego mandatu; stąd też Wolter wyrzekł o nim: »Jest to tak wielki człowiek, że zapomniałem o jego ułomnościach«. Za Jakóba I-go zostaje z kolei rzecznikiem, prokuratorem jeneralnym, strażnikiem pieczęci i lordem-kanclerzem (1618 roku). Na tym wysokim urzędzie oskarżony przez Izbę Gmin o przekupstwo, sprzedawanie za pieniądze przywilejów, skazany został przez sąd Izby Parów na zapłacenie kary miliona franków i uwięzienie w wieży londyńskiej. Prócz tego Bacon pozbawiony został godności i sprawowania urzędu publicznego.
Król Jakób przywrócił wkrótce wolność dawnemu swemu ulubieńcowi, lecz odtąd ex-kanclerz żył w oddaleniu od spraw publicznych. Usiłowano oczyścić go z zarzutów, niema jednak żadnej wątpliwości, że wartość moralna Franciszka Bacona pozostała smutnem zagadnieniem do rozwiązania dla tych, co pragnęli go nie tylko uwielbiać, ale i szanować. Co do nas, cenimy tylko Bacon’a, jako autora Novum organum, dzieła nieoszacowanej wartości, jednego z najświetniejszych promieni światła, jakie kiedykolwiek wytrysły z inteligencyi ludzkiej. Autor daje w niem ostateczne podstawy nowej logiki, ustala odrodzenie się nauk, uznając za bezwzględną powagę obserwacyę, odkrywającą fakty, i doświadczenie, które je bada.
W ostatnich latach życia Franciszek Bacon poświęcał prawie cały swój czas doświadczeniom naukowym, poszukując zwłaszcza pożytecznych zastosowań zjawisk natury, nasuwających się jego obserwacyi.
Drugiego kwietnia 1626 roku były lord-kanclerz, jadąc w powozie ze słynnym lekarzem szkockim Witherbonne’m i widząc padający śnieg w wielkich płatkach, zaczął rozmyślać nad możebnością użycia śniegu do zachowywania od zepsucia materyi pokarmowych. Powziąwszy tę myśl, bezzwłocznie postanowił odbyć pierwszą próbę; kazał zatrzymać powóz, wstąpił do chaty ubogiej wieśniaczki, kupił kurę, polecił ją zarznąć, potem obłożył śniegiem, aby na miejscu odbyć doświadczenie. Zaziębiwszy się przy tej operacyi, Franciszek Bacon, dręczony zimnicą, poszukiwał schronienia w domu sąsiednim, należącym do hrabiego Arundel, wówczas nieobecnego. W liście uprzejmym, który zaraz napisał do tego pana, usprawiedliwia się z zajęcia jego pomieszkania. »Jestem bliski — dodaje wielki filozof — doznania losu Pliniusza starszego, który stracił życie, zbliżywszy się zanadto do Wezuwiusza, dla lepszego obserwowania wybuchu wulkanu«.
Franciszek Bacon zakończył życie wskutek tego ostatniego doświadczenia, licząc sześćdziesiąt sześć lat wieku.









  1. Opus majus.
  2. Victor Cousin. Histoire génerale de la philosophie.
  3. Tradycyonalne okrucieństwo fanatyzmu utrzymywało się ciągle w Hiszpanii. W kraju tym w czasie, poprzedzającym o sto lat Campanellę, w 1492 roku, pod zagrożeniem kary śmierci wypędzono przeszło 200.000 żydów. Wówczas to panował smutnej sławy Torquemada; zgubił on tysiące najniewinniejszych ludzi; prócz tego spalono in effigie mnóstwo zmarłych lub w ucieczce szukających ocalenia, a 90.000 osób skazano na wieczyste więzienie, konfiskatę majątku, stratę urzędu. Liorente, Historya Inkwizycyi Hiszpańskiej, 1817 r.
  4. Fontenelle. Histoire de l’Academie.
  5. Urodzony około 1517 r., niedaleko miasta Oizé (Sarthe).
  6. Kartezyusz (Descartes) urodził się w Lahaye, w Touraine w 1596 roku. Pochodził z rodziny szlacheckiej, skończył kolegium jezuickie we Flèche.
  7. Bacon urodził się w Londynie w 1561 roku.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gaston Tissandier i tłumacza: anonimowy.