Męczennicy w imię nauki/Rozdział V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gaston Tissandier
Tytuł Męczennicy w imię nauki
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1906
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les martyrs de la science
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Alde Manuce. — Skrępowanego przywiązano do muru.
ROZDZIAŁ V.
Drukarstwo.

»Sztuka drukarska — powiada Lamartine — zbliża ku sobie i łączy węzłem bezpośrednim, ciągłym, wiekuistym myśl człowieka odosobnionego ze wszech myślami świata widzialnego w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Powiadano, że drogi żelazne i para zniosły odległość, możnaby jednak orzec: drukarstwo zniosło czas. Dzięki mu — wszyscy jesteśmy sobie współcześni. Rozmawiamy z Homerem i Cyceronem, Homery i Cycerony wieków przyszłych rozmawiać będą z nami. W ten sposób możnaby zapytać, czy druk nie jest o tyle istotnym zmysłem inteligencyi, wykrytym dla ludzkości przez Gutenberga, o ile jest maszyną materyalną, gdyż przedstawia bezwątpienia nie tylko papier, atrament, czcionki, litery, cyfry, podpadające nam pod zmysły, ale jednocześnie myśl, uczucie, naukę, religię — to jest pewną cząstkę ducha ludzkości.«
Na początkach XV-go wieku malowanie miniatur i pismo dosięgnęły najwyższego stopnia doskonałości. Znachodzimy w tym czasie Biblie, przepełnione ozdobami, których barwy łączą się z sobą harmonijnie, a malowidła wytworne, często pomysłowe, tworzą ramy tekstu, umiejętnie kreślone na skórze pargaminowej. Prócz tego, w owym czasie, w niemniej wielkiej ilości napotykamy karty do gry, będące przedmiotem handlu wywozowego Wenecyi i Florencyi, sprowadzane przez Greków z Konstantynopola oddawna, gdyż jeszcze przed szaleństwem króla francuskiego Karola VI-go[1]. Karty te malowane były z wielkim talentem na tle złotem. Nie szczędzono ozdób i bogatego stroju w wizerunkach króla, damy, waleta i asa, na nich wyobrażanych. Osoby, figurujące w tych kartach, odpowiednio do swego stopnia, dzierżyły w ręku berła lub miecze ze srebra, odrzynające się od tła złotego. Figury, narysowane z ponętną prostotą, przybrane były w szaty szkarłatne lub lazurowe. Karty te, równie jak książki do nabożeństwa, były dostępne wyłącznie tylko dla ludzi bogatych, gdyż kosztowały bardzo drogo.
O pierwszych artystach, którzy przyczynili się do rozpowszechnienia tych przedmiotów, upraszczając ich wyrabianie i ogałacając z bogatych ozdób, nic nie wiemy. Nie ulega wszakże wątpliwości, że rozchodziły się pomiędzy mieszczanami i ludem wiejskim obrazy świętych i karty do gry, malowane farbą czarną zapomocą nowej metody. Obrazy te po większej części były robotami niekształtnemi, pociesznemi, niekiedy barbarzyńskiemi, niemniej wszelako godne są zaznaczenia. Były to bohomazy tanie, ujawniające pod postacią pierwotną dążność sztuki. W tymże czasie przejawia się rzeźba na drzewie, zaczynająca rozpowszechniać sztukę, z której z kolei zrodziło się drukarstwo, mające rozpowszechnić naukę.
W rzeczy samej rzeźbie na drzewie zawdzięczamy wynalazek druku; od rysunku wypukłego na drzewie do czcionek drukarskich przedział mały — Gutenberg mógł się już zrodzić.
Gutenberg ujrzał światło dzienne w Moguncyi, mieście wolnem nad brzegami Renu, w pierwszym roku XV-go stulecia. W czasie uroczystego wjazdu cesarza Fryderyka III do tego miasta czcza sprzeczka o pierwszeństwo miejsca w ceremoniach publicznych wywołała współubieganie się klas, wskutek której Gutenberg, należący do stanu szlacheckiego, liczący wówczas lat dziewiętnaście, został z miasta wygnany.
Odtąd rozpoczął wędrówkę z miasta do miasta, studyując godne uwagi pomniki i zapoznając się z ludźmi, którym talenty dały sławę. Zwiedził pobrzeża Renu, Szwajcaryę, Niemcy i wreszcie Holandyę. W tym ostatnim kraju, bawiąc w Harlem, powziął pierwszą myśl wynalazku druku. Za powrotem do Strasburga, po upływie długich miesięcy, spędzonych na nieustannych poszukiwaniach i gorliwej pracy, zdołał wyrobić czcionki z drzewa, połączyć je z sobą i w ten sposób stworzyć pierwsze podstawy nowej sztuki.
Gutenberg pojmując niezmierną doniosłość moralną i przemysłową swego dzieła, uczuwał potrzebę pomocy, któraby go wspierała w wydatkach, jakie ponosił, odbywając liczne próby wynalazku; wszelako poczytywał za obowiązek ukrywać cel swych prac, aby mu kto nie wydarł tajemnicy — nie pozbawił sławy.
Wśród patrycyuszów Strasburga nie znalazł się ani jeden, któryby zgodził się przyjść mu z pomocą; szlachta powodowała się tym przesądem, że praca rękodzielnika nie przynosi zaszczytu człowiekowi. Wynalazca zmuszony był jednak do tego rodzaju pracy, został robotnikiem, żył wśród ludu, któremu miał otworzyć podwoje dziedziny wiedzy. Zawarł on spółkę z dwoma zamożnymi mieszkańcami Strasburga, Andrzejem Dritzehen’em i Janem Riff’em, przełożonym municypalnym w Lichteneau, a później z Faustem, złotnikiem i bankierem mogunckim.
Gutenberg, ukrywając przed stowarzyszonymi rzeczywisty cel swych poszukiwań, zajmował się wraz z nimi wielu robotami artystycznemi. Trudnił się rznięciem drogich kamieni, polerował szkła weneckie, posługujące do wyrobu zwierciadeł, zachowywał jednak w tajemnicy swe poszukiwania mechaniczne, odnoszące się do wynalazku druku.
Aby lepiej zabezpieczyć się przed ciekawością, uniknąć badań publiczności, która zaczynała oskarżać go o czary, Gutenberg urządził pracownię w ruinach starego, opuszczonego klasztoru reguły Św. Arbogasta. Ukrył się w głębi klasztoru, w celi, którą na klucz zamykał. Pracował bez spoczynku, wyrzynał czcionki ruchome, i zbudował pierwszą prasę drukarską, pierwotyp maszyn tegoczesnych, odbijających w ciągu godziny dwadzieścia tysięcy zadrukowanych arkuszy papieru.
Gutenberg wkrótce potem zaczął drukować książki do nabożeństwa, lecz wyczerpawszy swe fundusze, dla pozyskania nowych zasiłków zmuszony był wykryć współtowarzyszom swą tajemnicę. Ci zgodzili się przyjść mu w pomoc pod warunkiem wszakże podzielenia się z nimi w całości wszystkimi stąd otrzymanymi zyskami, a niemniej i chwałą wynalazcy. Gutenberg dla doprowadzenia do skutku dzieła przystał na te ciężkie warunki. Imię jego wykreślone zostało ze spółki, został, można powiedzieć, tylko robotnikiem w swej pracowni.
Nie dość na tem. Sukcesorowie pozostali po jednym ze stowarzyszonych, wytoczyli mu proces, zaprzeczając własności i pierwszeństwa wynalazku. Zakłopotanie Gutenberga przed sądem było wielkie, gdyż lękał się wydania tajemnicy, a sędziowie ciekawi poznać nowy wynalazek, naciskali go pytaniami. Gutenberg wolał raczej usłyszeć wyrok potępiający, niż porzucić sztukę.
Zrujnowany, powrócił do Moguncyi, swej ojczyzny. Wkrótce zawiązał spółkę z Faust’em i swym zięciem Schoefferem, urządził nową pracownię, w której drukował, zawsze pod imieniem spółki, Biblie i Psałterze, czcionkami niepospolitej wyrazistości.

Faust i Schoeffer ulegli również pokusie przywłaszczenia sobie powoli chwały Gutenberga. W liście dedykacyjnym Tytusa Liwiusza, przełożonym na język niemiecki i przypisanym cesarzowi Maksymilianowi, uznają sami i piszą: »że sztuka drukarska wynaleziona została w Moguncyi, przez genialnego
GUTENBERG.
Ukrył się w głębi klasztoru...
mechanika Jana Gutenberga«; a jednak po upływie kilku lat, zapominając o tem pierwszem zeznaniu, przywłaszczają sobie dla zysku zasługę odkrycia.

Nieszczęśliwy wynalazca, raz jeszcze pozbawiony swej własności, porzuca ojczyznę. Naraz wszystkie niedole nękają go, traci żonę i dzieci, pognębiony wiekiem, bez chleba, jest blizki ostatecznej nędzy, gdy elektor nassauski, szlachetny książę Adolf daje mu u siebie przytułek. W Nassau znowu Gutenberg własnemi rękoma składa czcionki drukarskie.
Gutenberg umarł w sześćdziesiątym dziewiątym roku życia, nie pozostawiając swej siostrze żadnego dziedzictwa, a światu przekazując królestwo wiedzy ludzkiej, wykryte i zagarnięte przez rękodzielnika.
»Zapisuję siostrze — powiada w testamencie — wszystkie księgi przeze mnie wydrukowane w klasztorze Św. Arbogasta«. Biedny wynalazca przekazał tej, co go przeżyła, mienie zwykłe wielkich ludzi — swą młodość zużytą, życie prześladowane, imię nieznane, noce bezsenne i niepamięć współczesnych.
Po śmierci Gutenberga drukarstwo rozpowszechniło się wszędzie, prasy drukarskie zaprowadzone zostały prawie we wszystkich wielkich miastach Europy, Francya za Ludwika XI-go, Anglia, Holandya, Niemcy, Włochy, użytkując z jego wynalazku, rozpoczęły druk książek.
Jednocześnie z drukiem książek rozwija się snycerstwo, sztuka jednoczy się z nauką dla wzniesienia poziomu inteligencyi ludzkiej. Prawie w tejże chwili, w której zgasł Gutenberg, przyszedł na świat Albert Dürer. Ujrzał on światło dzienne w Norymberdze w 1471 roku, w tej właśnie epoce, w której snycerstwo drzeworytnicze zaczynało się przejawiać. W młodych latach przebiegł Niderlandy, ojczyznę pierwszych snycerzy, wyruszył do Wenecyi, gdzie słynęli poprzednicy Tycyana, zwiedził Wiedeń i tu umiał pozyskać względy cesarza niemieckiego Maksymiliana I-go, dzielnego współzawodnika Ludwika XI-go i Karola VIII-go. Albert Dürer tchnieniem potężnego geniuszu ożywiał drzewo. Miłość macierzyńska widnieje w jego przepysznych figurach Najświętszej Panny, zapał skrzy się w jego scenach tryumfalnych, trwoga przeraża nas w jego Apokalipsie; utwory jego przejmują z kolei naszą duszę bojaźnią, zachwytem lub smutkiem.
Albert Dürer zgasł, licząc lat pięćdziesiąt ośm; nie tylko pozostawił nam arcydzieła snycerstwa, ale nadto unieśmiertelnił się w złotnictwie, rzeźbie i architekturze. Słynny ten snycerz był nie tylko wielkim artystą, lecz i wielkim obywatelem, obdarzonym duszą wrzącą, sercem najszlachetniejszem. Pomimo to wszystko umarł ubogi, złamany, jak tego dowodzi piękny list, który w końcu swego zawodu pisany do magistratu Norymbergii, jego miasta rodzinnego. Kilka wierszy rozrzewniających z tego listu przytaczamy:
»Przed dziewiętnastu laty Rada Wenecyi ofiarowała mi dwieście dukatów rocznej pensyi, upraszając, żebym osiadł w tem mieście. Gmina Anvers w czasie krótkiego mego pobytu w Niderlandach ofiarowała mi również corocznie trzysta florenów filipińskich, z dodaniem w darze pięknego domu. W jednem i drugiem mieście za roboty miałem pobierać oddzielne wynagrodzenie. Nie przyjąłem żadnej z tych ofiar, powodowany miłością dla was, panowie, dla naszego miasta i mojej ojczyzny. Wolałem tu żyć skromnie, niż gdzieindziej opływać w dostatkach i być sytym sławy«.
Albert Dürer odrysował się cały w tym pełnym godności liście. Żąda on w nim od magistratu miasta Norymbergi przyjęcia w depozyt tysiąca florenów, będących owocem jego pracy i oszczędności, i płacenia mu od tej kwoty pięćdziesięciu florenów rocznego procentu na potrzeby jego życia z żoną. »Jesteśmy oboje — dodaje — z dniem każdym starsi, słabsi, niedołężniejsi«[2].
Szczytne uczucie kornej skromności i szlachetnej dumy, wzniosły węzeł wielkiego charakteru z wielkim geniuszem!
Pierwsza książka wydrukowana, ukazująca się w świecie, musiała przerazić nieprzyjaciół światła, stąd też w historyi pierwszych drukarzy napotykamy często opisy ich prześladowania. Niestety! zdaje się, że każdy postęp ludzkości musi być okupywany bólem i łzami.
W 1490 roku Alde Manuce założył w Wenecyi słynną drukarnię, która przez długi czas, przechodząc z ojca na syna, rzuciła w świat księgi niepospolitej wartości. Rodzina Alde tem była dla Włoch, czem rodzina Estienne dla Francyi. Rody Alde i Estienne, walcząc mężnie w sprawie nauki, nabyły prawa do wdzięczności ogółu.
Alde Manuce pomimo wojny, wyludniającej Włochy, pomimo trudności i niepowodzeń, drukował książki użyteczne, starając się z godną podziwu wytrwałością przyjść w pomoc kształcącej się młodzieży.
»Powziąłem postanowienie — powiada w jednej przedmowie do dzieł, przezeń wydanych — poświęcić życie pożytkowi publicznemu, a Bóg mi świadkiem, że jest to mojem gorącem życzeniem. Nad spokój przekładam życie pracowite, czynne; człowiek nie jest zrodzony do rozkoszy, niegodnych duszy szlachetnej, lecz do prac zaszczytnych. Pozostawmy nikczemnym trzodom takie istnienie. Katon powiada nam: życie człowieka porównane być może z żelazem: użytkujcie z niego ciągle — będzie się błyszczeć, nie użytkujcie całkiem — rdzą się pokryje«.
Tak podniosłe były uczucia, ożywiające tego szlachetnego człowieka. W 1495 roku Alde drukował utwory Arystotelesa, Teokryta i Hezyoda, a w następnym roku Thesaurus cornucopiae, dzieło, będące zbiorem prac filologów greckich, przez nikogo jeszcze nie publikowanych.
Karol VIII-my zagarnął Włochy. Alde pisze w jednej przedmowie: »Ciężkie to zadanie drukować poprawnie księgi łacińskie, a cięższe jeszcze księgi greckie, wszakże najuciążliwsze jest dokładać wszelkich starań, jakich wymaga ta praca w czasach tak ciężkich, w których broń więcej zajmuje, niż książki. Od chwili jak spełniam ten obowiązek, to jest od siedmiu lat, mogę stwierdzić przysięgą, że nie miałem w ciągu całego tego czasu nawet jednej godziny prawdziwego spoczynku«.
W 1497 roku Alde ukończył druk wszystkich dzieł Arystotelesa i postanowił wkrótce potem wydać pisma Platona, Hippokratesa i Galiena: »Jeżeli mnie Bóg przy życiu zachowa — pisał w tej epoce — postaram się, aby współczesnym mi nie zbrakło nigdy dobrych książek literackich i naukowych«.
Alde Manuce dotrzymał przyrzeczenia, w ciągu ośmiu następnych lat poświęcał się namiętnie drukowaniu najlepszych dzieł starożytności.
W 1506 roku prace jego drukarskie musiały być całkiem przerwane wskutek klęsk wojny, pustoszącej Europę, a zwłaszcza Włochy. Ludwik XII-ty, dziedzic tronu francuskiego, roszczący sobie prawa do królestwa neapolitańskiego, sprzymierzywszy się z Ferdynandem Katolickim w celu wyparcia z tego państwa Fryderyka III-go, odzyskał Genuę i poskromił Wenecyę.
Alde był jedną z najnieszczęśliwszych ofiar zaburzeń, wywołanych wojną. Pozbawiony mienia, tracił czas na podróżach i staraniach w celu odzyskania swej fortuny. Wróciwszy do Medyolanu, stał się łupem swych nieprzyjaciół. Bez żadnego powodu biednego drukarza przyaresztowali żołnierze księcia mantuańskiego i osadzili, jak złoczyńcę, w straszliwem więzieniu, w którem z niesłychanem okrucieństwem, godnem rozbójników, skrępowanego przywiązano do muru.
Ohydny ten zamach na wolność zacnego pracownika, przynoszącego chlubę swej epoce, wywołał oburzenie powszechne. Wskutek starań swych przyjaciół Alde odzyskał wolność, lecz pozostał ubogim, bez żadnych środków do życia. Dzięki jednak swej wytrwałości i energii zdołał odrodzić z popiołów swą drukarnię. Od 1507 do 1513 roku Alde wydaje tragedye Eurypidesa, dzieła Platona, pisma Plutarcha, komentarze Cezara, listy Cycerona i prace Pindara. W przedmowie do tej ostatniej publikacyi zaznacza, jak gorzkie przecierpiał próby.
»Oto upływa lat cztery — powiada — jak musiałem zawiesić moje prace, widząc całe Włochy wydane na łup straszliwej klęski wojny zaciętej. Zniewolony byłem opuścić Wenecyę, aby odzyskać moje pola i ogrody, zniszczone nie przez moje niedbalstwo, lecz przez te czasy nieszczęśliwe«.
Stary Alde, jak go nazywano dla odróżnienia od potomków, umarł 6 lutego 1516 roku, licząc 66 lat wieku. Po dwudziestu pięciu latach ciężkich trudów, poświęciwszy wszystkie usiłowania, całą energię i inteligencyę dla dobra współczesnych, znikł z tego świata prawie w ubóstwie, i, jak utrzymuje Erazm, pozostawił dzieciom tylko szacunek, wiążący się z jego nazwiskiem.
Paweł Manuce utrzymuje godnie firmę słynnej drukarni, przez ojca założonej, i walczy również z niedolą i niepowodzeniami.
Podczas gdy Alde’owie rozpowszechniali książki we Włoszech, Estienne’owie wsławili się na tejże drodze we Francyi.
Pierwszy drukarz tego nazwiska, Henryk Estienne, umarł w 1520 roku; synowie jego Franciszek, Karol i Robert, prowadzili dalej dzieło, rozpoczęte przez ojca, wszelako ten ostatni zasługuje głównie na naszą uwagę, gdyż życie jego, pomimo silnej protekcyi Franciszka I i Henryka II, zakłócały prześladowania i nieszczęścia. Z pod pras drukarskich Roberta Estienne, urządzonych w Paryżu, wychodziły w niezliczonej ilości piękne książki, starannie korygowane, doskonałego wyboru, które dziś jeszcze zachwycają bibliofilów.
Około 1550 r. ważne wypadki zmusiły Roberta Estienne do porzucenia Francyi. Złączony węzłami wspólnej sympatyi z naczelnikami Reformacyi, polecił przełożyć z greckiego języka na francuski synowi swemu, Henrykowi Estienne’owi, katechizm Jana Kalwina. Książka ta ukazała się w Genewie w 1551 roku, a wraz z nią pogróżki naruszyły spokój wydawcy.
Zawiść Sorbonny, gasnąca coraz więcej protekcya królewska, zmusiły Roberta Estienne do bezzwłocznego usunięcia się.
Osiadł w Genewie, założył tu wielką drukarnię i prasy swe poświęcił rozkrzewianiu zasad Reformacyi. Pod tytułem: »Les Censures des Théologiens de Paris« wydał książkę niepospolitej wartości, odsłaniającą w formie żywej i satyrycznej szczegóły walk religijnych w tej epoce.
»Chcę — powiada ten drukarz — usprawiedliwić się z zarzutu porzucenia ojczyzny, ze szkodą dobra publicznego, z nieuznania wielkiej szczodrobliwości, jaką mię król obdarzał... Przedewszystkiem zmuszony jestem wyznać, co czuję w sercu, a mianowicie, że wszystkie, o ile sięgnąć mogę pamięcią, walki moje z Sorboną toczyć byłem zniewolony przez lat dwadzieścia; i nie mogę wyjść z podziwienia, jak taka licha, taka mała figura, jaką byłem, miała siłę je podtrzymywać... Jakiż był mój występek? Jakąż wyrządziłem krzywdę, że prześladowano mnie zawzięcie aż do skazywania na stos, którego wielkie płomienie rozdmuchiwano... prócz tej, że ośmieliłem się drukować Biblię w wielkim formacie, gdy tymczasem Nowy Testament w małym formacie został wydrukowany. Podniosły się wrzaski, aby mnie skazać na stos, gdyż drukowałem książki gorszące, a nazywano gorszącem to wszystko, co było oczyszczone z błędów, do których się przyzwyczajono«.
Robert Estienne umarł w Genewie. Historyk de Thou, biograf jego życia, zaznacza usługi jakie oddał znakomity ten drukarz piśmiennictwu i naukom, mówi o sławie prac jego, której promienie odbiły się we Francyi i w całym świecie.
»Praca, wyczerpująca ludzi — powiada syn jego Henryk — wyczerpana została przez Roberta Estienne’a«.
Chociaż Robert Estienne wyswobodzony od ognia, skazany został tylko na wygnanie, współczesny mu jednak Dolet nie uniknął stosu.
Stefan Dolet urodził się w Orleanie 3 sierpnia 1509 r. Po ukończeniu nauk w Paryżu udał się do Padwy i tu uzupełnił swe wykształcenie. Po upływie trzech lat Dolet przyjął obowiązki sekretarza przy ambasadorze weneckim, Janie de Langeac.
Dolet słuchał pilnie wykładu Baptisty Egnazio, który zapoznawał swych uczniów z zaletami autorów łacińskich Cycerona i Lukrecyusza; oddawał się też z zamiłowaniem studyom naukowym i poezyi. Miłość, jaką go natchnęła pewna młoda wenecyanka, usposobiła jego pióro do poetyckich porywów. Śmierć ukochanej skłoniła go do powrotu do Paryża i poświęcenia się całkiem nauce. Dolet studyował namiętnie dzieła Cycerona i, zebrawszy liczne dokumenty, napisał: »Komentarze nad językiem łacińskim«.
W 1532 roku napotykamy Stefana Doleta w Tuluzie, oddanego nauce prawa.
Talent Stefana Doleta, czar jego słowa, wdzięk postaci, jednały mu uczniów, którzy wybrali go na mówcę.
W jednej z mów swoich Dolet śmiało zganił dekret parlamentu w Tuluzie, wzbraniający uczniom zawiązywania stowarzyszeń. W odpowiedzi na to śmiałe wystąpienie wrzucono go do więzienia, z którego wyszedł jedynie dzięki protekcyi Jana Dupin’a, biskupa z Rieux. Ten akt najniesłuszniejszej surowości względem Doleta zjednał mu zadziwiającą popularność; wszelako gdy z jednej strony przyklaskiwano mu, z drugiej zbierała się burza nad jego głową.
Spotwarzano go, lżono, szkalowano.
Jednego dnia nieprzyjaciele jego obwozili po ulicach Tuluzy świnię, na której grzbiecie wypisane było nazwisko Stefana Doleta.
Młody, ognisty pisarz bronił się inteligentnie i energicznie, nie ukrywał swych poglądów, zadawał wprost ciosy nieprzyjaciołom. Dekretem parlamentu wydalono go z Tuluzy.
Stefan Dolet usunął się do Lyonu, gdzie wydrukował swe Komentarze nad językiem łacińskim, »pracę obszerną, powiada Firmin Didot, której poświęcał przez szesnaście lat swój spoczynek, młodość, przyjemności i zdrowie«. Młody autor dedykował to dzieło Franciszkowi I, któremu został przedstawiony w Moulins. Król francuski protegował go i nadał mu przywilej »na drukowanie wszystkich książek, przez niego napisanych«.
Nową intrygę usnuli przeciw niemu nieprzyjaciele; już w Tuluzie najmowano zbirów, mających zamordować Doleta, teraz nikczemne te knowania znowu się wznowiły. Jednego dnia na ulicy pewien człowiek, nazwiskiem Campanini, napadł na niego. Stefan Dolet, broniąc się zabił napastnika. Doleta uwięziono i pomimo wymownej obrony z jego strony, dla ocalenia go potrzeba było aż interwencyi królewskiej.
Stefan Dolet, chcąc się okazać godnym protekcyi Franciszka I, postanowił drukować książki.
»Pomnażać będę — powiada on — wszystkiemi mojemi siłami skarby literatury, złączę się ze świętymi cieniami pisarzy starożytnych za pośrednictwem przedruków ich ksiąg, poświęcę swą pracę i talent pismom współczesnych. O ile jednak gromadzić będę arcydzieła, o tyle pogardzę lichymi utworami niektórych nędznych bazgraczy, będących hańbą wieku«.
Nowy drukarz-wydawca dotrzymał obietnicy. Dzięki jego energii opuściło prasę kilka dobrych, pięknych książek, jako to: Chirurgia Pawła Egine’a, Pisma Galiena, Dzieła Klemensa Marota i Dyalogi Platona, w których wydawca pomieścił przedmowę zręcznie rymowaną, zaczynającą się tym wierszem:

Dość już długo żyliśmy w ciemnościach!

Na książkach tych figuruje jako dumne godło: topór lub hebel, utrzymywany przez rękę, występującą z chmur, grożącą sękatemu trzonowi drzewa. Ten symboliczny rysunek był dopełniony napisem mieszczącym się w książkach francuskich: »Zachowaj mnie, Panie, od potwarzy ludzkiej«.
Dolet oddał się cały pracom drukarskim, nieprzyjaciele nie przestali wszakże go napastować. W 1542 roku został uwięziony pod pozorem wydrukowania książek, rażących herezyą; po piętnostomiesięcznem więzieniu uwolnienie zawdzięczał znowu łaskawości króla.
Czternastego lutego 1543 roku nowy dekret parlamentu paryskiego poleca spalenie trzynastu dzieł, napisanych lub wydrukowanych przez Doleta, »jako zawierających doktryny niebezpieczne, heretyckie i godne potępienia«.
Roztropność doradzała autorowi ucieczkę, porzucenie Francyi, jak to uczynił Robert Estienne. Miłość ojczyzny i czystość sumienia zatrzymały go. Ofiara nieustannych prześladowców, Stefan Dolet, bronił się żartem, umiał walczyć ironią. Współczesny mu Rabelais, pisarz, pomścił się za wydawcę, przesyłając królowi i królowej nawarskiej listy, w których okrywał śmiesznością jego prześladowców.
Nienawiść, jaką rozbudzał Dolet, z każdym dniem stawała się groźniejszą. W przekładzie Axiochusa Platona napotkano te słowa, przypisane Sokratesowi: »Po śmierci będziesz niczem«.
Na posiedzeniu fakultetu teologicznego w Paryżu 4 listopada 1544 roku słowa te uznano za heretyckie, zgodne z duchem Saduceuszów i Epikurejczyków, oddano też je pod cenzurę, która zawyrokowała, że przekład jest zły, wbrew przeciwny myśli Platona. Stefana Doleta uznano za ateusza i wydano na tortury zwyczajne i nadzwyczajne, dla przestrogi jego towarzyszy, jak orzekał potępiający go wyrok. Następnie powieszono i spalono na placu Maubert 3 sierpnia 1546 roku.
Stefan Dolet zniósł męczarnie mężnie; skończył życie, mając lat trzydzieści siedm. Pozostawił po sobie w nędzy żonę i dziecię, które gorąco kochał.
Gutenberg cierpiał, Stefan Dolet poniósł srogą śmierć, lecz wielkie światło, zwane drukiem, promieniło się w całym blasku.
Dolet zawsze okazywał wielką moc duszy; jeden z współczesnych tak się wyraża o nim, posługując się grą słów łacińskich:

»Dolet quisque dolet, non dolet ipse Dolet«.

co znaczy:
»Każdy użala się nad Doletem, on tylko jeden nie użala się nad sobą«.









  1. Według Duchesne’a (Annuaire de la Societé de l’Histoire de France, 1837 r.), karty do gry wprowadzone zostały do Francyi w końcu XIV-go wieku.
  2. Essai sur l’histoire de la gravure sur bois, par Ambroise-Firmin Didot. — Paris, 1863.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gaston Tissandier i tłumacza: anonimowy.