Jeśli zawsze z pięknością dobroć idzie w parze, Dalipan, jutro się żenię. Ale ponieważ na świata obszarze Cudem jest obu zalet zjednoczenie, Przeto wybaczcie że — zbyt doświadczony — Nie szukam żony. Jednakże, z ludzi co najmniej trzy czwarte Los życia stawia na kartę;
Nie dziw, że gdy zła żonka zapały ostudzi, Trzy czwarte ludzi Żąda rozwodu, w łeb sobie strzela, Lub... ma w domu przyjaciela. Znałem jednego: poczciwy z kościami, A musiał przecie, mimo gładkie lice, Wygnać żonę sekutnicę. Czy nie miał racyi, rozstrzygniecie sami.
Od świtu do wieczora rwetes jak we młynie: Pan mąż niech wstaje o czwartej godzinie, Pan mąż spać idzie z kurami, Pan mąż o nic się nie troska, Pan mąż siedzi, pan mąż leży. A służące... Matko boska! Z rana, ani trzech pacierzy Nie wyszło, a wszystkie dziewki, Ze spuchniętą chodząc twarzą, Szeptem między sobą gwarzą, Że z panią — to nie przelewki.
W końcu, mąż udręczony, pewnego poranka, Swego pięknego szatanka Odesłał na wieś. Jejmość u swej matki Nie opływała w dostatki:
Trzeba było ze świtem wstawać do roboty, Zamieść, gotować, w studni czerpać wodę, Albo iść w pole, i pomimo słoty
Dla rozrywki paść gęsi i — niestety! — trzodę. Wreszcie mąż, myśląc, że już poskromiona,
Przybywa po nią. «I cóż, moje dziecię,
Jakże czas tu ci schodził? Wszak tęskniłaś przecie?
— Byłam jak na uwięzi, odpowiada żona; Co tu za ludzie! nie sposób dać rady: Same leniuchy, same darmozjady!
Gadałam i gadałam; na nic się nie zdało: Gdy wyszłam w pole na chwilę, Musiałam łajać; i zaraz, o milę Wszystko co żyje, zmykało.
— Czy tak? mąż rzecze, zostańże tu sobie:
Skoro na sam twój widok każdy ztąd ucieka, To cóż mnie biednego czeka, Gdy zechcesz, w każdej dnia i nocy dobie, Zrzędzić jak dawniej? Sługa uniżony!
Jeśli jeszcze raz w życiu powrócę do ciebie,
Niech po śmierci, za karę, Bóg zeszle mi w niebie Ze dwie takie jak ty, żony!»