Ludzie elektryczni/Zakończenie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund Jezierski
Tytuł Ludzie elektryczni
Podtytuł Powieść fantastyczna
Tom II
Wydawca Bibljoteka Książek Błękitnych
Data wyd. 1931
Druk Zakłady Graficzne „Polska Zjednoczona“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XVI.
ZAKOŃCZENIE.

Po cofnięciu się Arabów spokój powrócił do Elektropolisu.
Mieszkańcy grodu tego odetchnęli z ulgą, gdy wiszące nad głowami ich niebezpieczeństwo znikło bez śladu.
Lecz spokój ten i radość zakłócone było żałobą.
W czasie walki legło paru z obrońców, a w jasnej, widnej komnacie swojej konał, rażony kulą, pan Erazm.
Nic pomóc mu nie mogła sztuka lekarska, życie powoli uchodziło z ciała.
Umierał przytomnie, jasnym, pogodnym wzrokiem spoglądając na wszystkich obecnych.
Wciąż się tylko dopytywał o wieści. Pragnął być szczegółowo informowany o przebiegu wszystkiego, pragnął wiedzieć wszystko, co dzieje się na zewnątrz.
Coraz też przybiegał do niego goniec z wiadomością o przebiegu rokowań z Arabami. Coraz otrzymywał raporty telefoniczne o stanie sprawy.
Uśmiech pogodny okolił usta jego, gdy dowiedział się, że plan Czesława, co do którego tenże wtajemniczył go w przeddzień wieczorem, udał się w zupełności.
— Zuch chłopak, — szepnął z zadowoleniem.
Przywitał go też uśmiechem radości, gdy po dokonaniu swego wszedł do jego komnaty.
Z zajęciem wysłuchał relacji o przebiegu całego zajścia.
Słońce zachodziło już, purpurą ostatnich promieni swoich zalewając wszystko w komnacie, gdy pan Erazm poczuł, że ostatnia zbliża się godzina.
Skinieniem ręki dał znak, że chce, by uniesiono go na łożu, i głosem słabym, przerywanym, mówić zaczął do stojących tuż przy nim Kazimierza i Czesława Haliczów:
— Idźcie dalej wytkniętą przez siebie drogą... naprzód, przed siebie, do jasnego, promiennego celu... Pracujcie dla dobra ludzkości... Pomnijcie o niej... Siejcie dobro na wszystkie strony... Pomnijcie, żeście Polakami, uczcie drugich, jak żyć należy, by imię Polski wszędzie czczone i szanowane było...
Tu głos jego zadrżał, zachwiał się i załamał. Z ust jego wyszły pojedyncze, oderwane słowa:
— Praca... Bogactwo... Lud... Bóg... Ojczyzna... — a wreszcie z ostatniem słowem:
— Polska!.. — dusza uleciała z piersi jego.
W skupieniu, z bolesnem ściśnieniem serca, słuchali wszyscy obecni tych bezładnych na pozór słów jego, które jednak były dla nich testamentem świętym.
Na drugi dzień zrana, na cmentarzu, przyległym do kościołka, spoczęły zwłoki pierwszych obrońców Elektropolisu... zwłoki tych, co krwią swą i życiem pierwszy założyli fundament pod dalszy rozwój jego i potęgę.
Powoli też powracał ład i spokój do miasta. Zakwitały kolonje wokoło, powstawały nowe.
Z Europy przybywali liczni koloniści, a i miejscowi Arabowie, chcąc być bliżej swego Mahdiego, osiadali wokoło, powoli imając się pracy przy roli.
Elektropolis rósł, rozwijał się, potężniał, zapowiadając ludzkości nową erę.


KONIEC.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edmund Krüger.