Logika chłopska

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Adolf Klęsk
Tytuł Logika chłopska
Pochodzenie Zwierzenia histeryczki
Wydawca Księgarnia J. Czerneckiego
Data wyd. 1921
Druk Drukarnia J. Czerneckiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LOGIKA CHŁOPSKA


Niech będzie Pochwolony...
Na wieki. A cóż tam powiecie?
Jo tu prosę Pona likorza z menżem.
A co mu brakuje?
Brakować, dziękować Bogu, nic nie brakuje, ino wciągle kwenko i kwenko.
Więc na co się skarży, gdzie ma chorobę?
To juz Pon likorz sam obacą najlepiej?
Ale czy boli go głowa, piersi, brzuch? No powiedzcie sam gospodarzu!
Ano jak baba godo, niech godo, o la Boga..
No, rozbierajcie się...
Po wielkich w końcu walkach dowiedziałem się, że pacjent cierpi na żołądek, a badanie wykazało, że chodziło o daleko posuniętego raka.
Nic innego, tylko ma krew spieczoną i zaziombił... źle z nim, bo mu już nic na wsi nie pomaga, tak mi mówią, trzeba do likorza, inkszej rady nima, to my też przyjechali — wtrąciła znów żona.
Dobrze kobieto, rozumię, otóż widzicie, rzecz ma się tak. Chłop wasz ma guz na żołądku — rozumiecie?
Acha, niby to jak?
Ma guz na żołądku i nie może jeść...
A to prowda, nic jeść nie może...
Otóż trzeba próbować operacji, może go uratować i guz usunąć.
A to niby pon likorz mówi, że trzeba rżnąć bidoka?
Tak, operacja jest konieczna, ona jedynie może go uratować, bo inaczej nie długo pożyje.
Chłop siedzi apatyczny.
No cóż gospodarzu — rozumiecie mnie — trzeba operacji, innej rady niema — tłómaczę znowu od początku całą sprawę.
A pijowki nie pomogom?
Tu nic nie pomoże, bo tam jest guz duży jak pięść i trzeba go wyciąć.
Niby rżnąć bidoka?
Jeżeli się uda guz wyciąć, to kto wie, może jeszcze pożyć pewien czas zdrowy.
A to musi na to ostać w śpitolu?
A musi.
A kielo czasu?
No, najmniej ze cztery tygodnie.
Śtyry, a kto tam w domu tymcasem robić bendzie, a jo bidocka, a mówili, że likorz mu pomoże (zaczyna płakać).
Uspokójcie się matko, dopust boski, trzeba człowieka ratować, innej rady niema.
A może Pon likorz jesce raz go obacą, może to nie akurat, tak jak Pon mówią?
Niestety matko jest tak, jestem zupełnie pewny.
A na wsi godali, to nic inkszego tylko oberwanie, smarowałam tez bidoka, czem się dało, a tu nic... i sadłem go obłożyłam... wszystko nic.
A czemuż nie wezwaliście wcześniej lekarza?
Wceśni? A po co, przecie był zdrowy zawsze jak kuń i dopiro teraz go tak wzieno...
Ależ choroba ta już jest od dłuższego czasu?
Kaj ta od dłuższego... będzie może na św. Michoł dwa miesiące jak choruje...
No to był czas przecież poradzić się...
A był, ale ludziska radzą i radzą, to się próbuje i to i owo, aż dopiro ksiądz dobrodziej nom kozoł, niby to za przeproszeniem... do pona likorza.
No, moi drodzy, więcej już nie uradzimy, jak mówiłem, jedynie operacja jeszcze ratować go może — czy się zgadzacie?
No, niby jak?
Żeby zostawić go w szpitalu na operację.
Niby rżnąć — oj bidoku, bidoku, na co ci przyszło (płacze), może Pon likorz jako zlituje się i napisze jakie likarstwo, może proszki lub wódkę, żeby mu się dobrze zrobiło...
Ależ kobieto, czyż nie rozumiecie, tu żadne lekarstwo niepomoże, bo tam jest guz, trzeba go wyciąć.
A po reperacji, to nie zamrze?
Mam nadzieję, że, o ile uda się guz wyciąć, to może być jeszcze względnie zdrowy, trzeba próbować, no cóż, zostawiacie go?
Bartek chces ostać?
Niby jak?
No w śpitolu.
A po co?
Na reperacyją.
A na wsi godoli, żeby się nijak nie dać reperować...
No, ale pan likorz godoją, że trza.
Jak trza to trza.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adolf Klęsk.