Litwa za Witolda/1419

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Litwa za Witolda
Podtytuł Opowiadanie historyczne
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze
Data wyd. 1850
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
1419.

Wypadek ten rozjątrzył króla, a rozgłoszony, zrażał do reszty ku Zakonowi cesarza i xiążąt Niemieckich, dotąd mu sprzyjających. Naradzano się nawet nad zupełném zniszczeniem Zakonu lub wygnaniem ich z Pruss tam, gdzieby wedle reguły swéj, z pogany jeszcze walczyć mogli. Postrach padł na Mistrza i braci; usposobienie papieża, cesarza, króla Duńskiego, Władysława nareszcie, zobojętnienie i wstręt dawnych przyjaciół, groźną zwiastować się zdawały przyszłość.
Dotąd przyjaźń i życzliwość Witolda, pocieszała Zakon utrzymaniem pokoju od Litwy; lecz i tę, listy obraźliwe i postępowanie niegodne zachwiały.
Witold otwarcie (9 Marca Napierski 891), groził już W. Mistrzowi, że nadal nie znajdzie w nim dawnéj powolności i życzliwości, jeśli postępować będzie jak dotąd. W maju zabiérać się zdawało na wojnę z Zakonem (Napierski. 17 Maj. 899). Powodem do tego było przetrzymywanie zbiegów Rusinów w Ragnedzie, tamowanie handlu Kowna z Królewcem, i nareszcie nie tajne zapewne Witoldowi, nowe związki Zakonu ze Świdrygiełłą. Burzyciel ten znowu z Zakonem się znosił, a Krzyżacy spodziewali się, że Żmudź zniechęconą względem Witolda srogiém jego obejściem, gwałtowném nawracaniem i świéżemi kary, potrafią do powstania na rzecz Świdrygiełły nakłonić. Wśród powabnych obietnic zgody, tłómaczeń pokornych, Zakon umawiał się o zdrady zawsze i knuł je po cichu.
Witold i król, znowu gotowali się coraz wyraźniéj do wojny: zaciągi w Niemczech czynione, zbieranie Tatarów i Rusi, nie zostawiło wątpliwości Zakonowi, że na niego siły te obrócone być mają. Witold usiłował nawet skłonić do posiłkowania przeciw Krzyżakom W. xięcia Moskiewskiego, nie mogąc rachować na pomoc w ludziach od zniechęconéj Żmudzi.
Krzyżacy gotowali się także do boju.
Cesarz i papież, zdawali się chcieć temu zapobiedz, ale im już Krzyżacy nie dowierzali, zwłaszcza cesarzowi, więcéj na legatów papiéża rachując (bulla papiezka Mantue XIII. Calend. Febr. p. n. a. secundo). Bulla Ojca Ś. ubolewająca nad niezgodami, obiecująca pośrednictwo stolicy Rzymskiéj, uspokoiła nieco Zakon; nieustanne przygotowania wojenne, przecież całkiem polegać na tém nie dozwalały. Król Jagiełło zjechał się z cesarzem w Koszawie, ale tu nic nie uczyniono, gdyż W. Mistrz wezwany, posłał tylko na swoje miejsce komandora Toruńskiego. Legaci papiezcy, Jakób biskup Spoletu i Ferdynand biskup Lukki, przybyli z królem do Polski, gdzie otrzymawszy warunki pokoju, pojechali wyrozumieć żądania Krzyżaków do Marienburga i Torunia.
Przybyli i pełnomocnicy polscy do Inowrocławia: arcybiskup gnieźnieński Mikołaj, biskupi Jakób płocki i Andrzéj poznański, Sędziwój Ostroróg wojewoda poznański i t. d.
Z niemi zjechać się miano w Gniewkowie Kujawskim; gdzie jako pełnomocnicy, wysłani od Zakonu biskup Jan Ermlandski, Gerhard Pomeżański, wielki komandor, marszałek, w. szatny i inni. Polscy posłowie (oprócz innych artykułów) żądali dla Litwy zupełnego oddania Żmudzi, z granicami od morza i Niemna do Memla sięgającemi.
Zakon odrzucił dość ciężkie pokoju warunki; Polacy ustępowali nieco z granic Żmudzi opisanych i innych wymagań; ale to do niczego nie wiodło. Zaproszeni posłowie do Torunia dla złożenia dowodów; legaci papiezcy skłonili dla zgody W. Mistrza do postąpienia Żmudzi w ściśle opisanych granicach, Orłowa, Murzynowa i Nowéjwsi, z opłatą 30,000 czerw. zł. dla króla; — ale Polacy przyjąć takich wniosków upoważnieni nie byli. Znowu więc starano się przynajmniéj opisać z obustron na sąd polubowny królów i xiążąt, ale i do tego nie przyszło. Widoczne sprzyjanie legatów Krzyżakóm, skłonność dla nich i stronniczy sąd, tak obruszyły posłów polskich, a potém króla, że dalszego traktowania unikając, odwołał się do papieża ze skargą i żalem na pośredników zesłanych.
List królewski do papiéża w tym przedmiocie pisany, tak jest charakterystycznym, tak poważnie pięknym i głębokiego żalu pełnym, że nie możemy się powściągnąć, abyśmy choć początku jego nie umieścili tu na próbę. Kraj, którego królowie w ten sposób odzywali się do głowy chrześciaństwa, nie stał na stopniu wykształcenia tak nizkim, jak dziś sobie, dla małéj liczby pomników wyobrażamy.
— »Odebraliśmy, pisze Jagiełło, listy waszéj Świętobliwości w sprawie między nami, a Mistrzem Zakonu Niemieckiego w Prusiech, i przyjęliśmy posłów, których W. Ś. posłaliście dla uczynienia pokoju między nami, a zadzierżenia tych, którzy traktaty zawarli. Ja zaś Ojcze święty, choć nie mogę tylko pochwalać co W. Ś. pochwalacie, a potępiać co potępiacie; wszakże musiałem boleć, że ciż posłowie W. Ś. nie wysłuchawszy strony mojéj, bez niéj nawet, nie jako sędziowie, a jako kusiciele, wydali przeciwko mnie wyrok, jak gdybym czego żądał niesłusznie, jakby sprawiedliwość żądań strony przeciwnéj, okazywała się z tego właśnie, o co się ja dopominałem. Co uczynili tém niesprawiedliwiéj, że wyrok ów ich wprzód wszystkim obcym, niżeli mnie ogłoszony został. Dali stronie przeciwnéj listy, któremiby się przed książęty usprawiedliwiać mogła, a mnie ucisnęli. Chociaż przez to prawom moim żaden się nie stał uszczerbek, jak to W. Ś. listy otwartemi ostrzegliście, ale na sławie ponieśliśmy szkodę wielką; wydaję się jako potwarca i niesłusznych wojen podżegacz. Czemu tém bardziej po mężach owych się dziwię, iż się tak pośpieszyli z szybkim wyrokiem, gdy ich jako ludzi doświadczonych i uczciwych, i za takowych znanych W. Ś. zaleciliście w początku dla sprawy téj wysadzając, a ja też od prałatów i panów państwa mego, którzy na Konstancjeńskim znajdowali się soborze, wiele o nich z pochwałą słyszałem. Albowiem i oni sami w przytomności strony przeciwnéj, przy sługach ich, nie raz, ale powielekroć w różnych miejscach słyszéć się dali, że oni sprawiedliwéj stronie sprzyjają, my zaś niesłusznych rzeczy żądamy: poddanych nawet strony przeciwnéj i obcych ludzi, do obrony Zakonu i posiłkowania go zachęcali. Możnaby przebaczyć temu, że pomagać chcieli tym, których za szczególnie przyjaźnych sobie obrali, i w ich położeniu godnemi pomocy być sądzili; lecz nadewszystko przykrém i boleśném jest dla mnie to, że sławę moję i strony mojéj, która ich w niczém nie obraziła, w obliczu całego świata niegodziwie szarpali. Ztąd wynikło, że ja z nadziei pokoju wiecznego przez nich dokonać się mającego wedle obietnicy W. Ś. wyzuty, a przeciwnicy moi świadectwem ich pokrzepieni, do zgody trudniejszemi się stają. Nie nowa to, ani nie zwykła rzecz dla strony przeciwnéj, że jakiemi tylko środkami i sposoby mogą, starają się imie moje bezcześcić. Boć przez Jana Falkemberga mnicha, którego więzienie W. Ś. słusznie zamknęło, o inne mnie rzeczy pomawiali i wielokroć potwarzali, jakobym był przyszłym kościoła burzycielem i wiary chrześciańskiéj zagładą.
Lecz com czynił, czy to w wojnach przeciwko nim, którzy się zowią sługami wiary, czy to czasu pokoju z drugiemi i z niewiernemi, których do wiary prawdziwéj przywiodłem, nie tak słowa jako raczéj czyny moje świadczą. Gdy przedtém do wojny mnie podbudzali gwałcąc traktaty wiecznego pokoju, między królestwem mojém a niemi zawarte; — obozy ich rozproszyłem z pomocą Bożą, a większą część ziemi ich podbiłem; pozostali zginęli w walce. Przecieżem nigdy podbijając ziemie okrucieństw nie popełniał, owszem ze wszelką ludzkością ziemie te z jeńcami, gdy do pokoju przyszło, za małym wykupem wróciłem. Pokój ten oni złamali powtórnie, a ja z wojskiem mojém musiałem ziemie ich najechać, niemałą liczbę grodów znacznych pobrałem, a na żądanie i upewnienie najwyższego Pastérza, naówczas panującego i P. Lanseńskiego Nuncjusza a P. Zygmunta Rzymskiego i Węgierskiego króla, wojska moje cofnąłem, anim ziemi ich pustoszyć dozwolił: lecz zawarłem rozejm, w nadziei téj i wierze, że za łagodność moję, miałem sprawiedliwością być zapłacony, trwałym pokojem a zgodą.
Sądziłem, iżem się wywyższył wielce słuchając takich pośredników i nauczycieli, i wielkiego szukałem zwycięztwa, przewyższając ich okrucieństwa i nieprzyjaźnie a wściekłości, ludzkością moją. Lecz i teraz nawet najprzedziwniejszy Ojcze, gdy nie pozostała zdaje się między nami pokoju nadzieja, gdyśmy z bratem moim Witoldem W. X. Litwy, zebrali wojska wielce już liczne, dobrze zbrojne, wprawne do boju, dozwalam mówić co zechcą; jużeśmy blizko ziem nieprzyjacielskich, — przecież szanując wieleb. Ojca P. Bartłomieja arcybiskupa Medjolanu, od króla Rzymskiego upominającego nas, abyśmy się wstrzymali z wojskiem od ziem ich, a przyjęli rozejm; najniesłuszniejszy niech sądzi, jeżeliśmy to czyniąc nie okazali się największemi przyjaciołmi pokoju. Tylekroć obrażeni, tylekroć wyzywani z bronią w ręku, dla wojsk naszych łup, dla nas zwycięztwo łatwe, gotowe mieliśmy; wszystkośmy przecię odłożyli na stronę, aby się krwi chrześciańskiéj oszczędziło, a jawnie okazało, że my zmuszeni tylko i poniewoli, oręż na sług wiary podnosim.
W doprowadzaniu niewiernych do wiary chrześciańskiéj, ileśmy pracowali, ile uczynili, nie chcemy się chwalić. Temu chwała niech będzie od kogo się spodziewamy nagrody; a pewnie więcéj daleko, daleko skuteczniéj dokonalibyśmy i więcéjśmy czynili wierze Chrystusowéj sług, gdyby nam różnemi sposoby i drogami, przeszkód ku temu nie kładli. Gdyby od czasu jak przez chrztu łaskę odrodzony zostałem i wiarę prawdziwą przyjąłem, policzyły się owoce, jakie ja świecki człowiek, i nie ja ale Bóg przezemnie uczynił; a porównały się z temi owocami, które wiara odniosła od nich duchownemi się mieniących, nawet od czasu ich ustanowienia, choć oni obrońcami wiary się zowią — wieleby niższemi odemnie się okazali: dla tego to oni boleją tak gwałtownie, że nie wszystkich sąsiadów pogan mają i niewiernych, aby z niemi walczyć i majętność ich zabiérać mogli.
Ja zaś żądam mieć wszystkich sąsiadów chrześcianami i cały ród ludzki, abym z nim pokój stały mógł utrzymać. Dalekich nawet nieprzyjaciół wiary Chrystusa, ile sił moich gonię, abym ich lub nawrócił, lub zniszczył. Teraz oni (Zakon) stają mi na przeszkodzie; a ich więcéj lękać się muszę niż barbarzyńców i pogan. Ci odemnie nic bezbożnego nie żądają, ani krwi mojéj ani zaguby zupełnéj.
O czém gdyby się byli przekonali posłowie W. S. nie takby się pośpieszyli z wyrokiem przeciw imieniowi i sławie mojéj. Słusznie bowiem czynności raczéj na dobrą niż na złą stronę tłómaczyć. Pojmuję teraz, co W. S. powiedzieć raczyliście, że oni są pośrednikami pokoju, boć z razu jednéj stronie coś przyznali, potém drugiéj, aby je łatwiéj do zgody i pokoju przywieść. Lecz jeśli tyle przyznali tym, którzy pokoju unikają, że im się przypodobywając tak ciężko sławę moję i imię szarpnęli i potępili, cóż mnie równego i godnego mnie przyznają, który pracuję dla pokoju i staram się o niego? abym się nie wydał bojaźliwym i tchórzliwym nie okazał. Wyglądać będę, aby dali odpowiedź, jeśli być może, któraby mogła obeldze mnie wyrządzonéj wyrównać i ją nagrodzić i t. d.»
Wyglądano pewnéj już wojny, gdyż zaciągi polskie, usposabiania się do wojny Witolda, ściąganie Tatar, przymierza z Rusią, nietajne były Zakonowi, który ze swéj strony ostatka sił i zapasów dla podołania dobywał, wołając głosem żałobnym o ratunek i pomoc na Zachód. Legaci papiezcy poświadczyli wszystko, co im Zakon polecił poświadczyć, pochwalili co kazano pochwalić, zganili co zganić dano. Pozostali jeszcze w Prusiech, gdy nadeszli posłowie od króla Rzymskiego do W. Mistrza z listem króla Polskiego, którym zdawał całą rzecz na sąd jego bez odwołania; obiecując do wyroku króla Rzymskiego zastosować się, byleby wypadł przed Ś. Michałem.
Chodziło o to, aby i W. Mistrz zgodził się na wyrok króla Rzymskiego, czego uczynić właśnie nie chciał. Komandor Toruński na zjezdzie w Koszawie odmówił opisu; ociągano się z nim, i podejrzewano obu monarchów o zbyt ścisłe stosunki i zmowę poprzednią na szkodę Zakonu. Obrażony król Rzymski groził, że zawrze przymierze z Jagiełłą i posiłkować go będzie; znów wojna zdawała się blizką wybuchnienia, a Zakon tylko podwajał starania o pomoc króla Czeskiego, XXżąt Rzeszy i miast niemieckich. Witoldowe siły już stały na granicy. Ruś groziła Inflantom, których ogołocić z wojska nie było można; żołdaków opłacić nie było czem, choć wszystkie srébrne naczynia, nawet z kościelnych skarbców na pieniądz przebito; najemnicy odmawiali posługi. Nakazano modlitwy, posty, jałmużny, a postrach dochodził do najwyższego stopnia.
D. 12 Lipca upływał rozejm do dnia Ś. Małgorzaty zawarty; nic zdaje się nie mogło uratować już Krzyżaków, gdy papież uwiadomiony o nieszczęśliwym ich stanie, wysłał z największym pośpiechem dla wstrzymania kroków nieprzyjacielskich Bartłomieja Capra arcybiskupa Medjolanu i dwóch posłów króla Angielskiego znajdujących się podówczas u króla Rzymskiego.
Jagiełło był już z wojskiem w ziemi Dobrzyńskiéj, Witold ciągnął przez Mazowsze; M. Inflantskiego wstrzymywało w miejscu przymierze, przez Witolda z W. X. Moskwy zawarte.
Bartłomiéj Capra zniósłszy się z dawniejszą legacją papiezką, pracował szybko nad zawarciem rozejmu, a raczéj przedłużeniem dawnego, i nad skłonieniem W. Mistrza, aby się poddał zarówno z królem Polskim, sądowi króla Rzymskiego. Przecież rozejm do d. 13 Lipca następującego roku zawarty został (In suburbio Castri Grudenz an. 1419 XIX mensis Julij). Ale Mistrz Wielki nieufny i podejrzliwy, bo czując się słabym, zażądał jeszcze zaręczeń od Jagiełły, że przyjmuje nowe zawieszenie broni i zdaje się na sąd króla Rzymskiego. W obozie pod Będzinem, król i Witold potwierdzili nowy rozejm, za którego dochowanie ręczyli także arcybiskup gnieznieński, krakowski i płocki Biskupi (In loco campestri exercituum nostror. circa villam Bandzino in crastino S. Jacobi. 1419).
Wojska odstąpiły od granic, a Mistrz zmuszony opłacić najemnego żołnierza, musiał też powiększyć i tak ogromne w Prussiech podatki i opłaty. Król Rzymski odłożył sąd swój do następującego roku, za zgodą stron obu, usiłując postrachem wytargować co na Krzyżakach.
Wmięszanie się do spraw tatarskich Witolda, a najbardziéj osadzenie ostatniego Hana na stolicy, przewagę Litwy w téj stronie utwierdziło. Odtąd Tatarowie coraz bardziéj zwracać się poczęli ku Litwie i wiernemi jéj sprzymierzeńcami zostali. Część Tatar za Dniestrem będąca, podlegała W. X. Litewskiemu, mając od niego pozwolenie koczowania i pastwisk około ujścia Dniepru i Dniestru; inni wszakże za Dnieprem ku Donowi żyjący, dla blizkości Nohajców, Kipczaków nie podlegali Litwie. Tych podbił Hadzi-Gerej urodzony w Trokach i wychowany w Litwie, którego Witold na Perekopskiém haństwie osadził, i z podbitemi razem wspierał Litwę. Litwa potężniéj coraz ku morzu Czarnemu rozciągała się. Tu port litewski Hadzi-Bej znajdował się, zkąd nieraz do Konstantynopola statki zbożem ładowane wychodziły. Litwa od Tatar miała zamki u Dniepru: Kremienczug, Upsk, Hierbedejów-róg, Missuryn, Koczkos, Tawań, Barhuń, Tiahyń (Bender) i Oczaków. W nich opierała się niepodległym Ordom, za dońskiemi wody koczującym. Za czasów Witolda, składem handlu wschodniego była Kaffa, zkąd szły karawany kupieckie przez Perekop do Tawania, do Kijowa i daléj.
W Tawaniu była komora, gmach murowany z kamienia, gdzie odbierano cło od towarów w imieniu Witolda i karę pieniężną od Tatar, oskarżonych o występki, zwaną Osmiectwo. Komorę tę zwano: Łaznią Witoldową, może na pośmiech poganom, że ich tam dobrze celnicy odzierali i parzyli jak w łaźni. W tych czasach kiedy Tatarów, jak wszystkich prawie sąsiadów, dzielnie trzymał na wodzy Witold mając po sobie Hanów tatarskich, gdy ziemie między Dnieprem dolnym a Bohem i obu Ingułami były wolne od napaści, ślachta litewska i polska osiadała tam, późniéj przez swobodniejszą dzicz wyparta. Witold zbudował był dwa mosty na dolnym Bohu i zajmował się ożywieniem stepu, który wraz z nim obumarł, przechodząc powoli po panowaniu Kazimierza Jagiellończyka już, we władanie tatarskie.
W tym roku lub nieco wcześniéj, gdyż kroniki nasze zaraz to po napadzie na Kijew kładną, Edyga stary wódz wysłał do Witolda, prosząc o pokój posłów z darami, trzema wielbłądy pokrytemi suknem szkarłatném i dwódziestą kilką końmi. List jego pełen był wschodniéj barwy. «Xsiąże mocny! pisał Edyga, pracując na sławę i imię głośne, dożyliśmy oba późnego wieku; resztę życia czas nam spędzić spokojnie. Krew, którąśmy walcząc z sobą wyleli, wsiękła w ziemię głęboko, słowa kłótni naszych wiatr porozwiewał, płomień wojny serca nasze z gniewu oczyścił, a wody płomień zgasiły.»
Witold zgodził się na zawarcie pokoju i uczciwie przyjętych posłów nazad odpuścił. Wielkie, pisze Wapowski, było wówczas imie Witolda u narodów postronnych, świetnością i chwałą rycerskich przewag nabyte. Panował bowiem ze świetną sławą nad całą Sarmacją europejską; rządy Litwy od rzeki Bugu płynącego u granic Polski, do rzek Uhry i Oki głośnych w Moskwie i Rusi, wyżéj źródeł Donu w Azij toczących swoje nurty, do najdalszych krańców posunął.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.