List 146, Do Jamesa Batta

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki


List 146, Do Jamesa Batta • Paryż, 27 stycznia [1501] • Erazm z Rotterdamu
List 146, Do Jamesa Batta
Paryż, 27 stycznia [1501]
Erazm z Rotterdamu
Przekład: Wikiźródła (lista tłumaczy na stronie historii).
Podstawa tekstu łacińskiego i przekładu: Opus epistolarum Des. Erasmi Roterdami per P.S. Allen, M.A., e Coll. Corporis Christi, tom. I, 1484–1514, Oxonii, in Typographeo Clarendoniano, MCMVI

Łaciński oryginał
ERASMVS BATTO SUO S.D.

Reddidit mihi colax ille alteras literas tuas, si diis placet, sed superioribus illis nihilo minus tum ineptas tum contumeliosas. Aut ego fallor, mi Batte, aut aliquis malus genius bene concordibus amicis iratus machinatur vt nos tanta beneuolentia suauissime [5] copulates distrahat. Quod per me certe stabit nunquam, per te vide ne steterit.

Primum quid opus erat vt Ludouicus huc recurreret, quasi mille nobiles essent ac non potius octo franci? Non poterat ea pecuniola per alium quemuis mitti? Deinde quum mitteres, cur e tantillo [10] aceruo aliquid etiam detrahendum putasti? ne scilicet ego pecuniosus factus officii mei obliuiscerer, aut vt esset vnus aut alter aureolus, cuius gratia denuo legatum aliquem huc mitteres? Nam quod de literis obiicis, mihi crede, sine his literis omnis res non minus commode confici potuisset, modo tibi animus non defuisset, et [15] poteras has ipsas literas per alium poscere; neque tu vnquam intelliges quantum hic recursus incommodi attulerit. Sunt duo tres aut quatuor menses, quos mihi ex anno solido febris ad studii vsum relinquit, itaque iam magno animo opus. De epistolis quod deformauimus olim dedolabam, vel potius recudebam. Praescripseram [20] mihi pensum graue sane et laboriosum; interea adest hic cum tuis epistolis plenis conuiciorum, cum pecuniola etiam mutilata; quae res ita me commouit vt quod erat in manibus abiicerem, iuuenem sine literis remissurus, nisi me Iacobus Tutor multo suasu in diuersam sententiam reduxisset.

[25] Emoriar autem si quid vnquam in vita sic repugnante animo, scripsi vt has nugas, imo Gnathonismos, quos ad Dominam, ad Praepositum, ad Abbatem scripsi. Hic morositatem meam incusabis, scio; at non facies, Batte, si et conditionem meam recte perpendes, simulque cogitabis quam durum sit animum ad magnum [30] opus scribendum impellere, quanto porro durius iam flagrantem ad alias nugas deuocari. Haec quia ipse non es periclitatus, existimas nobis ingenium semper esse integrum, semper alacre, vt tibi est in summo versanti ocio. Non intelligis nullum esse grauius taedium quam ingenii scribendo defessi, neque reputas mihi hic his satisfacere [35] oportere quorum beneficiis vtor? Postremo magnas librorum sarcinas poscis, neque curas vt mihi ocium detur quod ad conscribendos libros requiritur. Postremo non sat tibi est si nostram amicitiam, si Dominae munificentiam libris aeditis aliquando nobilitauero, nisi quotidie sexcentas epistolas scriptitem.

[40] Iam abiit annus ante quem promissa erat pecunia, tu interea nihil nisi meram spem literis tuis adfers; 'non despero,' 'causam tuam gnauiter agam,' et huiusmodi mihi iam nauseam facientia totiens nimium auribus meis inculcata. Postremo deploras Dominae fortunam. Videre tu mihi de alieno morbo aegrotare. Illa suam [45] fortunam negligit, et tu scilicet angeris? Illa nugatur et lusitat cum suo N., et tu ringeris? Nihil habet quod det? Hoc vnum ego perspicio, si ob istas causas nihil dat, nihil vnquam daturam; nunquam enim huiusmodi causae desunt magnatibus. Quantulum id erit momenti in tam immenso numero rerum plane pereuntium, si [50] ducentos mihi francos donauerit? Habet quo cucullatos istos scortatores et turpissimos nebulones, scis quos dicam, alat, et non habet quo eius sustineat ocium, qui possit etiam posteritate dignos libros conscribere, vt aliquid de me ipso dicam gloriosius? Incidit quidem illa in multas angustias, sed suapte culpa, quae se maluit bello illo [55] homunculo stipare quam viro aliquo graui ac tetrico, vt et sexum illius et aetatem decebat. Ego iam longe maiora incommoda prospicio, nisi mentem istam abiecerit; quanquam hoc ego in illam non scribo inimice, quam sic amo, vt debeo optime de me meritam.

Sed quid, obsecro, hoc ad illius fortunam, si ego ducentos francos [60] accipio? qui vbi septem horas fuerint dati, illa iam nec meminerit. In hoc omne negocium est, vt auellatur pecunia, si non praesens, vel a mensario, vt hic Luteciae petam. Tu iam multis literis ad illam de hac re scripsisti, omnibus mandas, significas, innuis. Quid inutilius? Expectanda erat, si non optima, mediocris certe [65] opportunitas, tumque semel res prudenter iustituta fortiter conficienda; nunc idem vel sero faciendum. Peream, ni rem ex sententia confeceris, siquidem magno animo fueris aggressus. Potes ipse in amici causa esse paulo impudentior, vt mei tamen pudoris obtineas rationem. N. quantum sit indicandum tute statues. Verum antequam proficiscaris [70] aut mittas, mitte per quempiam non incertum reliquos aureos; et si possum exorare, quatuor aut quinque de tuis, ne interea egeam, e Dominae nummis recepturus. Vide quemadmodum ea pecuniola defluxerit. Accepi octo francos, tanti enim hos nobiles mutaui; ex iis puer duos abstulit, aut non multo minus. Vt de victu interim [75] taceam, ais restare duos angelotos, a quibus etiam is qui adferet, nonnihil deducat oportet. Ioannes ille quem in Angliam miseras, fugit, nisi fallor, non sine furto; eum Augustinus est equo Aureliam consequutus; hic erunt, vt video, turbarum plena omnia. Caetera Ludouicus narrabit.

[80] Vale, mi Batte. et haec a me non commote aut Παικῶς scripta, sed vt par erat apud hominem vnum ex omnibus amicissimum simplicissime, in bonam partem accipies. Puerum Ludouicum tractabis, non vt Adrianum scurram in quo detrimenti nihil poterat fieri, sed vt meliore mente natum et multas ad res vtilissimum tibi futurum. [85] Oblectabit solitudinem tuam, habebis cui legas, quicum de literis garrias, quicum postremo te exerceas ; quare de veste non quidem pugno, sed tamen si dederis, feceris gratissimum neque iniquum. Vale.

Luteciae. sexto Calendas Februarias. [Anno M.CCCC.XCIX.]
Polski przekład
Erazm Battowi swojemu śle pozdrowienia

Bogowie, tamten sykofanta znów mi przyniósł listy od ciebie, tak samo błazeńskie i obraźliwe jak te, które pisałeś do mnie wcześniej. Albo się mylę, mój Batcie, albo jakiś zły duch, rozwścieczony widokiem dobrych przyjaciół, chce rozerwać więzi wzajemnego zrozumienia i dobrej woli, które nas łączyły. Do czego ja nigdy nie przyłożę ręki, od czego ty także musisz się powstrzymać.

Przede wszystkim dlaczego Ludovicus przybiegł tu do mnie tak, jakby miał tysiąc nobli, a nie tylko osiem franków? Nie mogłeś wysłać tych groszy przez kogoś innego? A skoro już je wysłałeś, to czemu sądziłeś, że nawet z tej małej sumki możesz coś sobie przywłaszczyć? Może zrobiłeś to z troski o mnie, żebym w upojeniu świeżo uzyskanym bogactwem nie zapomniał swoich obowiązków, a może zatrzymałeś sobie jeden czy dwa pieniążki, żeby stały się pretekstem do posłania mi tu jeszcze jednego posłańca? Co do twoich wątpliwości względem listów, wierz mi, że to wszystko można by wygodnie załatwić i bez nich, gdyby tylo nie zabrakło ci ducha, i że rzeczywiście mogłeś prosić kogoś innego o ich dostarczenie. I nigdy nie zrozumiesz, jak bardzo ten jego powrót był dla mnie nieprzyjemny. Dwa, trzy albo i cztery miesiące w roku trawi mnie gorączka oddawania się nauce bez żadnej przerwy, dlatego pracuję z wielkim zapałem. Listy, które kiedyś układaliśmy, porzuciłem przez to lub przesunąłem na później. Podjąłem prace ciężkie i użyteczne, i właśnie wtedy przychodzi sobie ten Ludovicus z twoimi obraźliwymi listami i jeszcze z pieniędzmi, z których zresztą trochę brakowało. To mnie tak zdenerwowało, że nie mogłem dłużej pracować. I odesłałbym chłopaka bez listów, gdyby mnie, z pewnym trudem, Iacobus Tutor nie skłonił do zmiany zdania.

Wolałbym umrzeć, niż jeszcze choćby raz w życiu napisać bzdury, w dodatku gnatonizmy, które napisałem do Pani, do Proboszcza i do Opata. Wiem, że i tak będziesz mnie obwiniał za te dziwactwa, ale nie robiłbyś tego, Batcie, gdybyś dokładnie się zastanowił nad wszystkimi uwarunkowaniami, gdybyś pomyślał jak trudno zmusić się do pisania wielkiego dzieła, jak trudno, kiedy już wzbudzi się w sobie entuzjazm do tego, pozwalać rozpraszać się przez jakieś bzdury. Ty sam nigdy nie doświadczyłeś tych rzeczy, więc sądzisz, że ja mam zawsze umysł świeży, zawsze ostry, skoro ty masz zawsze właśnie taki umysł, bo cały czas tylko odpoczywa. Czy nie rozumiesz, że nie ma większego zmęczenia niż wyczerpanie pracą twórczą? Czy nie sądzisz, że nim przystąpię do innych rzeczy powinieniem odwdzięczyć się tym, z których hojności tutaj korzystam? Poza tym prosisz mnie o mnóstwo książek, ale jakoś nie dbasz, żeby dać mi spokój konieczny, bym sam tworzył książki. Poza tym nie wystarcza ci, że przez swoje dzieła w jakiś sposób rozsławiam naszą przyjaźń i szczodrość Pani, wymagasz jeszcze prócz tego, żebym pisał setki listów.

Od obietnicy pieniędzy minął już rok, tymczasem w swoich listach nie oferujesz mi nic więcej, niż próżne nadzieje: "nie upadam na duchu", "pilnie doglądam twoich interesów", i tym podobne wyrażenia. Mdli mnie już od tego, bo tyle razy wbijałeś mi to do uszu. Potem opłakujesz nieszczęścia Pani. Wydaje mi się, że chorujesz na czyjąś chorobę. Ona nie dba o swój los, a ty nim się trapisz? Ona się wesoło bawi ze swoim L., a ty się złościsz? Czy ona nie ma nic do dania? To jedno widzę jasno: jeśli nie daje niczego z takiej przyczyny jak ta, to już nigdy niczego nie da, bo takich przyczyn możnym nigdy nie zabraknie. Jak małe to by mogło mieć znaczenie w zestawieniu z tak wieloma rzeczami całkiem zmarnowanymi, gdyby darowała mi dwieście franków? Bo skoro ktoś karmi takie cudzołożne kukułki i takie ohydne łajzy (wiesz, kogo mam na myśli), a nie chce zapewnić wsparcia temu, kto go potrzebuje, kto może pisać książki godne zachowania – czy mógłbym jakoś chwalić się swoim losem? Wprawdzie ona rzeczywiście popadła w pewne kłopoty, ale to ze swojej winy, bo postanowiła się związać z tym fircykowatym człowieczkiem, nie z poważnym i rozsądnym mężem, co przystoi jej płci i wiekowi. Od dawna przewiduję jeszcze gorsze rzeczy, jeśli ona się nie zmieni. Nie piszę tego jednak z niechęci do niej, przecież kocham ją tak jak powinieniem ze względu na to, jak bardzo mi się przysłużyła.

Ale jaki to w ogóle ma związek z jej życiem, jeśli ja otrzymam od niej 200 franków? Siedem godzin później całkiem zapomi o nich. W tym wszystkim jest też problemem, jak pobrać pieniądze, w gotówce lub poprzez bank, co chcę zrobić tu w Paryżu. Pisałeś już przecież do niej wiele listów w tej sprawie, pełnych różnych zaleceń i wskazówek. I nie przyniosło to żadnych skutków. Można, i chyba tak nie będzie źle, poczekać na stosowną okazję i po inteligentnym przygotowaniu wszystkiego zadziałać szybko i z całą stanowczością. Choć już na to późno, właśnie tak należy teraz zadziałać. Obym sczezł, jeśli nie uda ci się tego dokonać, o ile będziesz działać wystarczająco agresywnie. Ty możesz być nieco bezwstydny, bo chodzi przecież o sprawy przyjaciela, uważaj jednak, żebym ja sam wydał się odpowiednio skromny. Natomiast ile o tym wszystkim powiesz L., zadecyduj sam. Zanim jednak sam wyruszysz, albo kogoś poślesz, wyślij mi przez kogoś zaufanego pozostałe złoto. Jeśli mogę prosić, dodaj cztery albo pięć monet z własnych pieniędzy, żebym nie biedował. Zwrócę ci je z tego, co dostanę od Pani. Już wiem, jak zniknęły te pieniądze. Dostałem osiem franków, bo na tyle wymieniłem te twoje noble, a z nich dwa, albo niewiele mniej wziął sobie chłopak. Sprawę wyżywienia tymczasem pominę, mówiłeś, że zostały ci dwa angeloty, z których coś trzeba dać też posłańcowi. Ten Ioannes, którego wysłałeś do Anglii, zbiegł, i jeśli się nie mylę, coś ukradł. A razem z nim św. Augustyn znalazł się do Orleanie. Widzę, że tu w ogóle będzie niezły bałagan. Resztę przekaże ci Ludovicus.

Żegnaj, mój Batcie. Nie pisałem w uniesieniu ani w strachu, ale tak jak pisze się do jednego z najbardziej umiłowanych ludzi, tak szczerze i prosto, jak tylko można. Przyjmij dobrze moje słowa. Chłopca Ludovicusa, który może być dla ciebie w przyszłości bardzo użyteczny, traktuj jak kogoś wyższej natury, nie jak tego łajdaka Adrianusa, dla którego żadne traktowanie nie jest wystarczająco złe. Ukoi twoją samotność, będziesz miał komu czytać, będziesz miał z kim gadać o literaturze, co dla ciebie też będzie pouczające. Nie będę się wykłócać o płaszcz, ale byłoby bardzo miłe, gdybyś mu go dał, byłbym ci za to wdzięczny. Żegnaj.

W Paryżu, 27 stycznia 1501


Przekład może być udostępniony na innej licencji niż tekst oryginalny.
Oryginał
Ten tekst nie jest objęty majątkowymi prawami autorskimi lub prawa te wygasły. Jest zatem w domenie publicznej. Więcej informacji na stronie dyskusji.
Przekład

Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję i/lub modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.3 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation oraz licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0.
Można zastosować obie licencje lub jedną z nich. Informacje o pochodzeniu tekstu możesz znaleźć w dyskusji tego tekstu.