Na kobiercach dzwonnych ziół Od poranku do poranku Sznur się pereł snuł i snuł, Jak szemrząca w mgle kaskada Bez wytchnienia, bez ustanku, Zlewa pada... pada... pada...
Wreszcie słońce z chmur wyziera Na niebiosy I ociera Przesianymi między drzewy Złocistymi blasków włosy Rośne stopy letniej zlewy.