Libussa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Christoph Martin Wieland
Tytuł Libussa
Podtytuł albo założenie miasta Pragi
Wydawca Drukarnia Manesa i Zymela
Data wyd. 1828
Miejsce wyd. Wilno
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


LIBUSSA
ALBO
ZAŁOŻENIE MIASTA PRAGI.
POWIEŚĆ
WILANDA.


WILNO
w Drukarni Manesa i Zymela, przy ulicy
Niemieckiéy, pod N. 296.

1828.



Wolno drukować. = Wilno. Dnia 22 Sierpnia, 1828 roku.
Cenzor, Kollegialny Assessor,
Ignacy Szydłowski.




Wstęp.


Jako wszystkich państw Sarmackich historyia początkowa iest baieczną, niemniéy też i Czechy od tego się nie wyłączaią. Nie możemy przypuścić do prawdy, aby Krakus, Libussa i Przemysław, panowali na tronie Czeskim; iednak historyia ta choć iest baieczną, mogła Wilandowi posłużyć do utworzenia małego romansu. Powinnością moią iest nakoniec ostrzedz na początku czytelnika, że mowy Libussy, Władomira, Mieczysława i innych, chociaż są ciemne i allegoryczne; zgadzaią się atoli ze sposobem mówienia w owych czasach. Dziwne pochodzenie Libussy i iéy siostr, nie może się pogodzić z prawdą; iednak uważaymy tę powieść za istotnie baieczną, któréy Wiland szczęśliwy zwrót nadał. Bo czyż można wyobrazić sobie, że były iakieś Sylfije lub Dryady na świecie; samo ich opisanie w téy powieści, nie może zaliczyć do rzędu żyiących na ziemi tworów. Są to postacie uformowane w imaginacyi Bardów i poetów, którzy wszystkie niemal rzeczy umysłowe uosabniali, dawali im życie, wprowadzali między ludzi, i osoby nigdy przez żyiących niewidziane, wystawiali światu. Nie powinienem i nie mogę szukać stąd dla siebie chluby, iednak chcę zdać sprawę czytelnikóm łaskawym z wolnego od istotnych dla mnie zatrudnień czasu.




LIBUSSA
ALBO
ZAŁOŻENIE MIASTA PRAGI.

W dawnych czasach, w nieprzebytym czeskim lesie, którego teraz iedna tylko cień się pozostała, mieszkało plemię duchowne, boiące się świata, bez ciała istoty, naysubtelniéyszego składu, nie maiące zmysłów, iednak widziane przy świetle xiężyca, znaiome u poetów pod Dryad nazwiskiem, a starożytnym Bardom pod nazwiskiém Sylfii. W słodkiéy spokoyności mieszkało to plemię przez kilka wieków w tym lesie, ale wkrótce głos woiennéy trąby, rozległ się po nim. Xiąże Węgierski z niewolniczą swoią hordą przeszedł przez góry, szukać nowego pomieszkania w tych stronach zdziczałych. Piękne mieszkanki stóletnich dębów, gór, iaskiń i grót, chroniły się od szczęku woiennego oręża i od rżenia koni, nawet król ptaków (Orzeł), odleciał na rozległą pustynię. Tylko iedna z Sylfii nie mogła odważyć się na rozstanie z ulubioném swém w dębie mieszkaniem; a gdy las wyrąbywać zaczęli, ona iedna miała śmiałość ochraniać drzewo swoie od wielości przechodniów, i wybrała iego wierzchołek dla swego pobytu.
Pomiędzy nadwornymi Xiążęcia, znaydował się ieden młody rycerz imieniem Krakus, przystoyny, napełniony męztwem i ogniem młodości. Poruczone były iemu koni wierzchowe xiążęcia, których powinien był doglądać na paszy. Często Krakus odpoczywał pod dębem przez Sylfię zamieszkanym, ta zaś z radością patrzała na niego; a gdy zasypiał pod dębem, nasyłała na niego sen taki, w którym mógł się dowiedzieć, co się z nim dnia iutrzéyszego stanie; gdy mu koń uszedł i znaleśdź go nie mógł, we snie okazywało się mu to miéysce, gdzie się iego strata znayduie.
Coraz bliżéy podchodzili drzewa wyrąbywać, a Sylfia ze strachem postrzegła, że drzewo iéy musi bydź także ścięte, nakoniec odważyła się odkryć Krakusowi swóy smutek. Pewnego dnia przy świetle xiężyca Krakus naypóźniéy zapędzał konie z pastwiska i spieszył się zasnąć pod dębem. Droga wiodła go mimo strumyka, w czystéy którego wodzie odbiiał się swiatły xiężyc. Z iednéy strony brzegu, uyrzał postać niewieścią, która, iak mu się zdawało, przechadzała się nad brzegiem strumyka. Widok ten zdziwił młodego rycerza. Skąd, myślał sobie, ta dzieweczka przyszła o téy dobie. Lecz ten przypadek bardziéy go przyciągał do siebie, niż lękał. Podwoił kroki niespuszczaiąc z oczu powabnéy osoby, i przyszedł na to miéysce, gdzie się zabawiała pod dębem. Tu wydało się iemu, że widzi cień, nie zaś osobę naturalną; stanął zamyślony i zimny pot wystąpił na iego oblicze. Lecz wkrótce usłyszał głos cichy: „Przybliż się człowiecze, nie lękay się, gdyż nie iestem marą. Jestem Sylfią tego lasu, mieszkanką tego dębu, w cieniu którego często odpoczywałeś. Nasyłałam na ciebie przyiemne sny, przepowiadałam o zdarzeniach dnia następnego, i, gdy konie tobie pod straż oddane, uciekały; wskazywałam miéysce, gdzie możesz ie znaleśdź. Wywdzięcz mi się za to posługą taką, iakiéy od ciebie żądać będę; strzeż to drzewo, które tak często ukrywało cię od deszczu i upałów słonecznych, i nie dopuszczay aby twoi bracia mogli mi ie zrąbać.“
Młody rycerz nabrał odwagi i rzecze: „Bogini lub śmiertelnico! żąday ode mnie tego, co iest w moiéy mocy, wszystko chętnie uczynię. Lecz ia teraz nic nie znaczę w oyczyźnie, gdyż iestem sługą xiążęcia, a stąd gdy mi rozkaże doglądać koni swoich w inném miéyscu, iakże mogę ochraniać w tym lesie twe drzewo?.. Jednak postaram się o wypełnienie twéy prośby; wyydę ze służby xiążęcia, zbuduię małe pomieszkanie pod cieniem tego dębu, i będę bronił go od scięcia przez całe życie.“ — „Uczyń to proszę ciebie (odpowiedziała Syl­fia), ręczę ci, że niebędziesz tego żałował.“ Znikła z temi słowami. — Krakus stał czas nieiakiś w słodkiém zachwyceniu z widoku boskiéy Sylfii. Tak powabna niewieścia istota, nie skryła się od oczu iego. Nakoniec położył się na miękkim mchu, chociaż niechciał spać bynaymniéy. Ale swiatłość poranka pogrążyła go w tak słodkich uczuciach, które mu były nieznaiome, iak blask xiężyca otwartym oczóm ślepego. Wstał natychmiast, poszedł do xięcia, wziął uwolnienie ze służby, przypasał się bronią woienną i z słodkiém marzeniem prędkiemi krokami udał się do mieszkania Sylfii.
W czasie iego podróży, młynarz, któremu drzewo grube i proste potrzebném było, zbliża się do dębu Sylfii i zaczyna piłować. Smutna Sylfia wzdychała, patrzała z wierzchołka dębu, czy nie uyrzy swego obrońcę, ale iéy wzrok nigdzie go nienapotykał, i dar przepowiadania, który był właściwy całemu iéy plemieniu; stał się odtąd nieczynnym, i ta, tak nie wiedziała sposobów swoiéy obrony od grożącego nieszczęścia, iak dzieci Eskulapiusza w ten czas nie umieią sobie doradzić, gdy ich boiażń śmierci ogarnie.
Krakus niedaleko był od dębu, gdy usłyszał skrzyp piły. To mu nic niezapowiadało dobrego; podwaia swe kroki i widzi niebezpieczeństwo tego drzewa, które wziął pod swoię obronę. Jak wściekły rzuca się z mieczem na młynarza; ludzie przy nim stoiący zdziwieni, rozumieli że zły duch, ze strachem się rozbiegli. Na szczęście, drzewo nie bardzo było nadpiłowane i wkrótce się zarosło.
Podczas pięknego wieczora, kiedy przychodzień oznaczał sobie miéysce dla przyszłego mieszkania i rozmyślał o pustelniczém życiu, oddaliwszy się od społeczeństwa, gdzie w samotności i zaciszy miał przepędzić lata; ukazała mu się na brzegu strumyka Sylfia.
„Dziękuię tobie (rzecze z uprzéymym głosem) żeś niedopuścił zrąbać to drzewo, z którém me życie iest połączone: wiedz albowiem, że przyrodzenie, obdarzywszy nasz rodzay naywiększą siłą i czynnością; połączyło nasze przeznaczenie z drzewami na których mieszkamy. Za pomocą nas, król lasów wznosi swą głowę nad drzewa i krzaki: my wzbudzamy obrót soków iego od korzenia, aż do wierzchołka, stąd odbiéra ono moc przeciwienia się burzom i upadkowi. Przez to więc mówię życie nasze iest połączone z życiem drzewa: starzeie drzewo i nas starość uciska; schnie, wtedy i nasze się ukraca życie, i zasypiamy podobnie iak śmiertelni dopóty, póki przez wieczny obrót wszech rzeczy lub przypadek, lub też potajemnym ustanowieniem przyrodzenia; bytność nasza nie złączy się z nowym zarodkiem. Dla tego osądź, iak wielką mi zdziałałeś przysługę swoią pomocą i na iaką zasługuiesz wdzięczność. Wymagay ode mnie iakiéy chcesz nagrody za twóy uczynek, wynurz życzenia twego serca, a te natychmiast będą uskutecznione.“
Krakus milczał. Widok nadobnéy Sylfii, uczynił mocniéysze na sercu iego wrażenie, niż słowa iéy, z których niewiele mógł poiąć. Postrzegła ona zamyślenie się Krakusa, i aby z niego wybawić, wzięła z nad brzegu strumyka suchą trzcinkę, rozłamała na trzy części i rzekła: „Wybierz sobie z nich iednę. W piérwszym kawałku zamyka się cześć i sława, w drugim bogactwo i rozumne oném rządzenie, w trzecim szczęście miłości.“ Młodzieniec patrząc w ziemię odpowiedział: „Córko niebios! ieżeli chcesz wypełnić żądania mego serca, to wiedz, że ono niezamyka się w żadnéy części téy trzciny: serce moie myśli o większéy nagrodzie. I cóż iest sława, iak nie pokarm dumy? co bogactwo, iak nie rodzay i początek skąpstwa? co miłość, iak nie źródło namiętności, pożeraiące drogą serca swobodę? Spełniy moie chęci, które na tém zależą, abym pod cieniem twego dębu odetchnął po trudach woiennych, i abym ze słodkich ust twoich, słuchał nauk mądrości; słowem, abym mógł przewidywać taiemnice przyszłości!“
„Wiele bardzo wymagasz (odpowie Sylfia), lecz niemniéysze są twoie zasługi. Stanie się wszystko według twego żądania. Spaść powinna zasłona z twych ciemnych oczu, abyś mógł poiąć taiemnice mądrości. Ale będąc mądrym, dla czegoż nienasycać się darami, które w tych trzcinkach się zamykaią? Mądry powinien bydź oblubieńcem szczęścia i miłości: on ieden iest bogaty, bo niepotrzebuie więcéy, ma wszystko i piie napóy miłości niezaprawiaiąc go iadem smierci!...“ To powiedziawszy, dała mu trzy kawałki trzciny i rozstała się.
Młody pustelnik przygotował sobie pościel ze mchu pod dębem, będąc bardzo uradowany z takowego przyjęcia Sylfii. Sen mu oczy zamknął: przedstawiały mu się słodkie we snie marzenia i karmiły iego imaginacyię szczęśliwą nadzieią. Przebudziwszy się z weselem w sercu, zaczął pracować: wybudował chatkę pod dębem, pokopał grządki w ogródku, które pozasadzał różami, liliami i innemi wonnemi kwiatami, oprócz tego iarzyny rozmaite. Sylfia co wieczora go odwiedzała, radowała się widząc iego pospiech w pracy i bawiła się z nim nad brzegiem strumyka. Nauczała go tayników przyrodzenia, o początku i własności każdey rzeczy, nakoniec przekształciła srogiego rycerza w mędrca.
Według tego iak czucia coraz delikatniéyszemi się stawały młodzieńca przez związki z nadobną Sylfią, zdawało się że delikatna iéy postać coraz więcéy nabywała tęgości i twardości: pierś iéy napełniła się ciepłem i życiem, w oczach zaiaśniało swiatło i na wzór młodey panienki się ukształciła. Przyiemne minuty dla kochanków, wzbudzaiące miłosne uczucia; zdziałały pożądany skutek: po przeciągu kilku miesięcy od pierwszéy znaiomości, wzdychający Krakus pozyskał szczęście miłości, które zjednała mu trzecia część trzcinki, i nieżalił się na to, że utracił swobodę serca swojego. Chociaż ślub przyiemnéy pary niebył zawartym przy żadnéy obcéy osobie; iednak wykonał się z taką radością, iak nayhuczniéysze wesele. Sylfia wkrótce powiła trzy córki. Oyciec dał piérwszéy imię Bella, drugiéy Terba, a trzeciéy Libussa. Wszystkie podobne były geniuszowi piękności: a chociaż nieutworzone były z takiéy istoty iak ich matka; jednak postać ciała była przyiemniéyszą i powabniéyszą, niż gruby i gliniany kształt ich oyca; przytém, niemiały żadnych słabości i żadnym nie podlegały przypadkóm. Nie wymagały żadnéy od urodzenia pomocy: za 9 dni iuż biegały iak sarny; a gdy podrosły, miały te same przymioty co i matka, to iest: zgadywać taiemne rzeczy i przepowiadać przyszłe.
Krakus także miał wiadomość o tych taiemnicach. Kiedy wilk rozpędził stado a pastuszki szukali swych krów i owiec; wtedy przychodzili szukać rady u mądrego Krakusa, który im wskazywał, gdzie swoię zgubę znaleśdź potrafią. Kiedy zły sąsiad, chwaląc się cudzym maiątkiem, przenaszał się do mieszkania swego sąsiada, odzierał go, a niekiedy i zabiiał, i nikt niemógł wiedzieć o winowaycy; uciekali się wtedy do Krakusa, który im wszystko iak naydokładniéy wyiawiał. Stąd sława o nim rozeszła się po całych Czechach. Chorzy i kalecy, uzdrowionymi za iego pomocą byli. Schodzenie się ludzi, coraz się powiększało: a chociaż Krakus bezpłatnie leczył chorych i dawał rady, mądrość iego szczodrze się nagradzała. Cisnął się naród do niego z podarunkami i zmuszał do przyięcia tych darów z wdzięczności pochodzących. Stąd się bardzo wzbogacił: zbudował wiele zamków i pałaców, kupił wiele wiosek i ziemi; stąd sprawdziło się to, co mu Sylfia w drugiéy części trzciny ofiarowała.
W czasie pogodnego wieczora, kiedy Krakus wracał się z pola; uyrzał swoię żonę nad brzegiem strumyka w tém samém miéyscu, w którém pierwszy raz mu się okazała. Kiwnęła ręką na niego, on do niéy przychodzi. Sylfia przywitała się z nim tak iak zawsze z łagodném uczuciem miłości; ale żal i tęskność, wkrótce iéy się na twarzy wyryły i łzy rzęsisto spadać zaczęły. Zdziwił się mocno Krakus, nigdy bowiem nie wi­dział smutną żonę, zawsze wesołą. „Co ci iest takiego? (zapytał) straszne przeczucia rozdzierała me serce. Powiedz, co znaczą te łzy?....“
Sylfia westchnęła, schyliła głowę na piersi małżonka i rzecze:
„Kochany mężu! w twoiéy niebytności wyczytałam w xiędze przeznaczenia, wyrók dla mego drzewa okropny, wyrok śmierci... rozstać się muszę z tobą na zawsze.... Chodź ze mną.... pobłogosławię twe córki, gdyż od dnia dzisiéyszego iuż mię nie ujrzycie!...“
„Porzuć te niepotrzebne i smutne myśli (odpowiedział Krakus). Jakież nieszczęście może zagrażać twemu drzewu? Czyż nie widzisz zdrowych iego gałęzi, pokrytych gęstemi liśćmi? Patrz iak głęboko puszcza swoie korzenie, i póki ia żywy iestem, nikt nie ośmieli się zerwać naymniéyszéy gałązki z twego ulubionego dębu!...“
„Próżna obrona, jaką może zdziałać człowiek (odpowie Sylfia). Mrówka mrówce może się przeciwić, ptak ptakowi, zwierzę zwierzęciu, i wszystkie ziemne twory mogą się bronić i przeciwić ziemskim także tworóm; ale nikt niema tyle siły oprzeć się działanióm przyrodzenia, albo też niezmiennym wyrokóm przeznaczenia. Rządcy tego swiata ruynuią góry, wyrąbuią lasy, ale naymniéyszy wiaterek może ich męstwo ukrócić. Tyś ochronił to drzewo od siły ludzkiéy, lecz możeszże ochronić od burzy, lub czy możesz wyrzucić robaki iego wnętrzności psuiące!....“
Tak rozmawiaiąc przyszli nakoniec do zamku. Piękne córki wybiegły naprzeciw, zdały rachunek z dziennych czynności i pokazywały swoię robotę. Lecz w tym czasie znikła wszelka radość w ich sercu. Postrzegły, że wielkie umartwienie dręczyło ich oyca: matka gorzko płakała, lecz one nie smiały pytać o przyczynę tak wielkiego smutku. Matka dała im wiele mądrych rad i przestróg, ale iéy mowa podobna była do ostatniego łabędzia śpiewu. Przebywała z mężem Sylfia póki iutrzeńka pokazała się na niebie. Potem z wielkim żalem uscisnęła męża i córki, i o swicie wyszła, iak zazwyczay przez potaiemne drzwiczki, do swego drzewa i zostawiła swoię familią w okropnych przeczuciach.
Przy wschodzie słońca, w całém przyrodzeniu panowała spokoyność; ale gęste obłoki, zakryły ożywiaiące swiatło. Nastąpił upał, a cała atmosfera iakby w ogniu płonęła. Odległe grzmoty nad lasem, a echo w pobliskich dolinach; huk ich powtarzało. W samo południe swietna błyskawica dąb oświeciła, i w moment piorun rozproszył po lesie gałęzie iego. Krakus, dowiedziawszy się o tém nieszczęściu, rozdziera suknią na sobie, wychodzi z córkami i zbiera gorzko płacząc ostatki drzewa i chowa ie iak swiętość. Od tego czasu Sylfii iuż nie było.
Przez kilka dni córki wyrosły. Powaby ich, rozkwitnęły się iak róża; i sława o ich piękności, rozszerzyła się po całéy okolicy. Młodzieńcy chcąc uyrzeć te bóstwa, zjeżdżali się do Krakusa pod pozorem słuchania rad iego. Siostry w wielkiéy zgodzie między sobą żyły. Dar przepowiadania, był im wspólny w równéy ilości; a słowa ich, były wyrocznią. Ale wkrótce głos pochlebstwa, wzbudził w nich własną miłość. Młodzi łapali za każde ich słówko. Skoro tylko miłość własna wkradła się w ich serca, wzgarda i duma ie opanowała. Starsze starały się przewyższyć młódszą w swéy sztuce, i potaiemnie zazdrościły iéy nadzwyczaynéy piękności. Chociaż wszystkie były piękne, iednak Libussa w tém ie przewyższała. Bela zatrudniała się naywięcéy Botaniką, iak niegdyś dziewica Medea: znała ich siłę ukrytą i umiała wysączyć z nich iad śmierci lub też przeciwko temu ochronić: umiała także robić z nich zapach przyiemny i iadowity dla sił niewidomych. Gdy ie zapaliła, duchy zbierały się do niéy ze stron naydalszych eteru i poddawały się pod iéy panowanie.
Terba, znała takoż czarnoxięzką sztukę iak Cyrcea: posłuszne iéy były wszystkie żywioły: ona to wzbudzała burzę, wicher i pioruny. Używała téy sztuki na to, aby ludzie ze drżeniem poczytywali ią za swoię boginię. I w saméy rzeczy względem pogody, stosowała się ona bardziéy do chęci ludzkich, niż mądre przyrodzenie. Dwa bracia nieustannie wadzili się między sobą. Jeden z nich był rolnik i zawsze żądał dżdżu dla swoiéy roli; drugi był garncarzem, żądał zatém ustawicznéy pogody, dla suszenia swych garnków. Gdy niebo nigdy ich chęcióm nie odpowiadało, udali się z bogatémi podarunkami do mieszkania Krakusa i przekładali swe proźby, Terbie, iego córce. Zasiniała się córka Sylfii na ich żądanie i rozkazała: aby dżdże skrapiały niwy rolnika, słońce aby suszyło pracę garncarza.
Przez taką czarów znaiomość, wkrótce obie siostry pozyskały największą sławę i bogactwo; albowiem one nigdy nie działały bez nagrody i pożytku: wybudowały zamek za skarby nabyte, wiele wesołych domów i ogrodów: dawały biesiady i bale, i oszukiwały i męczyły tych, którzy szukali ich miłości.
Libussa niemiała gardzących i próżnych, uczuć iak iéy siostry. Chociaż posiadała ona też same przymioty, przenikać tayniki przyrodzenia i użytkować z iéy skrytych sił; ale to wszystko obracała na pożytek drugich. Niemiała chęci do bogactw, nie żądała takoż bydź poważaną, bydź okropną iak iéy siostry. W czasie, gdy te oddawały się szumnym rozrywkóm w wesołych swych zamkach i przykowywały do swych powozów rycerzów czeskich; Libussa zostawała w swoim domu, trudniła się gospodarstwem, dawała mądre przestrogi i uwagi pytaiącym, pomoc potrzebuiącym, i wszystko to czyniła z dobrego serca, nie zaś dla próżnéy korzyści. Myśli iéy były łagodne, postępki cnotliwe i skromne. Chociaż radowała się ze zwycięztwa, nad sercami wzdychaiących do iéy powabów młodzieńców; wszelako nikt niesmiał iéy wspomnieć o miłości. Ale mściwy Amur, srodze mści się na chłodnych uczuciach, i często potrząsa pochodnią swoią nad niską chatką, gdy chce oddać płomienióm zamki wspaniałe.
W głębi lasu, mieszkał stary rycerz: uprawiał pola piasczyste, uczynił ie żyżnemi, i myślał w pokoiu przeżyć ostatki dni swoich. Ale sąsiad iego odebrał mu własność, wypędził starca, który znalazł schronienie w domku pewnego człowieka. Ten biédny starzec miał syna, który był iedyną podporą iego zgrzybiałéy starości. Niesprawiedliwość, wzbudziła w nim chęć zemsty. Przywołuie swoiego syna i tak mu powiada: „Idź, synu móy do mądrego Krakusa albo do iego córek, i zapytay: czy będzie się bogóm podobać moie przedsięwzięcie: ieżeli pochwalą ci ie bogowie, wtedy uzbróy się mieczem i odemściy się za wydarcie twego maiątku; ieśli zaś nie, to zostań ze mną póty, póki nie zamkniesz moich oczów, a potém czyń co się ci podoba.“
Puszcza się w podróż młodzieniec: przybywa naprzód do zamku Beli, który postać nosił świątyni. Zastukał, prosząc, aby go puścili; ale otwarzaiący uyrzawszy, że nic z sobą nie przy niosł w ofierze, zamknął przed nim świątynią Beli. W rospaczy idzie daléy, zbliża się do mieszkania Terby, kołace i prosi, aby iego prośby wysłuchać raczyli. Tu uyrzał przez okno odzwiernik i powiedział: „ieśli złoto przynosisz, wtedy moia pani odpowie na twoje żądanie; ieżeli nie, to idź na brzegi Elby i zbierz iego tyle, ile drzewo ma liści, snop kłosów, ptak pierza, a wtedy otworzę ci bramy świątyni.
Oszukany młodzieniec rozpaczał, zwłaszcza gdy się dowiedział, że Krakus wyiechał do Polski, aby pogodzić gniewliwych panów. Nie obiecywał zatém sobie, aby go przyięto i w trzecim zamku Libussy; a gdy zobaczył z pagórka w dali iéy mieszkanie, niesmiał się zbliżyć do niego i ukrył się za krzak gorzko łzy wylewaiąc. Lecz wkrótce tentent kopyta końskiego, przerwał mu myśli. Piękna dziewica na koniu, w gronie swych panien nadwornych; scigała ielenia przez krzaki bieżącego. Rzuciła dzidę na niego, lecz trafić nie mogła. Zręcznie pochwycił nasz młodzieniec swóy łuk i wypuszcza strzałę w jelenia, która mu wnętrzności natychmiast przeszywa... ieleń pada... umiera. Dziewica, zdziwiona tym niespodzianym przypadkiem, patrzy na młodzieńca, który przed nią padł na kolana. Libussa niewidziała nigdy tak pięknego mężczyznę. Przy pierwszém wéyrzeniu, odebrała tak silne wzruszenie w swém sercu; iż nie mogła nieoddać sprawiedliwość pięknéy iego postaci. „Powiedź mi kochany nieznaiomy, rzekła, kto iesteś i iakim tu się znayduiesz przypadkiem?“ — Młodzieniec sprawiedliwie powiedział, że szczęście dało mu to, czego szukał, i z wielką skromnością odkrył iéy swóy smutek, nie przepomniał i o tém, iak bezwstydnie był wymagany od iéy sióstr, co go naybardziéy dotknęło. Libussa cieszyła go swemi słowy. „Chodź do mego pomieszkania, rzecze, otworzę xięgę przeznaczenia i iutro rano dam ci odpowiedź.“
Młodzieniec wypełnił to co mu rozkazano. Nikt przed nim drzwi nie zamykał. Piękna dziewica bardzo go dobrze przyięła. Unosił się z takiego przyięcia, lecz więcéy ze wdzięków pięknéy mieszkanki tego zamku. Czaruiące iéy powaby, całą noc mu się marzyły. Libussa spokoynie zasnęła. Żywa imaginacyia spiącéy córki Sylfii, przedstawiała obraz młodzieńca we wszystkich marzeniach, jakie iéy przez noc się okazywały. Wstawszy rano, chciała zgadnąć coby ten sen oznaczał. Ale iakieś uczucie mówiło iéy, że sny próżną były marą, ale oznaczały takie wypadki, które się ziszczą w przysłości; że te prorockie sny na przyszłą noc więcéy, niżeli kiedy, odkrywały iéy ukryte przeznaczenie. Przez samo to uczucie poznała ona, że gość iéy zakochał się w niéy, ale i iéy serce przyznawało się do podobnéyże namiętności. Ale wkrótce przyłożyła pieczęć milczenia na tajemnice swego serca, równie iak i młodzieniec uzbroił się stałością, aby się niewyiawić z uczuciami serca; albowiem różnica, jaką szczęście, położyło między nim i córką Krakusa, zdawała się nadzwyczay wielką.
Chociaż piękna Libussa doskonale wiedziała, co odpowiedzieć młodzieńcowi; iednak trudno iéy było tak prędko z nim się rozstawać. Skoro słońce wschodzić zaczynało, przyzwała Libussa młodzieńca do ogrodu i rzecze: „Zasłona ciemności skrywa od oczów moich twoje przeznaczenie, poczekay do zachodu słońca;“ a wieczorem mówi: „zaczekay do wschodu słońca:“ na drugi dzień zatrzymała go u siebie, na trzeci także, aż ledwo puściła go na czwarty, dla tego, że nieznalazła iuż więcéy żadnéy przyczyny zatrzymania go: nakoniec rzekła: „Nie podoba się bogóm, abyś się wadził z mocniéyszym od ciebie sąsiadem: cierpieć i przenosić , iest losem słabszych. Idź do swego oyca, pocieszay go w starości i żyw go pracą rąk swoich. Weź w podarunek ode mnie dwa woły z moiego stada i tę gałązkę, która ieśli zakwitnie i owoc przyniesie; wtedy nabędziesz daru przepowiadać rzeczy przyszłe....“ Młodzieniec wstydził się, że powinien przyiąć te podarunki, żadnego nawzaiem nie dawszy. Z milczeniem i pełnym miłości wzrokiem, pożegnał się z dziewicą: uyrzał u bramy dwa byki tak piękne iak niegdyś wół święty, na którym Europa morze przepływała. Z radością odwiązał i pognał ie przed sobą. Powrót iego, zdawał się mu naydzwyczaynie krótkim: tak silnie dusza iego zaięta była nadobną Libussą, iż poprzysiągł, chociaż wiedział; iż nigdy iéy ręki nie otrzyma; nikogo więcéy przez całe życie niekochać. Uradował się oyciec, kiedy usłyszał, że odpowiedź córki mądrego Krakusa, tak dobrze zgadzała się z iego życzeniem. A gdy rolnictwo przeznaczoném było teraz dla syna; ten zaprzągłszy swe woły, więcéy niémi na dzień wyrabiał roli, iak ten co dwanaście ich razem do iednego pługa używa.
Xiążę Ungerlandzki (Węgierski), który wprowadził do Czech swoie woysko, dawno iuż umarł nie zostawiwszy po sobie następcy. Chociaż panowie zbierali się po iego śmierci aby wybrać następcę, ale pyszny i niespokoyny obraz ich myśli, niedopuszczał uczynić rozumnego postanowienia. Nakoniec seym czeski, zmienił się w polski. Rząd podobny był do anarchizmu: każdy czynił co mu się podoba: silniéyszy gnębił słabego, bogacz uciskał biédnego. Poruszyła się spokoyność i bespieczeństwo obywateli: nierozsądne głowy rozumiały, że iuż powstała nowa ich rzecz pospolita. „Wszystko u nas w porządku (mówili oni), wszystko idzie swoią koleją i tak doskonale, iak gdzie indziéy: wilk szarpie owcę, iastrząb gołębia.“ Taki układ zbrodniczy nie mógł się długo przeciągać. Nakoniec gdy uroiony duch wolności coraz więcéy osłabiać się począł i naród znowu odebrał rozsądek; wtedy patryaci, cnotliwi obywatele i wszyscy którzy czuli miłość ku oyczyznie, uradzili wykorzenić gniazdo hydry piekielnéy i znowu połączyć naród iednemi prawami. „Wybieramy (mówili oni) króla, któryby nami rządził: gnębił nieposłuszeństwo, a bronił sprawiedliwości. „Nie naysilniéyszy, nie przemyślniéyszy, nie bogatszy; ale naymędrszy powinien bydź naszym królem.“ Naród, któremu dawno naprzykrzyły się uciski swoich tyranów; iednogłośnie zgodził się na to. Złożono radę, i wszyscy obrali królem mądrego Krakusa. Wysłano posłów do niego z prośbą o przyjęcie godności xiążęcéy. Chociaż nie żądał wysokich dostoieństw, iednak niezwlekaiąc spełnił żądanie narodu. Wdział na się purpurę i przybywa do stolicy państwa, gdzie naród spotkał go z okrzykami radości. Przez to poznał, że takie i trzecia część trzcinki (którą mu Sylfia ofiarowała), spełniła swe dary.
Sprawiedliwość i mądre iego prawa, rozszerzyły sławę we wszystkich pogranicznych państwach. Sarmaccy xiążęta, wiodący bezustanną między sobą woynę; prosili iego o rozsądzenie ich sprawy. A gdy ten zaczął mówić, wtedy zdawało się, że poważny Solon swe prawdy objawiał. Pewnego razu buntownicy wzruszyli spokoyność swoiéy oyczyzny, Krakus przyiechał z woyskiém swoiém do polski i ukrócił zapalczywość Sarmatów. Większa część narodu przez wdzięczność za przywróconą im spokoyność, wybrała iego swoim xiążęciem. Zbudował tam miasto Kraków, według podobieństwa nazwiska tego miasta do swego Krakus i z wielką sławą panował w niém do swoiéy śmierci. Postrzegłszy śmierć zbliżającą się, rozkazał z ostatków dęba, w którym żyła żona iego Sylfia, uczynić puszkę, w któréy, po śmierci kości swe złożyć rozkazał. Wkrótce też ducha wyzionął. Z wielkim żalem opłakiwały córki zgon swego oyca, i całe państwo wylewało łzy prawdziwego żalu po tak dobrym królu.
Po skończeniu smutnych obrzędów, zebrali się urzędnicy na radę, komuby poruczyć rządy państwa. Naród żądał iedną z córek Krakusa wynieść na tron, lecz nie mogli na wybor się zgodzić. Bela, mało za sobą miała stronników, ponieważ więcéy do złego miała skłonności: często szkodziła ludziom swémi czarami: w tym zaś czasie, taki strach rozszerzyła w narodzie, że każdy boiąc się iéy zemsty; myślał iéy poddać się zupełnie. Na séymie zatém nikt głosów za nią nie dawał. Napróżno nad tém do zachodu słońca pracowano: rozeszli się wszyscy i odłożyli resztę do dnia następnego. Na drugi dzień mówiono o Terbie, ale ta chcąc by ią czczono iako boginię, a podczas powodzenia iéy okazując się pyszną i gniewliwą, nie miała teraz głosów za sobą.
W trzecim dniu padła koléy na Libussę. Jak tylko iéy imię wymówioném było, radość powszechna nastąpiła. Jeden drugiemu opowiadał dobre przymioty Libussy. Ten chwalił iéy skromność, ten rozum iéy, ten prawdę w przepowiadaniu, ten nieinteressowność; tamten piękność i gospodarstwo. Przy tak doskonałych przymiotach, wypadało wybrać Libussę; ale uszanowanie dla starszych iéy siostr, niedozwalało im tego, zwłaszcza, że to mogłoby pociągnąć złe skutki dla całego narodu. Ta okoliczność wszystkich zmieszała i nie mogli nic stanowiącego uczynić. Niedostawało mówcy, któryby swoię wymowę poświęcił na pożytek chęci wybierających; ale wkrótce taki się okazał.
Władomir, Pan Czeski, naypierwszy po xiążęciu; dawno wzdychał do nadobnéy Libussy i chciał się z nią ożenić jeszcze za życia Krakusa. Był wiernym iego Kassalem: Krakus tak go kochał, iak syna, i dla tego starał się połączyć swą córkę z Władomirem. Lecz niezwyciężony był sposób myślenia Libussy, a Władomir, nie-chciał się przeciwić iéy skłonnościom. — Myślał wiernością swoią zmiękczyć surowość Libussy, i znachodził się w swicie Xięcia Krakusa do iego smierci, uczyniwszy znaczny postępek. Teraz, myślał on, odkryło się zdarzenie zasługami swemi wzruszyć zagniewaną, i przez to znaleśdź to, co mu miłość niedała. Odważył się nareszcie ofiarować się zapalczywości i zemście dwóch iey sióstr i z niebespieczeństwem życia wynieść na tron swoię kochankę. Kiedy uyrzał niezgodę chwieiących się wybieraczów, rzecze: „Jeśli pozwolicie mi mówić slachetni Rycerze, Dworzanie i naród, to wystawię wam przykład, w którym uyrzycie iak należy skończyć ten wybór na pożytek i dobro powszechne naszéy oyczyzny.“ — Gdy wszyscy umilkli, podniósł swóy głos Władomir. „Pszczółki swoię matkę utraciły i cały ul pogrążył się w smutku, stały się przez to leniwe, rzadko wylatywały, i utraciły ochotę do zbierania miodu, skąd przemysł ich i pokarm, zbliżyły się do upadku. Przyleciała osa i mówi: „Wybierzcie mnie za matkę, iestem silna, i straszna: dumny koń obawia się mego żądła: przepędzę nim nawet naystraszniéyszego wroga, iakim iest lew: gdy się ten zbliży do waszego ula, ia będę was ochraniać.“ Ta mowa podobała się pszczołóm, ale potem odpowiedziała iéy mędrsza od innych: „Jesteś śmiałą i straszną; ale my boimy się tegoż samego żądła, któro nas powinno ochraniać; zatém nie możesz bydź naszą matką, naszą królową!“ Przylatuie dzmil i mówi: „Wezcie mię za waszego króla: czyż niosły szycie, że szum moich skrzydeł, oznacza wielkość i potęgę! Także mam i żądło dla waszéy obrony.“ Lecz odpowiedziały pszczoły: „My w pokoiu zawsze żyiemy: szum skrzydeł twoich, zdziałałby nam przykrość i przeszkadzałby nam pracować: nie, niemożesz bydź naszym królem!“ — Nakoniec mówi pszczółka: „Chociaż iestem większą i silniéyszą za was; iednak moia wyższość nie może na złe bydź użyta, albowiem moie żądło iest podobne waszemu: iestem dobra, lubię porządek i gospodarstwo: umiem zarządzać robieniem miodu i przyspieszać z robotą.“ „Godna iesteś rządzić nami, powiedziały pszczoły, bądź naszą królową!“
Umilkł Władomir. Całe zebranie poięło treść iego mowy i wszyscy byli ze strony Libussy. Ale wtenczas, gdy iuż ią wybrać żądali, kruk przeleciał przez salę. Tak nieprzyiemne godło tego ptaka, potrwożyło wszystkich, i wybór króla był do dnia następnego odłożony. Bela wysłała tego ptaka zapowiadaiącego nieszczęście, aby przerwać ich sprawy: wiedziała bowiem kogo wybrali panowie, a Władomir wzbudził przeciwko sobie nayokropniéyszą iéy nienawiść. Naradziła się z Terbą siostrą swoią o środkach zemsty na Władomirze, i wysłała złego ducha aby mu życie ukrócić. Odważny rycerz, nieprzewidywał swego nieszczęścia, poszedł według zwyczaiu swego, oświadczyć swoie uszanowanie kochance, i odebrał od niéy piérwsze przyiacielskie wéyrzenie, z którego wyczytywał przyszłą szczęśliwość. Zapał iego tém bardziéy się powiększył, kiedy Libussa odpiąwszy z piersi swoich różę, oddała mu prosząc: aby ta uwiędła w sercu iego. Poiął iéy słowa wcale inaczéy niżeli myslała; bo niema nic tak bardziéy oszukuiącego, iak ięzyk miłości. Rozkochany rycerz, myślał że różę należy iak naydłużéy chronić w swieżości, i dla tego przyszedłszy do siebie, położył ią w zimnéy wodzie i usnął z pochlebną nadzieią.
W okropną godzinę północy, zataił się w pokoiu Władomira zły duch, którego Bela wysłała: przywalił sobą śpiącego rycerza i dusił go tak, że o mało co ostatniego tchu nie wyzionął Władomir. W tak smutném położeniu, pomyslał sobie że iuż nastąpiła ostatnia minuta iego życia: na szczęście przypomniał o róży która podle iego łóżka stała: wziął ią, przycisnął do swoich piersi i mówi: „Zwiędniy razem ze mną piękna różo i umrzyy na moich ochłodzonych piersiach, na dowod tego, że ostatnia myśl moia była o pięknéy twoiéy Libussie.“ Natychmiast uczuł on zwolnienie na sercu, a zły duch niemogąc przeciwić się czaruiącéy sile kwiatka, nadto zapach róży, prędko wygnały złego ducha z pokoiu i usypiający przymiot iéy zapachu, pogrążył znowu rycerza we snie przyiemnym. Przy wschodzie słońca, był on zdrów i wesół: poiechał dowiedzieć się jakie sposoby przedsięwzięli wybieraiący, i zobaczyć, iaki iest téy czynności postępek, a w przypadku, gdy nie póydą według iego chęci; wszystkiemi siłami przeciwić się zamyslał.
Ale iuż niebyło niebezpieczeństwa. Ważny wybieraiący Senat, całą noc myslał o powieści Władomira. Jeden odważny rycerz widząc dla siebie szczęśliwe zdarzenie i maiąc podobne Władomirowi uczucia do nadobnéy Libussy, postanowił wynieść ią na tron czeski. Występuie z placu, dobywa oręża i okrzyknie Libussę królową: przyzywa wszystkich maiących z nim iednakowe myśli, bydź miecze i ochraniać wybór. Natychmiast tysiączne zabłysły oręże: donośny okrzyk radości, rozszerzył się po narodzie: „Niech Libussa będzie naszą królową!“ Ustanowili komitet, naczelnikami którego byli Władomir i rycerz (który piérwszy dobył miecza) i wysłali do Libussy poselstwo z oznaymieniem o wyborze iéy na tron. Z wielką skromnością ona to przyięła, i czaruiące iéy powaby, każde serce poddanym dla niéy uczyniły. Naród poprzysiągł iéy z uczuciem serdecznéy radości: a chociaż obie iéy siostry zazdroszcząc tego, mściły się nad narodem różnemi według swéy sztuki sposobami; iednak Libussa wszystkie ich ruynowała zamysły i przywracała pokóy strapionéy po klęskach oyczyznie.
Lecz Władomir wzdychaiący do swéy kochanki, oczekiwał rozwiązania swego losu. Często odważał się on czytać ie w pięknych iéy oczach. Ale Libussa głębokie chowała milczenie. Jedyny znak ożywiaiący iego nadzieie, była niezwiędła róża, która po przeciągu roku, była tak świeża; iak tego wieczora, kiedy ią z rąk swéy kochanki odebrał. Kwiatek z rąk panienki, bukiet, wstążka, lub co podobnego; zawsze są drogiemi: iednak te rzeczy tłumaczą miłość podwójnie, ieżeli nieodbierze się wyraźnego znaczenia miłości przez ustne wyrazy. Tak Władomir przedstawiał rolę wzdychaiącego pastuszka przy dworze swoiéy bogini i oczekiwał wszystkiego od czasu i okoliczności. Rycerz, Mieczysław, więcéy w tém okazywał czynności i nieopuszczał żadnéy zręczności aby go postrzeżono. W dzień przysięgi, on pierwszy przysiągł na wierność swoiéy królowéy i wszędzie iéy towarzyszył, aby przez swoię przysługę znalazł iéy skromność ku sobie; a przy uroczystości wymachiwał przed nią swym mieczem, aby iéy przypominać, że gotów iest życie za nią poświęcić.
Ale Libussa, zdawało się, iak powszechnie bywa na tym swiecie, prędko zapomniała o swoim piérwszym kochanku; bo iak iuż postawią kolumnę, wszystko co tylko służyło od iéy podniesienia, precz odrzucaią. Lecz oba ci rycerze mylili się w swém zdaniu. Nadobna władczyni tronu, niebyła ani nieczuła, ani nieniewdzięczna i serce nienależało iuż więcéy do niéy, niemogła iuż onym kierować. Siła miłości, skłoniła iuż ią na pożytek mordercy ielenia. Pierwsze wrażenie, iakie wzrok iego zdziałał na sercu Libussy; działało ieszcze na nią tak silnie, że żaden niemógł iuż więcéy iego wykorzenić. Przez trzy lata obraz pięknego młodzieńca, w całym blasku iego powabów, przedstawiał się iéy wyobrażeniu, stąd i miłość była w całéy mocy. Albowiem namiętność płci pięknéy, iest takiego rodzaiu, że ieśli nieprzemieni się za trzy miesiące, może się przedłużyć trzy lata i więcéy: takie iest i za naszych czasów doświadczenie. Kiedy mężni Niemiec synowie, przepływając morze, odwiedzili brzegi Anglii i zabrali znaiomość z nadobnemi onéy córkami, a gdy rozstać się wypadało, przysięgali sobie na miłość, wierność i stałość; lecz zaledwo odpłynęli od brzegu, iuż byli w zapomnieniu u swoich czułych kochanek. Już drudzy opanowali ich serca. Ale maiące stałość kobiety, nienaruszenie wierność zachowywały do powrotu swoich kochanków i oczekiwały od miłości za stałość nagrody.
Niemniéy iest dziwna, że w takich okolicznościach, Libussa mogła się przeciwić pięknym rycerzóm, staraiącym się o iéy serce, tak, iak królowa Itaki pogardzała westchnieniem otaczających ią zalotników, kiedy serce iéy było ząięte brodatym Uliasesem. Wielkość i bogactwo, położyły tak wielką różnicę między Libussa i iéy kochankiem, że niemożna było oczekiwać bliższego związku, oprócz miłości Platona, która podobnie cienióm chińskim, niekarmi i nieogrzewa. Libussa dobrze rozważyła o tém, i dla tego niezmieniała swoich namiętności, chociaż głośno mówiła na pożytek młodzieńca ulubionego. Jako naymędrsza Westalka zaklęła się bydź zawsze dziewicą i nieodpowiadać na nie zalotnikóm swoim ani mową, ani przez znaki. Tak srogie postanowienie, niepodobało się naszym rycerzom. Gorliwość, wspólnika miłości; natchnęła ich dręczącém podéyrzeniem. Jeden myślał, że szczęście drugiego ią zmieniło; ale Libussa żadnego wyższym nieuczyniła, i z umiarkowaniem każdemu odpowiadała równą słów ilością.
Sprzykrzywszy sobie niepożyteczne nadzieie, ustąpili z dworu królowéy i z taiemném nieukontentowaniem wrócili się do swoich maiątków, które im Krakus ofiarował. Oba przybyli w takim gniewie do swoich miast, że Xiąże Władomir uczynił się okrutnym dla swoich wanalów i sąsiadów. Rycerz Mieczysław przekształcił się w strzelca. Scigał liszki i dzikie kozy po niwach swoich poddanych, i często gdy chciał złowić zaiąca, wydeptywał zboże biédnych rolników. Stąd żal rozległ się w narodzie, a nikt niesmiał zanieść skargę na niego do królowéy, wiedząc przysłowie: „Niechay się słaby nigdy na mocnych nie dąsa.“ Chociaż nic przed czułym Libussy nie ukrywało się wzrokiem, poznawszy ile traci naród iéy na tém, często gorzkie łzy wylewała. Rozważała często iakby te złe ukrócić w swém państwie: tu przyszło iéy na myśl podobnie czynić iak mądrzy bogowie którzy nie karzą winę natychmiast, chociaż prędzéy lub późniéy należytą karę odbierze. Młoda królowa zebrała rycerzów i dworzanow na radę, i rozkazała publicznie ogłosić, żeby ten, kto ma skargę lub żałość; przełożył ią przed sądem. Tu wystąpili że wszech stron państwa uciśnieni i znieważeni. Libussa siedziała na tronie, iak bogini Tenida, z mieczem i szalami, i sądziła nieuważaiąc ani na twarz, ani na pochodzenie; a wszyscy dziwili się iéy mądrości i sprawiedliwemu wyrokowi.
Poczém, gdy naród wdzięczny za bezwzględny sąd Libussy, począł się rozchodzić; prosili o wysłuchanie sąsiad bogatego Władomira, i wybrany z poddanych rycerza Mieczysława. Wpuszczono, ich i pierwszy zaczął mówić: „Jeden pracowity wieśniak ogrodził sobie niewielką łąkę na brzegu szerokiéy rzeki, któréy czysta woda ze szmerem toczyła się po dolinie: myślał więc, że rzeka z téy strony będzie strzegła iego zasiewów, z drugiéy odwilży korzenie drzew obfitych; od czego prędzéy wyrosną i przyniosą płód obfity. Gdy iuż czas był żniwa, rzeka wystąpiła ze swego koryta, zaszumiała, zalała brzegi, zerwała buyne zboże na roli, wyryła iamę pośród wyrobionéy niwy, i zniszczyła cały zasiew, całe bogactwo rolnika, który własność swoią powinien był oddać do woli swoiéy sąsiadce (rzece) i zaledwie sam mógł się ochronić od ścigających iéy bałwanów. Naymożniéysza córka mądrego Krakusa! biédny rolnik błaga ciebie, abyś raczyła wzbronić zuchwałéy rzece (Władomirowi), zatapiać swémi bałwanami pola iego i wydzierać z łona powszechnéy matki, zboże, iedyną nadzieię rolnika, który w krwawym pocie czoła na to pracował!...“
W ciągu téy mowy, zasępiło się iasne oblicze nadobnéy Libussy: wszystko w około iéy milczało, aby iéy wyrok usłyszeć.... Sprawiedliwa iest twoia skarga (mówi królowa): żadna władza uciskać cię nie powinna. Mocna zagroda, położy przedział dumnéy rzece; a iéy rybę zamienię ia tysiąc razy na to, co wydarły u ciebie iéy bałwany.“ — Potem dała znak mówienia wybranemu z poddanych Mieczysława: ten schyliwszy w dół oczy, tak począł swoią skargę przekładać. „Powiedź nam mądra córko sławnego Krakusa, do kogo należy zasiew? czy do rolnika, który ziarno do ziemi rzucił, aby stąd plonu mógł się spodziewać; czy do wiatru, który ony wybiia?“ „Do rolnika. (odpowiedziała). — Rozkaż więc wiatrom, aby nie wybiiały naszych ziaren na roli, i aby dla swych rozrywek, nie łamały nam zboża i drzew urodzaynych. — Niech tak będzie! (rzecze) ukrócę zapalczywość wiatrów i wypędzę ie z waszych zasiewów: one powinny rozpędzać chmury idące z północy i grożące naszéy stronie okropna burzą.“
Xiążę Władomir i rycerz Mieczysław, usłyszawszy na siebie skargę przed królową, zblednieli, i ze skrytém gniewem w dół oczy spuścili, usłyszawszy nadto wyrok z ust niewiasty: bo chociaż ich poddani przedstawiali swe skargi allegorycznie, iednak prawdziwy ich sens był tak iasny, że każdy mógł zrozumieć. Niemogąc nic zarzucić skarżącym się, musieli skrzywdzonym powrócić ich stratę. Władzom zapłacił tysiąc razy więcéy rolnikowi za uczynioną szkodę, a rycerz Mieczysław przysiągł na swóy urząd, nie wydeptywać więcéy psami niw swoich poddanych. Z tém poruczyła Libussa świetne dla nich obowiązki, dla których użyliby oni wszystkich swoich zdolności, które iak statek rozbity na morzu, wydawałyby tylko głos nieprzyiacielski, i wróciliby znowu odgłos cnót rycerskich. Obu uczyniła naczelnikami swego woyska, które wysłała naprzeciw Corneboka, xiążęcia Sorbońskiego, który był olbrzymem, czarnoxiężnikiem, a nadto chciał zawoiować Czechy. Przykazała dowódzcom, aby nie prędzéy wracali, póki ieden nie przyniesie miecza, a drugi złote ostrogi tego potworu, na znak zwycięztwa.
Niezwiędła róża, i w tym razie okazała swoię siłę: Xiążę Władomir był także nieuszkodzony od śmiercionośnego oręża, iak bohatyr Archilles: i także iak on, był zwrótny, lekki i przemyślny. Spotkały się woyska na północnych państwa granicach, dano znak do boiu. Bohatyrowię czescy iak burza i wichry, rzucili się na woyska nieprzyiacielskiego szeregi: siekli ich i przepędzali. Ostre ich miecze, zwalczyły Corneboka: z tryumfem i wielką zdobyczą wracaią się do Libussy z omytemi we krwi nieprzyiacielskiéy orężami skrapiaiącem i rycerską ich cnotę. Królowa nagrodziła ich iak przystoi; a na pamiątkę i na znak nowego posłuszeństwa, dała im z ogrodu swego czerwone iabłko na drogę, mówiąc: aby nie rozerznąwszy go, po przyiacielsku między sobą podzielili. — Puścili się w drogę: wetknąwszy iabłko na mieczu, kazali nieść go przed sobą, przytem naradzali się iakimby sposobem ie podzielić, aby nie u czynić omyłki według słów Libussy.
Pierwéy nim przyiechali na rozdroże na którém mieli się rozstać z sobą, aby iechać do swego mieszkania; starali się oni podzielić między sobą ofiarę. Teraz było zapytanie: ktoby wziął to iabłko, do którego równe mieli prawo, i od którego obiecywali oni cudów dla siebie. Stąd niezgoda między nimi powstała, nakoniec dobywaią oręża. W tém przechodzi pasterz za trzodą idący, wybieraią go swoim sędzią (iedynie dla tego, gdyż i trzy znaiome boginie także przybiegły na sąd do pastucha, któréy miało się dostać złote iabłko) i przekładaią mu rzecz swoią. „W podarunku iabłka (rzecze pasterz namyśliwszy się co) zamyka się skryty sens: kto może go stąd wyciągnąć, oprócz dziewicy, która go w tém iabłku ukryła? Ja rozumiem, że iabłko iest mylny płód, który dościgł na drzewie złego; a czerwona onego skóra, oznacza krwawą walkę między wami Rycerze, którą wieśdź będziecie bez żadnego pożytku. Powiedzcie mi albowiem, czy można podzielić iabłko nierozerznąwszy go?“ — Rycerze przyięli słowa pasterza i rozumieli, że w nich wielki się zamyka rozum. „Prawdziwie mówisz (rzekli): nie wzbudziłoż to niebezpieczne iabłko gniewu i kłótni między nami? Czy niebyliśmy gotowi wałczyć za chytry podarunek Libussy, która nas nienawidzi? Czyż niewysłała ona nas z woyskiem abyśmy byli zabici? A gdy to się iéy nieudało, czyż nieuzbroiła nas teraz sztyletem niezgody przeciwko samych siebie? Niechcemy iego, iako też żaden z nas mieć go niepowinien, i oddaiemy tobie w nagrodę za dobrą twoię odpowiedź, albowiem sędziemu należy się owoc processu.“
Rycerze oddawszy pasterzowi iabłko, udali się w swoią drogę. Darek królowéy rozgniewał ich bardzo, a po swoim powrocie gdy uyrzeli, że niemogą postąpić tak iak przed tém ze swymi poddanymi, i że powinni bydź posłuszni prawom, które wydała Libussa dla powszechnéy spokoyności; zapał ich gniew ieszcze bardziéy się rozżarzył. Zgodzili się między sobą zemścić się na Libussie: zebrali rycerzów, i rozesłali ich po całém państwie zniszczyć rządy kobiéty. „Wstyd! (wykrzykali oni) że my iesteśmy poddani kobiecie, która laury naszego zwycięztwa zbiera tylko dla tego, aby niémi przyozdobić swoie wrzeciono! — Tylko męzczyznie przystoi bydź naszym królem : iemu należy to prawo, gdyż tak się dzieie u wszystkich narodów. Co znaczy woysko bez króla, iak nie ciało bez głowy? Wybierzmy króla sobie, któremu przysięgniemy na posłuszeństwo i wierność.“
Takie rzeczy nieukryły się przed czuyną Libussą: wiedziała skąd powstał wiatr i co szum iego znaczył, i dla tego zebrała panów i znaczniéyszych urzędników na radę. Z blaskiem i godnością ziemskiéy bogini, okazała się w pośrodku ich królowa, i mowa iéy słodka i mądra, wyszła z ust nadobnych. „Słychać (mówi ona do zgromadzenia), że wy żądacie mieć króla i poczytuiecie za niesławę mnie bydź posłuszną. Jednak według swobodnego i nieprzymuszonego waszego wyboru, wybrali­ście nie męzczyznę, ale kobiétę, któraby wami i całym narodem rządziła. Kto mi z was przedstawi choć iedną cząstkę złego w moiém zarządzaniu państwem; ten niechay wystąpi i śmiało mi w oczy powie! Lecz ieżeli ia przykładem mego oyca, Krakusa, zachowywałam prawa, bezpieczne czyniłam nasze własności, niszczyłam władzę silniéyszego nad słabszym, broniłam przyciśnionego; to niezrzekaycie się waszéy przysięgi na wierność i posłuszeństwo. Jeżeli zaś myślicie, że posłusznym bydź dziewicy iest niesławą; na­leżało wam pierwéy o tém pomyśleć, nimeście mnie na swoią wybrali królowę. Zamiar wasz dowodzi, że sami nieznacie swoiego pożytku. Kobiéta łagodna i miłosierna, męzczyzna zaś zły i mściwy. Czyż niewiecie, że gdzie panuie kobiéta; rządy państwa są w ręku męzczyzny? albowiem ona słucha i przyymuie mądre rady; gdzie zaś ona zrzeka się tronu, tam rządy kobiéce; albowiem często bywaią tak słabi Królowie, którzy aby się podobać kobiétom, oddaią im w ręce swą władzę. I dla tego pomyślcie o swoiém przedsięwzięciu, abyście potem rozpaczać niemieli przyczyny.
Umilkła Libussa i głęboka cichość opanowała sklepienia sali: nikt niesmiał przeciwko iéy ani słowa wymówić. Ale Władomir i iego towarzysze, niewyrzekli się swoich zamiarów i szeptali sobie do licha: „Chytra sarna, stara się zostać na bóynéy paszy; ale róg myśliwego, powinien ieszcze wydać się doniosléyszym aby ią wygnać.“ — Na drugi dzień namówili oni (Władomir i Mieczysław) rycerzów aby usilnie błagać Libussy o wybranie przez trzy dni dla siebie męża, a tak przez wybor serca swoiego okazać narodowi króla, któryby z nią panowanie podzielił. Od tak prędkiéy potrzeby, która zdawała się bydź głosem narodu; rumieniec okrył twarz Libussy: iasne iéy oczy widziały w głębi morza ukryte opoki, grożące iéy niebespieczném w takiém zdarzeniu. Jeśli ona idąc przykładem wielkiego świata, powinna była pognębić skłonność swoią, będąc posłuszną polityce; to zawsze powinna była wybrać męża; a ta koniecznie przewidziała, że szukaiący iéy, przyymą za wzgardą to odrzucenie i będą myśleć o zemście. Oprócz tego, taiemna przysięga iéy serca; była dla niéy nienaruszoną i świętą. Dla tego starała się odwrócić konieczne chęci narodu względem wybrania króla. „Po śmierci orła (powiada), ptaki wybrały na Króla dzikiego gołębia i wszystkie były posłuszne łagodnemu iego rządowi. Ale wkrótce zmieniły swóy wybor i rozpacz ich ogarnęła. Dumny sęp, myslały, może lepiéy nad nami panować. Chciwi iastrzębie, poczytywali za wstyd bydź poddanymi spokoynemu gołębiowi; radę wiec ptaki złożyły i poruczyły bażantowi, aby ten przedstawił o nowém wybraniu króla. Jastrzęb, głuchy cietrzew, milcząca czapla, i wszystkie większe i mniéysze, silniéysze i słabsze, ptaki, zgodziły się na to. W tém sęp wylatuie i wszystkie ptaki zakrzyczały, iak pyszny lot! iaki ogień w oczach! iakie wyrażenie naywiększéy siły w zakrzywionym dziobie i szponach! Odważny mężny sęp, niech naszym królem będzie! Zaledwo chytry ten ptak usiadł na tronie; natychmiast z niewypowiedzianą srogością okazał pierzastym swym poddanym, mężną swą siłę: wydzierał pióra u większych ptaków, a małe szarpał na sztuki.“
Chociaż nayzrozumialszą była mowa Libussy, iednak mało uczyniła wrażenia na oczekuiących przemiany rządów; i chęć aby za trzy dni uyrzeli męzczyznę na tronie, w niczém się nieodmieniła. Władomir nie­ wypowiedzianie radował się, albowiem myślał, że teraz to odbierze piękną zdobycz, któréy tak dawno oczekiwał. Miłość zapaliła iego chęci i uczyniła wymównémi iego usta, wydaiące do tychczas same westchnienia. Przyszedł do zamku, i żąda aby go wysłuchała królowa.
„Władczyni swego narodu i mego serca! (mówi do niéy) żadna taiemnica przed tobą nie iest ukrytą: znaiomy ci płomień żarzący się w piersiach, czysty i święty iak na ołtarzu bogów, i wiesz iaki niebieski ogień ony rozniecił. Teraz uskuteczniy żądze narodu w wybraniu sobie małżonka, a narodowi króla. Mozeszże wzgardzić tém sercem, które dla ciebie żyie i tobą oddycha? Aby bydź godnym ciebie, ofiarowaniem krew i życie wynosząc cię na tron oycowski. Odwdzięczże się mnie za tę usługę skoiarzeniem czułéy miłości: dozwól mi podzielić z tobą twóy tron i twoie serce: pierwsze niech będzie twoiém, a drugie niech całe do mnie należy, wtedy to szczęście moie wzniesie się nad los śmiertelników!“ Libussa słysząc to, była w nayniebespieczniéyszém położeniu: okryła twarz swoię, aby ukryć rumieniec wstydliwości który ią okrył. Niewymówiwszy ani słowa, dała znak Władomirowi aby wyszedł, iakoby chciała pomyśleć o iego zamiarze.
Natychmiast rozkazał donieść o sobie odważny rycerz Mieczysław i żądał takoż aby go wysłuchano. „Naypowabniéysza córko Xiążęcia! (rzekł on przy wchodzie do pokoiu Libussy) piękna gołębico, nie należy, iak iuż ci iest wiadomo, saméy iednéy zostawać, ale wybrać małżonka. Dumny sęp uwielbiał ią i okrasił pieknémi piórami; ale ona ma rozum i połączy się ze srogim sępem. Chciwy iastrząb, będący pierwéy chytrym ptakiem, zupełnie odmienił teraz swoię naturę: teraz on łagodny i cichy, bo kocha piękną gołębicę, i żąda, aby ta z nim się połączyła. Chociaż u niego dziób zagięty i ostre szpony, lecz nie lękay się, on ich użyie na obronę pięknéy gołębicy, swoiéy kochanki, aby żadne ziemne stworzenie niemogło iéy szkodzić. Albowiem on wierny i pierwszy przysiągł w dzień iéy na tron wstąpienia. Teraz powiedz mi, czy będzie kochać gołębica wiernego swego iastrzębia?“
Libussa uczyniła to samo co wprzódy; dała znak rycerzowi aby się oddalił. Pomyśliwszy kilka minut, kazała przywołać obudwóch i rzecze: „Czuię wielką wdzięczność, wspaniałomyślni rycerze, żeście oba do tego należeli abym ia odebrała z rąk waszych koronę, którą ze sławą nosił na sobie móy oyciec, i iam nie zapomniała o tém o czém mi wspominacie. Nieskryta odemnie także i miłość wasza, albowiem wzrok wasz i ruch, były dawno tłumaczami uczuć waszéy namiętności. Ale żem ukryła przed wami me serce i nieodpowiadałam miłością za miłość; nie wnoście, abym natenczas srogą i surową dla was była; lecz to stąd pochodziło, żem niewiedziała, kogo mam z was wybrać. Ważyłam wasze zasługi, i znalazłam ie równemi. Dla tego postanowiłam rozwiązanie waszego losu; oddałam wam moie serce w iabłku, aby poznać, kto z was ma więcéy rozumu, aby przyswoił niemogący się rozdzielić podarunek. Powiedzcież mi teraz kto ma z was to iabłko, temu natychmiast oddam tron i moie serce.“ — Rycerze z bojaznią spóyrzeli na siebie, poblednieli i umilkli. Nakoniec Xiążę Władomir przerwał milczenie i mówi: „Mądra zagadka dla nierozsądnych, iestto orzech dla niemaiącego zębów: perłą, którą znalazła kura na śmieciu, latarnią w ręku slepego. — Nie uwodź się gniewem Libusso, żeśmy nieznali ceny należytéy twemu podarunkowi, i że niewiedzieliśmy, iaki z niego można zdziałać użytek. Zleśmy wytłumaczyli twoię zagadkę, gdy myśl nasza była taka, że chcesz między nami uczynić niezgodę; a dla tego odmówiliśmy części naszego iabłka, którego żaden z nas po przyiacielsku niemógłby ustąpić.“ — „Samiście winni temu (odpowie Libussa). Kiedy iabłko wzbudziło gorliwość: waszą, czegóż więc nieiesteście w stanie uczynić za koronę?“ — To powiedziawszy, kazała odeyśdź Rycerzóm, którzy wielce gniewem uięci byli na siebie, że wybrali tak nierozsądnego pośrednika w rozdziale iabłka i tak nierozmyślnie ukrócili zakład miłości, który był iedynym środkiem dla otrzymania nadobnéy dziewicy ręki. Teraz myśleli oni, iakimby sposobem spełnić swoie zamiary i przez podstęp albo siłą, pozyskać tron czeski z nadobną onego władczynią.
Jednak Libussa przepędziła nie na próżności trzy dni dane iéy na namyślenie się, ale szczególniéy myślała, iakby sprzeciwić się chęci narodu w wybraniu króla, a dla siebie małżonka co do wyboru iéy serca. Lękała się, że Władomir niewa­żaiąc na to, przymusi ią siłą do oddania ręki, albo tron iéy odbierze. Potrzeba, zmusiła miłość do wypełnienia planu, którym często zaymowała się ona, iak przyiemném marzeniem. Alboż komu nieprzychodzą na myśl marzenia, i kto się niemi nie zabawia, iak dzieci cackami. Dumna dziewica z radością myśli o xięciu składaiącym u nóg iéy westchnienia. Zgadywanie przyszłości, bardzo ma scisły związek z ognistém wyobrażeniem; zatém nadobna Libussa, często z radością przepędzała chwile, zaymuiąc się ciągle wyobrażeniem młodego strzelca, który zdziałał niewygładzone na iéy sercu wrażenie. Tysiąc planów na myśl iéy przychodziło, które wyobrażenie przedstawiało iéy zbytecznémi. To wyrywała z niewiadomości swego kochanka i wznosiła go na naywyszy stopień sławy, to wyobrażenie przyozdabiało skronie iego laurem; a tak przyozdobionego i sławą i zwycięzlwem, przywodziła go do tronu, który z wielką radością z nim dzieliła Libussa. Wkrótce dawała inny obrót swoiemu wyobrażeniu. Udawała, że iéy kochanek iest walecznym rycerzem, który wyprawiał się potykać z nieprzyiacielem, i tak ciągle o nim tylko myślała, iego tylko chciała wybrać za małżonka, z nim tron swóy podzielić. Lecz kiedy rozsądek znowu uprzedził iéy myśli i przed którego blaskiem znikały różnofarbne ziawiska wyobrażenia, wtenczas ulatywały drogie marzenia. Wtenczas widziała, iaki nierozsądek popełnićby mogła przez takowy postępek i iakie nieszczęście przez to sprowadziłaby na państwo, kiedy gorliwość i zawiść, poburza przeciwko niéy obywateli i panów, i dla tego starannie ukrywała swe myśli od wszystkowidzących, wszystko przenikaiących swego państwa poddanych.
Ale kiedy teraz naród żądał mieć króla, w tém razie szczególniéyszym sposobem zaięła się Libussa, aby spełnić żądania i szczęście narodu. Wzmocniła się nakoniec odwagą: i gdy trzeci dzień nastąpił, włożyła na się naydroższe szaty, a na głowę wianek mirtowy. W gronie swych dziewic przybranych wiankami z kwiatów, wstąpiła na tron. Rycerze i Wassale, zwrócili na nią swoię uwagę, aby z ust iéy nadobnych usłyszeć imię szczęśliwego Xiążęcia, z którym postanowiła podzielić i tron i serce.
„Rycerze i Dworzanie! (rzecze przyiemnym głosem) los przeznaczenia waszego ieszcze się ukrywa w naczyniu taiemnicy: iesteście wolni ieszcze iak konie moie pasące się na łąkach, dopóki niezaprzężone i dopóki gibki grzbiet ich nieobciążony siodłem i iezdzcem. Teraz powiedzcie mi, nieochłodziłli czas, któryście mnie naznaczyli, dla wybrania małżonka, goreiącéy chęci waszéy mieć nad sobą króla, albo też ieszcze upornie trzymacie się waszych zamysłow?“
Umilkła — Ale zamieszanie w narodzie, szum między senatorami, nie długo ią w milczeniu zatrzymały, wszyscy wołaią o wybraniu króla. Dobrze! (powiedziała) los móy i narodu, rozstrzygnionym został. Bogowie daią państwu Czeskiemu króla, który z mądrością i rozwagą, będzie rządził swém berłem. Młody cedr ieszcze z zawysokich dębów widzieć się nie daie: zielenicie między drzewami otoczony krzakami, ale prędko rozszerzy swoie gałęzie aby iego korzeń ocieniały, a wierzchołkiem swoim dosięgnie obłoków. Wybierzcie z pomiędzy siebie, slachetni dworzanie, dwunastu ludzi, aby spieszyli wyszukać króla i wynieść go na tron. Koń móy ulubiony pokaże wam drogę: cicho będzie szedł przed wami; ale żebyście się nieomylili w tém, za czém was posyłam; uważaycie, że ten człowiek, którego wam Bogowie na króla naznaczyli, wtenczas, gdy się zbliżycie do niego, będzie iadł obiad na żelaznym stole pod odkrytem niebem w cieniu rozłożystego drzewa. Jemu wy powinniście przysiądz i nałożyć szaty królewskie. Koń móy dozwoli usiąśdź iemu na sobie: przywiezie do zamku, a ten będzie moim małżonkiem, będzie waszym królem.
Wyszła z sali, chociaż z wesołym, iednak ze wstydliwym wzrokiem, który iest pospolity dla niewiast oczekuiących swych mężów. Mowa Libussy wszystkich w podziwienie wprawiła, a duch prorocki, iakim iéy słowa były napełnione; działały na zgromadzenie iakby boskie słowa. Wybrali z pomiędzy siebie dwunastu posłów: koń stał iuż gotowy, przybrany w drogi rząd Azyatycki, iak gdyby sam Sułtan Turecki chciał na nim iechać do meczetu. Posłowie odiechali przy nacisku i radosnych okrzykach narodu, a koń postępował naprzód. Zniknęli nakoniec z oczu ciekawych widzów: mdłe obłoki na drodze im tylko się okazywały, albowiem koń, skoro wbiegł na pole, puścił się iak strzała z łuku wypuszczona, zaledwo go nawet dopędzić i po iego śladach wstępować zdołano. Chociaż wolność w biegu miało zwierzę, iednak niewiadoma siła nim kierowała. Libussa przez czary, iakie po matce Silfii udziałem się iéy stały, nauczyła konia, iż w naywiększym pędzie niepotknął się, a w tym momencie iakby na skrzydłach wiatru pędził w oznaczone miéysce.
Wysłani za nim posłowie, zmęczyli się ustawicznym biegiem koni, iadąc przez góry i przepaście, do tego i głód przywiódł im na pamięć stół cudowny, na którym, według słów Libussy, miał ieść obiad król dla nich wybrany. Przytem uczynili wiele uwag i tłumaczyli słowa swéy pani. Jeden rycerz mówi swym towarzyszom: „Zdaie się mi, że królowa szydzi z nas, albowiem czy słyszał kto, aby w Czechach był taki cudak, któryby karmił się potrawami na żelaznym stole zastawionemi? Jakiż my stąd pożytek odebrać możemy, że pędzimy na złamanie karku, oprócz wstydu i nasmiewiska? — Lecz drugi rozumniéyszą dał odpowiedź, mówiąc: „że stół żelazny miał emblematyczne znaczenie, że znaydziemy rycerza, który według zwyczaiu swych przodków, odpoczywał pod drzewem i umiarkowany swóy pokarm pożywał na tarczy stalowey.“ „Ja zaś myślę, odpowie trzeci natrząsaiąc się; że droga ta przywiedzie nas do kuzni Cyklopów, i że powinniśmy naszéy Wenerze przywieść okropnego Wulkana, albo którego z iego towarzyszów, który ie obiad na kowadle.“
Tak rozmawiaiąc, uyrzeli konia wprzód idącego, który przebiegłszy uprawione pole, i z wielkiém ich zadziwieniem zastanowił się podle iednego rolnika. Natychmiast do tego miéysca przybiegli i uyrzeli wieśniaka siedzącego w cieniu dzikiéy gruszy i iedzącego obiad na przewróconym pługa żelazie, który mu w miéyscu stolika służył. Zdawało się, że koń ten mu się podobał i dawał mu chleb, który sam pożywał. Posłowie to widząc, mocno się dziwili i niewątpili o tém, że znaleźli tego, do kogo wysłanymi byli. Z uszanowaniem przybliżyli się do niego, nakoniec ieden przemówił te słowa: „Królowa Czech wyprawiła nas do ciebie z oznaymieniem, że wola iéy i Bogów przeznaczenie iest takie, aby ten pług zamienił na tron naszego państwa, a rydel na berło. Wybierze ciebie za swego małżonka i za władzę nad nami.“ — Młody wieśniak rozumiał, ze natrząsaią się z niego, nie podobał sobie, że wiedzą o skrytéy iego miłości, i teraz śmiać się z niego przybyli. Dla tego odpowiedział z pychą: „Zobaczymy czy wasze państwo warte iest mego pługa. Jeżeli król nie sytniéy ie, nie weseléy piie, i nie spokoyńiéy zasypia iak wieśniak; wtedy nie warto zamieniać to urodzayne pole na państwo, i ten rydel na berło.“ — Tu rzecze mu ieden z dwunastu panów: „Kret boiący się światła, zrywa w ziemi korzonki, któremi się karmi, ponieważ pozbawiony wzroku i nóg, któremi mógłby biegać iak sarna: rak pełza w głębi błota i ieziora i więcéy przemieszkiwa pod korzeniami drzew i w krzaczkach na brzegu rzeki, albowiem niestaie mu do pływania rybiéy łuski, a kogut domowy, zamknięty w kurniku, niesmie spuścić się na niższy pręcik, bo nie sądzi, że ma piękne pióra iak jastrząb kryiący się w obłokach. Jeżeli więc tobie dane są oczy abyś widział, nogi byś chodził, łuska rybia abyś pływał, skrzydła byś latał, nie będziesz zatém się ukrywał iak kret w ziemi, iak rak w błocie, lub iak kogut w kurniku; ale wyydziesz na dzienne światło i będziesz biegał, pływał, lub latał pod niebiosa. Bowiem czynnemu człowiekowi nieprzystoi bydź tém, czém iest; ale tém, czém bydź może. Dla tego doświadcz bydź tém do czego cię naznaczaią bogowie, a wtedy poznasz czy warte iest państwo Czeskie zamiany; za kilka dziesięciu twéy ziemi.“
Taka mowa z któréy nic złego wnosić nie można było, a ieszcze więcéy znaki królewskiego dostojeństwa, purpura, berło, miecz złoty, co wszystko mu okazali posłowie; zniewoliły nakoniec niedowierzaiącego rolnika. W momencie o wszystkiém sadził inaczéy. Zachwycaiąca myśl obudziła się w iego duszy: że Libussa poznała namiętność iego serca, wierność i stałość, i chce nagrodzić iego tém, czego niesmiał we snie oglądać. Obiecany dar przepowiadania przyszedł mu na myśl, i upewniał się, że teraz albo też nigdy, powinien bydź spełniony. Natychmiast wziął orzechowy pręcik, (który mu dała Libussa iak na swoién miéyscu widzieliśmy) wetknął głęboko w ziemię iak zazwyczay sadzaią drzewa, i oto na pręciku okazał się pączek, wypuścił z siebie gałązki, które się liśćmi i kwiatem, okryły. Dwie zielone i zwiędłe gałązki z suchemi liśćmi od wiatru ułamały się, ale trzecia była mocniéyszą, przyniosła owoc, który wkrótce dośpiał. Zstąpił wtedy duch prorocki na zachwyconego tym widokiem rolnika, otworzył swe usta i rzecze: „Posłowie królowéy Libussy i państwa Czeskiego, uważaycie na słowa Przemysława syna Muatowa, onego rycerza, przed którym duch proroctwa rozpędził mgłę przyszłości! Człowiek uprawiaiący pługiem, wykrzyka wam, wezcie brozdy rządów waszego państwa, pierwéy nim skończy się dzienna iego robota. O! gdyby pług uczynił brozdy po niwie do saméy granicy, wtedy Czechy byłyby wiecznie niepodległém państwem! Lecz gdyście niedali dokończyć roboty rolnikowi, to i granice waszego państwa będą łupem sąsiadów. Trzy gałązki zielonego pręcika, obiecuią waszéy królowéy trzech synów z mego pokolenia, dwóch prędko uwiędnie iak niedóyrzała gałązka, lecz trzeci będzie następcą tronu, a od niego będzie dóyrzewać płód późniéyszych potomków, dopóki orzeł nie przeleci przez górę i nie splecie sobie gniazda w téy okolicy: odleci stąd, lecz wkrótce wróci się iak do swego państwa. Wtedy okaże się iak syn bogów, przyjaciel swego rolnika i wyswobodzi go od więzów niewolniczych. Potomkowie! zwróccie na to swoię uwagę! Błogosławcie swoie przeznaczenie! albowiem gdy zwalczy smoka bałwochwalstwa, sciągnie swą rękę do xiężyca, zniesie go z obłoków, i iak dobroczynném swiatłem, będzie oswiecał ziemię!“
Posłowie stali w głębokiém milczeniu i z zadziwieniem spoglądali na przepowiadaiącego. Odszedł Przemysław, wyprzęga woły darowane od Libussy, puszcza na wolność, te zaś bieżąc przez łąkę, wkrótce skryły się z oczu widzów. Przytém zdiął z siebie obuwie wieśniacze, omył w strumieniu swe nogi, wdział drogie odzienie, przepasał się mieczem, i przypiął złote ostrogi. Z wielką radością wskoczył na konia, i gdy iuż był gotów do odjazdu, kazał wziąć posłom z sobą swe chodaki na pamiątkę, że niegdyś człowiek niskiego urodzenia, dostąpił naywyższéy w Czechach godności, i aby, ani on, ani iego potomkowie, niepysznili się swą wielkością, ale pamiętali na pochodzenie z wieśniaków, szanowali go i bronili. Od tego czasu weszło we zwyczay, że w dzień koronacyi królów Czeskich, pokazywano im chodaki, i ten zwyczay trwał póty, póki nie ustała familiia Przemysława. Posadzony orzechowy pręcik, wyrosł i przyniósł owoc, wkorzenił się głęboko, a stąd wypuszczaiąc rostki, tak dalece, że cała rola zamieniła się późniey w las orzechowy, który wielce był korzystny dla mieszkańców pobliskiéy tego lasu wioski. Na pamiątkę zaś tego cudownego pochodzenia lasu, mieszkańcy pobliżéy otrzymali przywiléy od Czeskiego króla, niepłacić żadnych podatków, oprócz miary pewnéy orzechów, i ten przywiléy, iak powiadaią, do tych czas się utrzymuie.
Chociaż koń niosąc na sobie Przemysława biegł pędem wiatru, iednak on spinał go często ostrogami, aby iak nayprędzéy uyrzał swoię kochankę. Myslał tylko o wianku myrtowym, który przekładał nad koronę; a gdy wielkość porównywał z miłością, wtedy państwo Czeskie bez Libussy niczém się w iego oczach wydawało.
Słońce iuż miało ku zachodowi, iak nowy król z tryumfem wjechał do miasta. — W tym czasie Libussa była w ogrodzie i rwała sliwki: gdy iéy oznajmiono o przybyciu małżonka, skromnie wyszła ona na przeciwko iego i spotkała tak iak męża przez bogi naznaczonego. Wzrok dworzan, z radością spotkał przyieżdżaiącego: iednak widziano w nim tylko pięknego i bogato ubranego człowieka. Co do iego postaci, było wielu dworzan, którzy porównywali siebie do niego i poiąć nie mogli, dla czego bogowie nie wybrali z nich któregokolwiek pięknego rycerza, na miéysce tego wiesniaka, za pomocnika i małżonka Libussy. Naywięcéy Władomir i Rycerz Mieczysław, okazali swoie nieukontentowanie. Dla tego Libussa postanowiła sprawdzić postępek i wyroki bogów i okazać, że Przemysław w niedostatku swietnego urodzenia, nagrodzony był prawdziwém poznaniem ludzi i głębokomyślnością. Kazała zrobić pyszny obiad, który w niczém nieustępował Dydony, którym, przyymowała skromnego Eneasza. Po tém wszystkiém, gdy goście wychylili kilka naczyń za zdrowie małżonków, większa część nocy na zabawach przeszła. Libussa prosiła aby iéy zagadki zadawano; a iak zgadywać skryte rzeczy było iéy udziałem, dla tego z wielka przytomnych radością odpowiadała na wszystkie.
Nakoniec przyszła koléy dawać drugim od niéy zagadki. Przyzwała do siebie Xiążęcia Władomira, Rycerza Mieczysława i Przemysława. „Teraz wam należy odgadywać (mówi ona) tę gadkę którą wam przełożę: zobaczemy kto z was więcéy w tém pokaże dowcipu i rozumu. Dla wszystkich was iedną mam zagadkę w tym koszyku ze sliwkami, którem narwała w swoim ogrodzie. Jeden z was powinien odebrać połowę i iednę dodatku, drugi także odbierze połowę pozostałéy połowy i iednę dodatku, trzeci odbierze połowę tych co się zostały i trzy dodatku; a gdy koszyk takim sposobem wypróżni się, powiedzcie teraz wiele w nim iest sliwek?“ Mieczysław zmierzył koszyk oczami i niepoiąwszy zagadki odpowiada: „Co się rozstrzyga mieczem, to smiało rozstrzygnę! lecz twoia zagadka piękna Królowo, wiele namysłu wymaga: iednak według twego żądania, poprobuię odgadnąć: mnie się zdaie że w koszyku iest 60 śliwek.“ „Omyliłeś się (odpowie Libussa), powinnoby sliwek ieszcze bydź tyle, połowę i trzecią część tego, ile ich iest w koszyku i do tego ieszcze dodać pięć, to byłoby sliwek tyle nad sześćdziesiąt, ile teraz do tego niedostaie.“ — Władomir długo lecz napróżno myslał i nakoniec mówi: „że śliwek iest 45. Gdyby było ich (odpowie Libussa) trzecia część, połowa i szósta część, tyle, ile ich iest; to byłoby nad 45 w mym koszyku tyle, ile ich teraz niedostaie.“ Przyszła nakoniec koléy do Przemysława. „Nadobna córo niebios (mówi on)! kto odważa się zgłębić twoie bozkie myśli, ten odważa się ścigać w locie orła, który się skrywa w obłokach. Jednak będę postępował za twemi skrytemi myślami dopóki stanie mi wzroku, któremuś ty świat przedstawiła. Zdaie mi się, że w koszyku ani więcéy ani mniéy, nad sliwek trzydzieści.“ — Libussa z radością na niego wéyrzała i mówi: „tyś rozszerzył tleiącą się iskrę, która głęboko w popiele się skrywała: z mgły i ciemności, swieci tobie promień słoneczny: odgadłeś moię zagadkę.“ Odkryła nakoniec swóy koszyk i wyliczyła Xięciu Władomirowi 15 sliwek i 1 dodatku, zostało się więc 14, z których dała Mieczysławowi 7 i 1 dodatku, a gdy zostało się 6, dała Przemysławowi połowę i 3 dodatku, a tak koszyk się wypróżnił. Cały dwór zdziwił się matematycznemu rachunkowi Libussy i przenikliwości rozumnego iéy małżonka. Próżny koszyk, Libussa dała dwóm rycerzóm na pamiątkę ich zgasłéy namiętności — Stąd weszło we zwyczay mówić mężczyźnie któremu odmówiono małżeństwa, że iego kochanka darowała mu koszyk: ten zwyczay i do tychczas się utrzymuie.
Gdy iuż wszystko gotowém było do przysięgi ludu na wierność królowi i do zawarcia ślubów małżeńskich; obie te uroczystości dopełnione były z naywiększą poradą. Naród czeski miał teraz Króla, a nadobna Libussa małżonka, oboie według żądzy serca swoiego. Przemysław był prawdziwym wzorem szczerego i dobrego męża, nigdy nie przeciwił się z żoną ani w domowém urządzeniu ani w rządach Państwa. Myśli ich i chęci, zgadzały się między sobą. Libussa była także nie z liczby maiących własną miłość kobiét: kochała i była we wszystkiém posłuszną swemu małżonkowi. Nasladowała we wszystkiém sławną palminę i panowała tak iak Zenobia nad swoim Odenatem za pomocą dusznych skłonności.
Szczęśliwa para żyła w niezmiennéy miłości według zwyczaiu owych czasów. Przemysław wkrótce się stał niezwalczonym królem swoiego czasu, a dwór czeski nayznakomitszym w całych Niemcach. Wkrótce zjechało się wielu rycerzów, dworzan, także i naród ze wszystkich stron państwa, dla tego też stolica stała się za ciasną dla mieszkańców. Libussa rozkazała założyć miasto na tém miéyscu, gdzie znaydą człowieka który w czasie południa naykorzystniéy czyni zębami. Wyszli nakoniec naznaczeni do tego ludzie, znayduią człowieka który w czasie oznaczoném przykładał starania, aby rozpiłować drzewo, a stąd wnosili, ze ten pracowity człowiek zębami piły w czasie południa nieporównanie lepiéy czyni, niżeli pochlebca zębami ust swoich za stołem pańskim, stąd nie wątpili że znaleźli miéysce, które Libussa naznaczyła dla nowego miasta. Dla tego zaczęli mierzyć pole na którém miało bydź zbudowane. Na pytanie co chce uczynić robotnik z rozpiłowanego drzewa? Odpowiedział, Prachu, co z czeskiego języka na polski, znaczy próg. Stąd więc Libussa nazwała nowe miasto Pragą, znaiome nad rzeką Mołdawą. W następném czasie zupełnie spełniło się przepowiedzenie Przemysława, względem iego potomków. Małżonka iego była matką trzech xiążąt, z których dwóch umarło w dzieciństwie, trzeci zaś wychował się, od którego poszło świetne królewskie pokolenie, które kilka wieków jaśniało na tronie czeskiego królewstwa.

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Christoph Martin Wieland i tłumacza: anonimowy.