Księga duchów/Wiadomość wstępna o duchownictwie/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Allan Kardec
Tytuł Księga duchów
Część Wiadomość wstępna o duchownictwie
Rozdział VII
Wydawca Franciszek Głodziński
Data wyd. 1870
Druk I. Związkowa Drukarnia
Miejsce wyd. Lwów
Tytuł orygin. Le Livre des Esprits
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

VII.

Przeczenie uczonych dla wielu jeśli nie jest wyrokiem ostatecznym, to niejako służy do utwierdzenia ich pośrednio w wątpliwości. Nie należymy do tych, co krzyczą na uczonych i nie pragniemy bynajmniej, by nas pomawiano o to; owszem jesteśmy z wielkim dla nich szacunkiem i uważalibyśmy za zaszczyt dla siebie, być zaliczonymi do ich grona; z tem wszystkiem nie uznajemy jednak, aby zdania ich miały być nieomylne.
Gdy nauka wychodzi po za obręb badania faktów materjalnych, i gdy mamy do czynienia z ocenieniem i wytłumaczeniem tego, wkraczamy wtedy na otwarte pola domysłów; wolno więc każdemu budować swój systemacik, który zapewne chciałoby się utrzymać przed innemi, i który przezto właśnie bronimy tem zapamiętałej. Codnia czy nie widzimy najsprzeczniejszych zdań to uświęcanych, to odrzucanych na przemian: raz odrzuconych jako błędy niedorzeczne, to znowuż podnoszonych jako prawdy niezbite? Pragnąc zbadać prawdziwość kryterjum sądów naszych, udajmy się do faktów, jako do argumentów nieodwołalnych; tylko bez faktów wątpić mądremu wolno.
W rzeczach wiadomości znanych, zdanie uczonych jest słusznie szanowanem, umieją oni bowiem więcej jak ogół; lecz w rzeczach prawd nowych, o rzeczy nieznanej, sądy ich maja doniosłość tylko jako przypuszczenie, albowiem w tych razach znajdują się jak wszyscy pod wpływem pewnych przesądów, powie działbym nawet, że uczony może mieć więcej przesądów jak ktokolwiek inny, ponieważ popęd naturalny popycha go do nacinania wszystkiego do sposobu pojmowania, przez niego już zgłębionego: matematyk upatruje twierdzenie w dowodach opartych na algiebrze, chemik odnosi wszystko do właściwości chemicznej pierwiastków i t. d. Człowiek, który obrał dla siebie jakiś szczególny zawód, lgnie do niego wszystkiemi swemi pojęciamt; użyty do czego innego, bardzo często wyrokuje o tem od rzeczy, gdyż chciałby wszystko przerabiać na swe kopyto, co jest skutkiem naturalnym słabości ludzkiej. Chętnie szukać będę porady u chemika w kwestjach analizy chemicznej, u fizyka o sile elektryczności, u mechanika o sile ruchu; wszakże nie naruszając szacunku, na jaki niezawodnie zasługują, jako specjaliści, pozwolą mi, bym miał odmienne zdanie, co do ich sądu o duchownictwie; popełniają oni tutaj coś podobnego jak architekta, co to wydawał sądy o muzyce.
Nauki zwyczajne spoczywają na znajomości właściwości materji poddawanej doświadczeniu, którą obracać można na wszystkie strony; zjawiska zaś duchownicze, przeciwnie oparte są na działaniach rozumnych, które mają swoją wolę i dowodzą to na każdym kroku, nie chcąc bynajmniej podlegać naszym wymaganiom. Tym sposobem doświadczenia nie mogą być robione w jednaki sposób, wymagają bowiem szczególnego uwarunkowania i innego punktu wyjścia; chcieć je poddawać zwyczajnemu trybowi poszukiwań, jest to ustanawiać pewnego rodzaju powinowactwo, którego w istocie tutaj nie ma. Nauka jako nauka nie jest zdolną do zawyrokowania w kwestji duchownictwa: sąd jej, jakiby o takowem nie wypadł, za lub przeciw, nie ma najmniejszego znaczenia, a to uwalnia ją od zajmowania się tą kwestją. Duchownictwo jest wynikiem przekonania osobistego, które mogą mieć i uczeni jako ludzie, nie zważając na kwalifikacje naukowe; lecz chcieć oddawać kwestję tę pod sąd nauki, jest to warno zupełnie, jak gdyby chciano poddać kwestję istnienia duszy orzeczeniu chemików i fizyków; cała bowiem istota duchownictwa zawiera się w bycie duszy w jej istnieniu zagrobowem: owóż dziwnie nierozsądnem byłoby przypuszczać, że jakiś tam człowiek mógł być wielkim psychologiem, dla tego że był wielkim matematykiem lub anatomikiem. Anatomja rozbierając ciało ludzkie szuka duszy, a gdy jej znaleźć nie może pod nożem, jak znajduje n. p..ścięgno, albo nie widzi ją ulatniającą się w postaci jakiego gazu, powiada, że takowa nie istnieje, albowiem zapatrywał się w tem wszystkim, ze stanowiska wyłącznie materjalistycznego; ztąd jednak nie wynika, iżby miał rację przeciwko opinji całego świata. Łatwo daje się ztąd widzieć, dlaczego duchownictwo stoi po za obrębem nauki. Gdy przekonania duchownicze zostaną upowszechnione, gdy uznane zostaną przez massy, co sądząc podług szybkości z jaką się one szerzą, musi rychło nastąpić, — będzie wtedy z niemi jak w ogóle bywa z wszelkiemi nowemi pomysłami, napotykającemi w początkach zawsze na opór, i uczeni będą musieli poddać się oczywistości; dojdą oni do tego pojedyńczo, unoszeni prądem ogólnym wypadków; nie na czasie więc odwracać ich dzisiaj od zajęć właściwych, dla zajmowania się rzeczami obcemi, nie wchodzącemi w zakres ich zajęć, ani należącemi do ich programatów. Ci jednak, co bez badań wstępnych i zgłębiania przedmiotu, wyrażają się o nich przecząco, i biczują tych wszystkich, co nie są z nimi jednego zdania, niech nie zapominają, że podobnież działo się zawsze ze wszystkiemi wielkiemi odkryciami, które zaszczyt przynoszą ludzkości; wystawiają się oni na to, by i ich imiona posłużyły do wypełnienia spisu tych znakomitych skazywaczy idei nowożytnych, by wpisano ich obok członków owego ciężko uczonego zgromadzenia, które w r. 1752 przyjęło ogromnym śmiechem raport B. Franklina o piorunochronach, uważając takowy za niegodny znajdywać się obok innych jego raportów jednocześnie odebranych, albo znowu ten inny, który pozbawił Francję korzyści z urządzenia u siebie pierwszej marynarki i żeglugi parowej, który nazwał pomysł Fultona „marzeniem niewykonalnem“; tymczasem były to kwestję nie wychodzące po za obręb ich wiedzy. Gdy więc zgromadzenia, co liczyły w swojem łonie czoło uczonych całego świata, nic innego me znalazły oprócz drwin i wyszydzali pomysłów, których pojąć nie umiały, a które w kilka lat później do gruntu zmieniły naukę, obyczaje i przemysł, jakże mamy spodziewać się od dzisiejszych przychylniejszego uznania dla kwestyj z natury swej więcej obcych?
Te godne pożałowania błędy kilku, nie odejmują jednak wszystkim zasług, za które należy się im od nas słuszna cześć; mamy tylko tutaj dowód, że zdrowy rozsądek nie potrzebuje bynajmniej żadnego dyplomu urzędowego, i że poza krzesłami akademickiemi, nie koniecznie wszyscy są głupcami lub warjatami. Przegląd wszystkich zwolenników duchownictwa wykazać może jak jest ogromną liczba ludzi zasłużonych, którzy przystąpili do niego, i że już przez to samo nie wypada je zaliczać między przesądy babskie. Charakter tych ludzi i ich oświata zasługują, by powiedziano: gdy tacy ludzie twierdzą, musi być przecież w tem coś prawdziwego?
Raz jeszcze powtarzamy, że gdyby fakta, któremi zajmujemy się, kończyły się na mechanicznym ruchu ciał, to zbadanie przyczyn fizycznych tego zjawiska należałoby do nauki; gdy jednak mamy do czynienia z objawami leżącemi po za obrębem wiedzy ludzkiej, to takowe przechodzą zakres zdolności wyrokowania nauki materjalnej, jako niedające się obliczyć cyframi, ani objaśnić za pomocą czynników mechanicznych. Gdy powstaje jaki czyn nowy, którego żadna ze znanych nauk nie obejmuje, wtedy uczony chcąc go zbadać, powinien opuścić swoją naukę i oddać się badaniu takowego jako uczeń początkujący, nie przynoszący z sobą naprzód powziętych pojęć.
Człowiek któremu się zdaje, że jest nieomylnym, bywa zwykle najbliższym błędu; a tym co mają najfałszywsze pojęcia, zdaje się, że opierają się wyłącznie na rozsądku, wskutek tego że odrzucają to wszystko, co dla nich zdaje się być niemożebnem. Wszyscy co ongi cudze wynalazki odpychali, zaszczyt ludzkości przynoszące, zawsze na tego sędziego powoływali się, by je odrzucać; to zaś, co przywykliśmy nazywać rozsądkiem, jest zwykle tylko przeistoczoną durną, bo kto wierzy w swoją nieomylność, snąć zamyśla dorównać samemu Bogu. Odzywamy się tedy do wszystkich, co nie wierzą w to, czego sami nie widzieli, a którzy nie chcąc mierzyć przyszłości podług przeszłości, nic wierzą też, by człowiek mógł dotrzeć dzisiaj szczytu swych zagadnień, i zapytujemy ich: czy już prawdziwie ostatnia karta księgi natury przed nimi otwartą została?



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Allan Kardec i tłumacza: anonimowy.