Księga Monelli/III/O jej zmartwychwstaniu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Marcel Schwob
Tytuł Księga Monelli
Wydawca Księgarnia Polska B. Połoniecki
Data wyd. 1907
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Bronisława Ostrowska
Tytuł orygin. Le Livre de Monelle
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
O JEJ ZMARTWYCHWSTANIU.

Wilka zaprowadziła mię wązką ścieżyną na skraj pola. Grunt dalej się podnosił, a przy widnokręgu brunatna linja odcinała się na niebie. Rozpłomienione obłoki skłaniały się już ku zachodowi. W niepewnej światłości wieczornej rozróżniałem małe błądzące cienie.
— Za chwilę, — rzekła, — zobaczymy, jak rozpali się ogień. Jutro już będzie dalej. Bo oni nie mieszkają nigdzie. I nigdy w jednem miejscu nie zapalają ogniska dwa razy.
— Któż oni są? spytałem Wilki.
— Niewiadomo. Są to dzieci ubrane biało. Niektóre z naszych wsi. Inne idą zdaleka.
Zobaczyliśmy mały płomyk, strzelający na wzgórzu.
— Otóż ich ogień, rzekła Wilka, Teraz będziemy mogli ich odnaleźć. Nocują zawsze w tem miejscu, gdzie rozpalą ognisko, a rankiem idą dalej.
A kiedy przybyliśmy na wzgórek, gdzie palił się płomień, zobaczyliśmy wiele białych dzieci naokoło ognia.
A między niemi poznałem małą przekupkę lamp, którą spotkałem niegdyś w czarnem dżdżystem mieście. Ona zdawała się je prowadzić i nauczać.
Podniosła się z pośród dzieci i rzekła mi:
— Nie sprzedaję już małych lampek gasnących w posępnym deszczu.
Bowiem przyszedł czas, kiedy kłamstwo zajęło miejsce prawdy, a nędzna praca zanikła.
Bawiliśmy w domu Monelli; lampki były nam zabawkami a dom przytułkiem.
Monella umarła. Ja jestem tą samą Monellą i oto wstałam w nocy i maluczcy poszli ze mną i pójdziemy razem przez świat.
Zwróciła się ku Wilce.
— Pójdź z nami, rzekła. I bądź szczęśliwą w kłamstwie. I Wilka pobiegła między dzieci, również odziana biało.
— Idziemy, podjęła ta, która nas wiodła, i kłamiemy każdemu, który przyjdzie do nas, aby mu sprawić radość.
Nasze zabawki były kłamstwem, a teraz rzeczy są nam zabawkami.
Pośród nas nikt nie cierpi i nikt nie umiera; o tamtych mówimy, że starają się poznać smutną prawdę, która nie istnieje. Ci, co chcą poznać prawdę, odchodzą i porzucają nas.
My przeciwnie, nie wierzymy w żadną prawdę świata... bowiem wszystkie prowadzą do smutku.
A my chcemy dzieci nasze prowadzić ku radości.
Teraz dorośli mogą przychodzić do nas, a my ich nauczymy nieświadomości i złudzeń.
Pokażemy im drobne kwiaty polne, jakich nie widzieli nigdy: bowiem każdy jest nowy.
Niema podobieństw na świecie, a dla nas niema wspomnień.
Wszystko się zmienia wiecznie i my przywykliśmy do zmian.
Dlatego też zapalamy nasz ogień co wieczór w innem miejscu; a wkoło ognia tworzymy dla uciechy historye karłów i lalek żywych.
A kiedy płomień zgaśnie, chwyta nas nowe kłamstwo i jesteśmy szczęśliwi, mogąc mu się dziwić.
A rankiem nie poznajemy już wzajem naszych twarzy: bo może jedni z nas zapragnęli poznać prawdę, a inni pamiętają jedynie kłamstwo wczorajsze.
Tak idziemy przez świat i spieszą ku nam tłumy, a ci którzy idą za nami, są szczęśliwi.
Kiedyśmy jeszcze żyli w mieście, zmuszano nas ciągle do tej samej pracy i kochaliśmy tych samych ludzi, a praca zwykła męczyła nas i rozpaczaliśmy widząc, jak ukochani nasi cierpią i umierają.
Błędem naszym było, że tak zatrzymaliśmy się w życiu, bez ruchu śledząc bieg rzeczy, lub próbowali zatrzymać życie i zbudować sobie stały dom wśród ruin chwiejnych.
Ale kłamliwe lampki oświeciły nam drogę do szczęścia. Ludzie szukają radości we wspomnieniu i opierają się życiu i hardzieją prawdą świata, która przestaje być prawdziwą, stawszy się raz prawdą.
Smucą się śmiercią, która jest przecie tylko obrazem ich wiedzy i niewzruszonych praw; smucą się, uczyniwszy zły wybór w przyszłości, którą obmyślali drogą przeszłych prawd, lub obierali żądzą, co minęła.
Dla nas każde pragnienie nowem jest, bowiem żądamy tylko chwili, która kłamie; wszelkie wspomnienie jest prawdziwem, a my wyrzekamy się prawdy.
I pracę uważamy za zgubną, że zatrzymuje życie i czyni je sobie podobnem.
I wszelki zwyczaj jest nam szkodą, gdyż nie pozwala całkowicie oddać się nowym kłamstwom.
Takie były słowa tej, która nas wiodła.
I błagałem Wilkę, by wróciła ze mną do swych rodziców, ale widziałem z jej oczu, że już mię nie poznaje.
Całą noc przeżyłem w świecie snów i kłamstw, próbując zdobyć nieświadomość, złudzenie i podziw niemowlęcia.
Potem małe pierzchliwe płomyki zgasły.
A wtedy w smutnej nocy zobaczyłem niewinne dzieci płaczące, że nie straciły jeszcze pamięci.
A inne porwane nagłą żądzą pracy, ścinały chwasty i wiązały je w snopy wśród ciemności.
A inne pragnąc poznać prawdę, zwróciły blade twarzyczki ku wystygłym popiołom i pomarły drżące w swoich białych sukniach.

Ale kiedy niebo zaróżowiało wschodem, ta, która nas wiodła, wstała i zapomniawszy nas, puściła się w drogę a wiele dzieci poszło za nią.
A gromada ich była radosna i śmiały się cichutko ze wszystkiego.
A kiedy zapadł wieczór, zapaliły znowu swój ogień ze słomy.
I znowu płomienie zagasły, a w środku nocy popioły stały się chłodne.

Wtedy Wilce powróciła pamięć: zapragnęła kochać i cierpieć, więc przyszła do mnie w swojej białej sukni i uciekliśmy razem poprzez wieś.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Marcel Schwob i tłumacza: Bronisława Ostrowska.