Przejdź do zawartości

Książę Świniarek

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Hans Christian Andersen
Tytuł Książę Świniarek
Pochodzenie Książę Świniarek oraz inne bajki
Wydawca Księgarnia Literacka
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia P. Brzeziński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Franciszek Mirandola
Źródło skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


KSIĄŻĘ ŚWINIAREK.

Był sobie raz pewien książę. Księstwo miał niewielkie, ale dostateczne, by się ożenić i panować wraz z księżną. Właśnie też chciał to uczynić, jak mu się zaś powiodło — zobaczymy.
Sięgnął wysoko, bo spytał córki cesarza, czy go chce. Nie uczynił kroku zbyt zuchwałego, albowiem słynny był w całym świecie i wśród setek księżniczek mógł pozyskać żonę.
Co odpowiedziała córka cesarza?
Dowiemy się, ale trzeba zacząć od początku.
Na grobie zmarłego ojca owego księcia rósł przecudny krzak róży. Był to rzeczywiście krzak niezwykły. Wydawał kwiat raz tylko na pięć lat i to jedną, jedyną różę. Ale róża ta miała woń rozkoszną, od której nikły wszelkie troski i cierpienia ludzkie. Książę miał też słowika, który śpiewał tak jak gdyby się w jego małym gardle mieściły wszystkie, najcudniejsze melodie świata.
Tę różę i tego słowika postanowił on dać córce cesarza. Kazał zrobić dwie srebrne szkatułki i posłał jej swe dary.
Cesarz kazał wnieść szkatułki do wielkiej sali, w której była cesarzówna, zabawiająca się z swymi damami dworskimi w ciuciubabkę. To była jej największa przyjemność. Zobaczywszy szkatułki, klasnęła w dłonie i zawołała:
— Pewnie są tam kotki!
Ale okazało się, że w jednej była róża.
— Ślicznie zrobiona! — oświadczyły wszystkie damy dworskie.
— Prześliczna! Prześliczna po prostu! — potwierdził cesarz.
Cesarzówna dotknęła róży i omal nie wybuchnęła płaczem.
— Fuj, papo! — zawołała. — Nie jest to róża sztuczna, ale zwykła prawdziwa róża!
— Fuj! — potwierdzili jednogłośnie dworacy. — To róża prawdziwa!
— Zobaczymy, co zawiera druga szkatułka, zanim zaczniemy się gniewać, — powiedział cesarz.
Dobyto słowika, a śpiewał on tak pięknie, że nikt z razu nie mógł rzec o nim nic złego.
— Superbe! Charmant! — zawołały dworki, albowiem mówiły wszystkie po francusku, jedna gorzej niż druga.
— Przypomina zupełnie grającą szkatułkę. św. p. cesarzowej, — zauważył jeden stary dworak — ten sam ton, ta sama melodia.
— Ach tak! — potwierdził cesarz i rozpłakał się, jak dziecko.
— Nie jest on chyba naturalny? — spytała cesarzówna.
— To ptak naturalny! — odparł poseł, który przywiózł dary.
— Niechże sobie tedy leci! — oświadczyła cesarzówna i, pod żadnym warunkiem, nie chciała zezwolić na przyjazd księcia.
Ale książę nie stracił otuchy. Natarł sobie twarz brunatną i czarną farbą, nasadził czapkę głęboko na oczy i udał się do cesarskiego zamku.
— Dzień dobry, cesarzu! — powiedział. — Możebym mógł u ciebie wstąpić do służby?
— Ach — rzekł cesarz — tylu ludzi zgłasza się do mnie!... Ale zobaczymy... Potrzeba mi właśnie kogoś do paszenia świń dworskich, których posiadam bardzo dużo.
Książę został świniarkiem cesarskim i zamieszkał w nędznej lepiance obok chlewów. Siedział przez cały dzień, pracował, a pod wieczór ulepił śliczny mały garnuszek. U góry wokoło brzegu umieścił krąg dzwonków. Gdy woda wrzała, dzwonki brzęczały, wygrywając znaną melodię:

Uciekła mi przepióreczka w proso,
A ja za nią nieboraczek, boso...

Ale najciekawsze było to, że kto położył dłoń na parze, dobywającej się z garnka, wiedział od razu, co kto gotuje na kuchni w całej okolicy. O, była to rzecz o wiele, zaiste, ciekawsza od róży.
Pewnego dnia przechodziła obok chatki świniarka cesarzówna, w otoczeniu swych dworek. Posłyszawszy melodię, uradowała się wielce i przystanęła. Tylko to jedno grać umiała i w dodatku jednym palcem.
— Ach! — zawołała. — Umiem grać „Uciekła mi przepióreczka“. Ten świniarek musi być wysoce wykształconym człowiekiem. Idźcie doń i spytajcie, ile kosztuje ten instrument.
Jedna z dam musiała wejść do chaty świniarka, ale przez ostrożność wdziała na swe pantofelki drewniane chodaki.
— Co chcesz za swój garnek? — spytała świniarka.
— Żądam dziesięciu całusów od córki cesarza! — odparł.
— Niechże Bóg zachowa! — zawołała dworka.
— Nie wezmę ani jednego mniej! — odrzekł świniarek.
— Co powiedział? — spytała cesarzówna.
— Nie mogę tego doprawdy wyjawić, — odparła dworka. — To coś strasznego!
— Więc szepnij mi do ucha! — rozkazała cesarzówna, a dama uczyniła to.
— Bezczelny człowiek! — krzyknęła cesarzówna i poszła dalej. Ale za chwilę usłyszała melodię i stanęła.
— Słuchaj! — rzekła do dworki. — Spytaj go, czy nie weźmie dziesięciu całusów od mych dam dworskich.
— O nie! — powiedział świniarek. — Żądam dziesięciu całusów od samej cesarzówny! Inaczej nie dam garnka!
— Nieznośny człowiek! — oświadczyła cesarzówna. — Musicie mnie przynajmniej zasłonić, by nikt nas nie widział.
Damy dworskie obstąpiły ją? rozpostarły suknie, świniarek otrzymał dziesięć całusów, a cesarzówna garnek.
Nastał szczęśliwy czas. Przez cały dzień, do późnej nocy, wrzała woda w garnku. Dowiedziano się, co kto gotował w całej stolicy od podkomorzego, aż do najbiedniejszego szewczyny. Damy dworskie tańczyły i klaskały w dłonie.
Wiemy, kto ma na obiad zupę migdałową i knedle! — wołały. — Wiemy, kto ma kaszę i kotlety cielęce! Ach, jakże to dobrze, jak uroczo!
— Rzeczywiście uroczo! — przyznała ochmistrzyni.
— Trzymajcież język za zębami! — przykazała cesarzówna. — Wszakże jestem cesarską córką!
— Ani słówka nie piśniemy! — zaręczyły dworki.
Tymczasem książę, to znaczy świniarek cesarski, pracował dalej pilnie i pewnego dnia sporządził drewnianą kołatkę. Kiedy się nią kołatało, rozbrzmiewały walce, opery, polki i wszystkie tańce, znane od początku świata.
— Ach, to pyszna rzecz! — rzekła raz przechodząc cesarzówna. — Nie słyszałam dotąd tak pięknej muzyki. Idźcież i spytajcie, co chce za ten instrument. Ale całusów nie daję! Pamiętajcie!
— Chcę sto całusów od cesarzówny! — oświadczył świniarek dworce, która przyszła pytać.

— Oszalał widocznie! — powiedziała cesarzówna i poszła dalej. Ale zaraz przystanęła i zauważyła: — Należy popierać sztukę! Wszakże jestem córką cesarza! Powiedzcież mu, że dostanie ode mnie dziesięć całusów. Resztę może sobie wziąć od moich dam dworskich.

— Ach! Nie mamy ochoty! — zawołały chórem.

— Głupstwo! — odparła cesarzówna. — Jeśli ja mogę całować, to i wam to nie zaszkodzi. Pamiętajcie przytym, że wam daję utrzymanie i pensje.
Nic nie pomogło. Jedna z dam musiała wejść do chaty i spytać.
— Sto całusów od cesarzówny, albo każdy z nas zatrzyma swoją własność! — powiedział świniarek stanowczo.
— Zasłońcież mnie! — rozkazała cesarzówna. Damy stanęły wokoło, a świniarek zaczął całować.
— Cóż to za zbiegowisko pod chlewami? — zdumiał się cesarz, patrząc z altany. Przetarł oczy i włożył okulary. — Acha! To damy dworskie wyprawiają znowu jakieś błazeństwa. Muszę zobaczyć!
Szybko wdział nowe pantofle, bo te, w których chodził po domu, były już rozdeptane i spadały z nóg.
Ach, jakże się spieszył.
Zszedłszy na podwórze, stąpał cicho, a damy dworskie były tak zajęte liczeniem całusów, że nic nie słyszały. Musiały pilnie baczyć, by rzecz odbyła się wedle sprawiedliwości i by nie chybiono w zapłacie. Żadna nie spostrzegła cesarza, który doszedłszy do nich, stanął na palcach i spojrzał.
Ujrzawszy, że świniarek i córka jego całują się, zdjął szybko pantofel i zaczął bić, gdzie się dało, właśnie w chwili, gdy świniarek otrzymał osiemdziesiątyszósty całus.
— Precz! Precz! — zawołał rozgniewany, i wygnał z kraju zarówno świniarka jak i córkę.
Znaleźli się oboje daleko. Cesarzówna płakała, świniarek spoglądał ponuro, a deszcz lał strumieniem.
— Ach, ja nieszczęsna! — zawodziła cesarzówna. — Szkoda, że nie wzięłam pięknego księcia. Cóż teraz pocznę?
Świniarek ukrył się za drzewo, tam starł farbę z twarzy, zrzucił nędzną odzież i wystąpił w szatach książęcych. Był tak piękny, że cesarzówna bezwiednie skłoniła mu się.
— Doprowadziłaś do tego — rzekł jej, — iż muszę tobą pogardzać. Nie chciałaś uczciwego księcia. Nie poznałaś się na słowiku i róży, natomiast świniarka całowałaś wzamian za marne zabawki. Zasłużyłaś na los, jaki cię spotkał!
Potem odszedł do swego księstwa, zamknął drzwi, zaryglował je dobrze, a ona została na polu i mogła śpiewać do woli:
— Uciekła mi przepióreczka w proso...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Hans Christian Andersen i tłumacza: Franciszek Mirandola.