Ks. Konstanty Damroth/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Emil Szramek
Tytuł Ks. Konstanty Damroth
Podtytuł (Czesław Lubiński)
Wieszcz śląski
Życiorys w 25 rocznicę zgonu jego
Wydawca Tow. Oświaty na Śląsku im. św. Jacka
Data wyd. 1920
Druk Karol Miarka
Miejsce wyd. Opole
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

Powróciwszy na Śląsk (1883), ks. Damroth znów się dostał do Opola, gdzie mu powierzono kierownictwo nowo założonego seminarjum. Cały ten zakład, nie mający w Opolu odpowiedniego pomieszczenia, w roku 1887 przeniesiono do Pruszkowa.
We wolnych chwilach spisywał teraz nasz rodak wspomnienia z Prus Zachodnich, wlewając w nie, że tak powiem, całą duszę. Pokochał był Kaszubów. Co napisał, ogłosił pod pseudonimem Czesława Lubińskiego w feljetonie „Pielgrzyma“, a później w osobnej książeczce formatu bedekera pod tytułem „Szkice z ziemi i historii Prus Królewskich“ (Gdańsk, nakł. E. Michałowskiego 1886).
We formie listów do przyjeciela opisuje wszystkie miejsca Prus Królewskich, które bądź dla piękności natury, bądź dla wspomnień historycznych na to zasługują. „Żadna z dzielnic polskich nie doczekała się dotąd lepszego opisu nad to dzieło. Nie jest to bowiem suchy opis pomników, lecz nadzwyczaj zajmujacy rys dziejów tej krainy, barwnie i serdecznie skreślony, wraz z pełnym uczucia opisem przepięknych okolic Prus Królewskich. Przez całe dzieło wije się jak nić złota gorąca miłość ojczyzny i współbraci. Autor pokazuje w niem wraźliwość na piękność przyrody, delikatne poczucie piękna, wyrobiony smak artystyczny i świetny język. Dzieło to jest naszem zdaniem najdoskonalszem dziełem ks. Damrotha i prawdziwą ozdobą polskiej literatury“[1].
Na wstępie gani przyjaciela, że zamiast puścić się z nim, jak było pierwotnie umówione, do Prus Zachodnich, zamierza się wybrać do ziemi czeskiej, do starożytnej, „złotej“ Pragi. „Jeździć po cudzych krajach, nie obejrzawszy się wprzód po kątach własnego domu, uważam zawsze za pewne uwłaczanie, za krzywdę wyrządzoną ojczyźnie i sobie samemu“. Na końcu wspomina, iż zachęcono go do przedłużenia pobytu w Prusach, i dodaje:

„Dla mnie niepotrzebna taka zachęta: bo czyż cały kraj nasz ojczysty nie jest dla nas wszędzie i zawsze widzenia godny aż do ostatniego zapomnianego zakątka? To też nie zbywało na ochocie do zrobienia dalszych wycieczek, ale na potrzebnym czasie, i choć nie rad, raz przecie trzeba było zwrócić kroki swe ku domowi, do którego już i tęsknić zaczynałem. Zadowolony, żem poznał tę piękną ziemię polską, zbyt mało przez rodaków znaną; zbudowany tem, com widział i słyszał; wdzięcznością przejęty za tylekrotnie doświadczoną gościnność szczeropolską; z otuchą w sercu, dla przyszłości tej dzielnicy tak ściśle związanej z losami całej ojczyzny i z westchnieniem na ustach o powodzenie obu, — pożegnałem lube strony“.

Ogłoszeniem opisu Prus Zachodnich ks. Damroth chciał się przyczynić — ile się to do zwiedzonej przez niego cząstki kraju polskiego odnosi, i o ile na to jego, jak się skromnie wyraża, nieudolność pozwala — do wykonania, najprawdziwszych słów Leonarda Chodźki: „Faire connaitre la Pologne, c’est la faire revivre — dać poznać Polskę, to znaczy wskrzesić ją z martwych!“
W listach tych urzędnik pruski wylał bezbrzeżną swą miłość do ojczyzny polskiej oraz gorące pragnienie przyczynienia się do narodowego uświadomienia ospałego i zacofanego ludu i do podniesienia jego materjalnego i oświatowego stanu; przytem dał swobodny upust goryczy nad pruską działalnością, która systematycznie usiłowała zatrzeć w tej dzielnicy ostatnie ślady polskości. Cierpkie prawdy wypowiedział pod adresom rządu pruskiego, który miał tu tylko prawo pięści. To też prokurator ścigał autora.
Za sprawą osławionego Rexa, komisarza w Toruniu, wytoczono proces wydawcy tego dziełka, Michałowskiemu. Sąd domagał się wydania nazwiska autora, lecz wydawca nie zdradził tajemnicy. Niektórych księży i dostojników kościelnych zmuszano do przysięgi, aby się dowiedzieć, kto był autorem „Szkiców”. Nadaremno. Nikt się nie domyślał, że napisał je dawniejszych dyrektor seminarium kościerskiego, ks. Damroth[2]. Trzymano się więc Michałowskiego. Izba karna w Starogrodzie uwolniła go wprawdzie, ale sąd Rzeszy w Lipsku odesłał sprawę nanowo przed izbę karną do Elbląga, a tam dnia 6 lutego 1888 skazano wydawcę „Szkiców“ za „wyszydzanie kościoła protestanckiego, obrazę regencji w Kwidzynie i podsycanie nienawiści plemiennej“ na sześć tygodni więzienia. Już był zaczął je odsiadywać, gdy wskutek amnestii, wydanej przez Fryderyka cesarza po wstąpieniu na tron, został od kary i kosztów uwolniony.
Tymczasem ks. Damroth spokojnie sprawował swój urząd królewskiego dyrektora seminarjum w Opolu i od roku 1887 w Pruszkowie. Był bezwzględnie sprawiedliwym wobec uczniów, obojętnie czy polskiego lub też niemieckiego byli pochodzenia. Zupełnie niepotrzebnie napominał go wuj ks. Jüttner do ostrożności. Nigdy w szkole po polsku nie mówił, skoro urzędowo było to wzbronionem, ale wiedzieli seminarzyści, że był Polakiem. Jeżeli przed jaką trudniejszą lekcją zależało im szczególnie na dobrym humorze ks. Damrotha, wtedy podczas pauzy musiał ktoś na fortepjanie zagrać jakąś polską melodję. Ten środek nigdy nie zawiódł: ks. dyrektor przychodził do klasy uśmiechnięty, i najtrudniejsze sprawy poszły gładko.
Wielce zabolało polskie serce ks. Damrotha, gdy rząd pruski pod koniec walki kulturnej coraz bardziej i srożej zaczął dręczyć Polaków, gdy wyznaczał miljony rocznie na niemczenie ludu, gdy w roku 1886 tajnym ukazem rozporządził, iż nikt o polskiem usposobieniu do jakiegobądź urzędu państwowego nie ma być dopuszczony. W seminarjach objawiała się ta polityka w ten sposób dotkliwy, że stipendja czyli zapomogi państwowe dla uczniów znacznie się wzmogły, ale — tylko dla Niemców. Ks. Damroth publicznie wobec całej klasy oświadczył, iż szczerze żałuje, że dwóch uczniów od zapomogi rządowej wykluczyć musi, — byli to chłopcy z polskiego domu.
Wtedy to powstał wierszyk „Przemoc i prawo“, wiernie odbijający myśli autora:

Sto miljonów marek — to nie fraszka!
Dość, by wykupić województwo całe;
Lecz sprawa z duchem polskim nie igraszka,
By go wygubić, i Niemcy za małe;
Przemoc dusi prawo, lecz go nie zgniecie,
Bo większy Pan Bóg niż Pan Rymsza przecie.

Nie trzeba tłumaczyć, że pan Rymsza w tym wypadku nazywał się Bismark. Nie mogąc jako urzędnik pruski publicznie potępiać polityki rządowej, ks. Damroth czynił to poufnie wobec zupełnie pewnych nauczycieli. Takie pogadanki na cztery oczy robiły głębokie wrażenie na młodych wychowawców ludu i zostały im w pamięci na zawsze.

Ks. Damroth czuł się urzędem swoim krępowany i zgłosił się o probostwo, aby swobodniej móc pracować. Lecz władza szkolna nie chciała puścić ze służby rządowej tak znakomitego pedagoga. Naczelny prezydent prosił go, aby jeszcze parę lat w urzędzie pozostał. Zgodził się wreszcie ks. Konstanty. Ale nie doczekał się probostwo, gdyż choroba płucna coraz bardziej mu dokuczała. Co rok szukał poratowania zdrowia to w Dusznikach (Reinerz), to w Gorycji lub Meranie. Atoli skutki tych kuracji były tylko chwilowe; stałe zdrowie już nie wróciło. Czując się niezdolnym do dalszej pracy, prosił w roku 1891 o zwolnienie z urzędu i osiadł u Braci Miłosiernych w Pilchowicach, aby w zaciszu klasztornem pod staranną opieką Braci przeżyć resztę dni. Rzad w uznaniu jego zasług przyznał mu order czerwonego orła.



Ks. Konstanty Damroth
(na schyłku życia)





  1. „Światło“ 1895, str. 123.
  2. Najlepszem uczczeniem przez Kaszubów 25-tej rocznicy śmierci przezacnego autora byłoby nowe wydanie jego, skonfiskowanych wtedy, „Szkiców” i rozpowszechnienie ich w tysiącach egzemplarzy w tych ziemiach, przywróconych teraz Polsce, a może nawet w tłumaczeniu niemieckiem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Emil Szramek.