Co za śmiałość, co za siła,
Zazdrość widzieć tych wiarusów;
Gdybym chłopcem się rodziła,
Tobym poszła do Krakusów: Bo to chłopcy choć malować, Bo to usta choć całować.
Takbym biegła na koniku,
I szabelką wywijała;
Bom z żołnierzy, co bez liku,
Nad Krakusów nie widziała, Widząc szereg ich ochoczy, Mało dusza nie wyskoczy.
Ja się kocham w tych Krakusach,
Choć Antolka mi zabrali
I pobiegli na biegusach,
Tam na wojnę na Moskali! Niech go biorą, niechaj biegną. Szkoda tylko jak polegną.
BoKrakusyBo Krakusy są bez trwogi,
I walecznie i ochoczo
Z dzielnym wodzem, na swe wrogi
Za Ojczyznę w ogień wskoczą — Ale oni wrogów skrócą, I pobiją i powrócą.
Skruszy się ich złość wzgardzona,
O Krakusów hufiec bratni.
I Ojczyzna — nie, nie skona,
Aż gdy padnie z nich ostatni. Niech mój Antek męztwem pała, Jeźli chce, bym go kochała.
Jeśli wróci, tom szczęśliwa:
Zginie, płakać będę skrycie;
Lecz mnie radość przejmie żywa,
Że Ojczyźnie dał swe życie. Lecz gdy hańbą się okryje, To go nie chcę póki żyję.