Królewna (Reutt)/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Jadwiga Reutt
Tytuł Królewna
Podtytuł Powieść dla dorastających panienek
Wydawca Księgarnia św. Wojciecha
Data wyd. 1931
Druk Drukarnia św. Wojciecha w Poznaniu
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I.

Imieniny.

Obudziła się... ciemne kędziory, okalające drobną twarzyczkę, odrzuciła rączką wtył, przeciągnęła się w wygodnem łóżeczku, odsunęła jedwabną lekką kołderkę, przybraną kosztownemi koronkami, i nie podnosząc się wcale, nacisnęła elektryczny dzwonek, umieszczony tuż przy łóżku.
W tejże chwili rozjaśnił się panujący dotąd mrok, i jasne promienie słońca zalały sypialnię.
Wśród przepysznych kwiatów, aksamitnych róż i bladoróżowych goździków, któremi był pokryty duży stół, ułożone były przeróżne podarunki imieninowe. W różowej, atłasowej bombonierce wyborne cukierki; gry towarzyskie, domek dla lalki; a obok na foteliku, wybitym jasnoróżową materją, siedziała strojna w koronki i jedwabie, z wachlarzem w dłoni, duża lala i szeroko otwartemi oczkami zdawała się wpatrywać w Bronkę. Dziewczynka wyskoczyła z łóżeczka i różowemi bosemi stopkami stanęła na puszystym kobiercu, którym wysłana była jej sypialnia.
Jak jasny motyl, potrząsając ciemną główką, fruwała od przedmiotu do przedmiotu, oglądając wszystko ciekawie, lubując się barwą i wonią kwiatów, ciesząc się zabawkami.
Zajęta przeglądaniem rzeczy, zebranych na stole, nie posłyszała, jak drzwi lekko otworzyły się, szafirowa zasłona podniosła się, i wysoki, wytwornie odziany mężczyzna wszedł do pokoju. Przystanął chwilkę, a poważne, surowe jego rysy rozjaśniły się widokiem obrazu, jaki miał przed oczyma.
Ślicznie tu bowiem było w tym jasnoniebieskim pokoju z białemi, koronkowemi firankami u weneckiego okna, z szafirowemi zasłonami u drzwi. Wszystkie sprzęty, zapełniające sypialnię dziewczynki, harmonizowały z tłem i starannie dobrane były do użytku i wygody małej właścicielki. I tak w jednym rogu pokoju stały biało lakierowane niskie mebelki, w drugim malutka gotowalnia z odpowiedniemi przyborami. Łóżeczko i stoliki były starannie dobrane, a wszystko wytworne i mimo pozornej prostoty kosztowne i ładne.
Rozmiłowanym wzrokiem śledził przybyły kręcącą się po pokoju dziewczynkę. Podszedł bliżej i uniósł ją w ramionach. Wykręciła główkę ku memu.
— Ach, to ty, tatusiu, przyszedłeś mi powinszować, prawda?
I różowe rączyny opasały mu szyję.
— No cóż, królewna moja zadowolona? — pytał. — Czy wszystko się podoba?
— Bardzo, mój śliczny, kochany tatusiu — mówiła Bronka, tuląc się w ramionach ojca i rączkami gładząc jego bujne, ciemne włosy.
— I tylko tak mi dziękujesz, ty mała, nie pocałowałaś nawet tatusia?
— Ale pocałuję: w jedno oczko i w drugie — mówiła dziewczynka — i w czółko i w buzię — i mówiąc to, tuliła twarzyczkę do ojca i całowała go mocno. — Dobry, kochany tatuś, śliczne rzeczy kupił dla swojej córeczki. I córeczka go bardzo, bardzo kocha.
Pan Torski usiadł w wygodnym fotelu, trzymając jedynaczkę na kolanach.
— A czy moja królewna wie, że dziś ósmy rok zaczyna — mówił — że już trzeba być rozsądną dziewczynką? Zaczniemy się uczyć, trzeba, by rozumku jak najwięcej było w tej mojej kędzierzawej główce.
— A kto mnie będzie uczył, tatusiu? Ja chcę, byś ty mnie sam uczył — powiedziała dziewczynka.
— Nie, córeczko — mówił ojciec. — Ty wiesz, jak tatuś jest zajęty, nie miałby tyle czasu. Od jutra będzie tu przychodziła ciocia Wandzia, ona cię będzie uczyła.
Bronka wydęła usteczka.
— Ciocia Wandzia? — rzekła. — A dlaczego ona?
— Bo jest bardzo dobra i rozsądna — odrzekł tatuś. — Znam ją i wiem, że cię wielu potrzebnych rzeczy nauczy. No i czegoż się moja królewna krzywi?
— Jabym chciała, żebyś ty sam mnie uczył — rzekła Bronka — ciocia Wandzia tak zawsze brzydko ubrana.
— A cóż to jedno ma do drugiego? — zaśmiał się tatuś. — Ciocia Wandzia będzie twoją nauczycielką.
— A czy ona u nas mieszkać będzie? — pytała Bronka.
— Nie — rzekł tatuś — prosiłem ją o to, lecz nie chce. Ma dużo innych uczniów i uczennic i nie może ich rzucić. No, ale teraz trzeba się ubierać panience. Zadzwońmy na mademoiselle, by nam pomogła.
— Nie, nie — zawołała figlarnie Bronka. — Ty mię sam ubierz dziś, tatusiu, tak jak wtedy, gdy byłam maleńką!
— Taką dużą pannę mam ubierać? — śmiał się tatuś.
— Dziś moje imieniny, tatusiu — pamiętasz, żeś mi wczoraj obiecał, że dziś wszystko tak będzie przez cały dzień, jak ja zechcę. A co, pamiętasz?
— Pamiętam — mówił tatuś — ale nie wiedziałem, że zechcesz, bym ci pończoszki wkładał.
Wejście pokojowej przerwało rozmowę ojca z córką.
Przyszła oznajmić panu Torskiemu, że przyjechał dyrektor cukrowni i prosi o natychmiastowe widzenie się.
— Muszę iść, córeczko, ubieraj się więc z mademoiselle — rzekł tatuś, wstając.
— To niech ten dyrektor poczeka — rzekła dziewczynka. — Odpocznie sobie. A ty mię ubierz.
Tatuś odwołał się do rozsądku siedmioletniej panny, ucałował ją i odszedł.
Ale rozsądek niewiele pomagał. Bronka miała łzy w oczach i przez cały czas ubierania się nadąsaną minkę. Próżno panna Yvette, Francuzka, zwracała jej uwagę na różne śliczne podarunki, które dostała; próżno kochana bardzo Guścia, pierwsza jej opiekunka od śmierci matki, dziś zarządczyni domu pana Torskiego, przyniosła do śniadania ulubione biszkopty i mówiła o tem, co będzie na obiad, jakie przysmaki robi kucharz; twarzyczka królewny nie rozjaśniła się, aż póki Wincenty nie przyszedł oznajmić, iż jaśnie pan prosi jaśnie panienkę, by się zaraz ubrała, bo pojedzie z nim w Aleje.
Przejażdżka z tatusiem stanowiła jedną z największych przyjemności Bronki. Zapomniała o wszystkich zmartwieniach, wkładając kapelusik i rękawiczki.
Ku większej uciesze zabrała ze sobą nową, śliczną lalę.

· · · · · · · · · · · · · · ·

Bronka była jedyną i ukochaną córeczką pana Andrzeja Torskiego, dyrektora prywatnego banku i jednego z bogatszych przemysłowców naszego kraju. Matkę straciła, mając zaledwie trzy lata. Pan Torski kochał bardzo swą śliczną i dobrą żonę i po jej śmierci całą miłość przelał na dziecko.
Umierająca żona, widząc jego boleść i rozpacz, a rozumiejąc dobrze swój stan, prosiła go, by żył dla córki, sieroty, by po jej śmierci był jej matką i ojcem. Wspomniała mu również, iż gorącem jej pragnieniem było, by daleka jej kuzynka, panna Wanda Kańska, prowadziła wychowanie Bronki.
Ani tej chwili, ani próśb żony i swych obietnic nie zapomniał pan Andrzej; malutka, ciemnowłosa istotka stała się jego wyłączną miłością. Otoczył ją wszystkiem, co tylko kochający a przytem bardzo bogaty człowiek dać może swemu dziecku. Kochał ją do zaślepienia, a zajęty bardzo pracą, prowadząc rozmaite olbrzymie interesa, przynoszące mu ogromne zyski, o jednem zapominał, że zbytnie pieszczoty i dogadzanie dzieciom szczęścia im w przyszłości nie przynoszą, przeciwnie, dużo złego zrobić mogą.
W dwa lata po śmierci matki Bronka ciężko zachorowała. Przerażony jej chorobą ojciec wysłał ją pod opieką pani Gorskiej i mlle Yvette do południowej Francji. Sam ją tam odwiózł, a potem parę razy odwiedzał, nie mogąc dla ważnych spraw zostać z córeczką całą zimę. Pani Gorska była niezmiernie dobrą i dbałą opiekunką i prześcigała się z Francuzką w dogadzaniu i psuciu Bronki. Francuzi zwali dziewczynkę „la petite princesse polonaise“, a ona sama mówiła o sobie, że jest „królewną swego tatusia“.
Pan Torski ani księciem, ani potomkiem wielkiego rodu nie był. Ojciec jego był dyrektorem cukrowni na Podolu, a on sam tylko własnej pracy i zdolnościom zawdzięczał swe stanowisko i olbrzymi, jak mówiono, majątek. Żona nie wniosła mu posagu i stosunków.
„Ten człowiek w czepcu się urodził“ mówiono o nim, gdyż czegokolwiek się tknął, każdy interes, przedsiębiorstwo rosło mu w ręku i przynosiło ogromne dochody. Wszystkie najbogatsze domy stały przed nim otworem, i gdyby zechciał powtórnie ożenić się, to mógłby szukać żony w najstarszych rodach naszego kraju. Poza majątkiem, wykształceniem, energją niestrudzoną, posiadał jeszcze niezwykłą męską urodę, która mu jednała wszystkie serca. Ale rozumny, bogaty i piękny pan Andrzej nie zamyślał o drugiej żonie.
— Raz tylko człowiek może być szczęśliwym, tak jak ja nim byłem — mówił tym wszystkim, którzy go namawiali do małżeństwa.
I żył oddany tylko córce i interesom, które mu pochłaniały całe życie.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Jadwiga Reutt.