Król rycerz

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Król rycerz
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ VII
Król rycerz
Król Piotr, uznawszy o miłości, jaką doń żywi chora Liza, pociesza ją, a potem wydaje ją zamąż za młodzieńca szlachetnego rodu.

Gdy Fiammetta opowieść swoją skończyła, wszyscy poczęli wysławiać wielkoduszność króla Karola. Tylko jedna z dam, jako stronniczka Gibellinów, chwalić go nie chciała. Wreszcie Pampinea na wezwanie króla w te słowa zaczęła.
— Nikt rozumny, zacne damy, nie będzie się mógł odnieść do osoby króla inaczej, niźliście wy się odniosły, chyba że będzie doń żywił jakiś rankor lub urazę. Przyszło mi na pamięć, jak się zachował inny król względem pewnej młodej Florentynki; opowiem wam tedy o tem.
W czasie, gdy już Francuzów z Sycylji wypędzono, żył w Palermo pewien Florentczyk, nazwiskiem Bernardo Puccini, handlem korzennym się zajmujący. Był to człek bogaty. Żona obdarzyła go jedną córką, będącą w wieku już do zamęźcia zdolnym. Król Piotr Aragoński, stawszy się panem wyspy, wydał w Palermo wspaniały turniej, w którym wziął udział pospołu ze swymi baronami, w katalońskie zbroje zakutymi. Córka Bernarda, Liza, przyglądająca się grom rycerskim z okna swego domu, ujrzała króla, kruszącego kopje, i takie doń upodobanie poczuła, że wkrótce miłość do jej serca się zakradła. Gdy turniej dobiegł do końca, o niczem innem już myśleć nie była w stanie, jak tylko o swej zuchwałej miłości. Dręczyła ją niezmiernie świadomość pomiernego stanu, który stał na wstręcie spełnienia jej życzeń. Jednakoż mimo to afektów swoich zwalczyć nie mogła. Trzymała miłość swoją w głębokiej tajności, aby przy wyznaniu srogiego zawodu nie doznać. Król oczywiście o niczem nie wiedział i niczego się nie domyślał; biedna dziewczyna znosiła tedy w cichości najstraszniejszą boleść, jaka jest na ziemi. Nieszczęśliwa miłość z dnia na dzień w sercu jej rosła, aż wreszcie w głęboką się przemieniła melancholję. Nie zdolna dłużej wytrzymać w tym stanie zachorowała i poczęła topnieć jak śnieg na słońcu.
Ojciec i matka, stroskani tą chorobą, silili się dopomóc córce na wszelki możliwy sposób; przywoływali różnych doktorów, pokrzepiali serdecznemi słowami, wszystko to jednak nic nie pomagało, ponieważ dzieweczka, udręczona swoją nieszczęśliwą miłością, straciła wszelką do życia ochotę. Rodzic starał się odgadywać jej myśli i wszystkie życzenia wypełniać.
Pewnego dnia przyszło jej na myśl, że przed śmiercią powinna spróbować, zali nie uda się jakimś stosownym sposobem powiadomić króla o swej miłości dla niego. Poprosiła tedy ojca, aby wezwał do niej niejakiego Minuccia z Arezzo. Ów Minuccio za znakomitego lutnistę wówczas uchodził, a ciesząc się wielkiemi łaskami samego króla Piotra, często na jego dworze był przyjmowany. Bernardo przekonany, że jego córka chce się grą i śpiewem rozweselić, poprosił lutnistę o odwiedzenie swego domu; Minuccio, człek wielce dworny, przybył nie mieszkając.
Wprowadzony do komnaty chorej, obrócił się do niej z kilkoma serdecznemi słowami, rozweselił ją trochę i przy wtórze lutni kilka piosenek jej zaśpiewał. Piosenki te miast serce dzieweczki ukoić, stały się dla niej ogniem i płomieniem. Gdy lutnista skończył, dzieweczka rzekła, że chciałaby z nim pomówić w cztery oczy. Wszyscy opuścili komnatę, a wówczas Liza w te słowa zaczęła:
— Wybrałam cię, Minuccio, na powiernika pewnej tajemnicy i spodziewam się, że nigdy jej nikomu nie zdradzisz, krom osoby, której imię ci wymienię. Mniemam takoż, że nie odmówisz mi pomocy, o którą z całych sił teraz cię błagam. Wiedz tedy, szlachetny mój Minuccio, że w tym dniu, gdy król Piotr z racji objęcia władzy nad Sycylją, wielki turniej urządził, ja, obaczywszy go w zbroi rycerskiej, taką doń miłością zapłonęłam, że miłość ta dowiodła mnie wkrótce do dzisiejszego, nieszczęśliwego stanu. Pojmuję dobrze, że miłość moja tak wysokiego kochanka godna nie jest, jednakoż nie mogąc jej z serca wyrwać, ani siły jej osłabić, postanowiłam umrzeć, aby kres okrutnym moim cierpieniom położyć. Zaprawdę jednak odeszłabym z tego świata bez pociechy, gdyby król nie dowiedział się przedtem o miłości mojej. Któż jednak mógłby mu donieść o tem? Mniemam, że krom ciebie, niktby się tego nie podjął, dlatego też błagam cię, abyś to zadanie wziął na się. Wybierz stosowną chwilę i powiedz królowi o mojej miłości, tak, abym mogła umrzeć spokojnie. Co rzekłszy, zamilkła i rzewliwemi łzami się zalała.
Minuccio zadziwił się wielkoduszności jej serca i srogiemu postanowieniu, które go wzruszyło głęboko. Pomyślawszy kęs czasu nad tem, w jakiby sposób jej życzenie wypełnić, rzekł:
— Klnę się na mą duszę, Lizo, że cię nigdy nie zdradzę. Pochwalam wysokie twoje uczucia i nie dziwię się, że serce tak wielkiemu królowi oddałaś. Ochotnie przyrzekam ci pomoc moją, tę nadzieję żywiąc, iż po trzech dniach przyniosę ci wiadomość, która cię ukontentuje. Przyrzeknij mi jednak, że przez ten czas zdrowie swoje na pieczy będziesz miała. Teraz zasię, nie chcąc chwili czasu tracić, opuszczam cię, aby do dzieła przystąpić.
Liza raz jeszcze powtórzyła swoje prośby, obiecała mu, że będzie dbała o siebie i czekała cierpliwie, poczem pożegnała go, poleciwszy go Bogu. Minuccio, po rozstaniu z nią, udał się natychmiast do niejakiego Mica ze Sieny, który wówczas jako znakomity wierszopis słynął, i prośbami swemi do ułożenia następującej pieśni go skłonił:

Miłości boże, leć do mego pana
Z wieścią, w jak wielkiem tu cierpieniu mdleję,
Że śmierć mi tylko jedna pożądana,
Bom w sobie zabić musiała nadzieję!
O błagam ciebie rzewnych łez potokiem,
Idź go poszukać w zamkach, gdzie przebywa,
Powiedz, że za nim tylko błądzę wzrokiem,
Umierająca przezeń, przezeń żywa,
Płomieniom takim jakże się obronię?
Śmierć mnie wyzwolić jedna od nich zdoła,
Lecz próżno tęsknie czekam jej anioła,
By wstyd i żądzę zgasił w mojem łonie;
Serce mi pęka, głowa żarem płonie
A Bóg wciąż jeszcze nie woła!

Miłości boże, wlałeś do mej duszy,
Uczucia nadto, odwagi zbyt mało,
Serce me nigdy wyznać mu nie śmiało

Najmniejszem drgnieniem wewnętrznych katuszy,
Gdy o tem kiedyś pomyślę zuchwała,
Wszystka krew w żyłach stygnie mi z obawy,
A jednak czuję, że gdybym umiała
Dzieje boleści mej opisać krwawej,
Onby mnie słuchał, słodki i łaskawy,
I twarzby jego jaśniała!

Lecz nigdy, nigdy siebie nie przemogę,
Nie zgłuszę trwogi, co mi duszę kowa,
Umrą wraz ze mną mej miłości słowa,
Wraz ze mną pójdą w tajemniczą drogę,
Więc za tę krzywdę, o miłości boże,
O jedną łaskę proszę cię na ziemi,
Wspomnij mu dzień ten, kiedy w panów zborze
Kopije kruszył dłońmi rycerskiemi,
Od tego czasu myślami wszystkiemi
On pan mój — wołam w pokorze!

Do słów tych Minuocio natychmiast melodję dorobił, stosowną do treści piosenki, a po upływie trzech dni, udał się na dwór, w porze, gdy król Piotr jeszcze przy stole siedział. Monarcha, ujrzawszy go, rozkazał mu zaśpiewać coś przy wtórze lutni. Minuccio, posłuszny rozkazowi króla, zanucił natychmiast powyższą piosenkę. Śpiewał z takim kunsztem i takiem w głosie wzruszeniem, że wszyscy przytomni w królewskiej komnacie głębokie wzruszenie uczuli.
Gdy Minuccio skończył, król zapytał go, skąd nauczył się tej piosenki, której nigdy jeszcze dotąd nie śpiewał.
— Miłościwy panie — odrzekł Minuccio — słowa do tej pieśni dopiero przed trzema dniami ułożono.
Król zapragnął dowiedzieć się, kto jest twórcą słów i melodji. Wówczas Minuccio odparł:
— Mogę to odkryć tylko samej Waszej Królewskiej Miłości!
Król, wielce ciekawy, wezwał Minuccia do swoich komnat. Lutnista opowiedział mu z kolei o wszystkich okolicznościach, wiążących się z usłyszaną przed chwilą piosenką. Król, mile zdziwiony, pochwalił dzieweczkę i rzekł, że dla tak wielkodusznej istoty współczucie mieć należy. Polecił przeto Minuccio udać się do niej, dodać jej otuchy i oświadczyć, iż król tegoż dnia jeszcze nad wieczorem niechybnie ją odwiedzi.
Minuccio, uszczęśliwiony, że tak radosną wieść będzie mógł dziewicy zanieść, opuścił, nie mieszkając, komnaty królewskie, udał się do Lizy, opowiedział jej o wszystkiem i zaśpiewał piosenkę przy wtórze lutni.
Dzieweczka tak się uradowała, że wróciły jej utracone siły. Pełna tęsknoty oczekiwała wieczora i odwiedzin swego pana, nie uprzedziwszy o niczem domowników.
Tymczasem król, pan wiele łaskawy i dobrotliwy, szczegółowie całą sprawę rozważył. Znając piękność dziewicy, coraz większem współczuciem dla niej się przejmował. Gdy wieczór zapadł, siadł na koń i pod pokrywką, że na przechadzkę wyrusza, udał się do domu kupca. Po przybyciu kazał powiedzieć gospodarzowi, że pragnie obejrzeć jego piękny ogród. Bernardo z radością wprowadził króla do ogrodu. Po chwili monarcha zapytał Bernarda, czy córka jego jeszcze zamąż nie wyszła?
— Miłościwy panie — odparł Bernardo — córka moja jeszcze zamężna nie jest, co się zaś jej zdrowia tyczy, to chorzeje mi ciężko od pewnego czasu. Dzisiaj jednakoż od rana stan jej znacznie się polepszył.
Król odgadł odrazu jaka jest tej poprawy przyczyna i rzekł:
— Nieopłakana byłaby to szkoda, gdyby tak piękną istotę przedwczesna śmierć miała wydrzeć światu. Pozwól Bernardo, że córkę twoją odwiedzę.
Uszczęśliwiony Bernardo wprowadził króla i dwóch towarzyszy jego do komnaty dziewicy. Po chwili król zbliżył się do łoża, na którem leżała oczekująca nań Liza.
— Co to ma znaczyć, madonno — rzekł król. — Młodzi jesteście, przeznaczeni k‘temu, aby innym życie osładzać, przeczże tedy poddajecie się tak chorobie? Prosimy, abyście przez miłość dla nas lepszej myśli nabrali i starali się wyzdrowieć jaknajprędzej.
Dziewica, dotknięta ręką człeka ukochanego nad wszystko w świecie, uczuła w głębi duszy taką rozkosz, jakby ją do raju przeniesiono. Po chwili, pokonawszy zmieszanie i zawstydzenie, rzekła w te słowa:
— Najdostojniejszy Panie! Przyczyną mojej choroby jest, że memi nikczemnemi siłami zbyt wielki ciężar podjąć chciałam. Teraz czuję jednakoż, że dzięki łaskawości waszej, zdrowie mi już powracać zaczyna.
Król pojął ukryte znaczenie słów dziewicy i tem większy szacunek dla niej poczuł, a nawet użalać się począł na los, że tak szlachetną istotę uczynił córką człeka nikczemnego stanu. Poczem, pokrzepiwszy ją jeszcze łagodnem słowami, odjechał.
Ta łaskawość wiele pochwał dla króla wywołała. Odwiedziny monarchy Bernardowi i jego córce wielki zaszczyt przyniosły. Liza, łaską królewską tak była uszczęśliwiona, jakby ją kochanek najczulszemu obsypał pieszczotami. Mając duszę pełną nadziei, wkrótce do zdrowia przyszła i piękniejsza niż kiedykolwiek się stała.
Król, uznawszy o jej powrocie do zdrowia, naradził się z królową nad tem, jakiej nagrody podobna miłość jest godna, poczem siadł na koń i w otoczeniu baronów swoich udał się do domu Bernarda. Wszedłszy do ogrodu, polecił mu córkę przywołać. Wkrótce przybyła także królowa z kilkoma damami, które, wziąwszy dzieweczkę między siebie, mnóstwem serdeczności ją obsypały. Król, stanąwszy przy boku królowej, rzekł w te słowa:
— Szlachetne dziewczę! Niezmierna miłość, jakąś dla nas żywiła, dała ci prawo do otrzymania stosownej nagrody. Pragniemy gorąco, abyś z ukontentowaniem z rąk naszych ją przyjęła.
Nagroda ta na tem się zasadza, iż chcemy ci dać za małżonka człeka naszego wyboru, a mimo to imię twojego rycerza dla siebie zatrzymać. Za miłość twoją zasię nie chcemy innej nagrody, krom jednego pocałunku.
Dziewica na te słowa spłonęła ze wstydu, poczem poddając się woli królewskiej, odrzekła:
— Miłościwy Panie! Wiem, iż gdyby dowiedziano się, żem was pokochała, większość ludzi na świecie za szalonąby mnie poczytała, nie pojmującą tej różnicy, jaka między waszym a mym stanem zachodzi. Bóg, który serca ludzkie przenika, wie dobrze, że w chwili, gdym wam serce moje oddawała, wiedziałam przecie, iż jesteście panem i królem moim, ja zasię córką korzennego kupca. Rozumiałam takoż, jak zuchwałą jest rzeczą pragnienia serca ku tak wysokiemu celowi kierować.
Miłość, jednakoż, nie z rozmysłu lecz z nieodpartego rodzi się pociągu. Długo i daremnie walczyłam z nią wszelkiemi siłami, wreszcie ulegam, pokochałam was i już wiecznie miłować was będę.
Ponieważ w chwili, gdym się poczuła własnością waszą postanowiłam nie mieć innej woli krom waszej, nie tylko tedy przyjmuję tego, kogo za małżonka mi dajecie, ale przysięgam, że gdybyście w ogień skoczyć mi kazali, uczyniłabym to z radością, szczęśliwa, że się wam przez to podobam.
Mało mi przystoi, o królu, mieć was za rycerza swego; sami przecie dobrze o tem wiedzieć powinniście. Co się zaś tyczy pocałunku, którego od miłości mojej żądacie, to bez pozwolenia królowej udzielić go wam nie mogę.
Za łaskę, jaką mnie teraz pospołu z królową wyrządzacie, niechaj wam Bóg zapłaci, ja bowiem stosownej nagrody dać wam nie umiem.
To rzekłszy zamilkła. Królowej odpowiedź ta podobała się wielce, a dziewica wydała się jej tak rozumna, jak król ją przedstawił.
Król polecił przywołać matkę i ojca dzieweczki, a widząc, że zamiarom jego na wstręcie nie stają, przyzwał pewnego ubogiego młodzieńca, szlachetnego rodu, imieniem Perdicon i, wręczywszy mu dwa pierścienie, wezwał go do zaręczenia się z Lizą, na co młodzieniec z radością przystał. Poczem król obdarował ich drogiemi klejnotami, oraz dwoma pięknemi majętnościami, Ceffalu i Calatabellota, a następnie rzekł w te słowa do Perdicona:
— Dajemy ci to w podarku jako wiano twej narzeczonej. W przyszłości dowiesz się, co jeszcze dla ciebie uczynić zamierzam.
Poczem, zwracając się do Lizy, rzekł:
— A teraz uszczknijmy owoc, który się nam od miłości twojej należy.
I wziąwszy Lizę za głowę oburącz, w czoło ją pocałował.
Perdicon i rodziciele Lizy, uszczęśliwieni narówni z nią, wspaniałą ucztę wydali i świetne wyprawili wesele.
Król wiernie dotrzymał przyrzeczenia, danego dzieweczce; przez cały bowiem ciąg życia swego mienił się zawsze jej rycerzem i nie wyruszał nigdy na jakąkolwiek rycerską wyprawę z inną przepaską, jak z jej rąk otrzymaną.
Takiemi oto czynami jedna się sobie serca poddanych, innych do wzniosłego naśladownictwa się zachęca i nieśmiertelną pozyskuje sławę. Do czynów takich jednakoż mało są nakłonieni dzisiejsi władcy, którzy okrucieństwu i tyranji coraz bardziej hołdują.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.