Król Ryszard II (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Król Ryszard II
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom I
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KRÓL RYSZARD II.


AKT PIERWSZY.
SCENA I.
Londyn. Sala w pałacu.
(Wchodzą: król Ryszard z Orszakiem, Jan z Gandawy i inni panowie).

Król Rysz.  Janie z Gandawy, dojrzałych lat książę,
Czy wierny słowu i danej przysiędze
Przywiodłeś syna, dzielnego Henryka,
Aby powtórzył groźne oskarżenie
Przeciw książęciu Norfolk, Mowbrayowi,
Którego dotąd wysłuchać nie mogłem
Dla spraw nawału?
Jan z Gand.  Przywiodłem, mój królu.
Król Rysz.  Czyś się przekonał, że to oskarżenie
Nie jest owocem dawnych jego uraz,
Lecz jest wiernego poddanego krokiem,
Przynoszącego jawny dowód zdrady?
Jan z Gand.  Ile go mogłem w sprawie tej przeniknąć,
Niebezpieczeństwo grożące ci, panie,
Nie osobista zemsta go natchnęła.
Król Rysz.  Więc niech się oba twarz w twarz tu spotkają,
Niechaj się spólnie groźnem zmierzą okiem:
Wysłucham wolnej skargi i obrony.

(Wychodzi kilku dworzan).

Oba są dumni, a w gniewu zapale
Głusi jak morze a jak ogień szybcy.

(Wracają dworzanie z Bolingbrokiem i Norfolkiem).

Boling.  Mojemu panu, drogiemu królowi,
Niech niebo ześle długie lata szczęścia!
Norfolk.  Niech zawsze jutro od dziś będzie lepsze,

Aż niebo, szczęściu ziemi tej zazdrosne
Do twej korony wieczny doda tytuł!
Król Rysz.  Dzięki! Lecz jeden z was schlebia mi tylko;
Dowodem sprawa, co was tu przywiodła,
Wzajemne zdrady stanu oskarżenie.
Co masz zarzucić, kuzynie Hereford,
Książęciu Norfolk, Tomaszowi Mowbray?
Boling.  Naprzód, (niech niebo słowa me zapisze),
Zagrzany ogniem poddańczej wierności,
O drogi żywot pana mego dbały,
Wolny od wszelkiej grzesznej nienawiści,
Jak oskarżyciel stawiam się tu, królu.
Teraz do ciebie zwracam się, Mowbrayu,
Słuchaj mnie bacznie, bo za to co powiem,
Tu na tej ziemi, ciałem mojem stanę,
W niebie odpowiem duszą nieśmiertelną:
Mowbrayu, jesteś zdrajcą wiarołomnym.
Ród twój za dobry na podobne czyny,
A zbyt zły czyn twój, abyś mógł żyć dłużej.
Im jaśniej kryształ firmamentu świeci,
Tym brzydsza chmura, która po nim leci.
By większej wagi memu dodać słowu,
Nazwisko zdrajcy w twarz ci pluję znowu,
A pozwól, królu, nim z tej wyjdę sali,
Co język wyrzekł, ostrzem dowieść stali.
Norfolk.  Za brak zapału nie bierz mych słów chłodnych;
Nie oręż bowiem niewieścich rozterek,
Nie krzyk piskliwy dwóch ostrych języków,
Potrafi spór nasz stanowczo rozstrzygnąć;
Ten ogień musi krew zgasić gorąca.
Lecz niecierpliwość ma nie dosyć chłodna,
By słowa takie odeprzeć milczeniem.
Poszanowanie zabrania mi, królu,
Dodać ostrogi, puścić słowom cugle,
Które inaczej, zdrady oskarżenie
W gardło mu jego z lichwąby wróciły.
Niechaj odrzuci krwi swojej dostojność,
Króla mojego niech nie będzie krewnym,

A w twarz mu plunę, wyzwę go do boju,
Nazwę go tchórzem i podłym potwarcą,
Jakie chce boju warunki podpiszę,
Byle go spotkać, chętnie pójdę pieszo
Choćby do zmarzłych alpejskich wierzchołków,
Choćby do krain pustych i nieznanych.
W których angielska noga nie postała.
Dziś, w mej wierności obronie, przysięgam
Na duszy mojej zbawienie: on skłamał.
Boling.  Rzucam ci, drżący tchórzu, rękawicę,
I krwi się mojej królewskiej wyrzekam,
Pod którą teraz, nie poszanowanie,
Ale się trwoga chce twoja utulić.
Jeśli ci jeszcze dość sił zostawiło
Grzeszne sumienie, podnieś rękawicę,
A ja ci w szrankach, rycerskim zwyczajem
Pierś przeciw piersi, orężem dowiodę
Słów moich prawdy, a twych oszczerstw kłamstwa.
Norfolk.  Przyjmuję wyzew. Na miecz ten przysięgam,
Który rycerstwo na me złożył ramię,
Żem ci jest gotów w szrankach odpowiedzieć
Bożego sądu krwawym pojedynkiem.
A w boju trupem ciało niech zostawię,
Jeślim jest zdrajcą i w złej walczę sprawie.
Król Rysz.  Co Mowbrayowi kuzyn nasz zarzuca?
Wielka to musi zbrodnia być, co zdoła
Grzesznej w nim myśli dać nam podejrzenie.
Boling.  Słów moich prawdy mem życiem dowiodę.
Mowbray ten osiem tysięcy dukatów
Na jurgielt twoich, królu, wojsk odebrał,
Ale w występnych zatrzymał je celach,
Jak podły zdrajca, fałszywy nikczemnik.
Teraz dodaję, a szablą dowiodę,
Tu, lub na ziemi chociażby najdalszej,
Którą angielskie widzieć mogło oko,
Że wszystkie zdrady, przez te lat ośmnaście
W twoich dzielnicach występnie knowane,
Swe źródło miały w fałszywym Mowbrayu.

Lecz nie dość na tem, a skarg moich prawdy
Na jego grzesznym żywocie dowiodę,
On się na życie księcia Gloucester[1] sprzysiągł,
On wrogów jego uwiódł łatwowierność,
I, podle, duszę jego on niewinną
Z potokiem jego krwi czystej wytoczył.
Krew ta dziś woła, jak niegdyś krew Abla,
I z niemych pieczar podziemnych mnie wzywa,
Bym sprawiedliwość i karę wymierzył.
Klnę się też na mych przodków chwałę jasną,
Że lub go pomszczę, lub duszę dam własną.
Król Rysz.  Do jakich szczytów sięga jego zapał!
Tomaszu Norfolk, co na to odpowiesz?
Norfolk.  Odwróć oblicze, królu mój i panie,
Twym uszom rozkaż głuchotę na chwilę,
Aż powiem temu własnej krwi potwarcy,
Jak Bóg i ludzie poczciwi się brzydzą
Podobnym kłamcą.
Król Rysz.  Wiesz o tem, Mowbrayu,
Że są bezstronne oczy me i uszy.
Chociażby moim bratem, choćby nawet
Mego królestwa prawym był dziedzicem,
(Gdy tylko synem mojego jest stryja),
Na berła mego przysięgam powagę.
Najbliższe świętej krwi powinowactwo
Nie dałoby mu wyższości nad tobą,
Ani na jego pociągnęło stronę
Niezłomną stałość mojej prawej duszy.
On mym poddanym tak jak ty, Mowbrayu;
Masz prawo mówić wolno i bez trwogi.
Norfolk.  Więc, Bolingbroku, z głębin twego serca
Kłamiesz, przez gardło twe fałszywe kłamiesz!
Trzy części sumy, którą miałem w ręku,
Zaciągom w Calais wiernie wypłaciłem,
Czwartą zatrzymać król mnie upoważnił
Na umorzenie należnej mi sumy,

Za wszystkie koszta podjęte we Francyi,
Gdym szedł królowej jego towarzyszyć.
Połknij to kłamstwo. — Nie ja też Gloucestera
Zabiłem, chociaż w sprawie tej, wyznaję,
Nie dopełniłem mojej powinności.
Lordzie Lancaster, wroga mego ojcze,
Raz przeciw tobie knowałem zasadzkę;
Za grzech ten ciężkom w duszy mojej cierpiał,
Lecz go wyznałem przy świętej spowiedzi
Nim raz ostatni komunikowałem,
Pokorniem błagał o twe przebaczenie,
I mam nadzieję, że je otrzymałem.
Oto me grzechy; wszystkie inne skargi
Są zawziętości nikczemnika płodem,
Bisurmanina, wyrodnego zdrajcy.
W mych słów obronie walczyć jestem gotów,
I z mojej strony rzucam rękawicę
Pod tego zdrajcy zuchwałego nogi,
Aby prawości mojej dowód spisać
Czerwoną strugą jego krwi najlepszej.
Łaknąc tej chwili, błagam cię, racz panie
Oznaczyć szranki, nakazać spotkanie.
Król Rysz.  Wściekli rycerze, słuchajcie mej rady,
Bez krwi rozlewu zakończmy te zwady;
Chociaż nie lekarz ten wam przepis daję:
Gniew zbyt głęboki, zbyt głęboko kraje.
Przebaczcie sobie, bo zdaniem doktora
Na krwi puszczenie nie dobra to pora.
Stryju mój, zgaśmy ogień co tak bucha:
Mnie książę Norfolk, ciebie syn usłucha.
Jan z Gand.  Szukać pokoju, mych lat radzi brzemię:
Zakład Mowbraya rzuć synu o ziemię.
Król Rysz.  Zwróć zakład, książę.
Jan z Gand.  Usłuchaj odrazu
Ojcowskiej rady i króla rozkazu.
Król Rysz.  Zwróć go, Norfolku, taka moja wola.
Norfolk.  Głowę mą składam u stóp mego króla.
Umrzeć za ciebie powinność mi każe,

Ale mój honor nad żywot, mój ważę,
On na mym grobie bez skazy zostanie,
Shańbić go nie dam tobie nawet, panie.
Gdy miecz potwarzy duszę mą przeszywa,
Dobre me imię niesławą okrywa,
Jedyny balsam na śmiertelną bliznę
Krew tego serca, co daje truciznę.
Król Rysz.  Oddaj mu zakład jego, nie bądź głuchy:
Lwy mogą stłumić lamparta wybuchy.[2]
Norfolk.  Ale zamazać jego plam nie mogą.
Zdejm ze mnie hańbę, wróć mi sławę drogą,
A w dłoń twą chętnie zakład jego złożę.
Najdroższym skarbem co ziemia dać może,
Czysta jest sława; z sławą utraconą
Człowiek jest garścią błota ozłoconą.
Jako w żelaznej skrzyni klejnot drogi
Tak w prawej piersi jest dusza bez trwogi.
Tak się me życie z mym honorem sprzęga,
Że cios na honor i życia dosięga.
Za honor walczyć chętnie w szranki biegnę,
Żyłem honorem i za honor legnę.
Król Rysz.  (do Boling.) Rzuć jego zakład, daj przykład gdzie trzeba.
Boling.  Od grzechu tego niech mnie strzegą nieba!
W obliczu ojca, przed zuchwalstwem zdrajcy
Mam kroku cofnąć z trwogą winowajcy?
Zanim mój język tak honor mój splami,
Przody własnemi wyrwę go zębami,
Przód z krwią narzędzie plunę niewolnicze
Na tron podłości — Mowbraya oblicze.

(Wychodzi Jan z Gandawy).

Król Rysz.  Nie zwykłem prosić, ale rozkazywać.
Skoro daremnie chciałem was pogodzić,
Pod karą gardła bądźcie więc gotowi
Na dzień świętego Lamberta w Coventry.
Niech tam krwi waszej przygasi krynica
Ogień, co waszą nienawiść podsyca.

Słowem was godzić na nic się nie przyda,
Niechże zwycięstwa wyrok swój Bóg wyda.
Niech więc marszałek lord bitwę zapowie,
Przyrządzą szranki moi heroldowie (wychodzą).

SCENA II.
Sala w Pałacu księcia Lancaster.
(Wchodzą: Jan z Gandawy i księżna Gloucester).

Jan z Gand.  Co w żyłach moich płynie krwi Gloucestera,
Groźniej od twoich podnieca mnie krzyków
Przeciw rzeźnikom krwawym jego życia,
Ale gdy kara w tego leży ręku,
Który był pierwszym czynu tego sprawcą,
Sąd naszej skargi zostawmy niebiosom,
A Bóg, gdy kary godzina dojrzeje,
Na grzeszną głowę ciśnie piorun zemsty.
Księżna.  Braterstwo w sercu twem tak słabo gore?
Miłość nie znajdzież ognia w krwi twej starej?
Jednym z Edwarda siedmiu jesteś synów,
Tych siedmiu naczyń jego krwi kosztownej,
Siedmiu gałązek na pniu jednym wzrosłych.
Kilka z nich prawem natury już uschło,
Nóż przeznaczenia już kilka z nich uciął,
Ale mój Tomasz, życie me, mój Gloucester,
Jedno naczynie krwi Edwarda pełne,
Pękło i wszystek drogi płyn zeń wyciekł.
Na pniu królewskim kwitnąca gałązka
Odcięta, liście jej zielone uschły
Zazdrości ręką, morderców toporem.
Krew wasza spólna i w tem samem łonie,
W którem się twoje kształtowały członki,
On życie dostał: choć żyjesz, oddychasz,
W nimeś zabity i w niemałej części
Na śmierć ojcowską dajesz przyzwolenie,
Gdy na śmierć brata patrzysz obojętnie,
Który był żywym ojca wizerunkiem.

To nie cierpliwość, Janie, ale rozpacz.
Znosząc pokornie mord twojego brata,
Wskazujesz drogę do własnego życia,
Uczysz morderców, jak cię mają zarznąć.
Co u pospólstwa cierpliwością zwiemy,
W szlachetnych piersiach bladem jest tchórzostwem.
Cóż jeszcze dodam? By siebie ocalić,
Jeden masz środek: śmierć Gloucestera pomścić.
Jan z Gand.  Niebios to sprawa, bo nieba namiestnik,
Bo pomazaniec boży czyn nakazał.
Jeśli to grzech jest, niech niebo go pomści;
Ja gniewnej ręki podnieść nie potrafię
Przeciw bożemu pełnomocnikowi.
Księżna.  Gdzież więc, niestety! skargi me zaniosę?
Jan z Gand.  Do tronu Boga, słabych wdów obrońcy.
Księżna.  Więc tam je złożę. Bądź zdrów, stary Janie!
Ty do Coventry śpieszysz, by być świadkiem
Boju Hereforda z okrutnym Mowbrayem.
O, bodaj wszystkie męża mego krzywdy
Siadły na włóczni naszego kuzyna
I pierś przeszyły rzeźnika Mowbraya!
Lub, gdy bez skutku pierwsze będzie starcie,
Grzechy Mowbraya niech tak na nim ciążą,
Ze spienionego złamią grzbiet rumaka,
Rzucą go w szrankach pod nogi Hereforda,
Na łup mu dadzą nędznego zbrodniarza.
Bądź zdrów! twojego brata niegdyś żona,
W smutków i zgryzot towarzystwie skona.
Jan z Gand.  Bądź zdrowa, siostro! Śpieszę do Coventry.
Tak mnie, jak ciebie, niechaj Bóg pocieszy!
Księżna.  Czekaj; gdzie padnie żal, tam podskakuje,
Nie dla lekkości, lecz przez zbytek wagi.
Żegnam się z tobą nim zaczęłam mówić,
Bo się nie kończy smutek, choć się zdaje
Już wyczerpany. Poleć mnie pamięci
Edmunda Yorka. Tak — otóż i wszystko —
Ale nie, czekaj, nie odjeżdżaj, błagam,
Chociaż to wszystko, nie śpiesz się tak przecie,

Bo może sobie jeszcze co przypomnę.
Proś go — ach! o co? Proś go, by mnie raczył
Samotną w Plashy co prędzej odwiedzić.
Ale cóż biedny starzec tam zobaczy?
Puste pokoje, mury bez obicia,
Chwasty na dworcu, bez służby przedsienia,
Na powitanie tylko me westchnienia.
Więc mnie pamięci tylko jego poleć;
Niech nie przyjeżdża na jęk i szlochania,
Jedyną czeladź mojego mieszkania.
Samotna umrę w samotnej komnacie.
Po raz ostatni żegnam cię, mój bracie (wychodzą).

SCENA III.
Równina w blizkości Coventry.
(Szranki i tron, heroldzi, służba i t. d. Wchodzą: Lord Marszałek i Aumerle).

Marsz.  Milordzie Aumerle, czy Hereford już zbrojny?
Aumerle.  Już niecierpliwy wstąpić pragnie w szranki.
Marsz.  I książę Norfolk śmiały a gorący
Czeka na odgłos trąby przeciwnika.
Aumerle.  Obaj rycerze zbrojni i gotowi
Czekają tylko na przybycie króla.

(Przy odgłosie trąb wchodzi król Ryszard i zasiada, na tronie. Jan z Gandawy i kilku lordów zajmują swoje miejsca. Odzywa się trąbka, której odpowiada inna za sceną. Wchodzi Norfolk w zbroi, poprzedzony przez Herolda).

Król Rysz.  Zapytaj tego rycerza marszałku,
Z jakich powodów przybywa tu zbrojny.
Spytaj o imię, a potem przysięgą
Niech sprawy swojej stwierdzi sprawiedliwość.
Marsz.  Mów w imię Boga i króla kto jesteś?
Dlaczego w zbroi przybywasz rycerskiej?
Z kim spór twój? jaki kłótni waszej powód?
Jak prawdę wyznasz pod rycerskiem słowem,
Tak Bóg i twoja dzielność niech cię strzegą!

Norfolk.  Me imię Tomasz Mowbray, książę Norfolk;
Przychodzę tutaj przysiędze mej wierny,
(Którą strzeż Boże, by rycerz pogwałcił!)
Aby wierności bronić mej i prawdy,
Przed Bogiem, królem i mojem potomstwem,
Przez potwarz księcia Hereford oskarżony.
Przy bożej łasce, tą moją prawicą
W mego honoru obronie dowiodę,
Że on jest mego Boga, mego króla
I moim zdrajcą; jak za prawdę walczę,
Niech mnie tak niebo swym puklerzem słoni (siada).

(Przy odgłosie trąbki wchodzi Bolingbroke zbrojny, poprzedzony przez herolda).

Król Rysz.  Rycerza tego zapytaj, marszałku,
Kto on? Dlaczego w szranki te przybywa
Cały żelazną przyodziany blachą?
I wedle prawa naszego przepisów
Sprawy niech swojej świadczy sprawiedliwość.
Marsz.  Jakie twe imię? Dlaczego przybywasz
W królewskie szranki, przed króla Ryszarda?
Z kim, w jakim sporze przychodzisz tu walczyć?
Jak prawdę powiesz, niech Bóg tak cię strzeże!
Boling.  Jestem Hereford, Lancaster i Derby;
W szranki te wchodzę zbrojny, aby dowieść
Przez moją dzielność, przy bożej pomocy,
Książęciu Norfolk, Tomaszowi Mowbray,
Że niebezpiecznym, nikczemnym jest zdrajcą
Boga na niebie i króla Ryszarda
I moim, a jak za prawdę chcę walczyć,
Niech mnie tak niebo swym puklerzem słoni!
Marsz.  Pod karą gardła niech nikt się nie waży
Zuchwałą ręką tych dotknąć się szranków,
Oprócz marszałka i innych urzędów,
Z prawa strzegących porządku w tym boju.
Boling.  Lordzie marszałku, pozwól mi królewską
Dłoń ucałować, zgiąć przed nim kolano,
Bom jest z Mowbrayem jako dwaj pielgrzymi
Związani ślubem do dalekiej ziemi;

Niechże nam będzie wolno uroczyste
Dać przyjaciołom naszym pożegnanie.
Marsz.  Hołd swemu panu oskarżyciel składa,
Chce go pożegnać, dłoń jego całując.
Król Rysz.  Sam zejdę, by go do serca przycisnąć.
Kuzynie, jaka słuszność twojej sprawy,
Taki los waszej niech będzie rozprawy!
Żegnaj krwi moja! Jeśli dziś wypłynie,
Mogę jej płakać, lecz pomścić nie mogę.
Boling.  Niech twej źrenicy łza żalu nie mroczy,
Jeśli krew moją Mowbray dziś wytoczy.
By się z nim mierzyć, ja tak lecę śmiało,
Jak orzeł spada na ptaszynę małą.
Żegnam cię teraz, milordzie Marszałku,
I ciebie, drogi kuzynie Aumerle’u.
Choć się ze śmiercią idę mierzyć, przecie
Idę do boju wesoły jak dziecię.

(Do Jana z Gandawy).

Jak na angielskiej uczcie zachowałem
Przysmak najdroższy na koniec biesiady.
Ojcze, któremu ziemski byt winienem,
Duch twej młodości odrodzony we mnie
Podwójną siłą w górę mnie podnosi,
Bym dosiągł wieńca ponad moją głową.
Mej zbroi dodaj hartu swą modlitwą,
Błogosławieństwem zaostrz moją lancę,
By wiotki puklerz Mowbraya przeszyła,
By chwałą syna, w młodem pokoleniu,
Jana z Gandawy zakwitło znów imię.
Jan z Gan.  Niech Bóg twej dobrej dopomoże sprawie!
Jak błyskawica niech twe będzie ramię,
A ciosy twoje zdwojone podwójnie,
Niechaj się sypią, jak piorun śmiertelne,
Na szyszak zdrajcy twego przeciwnika!
Walcz, żyj zwycięzcą!
Boling.  Mą najlepszą zbroją
Jest święty Jerzy z niewinnością moją (siada).
Norfolk  (wstając). Jaki mi kolwiek los przeznacza niebo,

Żyjąc czy ginąc, jak byłem, tak będę
Wiernym poddanym królewskiego tronu.
Nigdy niewolnik z radośniejszem sercem
Kajdan nie zrzucał, a złotej wolności
Nigdy gorętszem nie witał uczuciem,
Z jaką rozkoszą dusza moja wita
To święto boju z moim przeciwnikiem.
Potężny królu, i wy, przyjaciele,
Bóg wam daj długie życie i wesele!
Jakbym na ucztę szedł, śpieszę do boju:
Uczciwe serce nie zna niepokoju.
Król Rysz.  Bądź zdrów, milordzie! Na dnie twego oka
Cnotę i męstwo czytam niewątpliwie.
Daj znak, Marszałku, niech się sąd ten zacznie.

(Król i lordowie wracają na swoje miejsca).

Marsz.  Henryku Hereford, Lancaster i Derby,
Weź twoją lancę; niech Bóg broni prawa!
Boling.  Jak mur nadzieją silny, mówię: Amen.
Marszałek  (do jednego ze służby). Ponieś tę lancę Tomaszowi Norfolk.
1. Herold.  Henryk Hereford, Lankaster i Derby
Staje za Boga, za króla i siebie
Dowieść pod ciężką karą wiarołomstwa
Książęciu Norfolk, Tomaszowi Mowbray,
Że Boga, króla i jego jest zdrajcą.
Do pojedynku wyzywa go teraz.
2. Herold.  Tu staje Tomasz Mowbray, książę Norfolk,
Dowieść pod ciężką karą wiarołomstwa,
Że książę Hereford, Lancaster i Derby
Jest wiarołomcą przed Bogiem, przed królem,
I przed nim samym; w niewinność swą ufny,
Z spokojnem męstwem znaku tylko czeka,
Aby rozpocząć krwawy pojedynek.
Marsz.  Zagrzmijcie trąby! i naprzód, rycerze! (odgłos trąb)
Stójcie! Monarcha buławę swą rzucił.
Król Rysz.  Każ im zdjąć hełmy, wziąć lance do toku,
Na miejsca wrócić. Zbliżcie się, panowie.
Niechaj grzmią trąby, dopóki walczącym
Naszej ostatniej nie ogłosim woli. (Długi odgłos trąb).

(Do walczących) Przystąpcie.
Słuchajcie naszej Rady postanowień.
Skoro tej ziemi nie powinna broczyć
Krew ta kosztowna, którą wykarmiła;
Gdy oczy nasze brzydzą się widokiem
Ran, bratnim mieczem zadanych sąsiadom;
Pewni, że duma do chmur wzlatująca
Na orlich skrzydłach niespokojnej myśli
Żądłem zazdrości podnieca was obu
Obudzić pokój, który, jak niemowlę,
Spi snem spokojnym w kolebce mej ziemi;
Trwożni, ażeby głos bębnów chrapliwy,
By szorstkie dźwięki trąb przerażających,
Zgrzytania mieczów, z cichych naszych dzielnic
Nie wystraszyły słodkiego pokoju,
A nam w krwi bratniej nie kazały broczyć,
Na wywołanie obu wskazujemy.
Kuzynie Hereford, ty, pod karą gardła,
Dopóki dziesięć żniw nas nie zbogaci,
Tej pięknej ziemi nie możesz powitać,
Błądząc samotny po wygnania ścieżkach.
Boling.  Bądź wola twoja! Gdzie mnie los powieje,
Świecić mi będzie słońce co was grzeje;
I was grzejący słońca promień złoty
Mnie też wygnania ozłoci tęsknoty.
Król Rysz.  Ciebie, Norfolku, cięższy wyrok czeka,
Który z głębokim ogłaszam ci żalem.
Leniwych godzin bieg nieoznaczony
Smutkom wygnania nie położy końca;
Nie wrócisz nigdy; słowa bez nadziei
Pod karą śmierci ogłaszam ci, książę.
Norfolk.  Okrutny wyrok, królu mój i panie,
Niespodziewany z twoich ust wypływa.
Na lepszą płacę nie na los okrutny,
Który na świata rzuca mnie pustynie,
Wierną mą służbą zarobiłem sobie.
W której czterdzieści już lat się ćwiczyłem,
Muszę ojczystej zapomnieć dziś mowy!

Język mój teraz tak nieużyteczny,
Jak harfa, albo lutnia z strun odarta,
Jak w futerale zamknięty instrument,
Lub niećwiczonej powierzony ręce,
Nie zdolnej dźwięcznej wywołać zeń pieśni.
W ust mych więzieniu język mój zamknąłeś
Podwójnym murem warg moich i zębów;
Nieumiejętność jałowa, nieczuła,
Gdziekolwiek pójdę, stróżem moim będzie.
Już ja za stary, by się z mamką pieścić,
Już za podeszły, aby uczniem zostać;
Niemą więc śmiercią każesz mi usychać,
Broniąc ojczystem powietrzem oddychać.
Król Rysz.  Na nic twe skargi nie zdadzą się wcale,
Już wyrok zapadł, za późne już żale.
Norfolk.  Rzucam więc światło ojczystego słońca,
By zapaść w nocy ciemnościach bez końca.

(Chce wychodzić).

Król Rysz.  Czekaj, byś zabrał swoją stąd przysięgę.
Na mieczu króla złóżcie dłoń wygnańczą.
Na wierność, którą niebu powinniście,
(Bo mnie należną z wami wywołuję)
Przysiężcie oba — a niech Bóg was strzeże
Jak dotrzymacie złożonej przysięgi —
Przysiężcie nigdy, na ziemi wygnania,
Nigdy przyjaznej nie dać sobie ręki,
Nigdy i nigdzie twarz w twarz się nie spotkać,
Nie ukołysać słowem albo pismem
Zbudzonej w domu burzy nienawiści,
Nigdy nie szukać potajemnych schadzek,
By na nich knować intrygi i spiski
Przeciw nam, ziemi naszej i poddanym.
Boling.  Przysięgam.
Norfolk.  Wiernie dotrzymam przysięgi.
Boling.  Mowbrayu, dotąd jak wróg twój mówiłem,
Słuchaj mnie teraz jako przyjaciela:
W tej chwili, gdyby król nam był pozwolił,
Jednego dusza w przestrzeniach błądząca

Z cielesnych więzów byłaby wygnaną,
Jak ciała nasze wygnane z tych dzielnic.
Wyznaj twą zdradę nim ziemię tę rzucisz;
W daleką podróż, która na cię czeka,
Śmiertelnym grzechem nie obciążaj duszy.
Norfolk.  Jeślim był zdrajcą, niechaj imię moje
Z żyjących księgi będzie wymazane,
Niech będę nieba jak ziemi wygnańcem!
Lecz czem ty jesteś, Bóg, ty i ja wiemy,
I król zbyt prędko swym dowie się kosztem. —
Żegnam cię, królu! Nie zbłądzę w podróży:
Za drogę cały świat prócz Anglii służy (wychodzi).
Król Rysz.  Stryju mój, widzę w twych oczu zwierciadle
Ból twego serca; widok tej boleści
Odtrącił cztery z lat jego banicyi.
Po szóstej zimie smutnego tułania
Wracaj szczęśliwy z twojego wygnania.
Boling.  Ile dni długich w małem jednem słowie!
Zim czterech lody, wiosen czterech róże
W tchu jednym króla pomieścić się może.
Jan z Gan.  Dzięki ci, panie, że przez wzgląd na żal mój
Wygnaniu syna cztery lat odjąłeś;
Lecz dla mnie mala korzyść stąd urośnie,
Bo zanim księżyc skończy swe przemiany,
Nim upragniony siódmy rok nam zdąży,
Dni moich lampa w nocy się pogrąży,
I przódy moje śmierć zamknie powieki:
Mojego syna żegnam dziś na wieki!
Król Rysz.  Długi dni wątek jeszcze na cię czeka.
Jan z Gand.  Ni jedna chwila, dana z mocy człeka.
W twej mocy, królu, dni me smutkiem skrócić;
Możesz im odjąć, nie możesz przyrzucić;
Możesz przysporzyć zmarszczków mego czoła,
Zatrzeć jednego żaden król nie zdoła.
Jedno mnie twoje zabić może słowo,
Tronu mnie kosztem nie wskrzesisz na nowo.
Król Rysz.  Twój syn wygnany sądem naszej Rady;
Sam swoim głosem wyrok potwierdziłeś,

A teraz skarżysz sprawiedliwość naszą?
Jan z Gan.  Słodkie pokarmy w trawieniu się kwaszą.
Tam sędzią byłem; jakże chętnie przecie
Ojciec by pragnął obronić swe dziecię!
Gdybym obcego sądzić miał, nie syna,
Jakby mi lekką wydała się wina!
Żeby stronnością honoru nie zmazać,
Wolałem na śmierć siebie także skazać.
Czemuż z was żaden nie wyrzekł, żem zbłądził,
Żem krew mą własną zbyt surowo sądził!
Milczenie wasze język mój zmusiło
Wymówić słowo, które mnie zabiło.
Król Rysz.  Pożegnaj syna. Bądź mi zdrów, kuzynie!
Jesteś wygnańcem, aż lat sześć przeminie.

(Trąby. Wychodzi król Ryszard i orszak).

Aumerle.  Bądź zdrów! Gdy ciała ocean rozdzieli,
Niech list połączy dusze przyjacieli.
Marsz.  Chwilę przeciągnę smutne pożegnanie,
Pójdę za tobą, póki lądu stanie.
Jan z Gan.  Synu, na zapas czemu chowasz słowa?
Czemu milczeniem zbywasz żegnających?
Boling.  W chwili rozstania słów nie mogę znaleźć,
Gdy marnotrawcą język być powinien,
By całą boleść serca mego wylać.
Jan z Gan.  Twym smutkiem będzie tylko nieobecność.
Boling.  Gdzie nieobecna radość, tam jest smutek.
Jan z Gan.  Cóż to jest sześć zim? Prędko one zbiegną.
Boling.  Szszęsnym. Żal zmienia godzinę na dziesięć.
Jan z Gan.  Zwij to podróżą dla swej przyjemności.
Boling.  Serce w zmuszonej odpowie pielgrzymce
Ciężkiem westchnieniem na kłamliwą nazwę.
Jan z Gan.  Pomyśl, że trudy gorzkiego tułactwa
Będą osadą, w którą później wprawisz
Kosztowny klejnot twojego powrotu.
Boling.  Krok raczej każdy śród obcych stawiony
Będzie mi szeptał, żem o krok jest dalej
Od drogich sercu mojemu klejnotów.
Czyż się na długi nie zaciągam termin

Po obcych ziemiach? Gdy się wyzwolenia
Doczekam, czemże będę mógł się chełpić?
Tylko, że smutku byłem wyrobnikiem.
Jan z Gan.  Każdy kąt niebios źrenicą dojrzany
Jest dla mądrego szczęśliwą przystanią;
Niechaj cię tego konieczność nauczy,
A niema cnoty nad twardą konieczność.
Nie myśl, że król cię wygnał, lecz ty króla.
Niedola gniecie tym silniej człowieka.
Im pod ciężarem bardziej się ugina.
Głoś, że cię ojciec wyprawił po honor,
Nie król ze swego wywołał królestwa;
Lub mów, że dżuma ziemię tę pustoszy,
A ty za czystszem wybiegłeś powietrzem.
Przypuść, że wszystko, co ci drogie, leży
Tam, dokąd idziesz, nie tam skąd przychodzisz.
Trawę za dywan, ptaki za minstrelów,
Kwiaty za damy, a kroki bierz swoje
Za skoczne pląsy rozkosznego tańca;
Bo mniej zajadłym zębem smutek kąsa,
Gdzie lekkiem sercem mąż się zeń natrząsa.
Boling.  Ach, któż potrafi ogień w dłoniach trzymać
Na myśl przywodząc lodowce Kaukazu?
Kto może głodu ukoić łaknienia
Myślą o zbytkach sutego bankietu?
Tarzać się nago po grudniowym śniegu,
Marząc o lata ogniu urojonym?
O nigdy, nigdy! Bo myśl o radości
Dodaje tylko ostrza smutku cierniom.
Smutku ząb serce najboleśniej zjada,
Gdy tylko kąsa, a rany nie zada.
Jan z Gan.  Gdybym twą sprawę i twoje miał lata,
Sambym się chętnie na kraj rzucił świata.
Boling.  Więc żegnaj, Anglio! słodka żegnaj ziemio!
Powtórzę z dumą i za ziemi krańcem,
Żem jest Anglikiem, choć jestem wygnańcem.

(Wychodzą).
SCENA IV.
Pokój w pałacu królewskim.
(Wchodzą: król Ryszard, Bagot i Green, drugiemi drzwiami Aumerle).

Król Rysz.  Widziałem dobrze. — Dokądże, kuzynie
Odprowadziłeś dumnego Hereforda?
Aumerle.  Odprowadziłem dumnego Hereforda,
Skoro mu taką dajesz nazwę, królu,
Do pierwszej drogi i tam pożegnałem.
Król Rysz.  Łez przy rozstaniu ileż popłynęło?
Aumerle.  Co do mnie, żadnej; wiatr tylko północny
W twarz mi dmuchając lodowatem tchnieniem,
Obudził śpiące na dnie oczu krople,
I łzą pozdrowił zimne pożegnanie.
Król Rysz.  Jakież ostatnie było jego słowo?
Aumerle.  Bądź zdrów, kuzynie! A że moje serce
Zbyt dumne było, ażeby pozwolić
Tak sprofanować wyraz językowi,
Fortelem boleść udałem głęboką,
I wyraz zdał się w smutku pogrzebany.
Ha, gdyby słowo: bądź zdrów! było zdolne
Lat kilka dodać krótkiemu wygnaniu,
Tom cały: bądź zdrów! dałbym mu na drogę;
Gdym tego nie mógł, nie dałem żadnego.
Król Rysz.  Mym on kuzynem, kuzynie Aumerle’u,
Wątpię jednakże, czy z wygnania końcem
Krewny mój swoich zobaczy przyjaciół.
Nie ja sam jeden, lecz Bushy, Green, Bagot,
Zważali jak się pospólstwu przymilał,
Jak się do serc ich pragnął wśliznąć głębi
Zbytkiem pokory i poufałości,
Ile pokłonów ciskał niewolnikom,
Chytrym uśmiechem biedną łowił czeladź,
Jakby cierpliwem zdaniem się na losy
Serca ich z sobą chciał nieść na wygnanie.
Przed biedną ostryg przekupką czapkował;
Sfora furmanów za „szczęść Boże!“ w zamian

Dostała haracz giętkich jego kolan,
Z „dzięki, rodacy, dobrzy przyjaciele!“
Jakby doń Anglia spadkiem należała,
I był mych ludów najbliższą nadzieją.
Green.  Lecz już go niema i nic z jego planów. —
Czas teraz myśleć o irlandzkim buncie,
Czas już rozpocząć, królu, śpieszne kroki,
Bo dzień im każdy sił dodaje nowych,
A twoją, panie, osłabia potęgę.
Król Rysz.  Na tę wyprawę ruszym osobiście.
Gdy skarb nasz, dworu zbyteczną świetnością,
Zbytkiem szczodroty naszej się wyczerpał,
Koronne dobra musim wydzierżawić;
Suma pokryje bieżące wydatki;
Gdy to za mało, naszym namiestnikom
Zostawim w domu gotowe blankiety;
Wpisując znanych bogaczów nazwiska,
Potrafią ściągnąć znaczne sumy złota
I przysłać nam je na nasze potrzeby.
My do Irlandyi ciągniemy bez zwłoki.

(Wchodzi Bushy)

Jakie nowiny, Bushy?
Bushy.  Jan z Gandawy
W ciężką chorobę zapadł nagle, królu,
Wysłał mnie z prośbą, byś raczył co prędzej
Odwiedzić starca tkniętego niemocą.
Król Rysz.  Gdzie leży?
Bushy.  W Ely.
Król Rysz.  Bodaj dobre niebo
Myśl tę natchnęło jego doktorowi,
By mu ułatwił podróż do mogiły!
Podszewka kufrów jego by się zdała
Na armii naszej irlandzkiej mundury.
Idźmy, panowie, odwiedzić chorego;
Bodajem przybył, śpiesząc się, za późno! (wychodzą).









  1. Czytaj: Gloster.
  2. Herbem Norfolka był złoty lampart.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.