Król Ryszard III (Shakespeare, tłum. Paszkowski, 1924)/Akt pierwszy/Scena pierwsza

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Król Ryszard III
Wydawca Wilhelm Zukerkandel
Data wyd. 1924
Miejsce wyd. Złoczów
Tłumacz Józef Paszkowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały akt pierwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
SCENA PIERWSZA.
Londyn. Ulica.
Wchodzi Gloster.

Gloster. Tak więc nam słońce Yorku zamieniło
Zimę niesnasek w promieniste lato,
I chmury zwisłe ponad naszym domem
Legły w głębokim łonie oceanu.
Teraz nam zdobią skroń zwycięskie wieńce;
Oręże nasze wyszczerbione wiszą
Nakształt trofeów; z obozowej wrzawy
Do uroczystych przeszliśmy festynów,
Z forsownych marszów do wesołych pląsów.
Wojownik chmurne rozpogodził czoło,
I zsiadłszy z krytego stalą rumaka,
Którym przerażał strasznych nieprzyjaciół,
Podryga teraz po dworskich komnatach,
W lubieżnych skokach przy odgłosie lutni.
Lecz do igraszek jam nie jest stworzony,
Ni do palenia kadzideł miłosnych,
Ja z gruba kuty, za ciężki, za sztywny
Do czupurzenia się przed lekką nimfą,
Prostak pod względem wszelkich dwornych manier,
Upośledzony z natury, niekształtny,
Nieokrzesany, zesłany przed czasem
W ten świat oddechu, i to tak koszlawo
I nieudatnie, że psy ujadają,
Gdy sztykutając mimo nich przechodzę;

Ja w ten piskliwy czas pokoju nie mam
Innej uciechy, którąbym czas zabił,
Jak chyba śledzić własny cień w słońcu
I ropatrywać szpetność mej postaci.
Nie mogąc przeto zostać adonisem,
By godnie spędzić ten ciąg dni rózanych,
Postanowiłem zostać infamisem
I do tych marnych pustot się nie mięszać.
Osnułem sieci intryg za pomocą
Zdradnych poszeptów, snów i przepowiedni,
By w moim bracie, Klarensie i w królu
Zażedz wzajemną nienawiść ku sobie.
Jest-li król Edward szczery i rzetelny
Tak jak ja jestem chytry i obłudny,
Dziś jeszcze Klarens będzie w ciupie siedział,
A to na mocy wróżby, która, która mówi:
Że ktoś, co miano swe od G zaczyna,
Zabójcą będzie Edwardowych dzieci.
Myśli me, dajcie nurka! Oto Klarens.

Wchodzi Klarens pod strażą, za nim Brakenbery.

Dzień dobry, bracie! Co znaczy ta zbrojna
Straż przy osobie Waszej Wysokości?
Klarens. Jego Królewska Mość w dbałości swojej
O moją całość, raczyła dodać
Taką eskortę na drogę do Towru.
Gloster. Z przyczyny?
Klarens. Tej, że Jerzy mi na imię,
Gloster. Ależ milordzie, to nie twoja wina:
Niechajby za to do więzienia wsadził
Tych, co ci na chrzcie dali takie imię.
Może ma Jego Królewska Mość zamiar
Kazać cię w Towrze ochrzić po raz drugi?
Ależ na serjo, co to jest, Klarensie?
Nie mogęż wiedzieć?
Klarens. Czemu nie, Ryszardzie,
Bylebym tylko sam wiedział: bo dotąd,

Na honor, nie wiem. Mówią, że król Edward
Bierze do serca sny i przepowiednie,
Że z alfabetu głoskę G wykreśla;
Bo mu jasnowidz jakiś miał powiedzieć,
Że G potomstwo jego wydziedziczy;
Że zaś me imię od G się zaczyna,
Wnosi więc, że się to ma stać przezemnie.
Te, oraz inne podobne androny
Skłoniły Jego Wysokość, jak słyszę,
Do uwięzienia mnie.
Gloster. Otóż to skutki,
Kiedy nad nami kobiety przewodzą!
Nie król to Edward wtrąca cię do Towru,
Lecz jego żona, ledy Grey, Klarensie,
Do tej przywodzi go ostateczności.
Czyliż nie ona, wespół z tym poczciwym
Antonim Wudwil, swym bratem, sprawiła,
Że lorda Hastings zataszczył do Towru?
Źle z nami, bracie Klarensie, Źle z nami.
Klarens. Dalibóg, nikt tu nie jest pewnym siebie
Prócz parenteli królowej i owych
Czynnych heroldów, co o nocnej porze
Pomiędzy królem a panią Szor łażą.
Czy też słyszałeś, z jak korną submisją
Błagał ja Hastings o swe uwolnienie?
Gloster. Chyląc się kornie przed nią, jak przed bóstwem,
Wymodlił sobie lord szambelan wolność.
Wiesz co? ja myślę, że jeżeli chcemy
Cieszyć się nadal królewskiemi względy,
To nic innego nam nie pozostaje,
Jak pójść jej służyć i wdziać jej liberję.
Owa zużyta wdowa zazdrośnica
I ona, odkąd je nasz brat uszlachcił,
Najsamowładniej trzęsą naszem państwem.
Brakenbery przystępując. Wasze miłoście raczą mi wybaczyć:
Jego Królewska Mość surowo zlecił,

By, niezależnie od stopnia, nikt nie miał
Z księciem Klarensem potajemnych rozmów.
Gloster. Czy tak? Toć możesz, mości Brakenbury,
Słyszeć, jeżeli chcesz, wszystko co mówim.
Nie knujem spisków, panie, mówiliśmy,
Że Król Jegomość jest mądry, cnotliwy;
Że Jej Królewska Mość jest już cokolwiek
W latach podeszłą, piękną, nie zazdrosną;
Że żona Szora ma prześliczną nóżkę,
Milutkie oczy, koralowe usta,
Dźwięczny głos; wreszcie, że krewni królowej
Wyszli na wielce znakomitych ludzi.
Coż waćpan na to? Sądziszli przeciwnie?
Brakenbery. Milordzie, jestem w tym puncie jak w rogu.
Gloster. Jak w rogu, w puncie pani Szor? Wiedz aspan,
Że prócz jednego nie wolno nikomu
Bywać w tym punkcie, chyba pokryjomu.
Brakenbery. Cóż to za jeden, panie, co mu wolno?
Gloster. Jej mąż, obwiesiu; chciałżebyś mnie podejść?
Brakenbery. Racz mi przebaczyć, a milordzie, przytem
Zaniechać dalszej z książęciem rozmowy.
Klarens. Znamy powinność twoją, Brakenbery,
Będziemy przeto posłuszni.
Gloster. Jesteśmy
Poniżonymi sługami królowej.
Być więc posłusznymi musim. Bądź zdrów, bracie:
Pójdę do króla, i do czegokolwiek
Zachcesz mnie użyć, chociażby mi przyszło
Nazwać Edwarda połowicę siostrą,
Wszystko uczynię, aby cię uwolnić.
Bądź jak bądź, twardy ten postępek brata
Dotknął mnie bardziej, niż sobie wystawiasz.
Klarens. Wiem, że to obu nam się nie podoba.
Gloster. Nie długo zresztą potrwa twa klauzura;
Wyrwęć z niej lub się sam do niej dostanę:

Bądź więc cierpliwy.
Klarens. Muszę być rad nie rad.
Bądź zdrów. Wychodzi z Brakenberym i strażą.
Gloster. Idź w drogę, z której już nie wrócisz
O, dobroduszny Klarensie! miłujęć
Do tego stopnia, że wkrótce twą duszę
Do nieba poślę, jeśli tylko niebo
Zechce z rąk moich ten dar przyjąć. Któż to?
Wszak ci to świeżo uwolniony Hastings.
Wchodzi Hastings.
Hastings. Miłościwego witam księcia pana.
Gloster. Witaj, kochany lordzie szambelanie!
Rad cię oglądam na wolnem powietrzu.
Jakżeś zniósł, powiedz, swoje uwięzienie?
Hastings. Cierpliwie, panie, jak przystoi więźniom,
I mam nadzieję wywdzięczyć się kiedyś
Tym, z których łaski w sztuce cierpliwości
Nabyłem wprawy.
Gloster. Ani wątpić o tem;
Tak się wywdzięczy i Klarens, bo twoi
Nieprzyjaciele są także i jego
Nieprzyjaciółmi i tak samo jemu
Uszyli buty jak tobie
Hastings. Niestety!
Orła zamknięto w klatce, by jastrzębie
I kanie mogły samopas bonować.
Gloster. Cóż tam nowego słychać?
Hastings. Nic tak złego,
Tam jak tu: król jest niedomagający,
Cierpiący, smutny; bardzo się o niego
Boją lekarze.
Gloster. Na świętego Pawła!
Zła to nowina, w istocie za długo
Ścisłej się trzymał djety; tym sposobem
Wycieńczył swoją królewską osobę.
Boleśnie myśleć o tem. Czy on w łóżku?

Hastings. W łóżku.
Gloster. Idź przodem, pośpieszę za tobą
Wychodzi Hastings.
On żyć nie może długo, a nie może
Umrzeć, dopóki Klarens ekstrapocztą
Do bram niebieskich nie będzie wprawion.
Muszę natychmiast udać się do niego
I podżedz jego niechęć do Klarensa
Kłamstwami w racje niezbite kutemi.
Jeśli głęboki plan mój mi się uda,
Klarens drugiego dnia już nie dożyje,
Niech wtedy Pan Bóg wezwie do swojej chwały
Króla Edwarda i mnie świat zostawi,
Bym się swobodnie w nim rozpostarł. Wtedy
Najmłodszą córkę Warwika zaślubię,
Chociażem zabił jej męża i ojca.
Najlepszym środkiem do udobruchania
Tej hardej dziewki ten mi się wydaje,
Abym sam został jej mężem i ojcem;
Tak też uczynię, nietyle z miłości,
Co gwoli innych tajnych celów, których
Przez ożenienie to będę mógł dopiąć.
Ale ja łowię ryby przed niewodem:
Edward panuje, Klarens jeszcze żyje;
Gdy ich grób skryje, zysk mój się wykryje. Wychodzi.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Józef Paszkowski.