Król Henryk IV. Część II (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Król Henryk IV. Część II
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom I
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


AKT PIĄTY.
SCENA I.
Gloucestershire. Izba w domu Płytka.
(Wchodzą: Płytek, Falstaff, Bardolf i Paź).

Płytek.  Niech mnie kaczki zdepczą, jeśli pozwolę ci dziś stąd odjechać. Hola! Davy!
Falstaff.  Musisz mnie wyeskuzować, panie Robercie Płytku.
Płytek.  Nie myślę cię wyekskuzować; wcale cię nie wyekskuzuję; nie przyjmę żadnej ekskuzy; żadna tu ekskuza nie pomoże; wcale cię nie wyekskuzuję. Hola, Davy! do kroćset beczek! (Wchodzi Davy).
Davy.  Jestem, panie.
Płytek.  Davy, Davy, Davy; zobaczmy, Davy, a, tak jest, wiem teraz. Gdzie kucharz Wilhelm? Zawołaj go tu do mnie. Sir John, nie myślę wcale cię wyekskuzować.
Davy.  Bo to widzicie, panie, tego pozwu ani podobna wręczyć. A teraz, panie, czy mamy zasiać przenicę na Wysokiem Polu?
Płytek.  Ani wątpliwości, Davy, kosmatkę. A co do kucharza Wilhelma, czy nie mamy w domu młodych gołąbków?
Davy.  Mamy, panie. Oto rachunek kowala za podkowy i lemiesze.
Płytek.  Przejrzyj i zapłać. — Nie, nie, sir Johnie, nie przyjmuję żadnych ekskuz.
Davy.  A teraz, panie, wiadro na gwałt krzyczy o nową obręcz. Czy macie, panie, myśl wytrącić z zasług Wilhelma za worek, który stracił onegdaj na jarmarku w Hinckley?
Płytek.  Zapłaci mi za niego. Otóż, Davy, musimy mieć kilka gołąbków, parę kur krótkonogich, barani udziec i jakich tam kilka smacznych łakoci w dodatku. Powiedz to kucharzowi Wilhelmowi.
Davy.  Czy wojak ten, panie, na całą noc u nas zostanie?
Płytek.  Tak jest, Davy; chcę go utraktować. Przyjaciel na dworze znaczy więcej niż trojak w kieszeni. Przyjmij uczciwie jego ludzi, Davy, bo to wszystko hultaje, co umieją kąsać.
Davy.  Ale pewno nie lepiej, panie, niż są kąsani, bo wszyscy strasznie brudną mają bieliznę.
Płytek.  Nie zły koncept, Davy. A teraz zrób, co powiedziałem.
Davy.  Proszę was, panie, raczcie poprzeć sprawę Wilhelma Visor z Klemensem Perkes z Góry.
Płytek.  Odebrałem już niejedną skargę, Davy, na tego Visora; Visor ten wierutny to hultaj, jak wiem z pewnością.
Davy.  Nie przeczę, wielmożny panie, że to hultaj, ale nie daj Boże, wielmożny panie, aby hultaj nie znalazł poparcia na prośbę przyjaciela. Uczciwy człowiek, wielmożny panie, może mówić sam za sobą, czego nie może hultaj. Służyłem wam wiernie, wielmożny panie, przez te ostatnie lat ośm, a jeśli nie potrafię, raz lub dwa razy na kwartał, uratować hultaja od napaści uczciwego człowieka, nie wielki mój kredyt u wielmożnego pana. Hultaj jest moim uczciwym przyjacielem, wielmożny panie; proszę więc was, poprzyjcie jego sprawę.
Płytek.  Dobrze, dobrze; bądź spokojny, nic mu się złego nie stanie. A zaraz zajmij się wykonaniem moich rozkazów. (Wychodzi Davy). Gdzie jesteś, sir Johnie? Tylko żwawo; ściągnij buty. Daj mi rękę, mości Bardolfie.
Bardolf.  Rad widzę dostojnego pana.
Płytek.  Dziękuję ci z całego serca, mój dobry mości Bardolfie. (Do Pazia) Witajże nam i ty, olbrzymie. Idźmy, sir Johnie (wychodzi).
Falstaff.  Idę za tobą, dobry mój panie Robercie Płytku. Bardolfie, dojrzyj koni. (Wychodzą: Bardolf i Paź). Gdyby mnie na kawałki rozpiłowano, starczyłbym na cztery tuziny takich brodatych pątniczych kijów jak pan Płytek. Rzecz to cudowna śledzić duchowy stosunek jego i jego ludzi. Oni, na jego wzór się kształtując, prowadzą się jak głupie podsędki, a on, obcując z nimi ciągle, zrobił się podsędkiem lokajem. Dusze ich tak się pożeniły skutkiem wspólnego pożycia, że kupią się zgodnie jak sznur dzikich gęsi. Gdybym miał jaką prośbę do pana Płytka, pochlebiałbym jego ludziom, utrzymując, że są poufalcami swojego pana; a gdybym czego potrzebował od jego ludzi, głaskałbym pana Płytka, oświadczając, że niktby lepiej nie potrafił rozkazywać swojej drużynie. Rzecz niewątpliwa, że jak mądrem prowadzeniem się, tak i głupiem postępowaniem można się zarazić jak chorobą. Wypompuję z tego Płytka dość materyi, aby utrzymać księcia Henryka w ciągłym śmiechu przez porę sześciu mód, co znaczy cztery kadencye, a będzie się śmiał bez feryj. Ha, co to za skutek robi kłamstwo poparte małą przysięgą i żart przy poważnej minie na człowieku, który nigdy nie miał łamania w łopatce! Zobaczycie, że będzie się śmiał, aż twarz jego będzie wyglądała jak płaszcz zmoczony a źle zwinięty.
Płytek  (za sceną). Sir Johnie!

Falstaff.  Idę, panie Płytku, idę, panie Płytku (wychodzi).
SCENA II.
Westminster. Sala w pałacu.
(Wchodzą: Warwick i lord Wielki Sędzia).

Warwick.  Gdzie śpieszysz Sędzio?
W. Sędzia.  Jakże króla zdrowie?
Warwick.  Nadzwyczaj dobrze; wszystkie skończył troski.
W. Sędzia.  Nie umarł, myślę.
Warwick.  Spłacił dług naturze;
Dla nas, nie żyje.
W. Sędzia.  Z całej pragnę duszy,
Aby odchodząc i mnie zabrał z sobą.
Wierne me służby za jego żywota
Po jego śmierci trosk mi będą źródłem.
Warwick.  To prawda; nowy król niezbyt cię kocha.
W. Sędzia.  Wiem o tem dobrze, zbroję się też w męstwo
Na ciosy, które czas trzyma w odwodzie,
Które nie mogą objawić się szpetniej,
Niż się kształtują w mojej wyobraźni.

(Wchodzą: Książe Jan, książe Humphrey, Clarence, Westmoreland i inni).

Warwick.  Zbliża się smutne Henryka potomstwo.
Gdyby żyjący Henryk miał przymioty
Z trzech dostojników najmniej cnotliwego!
Ilu szlachetnych zostałoby mężów,
Co nikczemnikom muszą dziś ustąpić!
W. Sędzia.  O Boże, wszystko, wszystko się przewróci.
Ks. Jan.  Dzień dobry! Witaj, kuzynie Warwicku!
Ks. Humph.  i Clarence. Witaj kuzynie!
Ks. Jan.  Tak się spotykamy
Jak ludzie, którzy zapomnieli mówić.
Warwick.  Nie zapomnieli, tylko treść rozmowy
Zbyt smutna, aby długo ją traktować.
Ks. Jan.  Pokój z tym, który smutek ten nam sprawił.
W. Sędzia.  I z nami, byśmy nie byli smutniejsi!
Ks. Hum.  Prawda, straciłeś, lordzie, przyjaciela!
Mógłbym też przysiądz, że na twem obliczu

Nie pożyczana maluje się boleść,
Lecz z serca idzie.
Ks. Jan.  Choć nikt nie jest pewny,
Jakie mu nowy król da powitanie,
Ty najmniej możesz nadzieją się łudzić.
Smutno mi, chciałbym, by inaczej było.
Clarence.  Musisz Falstaffa uprzejmie traktować,
Płynąć pod wodę twego charakteru.
W. Sędzia.  Zrobiłem, książę, co mi honor kazał,
Co sprawiedliwość radziła bezstronna,
Nie myślę dzisiaj podlącem ustępstwem
O przebaczenie i o łaskę żebrać.
Gdy mi niewinność i prawda nie starczą,
Do pana mego umarłego pójdę,
By mu powiedzieć, kto mnie za nim wysłał.
Warwick.  Król się przybliża. (Wchodzi król Henryk V).
W. Sędzia.  Niech Bóg miłosierny
Waszą królewską mość zachować raczy!
Król.  Nowy ten tytuł z całym swoim blaskiem
Dla mych jest ramion cięższy niż myślicie.
Z waszym się smutkiem, bracia, trwoga mięsza;
Dwór to angielski przecie nie turecki,
Po Amuracie nie nowy Amurat,
Lecz po Henryku Henryk następuje.
Bądźcie jednakże smutni, dobrzy bracia;
Ten smutek waszym przystoi obliczom;
Tak w nim królewska przebija się godność,
Że go jak modę wprowadzę na długo,
Bo go sam w mojem sercu będę nosił.
Bądźcie więc smutni, ale, bracia moi,
Niech to nam wszystkim będzie wspólny ciężar,
Bo Boga biorę na świadka, że dla was
Jak byłem bratem, tak i ojcem będę;
Zapłacę waszą miłość troskliwością.
Płaczcie Henryka, i ja będę płakał,
Lecz Henryk żyje, który wam przemieni
Łzę waszą każdą na szczęścia godzinę.
Książęta.  Mniej się spodziewać nie mogliśmy, królu.

Król.  Wszyscy tak dziwnie na mnie spoglądacie;

(Do W. Sędziego).

A ty najbardziej; jesteś przekonany,
Że cię nie lubię.
W. Sędzia.  Jestem przekonany,
Że sprawiedliwą król mierząc mnie miarą,
Nie znajdzie żadnych nienawiści przyczyn.
Król.  Żadnych? Czy może książę z mą przyszłością
Zapomnieć krzywdy, którąś mu wyrządził?
Następca tronu Anglii domniemany
Słowami lżony, w więzieniu zamknięty!
Czy rzecz to mała? możnaż taką krzywdę
Letejską obmyć wodą i zapomnieć?
W. Sędzia.  Królu, zastępcą twego ojca byłem,
Byłem obrazem jego majestatu.
Gdym prawa jego wymierzał ludowi,
Czuwał nad dobrem rzeczypospolitej,
Książe, na godność moją niepamiętny,
Na sprawiedliwość i na praw majestat,
Na obraz króla, który mnie uświęcał,
Na krześle mojem uderzyć mnie śmiałeś;
Jam też bez trwogi powagi mej użył,
I do więzienia posłał winowajcę,
Co we mnie króla a nie mnie obraził.
Jeźlim źle zrobił, królu mój, więc pozwól,
Dziś, gdy koronę włożyłeś na skronie,
By syn twój prawom twoim się urągał,
Z twych trybunałów wygnał sprawiedliwość,
Bieg prawa przerwał i miecz ten przytępił,
Który pokoju publicznego broni,
I bezpieczeństwa osoby twej strzeże;
Lecz niedość, pozwól, by twój obraz krzywdził,
I szydził z ciebie w twym przedstawicielu.
Postaw się myślą w takiem położeniu;
Bądź ojcem, królu, przypuść, że to syn twój,
Słuchaj, jak twoją godność profanuje,
Z groźnej powagi twoich praw się śmieje,
I patrz, jak tobą własny syn twój gardzi,

Potem myśl, w twojej żem stanął obronie,
Żem twą powagą syna milczeć zmusił,
Dopiero z zimną potęp mnie rozwagą.
Jako król, powiedz, czegom się dopuścił,
Coby godności mojej nie przystało,
Krzywdziło pana mojego majestat?
Król.  Masz słuszność, sędzio, wszystkoś dobrze zważył,
Więc i na przyszłość miecz i wagę trzymaj.
Daj Bóg, byś rosnąc w godnościach, doczekał,
Aby cię syn mój w chwili zapomnienia,
Jak ja obraził i jak ja usłuchał,
Abym ojcowskie powtórzyć mógł słowa:
Szczęście to moje, że znalazłem męża,
Co na mym synu sprawiedliwość pełni,
Lecz i nie mniejsze szczęście, że mam syna,
Który potrafił wielkość swoją ugiąć
Przed nieugiętym majestatem prawa.
Na mej osobie położyłeś areszt,
Za to ja w twoje składam teraz dłonie
Miecz nieskalany, któryś przywykł nosić;
A jak go śmiało, jak go sprawiedliwie,
Jak go bezstronnie przeciw mnie użyłeś,
Tak i na przyszłość używaj go, sędzio.
Masz moją rękę — ojcem dla mnie będziesz,
Mój głos objawi, co szepniesz mi w ucho;
Z pokorą moje uchylę zamiary
Przed twą mądrością i twem doświadczeniem.
A wy, książęta, wierzajcie mi, proszę:
Szaleństwo moje ojciec wziął do grobu,
W jegom mogile przeszłość mą zagrzebał;
Z jego myślami smutny dzisiaj żyję,
By wszystkie świata oszukać rachuby,
By kłamstwo wszystkim zarzucić proroctwom,
Przemazać wyrok, który mnie potępił
Mylnych pozorów zwiedziony obłędem.
Prąd krwi mej dotąd z dziką płynął siłą
Śród pustych szaleństw; lecz dziś się odwraca,
Z nieskończonością morskich fal się miesza,

I z ich spokojnym płynie majestatem.
Już zwołaliśmy wysoki parlament,
Wybierzem teraz członków naszej Rady,
By kraj nasz stanął na równi z państwami,
Najlepszym rządem błogosławionemi,
By pokój, wojna, lub oboje razem
Równie nam były znane i zażyłe; (Do W. Sędziego)
W czem liczę głównie na pomoc twą, ojcze.
Po uroczystem święcie koronacyi,
Jak powiedziałem, zbierzem nasze Stany,
A jeśli modłów mych niebo wysłucha,
Nikt w mych dzielnicach nie rzeknie w rozpaczy:
Żywot Henryka niech Bóg skrócić raczy!

(Wychodzą).
SCENA III.
Gloucesterhire. Ogród domu Płytka.
(Wchodzą: Falstaff, Płytek, Milczek, Bardolf, Paź i Davy).

Płytek.  Tak, tak, musisz zobaczyć mój sad, a tam w altanie zjemy przeszłoroczną renetę mojego własnego szczepienia z talerzem kminku et caetera. Dalej kuzynie Milczku, a potem do łóżka.
Falstaff.  Trzeba przyznać, że macie tu piękne i bogate mieszkanie.
Płytek.  Ladajakie, ladajakie, ladajakie; wszystko żebraki, wszystko żebraki, sir Johnie; tylko prawda, że zdrowe powietrze. Służ nam, Davy; służ nam, Davy. Dobrze powiedziałeś, Davy.
Falstaff.  Ten Davy wielce jest wam użyteczny; jest waszym sługą i parobkiem.
Płytek.  Dobry pachołek, dobry pachołek, bardzo dobry pachołek, sir Johnie. Na mszę świętą, za wiele piłem kseresu przy wieczerzy. Dobry pachołek. Siadaj teraz, siadaj teraz. Dalej, kuzynie.
Milczek.  Bo to widzisz, panie, będziemy teraz, jak to powiadają (śpiewa):
(śpiewa). To popijać, to zajadać,
(śpiewa). Dzięki Bogu za to składać;
(śpiewa). Tanie mięso, drogie dziewki,
(śpiewa). Gdy hulaki krążą wkoło,
(śpiewa). My śpiewajmy znów wesoło,
(śpiewa). A na końcu każdej śpiewki:
Hoc! hoc!
Falstaff.  To mi się nazywa wesołe serce. Dobry panie Milczku, wychylę za to kielich za twoje zdrowie.
Płytek.  Daj panu Bardolfowi wina, Davy.
Davy.  Kochany panie, siadaj. (Sadza Bardolfa i Pazia przy drugim stole). Wrócę do was za chwilę. Najukochańszy panie, siadaj. Mości paziu, dobry mości paziu, siadaj. Daj ci Boże zdrowie! Co wam braknie na jadle, zastąpimy napitkiem. Musicie nam tylko wybaczyć, bo serce to wszystko (wychodzi).
Płytek.  Ciesz się, mości Bardolfie, i ty, mały mój żołnierzyku, ciesz się!
Milczek  (śpiewa). Ciesz się, choć cię żona fuka,
(śpiewa). To zwyczajna kobiet sztuka;
(śpiewa). Bo gdzie dobrzy przyjaciele,
(śpiewa). Tam hulanka i wesele,
Hoc! hoc!
Falstaff.  Nie myślałem, żeby pan Milczek tak był krotofilny.
Milczek.  Kto, ja? Nie pierwszyzna mi to się weselić.

(Wchodzi Davy).

Davy.  Przynoszę wam talerz winiówek. (Stawia talerz przed Bardolfem).
Płytek.  Davy.
Davy.  Wielmożny panie? Wrócę do was za chwilę. Wina, panie?
Milczek  (śpiewa). Przynieś wina, napełnij szklanki,
(śpiewa). Wznoszę zdrowie mej kochanki,
Bo kto pije,
Długo żyje,
Hoc! hoc!
Falstaff.  Nie ja temu zaprzeczę, mości Milczku.
Milczek.  Jeśli mamy hulać, zbliża się noc roskoszna.
Falstaff.  Twoje zdrowie i długie życie, mości Milczku!
Milczek  (śpiewa). Puhar w zdrowie twe wychylę,
(śpiewa). Choć głęboki i na milę.
Płytek.  Uczciwy Bardolfie, witaj! Jeśli ci czego braknie, a nie wołasz, tym gorzej dla ciebie. (Do Pazia) Witaj i ty, mały łotrzyku, witaj, na uczciwość, witaj! Piję zdrowie pana Bardolfa i wszystkich kawalerów londyńskich.
Davy.  Spodziewam się, że zobaczę Londyn choć raz przed śmiercią.
Bardolf.  A jeśli się tam spotkamy, Davy —
Płytek.  Wysuszycie razem parę butelek; hę, czy nie prawda, mości Bardolfie?
Bardolf.  Prawda, panie, tylko raczej parę butli.
Płytek.  Dziękuję ci. Przylepi się do ciebie hultaj, możesz mi wierzyć, a dotrzyma ci placu, bo nie od parady ma głowę.
Bardolf.  A i ja też, panie, przylepię się do niego.
Płytek.  A to mi królewskie słowa. Nie żałujcie sobie niczego, cieszcie się! (słychać stukanie). Zobacz, co się tam dzieje, kto stuka? (Wychodzi Davy).
Falstaff  (do Milczka, który wychyla szklankę). Uiściłeś się teraz z długu.
Milczek  (śpiewa). Pij i dług mi zapiać twój,
(śpiewa). Na rycerza mnie pasuj,
(śpiewa). Samingo.
Czy to nie tak?
Falstaff.  Tak, co do joty.
Milczek.  Czy tak? To przyznaj, że i stary może się jeszcze na co przydać! (Wchodzi Davy).
Davy.  Wielmożny panie, niejaki Pistolet przybywa od dworu z nowinami.
Falstaff.  Od dworu? Niech wejdzie. (Wchodzi Pistol). Co tam nowego, Pistolecie.
Pistol.  Bóg z tobą, sir Johnie!
Falstaff.  Co za wiatr cię tu przywiał, Pistolecie?
Pistol.  Nie zły wiatr, co nikomu nic dobrego nie przywiewa. Słodki rycerzu, jesteś teraz jednym z największych mężów tego królestwa.
Milczek.  Na Najświętszą Pannę, ani wątpię; pierwsze jednak miejsce trzyma Puff z Barson.
Pistol.  Puff?
Puff w twoje zęby, podły bisurmanie!
Sir Johnie, jestem Pistol, twój przyjaciel;
Na łeb na szyję pędziłem do ciebie,
Przynoszę wieści, radość i wesele,
I złote czasy i szczęsne nowiny.
Falstaff.  Proszę cię tylko, powiedz mi je, jak człowiek z tego świata.
Pistol.  Kpię z tego świata i podłych światowców! Ja mówię o Afryce i złotej radości.
Falstaff.  Więc mów, rycerzu podły Asyryjski,
Niech Kofetua król wie całą prawdę.
Milczek  (śpiewa). Robin Hood i John i Scarlet. —
Pistol.  Kądel stajenny muzom odpowiada?
Chcecie więc szydzić z moch dobrych nowin?
Na Furyi łonie złóż więc skroń, Pistolu.
Płytek.  Dobry szlachcicu, nie mogę sobie wytłómaczyć twoich manier.
Pistol.  Więc płacz.
Płytek.  Z przeproszeniem, mości panie. Jeśli, mości panie, przychodzisz z nowinami od dworu, mojem zdaniem, dwie tylko masz drogi: albo je powiedzieć, albo je zamilczeć. I mnie też powierzył król jegomość pewną godność.
Pistol.  Jaki król, chłystku? Mów lub giń.
Płytek.  Król Henryk.
Pistol.  Król Henryk czwarty czy król Henryk piąty?
Płytek.  Król Henryk czwarty.
Pistol.  Błazeństwo twa godność.
Jagniątko twoje, sir Johnie, dziś królem,
Henrykiem piątym; a mówię ci prawdę;
Jeśli łże Pistol, to mu pokaż figę
Jak hiszpańskiemu pyszałce.
Falstaff.  Co mówisz?
Stary król umarł?
Pistol.  Umarł jak ćwiek we drzwiach;
A możesz wierzyć wszystkiemu, co mówię.
Falstaff.  Ruszaj, Bardolfie, okulbacz mi konia. — Mości Robercie Płytku, wybieraj, jaki chcesz urząd w królestwie; masz go. — Pistolu, włożę na ciebie podwójny ładunek godności.
Barfolf.  O, dniu radosny! Nie dałbym mojej fortuny za rycerstwo.
Pistol.  A co? czy dobre przynoszę nowiny?
Falstaff.  Odprowadźcie pana Milczka do łóżka. — Mości Płytku, milordzie Płytku, bądź, czem być zapragniesz, jestem klucznikiem fortuny. Włóż buty; będziemy całą noc cwałowali. O, słodki Pistolu! Ruszaj, Bardolfie. (Wychodzi Bardolf). No, Pistolu, opowiadaj mi wszystko szczegółowo, a tymczasem rozmyślaj, coby ci wyszło na dobre. Buty! buty! mości Płytku. Jestem pewny, że młodemu królowi tęskno za mną. Weźmiemy w rekwizycyę czyje bądź konie; angielskie prawa są na me rozkazy. Szczęśliwy, kto był moim przyjacielem! a biada ci, milordzie Wielki Sędzio!
Pistol.  Niech podłe sępy płuca mu wyjedzą! —
Gdzie życie, którem dotąd pędził, pytasz?
Gdzie? Tu. Witajcie błogie dnie wesela!

(Wychodzą).
SCENA IV.
Ulica w Londynie.
(Wchodzą policyanci, wlokąc panią Żwawińską i Dorotę Drzej-Prześcieradło).

Gospod.  Nie, łotrze wierutny; chętniebym umarła, gdybym cię mogła widzieć na szubienicy; wywichnąłeś mi ramię.
1. Polic.  Konstable pod straż mi ją oddali, a że pokosztuje rózeg, to ja jej za to ręczę. Niedawno temu zamordowano jednego czy dwóch ludzi z jej powodu.
Dorota.  Łżesz, złodzieju; łżesz, złodzieju. A to co mi znowu? Słuchaj, ty przeklęty szelmo z flakowatą twarzą, jeśli poronię dziecko, które teraz noszę, lepiejby było dla ciebie twoją własnę matkę uderzyć, ty papierowolicy łajdaku.
Gospod.  Ach, gdyby sir John powrócił! Zrobiłby on z tego krwawą sprawę dla kogoś. Chciałabym, żeby owoc jej żywota nie doszedł.
1. Polic.  Jeśli nie dojdzie, to będziesz znowu miała dwanaście poduszek, gdy teraz masz ich tylko jedenaście. Ale w drogę ze mną, bo umarł człowiek, któregoście zbiły przy pomocy Pistola.
Dorota.  Słuchaj, ty chudeuszu w trybularzu, wyrobię ja ci za to uczciwą chłostę, ty niebiesko-mundurny łajdaku, ty brudny, wygłodniały ceklarzu; jeśli ty nie dostaniesz chłosty, to ja się wyrzeknę krótkich spódniczek.
1. Polic.  Dobrze, dobrze, błędna rycerko, bardzo dobrze.
Gospod.  Ha, żeby też prawo tak górowało nad gwałtem!
Niechże i tak będzie! Toć utrapienie płodzi radość.
Dorota.  Idźmy, łajdaku, idźmy; prowadź mnie do sędziego.
Gospod.  Tak jest, prowadź, ty wygłodniały ogarze!
Dorota.  Ty widmo! ty kościotrupie!
Gospod.  Ty szkielecie, ty!
Dorota.  Prowadź, ty chudeuszu, prowadź, ty łajdaku!
1. Polic.  Dobrze, dobrze. (Wychodzą).

SCENA V.
Plac publiczny w blizkości opactwa Westminsterskiego.
(Wchodzi dwóch mastalerzy, zaścielając plac sitowiem).

1. Mastal.  Więcej mat! więcej mat!
2. Mastal.  Już po dwakroć ozwały się trąby.
1. Mastal.  Będzie druga, nim wyjdą z koronacyi. Śpiesz się. (Wychodzą. — Wchodzą: Falstaff, Płytek, Pistol, Bardolf i Paź).
Falstaff.  Stań tu przy mnie, mości Robercie Płytku. Wyrobię ci łaskę u króla. Mrugnę na niego, gdy będzie przechodził, a uważaj tylko, jakie znajdę u niego przyjęcie.
Pistol.  Błogosław Boże twoim płucom, dobry rycerzu!
Falstaff.  Zbliż się, Pistolecie, stań za mną. (Do Płytka).
Ach, gdybym miał czas obstalować nowe liberye! Chętniebym poświęcił na nie tysiąc funtów, którem u ciebie pożyczył. Ale mniejsza o to! Ta biedna powierzchowność lepszy zrobi skutek; będzie to nowy świadek gorliwości, z jaką śpieszyłem, aby go ujrzeć.
Płytek.  To prawda.
Falstaff.  Pokaże to całą głębokość moich uczuć.
Płytek.  To prawda.
Falstaff.  Mojego poświęcenia.
Płytek.  To prawda, to prawda, to prawda.
Falstaff.  To ogłosi, żem pędził dniem i nocą; że nie myślałem, że nie pamiętałem, że nie miałem cierpliwości zmienić ubrania.
Płytek.  To rzecz niewątpliwa.
Falstaff.  Lecz stanąłem zabłocony podróżą, zapocony żądzą widzenia go; nie myślałem o niczem innem; puściłem w zapomnienie wszystkie inne sprawy, jakby nie było na świecie nic innego do roboty, jak zobaczyć go.
Pistol.  To semper idem, bo absque hoc nihil est: to zupełna doskonałość.
Płytek.  Zupełna, ani wątpliwości.
Pistol.  Ogień w szlachetną wątrobę twą rzucę,
Rycerzu, wściekłym cię zrobię;
Twoja Dorotka, myśli twych Helena,
W podłem więzieniu, zaraźliwej turmie,
Gdzie brudna ręka nikczemnego chama
Wtrąciła ją.
Wywołaj zemstę z jaskiń hebanowych,
Rozbudź Alekto i czarne jej węże,
Bo Dorotka twoja w ciupie.
Co Pistol mówi, wszystko święta prawda.
Falstaff.  Wyzwolę ją. (Krzyki za sceną, odzywają się trąby).
Pistol.  Ryknęło morze, grzmią trąby miedziane.

(Wchodzi: Król i jego orszak, w którym Wielki Sędzia).

Falstaff.  Niech cię Bóg zachowa, królu Henrysiu! Królewski mój Henrysiu!
Pistol.  Niech niebo cię strzeże i utrzymuje, najdostojniejsza latorośli chwały!
Falstaff.  Niech cię Bóg zachowa, słodkie moje chłopię!
Kr. Henr.  Sędzio mój, przemów do tego pustaka.
W. Sędzia.  Czyś rozum stracił? Wiesz, do kogo mówisz?
Falstaff.  Do ciebie mówię, mój królu Jowiszu!
Moje serduszko!
Kr. Henr.  Ja nie znam clę starcze.
Weź się do modlitw; jakże źle przystają
Do białych włosów żarty i błazeństwa!
Długo o takim marzyłem człowieku,
Starym, bezczestnym, rozpustą wydętym;
Lecz rozbudzony mem gardzę marzeniem.
Myśl odtąd więcej o twojem zbawieniu,
Mniej o twem ciele; wyrzecz się obżarstwa,
Pomnij, że grób się przed tobą otwiera
Trzykroć przestrzeńszy niż dla innych ludzi.
Nie odpowiadaj mi błazna słowami;
Nie myśl, że jestem, czem niedawno byłem,
Bo Bóg wie o tem, a świat się przekona,
Żem się na zawsze przeszłości mej wyrzekł,
Jak się wyrzekam dawnych towarzyszy.
Kiedy usłyszysz, że jestem, jak byłem,
Powrócisz do mnie i będziesz, jak byłeś,
Rozpusty mojej stróżem, karmicielem;
Lecz dziś, pod karą śmierci cię wyganiam,
Jak już wygnałem resztę zwodzicieli
Od mej osoby na dziesięć mil drogi.
Potrzeby twoje dostatnio opatrzę,
By cię do złego nie popchnęła nędza.
Skoro się dowiem, żeś obyczaj zmienił,
Wedle sił twoich i twojej zasługi,
Dam ci posadę. Polecam ci, Sędzio,
Ścisłe rozkazów moich wykonanie.
A teraz, idźmy.

(Wychodzą: Król i orszak).

Falstaff.  Mości Płytku, winienem ci tysiąc funtów.
Płytek.  Winieneś, sir Johnie, a pragnąłbym zabrać je z sobą.
Falstaff.  To rzecz niemożebna, mości Płytku; ale nie kłopocz sobie o to głowy. Wezwie mnie on do siebie prywatnie; bo to widzisz, wszystkie te pozory potrzebne są dla świata. Nie bój się o awans, będę jeszcze człowiekiem, który zrobi cię wielkim.
Płytek.  Nie mogę się tylko domyślić, w jaki sposób; chyba, że dasz mi twój kaftan i wypchasz mnie słomą. Proszę cię, dobry sir Johnie, daj mi przynajmniej pięćset z mojego tysiąca.
Falstaff.  Panie Płytku, przekonam cię, że jestem słowny. Wszystko, co słyszałeś, jest tylko płaszczykiem.
Płytek.  Płaszczykiem, w którym, jak się zdaje, pochowają cię, sir Johnie.
Falstaff.  Bądź tylko spokojny, a teraz, chodź ze mną na obiad. Idźmy, poruczniku Pistol; idźmy, Bardolfie. Przyśle po mnie, byle się zmierzchło.

(Wchodzą: książę Jan, Wielki Sędzia, Oficerowie i t. d.).

W. Sędzia.  Sir Johna Falstaff prowadźcie do wieży,
A razem wszystkich jego towarzyszy.
Falstaff.  Milordzie sędzio —
W. Sędzia.  Nie mam teraz czasu;
Wkrótce dostaniesz u mnie posłuchanie;
Wiedźcie ich teraz.
Pistol.  Si fortuna me tormenta, spero me contenta.

(Wychodzą: Falstaff, Płytek, Pistol, Bardolf, Paź i Oficerowie).

Ks. Jan.  Wielce pochwalam mądry króla rozkaz.
Myślą jest jego, dawnym towarzyszom
Dać opatrzenie dobre i uczciwe,
Lecz ich od swojej oddalić osoby,
Aż ich obyczaj jawny dowód złoży,
Że wrócił do nich statek i rozwaga.
W. Sędzia.  Takie są właśnie królewskie zamiary.
Ks. Jan.  Czy już monarcha zwołał swój parlament?
W. Sędzia.  Zwołał, mój książę.
Ks. Jan.  Chętnie pójdę w zakład,
Że nim rok minie, nasz ogień i miecze
Z ojczystej ziemi poniesieni do Francyi.
To mi do ucha ptaszek mały śpiewał,
A na tę piosnkę Henryk się nie gniewał.
Idźmy, milordzie. (Wychodzą).






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.