Kooperatywa jako sprawa wyzwolenia ludu pracującego (Abramowski, 1924)/Rozdział IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Abramowski
Tytuł Kooperatywa jako sprawa wyzwolenia ludu pracującego
Pochodzenie Pisma. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej.
Tom I
Wydawca Związek Polskich Stowarzyszeń Spożywców
Data wyd. 1924
Druk R. Olesiński, W. Merkel i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Całe Pisma spółdzielcze
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ IV.
Wytwórczość kooperatyw spożywczych.
1. Potęga rynku zorganizowanego.

Świat nie należy już wyłącznie do kapitalizmu. W demokratycznych krajach Zachodu, tu i owdzie, tworzą się jakby wyspy nowego ustroju społecznego. W Anglji są prowincje i miasta przemysłowe, gdzie kooperatywa spożywcza obejmuje prawie ¾ ludności; są małe miasta, jak Kettering, Derborough, gdzie cała ludność należy do kooperatywy. W Szwajcarji, miasto Bazylea jest miastem wyłącznie kooperatystów, gdyż na 107 tysięcy mieszkańców liczy 23,788 członków kooperatywy, co z rodzinami wynosi 93 tysiące. Według ostatniej statystyki administracja kooperatywy bazylejskiej oblicza, że jest tylko 300 rodzin w mieście, które nie należą do kooperatywy. Stąd też wybory do Zarządu kooperatywy poruszają tam wszystkich i mają niemal znaczenie wyborów rządu kantonalnego. — W tymże samym kantonie Bazylejskim, na wsi, jest kooperatywa spożywcza, z siedzibą w Birseck, obejmująca 14 gmin, która zorganizowała nietylko potrzeby spożywcze ludności, lecz także wytwórczość, sprzedaż produktów wiejskich, przedsiębiorstwa piekarniane, motory i rozkład siły elektrycznej, kasy ubezpieczenia i pomocy, nauczanie i politykę kantonalną; słowem, że całe życie społeczne okolicy organizuje się w kooperatywie.
W takich miejscowościach kooperatywa spożywcza znaczy to samo, co społeczeństwo, co cały ogół; jest to swobodna organizacja wszystkich, organizacja całego ludu, jako spożywców. Rzecz jasna, że od niej zależy wtedy życie ekonomiczne, a nawet kulturalne danej miejscowości. Instytucje jej ogarniają potrzeby wszystkich, a cały przemysł miejscowy i rolnictwo stosować się musi do wymagań, jakie kooperatywa stawia.
Rozwój społeczny idzie w tym kierunku. W Anglji 1500 stowarzyszeń spożywczych grupuje 2 miljony rodzin,[1] czyli, licząc po 4 osoby na rodzinę, mamy 8 miljonów osób, t. j. piątą część całej ludności Wielkiej Brytanji stanowiącą zorganizowany, kooperatywny rynek zbytu. Ludność ta nie wszystko jeszcze kupuje w magazynach kooperatyw; jednakże, zarówno gospodarczy rozwój stowarzyszeń spożywczych, jak i rosnące wciąż uświadomienie ich członków, wspierane działalnością oświatową i wychowawczą, zdążają do tego, ażeby kupować wszystko w swoich magazynach i nie mieć żadnych stosunków z rynkiem kapitalistycznym. Obecnie już, jak wykazuje statystyka Unji kooperatyw angielskich, przeciętna suma zakupów rocznych w kooperatywie, przypadająca na jedną rodzinę, wynosi 723 fr., co stanowi znaczną część budżetu rodziny robotniczej. W roku 1903 rynek zbytu kooperatyw angielskich, obliczony w cenie towarów sprzedanych, przedstawiał olbrzymią sumę półtora miljarda franków. Pojemność jego rozszerza się stale, zarówno przez wzrost zakupów czynionych w kooperatywie przez członków, jako też przez wzrost liczby członków. Tak np. od roku 1896 do 1904 kooperatywa w Leeds wzrosła z 35 tysięcy do 49 tysięcy członków; obie kooperatywy w Glasgowie z 17 tysięcy doszły do 29 tysięcy; kooperatywa w Aberdeen z 14 tysięcy do 19 tysięcy członków i t. d. Porównywując liczbę kooperatystów do ogółu ludności niektórych miast angielskich, jak Plymouth, Rochdale, Aberdeen, Oldham i innych, widzimy, że są one prawie równe, a niekiedy nawet, co jest napozór paradoksalne, liczba kooperatystów przewyższa ludność miasta: w takiem Plymouth np. kooperatywa ogarnia 128,000 spożywców, podczas gdy miasto liczy tylko 84,000 mieszkańców. Objaśnia to się tem, że wiele kooperatyw miejskich obejmuje nietylko mieszkańców miasta, ale także i wsi okolicznych. Szczególnie wielkie kooperatywy miast przemysłowych nie poprzestają na zakładaniu swoich sklepów w różnych dzielnicach miasta, lecz rozszerzają się także poza jego granice, otwierają sklepy we wsiach okolicznych, w promieniu coraz szerszym; tak naprz. kooperatywa w Leeds na 122 swoich sklepów ma 30 rozrzuconych po okolicach miasta. Tworzą się więc ogniska życia kooperatywnego, promieniujące z miasta na wieś i zdążające do tego, aby całą ludność danej okolicy zorganizować w jeden rynek zbytu, należący do kooperatywy.
Podobny rozwój odbywa się i w innych krajach. W Belgji są miasta i prowincje, jak Gandawa, zagłębie węglowe Charleroi i t. d., gdzie przeważająca większość ludności należy do kooperatywy. Statystyka z ostatnich 6 lat, od 1901 roku, podaje przeciętną liczbę 174 kooperatyw powstających każdego roku. Suma sprzedaży towarów w kooperatywach belgijskich, czyli ich rynek zbytu, w ciągu 1906 roku wzrosła z 26 do 31 miljonów franków.
Otóż, wyobraźmy sobie, że cały kraj, albo przynajmniej znaczna większość jego ludności, organizuje się w stowarzyszenia spożywcze i tworzy jeden wielki Związek kooperatyw, zakupujący hurtownie towary; wyobraźmy sobie także, co jest już bliskie urzeczywistnienia w Anglji, że członkowie kooperatyw kupują tylko w swoich magazynach, zrywając wszelką łączność z kupcami i rynkiem kapitalistycznym. Cóż wtedy się dzieje? Oto zachodzi cały szereg przemian, rewolucjonizujących ustrój dzisiejszy aż do najgłębszych jego podstaw.
Przedewszystkiem zanika cała klasa kupiecka, od największych hurtowników do najmniejszych sklepikarzy; olbrzymi a pasorzytniczy dla społeczeństwa zastęp tych pośredników handlowych musiałby zwinąć swoje interesy i pracować w kooperatywach. Kapitalizm poniósłby tutaj swą pierwszą śmiertelną porażkę, skurczyłby się o całą połowę swego dzisiejszego królestwa. Nie byłoby już miejsca dla spekulacji zbożem, węglem, cukrem lub innemi produktami, prowadzonych przez syndykaty kupieckie, które, w pogoni za zyskiem, ogładzają niekiedy ludność i opodatkowują zmonopolizowanemi cenami; nie byłoby miejsca dla giełdy, która może z rozkazu jednego jakiegoś bogacza sprowadzić zastój w najpotrzebniejszej dla kraju produkcji lub pchnąć kapitały do wątpliwej wartości przedsiębiorstw spekulacyjnych; nie byłoby także tych nieprzeliczonych mas ludności sklepikarskiej, tłoczącej się po miastach i miasteczkach, żyjącej często w nędzy i trwodze przed bankructwem, która, aby żyć jakkolwiek ze swego pośrednictwa nieprodukcyjnego, zmuszona jest oszukiwać, fałszować, zapędzać ludzi w sidła lichwy i pijaństwa, znieprawiać się sama moralnie i społecznie. Wszystko to zniknie bez śladu, gdy rynek kraju znajdzie się w rękach ludu zorganizowanego, w rękach kooperatyw spożywczych.
Ale na tem nie koniec. Potęga zorganizowanego rynku dotknie także bezpośrednio i ostatnią twierdzę kapitalizmu — przemysł. Przedsiębiorstwa kapitalistyczne, wielkie i małe, znajdą się wtenczas w takiem położeniu, że będą wytwarzały tylko dla kooperatyw, ponieważ innych nabywców hurtowych nie będzie w kraju; będą więc zupełnie zależne od swego jedynego wielkiego klijenta, od Związku kooperatyw, i musiałyby we wszystkiem stosować się do jego wymagań, produkować to tylko, co kooperatywy zamawiają i w takiej ilości, jakiej potrzebują. Zaszłaby więc zmiana ogromnej doniosłości w stosunkach ekonomicznych — celowe prowadzenie produkcji: zamiast wytwarzania chaotycznego, na oślep, jakie dzisiaj przeważa, produkcja musiałaby się stosować ściśle do rzeczywistych potrzeb ludności i oprzeć się na statystyce tych potrzeb. To co dzisiaj już stanowi prawidło w Związkach kooperatyw dla zakupów hurtowych, że wszystkie operacje handlowe i przemysłowe Związków tych opierają się na dokładnem obliczeniu zapotrzebowań ze strony kooperatyw, to samo stosowałoby się wtedy do całego rynku i wytwórczości krajowej. Nie wytwarzanoby zbytecznego nadmiaru, który powoduje często zastoje i kryzysy przemysłowe, mszczące się ciężko na ludności pracującej; nie wytwarzanoby również rzeczy tandetnych, fałszywych i niepotrzebnych, na które dzisiaj, przez reklamy i sztucznie stwarzaną modę, dają się naciągać masy publiczności, aby tylko fabrykanci i kupcy tych towarów zbytecznych i brzydkich mieli swoje zyski. Przy rynku kooperatywnym takie rzeczy będą niemożliwe, gdyż kooperatywy zamawiają towary i badają ich wartość. Produkcja spełniałaby wtedy swoje przyrodzone właściwe zadanie: zaspakajałaby istotne potrzeby ludzi. Zamiast służyć przedsiębiorstwom do gromadzenia zysków, służyłaby społeczeństwu, jego potrzebom i kulturze.
Jak pod względem ilości i gatunku, tak samo pod względem ceny towarów i warunków, przy jakich się one wytwarzają, produkcja kapitalistyczna byłaby całkowicie zależną od wymagań Związku kooperatyw. Sztuczne podnoszenie ceny, monopole syndykatów kapitalistycznych, które dzisiaj panują wszechwładnie na niektórych rynkach — nafty, węgla, żelaza i t. d., znajdą się w trudniejszem położeniu. Przedsiębiorcy, aby nie stracić nabywców, będą musieli utrzymywać ceny normalne, przystosowujące się do postępów wytwórczości, gdy zamiast sprzedaży kupieckiej, wśród publiczności niezorganizowanej, będą mieli do czynienia ze Związkiem kooperatyw, świadomie stawiającym swoje wymagania w imieniu całego społeczeństwa. — Siłą tej samej powagi społecznej rynek kooperatywny normowałby także warunki pracy w przedsiębiorstwach kapitalistycznych. Związek kooperatyw, jako przedstawiciel ogółu spożywców, a więc i całej klasy robotniczej, wglądałby w to, jakie jest położenie robotników w fabrykach, od których nabywa towary, i te przedsiębiorstwa, które nie szanują słusznych wymagań robotniczych pod względem higjeny pracy, dnia roboczego, wysokości zarobku, mógłby łatwo zmuszać do tego samą groźbą zerwania z niemi stosunków handlowych.
W ten sposób, przez panowanie nad rynkiem, kooperatyzm może rozstrzygać wszelkie zatargi między społeczeństwem a kapitalistami. Zatargi te wchodzą także często w dziedzinę spraw politycznych. Dla Polski, takiem zadaniem politycznem jest oswobodzenie się od przewagi przemysłu niemieckiego i wogółe od przewagi kapitałów obcych, to znaczy uniezależnienie ekonomiczne i kulturalne narodu. — Kooperatywy spożywcze i tutaj mogłyby odegrać rolę pierwszorzędnego czynnika. Rozszerzając się, jako rynek świadomie rządzony, stwarzałyby naturalną podstawę dla rozwoju przemysłu krajowego, a jednocześnie byłyby gotową organizacją do systematycznego i celowego bojkotowania towarów obcych. Spożywanie bowiem, równie jak praca, w masowej organizacji, przeobrazić się może łatwo w broń walki politycznej i podobnie jak powstają strejki polityczne, wymuszające, przez odmowę pracy, rozszerzenie pewnych swobód i praw ludowych, tak samo, i o wiele potężniej jeszcze, działać może polityczny bojkot spożywców, prowadzony w celu wyparcia z kraju obcego przemysłu i wyswobodzenia miejscowych sił wytwórczych. Takie zjawiska naprzykład, jak to, że w Królestwie, kraju rolniczym, przeważa na rynkach mąka obcego pochodzenia, że obuwie warszawskie i łódzkie tkaniny muszą poszukiwać nabywców na dalekich rynkach wschodnich, wtenczas gdy miejscowa ludność kupuje masami cudzoziemskie płótno i obuwie fabryk niemieckich; że Galicja, rozporządzająca doskonałą glebą pod uprawę buraków, nie jest w stanie wytworzyć swego przemysłu cukrowniczego, i wiele innych podobnych faktów, świadczących o niewolnictwie ekonomicznem narodu wobec sąsiednich społeczeństw zaborczych, daje się usunąć tylko przez zorganizowanie rynku ludowego. Gdzieindziej takie rozterki między interesami społeczeństwa a kapitalizmem, normuje do pewnego stopnia państwo, ustanawiając cła ochronne, obniżając taryfy przewozowe, lub dając zamówienia na różne dostawy przedsiębiorcom krajowym. W Polsce zaś jest wręcz odwrotnie: rządy niemiecki i austrjacki, które nad nią panują, nie mają żadnego interesu, aby przemysł polski ochraniać lub stwarzać; ich polityka ekonomiczna wykazuje natomiast wyraźną tendencję do utrzymania zależności ekonomicznej krajów polskich, żeby przez to samo obniżyć ich kulturę i samodzielność, a przyśpieszyć „organiczne wcielenie“ do tych państw. Sposób wyjścia z tego położenia znajduje się tylko w stowarzyszeniach spożywczych. Jeżeli, choćby w tym stosunku co w Anglji, kilka miljonów ludzi zorganizuje się w takie stowarzyszenia, połączone w jeden Związek, to, nawet przy takiem częściowem opanowaniu rynku, lud polski będzie już gospodarzem swego kraju; będzie mógł zamknąć drogi zbytu dla towarów obcych, powołać do życia nowe gałęzie produkcji krajowej, stworzyć wielki rynek miejscowy dla polskiego rolnictwa i przemysłu, organizować własną wytwórczość kooperatywną, uwolnić częściowo przynajmniej społeczeństwo, od pasorzytniczej klasy drobnych kupców i pośredników żydowskich, zmuszając ją do produkcyjnego i obywatelskiego życia — a tym sposobem urzeczywistniać coraz szersze wyzwolenie narodu przez spotęgowanie i zdemokratyzowanie jego sił ekonomicznych i kulturalnych.
Potęga rynku zorganizowanego, teoretycznie biorąc, odnieść musi zawsze zwycięstwo nad kapitałem i rozstrzygnąć na swoją korzyść wszelkie zagadnienia społeczne. Kapitał bowiem w każdem przedsiębiorstwie, zależy tylko od rynku, od nabywców, i kto panuje nad rynkiem, ten panuje nad kapitałem, nad całą produkcją i gospodarką kapitalistyczną. Masy ludowe, stwarzając w kooperatywach spożywczych rynek zorganizowany, stają się panami kraju w całem znaczeniu tego słowa. Żadne przedsiębiorstwo nie będzie żyło, któremu połączone kooperatywy odmówią prawa do życia; żaden system ekonomiczny nie przetrwa, przed którym zamyka się rynek społeczeństwa. „Dzień, kiedy masy ludowe, mówi Hans Müller, powiedzą kapitalistom, przemysłowcom i kupcom: nie potrzebujemy was więcej, możemy bez waszej pomocy dostawać towary — dzień ten będzie końcem panowania kapitału. Kapitaliści będą musieli wtedy zniknąć, to jest, stać się, jak inni, pracownikami w kooperatywach“[2]
W oczekiwaniu dnia tego kooperatywy spożywcze nietylko rozszerzają swój rynek przez rozpościeranie się na coraz szersze masy ludu, lecz organizują także swoją produkcję. Zachodzi tutaj podwójna działalność rozwojowa. Z jednej strony organizowanie się spożywców w kooperatywy i ich Związki przygotowuje systematycznie taki stan rzeczy, kiedy przemysł kapitalistyczny znajdzie się wobec rynku zorganizowanego przez stowarzyszenia ludowe i kiedy będzie musiał jemu ulec, przyjąć bez zastrzeżeń jego kierownictwo i wymagania; z drugiej strony, praca kooperatyw nad stwarzaniem własnej produkcji przygotowuje rozwiązanie społeczne i pokojowe tego nieuniknionego starcia, jakie nastąpi między produkcją kapitalistyczną a zorganizowanym rynkiem ludowym. Przedsiębiorstwa kapitalistyczne prowadzone dla zysku, żyjące walką konkurencyjną, wyzyskiem i militarną protekcją państwa, poszukujące często pod ochroną bagnetów nowego i szerszego zbytu dla swoich wytwórców, nie zdołają przystosować się do wymagań rynku kooperatywnego. Zaniedbanie przez kooperatywy tworzenia własnej produkcji narazićby mogło ten nowy rynek ludowy na silne wstrząśnienia; ze strony przemysłowców bowiem rozpocząć się może systematyczna i powszechna akcja zmierzająca ku jego dezorganizacji, wielki lokaut postanawiający ogłodzić rynek kooperatywny, ostateczna walka na śmierć i życie starego świata z nowym. Temu kooperatywy spożywcze zapobiegają zawczasu; organizując stopniowo swoją własną produkcję na coraz szerszą skalę i wyzwalając się przez to coraz bardziej od przedsiębiorstw kapitalistycznych, przygotowują tym ostatnim niechybną acz powolną śmierć. Przedsiębiorstwa kapitalistyczne, których rynek zbytu zwęża się w miarę rozwoju kooperatyzmu, stają wobec konkurenta, którego przezwyciężyć nie mogą, pomimo całej swej sprawności administracyjnej i handlowej, olbrzymich zasobów pieniężnych i kredytu. Spółzawodnik ich przemysł kooperatywny — staje do walki zaopatrzony w gotowy, zorganizowany rynek, rozszerzający się z żywiołową siłą ruchów demokratycznych. Dla nich zaś, w miarę rozwoju tego samego procesu zrzeszania się spożywców, rynek zbytu zwęża się i grozi zupełnym zanikiem. Przy takich warunkach walka konkurencyjna rozstrzyga się łatwo i kooperatyzm ludowy dokończą dzieło „wywłaszczenia wywiaszczycieli“; przygotowuje im nie bohaterską śmierć w katastrofie rewolucyjnej, lecz zwyczajne bankructwo firm przemysłowych niezdolnych do zwyciężenia nowych współzawodników.

2. Warunki rozwoju produkcji kooperatywnej.

Stowarzyszenia wytwórcze robotników, to jest spółki fachowe, które zawiązują rzemieślnicy dla prowadzenia spólnego warsztatu, nie dają rezultatów pomyślnych. Wiele z nich bankrutuje po kilku latach; inne utrzymują się dzięki temu tylko, że państwo lub zarządy miejskie dają im stałe zamówienia na robotę; inne znowu, osiągnąwszy pomyślny stan interesów zamykają się przed wstępowaniem nowych członków, przyjmują robotników najemnych, i z kooperatyw przemieniają się na zwyczajne spółki kapitalistyczne, wyzyskujące pracę. Przyczyną tego bankructwa stowarzyszeń wytwórczych jest brak kapitałów do prowadzenia przedsiębiorstwa, brak zapewnionego rynku zbytu swoich wytworów, a często także nieumiejętność w administrowaniu interesów zbiorowych. Spółka rzemieślnicza tworzy się zwykle za składkowe lub za pożyczone pieniądze, funduszów zapasowych nie posiada, ani też stałego zapewnionego dochodu. Nabywców gotowych na swoje produkty także nie ma i musi ich dopiero szukać, co bynajmniej nie jest rzeczą łatwą wobec konkurencji handlowej i rynku zapchanego towarami wielkiego przemysłu. Zwykle także członkowie spółki biorą się do interesu bez odpowiedniego wykształcenia handlowego i administracyjnego, nie przeszedłszy uprzednio praktycznej szkoły samorządu i zbiorowego działania, i dlatego w trudniejszych wypadkach nie umieją sobie poradzić, nie umieją przewidywać i działać zgodnie. Zamykanie się spółki przed nowymi członkami i przetwarzanie się jej w spółkę kapitalistyczną jest także naturalnym wynikiem jej położenia ekonomicznego. Praca w warsztacie wspólnym jest z konieczności rzeczy obliczona na pewną tylko ograniczoną ilość wytworu; gdy produkcja ożywia się potrzeba więcej pracujących; gdy nadchodzi stagnacja potrzeba ich mniej; stąd też spółka nie ma żadnego interesu w przyjmowaniu nieograniczonem nowych członków, z którymi trzeba dzielić się dochodami; korzystniej jest dla niej przyjmować robotników najemnych, których do zysku się nie dopuszcza i których można swobodniej oddalić, gdy praca ich nie jest potrzebna.
Zupełnie inne warunki są w przedsiębiorstwach wytwórczych, które prowadzi stowarzyszenie spożywcze. W każdej większej kooperatywie, a szczególnie w Związku kooperatyw do hurtowych zakupów, są przedewszystkiem kapitały zapasowe, gromadzące się ciągle z zysków handlowych kooperatywy, bez żadnych ofiar ze strony członków. Powtóre, jest gotowy rynek zbytu na wytwory, mianowicie, własne magazyny i sklepy stowarzyszeń spożywczych, które, jak np. w Związku kooperatyw angielskich lub szkockich, liczą setki tysięcy stałych klijentów-członków. Jest więc dla kogo wytwarzać, bez obawy zastoju; tembardziej, że kooperatywa i Związek kooperatyw stosują ściśle produkcję swoich fabryk do ilości zapotrzebowań jaka napływa do ich magazynów, opierają swój rynek zbytu nie na przypuszczeniach i konkurencji handlowej, lecz na statystyce, obliczającej rzeczywisty popyt, i nie potrzebują ani szukać ani zdobywać nabywców, gdyż mają ich gotowych i zorganizowanych. Z samej także natury stowarzyszenia spożywczego wynika, że niema ono żadnego interesu, ażeby ograniczać liczbę członków i stworzyć monopol pewnej grupy. Przeciwnie, każdy nowy członek jest nowym nabywcą towarów stowarzyszenia, rozszerza zakres jego handlu i przysparza jemu dochody, i dlatego stowarzyszenie spożywcze dąży do ciągłego rozszerzania się, do przyjmowania jak największej liczby członków, co jest tem łatwiejsze, że nie jest ono organizacją fachową lecz spożywczą i jako taka może skupiać w sobie wszelkiego rodzaju ludzi, gdyż spożywcą jest każdy człowiek. Dodajmy do tego jeszcze inny ważny warunek, mianowicie, że członkowie stowarzyszenia spożywczego, zanim rozpoczęli prowadzić własną fabrykę lub warsztat, mają już pewne do tego przygotowanie ekonomiczne i społeczne, sami bowiem przeszli przez taką doskonałą szkołę samorządu ekonomicznego jaką jest kooperatywa spożywcza; są to ludzie już obeznani z warunkami handlowemi produkcji, z administracją i rachunkowością, a przytem przyzwyczajeni do działalności zbiorowej i zgodnej; prowadzenie wspólnej fabryki nie jest dla nich trudniejsze niż prowadzenie wspólnego magazynu.
Dzięki tym wszystkim warunkom produkcja stowarzyszeń spożywczych rozwija się nieustannie i w przyśpieszonem tempie, i dziś już, po kilku dziesiątkach lat istnienia, zajmuje ona poważne stanowisko. Związek kooperatyw angielskich posiada 18 wielkich fabryk, wytwarzających różne towary, wartości rocznej na 74 miljony franków.[3] Związek kooperatyw szkockich wytwarza w swoich fabrykach na 40 miljonów franków rocznie. Oprócz tego istnieje w Anglji 793 kooperatyw spożywczych, które prowadzą na własną rękę rozmaite przedsiębiorstwa fabryczne, wytwarzające w sumie na 114 miljonów fr. rocznie. Razem obliczają wartość roczną produkcji kooperatywnej angielskiej na 288 miljonów franków. Są to tkalnie, fabryki obuwia, mebli, drukarnie, warsztaty ubrań gotowych, fabryki tytuniu, szczotek, konserw, mydła, świec, papiernie, młyny parowe, cukiernie, fabryki masła, piekarnie i t. d. Dążenie zaś jest w tym kierunku, ażeby wszystko, co stowarzyszenie spożywcze potrzebuje do swoich magazynów, wytwarzało się w ich własnych zakładach i gospodarstwach, zatem nietylko towary fabryczne, lecz także produkty rolne, węgiel kamienny i produkty kolonjalne, jak herbata, kawa i t. d. W tym celu zrobiono już pierwsze kroki w Anglji: 70 stowarzyszeń spożywczych posiada swoje własne fermy obszaru 3,000 hektarów ziemi, gdzie prowadzą gospodarstwo rolne, owocowe, hodowlane i mleczne; Związek zaś kooperatyw angielskich posiada własne plantacje herbaty na wyspie Ceylon i traktuje o kupno kopalni węgla. O sile rozwoju tej produkcji sądzić można chociażby z tego przykładu, że wytwórczość obu Związków, angielskiego i szkockiego, w ciągu dziesięciolecia od 1892 do 1902 roku wzrosła z 26 miljonów do 114 miljonów franków, co stanowi przyrost 340 na 100. W Belgji kooperatywy spożywcze weszły także na drogę organizowania własnych przedsiębiorstw; oprócz licznych piekarni, urządzonych na wielką skalę, są tam 2 tkalnie bawełniane, jedna wełniana, 8 drukarni, 4 fabryki tytuniu i cygar, warsztaty koszykarskie i kamieniarskie, fabryka herbaty, 4 fabryki obuwia, fabryka szczotek, wyrobów metalowych, cykorji, 2 mleczarnie, jedna ferma rolna i inne.
Przedsiębiorstwa kooperatywne, szczególnie angielskie są to przeważnie wielkie fabryki, urządzone według wszelkich wymagań techniki nowożytnej; pod tym względem dorównywują one najlepszym wzorom przemysłu kapitalistycznego; mają zaś nad nim tę wyższość i przewagę ekonomiczną, że nie boją się one konkurencji ani kryzysów; nie boją się dlatego, że właścicielami ich są zrzeszenia spożywców, które wytwarzają tylko dla siebie samych. Przedsiębiorstwom kapitalistycznym grozi z tej strony poważne niebezpieczeństwo. Te 228 miljonów franków, które przedstawiają roczną wartość produkcji kooperatyw angielskich, są to kapitały odebrane fabrykantom; dwa miljony rodzin angielskich, które zaopatrują się w magazynach kooperatywnych są to klijenci straceni dla rynku kapitalistycznego; z każdem zaś nowem stowarzyszeniem spożywczem i z każdą nową fabryką kooperatywną zwęża się pole działania i rozwoju dla przemysłu kapitalistycznego; a tej groźnej nawały organizacji ludowej, która, stopniowo i wytrwale, usuwa mu grunt pod nogami, nie może on niczem odeprzeć, jest wobec niej bezsilny.


3. Warunki pracy w zakładach kooperatywnych.

Higjena fabryk kooperatywnych, w porównaniu z prywatnemi, daje się ocenić szczególnie na przykładzie piekarni, najwięcej zaniedbanej pod tym względem gałęzi przemysłu. W Anglji, pomimo istnienia oddawna całego szeregu praw, nakazujących władzom policyjnym pilnowania w piekarniach warunków higjenicznych, czystości, przewietrzania i t. d., stan ich bywa po większej części opłakany i rzeczywistość zupełnie nie odpowiada przepisom. Natomiast piekarnie kooperatywne, taka np. piekarnia w Woolwich lub w Glasgowie, uważane być mogą za wzór higjeny fabrycznej; są to zakłady wielkie mechaniczne: większość pracy, jak przenoszenie worków, mieszenie ciasta, odbywa się zapomocą udoskonalonych maszyn; sale są wysokie i jasne; osobno jest sala jadalna, kuchnia, umywalnia i pokój dla odpoczynku, podczas gdy w piekarniach prywatnych robotnicy jedzą i odpoczywają w tem samem miejscu, gdzie pracują. Płace robotników są wyższe nawet od tej normy, którą przyjęły robotnicze Związki fachowe angielskie. Pracują 51 godzin tygodniowo; w piekarniach zaś prywatnych 70 i 80 godzin. Przytem pracujący mają udział w dochodach, W piekarni glasgowskiej mają swoich przedstawicieli w zarządzie i specjalne ułatwienie do nabywania akcyj stowarzyszenia, dzięki czemu każdy robotnik staje się członkiem kooperatywy spożywczej i współwłaścicielem piekarni. O belgijskich piekarniach kooperatywnych pisze jeden z miejscowych przedstawicieli ruchu robotniczego, że zrewolucjonizowały one zupełnie fabrykację chleba. Ręczne urabianie ciasta zastąpiono mechanicznem, co czyni pracę bez porównania lżejszą. Piec ogrzewany drzewem zamieniono na udoskonalone piece nowego systemu; ciasne pomieszczenie zastąpiono obszernem i jasnem. Dawniej robotnik musiał pracować po 14 i 16 godzin na dobę, w warunkach uciążliwych i za wynagrodzeniem ledwie wystarczającem na życie; teraz, w piekarniach kooperatywnych, pracują tylko 8 godzin dziennie, przy płacy znacznie wyższej.
W innych zakładach kooperatywnych warunki pracy są równie korzystne. Wszędzie wysokość zarobku i długość dnia roboczego stosowane są do normy ustanowionej przez Związki zawodowe robotników; niekiedy zaś normą tę przewyższają. W warsztatach kooperatywy „Postęp“ w Jolimont (w Belgji) robotnicy mają następujące prawa: 1) 8 godzin pracy; 2) najmniejsza norma płacy dziennej 4 i pół franków; 3) udział w zyskach; 4) w razie choroby lub wypadku kasa chorych wypłaca im po 2 fr. dziennie; 5) mają własną lecznicę i aptekę; 6) po 10 latach pracy otrzymują na starość rentę wynoszącą od 20 da 40 fr. na miesiąc; 7) po śmierci ojca rodziny kooperatywa adoptuje dzieci, wdowie wypłaca połowę pensji męża, każdemu zaś dziecku ⅓ część, aż do 14 roku życia. Administracja warsztatów pozostaje w rękach samych pracujących, którzy są jednak zarazem i członkami kooperatywy spożywczej. W zakładach należących do angielskiego Związku zakupów hurtowych przeciętna praca tygodniowa wynosi 51 godzin, w niektórych zaś, jak w warsztatach ubrań, w fabrykach mebli, tytuniu, w drukarniach, wynosi tylko 48, a nawet 47 godzin. Wysokość płacy rocznej waha się między 1,000 fr. a 2,700 fr. Istnieje przytem stała komisja, złożona z przedstawicieli kooperatyw i Związków zawodowych, która reguluje warunki pracy i załatwia wszelkie nieporozumienia robotników z administracją.
Udział robotników w zyskach przedsiębiorstwa kooperatywnego został postawiony jako zasada na Zjazdach międzynarodowych kooperatystów; zasadę tę włączono nawet do statutu międzynarodowego Związku kooperatyw. Mówimy tutaj o udziale w zyskach robotnika, nie jako członka kooperatywy spożywczej, lecz jako pracownika w kooperatywnej fabryce. Jako członek kooperatywy każdy robotnik, gdziekolwiek pracuje, ma swój udział we wszystkich dochodach stowarzyszenia zarówno w handlowych, jak i w przemysłowych. Tutaj zaś chodzi o to, ażeby robotnikom pracującym w zakładach kooperatywnych zapewnić udział w zyskach, które daje fabryka, bez względu na to, czy są oni, czy nie są członkami kooperatywy. Uważano bowiem, że sama praca robotnika daje mu prawo do częściowego korzystania z dochodów fabryki, nawet wtenczas, gdy nie należy on do stowarzyszenia, które tę fabrykę posiada. W celu propagowania tej zasady „udziału w zyskach“ powstało w Anglji 1883 r. tak zwane „Stowarzyszenie pracy“. Między kooperatystami istnieje jednak w tej kwestji rozbieżność zdania. Angielski Związek zakupów hurtowych jest przeciwny „udziałowi w zyskach“; rozumuje on w ten sposób: robotnicy fabryk kooperatywnych, jako spożywcy, mogą i powinni należeć do kooperatywy, a wówczas, mając prawo członków stowarzyszenia, korzystają ze wszystkich jego dochodów i instytucyj, a zatem i z dochodów tych fabryk kooperatywnych, w których pracują. Przyznawać zaś im osobne prawa udziału w zyskach, jako robotnikom, byłoby to stwarzać w ogólnej organizacji ludowej pewną uprzywilejowaną klasą, czemu kooperatywa, uznająca bezwzględną równość wszystkich swoich członków, powinna być z zasady przeciwna. Inne natomiast kooperatywy, tworzące szkocki Związek zakupów hurtowych, a także kooperatywy belgijskie wprowadziły w swoich zakładach udział robotników w zyskach. Ta dywidenda od dochodów fabryki nie wypłaca się robotnikom całkowicie; zwykle połowa jej przechowuje się w kasach kooperatywy, dając 3%, i gromadzi się tam jako specjalny fundusz emerytalny, który wypłaca się robotnikom, gdy opuszczają fabrykę; niekiedy także przemienia się na akcje kooperatywy i wynajętych robotników przeobraża w członków i współwłaścicieli.

4. Kto jest właścicielem fabryk kooperatywnych?

Fabryki i warsztaty kooperatywne należą albo do jednego stowarzyszenia spożywczego, albo też do Związku stowarzyszeń spożywczych, który niekiedy ma także za wspólników inne stowarzyszenia ludowe. Jest to więc własność spólna ludu zorganizowanego swobodnie. Każdy członek stowarzyszeń spożywczych jest spółwłaścicielem wszystkich tych kapitałów, fabryk i instytucyj, jakie stowarzyszenie posiada; każdy uczestniczy w dochodach i w zarządzie. Sprawami fabryki, tak samo jak magazynów kooperatywnych, kas, domów, bibljotek i t. d. kieruje ogólne zgromadzenie członków; ono wybiera zarząd administracyjny i kontroluje jego czynności; wybiera radę nadzorczą dla sprawdzania rachunków i przegląda jej sprawozdania. Zarząd naznacza od siebie dyrektora fabryki, na czas nieograniczony w kooperatywach angielskich, który może być zmieniony tylko przez zgromadzenie ogólne.
Bywa także, że prowadzeniem fabryki zajmuje się wyłącznie stowarzyszenie wytwórcze robotników, które jest połączone ze stowarzyszeniami spożywczemi, jako udziałowcami fabryki. Kombinacja taka wydaje znakomite rezultaty. Za przykład służyć mogą wielkie zakłady wyrobów bawełnianych w Hebden-Bridge, w Anglji. Rozwinęły się one z małego warsztatu kooperatywnego, który założyła spółka robotników bawełnianych, mając początkowo tylko 3,000 fr. rocznego obrotu. Po 25 latach istnienia obrót wynosi 1,143,000 franków, głównie dzięki przystąpieniu do spółki kooperatyw spożywczych, które zapewniły fabryce stały odbyt na jej wytwory i duże kapitały akcyjne. Spółka robotników pozostała administratorem fabryki, głównymi zaś spółwłaścicielami są stowarzyszenia spożywcze w liczbie 298. Dochody z fabryki rozdzielają się pomiędzy robotników i pomiędzy stowarzyszenia w stosunku do ilości wytworów, które zakupują fabryki. Część dochodów przechodzi do ogólnej kasy ubezpieczenia i kasy oświaty. Podobna organizacja wytwórczo-spożywcza rozwinęła się także w Szkocji, w mieście Paisley, gdzie przeważa przemysł tkacki. Jeszcze w 1862 r. 25 tkaczy założyło tam kooperatywę spożywczą, a jednocześnie postanowili stworzyć własny warsztat tkacki. Początkowo pracują w mieszkaniu jednego z członków; w 2 lata potem wynajmują osobny lokal na warsztat. Interesy rozwijają się powoli; w 1865 roku mają tylko 26,000 fr. obrotu i żadnych zysków. Ożywienie zaczyna się z chwilą, gdy stowarzyszenia spożywcze biorą udziały tkalni i zamawiają towar. W kilka lat potem spółka tkacka może kupić duży warsztat za 51,000 fr. i sprzedaje swoje wyroby za 170,000 fr. Odtąd rozwój wzrasta szybko. W 1883 r. 61 stowarzyszeń spożywczych należy, jako akcjonariusze, do warsztatu kooperatywnego; kapitał udziałowy wynosi 188,000 fr., sprzedają rocznie za 328,000 fr. W roku 1888 budują wielką przędzalnię i magazyny na skład towarów, po ośmiu latach stawiają nowe warsztaty dla fabrykacji płótna. Obecnie cyfra ze sprzedaży wyrobów tkackich wynosi rocznie 2,200,000 fr.; spółka wytwórcza liczy 2,241 członków, między którymi jest 308 stowarzyszeń spożywczych, reszta robotnicy tkalni i udziałowcy prywatni. Największa część kapitału (514,000 fr.) należy do stowarzyszeń spożywczych; robotnicy tkalni mają tylko 10,000 fr. w udziałach. Dochodami dzielą się robotnicy, udziałowcy prywatni i stowarzyszenia; te ostatnie biorą dywidendę w stosunku do zakupów robionych w fabryce.
Możnaby wyliczyć cały szereg innych jeszcze przedsiębiorstw kooperatywnych, rozwiniętych w pierwszorzędne zakłady wytwórcze, które stanowią własność połączonych stowarzyszeń spożywczych i spółki robotniczej wytwórczej. Takiemi są np. wielkie drukarnie w Manchesterze, wykonywujące robót za 2 miljony fr. rocznie; fabryka płócien w Kettering i fabryka produktów spożywczych w Droyskien, obie wytwarzające przeszło za miljon franków rocznie; następnie, warsztaty wyrobów metalowych w Dudley, fabryka jedwabiu w Leek, fabryka mebli w Newcastlu i t. d., których wytwórczość roczna ocenia się na 250 do 600,000 fr. We wszystkich tych przedsiębiorstwach spółka robotnicza, która prowadzi fabrykę, jest tylko cząstką obszerniejszego Związku organizacyj spożywczych, które zapewniają przedsiębiorstwu zarówno kapitały, jak i obszerny rynek zbytu.
Główny jednak kierunek, jaki rozwinął się w kooperatyzmie, jest to bezpośrednie organizowanie produkcji przez same stowarzyszenia spożywcze, a szczególnie przez ich Związki: są one najzupełniej uzdolnione do tego, zarówno przez swoją umiejętność i doświadczenie w sprawach handlowych, jako też przez gotowy rynek zbytu i kapitały nagromadzające się z taką łatwością w ich kasach. W Anglji i Szkocji, oprócz przedsiębiorstw organizowanych przez Związki zakupów hurtowych, o których już mówiliśmy, istnieją także przedsiębiorstwa należące do specjalnych spółek akcyjnych, zawiązywanych pomiędzy stowarzyszeniami spożywczemi. Tak np. zawiązane 1871 roku w Manchesterze Towarzystwo „Cooperative Newspaper“, do którego należy 323 kooperatyw spożywczych, jest spółką wydawnictw kooperatywnych, przedewszystkiem zaś wydawnictwa pisma „Cooperative News“, rozchodzącego się w 65,000 egzemplarzy. Podobna spółka z 43 stowarzyszeń istnieje w Szkocji dla wydawania pisma, „Kooperatysta Szkocki“. — Tego typu jest również największa bodaj w całej Wielkiej Brytanji, piekarnia mechaniczna w Glasgowie. założona w 1869 r., do której należy 131 stowarzyszeń spożywczych. W roku 1903 obrót jej wynosił 10,568,000 fr.; kapitału posiada 2,505,000 fr.; prowadzi interesy bankowe z 4 i pół miljonami franków wkładów. Administracja prowadzona jest na podstawie federacyjnej, t. j. uczestniczą w niej, przez wybory i kontrolę, wszystkie stowarzyszeń należących do spółki. Z dochodów piekarni wypłaca się dywidenda stowarzyszeniom, w stosunku do zakupów chleba i robotnikom w niej pracującym — w stosunku do zarobku. Dzień roboczy wynosi 7 godzin. Każdego roku przeznacza się od 10 do 15,000 fr. na cele oświaty.
W jakiejkolwiek zresztą postaci zjawiają się przedsiębiorstwa wytwórcze kooperatyw spożywczych, w połączeniu ze spółką robotniczą, czy też samodzielnie zorganizowane, zawsze występuje w nich ta sama zasadnicza cecha komunizmu społecznego: są one spólną własnością spożywców, zorganizowanych w stowarzyszenia demokratycznej są rządzone demokratycznie przez te same stowarzyszenia; są prowadzone nie dla zysku uprzywilejowanych grup lub osób, lecz dla korzyści ogółu i dają nadwartość uspołecznioną, to jest taki wzrost bogactw, który zwiększa równomiernie dobrobyt wszystkich członków, w postaci dywidendy osobistej oraz tych różnych instytucyj pomocy, oświaty, ubezpieczeń, zdrowia, które kooperatywa utrzymuje z dochodów swoich przedsiębiorstw. Jest to więc produkcja oswobodzona od kapitalizmu, produkcja „uspołeczniona“, „unarodowiona“. Tylko że tutaj wyraz ten oznacza co innego niż w programach socjalistycznych. W programach socjalistycznych uspołeczniona produkcja znaczy taką, której właścicielem i gospodarzem wyłącznym jest państwo ludowe, rząd oparty na powszechnem głosowaniu; prowadzi ją biurokracja, według wskazówek swojej zwierzchności i na mocy praw obowiązujących, przymusowych. Jest to wspólność z nakazu, zgodność pod groźbą przestępstwa i kary. W kooperatywnej zaś produkcji — właścicielem i gospodarzem są wolne stowarzyszenia ludowe, rządzące się na zasadzie dobrowolnej umowy, zamiast rządzących i rządzonych, nakazu i posłuszeństwa działa tu tylko czynnik naturalny — wspólności interesów, i to przeświadczenie moralne, że solidarność ludzi jest warunkiem dobrobytu każdego, a braterstwo — najistotniejszą zasadą szczęścia. Tamto jest uspołecznienie przymusowe i biurokratyczne; to zaś jest uspołeczenieniem wolnem i braterskiem.

5. Czy istnieje wyzysk w fabrykach kooperatywnych?

Jest rzeczą oczywistą, że jeżeli, jak w Hebden Bridge lub Paisley, w fabryce kooperatywnej pracują robotnicy, należący do spółki wytwórczej, która łącznie ze stowarzyszeniami spożywczemi prowadzi przedsiębiorstwo i jest jego głównym administratorem, natenczas o wyzysku nie może być mowy. Robotnicy danej fabryki są zarazem jej bezpośredniemi właścicielami i pracują u siebie.
Lecz nawet wtedy, gdy stowarzyszenie spożywcze samo prowadzi fabrykę i kiedy wynajmuje robotników, jak to po większej części jest w produkcji kooperatywnej, robotnicy ci nie są nigdy w położeniu najmitów kapitalistycznych. Warunki pracy, stawiane przez Związki zawodowe, higjena fabryczna, dzień roboczy normalny, minimum płacy i t. d., są ściśle przestrzegane w zakładach kooperatywnych, co jest zupełnie naturalne, wobec tego, że zakłady te należą do stowarzyszeń, składających się przeważnie z robotników. Najważniejsze jednak jest to, że robotnicy, pracujący w fabrykach kooperatywnych, mogą w każdym czasie, gdy tego zechcą, stać się z najemników spółwłaścicielami tych fabryk; dość bowiem tylko, ażeby zapisali się na członków stowarzyszenia spożywczego, które te fabryki posiada. Nie przedstawia to dla nich żadnych trudności, wobec tego, że stowarzyszenie spożywcze ułatwia w rozmaity sposób kupowanie swych udziałów członkowskich: rozkłada je na raty, strąca z dywidendy, albo wprost nawet przeznacza pewien procent od dochodów fabryki na to, aby pracujący w niej mieli za co kupić udziały stowarzyszenia. Stawszy się członkami kooperatywy spożywczej, robotnicy pracują już u siebie, we własnych fabrykach. Na równi ze wszystkimi członkami kontrolują administrację i obrót interesów, wybierają zarząd i urzędników stowarzyszenia, decydują w jaki sposób mają być użyte i rozdzielone dochody, korzystają z dywidendy osobistej i z funduszów spólnych. Każde powiększenie dochodów przedsiębiorstwa jest zarazem powiększeniem ich własnego bogactwa, osobistego i spólnego. Znika wtedy już nietylko wszelka możliwość wyzysku, lecz i samo pojęcie „najemnika“. Nadwartość, która powstaje z pracy w fabryce kooperatywnej, idzie bowiem nie do kieszeni kapitalisty, lecz do kasy stowarzyszenia ludowego i stowarzyszenie samo postanawia, jak ją ma użyć, wiele ma przeznaczyć na instytucje spólne, a wiele na podział pomiędzy członków. To, co powstało z pracy robotników, powraca więc do nich napowrót, albo w postaci dywidendy osobistej, albo też, jako majątek spólny stowarzyszenia, do którego należą. Z wyzyskiwanego najemnika nie pozostaje wtedy ani śladu; na jego miejscu pojawia się wolny obywatel rzeczypospolitej kooperatywnej, który pracuje w fabryce swego stowarzyszenia, na rzecz osobistego i spólnego dobra.







  1. (Przyp. wyd.). W roku 1920 liczba członków dochodzi do 4.559.311
  2. Mowa Hansa Müllera, sekretarza Związku kooperatyw szwajcarskich na kongresie kooperatywnym angielskim w Paisley 1905 roku.
  3. (Przyp. wyd.). W roku 1920 wytwórczość przeszło stu fabryk Hurtowni Angielskiej wynosi 851.813.833 fr.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edward Abramowski.