Kapitan Czart/Tom II/XXVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Louis Gallet
Tytuł Kapitan Czart
Tom II
Podtytuł Przygody Cyrana de Bergerac
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1925
Druk Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Wiktor Gomulicki
Tytuł orygin. Le Capitaine Satan
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXVII

Ach! — wyrwał się słaby okrzyk z piersi Gilberty. — Bóg uczynił cud. Jestem ocalona!
I stawiając szklankę nietkniętą na stole, pośpieszyła na spotkanie wchodzących.
W progu ukazał się Sawinjusz, który postępował, wspierając się na Manuelu i Castillanie, Tuż za tą — trójką widać było Zille, Marotę i księdza Jakóba Szablistego.
Poeta był bardzo blady, skrwawiony bandaż opasywał jego głowę, i mimo pomocy dwóch przyjaciół posuwał się z wielką trudnością.
Roland, zmiażdżony niespodziewanem zjawiskiem, stał jak skamieniały, nie przemawiając jednego słowa, nie robiąc jednego poruszenia.
Pierwszemu staroście wraz z przytomnością powrócił głos.
— Co to znaczy? — wykrzyknął ze zdumienie. naiwnem. — Więc pan nie umarłeś, panie de Cyrano.
— Jak pan widzisz — odrzekł Bergerac. — W każdym razie, jeśli żyję, to nie winien temu z pewnością pan hrabia de Lembrat, gdyż on to mnie właśnie zamordował.
— Panie! Takie oszczerstwo!... — wykrzyknął Roland, który wobec niebezpieczeństwa, odzyskał natychmiast swą bezczelną odwagę.
Cyrano piorunującym spojrzeniem usta mu zamknął.
— Pozwól mi pan najpierw powiedzieć, co mam do powiedzenia — podjął. — Następnie będziesz mógł się bronić, jeśli potrafisz.
— Na jakiej zasadzie przybyłeś pan tu zamącać uroczystą chwilę mego życia?
— Na zasadzie prawa i sprawiedliwości. A miałeś mnie pan za umarłego i zdawało ci się, żeś jut zupełnie bezpieczny? Sądziłeś, że Sekwana trupa mego nie wyrzucił. Wysyłałeś służbę swą na wywiady, a w domu, gdzie mieszkam, mówiono ci, żem przepadł bez wieści. „Wybornie — myślałeś, w zaślepieniu wielkiem, czy też w niepojętej głupocie — nie mam już potrzeby obawiać się swego przeciwnika.“ Ale podczas gdy winszowałeś sam sobie łatwego triumfu, przyjaciele moi czuwali, a oczy ich, bystrzejsze od oczów miejskich pachołków, spostrzegły mnie spoczywającego bez przytomności na mieliźnie, na którą cisnąłeś mnie w zbytnim pośpiechu. Dzięki temu dzielnemu młodzieńcowi i tej odważnej dzieweczce — przy tych słowach Cyrano uścisnął serdecznie ręce Castillana i Maroty — wydobyty zostałem z tego błota, gdzie inaczej marniebym dni swoje zakończył. Jeśli ukrywałem się aż do tej chwili, jeżeli rozmyślnie kazałem rozgłaszać wieści o swem zniknięciu, czyniłem to w tym celu, aby cię przydybać i ugodzić w samej chwili twego triumfu. W takiż sam sposób i ty chciałeś niegdyś zgubić Manuela.
Cyrano wyczerpany zamilkł. Chciał wszystko odrazu wypowiedzieć, a wysiłek ten odnowił i wzmógł jego cierpienia.
— Ależ to niesłychane! — zawołał z udanem oburzeniem Roland, — Panie margrabio! jako gospodarz domu, racz położyć koniec tej scenie skandalicznej.
— Zwolna, panie hrabio — wmieszał się w tej chwili Jan de Lamothe, który z niezmierną uwagą słuchał słów Cyrana przyjaciel musi tu ustąpić miejsca sędziemu. Rzecz powinna być dokładnie zbadana.
— Dzielnie powiedziane, panie starosto! — rzekł poeta, — Te słowa godzą mnie z panem.
I podał rękę dawnemu przeciwnikowi, a wskazując Rolanda, dodał:
— Ten człowiek nadużył pańskiej dobrej wiary.
Wtrącił on do więzienia brata, aby mu zagrabić majątek i imię. Cygana Manuela niema już, panie starosto: jest tylko wicehrabia Ludwik de Lembrat, którego panu przedstawiam. W imieniu królowej regentki, najmiłościwszej naszej pani, żądam też od pana, abyś uznał jego tytuł i stanowisko.
— A ja! — wykrzyknął Roland, którego wściekłość bezsilna czyniła prawie nieprzytomnym — żądam od pana, w imieniu służących mi praw, abyś kazał natychmiast uwięzić obu tych oszustów: jednego, który się mieni moim bratem, drugiego, który mu w tej intrydze dopomaga!
Margrabia, nie przyjmujący dotąd udziału w tej, nadzwyczajnej scenie, ośmielił się wreszcie zauważyć:
— Jednakże, hrabio, jeśli mają dowody?...
— Nie mają ich.
— Nie mam tych, które mi pan skradłeś — ozwał się Cyrano; — nie mam ani strasznego dla ciebie zeznania twego ojca, ani księgi Ben Joela. I wreszcie świadectwa, twą własną ręką spisanego. Pozostało mi wszakże zeznanie twego służące Rinalda, spisane w obecności mego przyjaciela Jakóba Szablistego, tu obecnego, i szczęśliwie przezeń zachowanej pozostaje mi wreszcie świadectwo Zilli.
Powracam z Luwru. Królowa Anna udzieliła mi posłuchania: dowody, które jej przedstawiłem, przekonały ją. Z woli monarchini Manuel został wypuszczony na wolność; z jej woli również pan zostaniesz ukarany. Przeczytaj, panie starosto, rozkaz najjaśniejszej regentki.
— Wszystko przeciw mnie! — jęknął Roland. Jestem zgubiony.
Prześwietny Jan de Lamothe wziął do ręki i odczytał rozkaz, opatrzony podpisem królowej.
Przystąpił do Rolanda, który siedział zagłębiony w fotelu, gdzie przed chwilą spoczywała omdlewająca Gilberta i, dotykając ramienia jego palcem, wyrzekł:
— Bardzo żałuję, panie hrabio, tego, co się dzieje, ale według brzmienia rozkazu jej królewskiej mości, zmuszony jestem pana uwięzić. Margrabio, każ pozamykać bramy swego pałacu i poślij po straż miejską.
— Mnie więzić? mnie? — bełkotał Roland.
— Tak — jako przekonanego o zbrodnię zabójstwa i fałsz — dokończył starosta. — Proszę o szpadę, panie de Lembrat.
— A! — wykrzyknął Roland zduszonym bezsilną wściekłością głosem.
I zaciśniętą pięścią uderzył się w czoło, jakby chciał przeciw sobie samemu zwrócić gniew szalony.
Krew uderzyła mu do głowy; całe ciało trząść się jęło spazmatycznie. Źrenice jego wywróciły się; zimny pot wystąpił na czoło; gardło ścisnął kurcz gwałtowny.
Dusił się.
Wówczas, machinalnie, aby zapobiec gwałtownemu napadowi, z tym instynktem zachowawczym, który nakazuje człowiekowi sięgać po każdy środek ratunku, jaki ma pod ręką, pochwycił szklankę wody, pozostawioną przez Gilbertę, i jednym łykiem do dna ją wypił.
Stało się to tak szybko, że Gilberta, zlodowaciała z przerażenia, nie zdążyła nawet jednem poruszeniem ostrzec go i powstrzymać.
— A! — krzyknęła rozpaczliwie — otruł się!
— Co pani mówi? — spytał stojący przy niej Manuel.
— Tak — szepnęła cicho a prędko — ta trucizna była przygotowana...dla mnie. Nie wiedział o tem. Ach! spojrzyj pan na hrabiego.
Roland podniósł się na siedzeniu, jakby podrzucony sprężyną.
Szklanka upadła — i potoczyła się po dywanie. Z rozszerzonemi strasznie źrenicami hrabia pozostał przez chwilę w postawie stojącej, potem ozwało mu się w gardle krótkie śmiertelne rzężenie i runął na posadzkę, jak gromem rażony.
Zilla podbiegła i, mijając szybko Gilbertę, spytała:
— Perła?
— Tak! — odrzekła tamta w najwyższem przerażeniu.
— Bracie mój! bracie! — rzekł Manuel, który wraz z innymi świadkami tej sceny, cisnął się do leżącego.
— Hrabia de Lembrat nie słyszy już pana — wyrzekła poważnie Zilla.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Louis Gallet i tłumacza: Wiktor Gomulicki.