Cisza z nieba pełna świateł,
płynie na ziemie w doliny
pokryte śniegiem i szronem.
A w dolinach, pod górami
pod wierchami nad otoczą
lasy jedliny się mroczą.
A tam szałas pełen blasków
pełen wonnego siana.
A w szałasie tym jest Matka
co dziecię do piersi tuli... A szałas pełen jest ptaków,
pełen aniołów skrzydlatych.
Rozszumiały siąsię wszystkie potoki w górach,
Zahuczały wszystkie lasy na skrajach,
Rozsnuły się pajęczyny po chmurach...
Wszystkie ptaki zaśpiewały po gajach
Zagwizdały kwiczoły w jałowcach
I zakwiliły orły w manowcach...
I przyszli do szałasu ludzie ubodzy
w podartych cuhach, łatanych portkach,
od strony Spisza, od strony Uj-hela...
I przyszła banda, wędrowna kapela
Co po weselach po Węgrzech się włóczy,
I flet co gwizda, basetla co mruczy.
Przyszli potem strudzeni gazdowie,
parobcy, najmici i hajdukowie...
Ludzie od młyna, od traczy,
Z lasów gromada rębaczy,
i faramuśni drużbowie z wesela,
i piękne druhny: Róża i Aniela,
Przyszli też wartcy zbójowie,
Janosikowi druhowie,
od Łomnicy, Orawy, Miklasa,
co to zmłodu uciekli do lasa.
I przyszedł stary muzyka Sabała
co jest skrzypek pierwszy na świecie bezmała.
Z dalekich krain Trzej przyszli Królowie,
z których jeden Kasperem się zowie,
Melchior, Baltazy, dwaj inni panowie...
Przynieśli mirhę, perły, złotogłowie.
Gdy wszyscy pod szopą stanęli,
Ubogie i króle razem klęknęli.
Gdy Dziecię zoczyli tam śpiące
a przy żłobie bydlęta klęczące
a na dachu gołębie gruchały,
nad szopą się gwiazdy schylały...
Wtedy miłość co w sercach się kryje
jak droga perła na dnie wód głębokich
gdy ją praca rybaka odkryje
ogarnęła ziemię i przestworza
lądy, planety i morza.