Kandyd/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Franciszek Maria Arouet
Tytuł Kandyd
Podtytuł czyli Optymizm
Wydawca Bibljoteka Boy’a
Data wyd. 1931
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
II. Jak Kandyd dostał się między Bułgarów.

Kandyd, wypędzony z raju ziemskiego, szedł długo, nie wiedząc dokąd, płacząc, wznosząc oczy do nieba, obracając je często ku najpiękniejszemu z zamków, który zawierał najpiękniejszą z baronówien. Położył się, bez wieczerzy, w szczerem polu, w bruździe między zagonami; śnieg padał wielkiemi płatami. Nazajutrz, przemarznięty do szpiku, Kandyd zawlókł się do sąsiedniej wsi, noszącej miano Valberghoff-trarbk-dikdorff, bez grosza, umierając z głodu i znużenia. Zatrzymał się smutno u wrót gospody. Dwaj ludzie, błękitno ubrani, zwrócili nań oczy. „Patrz, kamracie, rzekł jeden: doskonale zbudowany chłopak; ręczę, że ma przepisaną miarę“. Podeszli i zaprosili uprzejmie Kandyda na obiad. „Panowie, przekł Kandyd z uroczą skromnością, świadczycie mi wiele zaszczytu, ale nie mam czem zapłacić za siebie. — Och, panie, rzekł jeden z błękitnych, osoby pańskiej powierzchowności i zalet nie płacą nigdy za nic: czyż nie posiadasz pięciu stóp i pięciu cali wzrostu? — Tak, panowie, w istocie, to moja miara, odparł z ukłonem. — Och, drogi panie, siadaj z nami; nietylko wyrównamy za ciebie rachunek, ale nie ścierpimy aby człowiekowi takiemu jak pan miało kiedykolwiek braknąć pieniędzy; toć pierwszym obowiązkiem ludzi jest pomagać sobie wzajem. — Macie słuszność, odparł Kandyd; toż samo powiadał mistrz Pangloss: widzę, że w istocie wszystko jest jak najlepiej“. Proszą aby przyjął kilka talarów; bierze i chce wystawić oblig; nie przyjmują, siadają z nim do stołu. „Powiedz, czy kochasz tkliwie... — Ach, tak, odpowiedział, kocham tkliwie pannę Kunegundę. — Nie, odparł jeden z nieznajomych; pytamy, czy kochasz tkliwie króla Bułgarów?[1] — Ani trochę, odpowiedział; nie widziałem go na oczy. — Jakto! ależ to czarujący monarcha; trzeba wypić jego zdrowie. — Och, bardzo chętnie, owszem“. Pije. „Wystarczy, powiadają mu, oto jesteś ostoją, podporą, obrońcą, bohaterem Bułgarów; los twój zapewniony, sława niezawodna“. Wkładają mu natychmiast kajdany na nogi i prowadzą go do pułku. Każą mu się obracać w prawo, w lewo, brać broń na ramię, zdejmować, mierzyć, strzelać, podwajać krok, i sypią mu trzydzieści kijów; nazajutrz wykonywa to samo mniej niezdarnie i dostaje tylko dwadzieścia; trzeciego dnia rzepią mu tylko dziesięć, a towarzysze patrzą nań jak na młody fenomen.
Kandyd, oszołomiony, nie pojmował jeszcze zbyt dobrze profesji bohatera. Pewnego piękniego dnia wiosennego, wpadło mu do głowy puścić się na przechadzkę. Kroczył swobodnie przed siebie, w mniemaniu iż jestto przywilejem rodzaju ludzkiego, jak i bydlęcego, posługiwać się własnemi nogami wedle upodobania. Nie zrobił ani dwóch mil, kiedy dopadło go czterech innych sześciostopowych bohaterów: wiążą go i prowadzą do więzienia. Spytano go, wedle form prawnych, czy woli przejść trzydzieści sześć razy przez rózgi całego pułku, czy też otrzymać naraz dwanaście kul w mózgownicę. Próżno przedkładał, iż każdy człowiek posiada wolną wolę, i że on, osobiście, nie życzy sobie ani tego ani tego; trzeba było wybierać. Owóż, mocą owego daru boskiego, który nazywa się wolnością, namyślił się przejść trzydzieści sześć razy przez rózgi: odbył dwie takie przechadzki. Pułk liczył dwa tysiące ludzi; to wyniosło cztery tysiące rózeg, które, od karku do pośladków, obnażyły mu wszystkie mięśnie i nerwy. Gdy przyszła chwila trzeciej przechadzki, Kandyd, przywiedziony do ostateczności, poprosił, jako o łaskę, aby mu raczono strzelić w łeb; uzyskał ten fawor; zawiązują mu oczy i każą klęknąć. W tejże chwili przejeżdża król Bułgarów, pyta o zbrodnię delikwenta; że zaś był to król obdarzony niepospolitym genjuszem, zrozumiał, ze wszystkiego co usłyszał o Kandydzie, że młody ten metafizyk bardzo jest nieświadomy spraw tego świata; jakoż ułaskawił go, ze wspaniałomyślnością, którą będą wysławiać wszystkie gazety po wszystkie wieki. Dzielny chirurg uleczył Kandyda w trzy tygodnie, zapomocą maści przepisanych przez Dioskorydesa. Miał już nieco skóry i mógł chodzić, kiedy król Bułgarów wydał bitwę królowi Abarów.




  1. Król Bułgarów = król pruski Fryderyk II-gi; Bułgarowie = Prusacy; Abarowie = Francuzi: aluzja do wojny siedmioletniej.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Franciszek Maria Arouet i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.