Psów pokolenie już czwarte,
Buńczuczne i niespokojne,
Z kotami toczyło wojnę.
Równo uparte, zażarte
I wierne swojej naturze,
Obiedwie walczące strony,
Na wrogów odwiecznych skórze
Tępiły zęby i szpony.
Chcąc bitwy zakończyć krwawe,
Człowiek rozsądził tę sprawę,
I wyrok, na pargaminie
Spisany, wydał niezwłocznie,
Iż, kto znów kłótnię rozpocznie,
Sroga go kara nie minie:
Wedle przyjętych zwyczajów
Otrzyma setkę nahajów.
Do plag, ni Pieski, ni Koty
Nie miały, zda się, ochoty;
Wprędce zgodziły się zatem
Gdy sędzia zagroził batem,
I żyły wedle traktatu,
Jak bracia, jak przyjaciele,
Na podziw całemu światu.
Aliści, w czasu niewiele
Znów się zaczęły rozterki,
To o chleb, o kroplę mleka,
O kawał mięsa lub szperki,
I przed trybunał człowieka
Proces wytacza się nowy.
Sędzia, po krótkim namyśle,
Gdy sprawę rozważył ściśle,
Dał wyrok takiej osnowy,
Iż Koty, znane z łakomstwa,
Z chytrości i wiarołomstwa,
Z podstępów, zdrad i kradzieży,
Chłostą ukarać należy.
Słysząc to, Koty strwożone
Przywiodły na swą obronę
Wyrok poprzedni, i biegą
Szperać w archiwach sędziego.
Próżno szukają dzień cały:
Znikły szacowne foliały,
Kopie i oryginały!
Myszy to ciżba przeklęta
Zjadła wszystkie dokumenta.
Więc koci ród zemstą dyszy
Za taki czyn świętokradzki,
I odtąd, żarłoczne Myszy
Ich zdradne tępią zasadzki;
A człowiek, rzecz oczywista,
Najwięcej na tem korzysta.
Ta bajka, jak innych wiele,
Szczerą wam prawdę powiada,
Że zawsze mocniejszych zwada
Na skórze słabszych się zmiele.