Jezuici w Polsce (1908)/Rozdział 20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Wydawca W. L. Anczyc i Sp.
Data wyd. 1908
Druk W. L. Anczyc i Sp.
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


§. 20. Polityczne błędy Zygmunta III powiększają anarchię. — Czy mogli jej zapobiedz Jezuici?

Nie był szczęśliwszy król w polityce zagranicznej. Opatrzność Boża, która rządzi narodami, nasuwała mu tak pomyślne konstelacye, że król w stylu Batorego, uczyniłby z niebezpiecznego sąsiada, z Moskwy, silnego sojusznika, i razem z nim pokonał lub odpędził w głąb Azyi groźną dla chrześcijaństwa potęgę Turcyi, wsławił swe imię, rozszerzył i umocnił granice Polski i uczynił ją państwem potężnem i silnem. Zygmunt zrozumiał doniosłość chwili, podjął wojnę moskiewską 1609 r. dla osadzenia królewicza Władysława na tronie carskim i skonfederowania państw obu przeciw Turkom i Szwedom, ale uczynił to bez przyzwolenia sejmu. Napróżno hetman Żółkiewski ostrzegał go, (11 maja 1609 r.): »ponieważ na sejmie publico consilio nic nie jest definitum (postanowione), żebyś WKM przed się auctoritate et consilio senatus (za radą senatu) raczył przedsięwzięcie prowadzić... Passim jest w rozumieniu ludzkiem, że WKM. nie in rem rzpltj, ale sobie privatim pożytku w tej wojnie szukasz«. Istotnie, szlachta uważała tę wojnę za sprawę prywatną, dynastyczną, dla rzpltej obcą; nawet po wzięciu Smoleńska, pod którym król najniepotrzebniej, wbrew radom Żółkiewskiego, dwa lata leżał, odmówiła nadzwyczajnego poboru. Niezapłacony żołnierz opuszczał hetmanów i samego króla, (7.000 rycerstwa pod laską Cieklińskiego) i »prawo nosząc przy boku«, wiązał się w konfederacye, niszczył najżyżniejsze prowincye; pomyślna chwila minęła, »zatem in medio cursu (w pół drogi; przyszło ustać«. Oręż Żółkiewskiego zdobył królewiczowi tron carski, ale król, nie chcąc »syna wydać na jatki«, oświadczył, że koronę carską przyjmuje dla siebie, wybrał się z małem wojskiem pod Moskwę i wnet od niej ustąpił. Moskwa obrała carem syna Fiedora Romanowa Michała Fiedorowicza 1613 r., i ocalała. Wtenczas król uparł się, aby królewicza wprowadzić na tron carski, nie wojną, ale układami za pośrednictwem cesarza Macieja. Słusznie zganił to hetman w. l. Chodkiewicz: »za tymi układami wlecze się pośmiech ledwie nie wszystkiego świata na wszystką rzpltę... My tu traktować nie możemy, bo nie masz z kim, a bez wojska traktatami się bardziej rozjątrzy niż uspokoi nieprzyjaciel... Żakamiby takie rzeczy (układy) odprawiać, nie mną«. Dopiero 1616 r. sejm, przerażony, że Moskwa oblega Smoleńsk, pozwolił na zaciągi dla królewicza i nową wojnę. Nie oddała ona carskiej korony królewiczowi, ale przywróciła rzpltj avulsa, księstwa smoleńskie, siewierskie i czernichowskie.
To samo niedołęstwo i upór króla a skępstwo sejmów, stało się przyczyną wojny szwedzkiej i utraty Inflant. Spór familijny o tron szwedzki z stryjem Karolem sudermańskim, przeniósł Zygmunt na teren narodowy, walkę dynastyczną zamienił w walkę dwóch przyjaznych dotąd narodów, zawikłał Polskę w wojnę, która głównie jemu przynieść mogła korzyści, cały jej ciężar zwalając na rzpltę. Nie będąc wojownikiem, rad doświadczonych wodzów (Zamojski, Chodkiewicz, Krzysztof Radziwiłł) nie słuchał, a sejmy, upatrując w tej wojnie interes głównie króla, poboru na wojsko nie dały. Więc sławne na całą Europę zwycięstwo kircholmskie nie zakończyło wojny. Szwedzki król Gustaw Adolf, korzystając z rozerwania Polski wojnami moskiewską i turecką, zagarnął (1611—21 r.) Inflanty, zdobył Rygę i Dynamundę, opanował Kurlandyę i ofiarował pokój, byle Zygmunt zrzekł się praw do korony szwedzkiej a rzplta do Estonii. Zygmunt uparł się przy tytule króla Szwecyi, pokój nie doszedł, sejmy 1624 i 1626 r. poboru na dalszą wojnę jako osobistą króla, nie uchwaliły. Więc Szwed przeniósł teatr wojny do Prus królewskich i krom Gdańska i Torunia zajął całe. Dzięki więc swemu królowi, Polska wplątaną została w nową wojnę »pruską«, zakończoną rozejmem na lat 6 w Starym Targu (1629 r.), który Inflanty, Kurlandyę krom Mitawy i część Prus zostawiał w ręku Szweda. Niezręczniej, nieszczęśliwiej, z niesławą własną, z wielką stratą rzpltj, nie można już chyba było poprowadzić sprawy. Srogi wrzask o to powstał podczas nadzwyczajnego sejmu (w listop. 1629 r.), ale wrzaskiem złe nie dało się odrobić, a naturalnem tego następstwem było zniechęcenie do króla, lekceważenie majestatu królewskiego.
Za tem poszło »upicie się wolnością szlachecką«, objawiające się nie tylko w potwornej dewizie: »nierządem Polska stoi« w burdach, zajazdach i wszelakiej swywoli, ale w opresyi mieszczaństwa i wiejskiego ludu, bo co nie szlachcic, to nie człowiek.
Napróżno Skarga, a po nim Bembus (w »Komecie«), Dominikanin Birkowski i inni kaznodzieje Jezuici, powstając na publiczne grzechy narodu, karcili surowo »stanu prostego miejskiego od niektórych szlachciców swywolnych uciśnienie, wzgardę i podeptanie... i nieznośne a głosem wielkiem w niebo wołające ubogich poddanych, które od panów własnych cierpią, bezprawia i krzywdy« (Bembus). Napróżno, bo z anarchią rosła swywola, a ta tylko przed siłą ustępuje.
Tu się nasuwa pytanie, czy Jezuici mając już 1608 r. przeszło 20 kolegiów i domów, szkół 11, i ciągle otwierając nowe, i rosnąc w liczbę osób, czy nie mogli, czy nie byli powinni, amboną i szkołą wstrzymać rozwój anarchicznych pojęć, przyswoić współczesnym pokoleniom zdrowszych zasad o rządzie, państwie, karności itp.? Odpowiadam 1). Ambona nie jest i nie była nigdy katedrą polityki, ale teologii i nauki wiary św. Jeszcze gdyby słuchała kazań wyłącznie lub przeważnie szlachta, możnaby, dla ścisłego związku spraw politycznych z monarchią katolicką, kwestye polityczne i polityczno-społeczne na ambonie roztrząsać. Ale tych kazań słuchały przeważnie rzesze ludu, mieszczanie, kobiety, dla których tego rodzaju kwestye były obce i wprost niezrozumiałe. Zresztą i wobec szlachty, kaznodzieje, nauczeni przykładem Skargi, który kazaniami sejmowemi »o władzy królewskiej, o prawach nieusprawiedliwionych« anarchii nie usunął, praw złych nie naprawił, a tylko nienawiść na siebie i zakon ściągnął, musieli być ostrożni, ile razy nie o grzechy i wady, ale o prawa i wolności chodziło. Piorunowali więc na skutki złych praw, nie oszczędzając ni dworów, ni panów, ale nie wołali: usuńcie prawo electionis viritim, bo na targ idzie polska korona, co was na intrygi obce i wojny domowe naraża; zmieńcie prawo jednomyślności sejmowej na prawo prostej większości, bo unanimitas rzadko możliwa, wrota zrywaniu sejmów otwiera; wymażcie z konstytucyi artykuł de non praestanda obedientia, bo rokosze i spiski usprawiedliwia — nie mówią tego, boby im to za crimen laesae reipublicae poczytano, a złegoby nie naprawili.
Odpowiadam 2). W szkołach średnich nigdy i nigdzie nie uczono i dziś nie uczą polityki, ale gramatyki, wymowy itp. Szkół zaś wyższych było tylko kilka i mało przez świeckich uczniów uczęszczanych; wykładano tam filozofię, fizykę, etykę i teologię. Nawet po uniwersytetach Zachodu nie znano katedry polityki. Pamiętać też należy, że nie tylko szkoła, ale wychowuje dom, rodzina, społeczeństwo samo. Jezuici nie w teoryi, ale żywym przykładem uczyli młodzież poszanowania dla władzy, karności, ładu i porządku, na co się to jednak przydało, kiedy student na anarchię patrzał w domu, z nią się stykał, świadkiem był zajazdów, burd jarmarcznych z mieszczaństwem i żydami, batożenia chłopów, nie wykonywania surowych napozór wyroków, gdy one dotyczyły możnej szlachty; kiedy z ust własnego nieraz ojca słyszał krytyki na króla, narzekania na absolutum dominium, bo król podatków się domaga itp. senteneye szlacheckich polityków.
Odpowiadam 3). Wznieść się ponad wiek swój, patrzeć dalej i widzieć dalej, to przecie rzecz wyjątkowa, której nie można żądać od całej korporacyi czy zakonu. Zazwyczaj każdy ma takie pojęcia, jakich nabrał przez wychowanie i od otoczenia swego, więc i Jezuici byli ludźmi swego czasu, w XVII i XVIII w. rekrutowali się głównie z społeczeństwa szlacheckiego; wymagać, aby mieli inne pojęcia, aniżeli cała sfera, z pośród której wyrośli, jest żądaniem niemożliwem. Podobnych Skardze było zapewne między nimi więcej, ale jak Skarga był głosem wołającego na puszczy, tak oni.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.