Jest kraj nieznanych cudów,
Gdzie z białych gór
Potoki srebrem płyną.
Doliny spią.
A tajemnicze źródła leśne
Czyszczą ze szmerem przy świetle księżyca
Połyskujący, złoty piasek.
Smreki w milczeniu stoją, bez oddechów,
Jak straże nocne w przedsieni kościoła,
W którym za mgławą tajemnic osłoną
Bóstwo, nieznane ludziom, spi...
A jedle drżą,
Dygocą lękiem utajonym.
Czy ich nie zdradzi światło białe,
Które na nie pada;
Bowiem sięgają nagiemi ramiony
W głębie rozpadłych, wązkich szczelin
I wyczuwają palcami korzeni
Skryte głęboko pod skałami skarby.
Albo na ziemię kładą się cieniami
I, wstrzymując dech, słuchają,
Co tam w głębi dzwoni...
A to dzwonią owce białe, idące uboczą;
Wełna im się zdala srebrzy
Jak te włosy fal,
Wspinających się w księżycu
Ku urwistym brzegom. ............
Przeszły ubocz,
Już dochodzą pod zamglony wierch...
A małe jagnię ostało,
Nie może nadążyć,
Samo idzie po polanie, zawodzi i płacze
I woła, woła, by go poczekali... ............
Ostatniej owcy grzbiet łysnął za wierchem. .................
W głuchej ciszy słychać jeno ten samotny płacz.
O kraju! O dolino smutku! ............
Tam — przy nieznanem drzewie
Ukryty drogi skarb,
O którym nikto nie wie...