Jerzy/List V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Waleria Marrené
Tytuł Jerzy
Pochodzenie „Jerzy” i „Fragment”
Wydawca Redakcja „Mód Paryzkich”
Data wyd. 1882
Druk Władysław Szulc i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LIST V.
STASIA DO MARYNI.

„Maryniu! Maryniu! tyle ci mam rzeczy do powiedzenia, że doprawdy nie wiem od czego zacząć. Za tydzień ma się odbyć mój ślub; wiem że przyjedziesz na niego z mężem i Antosiem, a jednak zdaje mi się że to niewiedzieć kiedy nastąpi, i zanim cię zobaczę, pilno mi podzielić się z tobą tem wszystkiem, co myślę i czuję, bo w głowie mojej chaos straszny. Pomóż mi go rozwikłać.
Naprzód muszę ci powiedzieć, że przyjechał tu oczekiwany przyjaciel Lucyana, pan Jerzy. Lucyan mówił mi o nim tyle razy, a zawsze tak poważnie, że nie wiem czemu, wyobraziłam go sobie starym i nudnym. Aż tu wczoraj zastałam go niespodzianie na ganku, rozmawiającego z babcią. Starym doprawdy nie wydał mi się wcale, choć Lucyan mówi, że ma już lat trzydzieści. Muszę ci go opisać, lubo czuję że dokładnie uczynić tego nie potrafię. Jest w nim jakiś wdzięk niewymuszony, jakiś wyraz łagodny, spokojny i energiczny zarazem, który chwyta za serce i myśleć każe. Postawa jego i ubiór nawet cechuje się rodzajem wytwornej prostoty. Średniego wzrostu, szczupły, z głową trochę naprzód pochyloną, uderza niecodziennym wyrazem. Wielkie jego, kwadratowe czoło, ocieniają włosy krótko przystrzyżone, koloru ciemno-blond, z gorącym, złotawym połyskiem. Oczy niebieskie, niezmiernie jasne i przejrzyste, mają jednak coś nieubłaganego w swoim spokoju, przypominają suche i spiekłe niebo pustyni, gdyby usta łagodne, z półuśmiechem smutnym i przenikliwym, nie zadawały fałszu bystremu wzrokowi, będąc z nim w zupełnej sprzeczności. Ogólny wyraz tej twarzy możnaby streścić w dwóch słowach: inteligencya i siła. Oto masz opis pana Jerzego, takim jakim mi się przedstawił. Mimowolnie porównywałam Lucyana z jego przyjacielem, i cóż ci powiem: Lucyan jest piękny, piękniejszy niezawodnie, ale poznawszy go raz, już wiesz jakim jest, jakim zawsze będzie. Jerzy przeciwnie; wpatrując się w niego, zawsze coś nieznanego dostrzedz można. Pełno ludzi jest podobnych do Lucyana, pan Jerzy nie przypomniał mi nikogo. Myślałam o tem wszystkiem pocichu, patrząc na niego, i nie wiem czemu, zrobiło mi się trochę smutno. Doprawdy, ja sama nie wiem czemu. Lucyan mnie chciał rozerwać, przeprosić... Ciekawam bardzo zaco mnie przepraszał? Aż zniecierpliwiłam się i rozkaprysiłam na dobre, i odeszłam, bo mnie potrochu wszystko gniewało. Że też mi nawet smutną być nie wolno; ten Lucyan zaraz wyobraża sobie, że to jego wina. Jednak po namyśle powracałam z ogrodu do salonu, kiedy usłyszałam żywą rozmowę i głos pana Jerzego doszedł mnie, choć zwykł mówić cicho. Głos ten jest dziwnie dźwięczny i wyraźny: raz usłyszawszy, zapomnieć go niepodobna. Mówiono o mnie. Moja Maryniu, dziś dopiero poznaję jak przez całe życie byłam nierozsądną i dziwaczną. Nie potrafię ci powtórzyć tego com usłyszała; z początku nawet rozgniewałam się bardzo i prawie rozpłakałam ze złości; ale słuchając dalej, uczułam że świat nowy otwierał się przedemną, że słowo każde budziło we mnie szereg myśli nieznanych i odrazu skorzystałam moralnie, odrazu nauczyłam się więcej niż przez całe życie. Jakaś dziwna siła i energia budziła się we mnie. Roztrząsałam wartość moję moralną, to czem byłam dotąd, i wstyd mi było nicości duchowej w jakiej zostawałam. Mało nad czem zastanawiałam się dotąd; żyłam jak roślina na słońcu, rządząc się fantazyą, kaprysem. Zachcenia moje były prawem dla dobrej babuni, dla otaczających, dzisiaj dla Lucyana; psuli mnie wszyscy potrosze i ja też byłam bezużyteczną dziwaczką. Pan Jerzy nie powiedział tego wcale, jak się łatwo domyślasz; ale słowa jego ten oddźwięk rozbudziły we mnie, kazały mi zastanawiać się nad sobą, a pomyślawszy, musiałam uderzyć się w piersi. Zapewne powziął on o mnie najgorsze wyobrażenie; ta myśl była mi nieznośną i nie śmiałam już powrócić do salonu, choć przedmiot rozmowy się zmienił. Chciałam usprawiedliwić się wprzód w jego oczach, powiedzieć mu, żem go przynajmniej umiała zrozumieć, że poprawić się mogę i stać się godną szacunku jego; lecz nie wiedziałam jak to zrobić, bo czemże ja jestem dla niego, czy zwrócił nawet na mnie uwagę? Przyjechał jako przyjaciel Lucyana na ślub jego i może znajduje złym wybór jaki zrobił.
Szczęściem, gdym tak siedziała sama w ogrodzie, czując się bardzo nieszczęśliwą, zjawił się pan Jerzy na poblizkiej ścieżce. Niespodzianie nabrałam odwagi, podbiegłam ku niemu i obiecałam mu, że odtąd przestanę być bezmyślnem dzieckiem. Nie wiem sama jak odważyłam się na to. Powiedz mi, co on o mnie mógł pomyśleć? Widziałam jednak iż nie rozgniewał się wcale; uśmiechnął się tylko łagodnie, a uśmiech jego ma wdzięk niewypowiedziany: wyraźnie pochodzi z głębi duszy i rozjaśnia twarz jego poważną. Ale uśmiechnął się jak do dziecka tylko; ja też, nie czekając odpowiedzi, uciekłam, a teraz siedzę w swoim pokoiku i myślę nad tem wszystkiem i nad sobą. Żałuj mnie Maryniu, bom biedna bardzo, sama nie wiem czemu, i odpisz mi prędko co o tem myślisz, a nadewszystko co myślisz o mnie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Waleria Marrené.