Janosik Nędza Litmanowski/XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Tytuł Janosik Nędza Litmanowski
Podtytuł Powieść
Wydawca Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“
Data wyd. 1922
Druk Zakłady graficzne Bibljoteki Polskiej w Bydgoszczy
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Trzy tygodnie minęło, gdy Marduła i Krzyś powrócili na Olczę. Zabłądzili uciekłszy z Hradku, po lasach się błąkali, głodni i spragnieni i pod klasztor jakiś żeński zaszli. Tam ich zakonnice puściły, jeść im dały, ale wyjść za furtę nie pozwoliły.
— Nijakim świate nas puścić nie fciały — mówił Krzyś. — Zbójnicyście i zbójnicy! Wypokutować nas fciały, coby nas ozgrzesyć.
— Bajto! — mówił Marduła. — Ozgrzesyć! Was ta ozgrzesały, boście starzy. Ony ta swoje refereta prowadzom proci potrzeby. Jyno ja hań potęgnon, kiek se pojad, to...
— Nogorzy — mówił Krzyś — co nam prząść kazowały, wełne. Ja ta jesce jako ja, prządek, ale nad Mardułom sępiały cięgiem, a biśterowały nań, co nie umié.
Obserwowały nas dobrze — mówił Marduła — jeść, pić béło godnie, jyno do tego przędzenia to ja jus nijakiego społogu nié miał. Je to nie kosa, ani nie cepy, cobyś z małego na to społozony béł. Ja ta ś niemi dość o to w rzędy zahodziéł. Z ręcy puscas, z ręcy puscas! J... ci dusiu dziś! Tonckały sie koło mnie, a ustygowały: je przejndze! je przejndze!
— Przełozonom se miały uziemcystom — mówił Krzyś. — Ta musiała mieć biedre, coby jom uniesła! Kupa baby béło, jak kępa!
— E to béła scéra baba! Ułozona! Nieg cie co praśnie! Kie sła, to jaze ziem dudniała pod niom. A co se koło mnie przesła, to przeseptała do mnie — opowiadał Marduła.
— Mnie zaś taka zalubiła, co béła za safarke — mówił Krzyś. — Telo mi dawała wina, co sie widziało, ze owilgnem od niego, jak kapusta od dysca. Mnie hań dobrze béło. Bo ja miał dobre zdanie do roboty, do tej wełny, to mie kwaliły. Na Mardułe ta mało co ta abo ta tre pyskiem, a na mnie nic.
— Edź! Dawno pedzieli, co jak wto psu ogon potrafi zawiązać, to on nie bedzie s tobom gadał, co on to potrafił! — odciął się Marduła.
— A jus straśnie zdziorbliwe sanowniki s tyk zakonic — mówił Krzyś. — Tam sie nic nika nie śmié podziać! Krusyne hleba to i to podnieś i na stół połóz. A nie, toby cie hnet kijem odziały. Na Mardule, kie nie uprząd, co trza béło, to sie straśnie wiérhowały. Nie dostał mléka, jyno takom siwice.
— Ja ta cosi jynkse dostawał — rzekł obrażony Marduła. — Jesce więcél, jakok miał potrzeb. A radziéły do mnie: o, na to toś ty zdany hłop, kiebyś taki do wełny béł, tobyś hnet półtory mili uprząd. Haj. Telo hań chorwatu o mnie béło, co ani ani!
— Jyno to béło złe — mówił Krzyś — coś sie hań nie wyspał. Kazdy dzień roraty odwołać trza béło. Je kizby ci sie djasi telo Panu Bogu uprzykrzali!
Fciał nam to syćko ksiądz ozróżnić, ale my uciekli. Uździarz ze se sam to zbawienie, kie ci go tak na raty trza. Nie śpij. Lepsy wróbel w garzci, jako sikora na dahu. Ja zbawienia nie widział, a spać sie mi fciało.
Tak opowiadali.
I dziwowali się wraz z ludziami, jak jęło słynąć Janosikowe imię. Rozpłynęło się szeroko i daleko, po dziedzinach i miastach, odludnych ostępach i zapadłych zasiedlach pustelnych, tak, że Wag i Orawa, Poprad i Dunajec imię jego niosły. Od młodości do końca słynął i orlił się Tatrom. Kiebyś ty taki béł — mówiły matki synom, siostry braciom, kochanki kochankom, młode żony mężom — kiebyś ty taki béł, jako Janosik, hetman zbójecki, złotem malowany...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Przerwa-Tetmajer.