Jana Kochanowskiego Dzieła polskie (1919)/Psałterz Dawidów/Psalm LXXXIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Tytuł Psałterz Dawidów
Podtytuł Psalm LXXXIX
Pochodzenie Jana Kochanowskiego Dzieła polskie: wydanie kompletne, opracowane przez Jana Lorentowicza
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Data wyd. [1919]
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jan Kochanowski
Indeks stron
PSALM LXXXIX.

Misericordias Domini in aeternum cantabo.

Twe miłosierdzie, Twoję prawdę, wieczny Panie,
Wysławiać mój rym będzie, póki świata stanie.
A pierwej świat (rzecz pewna) w niwecz się obróci,
Niźli się Pańskie Twoje słowo nazad wróci,

Które to było: słudze Dawidowi swemu
Obiecuję, a on niech ufa słowu memu:
Póki morza i ziemie, póki nieba stawać,
Plemię nie ma i jego stolica ustawać.
O Panie, cuda Twoje wyznawają chory
Anielskie, prawdę Twoje sławią ludzkie zbory.
Kto na ziemi porowna z Tobą, kto na niebie?
Wszytki rzesze niebieskie lękają się Ciebie;
Wszyscy mocarze ziemscy Tobie biją czołem,
A jasność prawdy Twojej obeszła Cię kołem.
Ty pychę morską krócisz, Ty nieujeżdżone
Wały jego hamujesz pod niebo wzniesione.
Tyś hardego tyranna plagą swą uskromił,
I wojska nieprzyjaciół swych wszytkich rozgromił.
Twe jest niebo, Twa ziemia, wszytko musi Tobie
Przypisać, cokolwiek świat wielki zamknął w sobie.
Południe i północy, wschód słońca różany,
I zachód Twym dowcipem stoi zbudowany.
Można jest ręka Twoja, wysoka prawica,
Na sądzie a na prawie Twoja tkwi stolica.
Litość a prawda boku Twego przestrzegają.
Szczęśliwi ludzie, którzy głos Pańskich trąb znają;
Ci ducha Twego, Panie, światłem rozświeceni,
W żadny błąd nie mogą być nigdy zawiedzieni;
Ci z uznania prawdy Twej będą się kochali
I twą łaską sławy swej będą nadstawiali.
Tyś nasza moc, od Ciebie posiłek mieć mamy.
Pańska tarcz i król Jego, którym się wspieramy.
Tyś w widzeniu powiedział prorokowi swemu:
Naznaczyłem ja króla już ludowi memu.
Dawid, sługa mój wierny, ten jest powołany
Na ten urząd tak zacny, ten jest pomazany,
Temu ja serca będę i siły dodawał,
W każdej potrzebie jego z nim będę przestawał.

Nigdy go nieprzyjaciel jego nie pożyje,
Lub nań fortelem pójdzie, lub nań wojska zbije.
Ja sam nieprzyjacioły jego chcę wojować
I przeciwniki jego do gruntu zepsować.
Prawda i litość moja z nim zawżdy, a z strony
Imienia będzie mego wielce podwyższony.
Rękę jego położę na morzu szyrokim,
Drugą na Eufratowym strumieniu głębokim.
W potrzebach swoich do mnie zawżdy się uciecze:
Tyś mój ojciec, Tyś mój Bóg i obrońca! — rzecze.
A ja go pierworodnym u siebie położę
I wszytkim świata tego tyrannom przełożę.
W łasce mojej na wieki nie uzna odmiany,
W przymierzu poszlubionem będzie zachowany.
Potomek w domu jego nigdy nie zaginie,
Ani stolica, póki dzień torem swym płynie.
A gdzieby dzieci jego zakon mój wzgardziły,
Ani posłuszne memu rozkazaniu były:
Onić kaźni nie ujdą za swe wszeteczności,
I odniosą zapłatę godną swoich złości.
Ale jemu zachowam miłosierdzie swoje,
I nie będą omylne nigdy słowa moje.
Nie zgwałcę ja przymierza swego; głos, podany
Z ust moich, w odmienności nie będzie uznany.
Razem ja Dawidowi na stateczność swoję
Słudze wiernemu przysiągł i przy temże stoję:
Nie ma ustać potomstwo w domu jego sławnym,
Ani zacny tron jego, póki szlakiem dawnym
Prędkie słońce poleci i nieuchodzony
Krąg miesięczny, a iściec[1] na niebie niepłony.[2]

Teraześ się obruszył, Panie, przeciw jemu,
Jawną niełaskę słudze okazujesz swemu:
Wywróciłeś przymierze, zepchnąłeś koronę
Z głowy jego, odjąłeś wszelaką obronę.
Mury, parkany leżą, zewsząd go targają,
Zewsząd szczypią, a żałość śmiechem podniecają.
Nieprzyjacioły jego nadeńeś wystawił
I ludzi zazdrościwe radości nabawił.
Przytępiłeś miecz jego, a w swojej potrzebie
Nie miał obrońcę, ani pomocnika z Ciebie.
Ozdoba wszytka jego i świetność zaćmiona,
A stolica nogami wzgórę wywrócona.
Ukróciłeś lat jego kwitnącej młodości,
Oczu podnieść nie może, pełen zelźywości.
Będzie wżdam[3] koniec kiedy tej niełasce? stanie
Wżdam Twój srogi gniew kiedy, nieśmiertelny Panie?
Wspomni sobie, jako kres ciasny mego wieka!
Izalibyś Ty prózno stworzyć miał człowieka,
Żeby i ten lichy czas w troskach miał położyć?
Bo kto śmierci mógł zniknąć, albo z martwych ożyć?
Gdzie teraz ono Twoje miłosierdzie dawne?
Gdzie, Panie, zwykła dobroć i przymierze sławne
Z Dawidem uczynione? — nakłoń oczu swoich
Pańskich, a urąganiu sług się przypatrz Twoich.
Pełne łono mam sznupek, pełne obelżenia,
Słuchając rozmaitych narodów hańbienia,
Którem nieprzyjaciele naszy nas zelżyli,
Ani pomazańcowi Twemu przepuścili.
Bądź na wieki pochwalon, wiekuisty Panie,
A co jest wola Pańska Twoja, niech się stanie.






  1. świadek.
  2. wierny.
  3. jednak.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kochanowski.