Nie milcz, ani odkładaj, nie cierp, Boże wieczny, Oto przeciwko Tobie powstał lud wszeteczny.
Nieprzyjaciele Twoi hardzi wznoszą rogi, A dziwnych rad szukają na Twój lud ubogi.
Pódźmy (prawi), zgładźmy ten naród nienadany,[1] Niech Izrahel nie będzie wiecznie mianowany.[2]
I spiknęli się z sobą możni Idumczycy, Ismahelscy, Moabscy i Agareńczycy;
Z nimi Gabel i Amon i Mamaluchowie, I mieszkaniec Sydoński i Filistynowie;
I Assur ku potrzebie tejże był gotowym, Przyciągnął ku pomocy potomkom Lotowym.
Ale Ty, o nasz Panie, tak poczynaj z nimi, Jakoś począł z Sizarą i z Madyańskimi
Zastępy i z Jabinem, kiedy zbite głowy Niósł po wodzie szarłatny strumień Cissonowy,
Kiedy trupy na pował po rolach leżały, A pola gnojów inszych nie potrzebowały.
Gdzie Zeb i Oreb poległ, gdzie zacni hetmani Zebea i Salmana są zamordowani.
Tak i tych odpraw, Panie, niechaj zmierzą sobą Kraj żydowski, którego dostać chcą pod Tobą.
Jako koło, z myślami niech się kręcą swemi; Jako źdźbło, któremu wiatr nie da paść na ziemi,
Jako straszliwy ogień, jako pożar, który Gęste lasy pustoszy i odziane góry:
Tak i ty przepuść na nie swoje łyskawice, Swoje ogromne gromy i swe trzaskawice.
Włóż hańbę na ich twarzy, niechaj się pytają Twego Imienia, Panie, niechaj się wstydają,
Niech sobą wiecznie trwożą i tak utrapieni Niechaj będą do końca z ziemie wygładzeni.
Tam dopiero poznają, że Pan imię Tobie, A, jako świat jest wielki, nie masz równia sobie.