Pewienem tego, a nic się nie mylę,
Źe, bądź za długą, bądź za krótką chwilę,
Albo w okręcie całym doniesiony,
Albo na desce biednej przypławiony, Będę jednak u brzegu, Gdzie dalej nie masz biegu,
Lecz odpoczynek, i sen nieprzespany,
Tak panom, jako chudym zgotowany.
Ale na świecie, kto tak głupi żywie,
Żeby nie pragnął przejechać szczęśliwie
Dróg niebezpiecznych, a uść niepogody,
I szturmów[1] srogich, krom swej znacznej szkody? Lecz tylko że pragniemy, Ale nie rozumiemy,
Czego się trzymać, jako się sprawować,
Żeby nie przyszło na koniec bobrować.[2]
A chytre morze, ile znakomitych,[3]
Tyle pod wodą żywi skał zakrytych.
Tu siedzi złotem cześć koronowana,
Tu lekkiem piórem sława przyodziana, Tu chciwość nieszczęśliwa Zbiera a nie używa.
Tu luba roskosz i zbytek wyrzutny,[4]
Pod nimi nędza prędka i żal smutny.
Tamże i krzywda i zazdrość przeklęta,
Przed którą biada zawżdy cnota święta.
Więc jeśli człowiek jednę skałę minie,
Wnet na to miejsce na inszą napłynie, Tak, iż snadź namędrszemu Trudno pogodzić temu,[5]
Aby przynamniej więznąć albo zbłędzić
Nie miał, chyba gdy kogo Pan chce rzędzić.[6]
Wodzu prawdziwy, i wieczna światłości,
Uskrom z łaski swej morskie nawałności,
A podnieś ogień portu zbawiennego,
Na który patrząc, moglibyśmy tego Morza chytrego zdrady Przebyć bez wszelakiej wady,
A odpoczynąć[7] po tem żeglowaniu,
W długim pokoju i bezpiecznem spaniu.