Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła/Przedmowa tłumacza

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Boyé
Tytuł Przedmowa tłumacza
Pochodzenie Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła
Wydawca Spółka Wydawnicza „Biblion”
Data wyd. 1928
Druk „Rola“ Jana Buriana
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PRZEDMOWA TŁUMACZA


Karnawałowa pieśń Wawrzyńca Medyceusza:

Quant’è bella giovinezza,
Ma si fugge tuttavia!
Chi vuol esser lieto, sia!
Di doman non c’è certezza[1].


była na ustach całego Rzymu. Stolica świata szalała, pławiła się w nieskończonych uciechach, stając się niedoścignionym wzorem rozpusty dla reszty Włoch i dla całego świata.
Po Juljuszu II, tym hartownym mężu włoskiego quattrocenta, po okresie nieustannych wojen, nastała epoka słodkiego spokoju i rozkwitu sztuk, przypominająca złote czasy rzymskiego Augusta. Na stolicy Piotrowej zasiadł papież — schyłkowiec, papież-dekadent, upatrujący jedyny sens i cel życia w wygodnym, estetycznym sybarytyźmie...

„Curis animique doloribus quacunque ratione aditum intercludere“

stało się dewizą papieża, a ulubiony błazen nadworny, fra Mariano, dodawał później:

Viviano babbo santo, perchè tutt’altra cosa e burla“[2].

Filozofja odumierającej epoki wcieliła się w horacjuszowskie „carpe diem“, a ludzie zaczęli przemieniać życie na nieustanny karnawał. Nic to, że polityka zniewieściałego Medyceusza, rządy kamarylli florenckiej, symonje, zepsucie hierarchji i marnotrawstwa pchały papiestwo ku przepaści, nic to, że na dalekiej północy rozlegał się stuk luterskiego młotka, a z mroku przyszłości wyłaniał się straszny dramat, tragedja ostatniego Medyceusza na zamku Św. Anioła — Rzym szalał, a festyny, uczty, bankiety i polowania szły jednym ciągiem, biorąc przykład z papieskiego, ześwieczczonego dworu. „Złoty wiek“ Leona okazał się przejściem do epoki rozkładu, do ponurych lat kontrreformacji.
Zaraz po conclave z roku 1511 zaczęli tłumnie napływać do Rzymu literaci, malarze, rzeźbiarze i muzycy, nęceni słuchami o legendarnej wprost hojności papieża, pragnący nagród brzęczących za swe trudy i prace.
Ale Leon X, jakkolwiek wszechstronnie wykształcony, nie miał nigdy głębszych zainteresowań; w sztuce, jak i w życiu rządził się sympatjami i antypatjami, a wielkie jego zamysły i plany pozostawały zawsze tylko projektami. Przytem niedorzeczności błaznów cieszyły ojca św. bardziej, niż rozum uczonych. Na dworze papieskim obok najwybitniejszych ludzi schyłkowego Renesansu poczesne miejsce zajmuje trefniś fra Mariano, Serapicia i archipoeci błazeńscy, w rodzaju Camilla Querno, lub innych. Wszystko to zniechęcało oczywiście humanistów do papieża, którzy po dwu latach zaczęli Rzym opuszczać, aby na innych dworach szukać gościny i środków do życia.
Na razie jednak, w pierwszych latach pontyfikatu, dwór Medyceusza błyszczy od gwiazd umysłowości współczesnych.
Obok Bibbieny, Pietra Bembo, Jakóba Sadoleto, Pompanazza, przebywał tam stale, lub czasowo Rafael, Bramante, Giuliano da Sangello, poeci: Trissino, Rucelai, Teobaldeo, Bernardo Acolti, Brandolini i największy z nich wszystkich, Ariosto.
Zaiste! Wydawaćby się mogło, że nie kłamał epigramat przybity na torsie Pasquina[3] w r. 1516:

„Spieszcie do Rzym u poeci, ze wszystkich świata zakątków, Bowiem w Stolicy Piotrowej, Leon — bóg ziemski panuje,
Artystów bierze w obronę, bogate dary im rzuca,
Zaprawdę, dziś dla Parnasu szczęśliwe lata nastały!“

W roku 1517 na świetny dwór Leonowy przybywa pieszo z Perugji młody malarz, Pietro Aretino. Nikt go jeszcze wówczas nie znał, nie przypuszczał, że ma przed sobą godnego następcę paszkwilisty Poggia, ojca nowoczesnego dziennikarstwa, „bicza książąt“, przed którym będą się kłoniły kornie ukoronowane głowy Europy. Gruba sieć legend, kłamstw, oszczerstw i nadmiernych pochwał powstała wokół jego osoby.
W świetle prawdy historycznej rzeczy przedstawiają się w sposób następujący: Pietro urodził się w Arezzo w dniu 19 kwietnia 1492 roku. Matką jego była Tita, kobieta uczciwa i bardzo dobra, ojcem szewc Luka, którego nazwisko jest nieznane, ponieważ poeta, wstydząc się swego pochodzenia, nazwał się poprostu od miejsca urodzenia — Aretino. Pietro otrzymał bardzo mierne wykształcenie, wcześnie opuścił Arezzo i udał się do Perugji, którą nazywa ogrodem, „gdzie kwitnęły jego młode lata“. Tutaj oprawiał książki i zajmował się malarstwem, a po przeczytaniu sonetów Antonia Mezzabarba zaczął też próbować sił na polu literackiem. Jako przyczynę opuszczenia Perugji, legenda podaje oburzenie, jakie wywołał Aretino, malując św. Magdalenę z lutnią w ręku, wyciągającą ramiona do Zbawiciela. W 1512 roku wydaje Aretino w Wenecji zbiór sonetów, ale właściwa jego karjera literacka zaczyna się dopiero po przybyciu do Rzymu.
Bogaty bankier, Agostino Chigi staje się mecenasem Pietra i poleca go Leonowi X. Wesołemu dworowi papieskiemu bardzo przypadł do gustu młody malarz, odznaczający się niepospolitym dowcipem i wrodzoną żyłką satyryczną. Towarzystwo rzymskie zaczyna się bać złośliwego pisarza, kardynałowie, artyści i monsignorowie zabiegają o jego względy i przyjaźń. Po śmierci Leona X, Aretino znajduje opiekuna w kardynale Giulio Medici, późniejszym Klemensie VII. W czasie conclave i po wyborze Hadrjana, satyry Aretina, przyklejane na torsie Pasquina, rozsławiają imię autora na całym półwyspie. Obawiając się „znienawidzonego cudzoziemca“, Pietro wraz z Medyceuszem opuszcza Rzym, udając się do Florencji. W 1523 roku kardynał Giulio użycza Aretina markizowi mantuańskiemu, Fryderykowi II, dowódcy wojsk papieskich. Pośrednikiem między Medyceuszem, a księciem staje się Baldassare Castiglione; Aretino przybywał na dwór mantuański pod auspicjami wytwornego autora „Dworzanina“. Protektor i protegowany stanowili niebywały wprost kontrast. Castiglione, rycerz-poeta, wykwintny literat, należący duchem do poprzedniej epoki Renesansu, hrabia na Nuvillarze, poleca księciu w gorących słowach plebejusza, korsarza i awanturnika literackiego — Aretina. Aby pojąć ogrom przepaści, leżącej między tymi dwoma ludźmi, dość przeczytać po „Cortegiano“, „Ragionamento delle Corti“.
Tam przemawiają do nas ludzie subtelni, wyrafinowani, dbali o wszystkie ozdoby umysłu i obyczajów, tutaj widzimy przedpokój, trzęsący się od plotek, sprośnych opowiadań i prostackich wymysłów!
W Mantui wschodzi gwiazda Aretina. Zyskuje on rozgłos jako namiętny wróg papieża Hadrjana, ogólnie znienawidzonego we Włoszech.
W listopadzie 1524 conclave wybiera papieżem Klemensa VII; Pietro wróciwszy do Rzymu, staje się osobistością wybitną i wpływową. Oddaje cenne usługi Fryderykowi Gonzaga, szczególnie w dziedzinie tranzakcyj artystycznych. („Rafaelowski portret Leona X, kopja Laokoona, zrobiona przez Sansovina i jakiś biust antyczny), pisze swoje satyryczne kalendarze, odpowiadające „prognostykom pantagruelskim“ — Rabelais’a, miesza się w intrygę partyj dworskich i ściągnąwszy na siebie gniew dotarjusza apostolskiego, Giammatteo Giberti, musi na krótki czas Rzym opuścić. W tym mniej więcej czasie pojawiają się wszeteczne rysunki Giulia Romano, sztychowane przez Morcantia Rajmondi. Aretino dorabia do nich tekst „22 sonety rozpustne“.
Ponieważ jednak sztycharz za obrazę moralności został wtrącony do więzienia, więc nasz Pietro „nie obawiający się nigdy niczego, krom niebezpieczeństwa“ nie chciał się w tak gorącej chwili popisywać płodami swego natchnienia. W sierpniu 1524 Aretino przebywa w Arezzo, skąd koresponduje z Giovanni delle Bande nere, ale już 13 listopada jest w Rzymie z powrotem. Klemens VII powraca poetę do łask, markiz mantuański nazywa go swoim „carissimo amico“, wszystko jest na najlepszej drodze, lecz wiersze, przybite na torsie Pasquina w dniu św. Marka wzbudzają ku pisarzowi powrotną falę nienawiści. Któregoś wieczoru, podczas przejażdżki na ulicach Rzymu, otrzymuje Aretino dwa pchnięcia sztyletem. Napadu dokonał nie jaki Achilles della Volta, lecz głównym promotorem zamachu był nielitościwie wyszydzany przez Pietra, Giommatteo Giberti.
Papież kazał uczynić śledztwo i parę osób zaaresztować. Aretino tem się jednak nie zadowolnił, a widząc, iż w Rzymie nie będzie mógł odegrać roli, o jakiej marzył, opuścił dwór papieski i szkalował go odtąd ciągle, jako gniazdo najgorszej rozpusty i zgnilizny. „Siedem lat straciłem nadarmo, służąc papieżom z rodu Medyceuszów“, spowiada się później w jednym z listów, zawiedziony w swoich na dziejach autor „Ragionamenti“. Aretino szuka bezpieczeństwa u boku kondotjera, Giovanni delle Bande nere, bastarda Medyceuszów. Przyjaźń między nimi, przyjaźń tak gwałtowna, że aż podejrzana, trwa bardzo krótko. W końcu listopada 1526 roku umiera Giovanni z ran na rękach przyjaciela.
Pietro przenosi się na dwór markiza mantuańskiego, i poświęca księciu pierwszą swą próbę dramatyczną: „Cortegianę“. Z tej epoki pochodzą też najlepsze listy Aretina, objęte później pierwszym zbiorem. Są wśród nich gwałtowne napaści na kurję rzymską, na Klemensa VII, zamkniętego w zamku św. Anioła, któremu Pietro z szatańską wprost złośliwością radzi, aby przebaczył nieprzyjaciołom i nie myślał o zemście. Skandal wywołuje ogłoszenie „Sonetów rozpustnych“. Sonety te, listy, „giudici“ i „frottole“ tworzą podwaliny rozgłosu i literackiej sławy.
25 marca 1527 roku Aretino przybywa do Wenecji. Zyskuje przychylność doży, Andrea Gritti, do którego pisze: „Wyrzekam się na zawsze dworu rzymskiego, tutaj zakładam stały przytułek swych lat.“ Aretino znalazł w Wenecji to, czego szukał. Jego żądza rozkoszy i estetyczne skłonności miały wreszcie pełnię ujścia.
„Perła Adrjatyku“ była miastem życia świeckiego, gdzie panowała Wenera, a kurtyzana zajmowała miejsce równorzędne z uczciwą kobietą. Życie różnobarwne i wesołe, jego wspaniałość i piękność, opisywana przez Klemensa Moro, w poezjach dedykowanych Renacie Ferrarskiej, zachwycały Aretina. Chciał być niezależnym, „żyć z potu swego kałamarza“, nazywał się „Per la grazia di Dio uomo libero“, ale środki zapomocą których tę wolność zdobywał, gorsze były od najpodlejszego niewolnictwa. Nie służąc możnowładcom, służył wiecznie i zawsze pieniądzom. Z Wenecji na wszystkie strony świata rozchodziły się listy Pietra, żebrzące, nachalne, bezwstydne w swych niepomiernych pochwałach lub groźbach. Odpowiedzią były bogate dary, znaczne sumy dukatów, pensje, złote łańcuchy, wspaniałe materje, doskonałe wina i wyszukane przysmaki.
Sława Aretina gruntuje się. Nigdy żaden literat nie był tak ubóstwiany, nikogo tak się nie obawiano. Książęta, prałaci, królowie, kardynałowie, artyści zabiegali o jego przyjaźń, chcąc uniknąć groźnych inwektyw i nielitościwych szyderstw. Pietro przezwał się „il veritiero, l‘uom verace“, używał dewizy „Veritas odium parit“, a jego przechwałkom i apoteozom nie było końca: „Mój obraz zobaczyć można u wejścia do pałacu; dzbany, talerze, ramy zwierciadeł zdobią się moją podobizną, niby głową Aleksandra, Cezara, lub Scypjona“. Wazy z Murano zowią się aretyńskiemi, woda, która obok mego domu przepływa — aretyńską! Pewna rasa koni nosi nazwę od mego imienia, ponieważ papież Klemens podarował mi ongiś takiego rumaka“.
„Pedanci umrą z wściekłości, zanim dojdą kiedykolwiek do podobnych zaszczytów“.
Aretino prowadzi cały dwór, gdzie rolę gospodyń sprawują kurtyzany weneckie. Dom jego staje się rodzajem zajazdu dla nieustannych gości, a „schody zużywają się od stóp ludzkich, jak bruk Kapitolu od kół triumfalnych wozów“. „Korzystam z najpiękniejszej ulicy i najpiękniejszego widoku na świecie“ — pisze Pietro do Domenico Bollani, w pałacu którego zainstalował się na dobre!
„Ledwie podejdę do okna, zaraz oglądam tysiące ludzi i tysiące łodzi w godzinach targowych. Przedemną jatki rzeźników, kramy rybackie, campo del Mincio, kantory dei Tedeschi, naprzeciw tych ostatnich Rialto, gdzie tłoczą się śpieszący przechodnie. W gondolach winogrona, w kramach warzywa i ptactwo, na chodnikach całe ogrody. Rzędy pomarańczowych drzew złocą mi otoczenie pałacu dei Camerlenghi. Gdyby wszystkie zmysły mogły tak, jak wzrok używać, moje mieszkanie rajemby się stało“. Zdobywszy sobie dzięki korsarstwu literackiemu wielki majątek, stał się Aretino człowiekiem bardzo hojnym. „Rozrzutność jest mi tak wrodzona, jak innym skąpstwo! Przyjaciele moi zabierają sobie z mych komnat przedmioty sztuki i drogocenne szaty. Gdy przejeżdżam w gondoli, na mostach i na chodnikach cisną się pacholęta i dziewczyny, prosząc o sztukę złota! Nigdy nie zapominam o malarzach i poetach w nędzy, jako, że jestem bankierem miłosierdzia. Pieniądze, które od bogatych wyciskam, stokrotnie zwracam ubogim (Lett. 1, 15).
Pod tym względem Aretino nie przesadzał zupełnie; rozrzutność jego mogła iść w paragon li tylko z rozrzutnością Leona X, który nigdy dukata w ręku utrzymać nie mógł! Wśród różnorodnych zajęć i uciech weneckich przystępuje Pietro do pisania poematu „Marfissa“ w guście Ariosta. Miał zamiar wysławiać ród Gonzagów i wyciągnąć stąd odpowiednie korzyści. Tymczasem stosunki z Fryderykiem II zepsuły się; przyczyną z jednej strony były skąpe podarunki księcia, z drugiej sprawa z chłopcem Biancchino, ku któremu Aretino zapałał gwałtowną miłością, a którego markiz mu odmówił.
Wskutek takiego obrotu rzeczy, poeta odesłał ambasadorowi Mantui genealogje Gonzagów, stanowiące źródło do „Marfissy“, poemat przerobił i poświęcił go później margrabiemu del Vasto!
Po stracie łask Fryderyka Mantuańskiego, Aretino, znalazłszy się w kłopotach finansowych, snuje fantastyczne i awanturnicze projekty, żali się ckliwie, że w ojczyźnie ocenić go nie umieją, i raz poraź rozgląda się za nowym mecenasem. Z opresji ratuje pisarza król francuski, Franciszek I, posyłając mu łańcuch symboliczny, spleciony ze złotych języczków z napisem: „Liqua euis loquetur indicium“.
Aretino oczywiście wysławia króla pod niebiosy, co mu jednak nie przeszkadza w krótkim przeciągu czasu przerzucić się na stronę Karola V, skoro tylko cesarz naznaczył mu roczną pensję w kwocie dwustu scudów.
W Wenecji zbliża się Aretino z Tycjanem. Ukochanie miasta, znajomość malarstwa, wzajemność usług — oto węzeł, który ich łączy. Pietro przysparza malarzowi klijentów, wśród których znajduje się Karol V i książę Urbino i rozgłasza jego sławę po całym świecie. Wkrótce utworzyło się koło przyjaciół, do którego prócz Aretina i Tycjana, należał Sansovino, wdzięczny lutnista — Sebastian del Piombo i drukarz Marcolini, nadworny wydawca Pietra, uwieńczony później w „Ragionamento delle Corti“. Wenecja podówczas była miastem drukarni, a druk, ta naturalna broń Aretina znalazła mu się pod ręką.
Potężny w pływ i znaczenie pisarza dosięga swego szczytu w latach 1533—7, wskutek różnych sprzyjających okoliczności politycznych i ogłoszenia drukiem zbioru listów. W roku 1543 wyrusza Aretino wraz z delegacją na powitanie cesarza Karola, wracającego z Włoch do Niemiec. Wówczas to, na błoniach Peschiery spotkał Pietra najwyższy zaszczyt i triumf. Karol przywitał się z nim nadzwyczajnie serdecznie i poprosił, aby zechciał mu towarzyszyć w podróży po prawej ręce. Dumny cesarz i sprytny pamflecista cwałowali tedy razem, a fakt ten w oczach współczesnych nową aureolą otoczył postać znanego pisarza.
W tym też czasie Aretino godzi się z dworem papieskim. Pier Luigi Farnese poleca go papieżowi Pawłowi III, prosząc o kapelusz kardynalski dla swego protegowanego. Starania okazały się jednak bezskuteczne, a Pietro chcąc zatuszować despekt, płynący z odmowy, twierdził potem, że sam godność mu ofiarowywaną odrzucił. W 1550 r. zaczął się pontyfikat Juljusza III, kardynała del Monte, pochodzącego z Arezzo, a więc współziomka Aretina. Poeta uradowany, pełen złotych nadziej, śle do Rzymu sonety i listy i cieszy się, słysząc, że prałaci i kardynałowie unoszą się nad nim, jako nad wiernym sługą kościoła, który w czasie ogólnego zachwiania się wiary, zawsze katolicyzmowi wierny pozostawał.
Papież naznacza Aretina „cavaliere di S. Pietro“, i obdarowywa go sumą tysiąca złotych koron. W 1533 roku poeta w towarzystwie księcia Urbino przybywa na czas krótki do Rzymu. Podróż była jednym wielkim, triumfalnym pochodem. Juljusz ucałował go na powitanie i przyjmował po królewsku. Jednakże kapelusz kardynalski ominął Aretina i tym razem. Zawiedziony w swoich nadziejach Pietro wrócił więc do Wenecji, aby tam w spokoju i dostatku używać ostatnich lat życia.
W pałacu Loredan, naprzeciwko kościoła San Silvestro mieszkała kurtyzana, Angela Zafetta, dawna przyjaciółka Aretina, której do końca wiernym pozostał. Przesiadywał u niej poeta całemi dniami, a niejednokrotnie sprowadzał ze sobą Tycjana, opata Vassalo, lub innych godnych kamratów. Z dawnego rozpustnika i awanturnika pozostał tylko smakosz i niesłychany obżartuch. Angela, znając gust przyjaciela, wydawała doskonałe przyjęcia. Przy suto zastawionym stole dwaj artyści w towarzystwie starej kurtyzany dysputowali gorąco, co prawda, już nie o piękności kobiet i bożku Amorze, ale o ewangeljach Świętego Marka, sprawach kościoła i innych godziwych historjach.
Aretino umarł w roku 1556, tknięty paraliżem, uniknął więc śmierci, jaką mu przepowiadał Borni:

„L’Aretin per Dio grazia è vivo e sano
M‘al mostaccio ha fregiato nobilmente
E più colpi ha, che dita in una mano“.


Wraz z pisarzem zeszła do grobu i jego sława. Umilkło słowo, na dźwięk którego truchlał cały świat, wspaniałe apoteozy okazały się przesadą i kłamstwem, wrogie podania i legendy słusznie i niesłusznie, zaczęły szarpać jego imię. Na tle epoki rysuje się jednak potężnie nawskroś nowoczesna indywidualność Aretina, w której prądy schyłkowego Renesansu znalazły swe najpełniejsze i najwszechstronniejsze odzwierciadlenie.

· · · · · · · · · · · · · · ·

„Powiadam, że jesteś synem Boga, ale, iżby mi mnichy, psalmy mamroczące, nie przyganiały, dodaję ograniczenie, że Bóg jest najwyższą prawdą na niebie, a ty na ziemi. Jedna tylko Wenecja jest godnem ciebie miejscem pobytu, albowiem ty jesteś ozdobą ziemi, skarbem morza, sławą nieba. Jesteś czarą złotą o kamieniach szlachetnych, którą należałoby złożyć na ołtarzu przenajświętszym kościoła Św. Marka w dzień Wniebowstąpienia Pańskiego. Jesteś podporą, jesteś światłem, pochodnią i blaskiem kościoła naszego! Gdyby kościół mógł mówić, zapewniłby ci najwspanialsze dochody w tych słowach: Dawajcie Aretinowi, który mnie wywyższa, oświeca i czci, który jednoczy w sobie bystrość Augustyna z moralnością Grzegorza, głębokość myśli Hieronima z pięknym stylem Ambrożego. Mówię to ja nie sam tylko, ale tak wyznają wszyscy, twierdząc że jesteś nowym Pawłem, co imię Boga między króle roznosił, nowym Janem Chrzcicielem, co śmiało chcąc świat poprawić, wytykał mu jego złości, nieprawości i obłudę; nowym Janem Ewangelistą, co dobrych wychwalał, podnosił i oczyszczał“. (Lettere all’ Aretino I-8).
W ten sposób pisze do Aretina jeden z dostojników kościelnych, a jego styl panegiryczny, niesmaczne pochlebstwa i szumne superlatywy nie są bynajmniej niczem wyjątkowem.
Jednakże wszystkie te pochwały, godności i tytuły nie zadawalniały pisarza, jeśli prócz nich nie otrzymywał bardziej „konkretnych“ dowodów życzliwości i pamięci! Pietro koresponduje z każdym, nawet z admirałem sułtana — Barbarossą, gdy tylko spodziewa się, że coś otrzyma! Na dworach książęcych grasują jego agenci, którzy tropią grubszą zwierzynę i pouczają, jak ją usidlić należy. Pietro Nergiero rekomenduje mu w tym celu kardynała trydenckiego; Niccolo Franciotii donosi, że na dworze perskim mówi się o nim, jako o półbogu! Niechby zechciał tylko jeden list napisać, fatyga opłaci się napewno!
Kto przysyła podarunki, wynagradzając zasługi (virtù) Pietra, ten jest wielki i szlachetny, pochwala znajduje się w stosunku wprost proporcjonalnym do cenności daru; wzamian za pieniądze poeta rozdaje sławę.
„Unieśmiertelnię Wasze imię“ — mówi on, zwracając się do Antonia de Leyva — „skoro tylko dawać mi będziecie na chleb, w przeciągu tych marnych dwudziestu lub trzydziestu lat, jakie mi jeszcze do życia pozostają“ (Lett. I. 32). „Jakież posągi ze srebra, lub złota, nie mówiąc już o posągach z bronzu lub marmuru, mogą się równać z pomnikami, które wzniosłem papieżowi Klemensowi, cesarzowi Karolowi, królowej Katarzynie i księciu Francesco Maria; są one wieczne, jak słońce! (Lett. VI. 4).
I jeszcze cyniczniej od humanisty Filelfa, przyznaje, że pisze dla pieniędzy, że „nie sława, ale konieczność zarobkowania zmusza go do „psucia papieru“, przytem mało się trapi tem, że „łże, chwaląc tych, którzy zasługują na naganę“.
Pochlebstwa Aretina są wprost obrzydliwe, komplementy rozdawane na prawo i na lewo, wydają się nam dziś niesmaczną humorystyką, a jednak współczesnym podobały się one ogromnie.
Ten potok zdań napuszonych i słów panegirycznych mile łechtał słuch możnowładców, pochwały ceniono tem bardziej, im więcej obawiano się paszkwilów aretinowskich, „dzięki którym tajemnice sypialni i prywatnego życia stawały się wiadome całemu światu“. Nazywano go tedy: „raro, divinissimo, adorando“; Giovanni Medici mówi o nim, jak o „miracolo di natura“. Książę Guidobaldo z Urbino podpisuje się w listach: „amorevol vostro, come figliuolo“, a hrabia Massiniamo Stampa chce, aby Pietro patrzał na niego, jako na swego syna i sługę. (Lettere all‘ Aretino I-27). Aretino miał się za obrońcę uciśnionej lub niedocenionej cnoty i zasługi:
„Ludzie szlachetni powinni mnie kochać, ponieważ nie szczędziłem nigdy krwi (?), walcząc w obronie cnoty, która dziś dzięki mnie pije ze złotych puharów, ubiera się w klejnoty, posiada orszaki sług, jak królowa i jest czczona, niby bogini! (Lett. I. 38). Nie było pióra potężniejszego, niż pióro Pietra: „miało ono moc grzebania żywych i wskrzeszania zmarłych“.
Pisarz wywierał ogromny wpływ na opinję publiczną, z jego zdaniem liczyła się polityka, on zaś sam, nie mając żadnych politycznych przekonań, w czasie wojen między Franciszkiem I a Karolem V, odgrywał rolę dwuznaczną i zdradzał wczorajszych sprzymierzeńców dla nowych protektorów. Tylko w stosunku do kurji rzymskiej zachował stałą, niewzruszoną nienawiść.
Z czasów rzymskich pochodzi prognostyk na rok 1527. „Judicio di maestro Pasquino, quinto evangelista“, satyra na papiestwo, która wywołała burzę gniewu na dworze ostatniego Medyceusza; z czasów weneckich słynna frottola uliczna „Pax vobis“, wyszydzająca armję papieskiej ligi, jako zbieraninę najpodlejszych tchórzów, rozbójników i złodziei. Klemens VII czytając ją miał się rozpłakać z boleści.
O śmiałości słowa i złośliwości języka nie można sądzić li tylko z dzieł, które Aretino do druku przeznaczył, a które schlebiając, miały mu zyskiwać nowych przyjaciół i nowe dochody. Okresem złośliwego paszkwilu były właściwie młode lata pisarza, kiedy to messer Pasquino przemawiał nieustannie na placu rzymskim.

Łacińska poezja renesansowa była poezją panegiryczną, wysławiała różne osobistości, zapominając o opiewaniu wewnętrznego i zewnętrznego świata! Humaniści wzamian za złoto, unieśmiertelniali imiona swych protektorów, a potęga ich i znaczenie wzrosły do tego stopnia, że patrzono na nich, jako na równych książętom lub królom!

Przekonanie humanistów o swej wielkiej wartości, ich pompatyczność i koturnowość odzwierciadla się najlepiej w epistolografji.
Poggio, Francesco Barbaro, Filelfo, Campano opublikowali zbiory swoich listów, które czytane były chciwie, jako arcydzieła stylu i klasycznej łaciny.
Widzimy więc, że w dziedzinie epistolografji Aretino nowatorem nie był. Ale błyskotliwość pióra, obfitość treści, znakomitość osób, z któremi korespondował, czynią go najwybitniejszym przedstawicielem tego oryginalnego, literackiego rodzaju.

Ariosto, Bibbiena i Machiavelli stworzyli komedję włoską w wieku XVI. Niezliczeni naśladowcy albo szli ich śladami, albo też wzorowali się na pisarzach klasycznych: Terencjuszu lub Plaucie.
Ani w swej tragedji „Orazia“, ani w komedjach Aretino nie stał się niewolniczym naśladowcą teatru starożytnego, a mierna znajomość literatury antycznej wyszła mu tutaj na dobre. W dziełach scenicznych przejawia się talent hujny, ale pozbawiony wszelkiej artystycznej dyscypliny, komedje są budowane bez planu, bez głębszej refleksji, nie znać na nich świadomej pracy i twórczego wysiłku, zato typy nakreślone paroma charakterystycznemi rysami, są świetne. Przemawiają do nas dworzanie, chełpliwi wojacy, oszukani amanci, głupcy, mający się za uczonych, rajfurki i kurtyzany, osoby wprost z ulic Wenecji i Rzymu przeniesione do literatury.
Pod względem scenicznym najudatniejsza komedja Aretina: „Il Marescalco“ jest właściwie farsą. Książę mantuański, chcąc zażartować sobie ze swego marszałka, zaprzysięgłego wroga płci pięknej, każe mu się ożenić. Biedny marszałek musi wypełnić wolę tyrana i w przeddzień ślubu przyjmuje życzenia od całego dworu. Stara rajfurka przedstawia mu małżeństwo, jako raj ziemski, ale żonaty Ambrogio, przez którego przemawia gorzkie doświadczenie, odmalowuje panu młodemu całą ohydę kobiet, ich podłości i zdrady, stylem, podobnym do stylu Boccacia w jego „Labiryncie miłości“.
W końcu ślub się odbywa, małżonkowie całują się, a oblubienica, zrzuciwszy zawoje weselne, okazuje się paziem książęcym, Karolem z Fano. Komedja była napisana jeszcze za czasów mantuańskich; wszystkie prawie osoby, jak Fryderyk, Hipolit Calandria i Giulio Romano, są historyczne, co oczywiście zwiększało zainteresowanie słuchaczów i sukces dzieła.
W „Cortegianie“ autor napada na rozwiązłość i zepsucie kurji rzymskiej. Komedja składa się z dwóch fabuł, dwóch uscenizowanych nowel: Głupi syeneńczyk, Messer Maco, wmówiwszy w siebie, że jest wielkim poetą, przybywa do Rzymu po kapelusz kardynalski. Malarz Andrea poucza go, jak się ma zachowywać i przy sposobności maluje mu niezbyt ponętny obraz Watykanu! Równolegle do tej akcji, rozwija się akcja druga: Pewien neapolitańczyk, Messer Parabolano zapałał namiętnością do pięknej Liwji. Sługa Rosso, chcąc zaspokoić żądzę swego pana przy pomocy starej kurtyzany Alvigii wiedzie go miast do ukochanej, do żony piekarza Togni. Stary amant dowiedziawszy się „post factum“ o całej prawdzie, śmieje się z wypłatanego sobie figla, a piekarz przyjmuje żonę z powrotem „per buona e per bella“.
Malarze: Andrea, Rosso i syeneńczyk Maco żyli podówczas w Rzymie, co się zaś tyczy najlepszego typu komedji, starej dewotki-kurtyzany Alvigii, to posłużyła ona później satyrykowi francuskiemu Mathurin Régnier za wzór do jego typu „Macette“, rodzonej siostry Tartuffa.
Oprócz Marescalco i Cortegiany napisał Aretino jeszcze trzy komedje: „Ipocrito“ (1542), „Talantę“ (1542) i „Filosofo“ (1546). Brak miejsca nie pozwala mi tutaj na szczegółowsze ich rozpatrzenie. Nadmienię tylko, że komedja „Ipocrito“ znana Molierowi, stała się prototypem nieśmiertelnego „Świętoszka“.
Komedie Aretina, jak i wszystkie jego pisma powstawały bardzo szybko, prawie na kolanie. „Talanta“ została napisana w przeciągu dni ośmiu, „Cortegiana“ i „Marescalco“ w dni dziesięć. Hołdując zasadzie, ze głównem źródłem treści dla pisarza powinna być rzeczywistość życiowa, dał nam Pietro w swoich komedjach popis spostrzegawczego talentu i wzbogacił literaturę włoską szeregiem charakterystycznych typów. Szybkość i przypadkowość roboty odbiły się jednak ujemnie na całości dzieł, dlatego też żadne z nich nie może sobie rościć pretensji do skończonej, artystycznej doskonałości.

Kronikarz Sanudo daje nam bogate materjały do życia obyczajowego Wenecji. W roku 1509 na 300.000 mieszkańców w tem mieście było 11.654 kurtyzan. Senat wenecki w swych aktach nazywa je „le nostre benemerite meretrici“, będąc widocznie dumny z tego rodzaju obywatelek.
Oprócz Wenecji stolicą nierządnic był Rzym, szczególnie za Aleksandra VI, którego pontyfikat (1492—1503) uchodził na „złoty czas niemoralności“.
Wiele wykształconych kurtyzan nadawało ton w towarzystwach. Do nich należała Veronica Franco, kochanka Henryka Walezjusza, późniejszego króla polskiego, słynna poetka Tullja d‘Aragona, przyjaciółka Aretina, Angella Zafetta, rzymska Madrema, znająca na pamięć Petrarkę, Boccacia i niektórych autorów starożytnych, oraz wiele innych: „que non publice, sed secreto cum quinque vel sex eorum exercent artificium“.
Nikt lepiej od Aretina nie znał życia dziewek ulicznych, nikt nie odzwierciedlił w literaturze tak świetnie wulgarnej rzeczywistości i niemoralności ludzi Renesansu. Djalogi były starym rodzajem literackim, uświęconym przez tradycję artystyczną, dlatego też Aretino na brak wzorów skarżyć się nie mógł. Dość wspomnieć „Lozanę“ Delicada, doskonałe źródło do poznania obyczajowości Rzymu w pierwszej połowie wieku XVI. Bohaterka Lozana bardzo przypomina aretinowską Nannę i scharakteryzowana jest podobnemi słowami: „paple, co jej ślina na język przyniesie“.
Poeta, idąc śladami Boccaccia, podzielił swe dzieło na trzy dni. Wydawca „Ragionamenti“ z roku 1584, pod pseudonimem Barba Grigia, usiłuje dowieść, że pisma tego rodzaju są bardzo pożyteczne dla obyczajowości, ponieważ przedstawiają występki w całej ich nagości, a pewien znakomity teolog z Lonu oświadcza, iż posługiwał się „Djaligami“ „boskiego“ Pietra, pisząc swe dzieło o spowiedzi.
Miejscem rozmów jest Rzym; stara rajfurka i kurtyzana Nanna nie może się zdecydować, co zrobić z dorastającą córeczką, Pippą... Dla młodej dziew czyny otwierają się trzy możliwości: klasztor, małżeństwo lub służba Wenerze.
Z własnego doświadczenia zna Nanna wszystkie te trzy drogi żywota i podczas trzech dni gawęd opisuje swoje przeżycia przyjaciółce Antonji. Są to djalogi: „Życie mniszek“, „Życie mężatek“ i „Życie kurtyzan“.
ANTONIA: Cóż ci dokucza, Nanno? Wyglądasz jakbyś się octu napiła. Czy to przystoi Tobie, która światem rządzisz?
NANNA: Światem? Phi!...
ANTONIA: A zapewne, że światem! Co innego, gdybym to ja zaczęła nos na kwintę spuszczać, ja, biedna, podstarzała gamratka, na którą nikt już nie leci, krom francuzów. Tego towaru nigdy mi nie zbraknie! Jestem biedna, ale dumna! Jeśli powiem, o sobie, że jestem łasa na słodycze, to doprawdy nie będzie to grzechem wobec świętego Ducha.
NANNA: Moja najdroższa kumo! Każdy człek ma swego mola, co go gryzie. Nieraz ciężkiem strapieniem jest to, co ludzie uważają za szczęśliwość najwyższą, są także zmartwienia o których się filozofom nie śniło. Ach! wierząj mi, wierzaj, ta nasza ziemia to jeden padół płaczu i zgrzytania zębów.
ANTONIA: Tak, padół płaczu, ale dla mnie, nie dla ciebie, któraś się w czepku rodziła. Na ulicach i na placach, we wszystkich szynkach i zamtuzach, nic... tylko wszędzie słychać: Nanna i Nanno, siak i tak! W twoim domu ściany trzeba rozwalać, aby się goście pomieścić mogli. I cały Rzym tańczy dookoła ciebie taniec murzyński, niby Węgrzy podczas jubileuszu.
NANNA: Zapewne, zapewne! Ale mimo to, dużo mi do szczęścia braknie. Wiesz, czasem mi się zdaje, ze jestem młodą urodziwą białogłową i że okrutnie wygłodzona siedzę przy zastawnym stole, bojąc się jeść ze wstydu, chociaż wiem, że kuchnia i piwnice są pełne. Oj, tak, tak, kumo, nie wszystko złoto co się świeci! Oj tak, tak!
ANTONIA: Wzdychasz?
NANNA: Naturalnie, że wzdycham!
ANTONIA: Oj, nie wzdychaj, nie wzdychaj! Bacz lepiej, aby kochany Pan Bóg nie zesłał ci czegoś takiego, nad czem naprawdę wartoby było powzdychać.
NANNA: Wierzaj mi jednak, że w troskach moich, nie ma ani krzty przesady. Pomyśl tylko! Moja Pippa skończy niedługo szesnaście wiosen, a musi przecież czemś zostać na świecie. A tu mi jeden prawi: „Zrób z niej mniszkę! Zaoszczędzisz lwią część posagu, a prócz tego przybędzie jeszcze jedna święta w kalendarzu“. A znów inny: „Za mąż ją wydaj Jest djablo bogata i małe zmartwienie, że ci trochę mieszek schudnie“. Trzeci znów doradza, aby z niej nie mieszkając, kurtyzanę zrobić.
„Jeśli szczęście dopisze, kurtyzana wnet wielką damą stać się może. A z tem, co ty masz i co ona swem wdzięcznem przyrodzeniem zarobi, królową być może. Jednem słowem całkiem mnie zbili z pantałyku! Ot, widzisz i Nanna ma swoje frasunki!
ANTONIA: Ach, ale takie troski tylko łechcą przyjemnie! Akurat jak ktoś, kto ma trochę parchów; wieczorem do domu przyjdzie, ściągnie pończochy i z głębokiem ukontentowaniem pococha się trochę. Troską nazywam, jak codzień ceny na chleb do góry skaczą, męką jest okrutną, że wino z godziny na godzinę drożeje, serce się krwawi, że czynsz ciągle płacić trzeba, a jak przyjdzie dwa, trzy razy na rok drzewa kupić, to ci się naprawdę bebechy w żywocie przewracają. Krosty i wrzody goić się nie chcą i człek z tych zmartwień siwieje. Że też sobie głowę podobnemi faramuszkami zaprzątasz.
NANNA: Czemu się tak dziwujesz?
ANTONIA: No, przecież jesteś urodzona i wychowana w Rzymie. Z zawiązanemi oczami powinnaś tedy wiedzieć, jak masz Pippę pokierować. Gadajże, nie byłaś mniszką?
NANNA: Owszem!
ANTONIA: Nie miałaś później męża?
NANNA: Miałam!
ANTONIA: Nie byłaś gamratką?
NANNA: Byłam!
ANTONIA: I nie masz dość rozumu, aby z tych trzech stanów, najlepszy wybrać?
NANNA: Jak cię kocham, tak nie!
ANTONIA: A dlaczego?
NANNA: Albowiem takie mamy teraz psie czasy, że już ani mniszkom, ani mężatkom, ani gamratkom nie powodzi się tak, jak drzewiej.
ANTONIA: Ha, moja droga, fortuna kołem się toczy. Ale wiesz co? Możebyś mi tak opowiedziała, jak to za dawnych, dobrych lat żyło się mniszkom, mężatkom i kurtyzanom? A ja ci przysięgam, na owe siedem kościołów, które obejdę w najbliższy post, że jeśli mi wszystko opowiesz, w czterech słowach zakonkluduję, czem ma zostać twoja pociecha. Przecież nie z jednego pieca chleb jadłaś? Powiedz zatem, czemu nie chcesz przyzwolić, aby twoja córka mniszeczką została?
NANNA: Ho, ho, wiem ci ja już dobrze dlaczego!!
ANTONIA: Otwórzże wreszcie gębę na dobre! Patrzaj! Wszak to dzisiaj dzień naszej patronki, św. Magdaleny. Dzień to dla nas bardzo uroczysty. Mam na trzy dni chleba, wina i wędzonego mięsiwa w zapasie!
NANNA: A nie łżesz?
ANTONIA: Klnę się na wszystkie świętości!
NANNA: W takim razie, opowiem ci dzisiaj o życiu mniszek, jutro o życiu mężatek, pojutrze o życiu kurtyzan.. (Aretino „Żywoty mniszek).
Rozmową niniejszą, otwierającą sześć dni djalogów, zaczynają się „Ragionamenti“. Djalog „Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła“ jest więc czwartym z kolei, dalej idą jeszcze dwie gawędy dodatkowe: „O oszustwach męskich i „O stręczycielstwie“.
Edukacja Pippy jest djalogiem znacznie mniej wyuzdanym od „Żywota mniszek“ a pod względem obyczajowości bodaj czy nie najcharakterystyczniejszym.
Przed oczami czytelnika przesuwają się przedstawiciele różnych nacyj: jest więc hojny Francuz, skąpy Hiszpan, gruboskóry Niemiec, są różne plemiona włoskie: rozrzutni Wenecjanie, chełpliwi Neapolitańczycy, blagierzy-Rzymianie, fanfaroni z Florencji i głuptasy ze Syeny. A dalej całe szeregi typów odmalowanych w słowach bardzo dosadnych: wielcy panowie, rozrzutnicy, dusigrosze, zazdrośnicy, namiętni starcy, żółtodzioby, obłudnicy, bigoci, no i oczywiście mnisi.
Ze słów Nanny poznajemy charaktery, upodobania i moralność ludzi Odrodzenia, a z wielu aluzji i dykteryjek czerpiemy przyczynki historyczne do Rzymu Leona, Hadrjana, Klemensa i do „Sacco di Roma“.
Aretino w swych „Ragionamenti“ wspomina niejednokrotnie, że przedstawia społeczeństwo takiem, jakiem ono było w istocie i że nie jego jest winą, „iż obraz obyczajów wypada fatalnie“. Czytając djalogi, musimy pamiętać nieustannie, że napaści na klasztory i na duchowieństwo, nie są napaściami na religję; Pietro był człowiekiem głęboko wierzącym, spowiadał się co tydzień i pozostawił po sobie także dzieła ascetyczno-religijne[4].
Pod względem „niemoralności“ Aretino nie jest wcale gorszym od innych pisarzy; ojciec prozy włoskiej, Boccaccio, tez nie uznaje figowego listka; noweliści, jak Matteo Bandello i Firenzuola przyzwoitością nie grzeszą; co się zaś tyczy życia klasztornego, to niejaki messer Massuccio, „specjalista od mnichów, powypisywał na nich takie okropności, że wobec jego utworów Aretino niewiniątkiem się wydaje.
Komedjowe zacięcie „Ragionamenti“, humor, werwa i żywość stylu zapewniły djalogom trwałą sławę. W wieku XVI drukowano je we Włoszech kilkakrotnie i tłumaczono na języki: hiszpański, francuski i angielski.
Pisma „boskiego“ Pietra wywołały całe roje naśladowców, wszeteczniejszych od samego mistrza.
Dopiero Tasso w „Minturno”, zerwawszy z tradycyjnemi sprośnościami, nazwał miłość, w sensie platońskim, siłą duchową, która wszystko tworzy i świat pięknością ożywia.


Aretino, jako pisarz, stoi na przełęczy dwóch światów: zmierzchającego Odrodzenia i narodzić się mającego Baroku. Treść dzieł sprzęgnięta jest organicznie z epoką poprzednią, forma zaś mocno trąci kwiecistą napuszonością szkoły poetów: Teobaldea, Serafina i Bernarda Accolti, improwizatora na dworze papieskim, którego Aretino nadzwyczajnie cenił, jako wyrocznę dobrego smaku i stylu.
Liryka włoska XVI wieku z małemi wyjątkami była naśladownictwem Petrarki. Autor sonetów do Laury, ubóstwiany i komentowany pedantycznie, stał się niedoścignionym wzorem doskonałości dla tych pisarzy, których szereg otwiera Bembo, Girolamo Molino, Domenico Veniero i Francesco Maria Molza.
Aretino, nie cierpiący niewolnictwa literackiego, nazywający poezję „wesołym kaprysem przyrody“ miał jednak wiele wspólnego z manjerą liryków współczesnych. Metafory, alegorje, napuszoność, nienaturalność, pogoń za oślepiającą oryginalnością, wszystko to złożyło się na ów styl, który nazwano nieprzyjacielem płuc, „nemico del pulmone“, jako że rozwlekłych zdań w żaden sposób nie można wypowiedzieć jednym ciągiem!
A jednak ten barokowy pisarz zwał się obrońcą „rozumu i natury“, odnowicielem języka ludowego „linqua volgare“, źródłem bezpośredniości i prostoty w sztuce, „która wymaga tylko natchnienia, kałamarza, pióra i czystego papieru“.
Nieuk-Aretino zajął wybitne miejsce w literaturze dzięki zdolnościom wrodzonym i w poczuciu swej pisarskiej rasy gardził szperaczami, scholarami, gramatykami, „tą całą ciżbą pedantów, co włos na jaju radaby wynaleźć“.
Każdy, kto patrzy na świat „przez pyły bibljotek“, kto ślęczy nad komentarzami, kio studjuje łacinę, lub grekę, jest dla Aretina znienawidzonym „pedantem“, idjotą, starającym się daremnie o nieśmiertelność“.
Ale śmiejąc się z Petrarki, zachwycał się jednocześnie Pietro utworami Bemba, pedanta Trissino nazywał „duszą sławy“ i hołdował modzie współczesnej, chociażby tylko w niezdarnych i mglistych kanconach, wysławiających miłość platońską ku Angeli Sirena „nowej Beatryczy“ i „Laurze“.
Nie pierwsza to i nie ostatnia sprzeczność; teorja i praktyka oddzielnemi chodziły drogami, bowiem dla zasad i kanonów żywił Aretino głęboki wstręt i pogardę.
Należy brać życie poprostu, używać gdzie można i dopóki można, a wszystkie katechizmy, ideały, wszystkie rozmyślania „de natura rerum“, pozostawić pedantom, lub ascetom.
Przywilejem ludzi talentu winno być życie radosne i bujne, życie nie kładące tamy instynktom, zachciankom i żądzom wybujałej osobowości. „Trzeba dzielnie grzeszyć, lecz tęgo wierzyć“. — Oto jedyne przykazanie aretinowskie.
Pietro, nie mając żadnych ideałów, namiętnie jednak kochał sztukę. Rozkosze estetyczne były mu równie potrzebne do życia, jak i rozkosze materjalne, znal się doskonale na malarstwie, dawał artystom cenne, fachowe wskazówki i pod wieloma względami uchodził za niewzruszalny autorytet.
Na literaturę patrzył Aretino, jak na spekulacyjny środek wyciągania pieniędzy z kieszeni możnowładców; tem samem piórem schlebiał, łgał, przeklinał, łasił się i groził, pisząc listy pochwalne i szydercze satyry, dzieła pobożne i rozpustne „Ragionamenti“.
Że te sprzeczności jakoś godziły się ze sobą — dość spojrzeć na obraz Wenery, obok obrazu Madonny Tycjana!
Nie szukajmy jednolitości w osobie pisarza i człowieka, nie starajmy się podciągać go pod jakiś wspólny mianownik syntezy. Aretino, to w jednej osobie awanturnik i korsarz literacki, pochlebca i „uomo libero“, rozpustnik i idealny kochanek, potwarca duchowieństwa i wierny syn kościoła, sybaryta i dobrodziej ubogich, literat z musu, a zarazem prawdziwy artysta!
Tylko bujna epoka Renesansu mogła wydawać typy podobne!

Pierwsze wydanie tej książki było rekordem wydawniczym. Tłumacz cieszył się bardzo widząc wzrost zainteresowania renesansową epoką literatury włoskiej. Gdy jednak z kolei pojawiły się dzieła takie jak „Żywot Dantego“, czy „Mandragola“ zainteresowanie to spadło do zera i bibljoteka włoska utknęła na kilku pierwszych tomach. Czyżby wypływał stąd wniosek, że należy przyswajać literaturze głównie dzieła obyczajowe i że Boy-Żeleński postokroć ma rację, kiedy mówi, że w pojęciu szerokich mas czytelników zostanie nazawsze nie tyle tłumaczem Balzac’a, czy Montaigne‘a, ile Robelaisa i Brantome’a.
Pojawienie się książki wywołało swego czasu wiele hałasu i oburzenia. Oburzali się oczywiście ci, którzy ją najżarliwiej czytali, zarzucając autorowi i tłumaczowi pornografję oraz „pochwalanie nierządu“(?). Z zarzutem tym walczyć nie będę, trudno bowiem po raz setny powtarzać, że moralność jest pojęciem względnem i że ludzie renesansu z innego punktu widzenia patrzyli na „obyczajność“ literacką. „Nagana i wytykanie palcem należy się tym, którzy te rzeczy czynią, nie temu, który je opisuje“ — mówi z rozbrajającą szczerością nowelista włoski z XVI w. Matteo Bandello.
Rodzimych hipokrytów możnaby uspokoić zapewnieniem, że dzieła Aretina, nie wyłączając „Żywota mniszek“ sprzedaje się publicznie wszędzie, że nawet w Rzymie można je dostać na dworcu kolejowym w taniem, popularnem wydaniu, jako „lettura amena“ do podróży i że Aretino, tak jak Rabelais, Brântome, Bandello, Firenzuola, Machiavelli (Mandragola), Giordano Bruno (Condelaio) czy Bibbiena nie jest pornografem, podczas gdy nim jest Dekobra i inne lubieżne świntuchy współczesne.

Tłumacz.




  1. „Jakżeż piękną jest młodość, a jednak przemija!
    Kto chce być wesoły, niech będzie,
    Albowiem jutro jest niepewne!“
  2. Żyjmy ojcze święty, ponieważ wszystko inne jest fraszką!
  3. Na Piazza Novana w Rzymie znajdowała się bardzo zniszczona rzeźba starożytna, przedstawiająca Meneleusa z ciałem Patroklesa. Pewien humanista wpadł na pomysł, aby na torsie marmurowym przyklejać rymy studentów, oraz wiersze własne. Z biegiem lat messer Pasquino stał się wykładnikiem ludowego humoru. O złośliwości jego języka najlepiej świadczy historja następująca:
    Papież Sykstus V pochodził z ubogiej rodziny z miasteczka Montalto; jego rodzona siostra, Kamilla, była zamłodu praczką. Zostawszy papieżem, Sykstus uczynił Kamillę księżniczką rzymską. W parę dni po nominacji zdziwiony lud ujrzał Pasquina, ubranego w strasznie brudną koszulę. Posąg Morforia zapytuje: Jakżeś ty śmiał bracie Pasquino ukazywać się na placu rzymskim w tak nieprzystojnej szacie? A Pasquino odpowiada: „Odkąd Kamilla została księżniczką, niema mi kto uprać bielizny“.
  4. „Umanita di Christo“. „Parafrasi sopra i sette salmi della penitenza di David“. „Alla somma bonta di Giulio III pontefice“: „La vita di Maria Vergine, di Catarina Santa, di Tomaso Beato“.
    Bezwartościowe prace hagjograficzne Aretina, pisane napuszonym, barokowym stylem, powstały w celu przypodobania się kurji i zdobycia kardynalskiej godności.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Pietro Aretino i tłumacza: Edward Boyé.