Jagoda

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Teofil Lenartowicz
Tytuł Jagoda
Pochodzenie Lirenka
Wydawca Księgarnia J. K. Żupańskiego
Data wyd. 1855
Druk M. Zoreus
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


JAGODA.

Po brzozowym cichym lesie
Dziewcze idzie, dzbanek niesie,
Niesie dzbanek z jagodami,
Z jagodami borówkami.
A dla Boga, co się dzieje,
Kto się śmieje? las się śmieje —
Kłaniają się przed nią drzewa, —
Ona śpiewa i las śpiewa.
Więc przystanie, dech zatrzyma,
Patrzy wkoło i nic niéma.

Dzięciół co ma dziobek spory,
Przysiadłże się téż do kory,

A wiwilga coraz świśnie —
Gęstwa, ledwie się przeciśnie. —
Z pod jałowcu zając skoczy
Z otwartemi śpiący oczy.
Mój zającu nie bójże się,

Ja borówki zbieram w lesie.
A toż ja ci nieprzeszkodzę,
Że ze dzbankiem sobie chodzę.
Gdybyś był nie uciekł w chrusty,
Dałabym ci liść kapusty,
Jak królikom, kiedy z jamki
Wyjdą z rana stare samki.
A za nimi ich przychowek,
Powymyka się z kryjowek.
Stara matka uchem strząśnie
Przybliży się, liścia kąśnie,
I powoli się oswoją,
Że i burka się nie boją.

Już powiadam że uciecha,
Oj frunęło coś z orzecha.

Z czubka drzewa co się chwieje,
Choć najmniejszy wiatr nie wieje.

Coś zalata, cości słychać,
Że aż chce się piersiom dychać,
Nocą spadły świeże deszcze
Bo się krople świecą jeszcze,
A na wrzosie co mnie moczy
Jak perełki stoją oczy.

Jagódeczka — pójdź do dzbana
Moja, moja, dana, dana.
(śpiewa)
Miała matka dwie sieroty
Chłopiec starszy siedmiolatek,
Jak aniołek jaki złoty
Co otwiera drzwi do chatek.

W koszulinie zawsze bosy
Przepasany wąską krajką;

Opalony, białe włosy,
Bóg wie gdzieby szedł za bajką.

A dziewczyna jakby fryga
Nigdzie miejsca nie zagrzała,
O! śpiewała, o! biegała,
Tylko że się w oczach miga.

Dobrze tym co mają matkę,
Miłe życie, czas wesoły,
Lecz gdy zajdzie wóz przed chatkę
Zaprzężony w siwe woły.

I kościelny dziadek stary
Od dzwonnicy linkę chwyci,
Za smętarzem dzionek szary,
Smutną zorzą się rozświci.

I krzyżyków tyle, tyle,
Pokaże się z poza płoty,

I sieroty na mogile,
Były we wsi dwie sieroty.
............
............
Jak zalata boże ziółko...
Gdzie tak spieszno pani pszczółko?
Już za sosną, już za górką,
Przyjdziesz do mnie na podwórko.
Jak mateńka miód wysyci,
To się przecież coś zachwyci.

Danaż moja, dana dana,
Gdybym poszła z rana,
Kiedy świat był w cieniu grubym
To już byłby dzbanek z czubem.

Już południe, słychać dzwonki.
Stary pastusz spędza z łąki.
To pawłowa — to graniata
Co kołatkiem tak kołata.

A to nasza krówka goni,
Co jéj dzwonek cienko dzwoni.
I od gaja aż do gaja,
Rozlega się ryk buhaja.
Jak zobaczy cudze chłopie
Zaraz staje, ziemię kopie,
A burek go łap za nogę,
Nie przestępuj ludziom drogę.
Dobre psisko nie napada
Na starego ze wsi dziada,
Ale za to jak posłyszy:
Pójdź tu burek, myszy, myszy,
Toż pod siebie ziemię spycha,
Kopie, kopie, potém kicha.
Coraz daléj dzwonki dzwonią
A brzęk leci równą bronią.
(śpiewa)
Pożegnała siostra brata,
Pożegnała temi słowy:
Kiedy idziesz za kraj świata,
Mój braciszku bywaj zdrowy.


Jak będziesz za siódmą rzeką,
Jak ci zgłuchną wiejskie dzwony,
Albo ja wiem jak daleko,
Obejrzéj się w nasze strony.

Gdzie nad chatą rozwaloną,
Nad kominem het wysoko,
Takie nieba jasne łono,
Jak nieboszczki matki oko.

Nie oglądaj się na człeka,
Ni na swoich co już w grobie,
Ale bracie wspomniéj sobie:
Że cię nasze niebo czeka.

Rosną wierzby nad wodami,
Nad zieloną pochyłością,
Kto pożegnał się ze łzami,
Ten powita się z radością.


Bywaj zdrowy, bywaj zdrowa,
Smutno świeci zachód złoty,
Długa żałość krótkie słowa.
Żegnały się dwie sieroty.
............
............

Danaż moja, dana, dana,
Jagódeczko pójdź do dzbana.
Jakoś idzie mi powoli,
A tu trzeba kupić soli.

Latoś było co nie miara,
Dziwiła się matka stara:
Że jak tylko w gaik wpadnę,
Wnet borówki niosę ładne.
A ja wcale się nie silę,
Wszędzie pełno, gdzie się schylę.
Rumienią się wkoło przy mnie:
Weźże i mnie, weźże i mnie,

I ja świeża i ja świeża, —
I już dzbanek po wybrzeża.
I mówiła mi jagodka:
Zjedz mnie, zjedz mnie, bo ja słodka.
A ja kładę do kozubka,
Tyś dla matki, moja lubka.

Ja dziewczyna nie łakoma,
Dadzą mi, jak wrócę doma,
A dziś chodzę dzionek cały.
Czyby ptaki wydziobały?
Oj wy ptaki nienasyte,
Widzę ja was choć ukryte.
Dziwuje się, kręci główką,
Nie pocieszysz się borówką.
Otóż widzisz, że nie twoja,
Tylko Boska, potém moja.
Danaż moja, dana, dana,
Jagodeczko pójdź do dzbana.
(śpiewa)
Płyną wody za wodami,
I z gałązek liść oblata;

Sieroteńka za górami,
Przewędrował kraje świata.

A chociaż mu nie zbywało
Ani soli, ani chleba,
Ale wszystko to za mało,
Bo swojego niemiał nieba.

I napisał liścik drobny,
Złotooczném piórkiem pawia,
Ale taki niepodobny,
Że co słówko to zakrwawia.

Niby nic mu nie potrzeba
Nad wodami, nad cudzemi,
Ale chciałby krzynkę nieba,
I wietrzyka z swojéj ziemi.

Wzięła siostra liść kaliny,
Napisała mało wiele,
Tyś braciszek, ty jedyny,
Tyś mi anioł w ludzkiém ciele.


I co przyszło jéj do głowy,
Wypisała wszystko na nim,
Teraz wietrze cichém wianiem
Zanieś listek kalinowy.
............
............
Przeleciałam kawał lasu,
Zarosiłam się do pasu,
Trzeba wracać, bywaj zdrowy
Mój gaiku brzezinowy.

Spieszy dziewcze drogą z lasku,
Dobrze nogom w ciepłym piasku,
A wciąż jedną nutę nuci,
Czyż jéj piosnka nie porzuci?
Nie porzuci, trudna rada,
Z wschodnim wiatrem na nią spada,
Między myśli jéj się plącze,
Skończ mnie, skończ mnie — nie, nieskończę.
(śpiewa.)
Miała matka dwie sieroty
Chłopiec starszy siedmiolatek

............
Cicho piosnko, dosyć psoty.
............
Najciekawszy był ostatek,
Coś o koniu, o szabelce,
Najpiękniejszy koniec dzieła.
Ja sam ciekaw byłem wielce,
Lecz dziewczyna się zawzięła.
I ustami różanemi
Szeptała jak woda zdroja:
Cichy pacierz: Wola Twoja
Jak na niebie tak na ziemi.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Teofil Lenartowicz.