Bakałarz. Pocóżeś się przywlókł do szkoły? Smyk. (drapiąc się w głowę). Aby się uczyć. B. Do czego ci to? S. Jużci, aby umieć. B. Do czegóż umieć? S. (myśli). Aby mieć. B. A po cóż mieć! Mądryś! S. Aby śmieć. B. Daj go katu! Dalej-że co? S. A co ma być? Aby jeść. B. Punctum. To verbum personale. Hic Rhodus. Jeść! Tak, wszystko się na tem kończy, że sobie wyrywamy to jadło! Hm! a najadłszy się, co? S. A no? — spać! B. Byle tylko nie marzyć, bo jak się człek zbudzi, A marzył o aniołach, nie chce mu się ludzi.
Chociażeś nie głupi Maciek, ale do szkoły trzeba już coś umieć. Co umiesz chłopcze? S. (myśli). Dużo — i — nic — B. Byle nie nadto; bo coś bardzo mędrkujesz... przecież coś umiesz? pismo znasz? S. Boże trochę — ludzkiego nie. B. Gdzieżeś Boże czytał? S. W polu i na obłokach, na słońcu i po miesiącu. B. Cóżeś z niego wysylabizował? S. Tylko to, że do szkoły mi potrzeba. B. Teraz z katechizmu. Wiele jest Bogów. [112]S. Tyle ile ludzi. B. Ile, co za licho? S. Ano, boć sobie każdy swojego na obraz własny i podobieństwo tworzy. B. Co tu z nim począć! Dyabeł mi cię tu nasłał! S. Nie, samem przyszedł. B. Wiele jest przykazań Bożych? S. Trzy. B. Pić! to coś nowego! ciekawym jakie? S. Boga chwal, ludzi kochaj, a siebie strzeż. Reszta się w tem znajdzie. B. Wiele jest grzechów głównych? S. (myśli). Jeden. B. Tylko! Wciorności cię porwały! a to co?? S. Takci. Grzech główny — samolubstwo... Jak krowa jest z niego wszystko udoić można. B. A wiele będzie cnót? S. Jużci, też jedna. B. Jaka? S. Miłość, z tej płynie reszta... B. (po chwili). A za naukę masz mi czem płacić? S. Pewnie, i to co najdroższe na świecie. B. Naprzykład? S. Sercem... B. (Porywa za miotłę z kąta) — A nie pójdziesz, że mi, niezdaro jakiś... i żebyś mi tu więcej nie wracał!
(Z Albumu „Kraków — Zagrzebiowi”) 1881 r. wydanie 3-cie str. 18.