Przejdź do zawartości

Iliada (Dmochowski)/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Homer
Tytuł Iliada
Data wyd. 1804
Druk w Drukarni Xięży Piarów
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Franciszek Ksawery Dmochowski
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

DZIEŁA
HOMERA.

Przez Franciszka Dmochowskiego.
Za pozwoleniem Zwierzchności.

ILIADA.




w WARSZAWIE ROKU  1804.
w Drukarni Xięży Piarów.




Res gestæ regumque ducumque et tristia bella,
Quo scribi possent numero, monstravit Homerus.[1]

HORATIUS.


DO JW. JMCI PANA
JOZEFA KALASANTEGO
OLIZARA
KAWALERA ORDERU ORŁA BIAŁEGO
FRANCISZEK DMOCHOWSKI.

Gdybym to dzieło ofiarował JWW Mści Panu, iako Obywatelowi, który przez swoie przymioty, i postępowanie w życiu publiczném, powszechną sławę pozyskał; byłbyto hołd uszanowania należący się Cnocie. Gdybym ie ofiarował, iako Mężowi posiadaiącemu gust naywyższy w Naukach, i na ich łonie naymilszéy dla siebie szukaiącemu zabawy; byłbyto hołd szacunku oddany Dowcipowi. Ale powody ofiary moiéy, ieśli nie są poważnieysze od tamtych, tedy są bez wątpienia świętsze. Przyymiy ią JWW Mść Pan, iako daninę przyiaźni, iako wyraz nayszczerszéy wdzięczności. Miło dla mnie wyznać publicznie, żem Ci iest winien tyle, ile człowiek człowiekowi winnym bydź może. Czas, okoliczności, sposób, nadały naywyższą cenę Twemu czynowi: głos serca naylepiéy Cię przeświadcza o iego szacunku; Ja szukam naywiększéy stąd dla mnie chluby, że go czuć umiałem. Może ta praca, ieśli nie z swoiéy wartości, (lubo niczego nie oszczędziłem, aby warta była oka Rodaków), to przynaymniéy z imienia Homera, które na sobie nosi, doydzie potomności. Niechże będzie świadectwem, oddaném nayślachetnieyszemu charakterowi, przez naysprawiedliwszą wdzięczność.



Dan w Warszawie
d. 4. Marca 1800.





O GIENIIUSZU
HOMERA
Z BARTHELEMY.[2]

Homer żył około czwartego wieku po woynie Troiańſkiéy. Już za iego czasów Grecy bardzo się w Rymotworſtwie ćwiczyli. Źródło przyiemnych zmyśleń, które są istotą, lub ozdobą Poezyi, ſtawało się codzień obfitszém: ięzyk iaśniał obrazami, a im mniéy był prawidłami ścieśniony, tém łatwiéy podawał się potrzebom Poety. Dwa wielkie zdarzenia, woyna Tebańſka i oblężenie Troi, ſtały się zabawą i ćwiczeniem naybiegleyszych dowcipów. Zewsząd poruszali się śpiewacy z lutnią w ręku, i ogłaszali Grekom dzieła ich dawnych bohatyrów.
Już pokazał się był Orfeusz, Linus, Muzeusz i wielu innych Poetów, których dzieła poginęły, a którzy podobno przez to sławnieyszymi się ſtali. Już ſtanął na zawodzie Hezyod; ten Hezyod, który, iak mówią, był rywalem Homera, i który w ſtylu pełnym słodyczy i harmonii, opisywał ród bogów, prace rolnicze, i inne rzeczy, które umiał interesuiącemi uczynić.

Homer zatém zaſtał sztukę iuż od nieiakiego czasu wyszłą z dziecińſtwa, a w któréy spółubieganie się codzień przyśpieszało poſtępek: wziął ią w piérwiaſtkowym iéy wzroście, i tak daleko wyniósł, że się iéy twórcą bydź zdaie.

Mówią, iż opiewał woynę Tebańſką i wiele innych dzieł złożył, któreby go z naypiérwszymi owego czasu Poetami zrównały: ale Jliada i Odyssea wynosi go nad wszyſtkich Poetów, którzy przed nim i po nim słynęli. W piérwszém dziele opisał niektóre okoliczności woyny Troiańſkiéy, w drugiém powrot Ulissesa do kraiu swego.

Podczas oblężenia Troi, zdarzył się taki przypadek, który szczególniéy zaſtanowił uwagę Homera. Achilles, obrażony od Agamemnona, oddalił się do swego obozu. Nieprzytomność tego bohatyra osłabiła woyſko Greckie, a dodała serca Troianom: wyszli oni z miaſta, stoczyli wiele bitew, w których prawie zawsze zwycięzcami byli: iuż nieśli ogień na okręty nieprzyiacielſkie, kiedy Patrokl pokazał się w zbroi Achillesa. Rzuca się na niego Hektor, i śmiertelnym razem na ziemię go obala. Achilles, który na prośby piérwszych woyſka wodzów ubłagać się nie dał, leci do boiu, mści się Patrokla śmierci, przez śmierć bohatyra Troiańſkiego, sprawia obchód pogrzebowy dla swego przyiaciela, a za okup, nieszczęśliwemu Pryamowi wydaie ciało syna iego Hektora.

Przypadki te, zdarzone w krótkim nader dni przeciągu, były ſkutkiem gniewu Achillesa przeciw Agamemnonowi, a w ciągu oblężenia czyniły osobny uſtęp, który od niego łatwo można było oddzielić. Ten uſtęp obrał sobie Homer za rzecz Jliady. W opisaniu trzymał się hiſtorycznego porządku: lecz żeby dał dziełu więcéy okazałości, wyſtawił sobie, podług przyiętego za iego czasów mniemania, że zaraz na początku woyny podzielili się bogowie między Troiany i Greki. Co żeby większy interes sprawiło, osoby te zrobił czynnemi: sztuka podobno nieznana przed nim, która dała początek rodzaiowi dramatycznemu; a któréy Homer z równie szczęśliwém powodzeniem użył w Odyssei.

W tém dziele więcéy widać sztuki i umieiętności. Już dziesięć lat upłynęło, iak Ulisses brzegi Jlionu opuścił. Niesprawiedliwi przywłaszczyciele trwonili dobra iego; chcieli ſtroſkaną przymusić żonę do powtórzenia związków małżeńſkich, i do uczynienia wyboru, którego iuż dłużéy przewlekać nie mogła. W tym właśnie czasie otwiera się scena Odyssei. Telemak, syn Ulissesa, wyprawia się na lądy Greckie, chcąc się dowiedzieć od Neſtora i Menelaia o losie oyca swego. Kiedy on bawił w Lacedemonie, tym czasem Ulisses rzuca wyspę Kalipsy, a po trudnéy żegludze, przez nawalnicę, na wyspę Feaków, przyległą Itace, wyrzuconym zoſtaie. Póki ieszcze handel nie zbliżył do siebie narodów, zbiegał się lud do cudzoziemca, chciwy dowiedzieć się o iego przypadkach. Przymuszony Ulisses zadosyć uczynić ciekawości dworu, w którym niewiadomość i upodobanie w rzeczach nadzwyczaynych do zbytku panowały, opowiada mu widziane od siebie dziwy, wzrusza go obrazem nieszczęść, które cierpiał, i odbiera pomoc w powrocie do pańſtwa swego. Przyieżdża, daie się poznać synowi, i z nim ſkuteczne bierze środki do pomszczenia się na spólnych nieprzyiaciołach.

Rzecz Odyssei trwa tylko dni cztérdzieści: lecz układ, który sobie obrał Homer, dał mu sposobność opisania wszyſtkich okoliczności powrotu Ulissesa, wyszczególnienia wielu przypadków woyny Troiańſkiéy, i okazania własnych wiadomości, których nabył w swoich podróżach. Zdaie się, że to dzieło zaczął pisać w podeszłym wieku; widać to z wielości opowiadań, ze spokoynego osób charakteru, i z owego słodkiego i wolnego ciepła, iakie daie słońce, gdy do zachodu się zbliża.

Lubo sobie założył Homer, podobać się szczególniéy wiekowi swoiemu; atoli widocznie okazuie się z Jliady, że narody zawsze są ofiarą rozdwoienia swoich wodzów; a z Odyssei, że roztropność z odwagą złączona, z naywiększych przeszkód, prędzéy lub poźniéy tryumf odnosi.

Ledwie Iliada i Odyssea zaczęły bydź znane w Grecyi, gdy się Likurg w Jonii pokazał. Gieniiusz poety, przemówił do gieniiuszu prawodawcy. Gdzie lud pospolity same tylko przyiemne widział zmyślenia, tam odkrył Likurg prawidła mądrości. Przepisał obadwa poemata, i zbogacił niemi swoię oyczyznę. Stamtąd się po wszyſtkich Grekach rozniosły. Pokazali się aktorowie, znani pod imieniem Rapsodów, oddzielaiący niektóre kawałki, i przebiegaiący z niemi całą Grecyą, która się ich słuchaniem nasycić nie mogła. Jedni opiewali męztwo Dyomeda, drudzy pożegnanie Andromachy, ci śmierć Patrokla, owi Hektora.

Przez takie rol podziały, zdawała się pomnażać sława Homera, ale ciąg Poematu psuł się nieznacznie: a gdy obawiać się należało, iżby z czasem nie było trudno złączyć z całością zbyt od siebie oddzielonych części; rozkazał Solon Rapsodom, aby zgromadziwszy się, nie brali przypadkiem osobnych czynów; ale im przepisał, żeby w opiewaniu trzymali się tego porządku, iaki zachował autor, i aby, na czém piérwszy ſkończył, od tego drugi zaczynał.

To rozporządzenie zapobiegło iednemu niebezpieczeńſtwu, ale zoſtawiło drugie, prędszego ieszcze zaradzenia potrzebuiące. Poemata Homera zoſtawione zapałowi i niewiadomości tych, którzy ie śpiewali, albo wykładali publicznie, kaziły się codzień w ich ustach. Przyprawiali oni ie o znaczne straty, i obce, a nie autora wiersze, do nich wciſkali. Pizystrat i syn iego Hippark ſtarali się o przywrócenie prawdziwego textu, radzili się biegłych Grammatyków, obiecali nagrody tym, którzyby im autentyczne Iliady i Odyssei ułomki przynieśli. Nareście po długiéy i ciężkiéy pracy, dwa te wspaniałe obrazy wyſtawili przed oczy Greków, równie pięknością układów, iak bogactwami szczególnych dzieła części zadziwionych. Rozkazał ieszcze Hippark, aby wiersze Homera podczas świąt Panateneyſkich[3], w przepisanym od Solona porządku, śpiewane były.

Potomność, nie mogąca, podług czynów, mierzyć chwały królów i bohatyrów, zdaie się tylko zdala słyszeć odgłos, który na świecie zrobili, i z większą go ieszcze okazałością naſtępnym wiekom przesyła. Lecz sławę autora, którego pisma zoſtaią, w każdém pokoleniu i w każdéy chwili porównywamy z temi prawami, które ią uſtanowiły: i chwała iego, ieſt owocem ciągłych zdań i wyroków, które o nim wieki wydaią. Chwała Homera tém bardziéy wzrosła, im lepiéy poznano iego dzieła, i im lepiéy ie cenić umiano. Nigdy Grecy tyle, co dzisiay, oświeconymi nie byli, nigdy też większego podziwienia dla Homera nie mieli. Imię iego ieſt we wszyſtkich uſtach, obraz przed wszyſtkich oczyma. Wiele się miaſt ubiega o ten zaszczyt, że w nich się urodził; drugie mu kościoły poświęciły. Argiienowie, którzy go w świętych obrzędach swoich wzywaią, corocznie posyłaią na wyspę Chio, dla uczynienia na cześć iego ofiary. Wiersze iego brzmią w całéy Grecyi, i są ozdobą nayokazalszych iéy uroczyſtości. W nich młodzież piérwszą naukę znayduie: w nich Eschil, Sofokl, Archiloch, Herodot, Demosten, Platon, i naylepsi pisarze wyczerpnęli, po większéy części, te piękności, które w ich pismach iaśnieią: w nich snycerz Fidyasz i malarz Eufranor nauczyli się godnie bogów pana wystawiać.

Cóżto za człowiek, który prawodawcom daie polityki prawidła? który Filozofów i Hiſtoryków sztuki pisania naucza, a Poetów i Mowców sztuki wzruszania? który wszyſtkie krzewi i ożywia talenta? a którego wyższość tak ieſt powszechnie uznana, iż względem niego nikt zawiści nie ma, iak względem ſłońca, które nas oświeca?

Wiem ia, że Homer szczególniéy własnemu narodowi podobać się musi. Znacznieysze domy Greckie, w dziełach iego znayduią początki swoich zaszczytów, a różne pańſtwa, epoki swoiéy wielkości. Częſtokroć dosyć było na iego świadectwie, do przywrócenia dawnych granic, między dwoma sąsiedzkiemi narodami. Lecz ta chwała, spólna z wielą zapomnianemi dziś autorami, nie potrafiłaby zrobić tego zapału, iaki dzieła Homera sprawuią. Innych potrzeba było sprężyn, aby panowanie nad umysłami Greków otrzymać.

Jeſtem Scytą[4] i harmoniia wierszy Homera, ta harmoniia porywaiąca Greków, często się przed zbyt grubemi zmysłami moiemi ukrywa. Ale nie ieſlem panem podziwienia mego, gdy go widzę, że tak powiem, wznoszącego się i lataiącego nad światem, rzucaiącego wszędzie wzrok zapalony, zbieraiącego ognie i farby, któremi rzeczy w jego oczach iaśnieią; znayduiącego się na radzie bogów, zgłębiaiącego ſkrytości serca ludzkiego; i natychmiaſt swoiemi ubogaconego wynalazkami, upoionego pięknościami natury, i nie mogącego znieść zapału, który go pożera, rozlewaiącego to wszyſtko obficie na swoie obrazy i wyrażenia, wyſtawuiącego w zapasach niebo z ziemią, i namiętności z namiętnościami; rażącego nas temi błyſkawicami światła, które są tylko gieniiuszu udziałem, porywaiącego żywością uczucia, która prawdziwą czyni wysokość, i zawsze zoſtawuiącego w umyśle naszym wyraz głęboki, który go rozciągać i powiększać się zdaie. Bo to ieſt właściwą i rozróżniającą go od drugich cechą, że wszyſtko ożywia, że temi poruszeniami nas unosi, któremi sam ieſt przeięty, że wszyſtko głównieyszéy namiętności poddaie, że ią ściga w jéy zapędach, w jéy obłąkaniach, w jéy nieuwagach; że ią aż pod obłoki wynosi, i znowu gdy trzeba, przez moc uczucia i cnoty strąca na dół, tak właśnie, iak wiatry wybuchaiący płomień Etny na dno przepaści wpychaią; że obiął wielkie charaktery, że moc, męztwo, i inne osób swoich przymioty rozgatunkował, nie przez zimne i nudne opisy, lecz przez szybkie i śmiałe pęzla pociągi, albo przez nowe zmyślenia, a niby przypadkiem po dziełach iego rozsiane.

Wſtępuię z nim do nieba: poznaię zaraz Wenerę po téy taśmie, z któréy uſtawicznie wybiegaią ognie miłości, niecierpliwe pragnienia, uwodzące wdzięki, i trudne do wyrażenia ust i oczu ponęty: poznaię Palladę po iéy popędliwości, po téy paiży, na któréy wisi Strach, Niezgoda, Gwałt, i okropna głowa przerażaiącéy Gorgony. Jowisz i Neptun są naymocnieysi z bogów: lecz Neptunowi trzeba tróyzęba do wzruszenia ziemi, a Jowisz, iedném oka ſkinieniem, całym wſtrząsa Olimpem. Zſtępuię na ziemię. Achilles, Aiax i Dyomed są naywięksi między Grekami bohatyrowie. Ale Dyomed na widok woyſka Troiańſkiego uchodzi, Aiax, po kilkokrotnym odporze, uſtępuie: Achilles się pokazuie, a woyſko Troiańſkie niknie.

Te różnice w świętych xięgach greckich, bo tak Iliadę i Odysseę nazwać można, nie są bliſko siebie wydane. Gruntownie poeta swoie wzory założył; oddzielał w potrzebie cienie, które do ich rozróżnienia służyły: i miał ie zawsze przytomne w umyśle, wtenczas nawet, gdy momentalne charakterom swoim dawał odmiany. Bo sztuka tylko sama daie ſtałą iednakość charakteru: ale natura żadnego takiego charakteru nie wydaie, któryby się w różnych okolicznościach życia nie zmienił.

Platon nie upatrywał dosyć godności w żalu Achillesa i Pryama; gdy piérwszy tacza się w piaſku po śmierci przyiaciela swego Patrokla, a drugi się, na krok upodlaiący go, dla otrzymania ciała synowſkiego, odważa. Lecz iakto dzika godność, która czucie przytłumia! Co do mnie, uwielbiam Homera, że równie, iak czyni natura, słabość obok mocy, a przepaść obok wysokości położył: uwielbiam go ieszcze więcéy za to, że mi, w nayprzemożnieyszym królu, naylepszego oyca, a nayczulszego przyiaciela, w naypopędliwszym bohatyrze, pokazał.

Słyszałem naganiaiących Homera, za mowy obelżywe, które iuż na zgromadzeniach, iuż w potyczkach, w uſta swym bohatyrom kładzie. Natenczas rzuciłem okiem na dzieci, które są od nas bliższemi natury; na pospólſtwo, które ieſt zawsze dziecięciem; na dzikich ludzi, którzy są zawsze pospólſtwem; i poſtrzegłem, że w tych wszyſtkich, gniew, nim się okaże przez ſkutki, wprzód się okazuie przez chlubę, zuchwałość i obelgę.

Słyszałem i to zarzucaiących Homerowi, że w proſtocie odmalował obyczaie tych czasów, które go poprzedziły. Rozśmiałem się z krytyki, i milczałem.

Lecz gdy mu za wyſtępek poczytuią, że bogów upodlił, wtenczas przeſtaię na przytoczeniu odpowiedzi, danéy mi od oświeconego Ateńczyka. Homer, mówił on, podług przyiętego za iego czasów zdania, słabości naszych bogom udzielił. Grał ich potém na teatrze Aryſtofan, i oycowie nasi téy bezbożności poklaſk dawali. Naydawnieysi Teologowie utrzymywali, że bogowie i ludzie ieden maią początek: i prawie toż samo za dni naszych Pindar wyśpiewywał. Nigdy więc nie sądzono, aby tacy bogowie wyrównać mogli temu wyobrażeniu, które o bóſtwie mamy. I w rzeczy saméy prawdziwa Filozofiia, przypuszcza wyższe nad nich ieſteſtwo, które im swoiéy mocy powierzyło. Ludzie oświeceni oddaią mu cześć w cichości: insi zasyłaią swe śluby, a czasem i ſkargi do tych, którzy to naywyższe ieſteſtwo zaſtępuią: Poeci zaś są podobni do poddanych króla Perſkiego, którzy biią czołem przed monarchą, a powſtaią zuchwale przeciw iego miniſtrom.

Niech ci, którzy się oprzeć mogą pięknościom Homera, rozwodzą się nad iego wadami. Bo na cóż ukrywać? spoczywa częſto, a czasem i drzymie. Lecz w spoczynku swoim podobny ieſt do orła, który przebiegłszy niezmierne nieba przeſtrzenie, zmordowany, na wysokiéy ſkale upada: a sen podobny do snu Jowisza, który podług wyrazu samegoż Homera, budzi się ciſkaiąc pioruny.

Kto o Homerze, nie przez roztrząsanie, lecz przez uczucie, nie podług prawideł czeſtokroć dowolnych, lecz podług nieodmiennych praw natury, sądzić będzie; ten pewnie się przekona, iż godzien ieſt tego mieysca, które mu Grecy naznaczyli.





O GIENIIUSZU
HOMERA
Z POPE.

Powszechne ieſt zdanie, że gieniiusz wynalezienia, w wyższym ſtopniu Homer, nad wszyſtkich pisarzów, posiadał. Wirgiliusz może z nim sprawiedliwie walczyć o chwałę rozsądnego napisania: drudzy mogą sobie pochlebiać, że w innych gatunkach doszli doſkonałości: ale co się tycze wynalezienia, nikt mu dotąd nie zrównał. Nie trzeba się więc dziwić, że go miano zawsze za naywiększego poetę, ponieważ naywięcéy wygórował w tym przymiocie, który ieſt prawdziwym gruntem Poezyi. W rzeczy saméy, talent wynalezienia rozdziela wielkie gieniiusze na różne rzędy, i każdemu swoie mieysce naznacza. Przy upornéy nauce, przy głebokiéy wiadomości, wspartéy sztuką i przemysłem, można wszyſtkie zwyciężyć trudności, można sobie prawo do wszyſtkiego przywłaszczyć, prócz chwały wynalezienia. Ale kto tym gieniiuszem zaszczycony, ma razem materyały i sztukę potrzebną do dobrego ich użycia. Bez takiego gieniiuszu rozsądek tyle tylko dokaże, że zręcznie z rzeczy swoiéy wyyśdź potrafi. Sztuka ieſt zdatną szafarką, umieiącą przyzwoicie używać ſkarbów natury. Mimo wszyſtkich pochwał, które dziełom rozsądku dać można, nikt nie zaprzeczy, że wszyſtkie w nich umieszczone piękności przyznać trzeba wynalezieniu. Tak porządne ogrody, którym sztuka naydoſkonalszy i naywybornieyszy układ dała, nie maią żadnego drzewa, żadnego kwiatu, któryby nie był darem natury. Całe wysilenie sztuki na tém się kończy; że nam wyſtawia piękności natury w porządku, który nas uderza, ściąga nasze oko, i którym, bez zmordowania, zabawiać się możemy. Z téy myśli łatwo dochodzę przyczyny, dla czego wielu krytyków dowcip rozsądny i porządny, nad dowcip wyniosły i obfity przenoszą. Łatwiéy dla nich zaſtanawiać się nad symetrycznym i ograniczonym ogrodem, dziełem sztuki: aniżeli przebiegać rozległy i rozmaity przeſtwór natury.

Dzieło Homera, ieſt nakształt dzikiego ogrodu, w którym daią się widzieć piękności wszelkiego rodzaiu, ale w wielkiéy liczbie: i wcale dziwić się nie trzeba, ieśli ich oko, tak łatwo, iak w symetrycznym ogrodzie, rozeznawać nie może. Służyłoby mu ieszcze porównanie obfitéy szkółki, zamykaiącéy zarodki i piérwsze płody każdego gatunku. Można w niéy, podług upodobania, wybrać sobie iakie krzewy, zasadzić ie, i do swoiéy przyprowadzić doſkonałości. Jeżeli niektóre młode drzewa nadto w gałęzie i liść wybuiały, przyczyna tego nie inna ieſt, tylko żyzność gruntu: ieżeli się inne nie udały, to dlatego, że od drugich przyciśnione i przyduszone zoſtały.

Tencito dzielny duch wynalezienia, różnieca w pismach Homera ogień, którego gwałtowność porywa człowieka, maiącego prawdziwie poetyckiego ducha: on ożywia wszyſtko, co tylko opisuie, wszyſtkiemu daie ruch, życie i czynność. Jeśli ma nas uwiadomić Homer o radzie woiennéy, lub bitwie, nie opowiada nam zimno, co się tam mówi, lub czyni: ale mocą swoiéy imaginacyi, ten boski poeta, odrywa czytelnika z jego mieysca, i przemienia go w ſłuchacza, lub świadka. Idzie iak woyſko od niego opisane, i że użyię własnych poety wyrazów, zapala wszyſtko, co tylko napotka[5]. Wszakże, chociaż iego imaginacya ieſt wszędzie żywa i mocna; iednak na początku poematu w całym swym blaſku nie iaśnieie: ale nakształt koła, własnym zapalaiącego się biegiem, ogień iego rośnie z rzeczą, wnet ſtaie się pożarem, który równie poetę, iak czytelnika ogarnia. Dokładny porządek, trafność myśli, piękność rytmu, wszyſtko to mogło się naleźć w wielu innych poematach: w niewielu przecięż rymotworcach widzimy ten ogień poetycki, ten entuzyazm, który ieſt nayślachetnieyszém dziełem imaginacyi. Bez tego atoli, na co się przydadzą w poemacie wszyſtkie inne przymioty, choćby do naywyższego doſkonałości ſtopnia posunięte? Przeciwnie, ieśli w dziełach, w których nie ſtarano się o nie, uyrzemy blaſk tego ognia; próżno przeciw nim targnie się krytyka: wtenczas nawet, gdy im odmówimy naszéy pochwały, dziwić się im przymuszeni będziemy. Gdziekolwiek on iaśnieie, mimo znayduiących się wad, sam ściąga naszę uwagę: tak iasność ſłońca nie pozwala nam widzieć ſkaz, które się w tym globie znayduią. Ten ogień w Wirgiliuszu, zdaie się, iakby przez śkło odbity, ale zawsze równy i ſtały. W Stacyuszu i Lukanie rzuca niekiedy krótko trwaiące płomienie. W Miltonie ieſt nakształt ognia w piecu, którego gorące ciepło uſtawnie przez sztukę utrzymywane. W Szekspirze podobny do ognia niebieſkiego, wtenczas razi nasze oczy, gdy się go naymniéy spodziewamy. Ale w Homerze, i w nim samym tylko, wszędzie żywe i czyſte światło rozlewa, zapala wszyſtko, i nic mu się oprzeć nie może.

Ponieważ talent wynalezienia ieſt panuiący w charakterze Homera, i szczególną kładzie różnicę między nim i innemi pisarzami; okażmy, iaką mu nad innych daie wyższość, w głównieyszych częściach, dzieło iego ſkładaiących.

Jako planeta, przez moc przyciągania, nayodlegleysze ciała w swoim zakresie prowadzi za sobą; tak Homer, przez moc swoiéy imaginacyi, zebrał do swego dzieła wszyſtko, co nayosobliwszego i naywspanialszego wyſtawia natura. Nie dosyć, iż ze sztuk i umiejętności wziął wszyſtkie zewnętrzne kształty i obrazy rzeczy, dla zrobienia tylu rozmaitych opisań, a tak trafnych i dokładnych; nie dosyć, że złożył charaktery bohatyrów z nayodmiennieyszych przymiotów, iakie bądź w namiętnościach, bądź w obyczaiach znaydować się mogą; czynnością gieniiuszu swego, przymuszony zapuścić się w obszernieyszą sferę, nową drogę i żadnemi nie określoną granicami, dla swoiéy imaginacyi wynalazł; i wymyślaiąc baykę, nowy świat, dla swoiego użycia, utworzył. Piérwszy Homer dał to Poezyi, co Aryſtoteles iéy duszą nazywa. Zaſtanówmy się więc naprzód nad nim, iak nad wynalazcą bayki: ta rzecz, przed innemi, nasuwa się pod naszę uwagę.

W troiſtym względzie można uważać baykę: iak podobną do prawdy, iak allegoryczną, i iak podziwienie sprawuiącą. Bayka podobna do prawdy, ieſt opowiadanie czynów, które w zwyczaynym biegu natury mogłyby się zdarzyć, ale przez użycie ich od Poety, z rzędu prawd wyłączone bydź muszą. Tego rodzaiu ieſt hiſtorya fundamentalna wiersza bohatyrſkiego: iakoto, Powrót Ulissesa, Przybycie Troian do Italii. Gniew Achillesa ieſt rzeczą Iliady: materya nayproſtsza i naykrótsza, iaką kiedy mógł obrać poeta. Ale Homer umiał iéy dać rozmaitą poſtać, przez tyle przypadków, które się z nią koniecznie połączone bydź zdaią, a z których tyle wynika naradzeń, mów, bitew, ſłowem, tyle wszelkiego gatunku uſtępów; że inne poemata, w osnowie swoiéy tak rozwlekłe i tak mało trzymaiące się prawideł, nie interesuią nas ani tak żywo, ani tak ciągle, iak dzieło Homera. Widać w niém, że akcya zawsze dąży do swego celu. Rzecz Iliady nie trwa nad pięćdziesiąt dni. Wirgiliusz, nie poczuwaiąc się do takiego ognia i takiéy obfitości, chciał ich niedoſtatek zaſtąpić, obierając materyą więcéy czasu i czynów obeymuiącą, i w jednym rysie zamykaiąc osnowę Iliady i Odyssei, zrobił poema, które iednak ledwie ma czwartą część wierszy Homera. Podobnie czynili drudzy Poeci epiczni. Im mniéy mieli poetyckiego ognia, tém więcéy przymieszali baiek: przez to zepsuli iedność akcyi, a czytelnicy błąkaią się w tém mnóstwie przypadków, przez które aż nadto dzieła swoie przewlekli.
Lecz nie tylko w wymyśleniu planu poematu ſłabi naśladowcy Homera, niżsi są od swego wzoru, ale nawet myśli uſtępów swoich od niego pożyczać muszą. Jeżeli Homer daie nam dokładne wyliczenie woyſka, oni, aby podobne zrobili wyliczenie, wszyſtkie natężaią siły. Jeśli sprawia igrzyſka pogrzebowe dla Patrokla, Wirgiliusz podobne sprawia dla Anchizesa. Jeśli Ulisses odwiedza cienie, toż samo w Wirgiliuszu czyni Eneasz, a w Syliuszu Scypion. Jeżeli powaby Kalipsy powrót iego wſtrzymuią, równie Eneasza zatrzymuie Dydo, Rynalda Armida. Achilles rozgniewany na Agamemnona, przez połowę poematu oddalony ieſt od woyſka: Rynald niekontent z Goffreda, przez równy przeciąg czasu nie znayduie się w obozie. Homer daie boską zbroię Achillesowi; Wirgiliusz i Tasso czynią podobne dary swym bohatyrom. Wirgiliusz nie tylko krok w krok poſtępował śladami Homera, ale gdy się chciał puścić drogami, których mu ten wielki człowiek nie utorował, innych poetów Greckich wziął za przewodników. Jeśli damy wiarę Makrobiiuszowi, hiſtoryą Synona i wzięcia Troi przepisał z Pizandra. Tenże autor twierdzi, że miłość Jazona i Medei w Apolloniiuszu, była wzorem, z którego utworzyła się czwarta xięga Eneidy.
Pódźmy teraz do bayki allegorycznéy. Powszechne ieſt mniemanie, że Homer w swoich allegoryach zamknął taiemnice natury i Fizyki. Któż się nad tém nie zadziwi? Jak płodną musiał mieć imaginacyą poeta, który piérwszy w osobach wydał własności żywiołów, poruszenia duszy, cnoty i przymioty! który umiał dać im kształt i ubiór ſtosowny do ich charakterów, naznaczył im rolę zgodną z naturą rzeczy, przez te nowe iestestwa wyſtawionych! W naſtępnych wiekach zrobiłże który poeta co podobnego w tym rodzaiu? Nie zaiste, i raczéy ich z rozsądnego uięcia, niżeli z obfitego przydania chwalimy. Bo gdy w poźnieyszych czasach sposób się odmienił, i umiejętności wzięły cechę naywiększéy prostoty, teraźnieysi poeci tak ſłuszne mieli przyczyny porzucić dawny sposób pisania, iak ſłusznie użył go Homer. Może ta okoliczność nie była nieszczęśliwa dla Wirgiliusza, że się urodził w wieku, kiedy mu nie było trzeba całego dowcipu wynalezienia, dla dopełnienia wszyſtkich allegorycznych części poematu.

Bayka zadziwiaiąca zamyka rzeczy nadprzyrodzone, a szczególniéy to, co machiną poematu zowiemy. Jeśli nie piérwszy Homer, iak myśli Herodot, do Greków religii, bogów wprowadził; zdaie się, że piérwszy ich użył, aby Poezyą rzeczami zadziwiaiącemi ozdobił: i tak był szczęśliwy, że przez nie dziełu swemu naywiększy blaſk i godność nadał. Ci, których naybardziéy obraża ſłowne brzmienie textu o bogach, nie oſkarżaią Homera, iako wynalazcę tych świetnych marzeń. Filozofiia i Religiia może sprawiedliwie takowym machinom przyganiać: ſkutek atoli tak ieſt wielki, że w ich użyciu zawsze sobie ludzie podobali. Nic ieszcze dotąd nie wymyślono, coby okazalszy widok sprawiło; a ci, którzy co nowego na to mieysce wprowadzić usiłowali, wcale nie byli szczęśliwi. Nakoniec, po tylu odmianach, iakim pańſtwa i religiie podlegały, bogowie Homera są ieszcze dotąd bogami Poezyi.

Roztrząśniymy teraz charaktery osób, a uznamy, że żaden Autor tyle ich na scenę nie wyprowadził, że są nieſkończenie odmienne, że w nas z wielką mocą i żywością poruszenie sprawuią. Każdy z bohatyrów ma coś sobie szczególniéy własnego: i żaden malarz nie mógł, odmiennemi rysami, twarzy ich bardziéy od siebie rozróżnić, iak ich rozróżnił Homer przez obyczaie. Trudno dokładniéy oznaczyć rozmaite ſtopnie przywar i cnót. Sam przymiot odwagi, lubo w tak licznych charakterach Iliady, nieſkończone ma różnice. Waleczność Achillesa czyni go zapalczywym i nieugiętym; popędliwa ieſt w Dyomedzie, iednak nie przeszkadza mu ſłuchać przeſtrogi i poddawać się rozkazom wodzów. Waleczność Aiaxa ma coś ciężkiego i dumnego: w Hektorze ieſt czynna i czuła. Przywiązanie do władzy i ambicya ieſt cechą odwagi Agamenmona: w Menelaiu połączona ieſt z dolbrocią i troſkliwością o los ludu. W Idomeneiu widzimy proſtego i naturalnego bohatyra. W Sarpedonie zaſtanawia nas odwaga osłodzona przez grzeczność. Ta godna podziwienia i rozsądna rozmaitość, nie tylko się znayduie w głównieyszym przymiocie, ſkładaiacym istotę każdego charakteru; ale widzieć ią można w rzeczach od niego zależących: i Homer daie na to baczność. aby w nie wyraźnie przymiot głównieyszy wpływał. Tak roſtropność ieſt charakterem panuiącym Ulissesa i Neſtora. W piérwszym ieſt sztuczna i ukryta; w drugim naturalna, otwarta i prawą idąca drogą. Z téy różnicy w roſtropności, wynika różnica w ich odwadze: bo piérwszy wszyſtkie przedsięwzięcia zasadza na oſtrożności, drugi na doświadczeniu. Nadtobyśmy się rozszerzyli, gdybyśmy w tym rodzaiu wszyſtkie przytaczali przykłady. Wirgiliusz nie wyſtawia nam charakterów, tak znacznemi rysami od siebie rozróżnionych. Ledwie można doſtrzedz w nich odmiany: a gdzie nawet ieſt widocznieysza, nie tak nas żywo, iak w poecie Greckim, uderza. Charakter odwagi we wszyſtkich osobach prawie iednaki. Odwaga nawet Turna, nie ma nic sobie właściwego, chyba to tylko, że ieſt wyższa nad innych. Nie widzimy żadnéy cechy; rozróżniaiącéy męſtwo Menesta, Sergiesta, Kloanta. Łatwo także doſtrzedz możemy, że we wszyſtkich bohatyrach Stacyusza, iednakowa zapalczywość panuie. Odwaga zaiadła i dzika wydaie się w Kapaneiu, w Tydeiu, w Hippomedonie: i tak są podobni do siebie, żeby ich można wziąć za braci. Już dosyć zaſtanowiliśmy się nad charakterami. Jeżeli czytelnik zechce dłużéy nad tą zatrzymać się materyą, i roztrząsnąć w tym względzie wszyſtkie epiczne i tragiczne poemata; łatwo się przekona, że w tym rodzaiu wynalezienia, Homer nieſkończenie ieſt wyższy od wszyſtkich poetów.
Mowy uważać należy, iako ściśle z charakterami związane, ponieważ tyle są doſkonałe, lub niedoſkonałe, ile są zgodne, lub niezgodne z charakterami osób, na scenę wyprowadzonych. W Iliadzie, rozmaitość mów odpowiada rozmaitości charakterów: i większa ieſt, niżeli w którymkolwiek bądź poemacie. Każda tam rzecz ma swoie obyczaie. Trudno sobie wyſtawić, iak mało wierszy Homer, w tak długiém dziele, na opowiadanie używa. W Wirgiliuszu część dramatyczna nierównie mnieysza od hiſtorycznéy, i częſto iego mowy, są uwagami, albo raczéy myślami ogólnemi, któreby, w podobnych okolicznościach, w uſtach innych dobrze się wydały. Ale że w nim osoby nie maią właściwego charakteru, więc przez wzgląd na zgodność rzeczy, mowy usprawiedliwić można. Czytaiąc Wirgiliusza, więcéy mamy autora przed oczyma, niż gdy czytamy Homera. Te wady są ſkutkiem zimnieyszéy imagiuacyi, która nas mniéy do rzeczy przywięzuie. Homer nas czyni swymi ſłuchaczami, Wirgiliusz, czytelnikami zoſtawia.
Jeżeli nadto zaſtanowimy się nad sentymentami, obaczymy tenże blaſk imaginacyi w wysokości i delikatności myśli. Longin twierdzi, że Homer naywięcéy w téy części wygórował. Trzebaż innego dowodu, na okazanie wielkości i wyboru sentymentów Homera, iak to, że maią wielkie do Pisma Sgo podobieńſtwo? Duport, w Gnomologii Homerowéj, zebrał bardzo wiele w tym rodzaiu przykładów. Sprawiedliwie zatém ieden znakomity pisarz mówi, że ieśli Wirgiliusz nie ma wiele myśli nizkich i pospolitych, niema też znowu tyle ślachetnych i wysokich; i że Łacińſki poeta rzadko się podnosi do tych wielkich sentymentów, gdy się wzorami Iliady nie zagrzeie.
Jeżeli uważymy ieszcze opisy, obrazy, porównania, wszędzie panuiący gieniiusz wynalezienia poſtrzeżemy. Bo iakiemuż talentowi przyznać tę zdumiewaiącą liczbę wszelkiego rodzaiu obrazów, w których wszyſtkie szczegóły i okoliczności przyrodzenia przez rozległą i obfitą imaginacyą zebrane, znayduiemy? Ona sama mogła przedmioty, iak obecne, pod różnemi wględami uważać, i wyraźną ich cechę na sobie wycisnąć. Nie dosyć dla Homera, że nam doſkonale rzecz każdą wydaie, częſto ią z rozmaitych ſtron w szczegółach pokazuie: a żaden malarz lepiéy nad niego doſtrzegać nie umiał. Trudno się dość wydziwić iego bitwom: zabieraią one połowę Iliady, a tyle się w nich znayduie rozmaitych wydarzeń, że żadna bitwa nie ieſt do drugiéy podobna: nigdy dwóch bohatyrów iednako ranieni nie zostali. Nakoniec, taka ieſt obfitość ślachetnych wyobrażeń, że zawsze naſtępna bitwa przewyższa poprzedzaiącą w wielkości, w okropności i pomieszaniu. Pewna, że w żadném poemacie epiczném nie znaydziemy tyle obrazów i opisów. Wszyscy poeci, którzy przyszli po Homerze, pożyczali ich od niego: a w szczególności Wirgiliusz nie ma prawie żadnego porównania, któregoby miſtrzowi swemu nie był winien.
Jeżeli przeniesiemy uwagę do wyrażenia, uznamy, iak świetna imaginacya poety nayżywszych mu obrotów doſtarcza. Trudno nie wyznać, że on ieſt oycem ſtylu poetyckiego, i że piérwszy ięzyka bogów, ludzi nauczył. Można iego wyrażenie porównać do kolorów wielkich malarzów, które nawet, w nayniedoſkonalszych dziełach, poznać ich daią. Wyraz iego mocny, pełen ognia i z naywiększą biegłością używany. Sprawiedliwie Aryſtoteles powiedział: że ten sam poeta ſłowa żyiące wynalazł. W jego poemacie znayduią się figury i przenośnie śmielsze, niż w innych. Nigdy atoli nie używa wyższego wyrazu od rzeczy, którą maluie; owszem ſtosuie go do niéy nayściśléy. Zawsze w nim uczucie, daie moc i wielkość wyrazom: ſłowem, ſtyl Homera zawsze ieſt do rzeczy ſtosowny. Ile ieſt ognia w myśli, tyle świetności w jéy wyrażeniu.
Zapewne, dla podniesienia swego ſtylu, daleko wyżéy od ſtylu prozy, ſtarał się używać Homer ſkładanych przymiotników. Takowe ſkładanie szczególniéy ſłuży Poezyi, nie tylko, że podnosi i uślachetnia ſtyl, ale że lepiéy napełnia liczbę rytmu, więcéy mu daie brzmienia i okazałości, a w ſłowach maluiąc rzeczy, tém mocnieysze wyſtawia ich obrazy.
Nakoniec zaſtanowiszy się nad rytmem Iliady, uznamy, że swoię cenę winien wynalezieniu autora. Nie przeſtał Homer na ięzyku, iaki znalazł w niektórych powiatach Grecyi; ale z pomiędzy różnych dyalektów wybrał wyrazy, które za nayzdolnieysze do upięknienia i wydoſkonalenia miary rytmowéy osądził. Uważał ie, iako ſkład mniéy, lub więcéy samogłosek i spółgłosek maiący, i używał w wierszu podług tego, iak mu chciał nadać więcéy ſłodyczy, lub mocy. U niego miara wiersza nie tylko nie zatrudnia myśli, ale wzmagając się razem z ogniem poety, maluie obrazy tém żywiéy i doſkonaléy, że dźwięk wyrazów ſtosuie się do rzeczy, którą wyſtawia. Stąd rodzi się owa przedziwna harmoniia, i musimy wyznać, że Homer, nie tylko miał dowcip nayobfitszy, ale naydelikatnieysze ucho, iakiém kiedy natura człowieka obdarzyć mogła. Na dowód téy prawdy; dosyć ieſt uważać sam dźwięk wiersza: nie umiejąc nawet ięzyka, czuć można w nim więcéy ſłodyczy, wspaniałości i rozmaitości, niżeli w jakiémkolwiek bądź piśmie w prozie, lub wierszu. Zgadzaią się krytycy, że Wirgiliusz w tym punkcie ſłabszy ieſt w porównaniu z Homerem: ale razem tę winę ięzykowi łacińſkiemu przyznaią. Jakoż ięzyk Grecki przewyższa w tém inne ięzyki, tak co do brzmienia wyrazów, iako co do obrotu i spadku wiersza: żaden w téy mierze ięzyk porównać się z nim nie może. Znał to dobrze Wirgiliusz, i dlatego wszyſtkie siły natężył, aby ięzykowi swoiemu dał wdzięki, iakiemi tylko mógł bydź ozdobiony: osobliwie, nigdy nie uchybił dać wierszom brzmienia, ſtosownego do rzeczy. Ale ieżeli poecie Łacińſkiemu większa liczba dziwi się w tym punkcie, niż poecie Greckiemu; nie masz w tém nic szczególnego. Mniéy krytyków zdatnych było sądzić o iednym, niż o drugim ięzyku. Dyonizy z Halikarnassu, w traktacie o szykowaniu wyrazów, wiele mieysc z Homera przytoczył, w których znayduią się tego gatunku piękności. Dosyć ieſt uważyć, że iego wiersze tak łatwo idą, iż zdaie się, iakoby Homer nie miał innéy pracy, tylko pisać to, co mu dyktowały Muzy; a razem tak są mocne i żywe, że nas iak dźwięk trąby obudzaią i zapalaią. Płyną na kształt rzeki, któréy wody, w równém zawsze poruszeniu, napełniają zawsze iéy koryto. Unoszą nas pędem silnym, ale razem naysłodszym.
A zatém, z jakiegokolwiek bądź względu sądzić będziemy Homera, zawsze nas wynalezienie naywięcéy zaſtanowi: iego dzieło we wszyſtkich częściach uważane, z wynalezienia ma właściwą sobie cechę i zaletę. Osnowa w nim obszernieysza i obfitsza, niż w którymkolwiek poecie, charaktery żywiéy i mocniéy wydane, mowy silnieysze i dzielniéy przenikaiące, uczucia więcéy maiące ognia i ślachetności, wyrazy wyższe i śmielsze, miara wiersza bystrzeysza i rozmaitsza. Przekonany ieſtem, że w tém, com powiedział o Wirgiliuszu, pod tym względem, każdy zdanie moie za zgodne z charakterem tego poety osądzi, ani mnie o pokrzywdzenie iego obwiniać nie zechce.
Pospolity sposób sądzenia o wielkich autorach, ieſt bardzo nierozsądny i błędny. Wyymuie krytyk niektóre z nich mieysca, porównywa iedne z drugiemi, i stąd przywłaszcza sobie prawo ſtanowić o szacunku całości. Nie tak w naszém roztrząsaniu sprawić się powinniśmy. Należy, wciąż czytaiąc autora, powziąć o iego charakterze, prawdziwe i pewne wyobrażenie, i uchwycić te cechy doſkonałości, które są iemu właściwe. Nad tym głównym przymiotem szczególniéy zaſtanawiać się powinniśmy: ſtopień iego wygórowania, będzie wymiarem naszego szacunku.
Nie widzimy, żeby który autor, a nawet iaki człowiek, celował nad innych więcéy, niż iednym przymiotem. Jeżeli Homer przewyższa wszyſtkich przez wynalezienie; Wirgiliuszowi, rozsądek w ułożeniu, daie podobne piérwszeńſtwo. Nie mówię ia, żeby tego przymiotu nie miał Homer, dlatego, że go Wirgiliusz w wyższym ſtopniu posiadał; albo że Wirgiliuszowi brakowało gieniiuszu wynalezienia, że takiego gieniiuszu miał więcéy Homer: Obadwa ci wielcy ludzie łączą te dwa przymioty, w wyższym może ſtopniu, nad wszyſtkich innych pisarzów. Dopiero porównywaiąc iednego z drugim, można powiedzieć: ten mniéy miał sztuki, ten mniéy imaginacyi. Homer był większym gieniiuszem, Wirgiliusz lepszym sztukmiſtrzem. W piérwszym dziwimy się robotnikowi, w drugim robocie. Homer nas porywa i unosi z taką mocą, która bynaymniéy na nasze zezwolenie nie oczekuie: Wirgiliusza wspaniałość, pełna wdzięków, nas pociąga. Homer rozlewa z ślachetną rozrzutnością; Wirgiliusz daie wspaniale, ale z umiarkowaniem. Homer podobny do Nilu. wylewa swoie ſkarby przez nagłe wezbrania: Wirgiliusza porównać można z rzeką, która nigdy nie wychodzi ze swego koryta, i któréy bieg zawsze ieſt spokoyny i iednaki. Gdy czytam ich bitwy, zdaie mi się, że poeci są podobni do ſławionych od siebie bohatyrów. Homer podobny do swego Achillesa, którego nic nie wſtrzyma, któremu nic się nie oprze, który wszyſtko rozpędza: im większy ieſt zgiełk i zamieszanie, tém większa w nim żywość i zapał. Wirgiliusz rozumnie śmiały, iak iego Eneasz, w naywiększym ogniu rozprawy, pokazuie się z krwią zimną, układa, rozporządza wszyſtko, i spokoynie bitwę wygrywa. Jeśli rzucimy okiem na ich machiny, porównamy Homera z Jowiszem, wzruszaiącym Olimp, rażącym błyſkawicami, grzmiącym piorunami, i cały świat boiaźnią napełniaiącym. Wirgiliusz podobny ieſt do tegoż bóſtwa, pełnego dobroci ku ludziom, naradzaiacego się z bogami, otwieraiącego im swoie myśli, i mądrze rozporządzaiącego założenie i wzroſt narodów.
Ale wreście to samo powiedzieć można o wielkich talentach, co o wielkich cnotach: są one bliſkie iakiéy niedoſkonałości: a trudno ieſt wytknąć granice, to ieſt ściśle oznaczyć, gdzie się kończy dobre, gdzie się złe zaczyna. Jak roſtropność zbliża się niekiedy do nieufności, tak zbytek rozsądku czasem zimnym czyni poetę: a iak wspaniałomyślność może póyśdź aż do bezrozumnéy rozrzutności, tak zbytek imaginacyi powściągać się nie umie, i przesadzone twory wydaie. Takowe przyiąwszy prawidło, ieśli się nad wadami Homera zastanowimy, uznamy, że pochodzą z téy ślachetnéy przywary, albo lepiéy mówiąc, ze zbytku tego świetnego przymiotu.
Między innemi zarzutami, uczynionemi Homerowi, naywięcéy się krytycy rozciągnęli nad temi zadziwiaiącemi wymysłami, w których go obwiniają o przeſtąpienie granic podobieńſtwa do prawdy. Lecz można to samo powiedzieć o wielkich gieniiuszach, co o ludziach olbrzymiéy postawy. Gdy całe swoie siły natężą, albo lepiéy mówiąc, gdy siebie samych przewyższyć pragną; dokazuią czynów, tak ogromnie wielkich, że ledwie im uwierzyć można. Ta uwaga powinnaby nas wstrzymać od naganiania Homera, że wprowadził mówiące konie, i Wirgiliusza, że mirty krwią ciekące odmalował. Trzeba było udać się do pomocy iakiego bóstwa, aby takiemu wymyſłowi zachować podobieństwo do prawdy.
Dla téy saméy rozległości imaginacyi, porównania w Homerze są zanadto rozciągłe i przydaniem wielu okoliczności obciążone. Stąd sądźmy o iéy żywości i mocy, że poeta nie mógł iéy zatrzymać w téy iednéy okoliczności, do któréy ściągało się porównanie: przydaie on wszelkie ozdoby i obrazy, mogące mieć iakikolwiek z nią ſtosunek: w takich atoli ſtopniach umié ie układać, że nigdy glównéy okoliczności nieprzyćmiaia. Porównania Homera są podobne do owych obrazów, gdzie postać głównieysza, nie tylko ma swoie wymiary, zgodne z oryginałem; ale ieszcze bierze ozdobę z perspektywy i innych okras, które z rzeczy zręcznie wyciągnione bydź mogły. Przez tęż samę uwagę łatwo wymówić ſkupienie wielu porównań, które iedne po drugich naſtępuią, gdy mu imaginacya poddawała mnóſtwo różnych, a ſtosownych do rzeczy obrazów. W tymże samym sposobie, nie trudno odpowiedzieć na inne podobnego gatunku zarzuty.
Drudzy zarzucaią Homerowi, raczéy brak i małość dowcipu, niż zbytek. Ale doyrzałe roztrząśnienie okaże, że te mniemane wady, czasowi w którym żył, nie poecie, przyznane bydź powinny. Takie są: że bogów grubemi, a bohatyrów z przywarami i niedoſkonałościami wyſtawił. Zanadto delikatni są dzisieysi krytycy, z niesmakiem patrzący, że w Homerze bohatyrowie sami się zatrudniaią rzeczami, które oni za podłe i niewolnicze uznaią. Mnie się zdaie, że dla człowieka rozsądnego, bardzo przyiemnym ieſt widokiem, proſtota owego wieku, tak przeciwna przepychowi i zbytkom wieków naſtępnych. Miło ieſt widzieć monarchów bez ſtraży, synów królewſkich pilnuiących trzód swoich, a córy królów czerpaiące własną ręką wodę z krynicy. Czytaiąc Homera, powinniśmy pamiętać, że mamy w ręku naydawnieyszego pisarza pogańſkiego świata; a ta uwaga ukontentowanie nasze podwoi. Niech więc krytycy raz nad tém dobrze się zaſtanowią, że w Homerze poznaią się z narodami, których iuż nie masz, że się w naydawnieyszą zapuszczaią ſtarożytność, że będą mieli przed oczyma rzeczy, których obrazu gdzie indziéy nie obaczą. Naoſtatek, niech maią w pamięci, że w samych dziełach Homera znayduią się obrazy tego dawnego świata. Tym sposobem wszyſtkie ich trudności znikną, a to, co niesmak w nich sprawiało, zmieni się dla nich w źródło roſkoszy.
Przez tę samę uwagę, wymówić ieszcze można w Homerze ciągłe używanie iednychże epitetów, w oznaczeniu bogów i bohatyrów: iak naprzykład, Feb zdala strzelający, Pallas modrooka, Achilles prędkonogi. Smieszne i niesmaczne, mówią krytycy, takowe powtarzanie. Co się tycze epitetów, ściągaiących się do bogów; oznaczały one moc i urzędowanie tym bogom właściwe. Używano ich w obrzędach publicznych i ofiarach: skąd tyle nabrały powagi i uszanowania, że się ſtały nieoddzielnemi tych bóstw przymiotami. Trzeba było we wszyſtkich okolicznościach oddawać im hołd z temi razem przymiotami: inaczéy byłoby to uchybić istotnym obowiązkom Religii.
Co się tycze oznaczeń bohatyrów, Boileau był tego zdania, że one ſłużyły za przezwiſka, i iako przezwiſka były powtarzane. Grecy nie nosili imion swych oyców, a zatém, mówiąc o iakiéy osobie, ſtarali się iakim sposobem onę od drugich osób rozróżnić. Więc mianowali albo imię rodziców, albo mieysce urodzenia, albo ſtan człowieka: iakoto: Alexander syn Filipa, Herodot z Halikarnassu, Dyogenes Cynik. Homer ſtosował się do zwyczaiów swoiego kraiu: a epitetów użył, iako poetyczniéy wyrażaiących. I my w naszych dzieiach podobne oznaczenia znayduiemy. Ale może ta uwaga bardziéy okazuie własność epitetów, niżeli od powtarzania ich wymawia. Przydaymy więc ieden domysł. Hezyod, wyliczaiąc wieki świata, umieścił wiek czwarty, między miedzianym i żelaznym. W nim żyli ci bohatyrowie, synowie bogów, którzy walczyli pod Tebami i pod Troią: nazwano ich półbogami, i z łaſkawego względu Jowisza, roſkoszne życie na wyspach szczęśliwych prowadzą. Takowe przypuściwszy mniemanie, nie mogłożby bydź, że między innemi boskiemi honorami, otrzymali i ten zaszczyt, równie iak bogowie, żeby ich imiona nigdy nie były wspominane, bez dołożenia przyiemnego im oznaczenia, a które razem rozgłaszało chwałę ich rodu, czynów i cnoty?
Inne zarzuty przeciw Homerowi są mało warte odpowiedzi. Naywięcéy ie czynili ci nierozsądni krytycy, którzy chcieli wynieść Wirgiliusza z uszczerbkiem Homera; co właśnie na to wychodzi, gdyby kto chcąc wychwalić architekta, dowodził, że fundamenta iego budowy nic nie warte. Czytaiąc w nich porównania tych dwóch ludzi, zdaie się, iak gdyby nigdy nawet nie słyszeli, że Homer był piérwszy. Na tę iednak uwagę każdy pamiętać powinien, kto czyni porównania między tymi dwoma poetami. Są tacy, którzy to samo naganiaią w Homerze, co chwalą, czemu się dziwią w Wirgiliuszu. Przenoszą utwór Eneidy nad Iliadę, że w piérwszéy bohatyr ieſt roſtropnieyszy, umiarkowańszy, i iego czyn użytecznieyszy dla oyczyzny: a nie zważają, że dla tychże samych przyczyn, powinniby dadż Odyssei piérwszeńſtwo nad Eneidą. Chcieliby, aby Homer to uczynił, czego nigdy nie zamierzył czynić. Za złe maią, że nie wyſtawił Achillesa tak dobrym, tak doſkonałym, iak Eneasz: a nie widzą, że moralność iego poematu wyciągała charakteru, wcale przeciwnego charakterowi bohatyra Eneidy. Tak rozprawia Rapin w porównaniu Homera i Wirgiliusza. Drudzy odłamuią sztuki Homera, mniéy wypracowane, niż Wirgiliusza, i one porównywają: Oto cały obrót Skaligera w jego Poetyce. Inni obwiniają go o wyrazy, które im się zdaią zbyt podłe i nizkie: do tego im powodem ieſt częſtokroć fałszywa delikatność, i śmieszna wykwintność, a nayczęściéy, że piękności oryginału czuć nie mogą. Tryumfuią natenczas, ale to z niezgrabności swoich tłumaczeń; tak czyni Perrault. Inni chlubiąc się z ślachetnieyszego sposobu poſtępowania, kładą różnicę między osobiſtą wartością Homera i iego dziełem: lecz gdy idzie o naznaczenie przyczyny téy wielkiéy ſławy, którą mu Iliada zjednała, utrzymuią, że się na niewiadomości owego czasu, i przesądzie wieków naſtępnych zasadza. Myśl tę daléy ieszcze posuwaią. Podług nich, Homera ſława iedynie wzrosła z przyczyny sporów, które o niego całe miaſta prowadziły: lubo, w rzeczy saméy, te spory były ſkutkiem podziwienia, które iuż miano dla tego wielkiego człowieka. Nie możnażby równie powiedzieć o Wirgiliuszu, lub innym pisarzu, któryby w jakimkolwiek bądź rodzaiu wygórował? Nie podobna, aby iego dzieła nie pociągnęły rozmaitych wydarzeń, które tém bardziéy imie autora rozgłoszą. Byłożby sprawiedliwą rzeczą, tym iedynie zdarzeniom iego chwałę przyznawać? W takim sposobie poſtępuie la Motte, który iednak zgadza się, że w jakimbykolwiek żył wieku Homer, byłby naywiększym poetą w swoim narodzie: a w tém znaczeniu, można go uważać za nauczyciela tych nawet, którzy go przewyższyli.
Wszyſtkie więc zarzuty, nie są zdolne osłabić praw Homera, które mu nadaią chwalebne imie piérwszego wynalazcy. A ponieważ wynalezienie jeſt cechą charakteryczną Poezyi; póki naſtępcy nie wyrównaią mu w tym przymiocie, póty w dziedzictwie piérwszego mieysca zoſtanie. Mnieyszy dowcip może bydź podległy mniéy wadom, zyſka podziwienie u pewnego rodzaiu krytyków: lecz ten ogień imaginacyi pociągnie głośnieysze i powszechnieysze okrzyki. Homer nie tylko ieſt wynalazcą Poezyi, ale w tém przechodzi wszyſtkich wynalazców, że naſtępcom swoim wydarł chwałę wynalezienia. Z jego materyałów mogą oni co odciąć, inaczéy rozłożyć, ale nic nie przydadzą. On pokazał w sobie, co może naywyższa i naypłodnieysza imaginacya utworzyć. Jeśli nie we wszyſtkich usiłowaniach zarówno potrafił się utrzymać, to dlatego, że we wszyſtkiém sił swoich doświadczał. Takiego rodzaiu dzieło może bydź przyrównane do drzewa, które z naywiększą ſtarannością i przemysłem pielęgnowane, kwitnie i naywybornieysze owoce wydaie. Natura i sztuka wysiliły swoię dzielność do iego wzroſtu: ukontentowanie i pożytek, szacunek iego pomnaża. Jeśli rozsądek iaką w niém wadę upatruie, tę chyba, że nadto wybuiało w gałęzie, które, dla dania mu lepszego kształtu, obciąćby należało; lecz ta sama wada ze zbytecznéy drzewa płodności pochodzi.





WIADOMOSC

O ŻYCIU I DZIEŁACH

HOMERA.

Nic nie masz sławnieyszego nad imię Homera, nic niepewnieyszego nad okoliczności życia tego oyca Poezyi. To podziwienie, które w nas czytanie dzieł iego sprawuie, wzbudza oraz ciekawość dowiedzenia się, o czasie urodzenia, o sposobie życia tak nadzwyczaynego człowieka. Ale co o nim ſtarożytność podała, i co troſkliwie miłośnicy Poezyi Homera pozbierali, bardziéy próżną nasyca ciekawość, niżeli rozsądnemu umyſłowi dogadza. Rzućmy iednak okiem, na te osobliwsze i dziwne o Homerze podania. W tym względzie są one godne zaſtanowienia, że okazuia, w jak wielkim szacunku ten rzadki człowiek bydź musiał, gdy iego urodzenie i życie tylą dziwnemi powieściami uzacnić chciano.
Jedni powiadaią, że matka iego z piersi swoich miód w uſta dziecięciu wpuszczała, że to dziecię znaleziono rano, z dziewięcią synogarlicami igrające, i z téy okoliczności kościół dla dziewięciu Muz wyſtawiono. Drudzy go czynią synem Merkurego; inni piszą, że Gieniiusz, kochanek Muz, był iego oycem. Inni twierdzą, i to naymniéy sporom podpada, że Homer był ślepy; tylko początek iego ślepoty cudownéy przyznaią okoliczności. Maiąc śpiewać czyny Achillesa, poszedł cień iego z grobu wywoływać. Wychodzi bohatyr w swoiéy świetnéy zbroi: przypatruie mu się poeta, ale blaſkiem przerażony, zaćmiony, wzrok utraca. Wszyſtkie te podania nie z innego wynikaią źródła, tylko z entuzyazmu, który doſkonałość wzbudza. Lecz ieśli miłośnicy Homera nadto chcieli uślachetnić iego urodzenie i życie; znaleźli się ludzie zazdrośni, którzy mu zupełnie chwałę dowcipu wydrzeć usiłowali, i stąd urodziły się dzikie przeciwnego rodzaiu o Homerze powieści.
Dyodor Sycyliyſki wzmiankuje, że była Dafne Sybilla, córka Tyrezyusza, która wyroki boga Delfickiego wspaniałemi wierszami wykładała, i że niemi Homer swoie poemata przyozdobił.
Suidas pisze, że Palamed, ieden z wodzów Greckich w czasie oblężenia Troi, był wybornym poetą, i że o téy woynie, wiele wierszy napisał: że Homer, przedsięwziąwszy w téyże materyi zrobić poema, dzieło Palamada zatracił.
Inni innych cytuią pisarzów, chcąc odebrać Homerowi chwałę tworczego gieniiuszu. Wspominaią nieiakiego Korynna, iakoby ten zrobił poema o oblężeniu Troi; ale nie przywodzą nikogo, coby to poema widział. Mówią także o Dyktysie z Krety, i o Daresie z Frygii, których mamy ułomki, lubo fałszywie im przyznane. I tych także miał złupić Homer.
Powiadaią ieszcze, że Homer zszedł się w Korcyrze z nieiakim Dcmodokiem, w Itace z nieiakim Femiiuszem. Piérwszy, podług Plutarcha, miał pisać o woynie Troiańſkiéy: drugi, o powrocie wodzów Greckich do swoiéy oyczyzny.
Ptolomeusz Efeſtyon twierdzi, że była w Memfis kobieta, zwana Fantazya, która daleko czasy Homera poprzedziła. Napisała dzieło o oblężeniu Troi, i o powrocie Ulissesa. Homer będąc w Egipcie, znalazł sposób, doſtać tych dzieł, i wſkazanego w nich planu trzymał się w układzie swoich poematów. Zapewne ta Fantazya, nie co innego była, tylko własny dowcip poety. Ale co dowodzą te wszyſtkie powieści? Nie zaprzeczamy, żeby nie byli iacy wierszopisowie, którzy poprzedzili Homera: lecz możnali twierdzić, aby im Homer swoie dzieła był winien?
Nie tylko zarzucaią Homerowi wſtydliwe xięgokractwo, utrzymuią nadto, że nie był piérwszym swego wieku poetą; że od Hezyoda w walce poetyckiéy był zwyciężony. Ale to twierdzenie żadnemi dowodami nie wsparte. Hezyod, mówiąc sam o swoiém zwycięztwie, nic nie wspomina o zwyciężonym, a o Homerze żadnéy wzmianki nie czyni. Nakoniec życie Homera szczególnieyszym kończą sposobem. Miał bydź ostrzeżony od wyroku, aby się chronił zagadek: nie dociekł iednak, coby przez to chciał wyrok znaczyć. W Chio zadali mu zagadkę rybacy: nie mogąc iéy rozwiązać, umarł z żalu i wſtydu. Podobną powieść dziecinną mamy o śmierci Aryſtotelesa.
Czytamy w Herodocie opis życia Homera: ieſt to tkanina drobności i rzeczy do wiary niepodobnych. Lecz że z niéy wzięte są po większéy części wszyſtkie baśnie o Homerze, przeto treść tego pisma umieszczamy.
Homer urodził się w Smirnie na 168 lat po oblężeniu Troi, a 622. przed wyprawą Xerxesa. Matka iego, imieniem Kryteis, bez związku ślubnego, zoſtała nim ciężarną. Poſłana była od ſtryia swego do Kum z Izmaniiaszem, który był iednym z przewodców, do założenia osady w tém mieście, nowo zbudowaném. Obchodząc uroczyſtość, w towarzyſtwie innych niewiaſt, nad rzeką Melas, porodziła Homera: i z téy okoliczności dano mu imię Melezygena. Przez czas nieiaki żyła z pracy rąk swoich: aż nareście Femiiusz, nauczyciel szkoły w Smirnie, poiął ią za żonę. Po śmierci oboyga rodziców, Homer wziął po Femiiuszu urząd nauczyciela, i tak dobrze się sprawił, że powszechny zyſkał szacunek. Potém kapitan okrętu, imieniem Mentes, odciągnął go od szkoły, i do wędrowania z sobą namówił. Zwiedził z nim Hiszpaniią, Italią: ale dla płynienia oczu, musiał go w Itace zoſtawić. Tam przyiął Homera do swego domu ieden człowiek bogaty, sprawiedliwy, i miłosierny, który mu znacznieysze przypadki Ulissesa opowiedział. Powrócił Mentes, wziął go z sobą, i zawiózł do Kolofon, gdzie ſłabość iego oczu, tak się powiększyła, że nareście zupełnie oślepł. W tak smutnym ſtanie, poiechał do Smirny, spodziewaiąc się pomocy od dawnych znaiomych, a razem, żeby się zupełnie Poezyi poświęcił. Próżne iego były nadzieie: przyszedł do oſtatniéy nędzy. Udał się więc do Kum: tam ieden ſkórnik, zwany Tychy, dał mu u siebie przez czas nieiaki schronienie. Obiecywał chwałę miaſta rozgłosić w swoich wierszach, byleby mu tylko sposób do życia opatrzono: lecz mieszkańcy odpowiedzieli, że ślepych żywić nie chcą. Stąd poeta Homerem, to ieſt niewidzącym był nazwany. Z Kum udał się do Focei: tam nieiaki Teſtoryd, nauczyciel szkoły, obiecał go żywić, pod warunkiem, aby mu wiersze swoie przepisać pozwolił. Przyſtał na to Homer, oſtatnią przyciśniony potrzebą. Skoro tylko Teſtoryd doſtał tak szacownego ſkarbu, udał się z nim do Chio: tam podobny do naszych komedyantów, cudze recytuiąc wiersze, nie mało zyſkał pieniędzy, gdy tym czasem ich autor w Focei z głodu umierał. Osoby stamtąd przybyłe powiadały, że szkolnik w tém mieście też same wiersze rozgłaszał, któremi się w Focei Homer, iako swemi, zaszczycał. Przedsięwziął więc poeta póyśdź do Chio. Niedaleko tego miaſta przyięty był od Glauka pasterza, którego psy ledwie go nie zjadły. Ten zaprowadził go do swego pana. Talenta Homera zjednały mu naylepsze przyięcie, tak dalece, że mu edukacyi dzieci swoich powierzył. Homer zrobił sobie wielką sławę, a Testoryd uciekać musiał. Założył w Chio szkołę Poezyi: zebrawszy cokolwiek maiątku, ożenił się i miał dwie córki. Imiona Menty, Femiiusza, Mentora, Tychego, dla tego są w Homera poematach wspomniane, aby się wywdzięczył swoim dobroczyńcom, których doznał pomocy. A ponieważ miał chęć udać się do Aten, mówił z pochwałą o tém mieście, chcąc przysposobić Ateńczyków do dobrogo siebie przyięcia. Wsiadł na okręt: ale ten zatrzymał się w Samos. Tam Homer przepędził zimę, śpiewając swoie wiersze na ulicach, przy drzwiach domów znacznieyszych obywatelów. Znayduie się między iego dziełami pieśń, w któréy prosi o iałmużne, przedziwnie pięknie w Polſkim iezyku , od Franciszka Kniaźnina wydana.

Do domu tego przychodzę,
Gdzie samo szczęście przebywa.
Słyszałem wszędy po drodze:
Mąż tu w dostatki opływa.
Niechay otworzą te wrota!
Skarb tu wnidzie nieprzebrany:
Za nim cześć, zdrowie, ochota,
I pokóy wszystkim żądany.
Użytku rodzay wszelaki
Zaymie śpichlerze, obory,
Pełne owoców przetaki,
Pełne warzywa komory.
Naraią swachy życzliwe
Synowę piękną, i młodą:
Niech ią muły niepotkliwe
Do domu tego przywiodą.
Tu ona niechay wyszywa,
I nuci u swéy kądziele;
A z szczęśliwemi szczęśliwa,
Wasze pomnoży wesele.
Z jaskółką równie coroczną
Powrócę do was, powrócę:
Nogi tu moie wypoczną,
I piosnkę wdzięczną zanócę.
Oto iuż chwila upłynie,
Jako stoiemy przy progu:
Czyli co dacie, czyli nie,
Równo polecim was Bogu.
Nie mieszkać pospołu z wami,
Ani przyszedłem tu bawić:
Chodzę ia między Grekami
Szukać uczynnych i sławić.

W dalszéy podróży do Aten, w Jo wpadł w chorobę, z któréy umarł: pochowany na brzegu morſkim.
Może w tym opisie życia Homera przez Herodota, bydź co prawdziwego: iednak umysł rozsądny z trudnością się ſkłoni, aby wszyſtkie okoliczności uznał za prawdziwe.
Inni wyciągali życie Homera, z jego poematów, mniemaiąc, że w wielu mieyscach dzieł swoich, własne wyraził przypadki. Naprzykład w Odyssei daie iednemu poecie imie Femiiusza: stąd wnoszą, że Femiiusz był iego miſtrzem w Poezyi. Wspomina o poecie Demodoku, że, mimo swéy ślepoty, dobrze był przyymowany w domach królów: stąd domyślaią się, że Homer siebie samego w téy poſtaci wyſtawił, i że całe życie, śpiewaiąc swoie wiersze, u progu ludzi bogatych przepędził. W Odyssei rzucaią się na Ulissesa psy iego własnego pasterza: otoż to samo zdarzyło się Homerowi. Wspomina o Tychym rzemieślniku, który zrobił puklerz dla Aiaxa: ieſt to dowód wdzięczności Homera, za odebrane wsparcie od tego rzemieślnika. Mówią, że w obrazie kobiety, żyiącéy z pracy rąk swoich, własną matkę odmalował. Tak zmyślenia wzięte były za rzeczywiste przypadki, i gdzie poeta pięknemi obrazami chciał przyozdobić swe rytmy, tam znaleziono historyka, opisuiącego własne zdarzenia.
Co można rozsądnie o Homerze powiedzieć, to zapewne, że nie zaraz żył po woynie Troiańſkiéy. Niepodobna, żeby się urodził ślepym, lubo mógł w ciągu dalszego życia wzrok utracić. Dzieła iego naylepiéy zbiiaią tę mniemaną ślepotę. Z jaką dokładnością opisuie miaſta, góry, rzeki! w jakich farbach wyſtawia swoie obrazy! z jaką mocą i rozmaitością wydaie wszyſtkie powierzchowne passyi wzruszenia! Mógłżeby w tym sposobie ślepy malować naturę? Sprawiedliwa uwaga Paterkula: Jeżeli kto rozumie, że Homer ślepym się urodził, ten sam ze wszystkich zmysłów ogołocony. Dzieła iego są dowodem, że wiele wędrować musiał. Egipt w naydawnieyszych czasach był kolebką umieiętności. Dyodor Sycyliyſki dowodzi, że Homer ten kray odwiedził, ponieważ w swoich poematach czyni wzmankę o Egipſkich umieiętnościach: a w swoich zmyśleniach ich obyczaie wyraża. Bogowie Homera noszą imiona piérwszych królów Egiptu. Dwunastodniowa uczta u Etyopów, ma stosunek z tém, że Egipcyanie, posągi swoich bogów, na tyleż dni do Etyopii, na pewną uroczyſtość, wysyłali. Zwyczay prowadzenia zmarłych za iezioro, na mieysce bardzo roſkoszne, był mu powodem do utworzenia bayki o Styxie i o polach Elizeyſkich.
Zdaie się, że szczególniéy Homer ſtarał się poznać Grecyą, swoię oyczyznę. Druga xiega Iliady, w któréy wylicza okręty, dokładną Jeografiią całéy Grecyi zamyka. Znayduiemy w niéy imiona, i położenie miaſt, gór, równin, bieg rzek, rozległość i granice każdéy okolicy, własności każdéy ziemi. Oddali to świadectwo Homerowi ci, którzy na mieyscu iego opisania sprawdzali. Trzeba także przyznać, że Homer przebiegł całą Azyą mnieyszą, opisał doſkonale króleſtwo Pryama, wszyſtkie narody sąsiedzkie i sprzymierzone wymienił. Może bydź, że w opisaniu podróży Ulissesa, gdzie wzmiankuie o portach Sycylii, i przyległych wyspach, zaprowadził swego bohatyra na wszyſtkie mieysca, które sam zwiedził. Odbywszy te wędrowki, zapewne nad ſkończeniem i wydoſkonaleniem swoich poematów pracował. Twierdzą, że na ſtarość utracił oczy, i osiadł w Chio: powiadaią, że go tam odwiedził Likurg, prawodawca Sparty. Ale podobnieysza do prawdy, że dopiero po śmierci Homera, przywiózł z Azyi Likurg iego poemata do Grecyi.
Jeżeli z pism Homera mało dowiedzieć się można, o okolicznościach iego życia, są one niezbitém świadectwem iego oświecenia, dowcipu i serca. Był zapewne iednym z nayoświeceńszych swego czasu ludzi, i w poematach swoich, głównieysze owego wieku wiadomości poświęcił. Znał obyczaie narodów, znał z podania zwyczaie przeszłych wieków, nabył w swoich podróżach poznania ludzi, i umiał ich malować. Znał moralność, ieśli nie z teoryi, to z uczucia; miał wiadomość Chirurgii, bo w owych czasach, nayznakomitsi ludzie przykładali się do téy nauki. Można doſtrzedz w Iliadzie iakieś początki taktyki dawnych; można widzieć, iak oni wzmacniali obóz, iak w polu bitwy ſtaczali. Jeżeli kunszta były ieszcze w kolebce za iego czasów, iednak z opisów Homera pokazuie się, że się nad niemi ciekawie zaſtanawiał. Obfitość rzeczy, dowodzi mnóſtwa iego wiadomości, a uwagi nad niemi, rozum głęboki i rozsądny. Ogień w jego opisach oznacza byſtre poięcie i żywą imaginacyą. Dowcip przyiemny i wesoły musiał bydź udziałem tego, który rzecz swoię umiał tak pięknie ozdobić. Pochwały dawane swemu kraiowi, zaświadczaią, że był przywiązany do swoiéy oyczyzny; a z tonu, iakim mówi o dobroci, ludzkości, gościnności, trzeba wnosić, że sam te cnoty posiadał. Ze sposobu opowiadania dawnych historyy i licznych powieści, znayduiących się w jego dziełach, sądzić można, że lubił wiele mówić, i zdaie się, że siebie samego w osobie Nestora chciał wyrazić. Utrzymuią, że nie gardził winem i dobrém iedzeniem, ponieważ o tém częſto mówi w swych pismach. Jakoż Horacyusz powiedział:

Laudibus arguitur vini, vinosus Homerus.
Że Homer piiał, wina dowodzą pochwały.

Można ieszcze twierdzić, że nie był nieprzyiacielem kobiet. W każdéy okoliczności, opisuie wdzięki płci pięknéy, wystawiaiąc ią iako cel żądań człowieka. Andromacha, Helena, Penelopa, odmalowane są w różnym sposobie, ale tak, że każda serce do siebie chwyta. Wodzowie, zachęcaiąc żołnierzy do męztwa, obiecuią im w nagrodę piękne kobiety. Ci sami wodzowie, maią w namiotach młode niewolnice, i ſtary nawet Nestor ma swoię dziewczynę. Lecz ieżeli wyrazy i wiersze Homera, daią nam uprzedzaiące wyobrażenie o miłych iego przymiotach, iakież dopiero zdanie powinniśmy o nim powziąć z jego milczenia? Ten wielki poeta, przy nadzwyczaynym gieniiuszu, musiał bydź razem nayſkromnieyszym człowiekiem, gdy ani ſłowa o sobie samym nie powiedział.
Iliada i Odyssea, są dwa dzieła, których niezaprzeczonym ieſt autorem Homer. Nie wszyscy się zgadzaią, że Batrachomyomachiią, czyli woynę myszy z żabami, on napisał: równie ieſt wątpliwa, czyli hymny, które pospolicie pod iego chodzą imieniem, prawdziwie do niego należą. Przyznaią ieszcze Homerowi dzieło komiczne, pod tytułem Margites; dzieła poważne: Zburzenie Echalii, którego Herkules miał bydź bohatyrem, Małą Iliadę, w któréy opisał wzięcie Troi i powrot Greków. Z tego poematu miał Wirgiliusz wziąć hiſtoryą Synona. Wspominaią ieszcze i o innych dziełach Homera. Jeżeli iego ręki były, mamy sprawiedliwą przyczynę żałować, że nas nie doszły: ale Iliada i Odyssea, któremi się cieszymy, znośnieyszą nam czynią ſtratę innych dzieł tego oyca Poezyi.
Wyłożywszy to, co się ściąga do życia Homera, przebieżmy teraz krótko hiſtoryą dzieł iego: zaſtanówmy się, iakie o nich zdania w różnych wiekach były wydane. Naywiększe dowcipy żyły częſtokroć w ukryciu: nie znali ich spółcześni: albo że się w niskim i ubogim ſtanie urodziły, albo że kochały osobność, w któréy sobie szczególniéy ludzie uczeni podobaią, a osobliwie poeci. Dopiero po śmierci zaczęto się o nich pytać; i gdy imiona ludzi, którzy żyli wśród bogactw i świetności, dzisiay w wieczném zapomnieniu zagrzebane; ten i ów autor, nieznany za życia, ſtał się ozdobą swoiego wieku i oyczyzny, roſkoszą potomności. To właśnie zdarzyło się Homerowi: żaden autor nie był mniéy znany, co do swoiéy osoby, a więcéy co do dzieł swoich.
Podług Plutarcha, podróż Likurga do Azyi, ieſt piérwszą epoką ſławy Homera. Wtenczas, mówi, obaczył dokładny zbiór iego Poezyi, który zapewne Kreofila wnuk dochował. Ten mędrzec widząc, że bawiący ton poety, nic nie uymował mocy Filozofii, że gruntowne maxymy mądrości i polityki, z wesołemi obrazami i przyiemnemi zmyśleniami połączył; przepisał te szacowne dzieła, i przyniósł z sobą do Grecyi. Prawda, że w tym kraiu znane iuż były wtedy cokolwiek wiersze Homera: widziano niektóre oddzielne z jego poematów ułomki, ale nikt ieszcze całego zbioru nie widział. Samemu więc Likurgowi ten szacowny ſkarb winniśmy; bez iego ſtarania zapewneby go niedbalſtwo, niewiadomość, albo zły gust, o zgubę przyprawiły. Ten wielki polityk maiąc w przedsięwzięciu dadź prawa krnąbrnemu i niezgodnemu ludowi, widział, że dobra Poezya nayſkuteczniéy przyłożyć się może do okrzesania i wykształcenia umysłów. Dlatego obowiązał Talesa, Kreteńſkiego poetę, do napisania wierszy o posłuszeństwie i zgodzie. W zbiorze praw swoich zamierzył sobie złączyć i spoić w jedno ciało, swoich spółziomków, a razem ich ſtrasznymi nieprzyiaciołom uczynić. Do tego celu zdawały mu się dziwnie zdatne wiersze Homera. Maxymy w jego poezyach, tu i owdzie rzucone, naywięcéy iedność i zgodę spółeczną zalecaią: całe zaś poema zapałem woyny oddycha. Dotego wiersz Iliady, interesował szczególniéy Lacedemończyków: w nim cała Grecya bierze się do broni, pod dowództwem króla Sparty, i chwalebny tryumf nad Azyą odnosi. Dla téy przyczyny Iliada, tyle się podobać była powinna ludowi Lacedemońſkiemu, ile podobała się prawodawcy, a tém samém przyłożyć się do szczęśliwego nowych praw zaprowadzenia. W téy pamiątce, widział mieszkaniec Sparty, podniesione zaszczyty oyczyzny, a razem brał z niéy podnietę, aby tę chwałę utrzymał. Dlatego Kleomen w apoftegmatach Plutarcha, Homera Lacedemończyków poetą nazywał. Nakoniec, ieśli Homer wiele winien Likurgowi, niemnieysze są Likurga dla Homera obowiązki.
Już wiersze tego poety pokazały się w Grecy i, ale ciągłego i zupełnego zbioru nie było. Oddzielne te ułomki, miały swoie tytuły: iakoto: Bitwa przy okrętach, Śmierć Dolona, Waleczność Agamemnona, i t. d. Takowe ułomki nazywano Rapsodyami, a Rapsodami tych, którzy ie śpiewali. Z jakiém ukontentowaniem Grecy, znaydowali w tych Poezyach hiſtoryą swego kraiu, z pochwałą swych wodzów! widzieli w nich swóy obraz, iako zwycięzców Azyi. Nie mogli mieć nad to, ani pochlebnieyszego widoku, ani silnieyszéy do emulacyi pobudki, ani mocnieyszego powodu do połączenia sił swoich, dla podbicia kraiu, w którym ich przodkowie, tyle laurów zebrali. Poezye Homera, mówi Izokrates, stąd naywiecéy szacowne, że wynosi pochwałami tych, którzy wydali woynę Barbarzyńcom. Dlatego wiersze iego czytaią dzieci, aby się zawczasu uczyły, nienawidzieć barbarzyńców, i wiedziały, że my niezbłaganemi ich nieprzyiaciołmi ieſteśmy, i aby piękne czyny przodków naszych, w czasie oblężenia Troi, nas do naśladowania ich męztwa zapalały.
Przyznać iednak należy, że Poezye Homera, tak podzielone na sztuki, nie miały całéy swoiéy mocy i piękności: nie mogła w nich publiczność znaydować takiego ukontentowania, iakie nam całość hiſtoryczna przynosi. Likurg wydał w Lacedemonie, całe poemata Homera, ale bez ciągu i porządku. Ateny dopiero przyzwoity kształt dały temu zbiorowi. Solon przepisał prawem, aby wiersze Homera publicznie czytane były. Pizystrat zebrał wszyſtkie sztuki, i zrobił z nich całość porządną, to ieſt dwa poemata Iliady i Odyssei, każde na XXIV. xiąg podzielone. Hyppark syn iego, zrobił dokładnieyszą edycyą pieśni Homera, i kazał ie śpiewać podczas świąt Panateneyſkich. A tak Ateny maią tę ſławę, że zachowały, odnowiły i nieiako wydoſkonaliły dzieła Homera.
W tymże czasie, nieiaki Cynetus przyłożył się wiele do edycyi poematów Homera. Z czasem kopiści zepsuli ie: bo nie tylko odmieniali wiersze, ale nawet swoie do nich mieszali. Byłyby dzieła Homera zupełnie zeszpecone i zepsute, gdyby filozofowie i królowie pomocnéy im ręki nie podali.
Nikt się więcéy nie interesował do pism Homera, nad Alexandra wielkiego, bo żadna xięga nie mogła tyle pochlebiać iego ambicyi. Obowiązał więc Arystotelesa do zrobienia poprawnéy i czyſtéy edycyi. Potém sam się zatrudniał tą pracą. Przeyrzał dzieła Homera, z pomocą Anaxarka i Kalistena, i złożył w szacownéy szkatułce, którą między łupami Daryusza znalazł; i stąd ta edycya, edycyi szkatułkowéy, imie nosiła.
Dzieła Homera były w wielkim szacunku w Egipcie pod panowaniem Ptolomeuszów. Monarchowie ci pochodzący z Greków, ćwiczyli się w naukach Greckich, sprowadzali uczonych do swego dworu, i za ich pomocą, naywiększą na świecie bibliotekę ufundowali. Pod Ptolomeuszem Filometorem pracował Aryſtark nad dziełami Homera, okazał w téy robocie bystry dowcip i rozsądek: a lubo niektórzy przeciw iego poprawkom powſtawali, iednak tę edycyą ſtarożytność naywięcéy szacowała, i powszechnie się iéy trzymała. Imie Aryſtarka, ſtało się imieniem oświeconego i rozsądnego krytyka, gdy przeciwnie imie Zoila, który w tymże prawie czasie wydał bezrozumną krytykę, przeciw Homerowi, oznacza krytyka niesprawiedliwego, bez rozsądku, bez guſtu. Było ieszcze kilka innych edycyy Homera, ale ta, którą zrobił Arystark, wszyſtkie zgasiła.
Ileż nie napisano komentarzów, nad dziełami Homera, i na ileż ięzyków nie były przełożone! Elien powiada, że Indyanie zrobili ich tłumaczenie, że ie Persowie w swoim ięzyku śpiewali. Dzisieysze narody, które cokolwiek ćwiczą się w naukach, ſtarały się niemi ięzyki swoie zbogacić. Można powiedzieć, że Homer tysiąc razy był tłumaczony, bo go wszyſtkich narodów poeci naśladowali i przepisywali.
Gdy dzieła Homera zaczęły pokazywać się na świat, w zachwycenie całą Grecyą wprawiły: a że natenczas, bardzo mało xiąg znaydowało się, cała uwaga zwrócona była do Iliady i Odyssei. Odkrywano w nich codzień nowe piękności. Opis bitew, podobał się nieſkończenie woiennym ludom Sparty i Macedonii. Wymyślenia dowcipne, żywe obrazy, ciekawe badania, przypadły do smaku Ateńczykom i Egipcyanom. Nie patrzano na pisma Homera, iako na proste Poezye, ale ie uważano, iak traktaty Geografii, Hiſtoryi, Fizyki, Religii, Moralności. Z nich krytycy prawidła, filozofowie układy, poeci zmyślenia czerpali. Czytano ie we wszyſtkich domach, dla oświecenia rozumu i wykształcenia serca. Młodzież uczyła się ich na pamięć, iak wybornych nauk. Każdy się wspierał powagą Homera. Aby dobrze myślić, trzeba było myślić iak on: i układ Fizyka tyle mógł sobie obiecywać dobre przyięcie, ile się zgadzał z wyobrażeniami poety. Woiownicy chcieli bydź podobni iego bohatyrom. Homer nie był człowiekiem: był bogiem. Wyſtawiano mu posągi, odprawiano na cześć iego igrzyſka, miał kościoły w Smirnie, w Chio, w Alexandryi. Elien zaświadcza, że Argiienowie, przyymuiąc gości, mieli zwyczay wzywać razem Apollina i Homera.
Tak wielkie miano wyobrażenie o tym poecie, aż do wprowadzenia religii Chrześciiańſkiéy. Ze natenczas wydano woynę pogańſtwu. Homer także od pociſków nie był wyięty. Teologowie chrześciiańscy, znaleźli w jego pismach początek wszyſtkich zabobonów pogańſkich, a razem doſtrzegli, że przez nie same, mogą te zabobony obalić, i na pośmiewiſko wyſtawić. Nazwano go teologiem nierozsądnym, oycem bayki i kłamſtwa, autorem głupſtwa ludzkiego. Z jednéy ſtrony oſkarżono go, że przeiſtoczył xięgi Moyżesza, i z nich materyi do swoich zmyśleń pożyczył. Naprzykład, z hiſtoryi wieży Babilońſkiéy, utworzył baykę olbrzymów, do nieba szturmuiących. Niezgoda wygnana z Olimpu, oznaczała upadek Lucyfera, i t. d.
Z drugiéy ſtrony, wyrzucano mu mnóſtwo wymysłów, które z własnéy imaginacy wyciągnął. Tento człowiek, mówił Arnobiiusz do pogan, ranił waszę Wenerę, okuł w kaydany waszego Marsa, wyſtawił waszego Jowisza w potrzebie szukania pomocy od Bryareia, dał w niebie przykłady wszyſtkich słabości i wyſtępków. Zartowano z tych, którzy się dali uwieść takie baśnie opisuiącemu poecie. A ponieważ Platon zakazał w swoiéy Rzeczypospolitéy czytania dzieł Homera, iego powagą zaſtawiano się przeciw poganom: i dla téy przyczyny, pierwsi oycowie kościoła, nauce tego filozofa bardzo sprzyiali. A że dobre i szacowne rzeczy, w pismach Homera pomieszane były z baykami i dziwactwami, mogącemi służyć za podporę błędu, nic się nie uchroniło od zarzutu głupſtwa; wszyſtko razem wzgardzie podpadło. Czytanie dzieł Homera, za wyſtępek mieli Chrześciianie. Wyrzucał to Rufin Stmu Hieronimowi. Sty Auguſtyn, choć poczytnie Homera za zwodziciela, przyznaie atoli, że iego baśnie są pełne słodyczy i wdzięków.
Ta burza przeciw Homerowi, obudziła gorliwość filozofów pogańſkich. Już nie o to chodziło, aby go okazać podziwienia godnym, ale żeby go przynaymniéy od oſtatniéy wzgardy obronić. Trudno było ſtanąć przy iego baykach, brać ie słownie, i za prawdy uważać. Szukano więc w nich taiemnego i allegorycznego znaczenia. Jeżeli czasem udało się ie znaleźć, częściéy trzeba było wykręcać się przez nikczemne alluzye. Utrzymywano, że Juno, ubieraiąca się, i w pięknym ſtroiu śpiesząca do Jowisza, oznaczała powietrze czyszczące się przez zbliżenie ognia. Cudzołoztwo Wenery i Marsa oznaczało, że ci, którzy się w czasie złączenia tych dwu planet urodzą, maią wielką ſkłonność do niewſtrzemięźliwości. Raz Jowisz, drugi raz Wulkan był poſtacią ognia. Miłość Marsa i Wenery, zamykała razem naukę Aſtronomii i Moralności. Tym sposobem Porfiryusz, i inni filozofowie ſtarali się usprawiedliwić Homera. Podług nich, bogowie byli iestestwami allegorycznemi. Natenczas to, co świat cały iak istoty prawdziwe i ſtraszne szanował, znikło zupełnie, ſtało się zbiorem różnych poſtaci i uroionych iestestw : a Teologia Homera tak wytłumaczona, że się przekształciła w naukę Fizyki, Metafizyki, Astronomii, Moralności, i od wszyſtkich religiy na świecie przyiętą bydź mogła.
Gdy po zupełnem obaleniu bałwochwalstwa, spory miedzy Chrześciianami i poganami uſtały, u Chrześciian samych, oddano Homerowi należytą sprawiedliwość. Jego zdania dzisiay, żadnéy powagi w Teologii nie maią: a ieśli ie uważamy pod względem religii, to iedynie dla oświecenia się w téy, która dawniéy na świecie panowała. Ale uważamy iego pisnia, iako pełne ognia i imaginacyi, gdzie wszyſtko podług sztuki traktowane, gdzie się znayduią przedziwne opisy, żywe obrazy; gdzie widzimy gładkiego autora bez przysady, proſtego bez podłości, wysokiego bez nadętości, zwięzłego bez ciemności, obfitego bez rozwlekłości; ſłowem naypięknieyszy dowcip pod ſłońcem, xiążęcia poetów, i oyca Poezyi.
Z powszechnym nauk upadkiem, upadła na czas Homera ſława, lecz za ich odrodzeniem się odżyła, i do pierwszéy wróciła świetności. Przy końcu dopiero siedemnastego wieku, powstali nieprzyiaciele, którzy chcieli poniżyć dawnych, a szczególniey Homera laury zniszczyć usiłowali. Damy krótki opis téy ſławnéy kłótni: nie może ona bydź oboiętna dla miłośników Greckiego poety.
Perrault, człowiek z dowcipem, biegły w sztukach wyzwolonych, a tyle śmiałości i Filozofii maiący, że nie wahał się powſtawać przeciw mniemaniom powszechnie przyiętym, gdy mu się niezgodne z prawdą zdawały; wydał woynę Homerowi: zarzucił mu prostastwo w obyczaiach, naganiał porównania przeciągłe, i ieszcze przydatkiem różnych okoliczności obciążone: nakoniec przeciw wszelkim prawidłom krytyki, twierdził, że Iliada mogła bydź dziełem wielu poetów. Piérwszy zarzut wcale nic nie znaczy. Zapewne obyczaie owych dawnych wieków, są bardzo różne od naszych. Lecz godziż się o to obwiniać malarza, że zrobił obrazy do oryginałów podobne? Nie możemy obiecywać, ani naszym obyczaiom, ani naszym opiniiom więcznéy trwałości. Byłżeby w przyszłości ten krytyk sprawiedliwy, któryby obwiniał teraźnieyszych poetów, że obyczaie wieku swoiego wiernie malowali? Porównania Homera uważać trzeba, iak iakie obrazy. Niepodobna nie widzieć, ile z nich poema bierze świetności: a we wszyſtkich przydatkach, któremi są ozdobione, zawsze widać główną okoliczność, która właściwe ſtanowi porównanie. Zarzut oſtatni ieſt zanadto śmieszny i dziwaczny. Jak dzieło takie mogło bydź ręki wielu pisarzów, gdzie, cóżkolwiek daiąc uwagi, każdy poſtrzeże porządek w układzie, iedność celu, równą zawsze siłę, przyiemność i obfitość w malowaniu? Boileau Despriaux, sławny pisarz dziełami poetyckiemi, i przekładaniem Longina, ſtanął w obronie Homera, przeciw Peroltowi, zbił gruntownie iego zarzuty, ale użył dumnego tonu. A lubo ci dway zapaśnicy pogodzili się z sobą, kłótnia po ich śmierci, z większym ieszcze zapałem odżyła.
Lamotte chcąc razem dać poznać, i wady i piękności Homera, zrobił wolne tłumaczenie, a raczey ſkrócenie Iliady. Fontenelle utrzymywał, że ieżeli Iliada Francuzka nie udała się, to dlatego, że była Iliadą. Nie wypadałoż raczéy powiedzieć, że przyczyna tego upadku była w złéy robocie tłumacza? Lecz ieżeli przekładanie Lamota ieſt dziełem zupełnie chybionem, iego dyssertacya o Homerze, i uwagi nad krytyką, godne są czytania; a lubo nadto surowe dla poety reckiego, mogą bydź w tem pożyteczne, że nas zachowaią od zbytniego zadziwienia dla ſtarożytności. Lamotte obrażał się proſtotą dawnych obyczaiów. Lubimy, prawda, wszyscy wielkość i blaſk: zoſtała iednak w sercu naszem ſkłonność do proſtych obyczaiów, podobamy sobie w ich obrazie: tak właśnie ludzie możni, ſkładaią czasem swoię pompę, aby się do natury zbliżyli. Zarzucał ieszcze Homerowi, że iego bohatyrowie chwalą się zbytecznie. Można na to odpowiedzieć, że wtedy miłość własna pokazywała się otwarcie: nie było przykro słuchać drugich, daiących sobie pochwały, gdy każdy nawzaiem tego prawa mógł użyć. Zwyczay dawny woiowania doſtateczną ieſt odpowiedzią, na inny zarzut Lamota, że bohatyrowie w czasie bitwy, prawią do siebie przemowy. Nim przyszło do ogólnego spotkania, naywalecznieysi rycerze, nie chcąc bydź w tłumie pomieszani, wychodzili z szyku, wyzywali przeciwników przez zuchwałe mowy: ſtaczali poiedyncze walki, których żołnierzom nie godziło się przerywać. Pani Dacier broniła Homera przeciw Lamotowi. Ale ile ten okazał umiarkowania, dowcipu, grzeczności, tyle tłumaczka Homera, wychodząc z charakteru płci swoiey, i wyrzekaiąc się wdzięków tey płci własnych, walczyła z zapalczywością zbieracza komentarzów. Miał Lamotte pomocnika w Terrasonie. Tego krytyka roztrząsania zimne, rozwlekłe, naymniéy zaszkodziły sławie Homera.
Naylepszym obrońcą poety Greckiego był Alexander Pope, który go z taką mocą wydał w języku Angielſkim. Jego uwagi nad czytaniem Homera, są bardzo sprawiedliwe. Każe wciąż przebiegać całe poema, utrzymuiąc, co ieſt w rzeczy saméy, że tym sposobem naylepiéy uczuć można proſtotę w układzie, żywość w biegu akcyi, łatwość i iasność w wykonaniu.
Uſtały teraz zupełnie walki względem Homera. Sława iego wyszła nienaruszona, z pośród tylu zamachów na iéy obalenie: a nowe coraz tłumaczenia tego poety, w różnych narodach i ięzykach, dowodzą, że smak w jego dziełach ſtaie się powszechnym.


O TŁUMACZACH

I TŁUMACZENIACH

HOMERA.




Podzielone są zdania o potrzebie i szacunku tłumaczeń. Jedni ie poczytuią za mało użyteczne, za dzieła słabym tylko piórom i drobnym dowcipom zoſtawione: drudzy utrzymuią, że przez nie bogaci się narodowy ięzyk, przeniesieniem piękności obcych ięzyków; powiekszaią się ſkarby literatury kraiowéy; większa cześć umysłów kochaiących nauki, nie będąca w ſtanie czytać oryginałów, w tłumaczeniach znayduie sposobność poznania się z naypiérwszemi ſtarożytności i obcych narodów gieniiuszami.
Zapewne nie inna przyczyna, tylko mała liczba dobrych tłumaczeń, zmnieyszyła szcunek dla tego gatunku pracy. Ale im rzadsze są dobre tłumaczenia, tém więcéy szacowane bydź powinny. Doſkonałe oddanie wielkich pisarzów w oyczyſtym ięzyku, nierównie ieſt pożytecznieysze, we względzie powszechnym dla literatury, i milsze dla czytelnika, nad pisma niby oryginalne, ale cechą oryginalności, którą sam tylko gieniiusz daie, nieoznaczone. Więcéy zyſkał ięzyk francuzki na Ziemiańſtwie Wirgiliusza przez Delilla; więcéy się zbogacił ięzyk Polſki, świątynią Wenery Monteſkiusza przez Józefa Szymanowſkiego; niżeli przez tyle dzieł innych, których pisarze, pogardzaiący może tego gatunku pracą, oryginalnych autorów sławy szukali. Ale ile dobry tłumacz zasługuie się i autorowi, którego przelewa, i narodowi, któremu obce dzieło w oyczyſtym iezyku wyftawia; tyle zły tłumacz, pod obiema temi względami, nagany ieſt godzien: bo i autora pokrzywdza i naród zawodzi. On zimném i niezgrabném swém piórem, psuie wszyſtkie piękności oryginału, gasi cały blaſk dowcipu autora, odbiera mu uymuiącą harmoniią ſtylu: a tak dzieło boſkie, poziomém dziełem uczyniwszy, u ludzi nieznaiących oryginału, daie o nim naygorsze wyobrażenie.
Nie przyftoi tłumaczowi mówić o prawidłach tłumaczenia. Mógłby ie tyle rozciągać, ile się podług nich zachował: mógłby miarę sposobności swoiéy, kłaśdź za granicę sztuki. Praca iego dowodzić powinna, czy ie znał, czy ie wykonać potrafił. Przebieżmy znacznieysze tłumaczenia Homera, w różnych wiekach i ięzykach.
Rzymscy pisarze więcéy się zatrudniali naśladowaniem, niż tłumaczeniem autorów Greckich. Poſtrzegamy w dziełach Wirgiliusza, cale mieysca z poetów Greckich przeniesione: lecz te bardziéy za naśladowanie , niż tłumaczenie uważać trzeba. Persyusz wspomina, że Labeon przełożył Homera na ięzyk Łacińſki. W Cycerona dziełach, znayduiemy niektóre mieysca: między innemi część mowy Ulissesa z xięgi II., lubo wierszem niebardzo poetycznym wydaną.


Ferte viri et duros animo tolerate labores;
Auguris ut nostri Calchantis fata queamus
Scire, ratosne habeant, an vanos pectoris orsus.
Namque omnes memori portentum mente retentant,
Qui non funestis liquerunt lumina fatis.
Argolicis primum ut vestita est classibus Aulis,
Quæ Priamo cladem et Trojæ, pestemque ferebant:
Nos circum latices gelidos, fumantibus aris,
Aurigeris divúm placantes numina tauris.
Sub platano umbrifera, fons unde emanat aquai,
Vidimus immani specie tortuque draconem
Terribilem, Jovis ut pulsu penetrabat ab ara:
Qui platani in ramo foliorum tegmine septos
Corripuit pullos: quos cum consumeret octo,
Nona super tremulo genitrix clangore volabat,
Cui ferus immani laniavit viscera morsu.
Hunc, ubi jam teneros volucres matremque peremit.
Qui luci ediderat, genitor Saturnius, idem
Abdidit, et duro firmavit tegmine saxi.
Nos autem timidi stantes mirabile monstrum
Vidimus in mediis divum versarier aris.
Tum Calchas hæc est fidenti voce locutus:
Quidnam torpentes subito obstupuistis Achivi?

Nobis hæc portenta deúm dedit ipse creator,
Tarda et sera nimis, sed fama ac laude perenni.
Nam quot aves tetro mactatas dente videtis,
Tot nos ad Trojom belli exantlabimus annos,
Quæ decimo cadet et poena satiabit Achivos.
Edidit hæc Calchas; quæ jam matura videtis.

Cic: de Divin: L. II.

Obraz orła, ukąszonego od węża, bardzo pięknie odmalował Cycero. Umieścimy go w Uwagach, gdzie rzecz będzie o naśladowaniach z Homera.
Tłumaczenia ſłowne Homera w języku Łacińſkim, pod tym tylko względem warte zaſtanowienia, że ułatwiaią zrozumienie textu: że w nich można widzieć sposób pisania autora; lubo takowe tłumaczenia, bez mocy, bez harmonii, są nieznośne w czytaniu.
Po odrodzeniu nauk na zachodzie, uczeni szczególnieyszą sobie pracę zadawali, w przelewaniu autorów Greckich na ięzyk Łacińſki. Homer nie był przepomniany. Naysławnieysze pióra owego czasu, ſtarały się dziełami iego ięzyk Łacińſki zbogacić. Filelf, za przyrzeczeniem wielkiey nagrody od Mikołaia V. przedsięwziął tłumaczyć Iliadę i Odysseę. Ze śmiercią tego Papieża przerwała się praca Filelfa. Policyan zachęcony od Wawrzyńca Medyceusza, zaczął pracować około przełożenia wierszem Łacińſkim Homera: iuż dociągnął Iliadę do xięgi VI. Smierć wczesna tego poety, nie pozwoliła rozpoczętego dzieła dokończyć. Równy los miała praca Franciszka Sabina. Wydał ośm xiążek, niedługo zszedł z tego świata, i dzieło niedokonane zoſtawił. Sam więc Helius Eobanus rodem z Hassyi, który był w Polsce, i otrzymał od króla Zygmunta przywiley nadwornego Rymotworcy, przełożył połacinie całą Iliadę Homera. Ten poeta miał wielką łatwość: ale nie umiał tego, co wylał z łatwością, pracą wykształcić i wydoſkonalić. Gładkie i piękne wiersze przeplatane są słabemi i twardemi. Rozwlókł bardzo text Homera, dosyć i tak rozciągły: dlatego rzadko gdzie w nim czuć można moc i wielkość Greckiego poety. To iednak tłumaczenie bardzo dobrze było przyięte. Przyjaciele zaręczali mu nieśmiertelność. Tą nagrodą cieszyli go w niedoſtatku Mecenasów[6]. Umarł w Marpurgu 1540. roku życia 51.
Kładziemy tu z niego część mowy Ulissesa z xięgi II i opis bitwy bogów z xięgi XX, Iliady: położymy też mowę, i tenże sam opis tłumaczenia Kunicha, aby czytelnicy łatwieysze mogli uczynić porównanie, co się tycze mowy, miedzy Cyceronem, Eobanem i Kunichem, a co do walki bogów, między oſtatnimi dwoma tłumaczami.



MOWA ULISSESA.

Quare agite, o socii, reliquum durate, brevesque
Temporis expectate moras, dum scire queamus,
Vernae vaticinans praedixerit omnia Calchas,
Aulidis in portum piscosae quando subistis
Navibus Argivi, Priamo Trojaeque ferentes
Exitium, quia vos illic ad sacra fuistis
Exta deum testes, praeterquam, quos mala fato
Parca tulit. Meminisse potestis tempore ab illo,
Quo nos ad positam dis immortalibus aram
Sacra parabamus, densis qua plurima ramis
Umbrabat platanus, subter quam frigida puro
Unda resultabat rivo; quo tempore visum
Est ingens noblis monstrum: draco terga cruentis
Distinctus maculis, arae sublapsus ab imo
Prosiluit pede; sic Saturnius ipse volebat.
Ipse vago lapsu ramos amplexus in altam
Evasit platanum, tetigitque cacumina, quorum
Nidus in arce fuit, numero bis quatuor intus
Passeris includens pullos; qui frondibus altis
Haerentes exultabant implumibus alis.
Quos omnes, vano matrem stridore vocantes,
Cum draco pestifero depastus dente fuisset,
Ipsam etiam matrem, circum sua pignora frustra
Sollicitas querulis quatientem vocibus alas,
Corripuit, nonamque avidam demisit in alvum.
Protinus in saxum multatum Jupiter ipsum
Conspicuum posuit: sed nos horrenda deorum

Constitimus stupido mirantes omina visu,
Praecipue quanam ratione ad sacra deorum
Tam dirum venisset opus, monstrumque nefandum.
Tum Calchas, divina tenens miracula fatur:
Cur vos tanta novi subit admiratio monstri,
Crine graves Danai? prudens nam Jupiter istud
Prodigium immisit, veniet quo gloria nobis
Sera et tarda quidem, sed fama et laude perenni.
Sicut enim serpens avido crudelis hiatu
Octonos pullos nona cum matre voravit,
Sic nos fata novem mittunt in bella per annos
Saeva, gerenda manu spatiosae ante inclyta Trojae
Moenia, quae decimo tandem capiemus in anno,
Atque eversa solo dabimus. Fore talia Calchas
Praedixit, quae nos nunc omnia perficiemus.
Quare agite, obdurate, supremum et ferte laborem,
O fortes Danai! donec victricibus armis
Evertamus opes Trojae, Priameïa regna.



OPIS BITWY BOGÓW.

Sic Jupiter ore locutus,
Concivit gravis ardorem et certamina pugnae:
Dii varios tacito volvebant pectore motus,
Et varios animorum habitus, nam candida Juno,
Pallas, et cxcutiens quassatae viscera tarrae.
Neptunus, Majaque creatus Atlandide nympha
Mejrcurius sapiens, et opum non futilis author,
Et tu clauda trahens faber unice cura deorum,
Pro Danais Stabant haec numina tanta deorum.
Inde Phrygum, Mars armipotens, intonsus Apollo,
Diva valens arcu, flavos Latona capillos,
Laeta Venus, partes et bella injusta fovebant.
Donec ab humanis diuum se munera rebus

Avertere, suum Danai laetantur Achillem,
Jactantes in bella armis prodisse resumptis:
Dudum ignava equidem desederat ocia ducens,
A pugna procul ad naves; quo denique viso,
Torpebant gelida Troum formidine mentes,
Marti persimilem vultus atque arma videntes.
Verum ubi dij partes iterum, bellique tumultus
Respexere iterum, tum pugna acerrima surgens
Infremuit, summo nunc Pallas ab aggere fossae,
Nunc eadem longe resonanti a littore clamans
Horrendum insonuit: tum nigrae more procellae
Mars stetit inclamans, nunc magnæ a turribus urbis,
Nunc sacro à Simoente loco, fortissima Troum
Hortamenta animis addens. Jam castra tenebant
Utraque coelicolae, tum vero insana tumultus
Exoritur facies, tum vero summus ab alto
Horrendum intonuit divum pater atque hominum rex.
Ipse tridentifera commotae maxima terrae
Fundamenta manu quatiens concussit ab imo
Gurgite Neptunus, tunc proxima culmina coelo
Aerii tremulo nutabant vertice montes.
Tunc etiam irriguae tremuerunt fontibus Idae,
Radices, oblita suas et Gargara messes,
Ilion intremuit, Danaeïa classis in ipso
Concussit tremulos motu stupefacta rudentes.
Territus umbrarum dominus, pallentia linquens
Tartara, lucifugum terra caput extulit alta,
Prospiciens mare velivolum clamore movebat,
Ne terram quatiens aperiret tartara frater,
Et tristes sine luce domos, regna invia vivis,
Formidata etiam superis. Tanto ergo tumultu
Concurrere hominum miscentes praelia divi,
Inter sese etiam certamina foeda moventes.


Za naszych czasów Raymund Kunich Raguzańczyk, wydał nowe tłumaczenie w Łacińſkim ięzyku Iliady Homera, drukowane w Rzymie 1776 roku. Wiersz iego pełny, mocny, daleko lepszy od wiersza Eubana, ale od zarzutu rozwlekłości, nie może bydź wyiętym. Czytaiąc to tłumaczenie, każdy poſtrzega, że iak Wirgiliusz korzſtał z wynalezienia i obrazów Homera, tak Kunich, nie tylko wyrazy i obroty, ale całe wiersze brał z Wirgiliusza, przebieraiąc poetę Greckiego w ſtróy Lacińſki. Oto ieſt mowa Ulissesa i opis bitwy bogów przez Kunicha, ten sam, któryśmy dopiero, podług przekładania Eobana, położyli.



MOWA ULISSESA.

O socii! durate, atque heic subsistite paullum,
Ipsa dum pateat re tandem, verane Calchas
Vaticinans, an falsa canat: res cognica cunctis,
Quam memoro; testes cuncti, fatalia vitae
Queis nondum tristes ruperuant stamina Parcae.
Quippe olim, atque adeo nuper, cum se Aulide Grajae
Densarent puppes, Priamo Phrygibusque ferentes
Exitium; ad fontem fierent cum sacra virenti
Sub platano, purae qua sese illimis agebat
Rivus aquae; monstrum confestim apparuit ingens,
Convertitque oculos ad se, tremefactaque corda.
Namque draco horrendus, magniquem rector Olympi
Miserat in lucem, squama fulgente, cruentis

El dorsum insignis maculis, prorepsit ab ara;
Tum celeri platanum lapsu petit efferus, illic
Passeris, in summo ramorum vertice, pulli
Implumes octo sub densa fronde latebant,
Nоna parens nidum servabat. protinus atro
Stridentes querula nequidquam voce voravit
Ore draco: mater circumvolitabat acutum
Lugens. lugentem trepida ferus arripit ala,
Postremamque vorat. Post haec, mirabile visu,
Immanem durum in lapidem Salurnius anguem
Induit, obriguit mutatis artubus ille;
Nos animi attonitos circum stupor altus habebat.
Haec sacris visa in mediis portenla deorum.
Tum Calchas prompsit veraci has pectore voces
Vaticinans: Nam cur muti sic statis, Achivi?
Hoc Jovis augurium, serum, seroque futurum
Eventu; at cunctis clarum, et memorabile in oris.
Passeris ut pullos octo, nonamque voravit
Ipsam etiam serpens matrem; sic Pergama circum
Et nobis totidem bellandum hæc monstra per annos
Portendunt: urbem decimo vastabimus anno.
Haec vates: matura suo quae tempore jam jam
Omnia complentur, tantum perstate volenti
Heic alacres animo, bello quassata bilustri
Pergama dum noster subvertat denique Mavors.



OPIS BITWY BOGÓW.

Jupiter haec fatus, vesano corda tumultu
Miscuit, atgue animos belli succendit amore.
Ergo odiis in saeva abeunt discordibus arma.
Ad naves tendunt Juna et Tritonia Pallas,
Complectensgue solum Neptunus, largus et auctor
Lucri Mercurius, solerti pectore praestans.

Mulciber una ibat, torvusque ac robore fretus
Immani, claudo nutans vestigia gressu.
At contra Mars bellipotens, intonsua et una
Phoebus, et horrisonis gaudens Dictynna sagittis,
Xanthusque, et risu gaudens Venus, atque supremo
Cara Jovi Latona, Phrygum petiere catervas.
Ac, dum longe aberant divi a mortalibus, acres
Elatique animo Graji superante vigebant,
Quod celer, exortus post otia longa ruebat -
In bellum, Phrygiae clades ac terror, Achilles:
Trojugenae at gelido perculsi corda pavore
Horrebant, dium saevis quod fulgere in armis
Pelidem Marti similem videre cruento.
Vernm ubi di turmas inter venere virorum, ruentum
Exarsere animis irae, calefactaque late
Corda virum, hinc atque hinc in caedem ac tela
Stans ctenim nunc pro muro Tritonis ad altam
Clamabat fossam, vasta nunc voce sonabat,
Coerulei frangunt qua sese ad litora fluctus.
Parte alia torvus Mavors, nigrae ille procellae
Assimilis, summa Teucris hortator ab arce
Clamorem dabat insanum; Simoëntave propter
Cursans pulchra sacrae per culmina Callicolones.
Sic geminas egere acies in saeva beati
Praelia coelicolae; pugnam et cen turbine rupto,
Excivere gravem, divumque hominumque superne
Horrendum intonuit genitor: subter sola terrae
Ingentis, montesque altos, et celsa tridenti
Concussit juga Neptnnus: tun roscida rivis
Ida, imae valles, suprema culmina, late
Contremuere, Phrygumque aedes, Argivaque castra:
Umbrarumqueinfra regnator pallidus alto
Exsiluit solio clamans exterritus, olli
Desuper immani terram Neptunus hiatu

Ne findens penitus disrumperet, ima paterent
Et dis atque viris penetralia, nigra, tenebris
Trisia, senta situ, visi deformia, el ipsis
Coelicolis horrenda. Ruentum in bella deorum
Tantus erat supra summa in tellure tumultus.


Zamagna Raguzańczyk w tymże samym czasie, co Kunich, przełożył połacinie Odysseę.
Miedzy Francuzkiemi tłumaczami Homera, naypiérwéy zasługuie bydź wspomnianą Pani Dacier, i przez pracę, którą podięła w tém tłumaczeniu, i przez gorliwość, którą okazała w obronie poety Greckiego, przeciw nieprzyiaciołom, wydrzeć mu od tylu wieków posiadaną sławę usiłuiącym. Rzadka ta kobieta w rzędzie nayuczeńszych ludzi mieścić się powinna. Tłumaczenie Homera przez nię dotąd ieſt szacowane dla wierności: lubo zgadzaią się krytycy, że częſto schodzi mu na mocy i ślachetności, i że text poety rozciąga i przedłuża. Noty i objaśnienia, które dała do Homera, okazuią iéy obszerną naukę.
Wyszło tłumaczenie Iliady przez Lebrun, który ięzykowi Francuzkiemu zasłużył się piękném przełożeniem Tassa. To tłumaczenie zalecone ieſt z żywości i mocy: ale zrobione w ſtylu krótkim, ucinkowym, zupełnie odmiennym od ſtylu Homera.
Powszechném zdaniem Bitaubé za naylepszego w języku Fraucuzkim tłumacza Homera ieſt miany. Wydał on prawdziwy sposób poety Greckiego. Jeſt w swoim ſtylu pełny, harmoniyny, ślachetny. Oſtatnie tłumaczenie przez Gin, niższe ieſt od wszyſtkich poprzedzających.
Lubo naywięcéy Francuzi obcych poetów prozą tłumaczą, byli iednak tacy, którzy Homera wierszem przelać usiłowali. Boileau i Racine mieli to przedsięwzięcie. Długość i trudność pracy wſtrzymala dokonanie tego zamiaru, tak ważnego dla literatury Francuzkiéy. W tłumaczeniu traktatu Longina, de Sublimi, znayduie się kilka mieysc Homera bardzo pięknie przez Boileau wydanych.
Lamotte Houdard nieprzyiaciel Homera, zrobił wierszem wolne przełożenie Iliady. Skrócił do czwartéy części to poema, wyrzucił, odmienił, przeiſtoczył, podług upodobania. Odebrał więc Homerowi wszyſtko, co ieſt właściwą iego cechą: tego nawet co zatrzymał, nie wydał należycie. Dowcip tłumacza i oryginalnego pisarza, wcale były od siebie odmienne. Lamotte ubiegał się za dowcipnością: prostota i naturalność naywiększą ieſt Homera zaletą.
Rochefort niedawno dał tłumaczenie wierszem Iliady i Odyssei. Praca iego i co do wierności, i co do toku, zagasiła dzieło Lamotte, ale daleka ieſt od tego, aby go w rzędzie dobrych tłumaczów umieściła.
Ogilby, Hobbes, wydali tłumaczenie Homera W języku Angielſkim: Driden, przełożył xięgę szóſtą. Ale te wszyſtkie wykłady przyćmione były przez tłumaczenie Alexandra Pope. Wydał on obfitość, moc i powagę poety Greckiego. Montesquieu oddał mu to pochlebne świadectwo, że on sam z poźnieyszych czuł całą wielkość Homera. Anglicy to tłumaczenie kładą między nayszacownieyszemi dziełami, któremi się ich ięzyk zaszczyca. Pokazało się w tymże czasie inne przekładanie, do którego należał Addisson, dla przyćmienia pracy Pope. Stronność dawała mu wielkie pochwały: teraz upadło zupełnie, a tłumaczenie Pope mieści się w rzędzie dzieł klassycznych.
Antoni Salvini, tłumacz w języku Włoſkim, przez zbytek wierności zepsuł poema Homera. Oddał on wszyſtko słowo w słowo, nie zważaiąc, że taka wierność ieſt naywiększą niewiernością, bo od biera cały duch i moc oryginałowi. Józef Bozoli wydał nowe tłumaczenie, które ieſt szacowane. Cesarotti iednak przewyższył swych poprzedników.
W języku Niemieckim naysławnieysze są tłumaczenia Hrabiego Stolberg i Pana Vofs. To oſtatnie tłumaczenie powszechnie ieſt szacowane. Pan Bürger pracuie nad nowém przełożeniem dzieł Homera.
Niedawno wyszło poczeſku tłumaczenie xięgi I. Iliady wierszem miarowym przez Jana Negedlého, dobrze przyięte i dla wierności i dla dobitnego wydania oryginału. Ale mówmy iuż o tłumaczeniach tego poety w Polſkim ięzyku,
Mogą słusznie chlubić się Polacy, że inne narody uprzedzili w tłumaczeniu klassycznych Autorów. Oddaią im obcy tę sprawiedliwość. Czytali Polacy w rodowitéy mowie Anakreona przez Jana, Wirgiliusza przez Jędrzeia Kochanowſkich, Senekę przez Górnickiego, Cycerona przez Budnego, Aryſtotelesa przez Petrycego; kiedy podobno żaden ieszcze naród w swym ięzyku tych autorów nie miał. Znayduiemy w dziełach Jana Kochanowſkiego Monomachią Parysową z Menelausem: to ieſt trzecią xięgę Jliady Homera. Zapewne ten oyciec Poezyi polſkiey miał przedsięwzięcie przełożenia całego poematu. W téy xiędze trzeciéy są niektóre mieysca dosyć dobrze wydane. Położymy ten szacowny zabytek pracy Jana Kochanowſkiego w Tomie III.
Po Kochanowſkim nikt się nie odważył na przekładanie Homera. Dopiero za dni naszych JX. Nagurczewſki, któremu winniśmy przełożenie kilku mów Cycerona, Demoftena, i Sielanek Wirgiliusza, wziął na siebie tłumaczenie tak długiego i trudnego dzieła. Dociągnął pracę swoię JX. Nagurczewſki do xięgi XVIII., ale z niéy nic dotąd nie wyszło na widok publiczny. Rozumiem, że nie małe ukontentowanie Publiczności sprawię, umieszczaiąc w trzecim Tomie, trzecią i czwartą xięgę, za pozwoleniem tłumacza, gdzie i innych tłumaczów Polſkich ułomki umieszczone będą.
Przed dziesięcią laty, gdym ia wydał piérwszą próbę tłumaczenia Iliady, JP. Przybylſki przełożywszy Batrachomiomachią. wydał także piérwszą xięgę. W katalogach dzieł iego czytamy, że ma zupełnie ukończone obadwa poemata Homera. Dotąd piérwsza tylko xięga znayduie się w druku.
Będęż mówił o moiém tłumaczeniu? Nic nie powiem. Jeżeli pozyſkam takie zdanie całéy powszechności, iakie iuż pozyſkałem od kilku mężów, nauką, dowcipem, guſtem zaleconych; nie będę miał przyczyny żałować dziesięcioletniéy pracy.




O BITWACH

ILIADY.




Można toż samo powiedzieć o Homerze, co on powiedział o swoich bohatyrach przy końcu xięgi IV. Iliady:

„Gdyby kto po tém krwawém przeszedł boiowisku,
„Nie lękaięc się razów gęstego pocisku,
„Przez Palladę od szwanku broniącą, niesiony,
„Oboiéyby zarówno męztwo wielbił strony.
„Bo tak na śmierć Troianie iak i Grecy biegli,
„I pole zmieszanemi trupami zalegli.„

W rzeczy saméy, gdy się zaſtanowimy, że bitwy w Iliadzie przynaymniéy dwanaście xiąg ſkladaią, iak sie nad tém nie zadziwić, że ie bez znudzenia się czytać można? Prawda, że choć materya ieſt iedna, ale zawsze odmiennie traktowana: iużto pomieszane ſtarcia się, iuż poiedynki, iuż powszechne walki. Równa odmiana co do mieysca bitew. Raz walczą w polu drugi raz przy okopach Greckich; toż przy okrętach, znowu blizko rzeki Skamandru, nakoniec pod samemi bramami Troi. Ale poeta nie przeſtal na téy rozmaitości: wyſtawil on bitwy w tak odmiennych obrazach, że się dosyć iego sztuce wydziwić nie można.
Jaka obſitość w wynalezieniu sposobów, któremi iego rycerze umieraią! wzmiankuie o ich wieku, ſtanie, kraiu, familii. Ten ieſt urodziwy młodzieniec, który mimo woli oyca poszedł na woynę: ten ieſt kapłanem, którego ani religiia, ani uszanowanie dla bogów, nie ochroniły: ten ieſt myśliwy, i daremnie od saméy Dyany, w ciągnieniu łuku wyćwiczony: ów przyszedł z dalekiego kraiu, do którego nigdy nie wróci. Ow ieſt oſtatnim zacnéy familii potomkiem. Ten się daie poznać z wyniosłości i dumy, tamten z pokory, a niekiedy z podłości. Rycerze nie maiący żadnéy właściwéy sobie cechy, przynaymniéy ſtroiem i zbroią różnią się od drugich.
Jeszcze śmierć bohatyrów coraz odmiennym sposobem wyſtawia poeta, maluiac ich w różnéy poſtaci walczących i ginących. Niektóre z tych poſtaci tak dobrze są wydane, że z położenia woiownika sądzić można, iaką ranę odebrał. Inne tak są szczególne i rzadkie, że iedynie mogły bydź ſkutkiem płodnéy imaginacyi, która wszyſtko przebiegła, co tylko w naturze zdarzyć się może. Taki ieſt obraz Midona w xiędze V. Raniony w rękę upuszcza leyce: w tém odebrawszy raz w ſkronie, spada z wozu na głowę w piasek, i przez ciężar zbroi, do ramion w nim utyka: daremnie się wydobywa, rusza nogami, nareście od własnych koni roztratowany zoſtaie.
Prócztego, iak rozmaitym sposobem Homer rani swych bohatyrów! Ciosy iego nie dążą, iak u drugich poetów, w pospolite mieysca. Oni szczególnie do głowy i serca mierzą, bo nie znaią anatomii; a częſtokroć zadaią rany, które tylko w ich poematach są śmiertelne. Ponieważ w potyczce całe ciało ieſt wyſtawione, więc kto chce opisywać bitwy, powinien mieć doſkonałe iego ſkładu poznanie. Prawda, że poeta nie ieſt anatomiſtą, ale malarzem. Wszakże malarz powinien znać doſkonale ſkład części ciała, żeby mógł malować nagości, lubo nie ieſt obowiązany wszyſtkich oznaczać muskułów, tak wyraźnie, iak w xiążce Anatomii.
Z wielu mieysc Iliady pokazuie się, że Homer miał głębokie poznanie ſkładu ciała ludzkiego: bo można powiedzieć, że choć tyle rozmaitych ran opisał, nigdy się iednak w swoich opisach nie zmylił.
Uważyć należy, że różne wyrazy, których używa do oznaczenia śmierci swych woiowników, wzięte były z niego od Wirgiliusza i innych poetów do opisania podobnych wypadków. Zgadzam się, że częſto używa iednychże wyrazów, iakoto: ciemności rozlały się w jego oczach Nie pochodzi to z niedoſtatku, ale że w owym wieku lubiono takowe prwtarzania. Pisarze xiąg Świętych, równie zwykli ich używać, iakoto: zasnął z oycami swymi, i inne tym podobne wyrazy.
Lecz że przeciągniony opis bitew, mógłby zmordować umysł, Homer daie mu folgę, mieszaiąc do tych ſtraszuych opisów innego rodzaiu obrazy. Takim sposobem zabawia nad innemi przedmiotami umysł, nie oddalaiąc z uwagi głównego przedmiotu. Do tego używa porównań, które są częſtsze w opisie bitew, niż gdzie indziéy. Niektórzy rozumieią, że porównanie szkodzi ciągowi mowy, odwraca uwagę od rzeczy, i główny obraz osłabia. Podług nich, nadweręża ten wyobrażenie bitwy, kto ią do nawałnicy lub potoku przyrównywa. Ale mniéyże widzimy ſłońce, gdy obraz iego w czyſtéy wodzie uważamy? Imaginacya, podobna ieſt do oka, i częſto lepiéy widzi przedmiot odbity, niż gdy się nań proſto zapatruie. Lecz powie kto, że w Homerze zawsze są też same porównania. Na to odpowiadam, iż rozsądniéy ieſt, tegoż samego człowieka przyrównywać do tegoż samego zwierzęcia, niżeli raz go czynić podobnym słońcu, drugi raz drzewu, a inny raz do rzeki go przyrównywać. Wszakże też same porównania, którym zarzucamy iednoſtayność, ileż maią rozmaitych okoliczności? Z ich odmiennością i różnością ſtaią się odmienne. Stan i czyn zwierzęcia, wiecey imaginacyą, niż samo zwierzę, zaſtanawia. Dwa różne zwierzęta, w jednémże położeniu wyſtawione, daią podobnieysze obrazy, niż to samo zwierzę, pod różnemi względami uważane. Ci, którym się nie podoba, widzieć ciągle lwy w Iliadzie, powinniby się i o to gniewać, że w niéy uſtawicznie ludzi znayduią.
Nie zaprzeczam, że Homer tychże samych porównań słowo w słowo, w rozmaitych mieyscach używa. Ale dla usprawiedliwienia tych powtarzań, nie możnażby powiedzieć, że pięknie ieſt w jednym i proſtym obrazie znaydować pomnożone ozdoby? Jeſtto posąg tak poſtawiony w wielkim ogrodzie, że wielu przecięciom odpowiada, a coraz inaczéy się oku ſtawiaiąc, zawsze ieſt ieden, i zawsze odmienny.
Okoliczności tkliwe i przenikaiące, w których umieraią bohatyrowie Homera, naywięcéy iego bitwom daią świetności. Ten traci bogactwa, ten nadzieie: ten wprawia w rozpacz oyca, który go serdecznie kocha, ten zoſtawia ſtrapioną wdowę, i nieszęśliwe sieroty. Protezylay umiera nie dokończywszy wspaniałego domu, który zaczął był stawiać. Fenop, utraciwszy dzieci zabite w boiu, utracą razem maiątek, wyſtawiony na rozszarpanie, bo go sam obronić nie może. Możnaż bez żalu patrzyć na śmierć Axyla? Axyla, którego dom był dla wszyſtkich otwarty, i który ſtąd był nazwany przyjacielem rodu ludzkiego? Niczego poeta nie opuszcza, co się naturalnie podczas bitwy przytrafić może, i opisy swoie, coraz w różnym sposobie wydaie.
Wprowadzenie bogów, wiele także czyni rozmaitości. Tym sposobem uſtawicznie poeta, scenę z ziemi do nieba, z nieba na ziemię przenosi. Próżno Jowisz zakazuie bogom, aby się do żadnéy ſtrony nie mieszali. Homer potrzebując ich pomocy, nie pozwala im w bezstronności zoſtawać: A ieśli przez posłuszeńſtwo dla naywyższego boga, nie śmieią czasem zbiedz na pomoc którego woiownika, można powiedzieć, że przez odmalowanie téy saméy boiaźni, przychodzą na wsparcie poety.
Ale odmienność i wspaniałość w charakterach bohatyrów, naywiększą rozmaitość, piękność i blaſk bitwom Homera nadaie. Uważmy charakter Dyomeda. Nie tylko w nim śmiałego i nieuſtraszonego woiownika, ale nawet rywala samych bogów widzimy. Insi wodzowie Greccy, z jednym na raz walczą nieprzyiacielem, nad iednym zwycięztwo odnoszą. Dyomed zawsze się przeciwko dwom potyka. W powszechnéy bitwie, inni woiownicy dopełniaią swoich powinności, na mieyscu wyznaczoném. Dyomed wszędzie się znayduie, wszędzie ſtrach i rzeź roznosi. Ma do czynienia z naywalecznieyszymi bohatyrami Troi, z Pandarem, z Eneaszem, z Hektorem: a coraz w swoim zapale poſtępuiąc, walczy naprzeciw Wenerze, potém przeciw Apollinowi, Marsowi; nakoniec samemu Jowiszowi, uzbroionemu piorunem, uſtraszyć się nie daie. Oto właściwy charakter Dyomeda. Równie innych bohatyrów Iliady ieſt wydany. Charakter iednych wydaie się z większym blaſkiem przy charakterze drugich, i tém samém interesownieysze czyni bitwy. Ten sam Dyomed tak zadziwiających dzieł dokazawszy, drży na widok Hektora, który tryumfuie nad nim, nad Aiaxem, nad Patroklem, pali flotę Grecką, zabiera zbroię Achillesa, słowem wszyſtkich gasi bohatyrów: W tém pokazuie sie Achilles: Hektor ucieka i ginie. Z równą sztuką Homer wyprowadza na scenę bogów. Piérwsze ich potyczki można uważać, iako drobne utarczki i próbki. Wenus wspiera Parysa, Dyomeda Pallas, Mars Hektora. Daléy wszyscy bogowie przywięzuią się, ci do iednéy, tamci do drugiey ſtrony, i iedni uzbraiaią się na drugich. Jowisz ich piorunami do rzezi zachęca, Neptun oburza żywioły, niebo się zapala, ziemia się trzęsie i sam Pluton drżący z tronu piekielnego spada.
Dla lepszego zrozumienia bitew Iliady, namienić nieco potrzeba o sposobie woiowania i o zbroi Greków. Jazda w czasie oblężenia Troi nie była im znana, potykali się z wozów: które musiały bydź nizkie, gdy osoba ſtoiąca na wozie od rycerza pieszego, iak czytamy w Iliadzie, w głowę ranioną bydź mogła. Pospolicie dwie osoby znaydowały się na iednym wozie: z których iedna kierowała konie: tych po dwa, lub po trzy, lub po cztery zaprzągano. Pałasz mieli szeroki. Włóczni dwoiaki był użytek: raz ią zbliſka w nieprzyjacielu topili, drugi raz zdaleka ciſkali. Warta rzecz zaſtanowienia, iż człowiek mógł z taką siłą rzucić pociſk, że przebił zbroię i ciało, iak to częſto w Homerze widzimy. Bo ieżeli w owym czasie ludzie siłę olbrzymſką mieli, tedy zbroia w równéy mierze mocną bydź musiała. Jednak się ta trudność ułatwi, kiedy wyſtawimy sobie, że zbroia natenczas pospolicie była miedziana, a oręż zaoſtrzony żelazem. Jeśli zaś częſtokroć Homer miecze i dzidy miedzianemi nazywa, to zapewne ściąga się tylko do ich ozdoby. Nadzwyczayną w czasie owym siłę pomnażało ćwiczenie. Turcy i Arabowie grubą blachę, z zahartowanego drzewa pociſkiem przebiiaią: co sile i zręczności przez częſte ćwiczenie się nabytéy, przyznać należy. To samo trzeba mówić o sile dawnych w ciſkaniu wielkiego ciężaru kamieni. Mylą się ci, którzy rozumieią, iż to tylko wymyślił poeta dla saméy ozdoby: ćwiczyły się w téy sztuce dawne Greki i wschodnie narody. Sty Hieronim powiada, iż za iego czasów w Paleſtynie podobne bywały ćwiczenia.
„Zwyczay ieft w miaſtach Paleſtyny, który się i teraz w całéy ziemi Zydowſkiéy zachowuie, że po wsiach, miaſtach i zamkach, kładą bardzo ciężkie kamienie: na nich doświadczają młodzi sił swoich, i podług ich różności, iedni te głazy do kolan, drudzy do pasa, inni do ramion, inni równo z głową, a inni nad głowę podnoszą, i tym sposobem daią dowody swéy mocy.„ Na sile wtenczas naywięcéy zależało: przed mocnieyszym uciec nieprzyiacielem nie było hańbą.
Dawni woiownicy odzierali zaraz, położywszy trupem nieprzyjaciela, i w téy mierze tak byli chciwi, iakby nie odnieśli zupełnego zwycięztwa, gdyby łupów nie zabrali. Niektórzy krytycy zadaią im łakomſtwo: lecz to rzadkość i drogość zbroi w owych dawnych czasach wymówić powinna. Dotego, mieli to sobie za punkt honoru, doſtać łupów nieprzyiacielſkich.
Należy tu ieszcze namienić o położeniu Troi, i tych mieyscach, które Homer w opisaniu bitew wspomina. Dawna Troia leżała daleko od brzegu. Pokazuie się to z xięgi piątéy Iliady, gdzie ieſt wzmianka, że Troianie z murów wyyśdź nie śmieli, aż po oddaleniu się Achillesa: potém dopiero nie tylko daleko od miaſta w polu, ale nawet przy samych okrętach się bili.
Brama Sceyſka była naprzeciw pola bitwy: tędy wypadali Troianie: tuż przy niéy był buk poświęcony Jowiszowi.
Pagórek dzikiéy figi z jednéy ſtrony przypierał do murów Troi, z drugiéy ku publicznéy rozciągał się drodze: iak się z VI. i XXII. xięgi pokazuie.
Dwa źródła Skamandru były trochę wyżéy, iako ieſt wzmianka w xiędze XXII. które się potém razem zbiegały, iednę czyniąc rzekę, aż do złączenia się z Symoeutem.
Kallikolone, piękny pagórek przy rzece Symois, Xięga XX.
Bateia albo grób Myrynny znaydował się na równinie przed miaſtem, Xięga II.
Grobowiec Jla prawie był na środku równiny ku dwom źródłom Skamandru. Xięga XI.
Grób Ezyeta obrócony był ku flocie.
Pokazuie się z xięgi II. Iliady, że Greckie woyſko, pod swoimi wodzami, szło w pole ponad Skamandrem, gdy się Troianie, i posiłkowe Troian woyſka przy grobie Myrynny szykowały. Piérwszéy bitwy mieysce, gdzie Dyomed czynił cuda waleczności, było tam, gdzie się Symois ze Skamandrem łączy. Na początku xięgi VI. pokazuie się, że plac bitwy był miedzy Symoentem i Skamandrem. Przeszli zatém Grecy przez rzekę lubo Homer o tém nie wspomina. Bitwa w xiędze VIII. ieſt bliſko Greckich okopów, gdyż Dolon w xiędze X powiada, że Hektor przy grobowcu Jla w nocy naradza się: a w xiędze XI bitwa ieſt przy samym Jla grobowcu. W xiędze XII. XIII. i XIV. biią się woyſka przy okopach Greckich, a w XVI. pod samemi okrętami. Gdy Patrokl odparł Troian, zaszła bitwa między flotą, rzeką i Greckim okopem. Potém zapędził Patrokl Troian pod same bramy: w xiędze XVII. bitwa przy trupie Patrokla: który gdy Grecy unosili, Hektor i Eneasz ścigał ich aż do okopów. W XVIII. xiędze, gdy się Achilles pokazał, cofnęli się Troianie i obozem zdala od okopów ſtanęli. W xiędze XX. ſtoczona bitwa, przy Skamandrze ze ſtrony floty. Uciekaią Troianie przed Achillesem, toną w rzece. Dalsze bitwy między rzeką i miaſtem. Nakoniec Hektor ginie pod samémi murami Troi. Na iego śmierci kończą się bitwy Iliady.







ILIADA.


XIĘGA I.



TREŚĆ XIĘGI I.

Kłótnia między Achillesem i Agamemnonem.

W czasie wojny Troiańskiéy, Grecy zniszczywszy kilka miast sąsiedzkich, między inszym łupem, dostali dwie śliczne niewiasty: z tych Agamemnonowi Chryzeis, Bryzeis Achillesowi dana była. Chryzes kapłan Apollina, oyciec Chryzeidy, przyszedł do obozu, chcąc wykupić córkę: ale zelżywie od Agamemnona odprawiony, prosił boga swego o pomstę, który Greków morową zarazą ukarał. Achilles na zgromadzeniu ludu powołuie Kalchasa do opowiedzenia przyczyny tego nieszczęścia. Przyznaie ią wieszczek Agamemnononowi, iż zelżył kapłana Apollinowego i córki mu nie oddał. Agamemnon przymuszony powrócić oycu Chryzeidę, rozgniewał się na Achillesa. Stąd zapalczywa powstała kłótnia. Próżno ią Nestor uśmierzyć usiłuie. Agamemnon maiąc naywyższą władzę w woysku, gwałtem wziął Bryzeidę Achillesowi. Czém bohatyr obrażony, oddziela się od woyska, i przed matką Tetydą na swoię się krzywdę użala. Tetys idzie do nieba z prośbą do Jowisza, aby się pomścił obelgi iéy syna, i Troianom dal zwycięztwo: co on przyobiecał. Stąd powstała niesnaska między Jowiszem i Junoną; ale przez obrot Wulkana zagodzona została.


ILIADA.
XIĘGA I.

Achilla śpieway, Muzo, gniew obfity w szkody,
Który ściągnął klęsk tyle na Greckie narody;[7]
Mnóſtwo dusz mężnych, wcześnie wtrącił do Erebu,[8]
A na paſtwę dał sępom i psom, bez pogrzebu,
Walaiące się trupy rycerskie wśród pola.
Tak wielkiego Jowisza spełniała się wola,
Odtąd, gdy się zjątrzyli sporem niebezpiecznym,
Agamemnon, król mężów, z Achillem walecznym.
Od kogóż téy niezgody pożar zapalony?
Od Feba, co go Jowisz z pięknéy miał Latony.[9]
Gniewny na króla, woyſku ſtraszną klęſkę zadał,
Rozszerzył mór w obozie, codziennie lud padał;
Mścił się, że był zelżony iego kapłan święty.
Przyszedł Chryzes, gdzie ſtały Achiwów okręty,[10]
Swietną, na okup córki, przynosząc ofiarę;[11]
A w ręku maiąc berło i Feba tyarę,[12]
Prosił Greki o litość na oycowſkie bole,
Naybardziéy zaś Atrydy, dwa narodów króle.
„Atrydowie i Grecy![13] niech wam dadzą bogi,
Dobyć miaſta Pryama, w swoie wrócić progi:
Lecz pomni na łuk Feba strzelaiący z góry,
Weźcie okup, nie przeczcie oycu iego córy.„

Rzekł: w Grekach szmer przyiazny oznaczał ich zgodę,        23
Aby uczcić kapłana i przyiąć nagrodę:
Nie przypadła królowi do serca ta mowa,
Więc go puścił z obelgą, przydał groźne słowa:
„Znidź, naprzykrzony ſtarcze, z oczu moich pręcéy,
Nie waż bawić się dłużéy, ani wracać więcéy.
W tyarze, w berle, słaba dla ciebie zasłona.
Chyba mi starość córkę twoię wydrze z łona:
Od swych daleko, w Argach[14] na zawsze osiędzie,
Tam wełnę tkać i łoże moie dzielić będzie.
Pódź precz! ani mię gnieway, żebyś zoſtał cały!„
Rzeki król: zaląkł się ſtarzec i odszedł struchlały.
Szedł cicho ponad morzem, gdzie huczały fale,
A gdy iuż był daleko, wynurzył swe żale,
I syna pięknowłoséy tak prosił Latony:
„Boże! którego Chryza doznaie obrony,
Boże Smintu! co ſtrzałę wypuszczasz daleką,
Co masz Tened i Cyllę[15] pod możną opieką;
Jeśli wieńcami twoie zdobiłem kościoły,
Jeślim ci na ofiarę bił kozły i woły;
Niech prośba ta od ciebie będzie wysłuchana:
Zemściy się łukiem twoim obelgi kapłana.„
Ledwie ſkończył, modlitwa doszła ucha Feba,
Wysłuchał go łaſkawie, zſtąpił gniewny z nieba,
Z łukiem swoim, z kołczanem; na ramionach ſtrzały,
W byftrym biegu ſtrasznemi szczęki przerażały.

Idzie, iak noc, posępny: siadł zdala, łuk spina:        49
Leci ſtrzała i świszcząc powietrze rozcina:
Okropnym brzmiąc łuk iękiem, psy ſtrzela i muły,
Wnet zgubne iego razy Achiwy poczuły,
Palą się bezprzeſtannie smutne trupów stosy.[16]
Przez dziewięć dni na woyſko śmiertelne szły ciosy,
Dziesiątego Achilles cały lud zwoływa,[17]
Bo tę myśl w piersi Juno wlała mu życzliwa,
Bolesna, widząc swoich Achiwów zagładę.
Zatém, gdy się na walną zgromadzili radę,
Mężny Achilles temi zaczął mówić słowy:
„Teraz bardzo się lękam, synu Atreiowy,
Abyśmy obłąkani, w pośród morſkich brodów,
Nie musieli powracać do oyczystych grodów;
Jeżeli tu na zawsze nie zamkniem powieki:
Bo i woyna okrutna i mór niszczy Greki.
Niech wieszcz, lub kapłan powie, ſkad ta chłoſta sroga,
Albo snów tłumacz wierny, wszakże sny od boga:
Niechay powie, dlaczego Feb naszéy chce zguby;
Czy go niedopełnione obrażaią śluby?
Czyli stąd, że świętego stugłowu[18] nie bierze?
Biymy owce i kozy dla niego w ofierze,
Aby ubłagan, wſtrzymał ten mór niebezpieczny.„
To powiedziawszy, usiadł Achilles waleczny.
Wſtał Teſtora syn Kalchas, piérwszy w ſwym urzędzie,
Zna co ieſt, zna co było, zna nawet co będzie:

Mądry i duchem wieszczym od Feba natchnięty,        75
On do Troi Achayſkie prowadził okręty.
Więc tak na radzie głosem rostropnym opiewa:
„Chcesz, bym wyrzekł, dlaczego na nas Feb się gniewa,
Feb, którego łuk srebrny zgubne ſtrzały niesie;
Ja powiem, lecz przysięgą zaręcz Achillesie,
Że mi słowy i ręką dasz potrzebne wsparcie:
Bo widzę, iak się na mnie rozgniewa zażarcie,
Mąż, któremu nad sobą władzę Grecy dali:
A gdy król na słabego gniewem się zapali,
Chociaż się naczas wſtrzyma, w razie nie zaszkodzi,
Znaydzie potém sposobność i zemście dogodzi.
Uważ więc, czyliś zdolny ocalić mą głowę.„
Achilles odpowiedział na tę wieszczka mowę.
„Co tylko wiesz, mów śmiało: bo na Apollina
Przysięgam, Jowiszowi naymilszego syna,
Którego ty świętości trzymaiąc na pieczy,
Z daru iego zwiastuiesz przyszłe Grekom rzeczy;
Przysięgam, póki widzę to światło na niebie,
Żaden się z Greków skrzywdzić nie odważy ciebie:
Ani sam Agamemnon. Nic to nie przeszkadza,
Prawdę wyrzec, że iego naywyższa dziś władza.„
Ośmielił się tém wieszczek. „Ani dla ofiary,
Ani dla ślubów, rzecze, zesłane są kary.
Wzgarda świętego sługi ściągnęła tę stratę,
Nie chciał wydać król córki, odrzucił zapłatę:

Dlatego między nami zaraza się szerzy,        101
I nie wprzody się w swoim gniewie Feb uśmierzy,
Aż król powróci zdobycz, którą dotąd trzyma,
I darmo odda brankę z czarnemi oczyma:[19]
Gdy do Chryzy poślemy ieszcze stugłów święty,
Może się da złagodzić dla nas bóg zawzięty.„
Skończywszy usiadł Kalchas. Natychmiaſt powſtanie,
Trzymaiący szerokie Atryd panowanie,
Straszliwie pomieszany, gniew mu wnętrze ściska,
A oko rozpalone żywym ogniem błyska;
I rzekł, krzywym rzucaiąc na Kalchasa wzrokiem:
„Zawsze ty, widzę, iesteś nieszczęścia prorokiem,[20]
I nic nie umiesz dla mnie zwiastować przyiemnie:
Każdy twóy czyn i wyraz serce rani we mnie.
Teraz nawet rozgłaszasz pomiędzy Achiwy,
Iż dlatego zarazą Feb ich trapi mściwy,
Żem zatrzymał dziewicę, okupem wzgardziłem.
Posiadanie téy branki bardzo mi iest miłem:
Byłaby moią w domu pociechą iedyną,
Większą niż Klitemnestra, którąm wziął dziewczyną.
Wyrówna iéy rozumem moia niewolnica,
I sercem i przemysłem i pięknością lica.
Ale, gdy trzeba, oycu wracam ią do ręki,
Bo wolę całość ludu, nad iéy wszystkie wdzięki.
Tylko mi tę osłodzcie stratę przyiaciele:
Godziż się, bym szkodował sam ieden tak wiele?

Wszakże wszyscy widzicie, co mi z rąk wypada.„        127
Na to Pelid waleczny tak mu odpowiada.[21]
„Atrydzie, iakżeś razem i dumny i chciwy!
Tobież łupu ślachetne odstąpią Achiwy?
Ja nie wiem, ieśli iakie lupy gdzie złożono:
Co z miast było wziętego, to iuż podzielono.
Wracać nazad i znowu dzielić, nie przystoi:
Ale kiedy przemożnéy dobędziemy Troi,
Wróć tylko brankę bogu, za dzisieyszą stratę,
Potróyną i poczwórną odbierzesz zapłatę.„
„Luboś mądry, nie zdołasz tego wmówić we mnie,
Rzekł król, i chcesz mię słowy podchodzić daremnie.
Oddawszy moię brankę, będęż smutny siedzieć,
Gdy ty cieszysz się twoią? Oddam, lecz chcę wiedzieć,
Czyli tę stratę Grecy nagrodzą mi równie:
Jeśli nie chcą nagrodzić, sam wezmę gwałtownie.
Ty swą dasz, lub Ulisses,[22] lub Aiax wysoki:
Nieszczęsny ten, do kogo zwrócę moie kroki.
Ale się w innéy o tém naradzimy porze:
Teraz okręt na wielkie wyprowadźmy morze,
I zbierzmy zdolne maytki do takiéy wyprawy,
Brankę wsadźmy z ofiarą stugłowną do nawy.
Piérwsi z wodzów tę podróż na siebie weźmiecie,
Aiax, Ulisses, lub król panuiący Krecie:[23]
Lub, ieśli tak rozkażę, naystrasznieyszy z ludzi,
Pelid się tą usługą dla Greków potrudzi:

Pewnie bóg zagniewany, który mściwie strzela,        153
Tą ofiarą się zmieni dla nas w przyiaciela.„
Na to, strasznie zapalon, Achilles zawoła:
„O łakomco! o człeku bezwstydnego czoła![24]
Któż z Greków chętnie twoie spełni rozkazanie?
Kto póydzie na wyprawę? na czele woysk stanie?
Nie z moiéy ia przyszedłem pod Troię przyczyny,
Ród ten przeciw mnie żadnéy nie popełnił winy:
Do owoców méy ziemi, nie ściągnęli dłoni,
Nie tknęli się trzód moich, nie zabrali koni,
Naymnieyszéy w żyznéy Ftyi[25] nie zrobili szkody:
Dzielą mię od nich wielkie i góry i wody.
Ale z tobąśmy przyszli, z odległych stron świata,
Czci twoiéy nasługiwać, mścić się krzywdy brata.
Bezczelniku! z psiém okiem, nie znasz téy usługi!
Jeszcze mi to chcesz wydrzeć, com wziął za znóy długi,
I co mi zgodnie Greckie przyznały narody!
Dotąd ia równéy z tobą nie miałem nagrody,
Gdy, po dobyciu miasta, woysko łup rozbiera.
Na moich barkach ciężar woyny się opiera:
Lecz kiedy podział przyydzie, lepsza część dla ciebie;
A ia upracowany, zemdlony w potrzebie,[26]
Z małą cząstką na okręt idę z boiowiska.
Do Ftyi, do moiego powracam siedliska,
Gdy nie znasz moich zaſług, śmiesz zdobycz wydzierać;
A nie wiem, czy bezemnie będziesz łupy zbierać.„

Jemu król Agamemnon, równym gniewem zjęty:        179
„Jedź, gdy ci się podoba, spychay twe okręty:
Czyżto na tobie iednym los Grecyi stoi?
Mam drugich, co się zemszczą méy krzywdy na Troi,
A nayskuteczniéy Jowisz, panuiący w niebie.
Z wszystkich królów naybardziéy nienawidzę ciebie,
Bo zawsze rad się bawisz woyną, bitwą, swarem.
Jeśli cię zdobi dzielność, to iest nieba darem.
Idź rządź Mirmidonami,[27] nie mną człeku hardy:
Gniewy twoie niczego nie warte prócz wzgardy.
Lecz wiedz, gdy Feb odemnie Chryzeidę bierze,
Dani rozkaz, niech ią moi odwiozą żołnierze:
A za to się do twoiéy posunę nagrody,
Bryzeidę[28] ci wezmę z pięknemi iagody:
Byś znał, żem ieſt mocniejszy. Drugich ſtrach ogarnie,
Widząc, że mi się równać nie można bezkarnie.„
Na te słowa okrutnie Pelid rozjątrzony,
Niepewny, na obiedwie nachyla się strony:
Czy, usunąwszy drugich, w Atryda uderzyć,
Czy lepiéy gniew powściągnąć i zapał uśmierzyć.
Gdy się na obie strony chwieie myśl wątpliwa,
W zapale, z pochew miecza strasznego dobywa:
Wtém z nieba Pallas przyszła z Junony przysługi,
Bo równie iéy był miły, iak ieden, tak drugi.
Z tyłu lekko za włosy pociąga rycerza,
Niczyim, iego tylko oczom się powierza.

Zląkł się Pelid, gdy spoyrzał za siebie zdumiały,        205
Widzi Minerwę: oczy iéy groźnie iskrzały:[29]
I rzecze! „Wielka córo pana błyskawicy,
Pocożeś tu z niebieskiéy nadeszła stolicy?
Czy widzieć, iaką Atryd obelgę mi czyni?
Oświadczam ci, bo tego dokażę, bogini,
Że dłoń ta, wnet za dumę duszę mu wywlecze.„
A na to modrooka Minerwa tak rzecze:
„Przyszłam gniew twóy uśmierzyć z rozkazu Junony,
Jéy Achilles, iéy Atryd równie ulubiony.
Nie ruszay miecza, do krwi nie chciéy się zapędzać;
Lecz słów, dla czci obrony, możesz nie oszczędzać.[30]
Wierz mi, bo to bydź musi, że dla téy ofiary,
Trzykroć będziesz drogiemi nagrodzony dary;
Tylko bądź nam posłuszny, gniew uhamuy srogi.„
A Palladzie Achilles mówi prędkonogi:[31]
„Choć cały gniewem pałam, lecz rozum ostrzega,
Iż ten błądzić nie może, kto bogom ulega:
Kto na rozkazy bogów nie zatyka ucha,
Tego wzaiem łaskawe niebo chętniéy słucha.„
To wyrzekłszy, przestaie na Minerwy radzie,
Powściąga silną rękę, i miecz w pochwy kładzie:
A bogini poselstwo odprawiwszy swoie,
Do bogów śpieszy, w górne Jowisza pokoie.
Lecz Pelid jeszcze gniewy straszne w sercu warzy,
I rzecze, dla Atryda nie szczędząc potwarzy:

„Z psiém okiem, z łani sercem, bezecny opoiu,        231
Wziąłżeś broń, prowadziłżeś lud śmiało do boiu?
Poszedłżeś na zasadzki, gdy szły inne wodze?[32]
Nigdy: drżałeś ze śmiercią spotkać się na drodze.
Lepiéy dumną w obozie władzę rozpościerać,
A kto ci się sprzeciwi, temu łup wydzierać.
Nad podłemi panuiesz, ludożerco, tłumy:
Inaczéy, iużbyś zgonem przypłacił twéy dumy.
Ale ia ci przysięgam teraz uroczyście,
Przez to berło, co więcéy nie odrośnie w liście,
Bo kiedy ie raz na pniu ostry topór przytnie,
Żywne straciwszy soki, więcéy nie zakwitnie,
A dziś ie w ręku Greccy monarchowie noszą,
Którzy święte wyroki prawa ludom głoszą;
Przysięgam ci naywiększą przysięgą na świecie:
Wzywać Achilla Grecy, lecz próżno będziecie.[33]
A ty się dręcząc w sobie, nie dasz im pomocy,
Gdy ich do wiecznéy Hektor zacznie wtrącać nocy:
Zgryzie cię Troiańskiego postępek oręża,
Że naywalecznieyszego nie uczciłeś męża.„
To powiedziawszy, przodków berło znakomite,
Berło świetnie złotemi gwoździami nabite,
Rzuca gniewny na ziemię, i na mieyscu siada:[34]
Równie się Agamennon na niego rozjada.
Wtém władca Piliyskiego powstaie narodu:[35]
Z ust iego słodsze płyną wyrazy od miodu.

Dwa pokolenia Pilów zamieszkały ziemię,        257
Jak żył, a teraz trzecie ludzi rządził plemię.
W te rzeki słowa, rozumu wielkiego tłumacze:
„O iak Achiwów ziemia gorzko dziś zapłacze!
Jak się z téy uraduią Troianie nowiny,
Jak ucieszy się Pryam i Pryama syny,
Gdy usłyszą, że zgubną ci zjątrzeni zwadą,
Którzy innym przodkuią i męztwem i radą!
Lecz starca głos niech w młodszych winną baczność wzbudzi,
Bom ia większych przed laty widział od was ludzi,
A lekce moiéy rady nie ważyli przecię.
Nigdym takich nie widział, ni uyrzę na świecie,
Jakim był silny Dryant, Ceney nieśmiertelny,
Pirytoy i Exady i Polifem[36] dzielny,
I Tezey, który bogom równym był człowiekiem.
Takichto mężów ziemia wydała przed wiekiem.
Mężni sami, z mężnymi chodzili za barki,
Centaurom,[37] gór mieszkańcom, dumne starli karki.
Z niemi od młodu moie bywały zabawy,
Gdy mię z Pilów do spólnéy wezwali wyprawy.
I iam walczył, iak siły pozwalały moie,
Z dzisieyszych niktby z niemi nie wyszedł na boie.
Tak wielcy, a młodego przyymowali rady:
I dla was będzie lepiéy, wstępować w ich ślady.

Ty, choć możny, nadobną zostaw mu dziewicę,        281
Niech ma dar, którym uczcił Grek iego prawicę:
A ty Achillu, z królem nie bądź tak gwałtowny,
Bo mu żaden ze wszyſtkich królów nie ieſt równy.
Jeżeliś ty dzielnieyszy, żeś synem bogini,
Jego możnieyszym władza obszernieysza czyni.
Atrydzie, głos pokoiu między was przynoszę,
Złóż gniew na Achillesa, ia cię o to proszę:
W nim iest obrona floty, w nim woyska podpora.„
Agamemnon w te słowa rzecze do Nestora:
„Zacny starcze! szanuię mądrą twoię mowę,
Lecz nad wszystkich ten człowiek chce wynosić głowę:
Onby rad sobie rządy naywyższe przywłaszczył,
A któż będzie tak niski, by się przed nim płaszczył?
Jeżeli mu zaś dzielność nadał bóg odwieczny,
Czyż przeto mu pozwala, by tak był złorzeczny?„
Przerwał mu Pelid mowę i obelg nie skąpił:
„Ostatni byłbym z ludzi, gdybym ci ustąpił:
Kto podły, niechay twoiéy nasługuie dumie,
Lecz iéy Pelid ślachetny ulegać nie umie:
Co ci powiem, to w żywéy zachoway pamięci,
Dla branki walczyć bronią, wcale nie mam chęci,
Ni z tobą, ni z innemi Greków rycerzami,
Choć bierzecie dar, który przyznaliście sami;
Ale co na okręcie moim iest w łalunku,
Nic do twego nie możesz podciągnąć szafunku.

Odważ, się tylko na to: całe woysko zoczy,        307
Że ta włócznia wnet czarną krew z ciebie wytoczy.„
Tak w szkodliwéy obadwa rozjątrzeni zwadzie,
Powstali czyniąc koniec narodowéy radzie.
Pelid gniewny pod swoie udał się namioty,
Z nim Patrokl[38] nieodstępny i Tessalskie roty.
Arryd zaś okręt zpycha, żagle rozpościera,
Kładzie ofiarę, maytków dwudziestu wybiera,
I śliczną Chryzeidę prowadzi do nawy:
Mądry Ulisses wodzem został téy wyprawy.
Ci mokrą płyną drogą, wiatry w żagle świszczą.
Król kazał czyścić woysko: natychmiast się czyszczą,
Rzucaiąc wszystko w morze, co brudnego zmiotą,[39]
Potém się zaraz świętą zaymuią robotą,
Biią byki i kozy na uczczenie Feba:
Skwarzy się tłustość, dymy wznoszą się do nieba.
Gdy tak lud ofiarami błagał Apollina,
Agamemnon się srożył na Peleia syna,
I chcąc dokonać swoich zapowiedzi groźnych,
Mówił do Eurybata i Taltyba woźnych:
„Do Achilla namiotu spiesznym idźcie krokiem,
I przywiedźcie tu iego brankę z czarném okiem:
Jeśli nie da, sam wezmę, gdy tam z wielą przydę,
A to większą mu sprawi boleść i ohydę.„
Tak zalecił z groźnemi rozwodząc się słowy,
Struchleli biedni ludzie, na rozkaz takowy:

Idą powoli, ciężkim ściśnieni kłopotem,        333
Siedzącego zastają wodza pod namiotem.
Achilles ich postrzegłszy, zasmucił się srodze,
Ci króla czcią przeięci, w wielkiéy byli trwodze,
Stali cicho, ni w jedném wyrzekli co słowie.
Poznał rycerz ich trudność, więc piérwszy tak powie:
„Witaycie woźni, bogów i śmiertelnych posły,[40]
Przystąpcie, wy niewinni, lecz Atryd wyniosły,
Do niego ia, nie do was, mam żalu przyczynę:
Pódź kochany Patroklu, wyday im dziewczynę,[41]
Weźcie ią, ale bądźcie świadki nad mym bolem,
Przed niebem i przód ziemią i przed srogim królem:
Będzie kiedyś dla Greków Achilles potrzebny…
Złym tylko chuciom służy ten człowiek haniebny:
Z przeszłych on rzeczy wnosić przyszłości nie umie,
I gubi Greki, głupiéy dogadzaiąc dumie.„
Natychmiast wierny Patrokl z mieysca swego wstaie,
Slicznego lica brankę posłańcom oddaie:
Wracaią się pod namiot Atryda szeroki,
Smutna niewiasta idzie niechętnemi kroki.
Odchodzi od swych Pelid, i łzy hoyne toczy,[42]
Zdala siada na brzegu, w morze wlepia oczy,
I rozciągnąwszy ręce, tak matkę zaklina:
„Gdyś mię krótkiego życia dała na świat syna,
Matko! przynaymniéy Jowisz, co piorunem włada,
Niechay mi sławne imię i wielką cześć nada:

Lecz nie znam iéy,gdy Atryd zdobycz gwałtem bierze,        359
Którą mi zgodnie Greccy przyznali rycerze.„
To mówiąc łzy wylewa rzęsistym potokiem.
Siedząc w morzu, pod oyca[43] podeszłego bokiem,
Słyszy te żale matka: nakształt mgły wychodzi,
Tuż siada, łzy ociera, i ięki łagodzi.
„Czego płaczesz? skąd synu boleść masz tak wielką?
Powiedz, i nic nie zatay przed twą rodzicielką.
A na to Pelid rzecze, westchnąwszy serdecznie:
„Na cóż ci to powiadać, co wiesz dostatecznie?[44]
Ecyona[45] stolicę, mocne wziąwszy Teby,
Niezmierneśmy zabrali łupy z téy potrzeby.
Te słuszny dział rozdaie pomiędzy rycerze,
Prześliczną Agamemnon Chryzeidę bierze:
Wtém Chryzes, branki oyciec, do Achiwów łodzi,
Srebrnego łuku boga cny kapłan przychodzi,
Świetną, na okup córki, przynosząc ofiarę;
A w ręku maiąc berło i Feba tyarę,
Prosił Greki o litość na oycowskie bóle,
Naybardziéy zaś Atrydy, dwa narodów króle.
W Achiwach szmer przyiazny oznaczał ich zgodę,
Aby uczcić kapłana, i przyiąć nagrodę:
Nie przypadła królowi do serca ta mowa,
Więc go puścił z obelgą, przydał groźne słowa.
Smutny starzec do nieba z płaczem zaniósł śluby,
Wysłuchał go Apollo, bo mu kapłan luby:

Więc mszcząc się krzywdy, strzałę śmiertelną wymierzy,        385
Giną męże po mężach, zaraza się szerzy.
Biegły wieszczek natychmiast na radzie wykłada,
Z jakiego źródła idzie Achiwów zagłada:
Ja radzę ułagodzić czémprędzéy gniew boski.
Lecz Agamemnon memi obrażony wnioski,
Powstaie, i grozi mi, a nie próżno grozi.
Bo gdy Ulisses brankę z ofiarą odwozi,
Posły Atryda moię zabrały dziewicę,
Któréy darem Grek dzielną nagrodził prawicę.
Ty matko wesprzéy syna: śpiesz do górnych progów,
Opowiedz krzywdę panu i ludzi i bogów,
Jeśliś na iego dobre zasłużyła chęci.
Com słyszał w domu oyca, mam dotąd w pamięci:
Mówiłaś, że od ciebie Jowisz obroniony.
Bo gdy spisek Minerwy, Neptuna, Junony,[46]
Dążył na to, by w więzy uiąć go haniebne,
W tak złym razie, tyś wsparcie dała mu potrzebne:
Sturęcznegoś do nieba wezwała olbrzyma,
Który imię u ludzi Egeona trzyma,
W niebie zaś Bryareia[47] daią mu nazwisko.
Silnieyszy on od oyca, kiedy usiadł blisko,
Przy panu nieśmiertelnych w straszliwéy postawie,
Zlękle bogi przestały o złey myśleć sprawie.
Wspomniy mu to, kolana w czułéy ściskay dłoni,
Żebray, aby Troiańskiéy dopomagał broni:

Niech biie Greki, do naw odeprze ze stratą,        411
Niech widzą, co mądrości ich króla zapłatą,
I niechaj Atryd swego pożałuie błędu,
Że dla najdzielniejszego męża nie miał względu.„
A Tetys na to, łzami zalawszy się cała:
„Kiedym cię nieszczęśliwym losem wychowała,
Obyś przynajmniéy siedział w nawie bez boleści!
Lecz i w ciasnym obrębie wyrok dni twe mieści,
I zrządza ci na ziemi naynędznieysze bycie:
Jakżem ci, synu, smutnym losem dała życie!
Wstąpię na Olimp górny, przed Jowiszem stanę,
Powiem, iak srogą na czci odebrałeś ranę:
Może, na prośby moie, łaskawie się skłoni.
Ty gniewny siedź u floty, nie bierz się do broni.
Wczoray opuścił Jowisz złote nieba progi,
Poszedł do Oceanu, a z nim inne bogi,
By w uczcie towarzyszył Etyopom[48] czystym.
Za dwanaście dni będzie w swym domu wieczystym.
Wtedy śpieszę do niego, ścisnę mu kolana,
Spodziewam się, że będę w prośbie wysłuchana.„
To rzekłszy znikła, w smutku zostawuiąc syna,
Że mu wzięta niesłusznie prześliczna dziewczyna.
Tymczasem zaś do Chryzy Laercyad płynie,
Wiezie święte ofiary: skoro w port zawinie,
Ściąga żagle szerokie, i na nawie składa,
Opuszcza maszt, a brzegu wiosłami dopada:

Liną waruie okręt, zatapia kotwicę,        437
Wysadza i ofiarę i piękną dziewicę:
Wraz ią wiedzie za rękę przed ołtarz Febowy,
A oddaiąc ią oycu, temi rzecze słowy:
„Agamemnona króla, widzisz we mnie posła,
Chęć ulżenia twym bólom, tutay mię przyniosła.
Masz córkę, masz dla Feba wspaniałe ofiary:
Błagaymy go, bo wielkie przesłał na nas kary.„
To rzekł i córkę oddał: on z radością bierze,
A Grecy o Febowéy pamiętni ofierze,
Stawią, bydło, myią się, mąkę świętą biorą,
Kapłan podnosi ręce, i mówi z pokorą:
„Boże! co z łuku strzałę wypuszczasz daleką,
Co masz Tened i Cyllę, pod możną opieką;
Wysłuchałeś mą prośbę, gdy za oyca smutki,
Dałeś uczuć Achiwom gniewu twego skutki:
I dziś mię racz wysłuchać: Febie! przepuść winie,
Niech zgubnym więcéy morem lud Grecki nie ginie.„
Tak się modlił, i w téyże wysłuchany chwili:
Skoro mąką ofiarne rzeczy poświęcili,[49]
Zaraz głowy bydlętom podnoszą do góry,[50]
Rzeżą ie, zabiiaią, i łupią ze skóry:
Uda wołu tłustością dwakroć obwinięte,
Kładą mięso na drobne kawałki pocięte,
Kurzy się dym z ofiary na szczepaném drzewie,
Piecze się w żywym ogniu poświęcone trzewie:

Palił świętość i wino lał kapłan pobożny,        463
Przy nim z pięciozębnemi młodzież stałą rożny,
Pokosztowawszy wnętrza, resztę mięsa zsiekli,
I po spaleniu udzców na węglach upiekli.
Tak wszystko zgotowawszy, nakrywaią stoły,
Jedzą, każdy używa swéy części wesoły.
Wraz pełne wina czary, ustroione w wieńce,
Przed każdym biesiadnikiem stawiaią młodzieńce,
Wreście pieśniami chwały Apollina głoszą,
Brzmią czcią iego, bóg słucha tych pieni z roskoszą.
Zachodzącego słońca gdy zgasły promienie,
A ponure noc czarna rozszerzyła cienie,
Poszli i przy okręcie zamknęli powieki:
Lecz gdy wstała Jutrzenka, zrywaią się Greki,
Wychodzi nawa z portu, na morze odbiia,
Z ubłaganego Feba łaski wiatr im sprzyia:
Więc maszt wielki podnoszą, rozpuszczają żagle,
Rznie okręt szumne wały, brzegi znikły nagle.
Wkrótce do swoich szybkim przybywaią biegiem,
Dźwigaią okręt z wody, stawiaią nad brzegiem,
I oparłszy na tragach, rozchodzą się sami,
Ci się kryią po nawach, ci pod namiotami.
Zagniewany Achilles o dziewicy wzięcie,
Nigdzie nie wyszedł, siedział na swoim okręcie,
Nikt go nie widzi w boiu, nikt w radzie nie słyszy,
Lecz w smutku pogrążony, za bitwami dyszy.

Gdy przeszło dni dwanaście, nieśmiertelne bogi,        489
W niedostępne Olimpu wracaią się progi:
Jowisz przodkuie wszystkim do górnéy stolicy.
Tetys pomna synowi danéy obietnicy,
Zostawia oyca, rzuca niezgłębione morze,
I do nieba o rannéy dostaie się porze.
Saturnid, który grzmiące pioruny zapala,
Na wierzchołku Olimpu, był od bogów zdala.
Siada przed nim bogini z pokorną postawą,
Ręką lewą kolana, brodę ściska prawą,[51]
I rzecze: „Bogów oycze, ieślim kiedy ciebie,
Lub uczynkiem, lub słowem ratowała w niebie,
Skłoń ucho na me prośby, pamiętny przysługi:
Day cześć synowi memu, gdyś wiek dał nie długi.
Widzisz, iako nad ciężką obelgą łzy roni.
Wydarł mu gwałtem Atryd owoc dzielnéy dłoni:
Ale ty go przynaymniéy uczciy mądry boże,
Niech ręka twoia w bitwach Troiany wspomoże:
Niech góruią nad Greki, odnoszą zwycięstwa,
Aż póki ci nie uczczą mego syna męztwa.„
Nic na to chmurowładca Jowisz nie odpowie,
Milcząc, wieczne wyroki waży w swoiéy głowie:
Tetys iak go uięła, tak się kolan trzyma,
I tak z rozrzewnionemi powtarza oczyma:
„Odmów mi, albo przyzwól i zaręcz wyraźnie:
Czyż iakie na Jowisza padaią boiaźnie?

Niech wiem, czym sama z bogiń okryta pogardą.„        515
Jowisz, ciężko westchnąwszy: „Prosisz o rzecz twardą.
Jakie troski dla moiéy stąd wynikną głowy!
Na niepokóy mię, córko, narażasz domowy:
Znowu się będzie trzeba z Junoną ucierać,
A i tak mi wyrzuca, żem Troię rad wspierać.
Pódź, by cię nie postrzegło zazdrosne iéy oko,
Prośbę twoię mam w sercu wyrytą głęboko.
Skłonię głową, byś pewna była moiéy chęci:
Téy, na stwierdzenie słowa, używam pieczęci,
Przed bogi i przed ludźmi: znak ten iest konieczny.„
To wyrzekł, i brwi zmarszczył niebios pan[52] odwieczny,
Podniosły się na głowie nieśmierielnéy włosy,
Wstrząsł się Olimp, i całe zadrżały niebiosy.
Gdy takie zaręczenie od Jowisza zyska,
Tetys idzie do swego, wgłębi wód, siedliska,
On na górną stolicę. Wstaią wszystkie bogi,
I zabiegaią oycu swemu napół drogi:
Nikt na mieyscu nie został, cała niebian rzesza,
Na powitanie władcy piorunu pośpiesza.
Skoro tylko pan bogów na swym zasiadł tronie,
Zdało się podeyrzliwéy przegryźć go Junonie:
Postrzegła, że z nim Tetys ciche miała rady,
Takie zatém z Jowiszem rozpoczyna zwady.
„Z kimżeśto, obłudniku, rozmawiał dziś w niebie?
Bezemnie radzić skrycie, roskoszą dla ciebie:

Zawsze lubisz przed żoną chować sekret ścisły,        541
I nigdy nie powiadasz, iakie twe zamysły.„
„O wszyſtkich,rzekł bóg, rzeczach bydź uwiadomioną,
Zbytni ciężar dla ciebie, choć mi iesteś żoną:
Jednakże, co ciekawość twoię słusznie budzi,
To piérwsza wiesz odemnie i z bogów i z ludzi:
Lecz, co sam radzę, bogom nie myśląc powiadać,
O to próżno niepytay, tego nie chciéy badać.„
Na to Juno, wielkiemi oczyma wspaniała:
„Twardy Saturna synu, cóżem usłyszała?
Nigdym ci nie iest przykra, słusznie się tém szczycę,
Że nie chcę wglądać w żadną twoię taiemnicę.
Ta zaś troskliwość moia z tego idzie źrodla,
Czy cię córka morskiego starca nie uwiodła.
Bo dziś przyszła do ciebie, ściskała kolana,
I podobno iuż w prośbach swoich wysłuchana:
Jéy syna czci, a Greków klęski nic nie zwlecze.„
Na to piorunowładca Junonie tak rzecze:
„Płoche twe podeyrzenia są dla mnie zwyczayne,
Jednak ci niedostępne moie myśli tayne:
Nienawiść tylko męża odnosisz w korzyści.
Choćbyś zgadła móy wyrok? Co chcę, to się zjści.
Siedź, i skromnie się moim powoduy rozkazem,
Bo cię tu nie zasłonią wszystkie bogi razem,
Od strasznego téy ręki ogromnéy zamachu.„
Tak rzekł; umilkła Juno i drżała ze strachu,

Musi uledz mężowi niezgięta iéy dusza,        567
Lecz wszyſtkich bogów czułość iéy zmartwienie wzrusza.
Zatém Wulkan, Olimpu sławny budowniczy,
Miłą matkę pociesza w tak ciężkéy goryczy.
„Jakto nas wszystkich smuci, iak dotkliwie boli,
Że niebo się poróżnia dla śmiertelnych doli.
Gdy się przykra niezgoda samych bogów ima,
Znikną uczty roskosze, złe górę otrzyma.
Matce radzę, choć sama sobie radzić zdolną,
By na Jowisza była rozkazy powolną:
Bo kiedy w gniew, nasz oyciec rozjątrzony wpada,
Cała się dla niebianów zepsuie biesiada.
Gdyby chciał, iak iest mocny ten wielki pan gromu,
Wszystkichby nas wytrącił z niebieskiego domu.
Matko! uymiy go wdzięcznie, a spoyrzy wesoło,
I okaże pogodne Olimpowi czoło.„
To powiedziawszy Wulkan, z mieysca swego wstaie,
Bierze okrngłą czarę, matce ią podaie,
I rzecze: „Znoś to matko, lubo ci niemiło,
Żeby się co gorszego ieszcze nie zdarzyło:
Gniewy iego złagodzi twa powolność wczesna.
Jakby dla syna twego była rzecz bolesna,
Nie mogąc ci dać wsparcia, patrzeć na twe ięki.
Trudno wytrzymać siłę Jowiszowéy ręki.
Nigdy mi ten przypadek nie wyydzie z pamięci:
Gdym cię raz przeciw iego chciał wesprzeć niechęci,

Porwał za nogę, rzucił z niebieskiego gmachu,[53]        593
Zaledwie ze mnie dusza nie wyszła z przestrachu:
Leciałem przez dzień, w wieczór upadłem na Lemnie,
Tam Syntyowie ducha obudzili we mnie.„
Tę Wulkan o przypadku swoim powieść czyni,
A na to z białą dłonią śmieie się bogini,
I z uśmiechem odbiera czarę z ręki syna.
On zaś od prawéy strony obdzielać zaczyna,
Słodkim nektarem nieba wysokiego panów,
Który czerpa obficie z poświęconych dzbanów.
Smiały się, piiąć nektar, do rozpuku bogi,
Że im służył tak grzecznie Wulkan krzywonogi.
Stół do zachodu słońca zasiadaią w koło,
Jedzą smacznie i piią, bawią się wesoło:
Apollo gra na cytrze, a Muz chór dobrany,
Słodkiemi wyśpiewuie głosy na przemiany.
Gdy słońce świetną głowę skryło w Oceanie,
Każdego boga własne przyymuie mieszkanie:
Bo w Olimpie ma każdy z bogów pałac złoty,
Cudownéy przemyślnego Wulkana roboty.
Jowisz także tam idzie, gdzie swóy umysł boski,
Snem zasila, wielkiemi zmordowany troski.
Skłania głowę i daie odpoczynek oku:
Na złotém łożu Juno przy iego śpi boku.        616








ILIADA.


XIĘGA II.



TREŚĆ XIĘGI II.

Doświadczenie woyska, wyliczenie okrętów i wodzów.


Jowisz pamiętny słowa danego Tetydzie, matce Achillesa, aby dał poznać Grekom, iak niebezpieczna iest rzecz obrazić bohatyra, zsyła zwodniczy sen na Agamemnona, rozkazuiąc mu z całém woyskiem wziąć się do oręża. Opowiada na radzie sen swóy Agamemnon, a dla doświadczenia woyska, mówi, aby się miało do powrotu. Grecy długą woyną znużeni, zabieraią się do okrętów: Ulisses i Nestor ich wstrzymuie. Tersyt, za swoie zuchwalstwo, od Ulissesa ukarany. Po uczynionéy bogom ofierze, Agamemnon szykuie woysko do boiu. Pallas ie z nieśmiertelna Egidą zagrzewa. Z téy okoliczności poeta, nawy i wodze Greckie, iako też i Troiańskie obszernie wylicza.


ILIADA.
XIĘGA II.

Jnni spali, bogowie i ziemscy rycerze
Oczu tylko Jowisza sen słodki nie bierze:
Ale noc nad tém całą przemyśla troskliwy,
Jakby Achilla uczcić, a zgnębić Achiwy.
Mniema, iż tak dokaże, czego sobie życzy,
Gdy na Agamemnona prześle Sen zwodniczy.[54]
Więc się do niego w prędkich słownch tak odzywa:
„Pódź gdzie Achayska flota brzeg cały okrywa.
Gdy weydziesz w namiot króla, rozciągnion obszernie,
Opowiedz mu co mówię, a opowiedz wiernie.
Niech bez odwłoki wiedzie do boiu lud zbrojny,
Bo przyszła Troian zguba i kres długiéy woyny:
Niezgodne przedtém bogi, w jedném zdaniu stoią,
Wszystkie Juno skłoniła; złe wisi nad Troią.„[55]
To skoro wyrzekł Jowisz, Sen boski odchodzi,
Szybkim śpiesząc polotem do Achiwów łodzi:
Zaraz do królewskiego namiotu przybywa,
Atryd w łożu spoczynku słodkiego używa:
Stanął nad nim, a tego starca wyobrażał,
Którego król, dla rady, naywięcey poważał:
W téy łudzącey postaci temi rzeknie słowy:
„Cóżto, śpisz ieszcze królu, synu Atreiowy?

Całą noc spać mężowi rady nie przystało,        23
Którego pieczy niebo rząd ludzi oddało:
Słuchay posła Jowisza: chociaż on daleki,
Ma staranie o tobie: Zwołay wszystkie Greki,
I nie zwlekając, prowadź do boiu lud zbroyny,
Bo przyszła Troian zguba i kres dlugiéy woyny.
Niezgodne przedtém bogi, w jedném zdaniu stoią,
Wszystkie Juno skłoniła: złe wisi nad Troią.
Ty zważay, co ci każe pan bogów i ludzi,
By ci z myśli nie wyszło, gdy cię dzień przebudzi,„
To powiedziawszy, poszedł od Agamemnona,
Ważącego to w głowie, czego nie dokona.
Głupi, że miasto weźmie Pryama, uwierzył:
Bezrozumny, nie wiedział, co Jowisz zamierzył:
Nie mógł tego przeniknąć, że przez krwawe boie,
Miał klęskami przywalić i Greki i Troię.
Budzi się, lecz boskiego ieszcze głosu pełny,
Siada na łożu, wdziewa szatę z miękkiéy wełny,
Szatę piękną i nową, płaszcz zarzuca drogi,
Także kształtny na białe obuw kładzie nogi:
Błyszczący się od srebra ciężki, miecz zawiesza,
I wziąwszy berło w ręce, do floty pośpiesza,
Od oyców berło w domu trwałe nieprzerwanie.
Już Olimpowi niesie Jutrzenka zaranie,
Weyscie słońca zwiastując nieśmiertelnym w niebie,[56]
Gdy hukliwych król woźnych przyzywa do siebie,

I każe ród Achiwów zwoływać do rady:        49
Ci wołaią, niezmierne sypią się gromady.
Ale maiąc król wielkie odkryć przedsięwzięcie,
Składa osobną radę w Nestora okręcie:
Z samych się ona wodzów naycelnieyszych zbiera,
Tam Atryd myśli swoie w te słowa otwiera:[57]
„Przyiaciele, wodzowie, kiedym dzienne troski
Nocnym przerwał spoczynkiem, widniałem Sen boski:
Istnąm ia w nim osobę Nestora uważał,
Jego glos, iego postać, iego kształt wyrażał;
I stanąwszy nad głową, temi mówił słowy:
Cóżto! śpisz ieszcze królu, synu Atreiowy?
Całą noc spać mężowi rady nie przystało,
Którego pieczy niebo rząd ludzi oddało.
Słuchay posła Jowisza, chociaż on daleki.
Ma staranie o tobie: zwolay wszystkie Greki,
I nie zwlekaiąc, prowadź do boiu lud zbroyny.
Bo przyszła Troian zguba i kres długiéy woyny.
Niezgodne przedtém bogi, w jednem zdaniu stoią,
Wszystkie Juno skłoniła, złe wisi nad Troią.
Rzekł i zniknął: mnie z oczu opadł ciężar słodki.
Zważmy teraz, przez iakie lud wzbudzimy środki,
Do dzielnego walczenia. Ja, bym serca zgłębił,
Czyli się w nich Marsowy zapał nie oziębił,
Powiem, niechay do domu każdy z flotą bieży:
A do was od powrotu wstrzymać lud należy.„[58]

To rzekłszy Agamemnon w mieyscu swoiem siada,        75
Aż Nestor, co w piasczystéy Pilów ziemi włada,
Wstaie, i tak w rostropnéy tłumaczy się mowie:[59]
„Przyiaciele, Argiwów przemożni wodzowie,
Gdyby kto inny z Greków senne prawił mary,
Moglibyśmy nim wzgardzić i nie dać mu wiary.
Ale tu się królowi raczył Sen objawić;
Myślmy zatém, iak w woysku chęć do boiu sprawić.„
To powiedziawszy Nestor, mieysce rzuca radne,
Wychodzi, za nim idą króle berłowładne:
A témczasem do brzegu lud zbiega się cały.
Jako wychodzą pszczoły z wydrożonéy skały,
Gęstą iedne po drugich następuiąc rzeszą,
Tak, że bez przerwy roie za roiami śpieszą,
I kwiat wiosny ścisłemi okrywaią grony,
Te się w te, owe w inne rozlatując strony;[60]
Tak lud, na niezliczone podzielony roty,
Na brzeg idzie, rzucaiąc nawy i namioty.
Posłanka niebios, krokom ich przodkuie sława,
Gromadzi się lud, straszna w nim powstaie wrzawa.
Jękła ziemia pod tylu narodów ciężarem,
Powietrze się niesfornym rozlegało gwarem:
Dziewięciu woźnych woła, wrzask ludu ucisza,
Aby chciał królów słuchać, kochanków Jowisza.
Przecięż gwar ustał, wzięły swoie mieysca roty:
Wstał Agamemnon z berłem Wulkana roboty,[61]

Wykształconéym dla bogów i pana i oyca:        101
Od tego wziął Merkury poseł Argobóyca:
Stąd przeszło do Pelopa, co uieżdżał konie:
Od tego miał ie Atrey, wódz ludu w koronie,
Ten bogatemu w trzody oddał ie Tyeście,
Ten Agamemnonowi zostawił nareście,
By mu wyspy hołd niosły i Argów kraina:
Na tém berle oparty, tak mówić zaczyna.
„Przyiaciele, wodzowie, prawy Marsa rodzie,[62]
W ciężkiey mię Jowisz srogi zostawia przygodzie.
Bo nielitosny przedém dał mi obietnicę,
Że nie wrócę, aż Troian obalę stolicę;
Teraz każe mi płynąć do Argów bez sławy,
Kiedym iuż tyle ludu stracił przez bóy krwawy.
Tak chciał Jowisz, którego nieodparte ramie,
Tylu miast dumne szczyty złamało i złamie.
Co na to kiedyś wieki wyrzekną potomne,
Ze takie woyska Greków, siły tak ogromne,
Próżny bóy prowadziły z mnieyszą liczbą męża?
Bo iakiż dotąd skutek naszego oręża!
Gdyby z Troią do wiernéy przyszedł Grek ugody,
I rachować obadwa chcieliśmy narody;
Gdyby wszystkie Troiany stały z jednéy strony,
A lud nasz na dziesiątki został podzielony;
Chociażby każdy z Troian lał wino dla naszych,
Jlużbyto dziesiątkom zabrakło podczaszych![63]

Tak liczbę Troian Greckie przewyższają głowy:        141
Ale za to lud maią wielki posiłkowy,
Ten mi w zamysłach moich zastępuje drogę,
Że dotąd Troi dobyć osiadłéy nie mogę.
Już dziewiąty rok widzi nasze tu obozy,
Zbutwiały nam okręty, przegniły powrozy:
A żony nasze w domach iękami dni znaczą,
A dzieci, wyglądaiąc oyców, rzewnie płaczą,
Nas zaś niedokonana dotąd gnębi praca.
Posłuchaycie, co powiem: niech każdy powraca,
Już czas do ukochanéy oyczyzny pośpieszyć.
Gdy zwycięztwem nad Troią trudno się ucieszyć.„
Rzekł, i nieświadom rady pociągnął lud cały:
Wzrusza się zgromadzenie, iako wzdęte wały,
Kiedy z chmury gniewnego Jowisza wyleci
Not z Eurem, i na morzu nawałnicę wznieci.
Albo iak się wydaią żyznorodne niwy,
Kiedy na nie gwałtownie natrze wiatr burzliwy,
I gniotąc z góry kłosy, do ziemi nagina;
Tak całe zgromadzenie zrywać się poczyna,
I z żołnierskim pośpiesza na okręty wrzaskiem:
Od nóg wzruszonym niebo zaciemnia się piaskiem.
Zachęcaią się, ciągną do wód swoie nawy,
Oczyszczaią przekopy do morskiéy wyprawy:[64]
Już tragi z pod naw biorą,[65] a niezgodne głosy,
Odjeżdżaiących mężów idą pod niebiosy.

Pewnieby się ich podróż dłużéy nie przewlekła,        153
Gdy Juno do Minerwy temi słowy rzekła:
„Wielka córo, pioruny władnącego boga,
Więc iuż Grekom do domu niecofnięta droga?
Ucieczką więc zakończyć tyle prac przystoi?
A przy Pryamie chwała, Helena przy Troi,
Dla któréy tyle ludu miecz wytępił mściwy?
Spiesz zaraz, mową słodką powściągniéy Achiwy:
Wſtrzymay powrót, zniszcz zamiar płocho przedsięwzięty,
I nie day, by na morze spychali okręty.„
Usłuchała Junony Pallas modrooka,
I natychmiast na ziemię spuszcza się z wysoka:
Szybkim pośpiesza lotem do Achiwów łodzi,
Zaraz do Ulissesa mądrego przychodzi:
Ten stoi zasępiony, okrętów nie tyka,
Bo go smutek ogarnia i boleść przenika.
Do niego się przybliża i w te rzecze słowa:
„Ulissesie, którego w przemysł płodna głowa,
Także więc bez odwłoki rozpuszczacie żagle,
I do miłéy oyczyzny powrócicie nagle?
Ucieczką więc zakończyć tyle prac przystoi,
A przy Pryamie chwała, Helena przy Troi,
Dla któréy tyle ludu miecz wytępił mściwy?
Spiesz zaraz, mową słodką powściągniéy Achiwy:
Wſtrzymay powrót, zniszcz zamiar płocho przedsięwzięty,
I nie day, by na morze spychali okręty.„

Tak rzekła, wraz bohatyr z żalu się ocuca,        179
Poznaie głos bogini, śpieszy i płaszcz rzuca.
Podnosi go Eurybat:[66] A gdy Atrydowi
Zabiegł drogę, możnemu narodów królowi,
Bierze od niego w ręce berło znakomite,[67]
Obiega z nim Achiwy, pancerzem okryte:
A czy wodza, czy kogo z przednieyszych potyka,
Uymuie go wymową słodkiego ięzyka.
„Zacny mężu, nie stąpay ludzi podłych śladem,
Wstrzymaj się, drugich twoim zatrzymay przykładem,
Bo ieszcze nie wiesz dobrze o króla zamiarze,
Teraz woyska doświadcza, potém ie ukarze.
Nie wszystkim pozwolono wiedzieć iego myśli:
Żeby do takich nieszczęść Achiwi nieprzyśli!
Bo wielki gniew na ludzi od monarchy spada,
Który, z łaski Jowisza, narodami włada.„
Gdy z ludu kogo postrzegł, że upornie staie,
Tego berłem okłada i słowami łaie.
„Niebaczny! siedź spokoynie, ta dłoń ciebie skarci,
Sluchay drugich, co więcéy niźli ty, są warci:
Boiaźń i gnuśność w rzędzie nayniższym cię kładzie:
Niś ty w boiu ceniony, ni poważny w radzie.
Czy każdy w woysku Greckiém za wodza się sądzi!
Niedobry iest rząd wielu: niech więc ieden rządzi,
Król, którego sam Jowisz powagą przyodział,
I nam dał posłuszeństwo, iemu władzę w podział.„

Tak on woysko sprawować, iak biegły wódz umie.        205
Wnet i z naw i namiotów ruszaią się w tłumie,
Wrzask ludu grzmi iak morza szumnego bałwany,
Kiedy tłucze mokremi o skałę tarany.[68]
Całe woysko ucicha i mieysca zasiada:
Tersyt burzy, złośliwie Tersyt ieszcze gada,
Człek wielomownéy gęby, niesfornym ięzykiem,
Samym się królom stawił hardym przeciwnikiem:[69]
Bo, co mu do ust padnie, wszystko płocho bredzi,
Celem iego gryźć wyższych, śmiech budzić w gawiedzi.
Zézowaty, kulawy, potwór w świecie rzadki,
Garb mu spycha skręcone na piersi łopatki,
Głowa długa, spiczasta, rzadkim kryta włosem.
Naybardziéy on złośliwym śmiał przegryzać głosem,
Ulissa i Achilla, potwarca ich wieczny.
Teraz na króla ięzyk obrócił złorzeczny,
Szpetne miotając słowa skrzypiącemi usty;
Sarkali z gniewu Grecy na tyle rozpusty,
On krzyczał i lżył: „Czego twoie serce łaknie?
Skąd ta żałość Atrydzie? na czém tobie braknie?
Pełno w twoim namiocie znayduie się miedzi,
Pełno tam ślicznych kobiet, branek naszych siedzi,
Które ci daiem, miasta iakiego dobywszy:
Czy mało masz dostatków, o królu naychciwszy!
Chcesz, by kto z Troian przyszedł po dzieci z okupem,
Którem ia, lub Grek inny, wziął na woynie łupem?[70]

Czy ieszcze dziewki żądasz, byś gdzie z nią ukryty,        231
Wylał się na rozpustę, lubieżnik niesyty!
I także dla Greckiego wódz srogi plemienia!
Jakżeśmy podli, mężów niegodni imienia,
Kobiety z nas trwożliwe: puśćmy się na wody,
Niech on pod Troią nasze pożywa nagrody,
Niech zna, czy bez naszego może co oręża.
Skrzywdził Achilla, nadeń dzielnieyszego męża:
Daną od nas nagrodę gwałtem wydarł z nawy.
Gnuśny Pelid nie mszcząc się tak niegodnéy sprawy:
Gdyby cię, iak na męża przystało, był zażył,
Ostatni raz, Atrydzie, byłbyś go znieważył.„
Tak lży Tersyt wielkiego narodów pasterza.
Wtém Ulisses do niego szybkim krokiem zmierza,
I ostro nań spoyrzawszy, groźnym tonem rzecze:
„Lekkomyślny Tersyto, krzykliwy człowiecze,
Wstrzymay ięzyk zuchwały, ty, hańbo natury:
Bo ze wszystkich, co przyszli pod Troiańskie mury,
I królom towarzyszą w rycerskiéy potrzebie,
Żaden człowiek nie przyszedł podleyszy nad ciebie.
Nie waż się królów śmiałym pomiatać językiem,
Ani bydź do powrotu płochym buntownikiem.
Jak los padnie, przewidzieć nie dano nikomu,
Czy my z chwałą, czy z hańbą powrócim do domu.
Jeśli króla narodów szarpiesz z téy przyczyny,
Że go hoynie daruią łupem Greckie syny;

Skąd się tu złość nikczemna w podłém sercu warzy,        257
Zyskałże co od ciebie, prócz saméy potwarzy?
Ale ia ci oświadczani, co i w skutku będzie,
Jeśli, iak dziś, rozpuścisz to złości narzędzie,
Niechay mi głowę zdeymie okrutny zabóyca,
Niech słodkie stracę imię Telemaka oyca,[71]
Jeśli cię nie uchwycę, z szaty nie obnażę,
I zdarłszy, co wstyd kryie, ochłostać nie każę;
Wreście, rozkwilonego na razy bolące,
Wypchnę ze zgromadzenia i wgłąb nawy wtrącę.„
To wyrzekłszy, do grzbietu berło mu przykłada.
On się zwiia i płacze i drżący usiada:
Od twardego mu razu w tyle guz wyskoczy,
Patrzy szpetnie wokoło i ociéra oczy.
Choć smutni Grecy, iednak rośmiać się musieli,
Każdy tak sąsiadowi swoie myśli dzieli:
„Słusznie lud Ulissesa wśród naypiérwszych kładzie,
Męztwem w boiu wsławiony, roztropnością w radzie:
Dziś naylepszą rzecz zrobił, że Tersyta zgromił,
I zuchwałość brzydkiego potwarcy uskromił.
Odtąd będzie ostrożny, nauczą go bóle,
Jak niebezpieczna, miotać obelgi na króle.„
Tak lud mówił, i dobre dzieło wodza chwalił,
A Ulisses, co tyle możnych miast obalił,
Wstał z berłem: przy nim w kształcie woźnego bogini,
Ta wrzask ludu uśmierza, ta spokoyność czyni,[72]

By piérwsi i ostatni słyszeli go równie:        283
A on tak zaczął radzić mądrze i wymownie.
„Wielki narodów królu, przemożny Atrydzie,[73]
Dziś cię Grecy w naywiększéy zagrążą ohydzie:
Bo przyrzeczenia w Argach danego nie iszczą,
Iż nie wprzódy powrócą, aż Jlion zniszczą.
Każdy płacze, iak dziecko, iak wdowa usycha,
Podłe skargi rozwodzi, do swoich ścian wzdycha.
Smutna wracać, kiedyśmy nic nie dokazali:
Prawda, choć kto na miesiąc z domu się oddali,
Przykro na łodzi znosi, gdy Neptun wzburzony,
Nie daie mu do lubéy powrócić się żony.
A nas iuż rok dziewiąty trzyma kray daleki:
Nie dziw mi, że wzdychają do powrotu Greki:
Lecz brzydko, długo bawiąc, wracać bezskutecznie.
Trwaycie więc w przedsięwzięciu Achiwi statecznie,
Obaczmy fałsz Kalchasa wieszczby, lub sprawdzenie:
Bo których nie wtrąciły Parki w smutne cienie,
Którzy dotąd żyiecie, w was żywe mam świadki:
Gdy do Aulidy Greckie zbierały się statki,
Niosąc tysiączne klęski pod mur Jlionu;
A my pod miłym cieniem wyniosłego klonu,
Przy którym wody nurtem wytryskały czystym,
Bili święte ofiary bogom wiekuistym;
Znak wielki się pokazał, iaki się nie zdarza,
Z czerwonemi plamami idzie z pod ołtarza

Smok straszny, który zaraz na drzewo się wspina,        309
Gdzie się ptasząt na wierzchu wylęgła rodzina:
Ośmioro było w liściu zagnieżdżonych skrycie,
A dziewiąta maciora, co im dała życie.
Tam on wlazłszy pisklęta skwierczące pożera:
Matka smutne nad dziećmi żale rozpościera,
Wtém ią, próżny niosącą ratunek, za skrzydło
Pochwyciwszy, okrutne pożarło straszydło.
Gdy tak strawił smok dzieci i nędzną maciorę,
Rzecz cudowna w tę samę zdarzyła się porę:
Bo Saturnid, z którego wyszedł przeznaczenia,
Natychmiast w kamień smoka strasznego zamienia.[74]
Na to nas wszystkich wielkie podziwienie bierze:
Pomniycie, wszak to było przy saméy ofierze.
Zaraz Kalchas wykłada przeznaczenia wieczne:
Czemużeście zamilkły Achiwy waleczne?
Ten znak pewny Jowisza opatrzność nam dała,
Nierychły iego skutek, ale wielka chwała.
Jako ten smok ośm drobnych pisklątek zadławił,
I z niemi wraz dziewiątą ich maciorę strawił:
Tak walczyć przez lat dziewięć dla nas wyrok stoi,
A dziesiątego roku dobędziemy Troi.
Tak on wróżył: co teraz wnet się uskuteczni.
Bądźcie więc w przedsięwzięciu Achiwi stateczni,
Póki miasta Pryama nie weźmiem zdobyczą.„
Skończył mądry Ulisses, Greckie woyska krzyczą:

Głośny okrzyk od ludu ochoczego wszczęty,        335
Odbiialy stoiące na brzegach okręty:
Wszyscy brzmią pochwałami twemi, Ulissesie.
Potém Nestor poważny, taki głos podniesie:[75]
„Ach! przez bogów! iużeśmy chłopcami się stali,[76]
Już nas do dzieł rycerskich piękna chęć nie pali.
W cóż się, pytam, obrócą nasze obietnice,
W co przysięgi, podane w co póydą prawice?[77]
Takieżto dopełnienie zaręczonéy wiary?
Wszystko, iak widzę, znikło z dymami ofiary.
Tak długo tu iesteśmy i chcemy się wadzić,
Nie mogą nas do celu kłótnie doprowadzić.[78]
Ty, Atrydzie, stałością uzbróy piersi twoie,
Prowadź nas na kurzawy i na twarde boie:
Wzgardź temi, co od rady oddzielać się śmieią:[79]
W niemęzkiém próżnowaniu niech podło gnuśnieią.
Daremne ich życzenia: nie ruszém stąd kroku,
Aż uyrzém fałsz, lub prawdę Jowisza wyroku.
Pan bogów nas w zamysłach naszych uszczęśliwi.
Bo kiedy na okręty wsiadali Achiwi,
Niosąc Troi zniszczenie, pomyślne obroty
Wróżąc niebo, prawemi uderzyło grzmoty.[80]
Nie myślcież o powrocie wprzody przyiaciele,
Aż każdy weźmie ładną Troiankę w podziele,[81]
I zemści się Heleny ięków i kłopotu.[82]
Lecz ieżeli kto żąda upornie powrotu,

Niechay wsiada na okręt, wpośród morskich toni,        361
Zasłużony go wyrok i kara dogoni.
Radź sam królu, i drugich radę miéy na względzie,
Co ia powiem, uwagi twoiéy godne będzie.
Dziel mnóstwo na narody, narody na szyki,
By sobie wzaiem niosły pomoc woiowniki:
Co gdy zrobisz, a Grecy nie stawią się sprzecznie,
Natenczas możesz, królu, poznać dostatecznie,
Kto iest gnuśny, kto dzielny z wodzów i żołnierzy:
Bo każdy się na placu własną siłą zmierzy,
I czy do wzięcia miasta, bogi na zawadzie,
Czy też tchórzostwo ludu zawadę nam kładzie.„
Agamemnon tak mówi na rzecz Nestorową:
„Wszystkich celuiesz, starcze, radą i wymową.
Gdyby mi Feb i Pallas i Jowisz życzliwy
Dziesięć takich dał radzców pomiędzy Achiwy;[83]
Zniszczylibyśmy dawno złe Dardanów plemię,
I Pryama wyniosłe miasto wbili w ziemię.
Ale mnie syn Saturna ukarał bez miary,
Gdy mię świeżo wprowadził w niepotrzebne swary:
Otom się z Achillesem skłócił o dziewczynę,
Przyszło do ciężkiéy zwady, a iam dał przyczynę.[84]
Wszakże, gdy niechęć zgaśnie, która się w nas wkradła,
Już zginęły Dardany, iuż Troia upadła.[85]
Teraz weźcie posiłek waleczni rycerze,
Gotuycie się do boiu, opatrzcie puklerze:

Dzidy ostrzcie, obroku nie szczędźcie dla koni,        387
Doświadczcie waszych wozów i wszelakiéy broni.
Srogim Marsem przez cały dzień będziem się bili,
A wytchnąć nie pozwolę, ani iednéy chwili:
Z samą się chyba przerwie bóy okrutny nocą,
Dobrze się tu i piersi i tarcze zapocą:
Bez przerwy rohatyną robiąc, dłoń zdrętwieie,
I konie, wóz ciągnące, hoyny pot obleie.
A kto się na okręty od boiu oddali,
Przysięgam, że od zguby nic go nie ocali:
Psom się na brzydką pastwę i sępom dostanie.„
Skończył, a straszne woyska powstało wołanie:
Grzmi powietrze; iak ryczą na morzu bałwany,
Gdy z innemi Not wiatry walczy zagniewany,
I na skalę pobrzeżną całą moc wywiera,
A skała silnym barkiem gniew iego odpiera,
Z rady do naw gromada rozchodzi się cała,
W namiotach palą ognie, zasilaią ciała:
Każdy niesie przedwiecznym bogom święte śluby,
Aby go zachowali dnia tego od zguby.
Sam święci, Jowiszowi czyniąc ślub pobożny,
Pięcioletniego wołu, ludów król przemożny.
Do téy ofiary wodzów nayprzednieyszych wzywa:
Z Jdomeneiem Nestor naypiérwéy przybywa:
Dwa Aiaxy, i Tydyd wódz Argiwskiéy młodzi,
Szósty na nię roztropny Ulisses przychodzi.

Menelay, choć nieproszon, śpieszy do ofiary,        413
Bo zna, iakie brat dźwiga na głowie ciężary.
Obskoczą wołu, mąkę świętą w ręce biorą,
A król mężów do nieba modli się z pokorą:
„Jowiszu! niebios władco, nieskończonéy mocy;
Dziś przed zachodem słońca, przed powrotem nocy,
Day bym pyszny Pryama zamek mógł obalić,
I Troi nieprzyiazne bramy ogniem spalić:
Day, bym włócznią w Hektora utopił paizie;
Niech przy nim tłum walcząch zębem piasek gryzie.„
Modlił się: ale próżno skłaniał umysł boski:
Przyiął Jowisz ofiarę, a gotował troski.
Po skończonéy modlitwie, zaraz w téyże chwili,
Ofiarniczego wołu mąką poświęcili:
Potém głowę bydlęcia podnoszą do góry,
Rzeżą ie, zabiiaią i łupią ze skóry:
Uda wołu tlustością dwakroć obwinięte,
Kładą mięso na drobne kawałki pocięte,
Kurzy się dym z ofiary na szczepaném drzewie,
Wędzi się w żywym ogniu poświęcone trzewie:
Pokosztowawszy wnętrza, resztę mięsa zsiekli,
I po spaleniu udców na rożnach upiekli.
Tak wszystko zgotowawszy, nakrywaią stoły,
Jedzą, każdy używa swéy części wesoły.
A gdy iuż dosyć mieli iadła i napoiu,
Szanowny starzec Nestor, tak radzi o boiu.

„Atrydzie! mężów królu, to iest moie zdanie,        439
Aby czasu nie tracić, przyśpieszyć spotkanie,
Ta chwila, którą Jowisz daie nam łaskawy.
Niech woźni lud zwołaią, niech porzuca nawy,
I szeroko zastąpi morza całe brzegi;
A my gęsto ściśnione przechodząc szeregi,
Wydamy znak Marsowy, że iuż bitwy pora.„
Przyiął król Atryd zdanie mądrego Nestora.
Zatém woźnych do siebie przywołuje głośnych:
Ci krzyk ogromny z piersi wydaią donośnych,
I do boiu waleczne gromadzą Achiwy:
Cały obóz napełnia odgłos ich straszliwy:
A Jowisza zastępce, berłowładne króle,
W orszaki lud stawiaią i gotuią w pole.
W pośrodku ich Minerwa z modremi oczyma,
W boskich ręku Egidę nieśmiertelną trzyma;
Sto złotych franzli wisi,[86] sztuka w nich cudowna,
Każda w swoim szacunku stu wołom się równa.[87]
Z taką tarczą obiega Pallas Greckie roty,
W piersi mężom dodaie rycerskiéy ochoty;
Natychmiast do powrotu wszelka chęć ustała,
Woyny wszyscy wołaią, woyny chęć w nich pała.
Jak gdy na górze zjadły ogień las pożera,[88]
Wokoło się na pola iasność rozpościera;
Tak kiedy ci mężnemi postępuią kroki,
Błyszczy się miedź i rzuca blaskiem pod obłoki.

Jak na Azyyskiéy łące, gdzie Kaistru wody,[89]        465
Stadami się zbiegaią powietrzne narody,
Gęsi i z długą szyią łabędzie, żorawie,
Biią skrzydły powietrze, i w niesfornéy wrzawie
Spuszczaią się, a odgłos brzmi po całéy łące;[90]
Tak i z naw i namiotów Achiwów tysiące,
Na liczne podzielone roty i szeregi,
Wylewaią się hurmem na Skamandru brzegi.
Drży ziemia, gdy stąpaią i męże i konie.
Jle kwiatów i liści zdobi wiosny skronie,
Jle się much uwiia latem, w téy godzinie,
Gdy słodkiém pasterz mlekiém napełnia naczynie;
Tyle w polu Marsowém Greckich mężów stoi,
Czyhaiących na zgubę Troianów i Troi.
Wodzowie do potyczki szykuią żołnierze:
I tak ie rozeznają, iak kozy pasterze,
Kiedy się na pastwisku pomieszaią z sobą.
Atryd, wyższy nad wszystkich, iest woyska ozdobą:
Głowę i oko równe ma władcy pioruna,
Marsa postać, a siłę i piersi Neptuna.
Tak on inne przenosi tam powagą króle,
Jak pyszny buhay stado wypędzone w pole.
Taki w dzień ten maiestat, tę mu okazałość,
I tę wśród bohatyrów dał Jowisz wspaniałość,
Mówcie Muzy, niebieskie co dzierżycie domy,
Wy boginie, wasz umysł wszystkiego wiadomy,

My nie wiemy, nas ledwie czczy odgłos dosięże;        491
Mówcie mi wodze Greków i przednieysze mięże:
Bo wszystkich nie wyliczę, ni ludzi, ni szyków,
Chociażbym miał ust dziesięć i dziesięć ięzyków,
I głos nieprzełamany i piersi miedziane:[91]
Chyba Muzy, Jowisza córy ukochane,
Obeymą cały ogrom téy wielkiéy wyprawy:
Dla mnie dość wodze same wymienić i nawy.
Peneley, Leit, Kloni, ściśnionemi roty,
Arcesylay, Protenor, prowadzą Beoty:[92]
Z Hiryi, Schenu, Skolu, waleczny lud idzie,
W Tespiiach mieszkaiący i twardéy Aulidzie,
Ci Greą porzucili, Eteon górzysty,
Owi Harmy, Mikales drudzy rozłożysty:
Ci z Medeonu, miasta pięknego przybyli,
Ci z Jlezu, z Erytrów, z Eleonu, z Hyli,
Z Eutrezy, Okalei, z Kopów, z Peteony.
Szli i Tysbę gołębną, Haliart zielony,
Koroneą, Platee, dzierżący mieszkańce,
I Glissę i Teb nowych umocnione szańce:
Ci żyli przy Oncheście, Neptunowym gaiu.
Insi w Midei, w Arnie, winorodnym kraiu:
Owi trzymali Nissy okolice śliczne,
Ostatni Antedonu miasto pograniczne.
Pięćdziesiąt ich naw było w Troiańskiéy wyprawie.
A na każdéy Beotów sto dwadzieścia nawie.

 
Którzy się w Aspledonie, w Orehomenie rodzą,        517
Idą pod Askalafa i Jalmena wodzą:
Astyocha powiła ich w Aktora domu.
Gdy ią Mars natarczywy zdybał pokryiomu,
Próżno się oprzeć bogu skromno dziewczę sili:
Ci w porządku trzydzieści naw przyprowadzili.
Epistrof, Schedy, wodze Focensów krainy,
Godne Naubola wnuki, a Jfita syny.
Jedni przyszli z Pitonu, co leży na skale,
Z Cyparyssu i z Kryssy, wydatnéy wspaniale:
Drudzy z Anemorei, z Dauli, z Hiampolu,
Z Panopy, i gdzie Cefiz rzeka płynie w polu,
I z Lilei, kióra się przy Cefizie mieści;
Z niemi wielkich płynęło okrętów cztérdzieści.
Po lewicy Focensy szykuią się w rotach,
I do zbroi się biorą przy dzielnych Beotach.
Lokrom zaś, Oileia syn, Aiax przywodzi,
Aiaxa, Telamona syna, nie dochodzi:
Lniany kirys na piersiach miał ten Aiax mnieyszy,
A między Greki, dzidą robić nayzręcznieyszy.
Z nim lud idzie, co Bessę, Cyn i Opont sieie,
I Skarf, i Kalliarę i miłe Augeie,
I Tarfę i Troniium nad Boagru wodą.
Mężni Lokrowie z sobą naw cztérdzieści wiodą.
Mieszkaiący przy Świętej Eubei krainie.
Abantowie zaś, których ród odwagą słynie,

Eubeę trzymający, Chalcys znamienita,        543
Eretryą, i w wino Jstyą obfitą,
Cerynt nadmorskie miasto, i Dyum wspaniałe,
Wreście Styrę i Karyst; tych zastępy śmiałe
Elefenor ślachetny do boiu przywodzi:
Z oyca się Chalkodona, wyżéy z Marsa rodzi.
Włos noszą z tyłu, zblizka ci walczą rycerze,
Na piersiach nieprzyiaciól dzidą rwą pancerze:
Oni z sobą do Troi naw cztérdzieści wiedli.
Ci zaś, którzy warowne Ateny osiedli,
Miasto, gdzie nieśmiertelna Erechteia chwała:
Pallas go wykarmiła, ziemia życie dała,
I Pallas posadziła w swym świętym kościele,
Gdzie iéy owiec i wołów biią bardzo wiele,
Pobożne Ateńczyki, za pewnym lat biegiem;
Nad tych zacny Menestey przywodził szeregiem,
Syn Peteia; nikt z ludzi w tém go nie dosięże,
Jak stawiać w polu iezdne i piechotne męże:
Sam tylko stary Nestor, tę sławę z nim dzieli.
Ci, w Troiańskiéy wyprawie, naw pięćdziesiąt mieli.
Z Salaminy, dwanaście naw Aiax prowadził,
I zastępy przy rotach Ateńskich posadził.
Z Argów, z silnéy Tyrynty przybyłéy młodzieży,
Z Hermiiony, z Azyny, co nad wodą leży;
Także, których oyczyzna Trezena, Egina,
Mazet, Eiony, płodny Epidaur w wina;

Tych szykuie Dyomed, zastępów nadzieia,        569
Towarzysz iego Stenel, plemię Kapaneia:
Był i Euryal, bogów mąż idący śladem,
Mecysteia ma oycem, Talaiona dziadem:
Lecz przy wielkim najwyższa władza Dyomedzie.
Ten za sobą okrętów osimdziesiąt wiedzie.
Których Miceny, Korynt, Kleony stolica,
Tamte moc, ten bogactwa, te zaś kształt zaszczyca:
Męże Aretyrei, roskosznego miasta,
Sycyonu, co piérwszym królem miał Adrasta;
Co w Egium, w Orniiach, w Hiperezie żyli,
Co z wysokiéy Gonessy, z Pelleny przybyli,
Co Helikę i morskie nadbrzeże dziedziczą;
Ci, pod synem Atreia, sto okrętów liczą:
Królem ich Agamemnon, piękny z kształtu ciała,
W miedź świetną przyodziany: lecz naywiększa chwała,
Że wpośród bohatyrów tylu był na czele,
I że z kraiu swoiego ściągnął woysk tak wiele.
Lud, który Lacedemon górzysty posiada,
Farę, Spartę, i Messę, gdzie gołębi stada
Buiaią, i co Bryzy, i Augeią orze,
I Amikle, i Helos, którą tłucze morze,
I których mieści Laas, i Etylu strona;
Tych wodzem iest Menelay, brat Agamemnona:
W sześćdziesiąt nawach przyszli, a na boku stali.
Zapala wódz do boiu, niemniéy sam się pali,

Gniewem zjęty o wzięcie Heleny mu z ręki:        595
Chce się pomścić za długie swoiéy żony ięki.[93]
Dążą z Pilów, i z miłéy Areny narody,
Z mocnych Epów, i Tryiu, gdzie Alfeia brody:
Z Amfigenii, z Helos, z Ptelei lud staie,
I co ma Cyparyssy, i Doryi kraie:
Tam spotkała Tamira okrutna niedola,
Gdy z Echalii wracał od Euryta króla.
Nadęty swoią sztuką, dumnie się wieszcz chlubił,
Że w pieśniach przeydzie Muzy, i przez to się zgubił.
Oślepiły boginie nędznego Tamira,
Głos iego wiecznie zamilkł, oniemiała lira.
Nestor ich stawia, Nestor poważny rozsądkiem:
Za nim naw dziewięćdziesiąt płynęło porządkiem.
Mieszkańcy z pod Cylleny Arkadowie idą,
Gdzie grobowiec Epita, zręczni robić dzidą:
Z Feneiu, z Orchomeny, trzodami okrytéy,
Z Rypy, Straty, z Enispy, szumem wiatrów bitéy:
Co miłe Mantynei dzierżą okolice,
Parrazyi, Stymfalu, Tegei dziedzice:
Agapenor w sześćdziesiąt nawach ich prowadził,
A wszystkie Arkadami mężnemi osadził.
Nawy od ludów króla miały te narody,
Na nich się przez obszerne przeprawiły wody:
W pośrodku bowiem lądu dzierżący osady,
Nie ćwiczyły się w sztuce żeglarskiéy Arkady.

Ci, co Bufras i boską Elidę dziedziczą,        621
Którzy z Olenu skałą, z Alezem graniczą,
A Hirmina i Mirsyn ostatnie ich krańce;
Cztérech wodzów prowadzi téy ziemi mieszkańce:
Każdy wódz ma naw dziesięć, na nich Epeiowie:
Talp Euryta, Kteata Amfimak, synowie,
Jednę część stawią w polu: drugą Dyor żwawy,
Plemię Amarynceia, wiódł do Marsa sprawy:
Tych szykuie Polixen, człowiek bogom równy,
Oyciec iego Agasten, dziad Augey szanowny.
Nad Dulichu i wysep Echinad młodzieżą,
Które na końcu morza przy Elidzie leżą,
Mężny Meges, podobny do Marsa, przywodził,
Którego Filey, miły Jowiszowi, spłodził:
Ten uszedł do Dulichu, na oyca zawzięty:
Meges przybył pod Troię z cztérdziestą okręty.
Ulisses Cefalensów prowadzi orszaki,
Mieszkańce lesistego Nerytu, Jtaki:
Co Egilip na skale wyniesiony mieli,
W Krocylei, w Zacyncie i w Samie siedzieli,
I co przeciw leżącym cieszyli się lądem;
Zostawali pod mądrym Ulissesa rządem:
Z nim dwanaście okrętów z czerwonemi przody.
Żeglowało pod Troię przez obszerne wody.
Syn Andremona Toas, mężne wiódł Etole:
Lud ten dzierżył Pleronę i Oleńskie pole,

Pilenę, Chalcys, morza szturmowaną wały,        647
I Kalidon ostremi nasrożony skały.
Bo ślachetne Oneia iuż nie żyło plemię,
Umarł sam, Meleager iuż poszedł podziemię:
Tak się Toas na czele Etolów posadził:
Ten za sobą czterdzieści okrętów prowadził.
Jdomeney przywodzi Kretom, sławny dzidą,
Zanim Gnossy mieszkańcy w wielkiéy liczbie idą,
I z Gortyny, murami warownego miasta,
Z Liktu, z Rycyum, z Festu, z Miletu, z Likasta,
I wielu innych siły niezwalczone wiedli,
Co w Krecie, sto słynącéy miastami osiedli.
Jdomeney wódz piérwszy, a Meryon drugi:
Z niemi naw osimdziesiąt przybył szereg długi.
Tlepolem zaś Heraklid, z męztwa nieśmiertelny,
Na dziewięciu miał nawach lud Rodyan dzielny;
Lind, Kamir, Jalys, miasta dzierżący zamożne,
Lud ieden podzielony na trzy części różne.
Z siły, z wzrostu ogromny, Tlepolem przywodzi:
Astyochea matka z Herkula go rodzi,
Tę przy Selleiu, wziętą z Efiry, poślubił,
Gdzie wiele miast i młodzi kwitnacéy wygubił.
Gdy wyrósł w domu oyca, otoczon dostatkiem,
Zabił dziada swoiego nieszczęsnym przypadkiem,
Licymna podeszłego, zacne Marsa plemię.
Więc zebrawszy lud, rzucił lubą oyców ziemię.

I w obcych kraiach szukał schronienia swéy głowie:        673
Bo mścić się nad nim chcieli Herkula wnukowie.
Długo i wiele cierpiąc przybyli do Rodu,
Zrobili trzy osady z jednego narodu:
A pan niebios i ziemi z tego się weseli,
I obficie im wszelkich dostatków udzielił.
Nirey w trzech nawach z Symy przewodniczy młodzi,
Slicznych liców Aglaia z Charopa go rodzi:
Naypiękniejszy on z Greków, co przyszli pod Troię.
Jeden wyższy Achilles: bo iako na boie
Naydzielnieyszy był rycerz, tak i kształtny w ciele:
A Nirey i niemężny i woysk miał niewiele.
Lud, co Nizyr i Krapat i Kazus posiadał,
Kalidny wyspy i Kos, gdzie Eurypil władał,
Zostaie pod Fidypa i Antyfa wodzą:
Z oyca Tessala, z dziada Herkula się rodzą:
Ci na trzydziestu nawach przepłynęli wody.
Teraz, Muzo, z Pelaskich Argów licz narody:[94]
Lud, co w Alos, w Alopie mieszkał, i w Trachynie,
W żyznéy Ftyi, w Helladzie,gdzie płeć wdziękiem ſłynie
W pięćdziesięciu wiódł nawach Pelid niezwalczony:
Ci Achei, Helleny, ci są Mirmidony.
Ale się iuż w ich uszach dźwięk Marsa zagładził,
Nie masz wodza, któryby w pole ich prowadził.
Siedział bezczynnie Pelid na swoim okręcie,
Zagniewany o pięknéy Bryzeidy wzięcie.

Tę pozyskał nagrodę rycerskiego znoiu,        699
Kiedy Lirnes i Teby wziął po długim boiu:
Kiedy wszystkich celuiąc odważnemi czyny,
Epistrofa, Mineta, zbił Ewena syny:
Tam siedział rycerz w ciężkim pogrążony bolu.
Lecz wnet się miał pokazać na marsowém polu.
Co Filakę i grunta Pirazu kwitnące,
I Jtonę, gdzie owiec pasą się tysiące,
I nadmorskiéy dzierżyli przestrzenie Antrony,
I Pteley w swém dziedzictwie rachuią zielony;
Te póki żył, przywodził Protezylay siły,
Lecz teraz go iuż czarne przygniataią bryły:
A tak niewcześnie w smutnym pochowany grobie,
Dom bez podpory, żonę zostawił w żałobie.
Gdy piérwszy z Greków na brzeg Troiański wysiadał.
Wtedy mu ieden z Troian raz śmiertelny zadał.
Nie brakło woysku wodza, stał Podarces mężny:
Oyciec tego rycerza był Jfikl potężny,
W Filace panuiący, a w trzody bogaty.
Jednak piérwszego wodza żałowało straty:
Więcéy bowiem brat starszy Protezylay znaczył.
Tak, choć na czele męża dzielnego obaczył,
Z piérwszego straty, nie był żołnierz bez boleści:
Za nim przybyło czarnych okrętów cztérdzieści.
Lud, co ma Jaolk mocny, co Glafiry orze,
Rycerze z Fery, z Beby, przy Beben ieziorze,

Ci pod synem Admeta, naw dwanaście wiodą,        725
Matka iego Alcesta, naypiérwsza urodą:
Nieśmiertelna z cnót swoich płci pięknej zaleta,
A z Peliasa córek naymilsza kobieta.
Melibeą, Metonę, dzierżący lud śmiały,
Taumacją, i ostre Olizonu skały,
Mężny wiedzie Filoktet: on strzelaniem słynie,
Siedm naw liczy, pięćdziesiąt ludzi w każdéy płynie,
A wszyscy zręczni strzały wypuszczać z cięciwy.
Ale w Lemnie Filoktet leżał nieszczęśliwy.
Tam wielkiego Achiwi zostawili męża,
Skaleczonego żądłem iadowitém węża.
Tam on leżał strapiony: wszakże wczas niedługi,
Wspomnieli o nim Grecy, wezwali usługi.
Choć ma Medona, z Reny Oileia syna,
Piérwszego iednak wodza z żalem lud wspomina.
Których kray Jtom górny i Tryka obfita,
I Echalia miasto sławnego Euryta;
Tych wiodą, biegli w sztuce, sławni Marsa czyny,
Podalir i Machaon, Eskulapa syny,
Lekarze zręczni ludzkie uśmierzać boleści.
Za niemi przypłynęło okrętów trzydzieści.
Lud, co Ormen dziedziczy nad Hipery brzegiem,
Asteryon i Tytan obsypany śniegiem;
Temu syn Ewemona mężny przewodniczy,
Eurypil, a cztérdzieści naw pod sobą liczy.

Lud w Argissie, w Ortonie, w Orcie zamieszkały.        751
Dziedziczący Elonę i Olosson biały,
Stawia silny Polipet: na nim pyszna zbroia,
Swym dziadem ma Jowisza, oycem Pirytoia.
Kiedy Centaurów srogie ukarał potwory,
I z Pelionu przegnał na Etyckie góry,
Z Hippodamii tym się synem uweselił.
Lecz nie sam był na czele: bo władzę z nim dzielił
Leontey, Marsa uczeń, sławny syn Korona.
Z niemi przyszła z cztérdziestu naw flota złożona.
Dwadzieścia dwie naw Guney przywiódł do potrzeby:
Za nim szły Eniieny i mężne Pereby;
I ci, co żyli w zimnéy Dodony krainie,
I co dzierżyli niwy, gdzie Tytares płynie,
Który w Peneiu rzekę nurtem wpada czystym,
A nie miesza wód z jego potokiem srebrzystym,
Płynąc wierzchem, iak oléy: ze Styxu wypływa,
Na który samym bogom przysięga straszliwa.
Protoy Magnetów, których grunta Peney rosi,
Gdzie Pelion zuchwale do nieba podnosi
Ogromny grzbiet, dżwigaiąc na nim dęby wieczne;
W cztérdziestu nawach przywiódł zastępy waleczne.
Ci wodzowie z Atrydem, pod Jlion przyśli.
Teraz, Muzo, niech gładki twóy pęzel okryśli,
Kto był naywiększy z mężów, naydzielnieyszy z koni?
Te, na których wnuk Fera, Eumel roty goni,

Tak szybkie, że nie prędzéy ptak powietrze zmiata,        777
Tenże wzrost, taż, maść w obu, i też same lata:
Na Piierze od Feba wychowane klacze,
Wszędzie niosące Marsa groźby i rozpacze.
Z mężów piérwszy był Aiax, gdy Pelid się gniewał:
Bo i konie, na których postrachy rozsiewał,
Naydzielnieysze miał Pelid, i z wszyſtkich rycerzy,
Siłą, wzrostem, odwaga, nikt się z nim nie zmierzy.
Teraz gniewny spokoynie siedzi w swoiéy nawie.
Woysko iego w rycerskiéy nie będące sprawie,
Bezczynność grą przerywa: ci łuk ciągną tęgi,
Ci robią dzirytami, ci rzucaią kręgi.
Wozy w namiotach, konie pasą się przy wozie:
Bohatyrowie smutni chodzą po obozie,
Nie kosztuiąc kurzawy i męzkiego znoiu,
Pragną, by ich wódz wielki prowadził do boiu.
Szli iako kray niszczące ogniste potopy.
Długim stękała iękiem ziemia pod ich stopy.
Jako, gdy Jowisz rzuca na skałę Aryma,
Powtórzone pioruny w Tyfeia olbrzyma,
Przelękła ięczy ziemia; tak się ięk rozlegał,
Gdy lud Achayski pola obszerne przebiegał.
Z Jowisza woli Jrys przychodzi za posła,
By Troianom tę straszną wiadomość doniosła.
Oni na zgromadzeniu powszechném w téy porze,
Młodzi i starzy radzą na Pryama dworze.

Wzięła postać Polita, Trojańskiego śpiega,        803
Który pilnie Achayskich obrotów dostrzega,
Stoiąc na starożytnym Ezyeta grobie;
Szybkością nóg mogący łatwo radzić sobie.
W jego postaci Jrys temi słowy rzecze:
„Na długich się wam, starcze, rozmowach czas wlecze,
Jakobyście dziś żyli na łonie pokoiu,
A tu się zbliża chwila okrutnego boiu.
Widziałem wielkie woyska, byłem wśród orężów,
Lecz nigdy nie widziałem takiéy liczby mężów.
Bo jako liście wiosny, albo piasku chmury,
Idzie ogromne woysko, bóy niesie pod mury.
Ciebie, Hektorze, temi upominam słowy:
W mieście Pryama liczny iest lud posiłkowy.
Jako różnych narodów, tak różnych ięzyków:
Niechże każdy wódz stanie na czele swych szyków,
Niechay każdy do boiu porządek uczyni„
Rzekła, Hektor natychmiast poznał głos bogini.
Zrywaią nagle radę, chwytaią za bronie,
Otwieraią wraz bramy: i męże i konie
Cisną się hurmem w pole: a od tylu tłoków,
Wrzask i zgiełk się przebiia do samych obłoków.
Jest za miastem pagórek płasko nachylony,
Zatém łatwy daiący przystęp z każdéy strony:
Ludzie i bogi różnym zowią go sposobem,
Ci mianuią Bateią, ci Myrynny grobem.

Tam Troiańskie zastępy biorą się do zbroi.        829
Na czele Troian Hektor, syn Pryama stoi:
Z nim woyska naylicznieysze i najtęższe idą,
Goreiące czémprędzéy krew przelewać dzidą.
Eneasz, syn Anchiza, prowadzi Dardany,
Z Wenery łona idzie ten syn ukochany:
Uczestnikiem swych pieszczot śmiertelnego czyni,
I syna mu na Jdzie powiia bogini.
Lecz nie sam wódz Eneasz, dzielą wodza czyny,
Archiloch i Akamas, Antenora syny.
Lud bogatéy Zelei, co pod Jdą żyie,
I bystrego Ezepu czarne wody piie,
Idzie pod Likaona synem, pod Pandarem:
Sam dał mu łuk Apollo, drogim czcząc go darem.
Rycerzy, którzy Apas dzierżą i Piteią,
Góry Teres dziedziczą i Adrastę sieią,
Wiodą Amfi i Adrast, w kirys przyodziani,
Dway Meropa z Perkozu synowie kochani.
Oyciec ich z naybiegleyszych piérwszy był wieszczbiarzy:
Przeglądaiąc w przyszłości, co się synom zdarzy,
Wstrzymywał ich od woyny, zgubnéy krwi szafarki:
Nie usłuchali oyca, ciągnęły ich Parki.
Lud, co z Perkoty, z Sestu i Prakcyum idzie,
W ślachetnéy mieszkający Aryzbie, w Abidzie;
Wiedzie Azy Yrtacyd: ten od Selley zdroiu,
Na ognistych rumakach pośpieszył do boiu.

Pelazgi zaś, co w buynéy Laryssie osiedli,        855
Mężny Hyppotoy, Piley, na plac bitwy wiedli:
Oni z dzidami liczne ustawiaią ziomki,
Krew Marsa, Leta syny, Teutama potomki.
Na czele Traków Pirus i Akamas staie,
Których szumny Hellespont ogranicza kraie.
Licznego wiódł z Cykonów Eufem towarzysza,
Syn Trezena, wnuk Ceia, kochanka Jowisza.
Łukiem zbroynym Peonom Pirechm przewodniczy,
Naród ten Amidonę odległą dziedziczy,
Gdzie Axyusz na pola czyste nurty leie.
Mądry Pilemen mężne Paflagony grzeie.
Z Enetów oni przyszli, gdzie mułów ród dziki,
Toż z Cytoru, z Sesamu dzielne woiowniki:
Co od Partenu dzierżą pławione krainy,
Maią miasta, Egiial, Kromnę, Erytyny.
Ody, Epistrof, wiodą rycerzów z Aliby,
Ziemi, która srebrnemi zbogacona szyby.
Chromi i Ennom wieszczek są na Mizów czele,
Ale mu w boiu wieszczba nie pomogła wiele:
Zwalił go w rzece oręż Pelida zwycięski,
Gdy tam nieprzyjaciołom straszne zadał klęski.
Forcys i Askań, pełne Marsowéy ochoty,
Z Askanii prowadzą silne Frygów roty.
Mestles, Antyf, zrodzeni nad Gygei wodą.
Synowie Pilemena, lud Meoński wiodą.

Oyczysta ich kraina Tmolu się dotyka.        881
Nastes prowadzi Kary grubego ięzyka,
Którzy Milet i Ftyry leśne uprawiali,
Przy korycie Menandru i górnéy Mikali,
Chwała synów ze sławy oyca świetnie wzrasta,
Nomiion Amfimaka był oycem i Nasta.
Amfimak, iak dziewczyna, szedł okryty złotem:
Głupi, to go nie zbawi przed śmiertelnym grotem;
Legnie w rzece z Achilla silnego pocisku,
A zwycięzca zabierze iego złoto w zysku.
Wreście, Sarpedon z Glaukiem ustawiaią w szyki,
Od wartkich Xantu nurtów zaciągnione Liki.[95]        892








ILIADA.


XIĘGA III.



TREŚĆ XIĘGI III.

Poiedynek między Menelaiem i Parysem.


Gdy uszykowane woyska iuż bitwę zaczynać miały, Parys wyzwał na poiedynek Menelaia: ten go przyiął. Irys przywołała na wieżą Helenę, gdzie siedział i radził Pryam z przednieyszymi panami Troiańskiemi: Helena mu wodzów Greckich wymienia. Królowie z obudwu stron, przy ofiarach, czynią umowę. Zaczyna się poiedynek: Parys zwyciężony i byłby zginął, ale go Wenus otoczywszy obłokiem, do domu uniosła, i tam Helenę sprowadziła. Agamemnon, podług zaszłéy umowy, domaga się, aby Helena Grekom wydana została.


ILIADA.
XIĘGA III.

Gdy się uszykowały z wodzami orszaki,
Troianie postępuią z szelestem iak ptaki:
Tak powietrze w niesfornéy przebiegają wrzawie,
Uciekając przed zimą i słotą żorawie:
Wzbiwszy się pierzchliwemi skrzydły pod niebiosy,
Miia ocean, ciągnie z brzmiącemi odgłosy,
Śmierć i strach niosąc lotna Pigmeiom gromada,[96]
Którym wydaie bitwy, gdy z chmur na nie spada.
Tchnący męztwem, z naygłębszém Grecy szli milczeniem
A wspierać się wzaiemném gotowi ramieniem,
Jako, gdy wiatr mgłą szarą wierzch góry odzieie,
Złą pasterzom, od nocy lepszą na złodzieje,
Na rzut bowiem kamienia ledwie sięgnie oko;
Tak się tuman rozciąga z pod ich nóg szeroko,
Gdy śpiesząc, dokąd roty wiedzie Mars, krwi chciwy,
Szybkiemi kroki długie przebiegaią niwy.
Już są blisko, iuż rzezi znak Bellona daie.
Piękny Parys na czele mężnych Troian staie,[97]
Mieczem i łukiem zbroyny, lampartem odziany,
Dwoma kręci oszczepy;[98] a tak zaufany,
Przeciwko naydzielnieyszym Grekom się iunaczył,
By który swoie męztwo w bitwie z nim oznaczył.

Tego skoro waleczny Menelay postrzega,        23
Iż śmiałemi przed roty krokami wybiega:
Jak lew uradowany, kiedy go spotyka,
Albo ieleń rogaty, albo koza dzika,
Zgłodniałą rwie paszczęką, co mu się dostanie,
Choć go rącze psy gonią i żwawi młodzianie;[99]
Tak Atryd się raduie, gdy Parysa zoczy,
Bo chciał pomsty nad zdraycą: zatém z wozu skoczy,
I gniewem pałaiący zachodzi mu drogę.
Widzi go piękny Parys, czuie w sercu trwogę,
Więc w zastępach schronienia szuka swoiéy głowie.
Jako gdy pasterz smoka nadybie w parowie,
Cofa się przelękniony, a boiaźń mu blada
Zimnem kości przeszywa i lice osiada:[100]
Tak mężnego Atryda przeląkłszy się broni,
Gładki Parys wśród pysznych Dardanów się chroni.
Karci go Hektor za to: „Podły nikczemniku,[101]
Zręczny tylko do niewiast, chytry płci zwodniku,
Z kształtu twoia zaleta: obyś się nie rodził,
Obyś był nigdy w śluby małżeńskie nie wchodził:
I mnieby lepiéy było i dla ciebie z zyskiem,
Nie byłbyś się stał ludzkiém, iak dzisiay, igrzyskiem.
Jak tam szydzą Achiwi, którym twoia postać
Wróżyła, że potrafisz śmiało placu dostać:
Lecz nie ma w sercu męztwa, nie ma w duszy cnoty.
A więc tak nikczemnemi obdarzon przymioty,

Jakże śmiałeś na morze spuszczać twoie nawy?        48
Jak śmiałeś, lud zebrawszy do niecnéy wyprawy,
Sliczna dziewkę oderwać od związków weselnych?
Wykraśdź niewiastę, krewną bohatyrów dzielnych?
Skąd szkoda oycu, państwu zguba ostateczna,
Radość nieprzyiaciołom, tobie hańba wieczna?
Czemuś się na Atryda nie wziął do oręża?
Doświadczyłbyś, iakiego żonę trzymasz męża.
W upominkach Wenery próżnéy szukasz chluby,
Lutnia, kształt, włos trefiony, nie wyrwie od zguby.[102]
Lecz i Troianie podli, że ciebie w zapłatę
Nieszczęść tylu, w kamienną nie odziali szatę.„[103]
Na to boskiéy urody Parys odpowiada:
„Słuszna, Hektorze, na mnie dziś nagana pada.[104]
Wielkie twe serce wszystkie trudności odpiera:
Jak ciężka zamach cieśli powiększa siekiera,
Kiedy nią twarde ścina dęby na okręty,
Tak mocny w tobie umysł i niczém niezgięty.
Przecież nie mów o darach Wenery z ohydą,
Należy przyiąć dary, co od bogów idą:
Któż, biorąc ie, zasłużyć może na naganę?
Teraz, ieżeli żądasz, ia do bitwy stanę:
Lecz niech spokoynie w polu siędą woyska oba,
A twóy brat i Menelay, gdy się tak podoba,
Sam na sam się rozprawią o Heleny wdzięki.
Dla którego zwycięztwo przeznaczone ręki,

Ten sobie i bogactwa i żonę przyswoi:        75
Wy po zawartéy zgodzie, żyycie szczęśni w Troi,
Waleczni zaś Achiwi do Argów popłyną.
Które i męztwem ludu i wdziękiem płci słyńą.„
Tak rzekł Parys, a Hektor niezmiernie się cieszy:[105]
Zatém, wziąwszy w pół oszczep, między swoich śpieszy,
Wołaiąc, aby woyska zapęd hamowały:
Achiwi zaś rzucaią oszczepy i strzały,
I gęstym na Hektora zewsząd sypią głazem;
Gdy się z takim król mężów odezwał wyrazem:
„Nie strzelaycie, chciéycie się, Grecy, zastanowić,
Bo widzę, że odważny ma Hektor coś mówić,„
Usłuchali, milczenie wszystkim wargi ścina,
A wielki syn Pryama w pośród nich zaczyna.
„Zważcie, Troianie, zważcie, Grecy, słowa moie:
Powiem, czego chce Parys, co te wzniecił boie.
Niechay woysko broń złoży i na ziemi siędzie,
A on sam z Menelaiem potykać się będzie:
Tak się i o dostatki i żonę rozprawi.
Kto kogo pojedynkiem na placu zostawi,
Ten Helenę i zbiory do domu zabierze,
My zaś na wieki trwałe uczynim przymierze.„
Skończył: na to z obu stron zamilkł lud orężny.
Aż powstał, i w te słowa rzekł Menelay mężny.
„Ludy! i mnie też bacznie posłuchaycie, proszę:
Ja z téy woyny naywiększe strapienia ponoszę.

Dziś Grecy i Troianie mogą zostać zgodni,        101
Długo cierpiący dla mnie i Parysa zbrodni.
Niech ten ginie z nas, komu śmierci wyrok życzy,
Wy ciągłego pokoiu kosztuycie słodyczy.
Białą słońcu, a ziemi daycie owcę czarną,
My dla Jowisza głowę poświęcim ofiarną.
Ale zmienni synowie, i niepewnéy wiary:
Niechże przymierze nasze stwierdzi Pryam stary,
Bo wezwania Jowisza gwałcić się nie godzi,
A zwykle w swoich myślach wahaią się młodzi:
Stary się zaś na przyszłość, i przyszłość ogląda,
I dla obu stron zrobić iak naylepiéy żąda.„[106]
Niezmiernie się cieszyły Greki i Troiany,
Sądząc, że przyszedł woyny koniec pożądany.
Konie w szykach wstrzymali, sami z wozów zsiadli,
I zdiąwszy z siebie zbroię, na ziemi pokładli.
Nie wielka była przerwa wśród obu narodów.
Hektor zaraz dwóch woźnych śle do Troi grodów,
By przynieśli ofiarę, wezwali Pryama.
Taltybowi zlecona rzecz była ta sama,
Kazał król do naw śpieszyć i owce przystawić:
On starał się czémprędzéy wolą pana sprawić.
Gdy tak siadły spokoynie dwu narodów szyki,
W twarzy, Helikaona żony, Laodyki,
Co naypięknieysza była Pryamowa córa;
Przychodzi do Heleny Jrys złotopióra.

W domu siedzi niewiasta przecudnego wdzięku,        127
Tkaiąca śnieżne płótno w delikatnych ręku:
Gdzie i Greków i Troian sztuką niedościgłą,
Marsowe dla niéy prace wyszywała igłą.
Do niéy się prędka Jrys odzywa z tą mową:
„Wstań, śliczna Nimfo, obacz rzeczy postać nową;
Ci, którzy bóy dopiero zaczynali wściekli,
Nagle się Marsowego szaleństwa wyrzekli,
Dzidy tkwią w ziemi, woysko na tarczach się wspiera,
Wcale się widok inny w téy chwili otwiera.
Parys twóy i Menelay, uzbroieni dzidą,
Poiedynkiem o twoie wdzięki walczyć idą:
Zwycięztwo cię iednego z nich żoną uczyni.„
Tém słowem czułą pamięć wzbudza w niéy bogini,
Na męża, na oyczyznę, na miłe rodzice:[107]
Zatém łzami prześliczne oblewaiąc lice,
I boską twarz śnieżnemi okrywszy zasłony,
Idzie, a z nią dwie Etra z Klimeną matrony.
Nie zadługo przychodzą, gdzie Sceyska iest brama.
Siedzącego wysoko znayduią Pryama:
Przy nim Lamp, Ukalegon, Hicetaon, Klity,
Tymet, Pant i Antenor, radca znakomity,
Lata pochyłe bronią działać im nie dadzą,
Lecz mądre między sobą rozmowy prowadzą.
Jak na drzewie koników grono słodko gwarzy,
Tak na wierzchołku bramy poszeptuią starzy.[108]

Ci postrzegłszy Helenę, że na wieżą wchodzi,        153
Rzekli cicho do siebie: „Dziwić się nie godzi,
Że Grek i Troia bronią przez tyle lat czyni,
O takową niewiastę: istna z niéy bogini.[109]
Ale chociaż iest taka, niech do domu płynie,
Niech przez nię miasto nasze z potomstwem nie ginie.„
Tak ci mówili, gdy się Helena zbliżyła.
A Pryam w głos: „Chodź do mnie, siądź tu, córko miła:
Obacz męża, przyiaciół, obacz krewne twoie:
Nie ciebie ia, lecz bogi o te winię boie,
Oni na mnie zesłali ten pogrom straszliwy.
Wymień mi tego męża pomiędzy Achiwy,[110]
W którym wielkość, wspaniałość, sama postać głosi.
Nie ieden wysokością wzrostu go przenosi:
Lecz ten kształt, ta powaga, znaczą oczywiste
Nad wszystkiemi piérwszeństwo: on królem zaiste.
Jemu Helena z wdziękiem równą łącząc skromność:
„Cześć i boiaźń mi wraża twa, oycze, przytomność.
Bym była śmierć obrała, niźli twego syna!
Dziś mąż opuszczon, bracia i córka iedyna,
I kochane młodości miłéy rowiennice.
Nie chciał los, ia dlatego łzami zlewam lice!
Lecz zaraz ci odpowiem na twoie pytanie.
To iest król Agamemnon: iego panowanie
Szeroko się rozciąga: z dwóch miar mąż sławiony,
Bo razem i król wielki i wódz niezwalczony.[111]

Bratem go nazywałam przed moiém zhańbieniem:        179
Jeżelim godna była zwać go tém imieniem.„
Wtedy rzecze w te słowa starzec zadumany:
„O szczęśliwy Atrydzie, od bogów kochany!
Wielkie twe berło, ileż narodów uznaie!
Niegdyś i ia Frygiyskie odwiedziłem kraie:
Widziałem ludzi mnóstwo, hamuiących konie,
Twoie, Otreiu, woyska, i boski Migdonie.
Które brzegi Sangaru obozem okryły.
I ia z niemi złączyłem sprzymierzone siły.
Gdyśmy bóy z Amazonki zwiedli uporczywy:
Lecz iak daleko nad nich licznieysze Achiwy!„
Postrzegłszy Ulissesa, znowu starzec powie:
„Naucz mię, córko miła, iak się ten mąż zowie,[112]
Co głową całą niższy od Agamemnona,
Ale piersi ma większe i szersze ramiona.
Jego zbroia na ziemi wszystkorodnéy leży,
On, iak baran, obiega zastępy młodzieży.
Równam go z wodzem trzody, bo w takiéy postawie,
Z świetném runem obchodzi owce na murawie.„
Na to piękna Helena oycu odpowiada.
„To iest mądry Ulisses, co w Jtace włada:
Grunt iego ziemi dla skał wcale nieużyty,
Lecz on sam w mądre rady i sztuki obfity.„
Wtedy Antenor zdanie swoie tak otwiera:
„Pani, z twoich ust prawda odzywa się szczera.[113]

Już od czasu dawnego Ulisses mi znany,        194
Gdy tu był z Menelaiem o ciebie przysłany:
Tych ia w domu przyjąłem, dałem im biesiadę,
Gdzie obudwu poznałem i serce i radę.
Gdy stoiących otaczał Troian lud skupiony,
Menelay wysokiemi celował ramiony:
Ulisses poważnieyszą, siedząc, miał postawę.
Ale kiedy obadwa zaczęli rozprawę,
Krótko, lecz mocno Atryd swoię rzecz prowadził:
I choć młody, na słowa niewiele się sadził:
Wszystkie iego wyrazy ściśle rzeczy strzegły.
Kiedy zaś mówić zaczął Ulisses przebiegły,
Spuścił oczy, i berło trzymał niewzruszony,[114]
Do iednéy, ni do drugiéy nie chyląc go strony.
Zdawało się, że obca mówienia mu sztuka,
Nie ieden za prostego sądził go nieuka:
Ale gdy głos wypuścił z piersi mocno brzmiących,
I słowa nakształt śniegów w zimie spadaiących;[115]
Niktby Ulissesowi dotrzymać nie umiał,
I każdy się nad iego wymową zadumiał.„
Obaczywszy Aiaxa, znowu starzec pyta:
„Jakażto iest osoba owa znakomita,
Przenosząca Achiwy barkami i głową?„
Na to Helena słodką odpowiada mową:
„To iest Aiax, Achiwów podpora warowna,
Ow drugi Jdomeney, co się bogom równa:

Przy boku swego wodza Kreteńczyki stoią.        231
Kiedy nasz dom zaszczycił przytomnością swoią,
Umiał Menelay gościa tak wielkiego cenić.
Tyle tu królów poznać mogę i wymienić,
Lecz próżno dwóch rycerzów chcę uyrzéć wtém gronie:
Kastora, co uieżdżał niehamowne konie;
Polluxa, co w szermierstwie nikt go nie pokona,
Braci moich, z jednego wyszłych ze mną łona.
Czy opuścić nie chcieli oyczystéy krainy,
Luby przenosząc pokóy nad Marsa wawrzyny?
Może też przyszli, może przybili swe nawy,
Lecz wstydzą się iśdź w pole dla moiéy niesławy.„
Tak mówiła, a oni iuż w Lacedemonie
Pochowani, w rodzińskiéy ziemi słodkiém łonie.[116]
Tymczasem przez obszerne wielkiéy Troi grody,
Niosą woźni rękoymie zapadłéy ugody:
Dwa barany i wino w kozim worze mieli,
Roskoszny owoc ziemi, co umysł weseli.
Jdey niósł wielką czaszę i złote puhary;
I rzekł, tam się zbliżywszy, gdzie był Pryam stary:
„Laomedona synu! woyska i woysk głowy,
Wzywaią cię, byś stwierdził zawarte umowy.
Parys i młodszy Atryd, uzbroieni dzidą,
Spotkać się poiedynkiem o Helenę idą:
Zwycięzca i dostatki i żonę zabierze,
A dwa narody wieczne połączy przymierze:

My spokojnie uprawiać będziem nasz grunt żyzny,        257
Achiwi zaś popłyną do swoiéy oyczyzny.„
Zląkł się i zadrżał starzec, słysząc wyraz taki:
Zaraz do wozu każe zaprzęgać rumaki.
Zaprzężono: siadł Pryam, wziął w rękę leyc świetny,
Przy nim się obok mieści Antenor ślachetny.
Jadą przez bramę Sceyską: a gdy było blisko,
I Troiańskich i Greckich mężów stanowisko,
Starce, wpośród woysk obu, na polu szerokiém,
Z wozu wysiadłszy, pieszo wolnym idą krokiem:
Wstał Atryd, wstał Ulisses, wodze ludów możni.
Szanowni się ofiara zaprzątają woźni,
Stawią rękoymie, stwierdzić maiące ugodę,
Mieszają wino, wodzom do rąk leią wodę.
A król mężów tasaka natychmiast dobywa,
Który mu się przy pochwach pałasza ukrywa,
I zrzyna nim sierć owcom wyrosłą na głowie.
Rozebrali ią Greków i Troian wodzowie.[117]
Natenczas Agamemnon ręce wzniosłszy obie,
W takim do wielkich bogów modli się sposobie:
„Jowiszu! rozwodzący moc z Jdy szeroko,
Wielki i straszny boże! słońce! świata oko,
Przed którego obliczem nic nie iest taiemne;
Ty ziemio, i wy rzeki i mocy podziemne,
Srogą krzywoprzysiężcom gotuiące karę;
Bądźcie świadki tych umów i stwierdźcie ich wiarę.

Jeśli Parys mężnego Menelaia zbiie,        283
Niech wszystkie trzyma skarby, niech z Heleną żyie:
A flota Grecka zaraz do Argów popłynie.
Lecz ieśli z Meneleia ręki Parys zginie,
Helenę Troia odda i Heleny zbiory,
I ieszcze płacić będzie należne pobory,
By do późnych lat przeszła pamiątka téy winy.
A gdy, choć Parys legnie, Pryam lub też syny,
Nie zechcą ich opłacać; ia nie piérwéy ruszę,
Aż skończę z chwałą woynę i winę wymuszę.„
„Wraz biie owce, święte przymierza zadatki,
Rznie ostrym nożem gardziel, a życia ostatki
Drganiem znaczą złożone na ziemi ofiary.
Potém czerpaią wino, wylewaią z czary,
I wielkie na świadectwo wzywaią niebiosy,
A w obu woyskach takie słychać było głosy.
„Jowiszu! niebios panie! i drudzy bogowie!
Kto piérwszy zgrzeszy przeciw tak świętéy umowie;
Niechay się iak to wino, mózg iego rozpłynie,
Niech dzieci, niech potomstwo iego marnie zginie,
Niech nad żoną nasyca chuć rozpustnik podły.„
Tak proszą, ale Jowisz odrzucił ich modły.
Wtedy Pryam, Dardana syn, w te słowa zacznie:
„O Troianie i Grecy! słuchaycie mię bacznie.
Ja do miasta moiego powrócić się muszę,
Widok ten zbyt bolesny iest na moię duszę:

I nie mógłbym znieść, kiedy syn, moie kochanie,
Z mężnym do poiedynku Menelaiem stanie.
Wie Jowisz nieśmiertelny, wiedzą insze bogi,
Na którego z dwóch padnie śmierci wyrok srogi.„
To wyrzekłszy ofiary święte na wóz wkłada,[118]
Bierze starzec do ręki leyce i sam siada,
Z nim się mieści Antenor: zaciął biczem konie,
Skierował wóz i w pysznym stanął Jlionie,
Hektor z męztwa, Ulisses zaszczycony z rady,
Rozmierzaią plac między zbroynemi gromady.[119]
Trzęsą losy w przyłbicy położone na dnie,
Na kogo pocisk rzucić pierwszego wypadnie.
Do bogów zaś narody oba ręce wznoszą,
I Grecy i Troianie tak Jowisza proszą.
„Wielki boże! którego władza z Jdy słynie,
Niechay natychmiast sprawca tylu nieszczęść zginie,
Niech go czarne Plutona siedlisko zabierze,
Dwa narody zaś wieczne niech złączy przymierze.„
Tak się modlą, a Hektor w tył zwróciwszy oczy,
Wstrząsł szyszak, los gładkiego Parysa wyskoczy.
Siadaią w rzędach męże, blisko bystrych koni,
A równina od świetnéy zaiaśniała broni.
Wtenczas prześliczny Parys, mąż prześlicznéy żony,
Zaraz na siebie oręż przywdziewa stalony;[120]
Na białą naprzód nogę obuw kształtny wciąga.
Który srebrnemi haftki iak naymocniéy sprząga;

Na piersi pancerz brata Likaona wkłada,        335
Bo mu właśnie do wzrostu i miary przypada:
Miedziany miecz zawiesza,[121] a pochwy srebrzyste,
Od świetnych gwoździ blaski wydaią rzęsiste.
Nareście piersi tarczą niezłomną okrywa,
Na głowie szyszak, nad nim groźna kita pływa:
I długą bierze dzidę, którą zręcznie robi,
Podobnie się Menelay do boiu sposobi.
Idą na środek, w sercu nie znaiący trwogi,
Strasznie patrząc na siebie: na widok tak srogi
Oba ludy zostały zdumieniem przeięte;
A oni skoro weszli w mieysce im wytknięte,
Długie wstrząsaią dzidy, gniew im z oczu błyska:
Natenczas gładki Parys silny oszczep ciska:
W środek tarczy utrafia, lecz iéy nie przebiia,
Znalazłszy odpór, dzida kończata się zwiia.
Znowu z kolei pocisk Menelay wynosi,
Lecz nim go rzuci, wprzódy tak Jowisza prosi:
„Boże! day pomstę nad tym, co zdradził szkaradnie,
Niech zwodnik Parys trupem z moiéy ręki padnie:
By się wiek przyszły brzydził tym, co przyiaźń skaził,
I gość w domu przyięty, gościnność obraził.„
To rzekł, i długą dzidą zgubny cios wymierza;
W koniec Parysowego utrafia puklerza.
Choć twarda miedź tęgiego ciosu nie odpiera,
Przebiia puklerz dzida i kirys przedziera,

I z boku, wedle wnętrza, szatę mu przewierci:        361
Schylił się zręcznie Parys i wydarł się śmierci.
Zatém z pochew Menelay miecz wyrwawszy silny,
Uderzył nim w przyłbicę: i ten raz był mylny,
Strzaskana w sztuki głownia na ziemię upada.[122]
Patrzy w górę, na niebo w żalu się rozjada.
„O Jowiszu! o z bogów ty naymniéy litosny:
Mniemałem, że z téy ręki padnie zdrayca sprosny,
Że się pomszczę obelgi: miecz prysnął w kawały,
Dzida próżny raz niosła, zbrodzień został cały.„
Wraz leci na Parysa, ledwie się nie wściecze,
Chwyta go za przyłbicę, i ku Grekom wlecze.
On próżno mocnieyszemu opierać się kusi,
Jdzie, kształtne wiązanie pod brodą go dusi.
I byłby go przeciągnął, chwałę zyskał wieczną,
Gdy Wenus, odwracaiąc zgubę ostateczną,
Przecina rzemień, iaki zarżnięty wół daie:
Tak goły szyszak w ręce Atryda zostaie,
Który on kilkakrotnie zakręciwszy, ciska,
A wierni go podnieśli słudzy z boiowiska.
Chwyta broń, nowy zamach na Parysa czyni,
Lecz go łatwo ratuie Wenus, iak bogini:
Uniósłszy okrytego gładysza mgłą ciemną,
Sadza na łożu tchnącém wonnością przyiemną.
Sama wychodzi z domu i Heleny woła,
Troianki ią na wieży obsiadły dokoła.

Ciągnie za szatę, śliczne kryiącą powaby,        387
I pachnącą iak nektar, w kształcie staréy baby,
Która w Lacedemonie wełną się bawiła,
Tak do swéy przywiązana pani, iak iéy miła.
Takową piękna Wenus postać przyobleka.
„Pódź, rzecze: bo na ciebie piękny Parys czeka.
Do małżeńskiéy on teraz udał się komnaty,
Jaśniejący z urody i ozdobnéy szaty:
Nie powiesz, że dopiero wrócił z poiedynku,
Lecz w tan idzie, lub po nim używa spoczynku.„
Ten głos wzrusza iéy serce, w pomieszaniu cała.
Ale gdy z pięknéy szyi boginią poznała,
Z żądnych piersi i oczu rażących płomieniem,
Przelękła się niezmiernie i mówi ze drżeniem:
„Za co mi się tak srogo twoia moc czuć daie?
Czy mię chcesz, okrutnico, w nowe posłać kraie,
Między miękkie Meony, lub Frygi maiętne,
Jeżeli tam dla kogo twoie bóstwo chętne?
Czy, że Parysa zbiwszy, Atryd pełną sromu,
I nienawistną żonę ma zabrać do domu,
Nowe mi stawiasz sidła, w nowe wprawiasz troski?[123]
Siedź przy twoim kochanku, porzuć pałac boski.
Niechay cię nie ogląda więcéy Olimp złoty:
Siedź przy nim, okrutnemi trapiona zgryzoty,
Aż cię na swoię żonę, lub sługę wybierze.
Ja z nim powrócić nie chcę w małżeńskie przymierze,

Poszłabym na haniebne w Troi obmówiska:        413
Nieszczęsna! iak okrutny ból mi serce ściska!„
Rozgniewało to Cypru prześliczną królową,
„Nie rozjątrzay mię, rzecze, nędznico! twą mową:
Bo cię w gniewie opuszczę, i z tą serca zmianą,
Tak mi będziesz obrzydłą, iak dzisiay kochaną;
Troian, Greków nienawiść ku tobie zapalę,
Zginiesz, a ia się ciebie więcéy nie użalę.„
Tak przestrasza Helenę, z Jowisza zrodzoną;
Cicho wychodzi, śnieżną okryta zasłoną,
Taiąc się przed Troianek przytomnych oczyma:
Wenus iéy towarzyszy i pierwszy krok trzyma.
Skoro weszła w ozdobne Parysa pokoie,
Służebnice roboty rozpoczęły swoie:
Ona zaś do pałacu górnéy izby wchodzi;
Wenus, na któréy twarzy wdzięk i śmiech się rodzi,
Przy boku męża stołek Helenie podaie.
Siada, odwraca oczy i w te słowa łaie:
„Wróciłeś z poiedynku: obyś legł orężem
Dzielnego bohatyra, który mi był mężem:
A przecię się chlubiłeś, że Menelay tyle
Niewart, co ty, ni w broni, ni w męztwie, ni w sile.
Pódź, i wyzwiy go ieszcze, staw się w polu zbroyny:
Lecz ia ci z serca radzę, żebyś był spokoyny.
Niebezpieczna dla ciebie z nim bronią się składać,
Mógłbyś przez twoię płochość wnet życie postradać.„

Parys tak odpowiada naypięknieyszéy żonie:        439
„Za co ostre sztylety w moiém topisz łonie?
Za coś na mnie zelżywym wyrazem natarła?
Menelay dzisiay wygrał, bo Pallas go wsparła.
Drugi raz to go spotka, co się dziś odwlekło:
Jeszcze się dobre niebo i nas nie wyrzekło.
Lecz zgódźmy się, użyymy miłości w téy dobie,
Nigdy ognia równego nie uczułem w sobie:
Ni wtenczas takim byłem przeięty zapałem,
Gdy prędkiém wiosłem wały słone przewracałem,
Płynąc z Lacedemonu, a na wyspie Kranie,
Pozwoliłaś mi moie uwieńczyć kochanie.
Tak mię gwałtowna żądza dziś do ciebie pali.„[124]
Rzekł i wstąpił z nią w łoże, gdzie roskosz spełniali.
Atryd podobny do lwa, kiedy się rozhuka,
Biega wpośród zastępów, i Parysa szuka:
Ale żaden pokazać nie mógł, gdzie się schronił,
A pewnieby z przyiaźni nikt go nie zasłonił,
Wszyscy się nim, iak śmiercią brzydzili Troianie.
Wtenczas pośród woysk obu król narodów stanie,
I rzecze: „Niech Troiany słowa moie słyszą,
I Dardany i ludy, co im towarzyszą:
Zwycięzcą iest Menelay: zatém wy i zbiory,
I Helenę oddaycie i płaćcie pobory,
Niechaj to potomkowie usłyszą dalecy.„
Skończył, głos króla zgodnie potwierdzili Grecy.        464








ILIADA.


XIĘGA IV.



TREŚĆ XIĘGI IV.

Złamanie umowy. Bitwa.


Bogowie naradzaią się względem Troiańskiéy woyny. Juno domaga się koniecznie zniszczenia Troi. Jowisz ustępuiąc iéy naleganiom, zsyła do Troian Minerwę, aby ich pobudziła, do zgwałcenia umowy, i zerwania przymierza. Pandar, ieden z wodzów Troiańskich, wypuścił strzałę na Menelaia i zadał mu ranę, z któréy przez Machaona był uleczony. Tymczasem Troianie uderzaią na Greków. Agamemnon odbywa powinności dobrego wodza: obiega woysko, w jednych pochwałą, w drugich naganą męztwo ożywia. Nestora czynność i roztropność szczególnieyszą mu iedna zaletę. Mars zachęca Troiany, Minerwa Greki. Rzeź wzmaga się. Ustępuią Troianie. Apollo im donosi, że Achilles walczyć nie chce. Znowu tém większy bóy powstaie. Mnóstwo ludu z obu stron ginie.


ILIADA.
XIĘGA IV.

Wzłotym Jowisza domu, wspartym na obłokach,
Zebrane radzą bogi o wiecznych wyrokach;[125]
Witaią się czaszami, nektar Hebe toczy,
A na Troiańskie mury obrócili oczy:
Wtedy Jowisz, by dumną Junonę rozdąsać,
Chytre czyniąc stosunki, zaczął ią przekąsać.
„Dwie boginie Menelay na swéy liczy stronie,
Ma pomoc i w Palladzie i w możnéy Junonie,
Lecz ie bawią Olimpu roskoszne pałace,
I tylko na rycerskie iego patrzą prace:
Zaś matka śmiechów zawsze, gdzie iéy Parys luby,
Teraz nawet od bliskiéy wydarła go zguby.
Wszakże, nikt Atrydowi zwycięztwa nie przeczy:
My radźmy, iaki obrót maią wziąć te rzeczy;
Srogichli boiów pożar na nowo rozszerzem,
Czyli dwa ludy wiecznem złączymy przymierzem?
Jeżeli rada bogów zdanie to pochwali;
Tak się i możne miasto Pryama ocali,
I Atryd żonę weźmie, krom wszelkiéy zatargi.„
Na te słowa z Minerwą Juno gryzły wargi:
W obu piersiach przeciwko Troi złość zaciekła;
Siedziały blisko siebie: Pallas nic nie rzekła,

Chociaż ią w głębi serca straszliwy gniew zjada:        23
Juno wstrzymać nie może, i tak odpowiada:
„Twardy Saturna synu, iakież słowa twoie?
Także więc próżne będą me prace i znoie?
Pozaieżdżałam konie, zgromadzaiąc sama
Woyska Greckie na Troi zgubę i Pryama.
Czyń, ieśli się poróżnić żądasz, z niebem całém.„
A na to chmurowładca tak mówi z zapałem:
„O zaiadła bogini, cóż Pryam, lub syny
Zgrzeszyły przeciw tobie? iakie ich są winy,
Że tak zawzięcie dążysz na zniszczenie Troi?
Wtenczas twoia podobno zemsta się ukoi,
Gdy w miasto wszedłszy, które iest Azyi cudem,
Pożrzesz surowo króla z synami i z ludem.
Nasyć twoię nienawiść: niechay od téy pory,
Oboyga nas nie różnią więcéy przykre spory.
Ty zważay, bo ci moie chcę myśli wynurzyć:
Jeśli ia przedsięwezmę iakie miasto zburzyć,
Gdzie maią ludzie tobie przyiemni mieszkanie,
Nie wstrzymuy gniewu mego, nie wstawiay się za nie.
To ia ci miasto daię z niemałém zmartwieniem.
Ze wszystkich miast pod słońcem i nieba sklepieniem,
Naymilszy sercu memu Jlion potężny,
I król Troiański Pryam, i lud iego mężny.
Tam ofiary, tam święte czynią mi obrzędy,
I wszystkie nieśmiertelnym należyte względy.„

Na to Juno wielkiemi oczyma wspaniała.        49
„Trzy miast kocham, tem sobie nad inne wybrała:
W Argach, w Sparcie, w Micenach, mam roskosz iedyną
Lecz gdy ci nienawistne będą, niechay zginą,
Nic w dopełnieniu zemsty Juno nie przeszkadza:
I próżnyby był odpór, twoia większa władza.
Lecz niech i ia nie cierpię w chęciach mych zawodu:
Bom bogini, bom z tobą iednego iest rodu.
Jako córa Saturna, słusznie uwielbiona,
I stąd niemniéy czci godna, żem Jowisza żona.
Wszyscy iednak twe berło naywyższe uznaiem,
Odtąd my sobie chciéymy ulegać nawzaiem:
Ty bądź dla mnie, ia będę uczynną dla ciebie,
A tak się naszéy woli nic nie oprze w niebie.
Teraz zaś bez odwłoki, day rozkaz Minerwie,
Nech zaszłą między ludy ugodę rozerwie:
Niech Troia, z jéy namowy, pomimo przymierzy,
Na Greki, świeżą chwałą wyniosłe, uderzy.„
 Takie były królowéy Olimpu żądania.
Chętnie się do nich oyciec nieśmiertelnych skłania,
I mówi do Minerwy: „Bież, córo, bez zwłoki,
Gdzie i Grek i Troianin zaiął plac szeroki:
I dokaż, że Troianin, pomimo przymierzy,
Na Greki, świeżą chwałą wyniosłe, uderzy.„
Tém słowem wrzącą z siebie Minerwę podżega:
Wraz bogini z Olimpu śnieżystego zbiega.

Jak, gdy zesłana gwiazda od Jowisza błyśnie,        75
W maytkach, w rycerstwie, serca nagły przestrach ściśnie,
Z niéy tysięc iskier pada, i blask sypie złoty;
Tak się spuszczała Pallas między zbroyne roty.
Wszystkich tam zadumienie objęło niezmierne,
I waleczne Troiany i Greki pancerne.
Na dwie strony ten widok rycerze tłumaczą:
„Ach! mówią, znowu krwawe bitwy nam się znaczą:
Albo się też i pokóy żądany odrodzi;
Wszak Jowisz waśni ludzi i Jowisz ich godzi.„[126]
Takie wnioski czynili Grecy i Troianie,
Kiedy Pallas, w pośrodku hufców zbroynych stanie,
Wydaiąc się na twarzy mężnym Laodokiem;
Pandara między szyki bystrem śledzi okiem.
Postrzega bohatyra, a przy nim rycerze,
Od Ezepu ściągnieni, przybrani w puklerze,
Do niego Pallas rzecze: „Synu Likaona,
Czy twoia, co ci rzeknę, prawica wykona?
Wypuść na Menelaia z łuku zgubną strzałę;
Pozyskasz stąd u Troian znakomitą chwałę:
Od Parysa, w nagrodę takiego uczynku,
Wielkiego się spodziewać możesz upominku.
Czegożby ten bohatyr mógł odmówić tobie,
Gdy z twéy ręki Menelay w smutnym legnie grobie?
Nuż więc, na króla Sparty ciśniy grot stalony;
A Licyyskiemu bogu, co łukiem wsławiony,

Slubuy setne w ofierze iagniąt piérworody,        101
Gdy w oyczystéy Zelei święte wrócisz grody.„
Tak mówiła bogini, a chytra iéy rada,
Niebacznemu wodzowi do serca przypada.
Zatém świetny łuk bierze: ów łup okazały,
Z dzikiego kozła, który gdy wyszedł ze skały,
Na zasadzce ukryty, bohatyr nań galił,
I ugodziwszy w piersi, na ziemię, obalił.
Ten długie na szesnaście dłoni nosił rogi,[127]
Przecudnie sztukmistrz umiał wykształcić łup drogi.
Pyszny róg wystrugawszy, łuk z niego wyrobił,
I oba iego końce złotem przyozdobił.
Ten łuk napina Pandar i do ziemi chyli:
Wierni go towarzysze tarczami okryli,
Aby go piérwéy Greckie nie postrzegły męże,
Niżeli zgubnym grotem Atryda dosięże.
Nieużywaną ieszcze strzałę wziął w kołczanie,
Strzałę, co tylu bólów przyczyną się stanie,[128]
Piórami nastrzępioną raniącą straszliwie,
Umieiętnie na tęgiéy nakłada cięciwie:
A Licyyskiemu bogu, co strzela z daleka,
W dom wróciwszy, stugłowną ofiarę przyrzeka.
Już grot wsparty na wierzchu, pierś dotyka żyły,
Gdy obwód skrzywił, z wielkiém natężeniem siły:
Szczękła strona, łuk warknął, a strzała skrzydlata,
Okrutny cios niosąca, na Greki wylata.[129]

Lecz Menelaiu! bogi pamiętne o tobie:        127
Piérwsza na pomoc Pallas, w złéy przybiegła dobie.
A iak matka z śpiącego dziecka muchę zgania,
Tak ona grot odpędza, i ciebie zasłania.
Tam odwróciła strzałę, gdzie spięty pas złotem,
Drugim się stał kirysem, przed śmiertelnym grotem.
Jednak i tą przeszkodą nie był cios odparty,
I pas mocny i kirys od strzały przedarty,
Nawet przeciw tysiącznym pociskom zasłona,
Blacha z miedzi została od niéy zdziurawiona:
Dosięga ostrze ciała i skórę rozrywa.
Z niego zaraz krew nakształt purpury wypływa.
Jaką farbę, z Meońskiéy lub Karyyskiéy włości,
Przebiegła gospodyni słoniowéy da kości,
Gdy ią w purpurze zmacza: tysiąc życzy sobie,
Nabyć iéy ku wspaniałéy wędzidła ozdobie:
Lecz dla króla schowana w domu piękność taka,
Z któréy chwała dla iezdcy, świetność dla rumaka;
Podobnie, Menelaiu, czystéy krwi płynienie,
Zafarbowało twoie biodra i golenie.
Wzdrygnął się Agamemnon, gdy krew postrzegł z rany,
I Menelay sam został niemniéy pomieszany,
Ale nabiera serca, gdy widzi, że strzała,
Kolcami w pas utkwiwszy, mało sięgła ciała.
Z westchnieniem, rzekł król, brata czule cisnąc w ręku.
Około pełno wiernych towarzyszów ięku.

„Bracie, na zgubę twoię, wszedłem, w te umowy,[130]        153
Dla Greków nadstawiwszy Troianom twéy głowy,
Gdy cię ranili zdraycy, złamali przymierze.
Ale umowa w świętéy uczyniona wierze,
I wina poświęcenie, i prawic podanie,
I z ofiar krew rozlana, próżno nie zostanie.
Jeśli pan nieba teraz nie karze téy zdrady,
To w przyszłości da pomsty okropne przykłady:
Na ich głowy, na żony, na dzieci ią zleie.
Bo ia zawsze mam w sercu te pewne nadzieie,
Że przyydzie czas, gdy Pryam i lud iego zginie,
A Jlion się w smutnéy zagrzebie ruinie.
Siedząc na górnym tronie, Saturna syn możny,
Straszną Egidą wstrząśnie na naród bezbożny,
I obrażon téy zbrodni nie puści bezkarnie.
Lecz ieśli, Menelaiu, tubyś zginął marnie,
Z jakim wtedy mi bólem, i w jakiéy ohydzie,
Powracać się do Argów, od tych brzegów przydzie?
Już na tém polu woysko dłużéy nie dostoi,
A przy Pryamie chwała, Helena przy Troi!
W dalekiéy ziemi twoie ostatki gnić będą,
Nasze zaś wszystkie trudy na niczym osiędą.
Wtedy Troianin dumny, na twym skacząc grobie:
Niech, rzecze, Agamemnon zawsze w tym sposobie,
Daie nieprzyjaciołom czuć swéy zemſty skutki:
Ściągnął tu próżno woyska, i z gorzkiemi smutki,

Straciwszy brata, skończył wyprawę nikczemną:        179
Ach! niech się wtenczas ziemia rozstąpi podemną!„
A Menelay go ciesząc: „Ukóy ten żal srogi,
Nie trać serca, i w woysku nie rozszerzay trwogi:
Bo nie wziąłem śmiertelnéy rany od téy strzały,
Pas i kirys, i blacha, te mnie ratowały.„
„Nayukochańszy bracie, król z jękiem odpowie:
Ach! żebyć niścili te słowa bogowie!
Machaon, lekarz biegły, z rany cię wyléczy,
I przeciw ostrym bólom plastrem zabezpieczy.„
Spieszno rozkaz woźnemu Taltybowi daie:
„Pódź, niechay tu czémprędzéy boski lekarz staie,
Godny syn Eskulapa: niechay nie odwleka,
Oto Menelay wsparcia z jego ręki czeka:
Z Troian, czy z Lików, zgubną ktoś wypuścił strzałę:
Z czego my rzewnie płaczem, z tego on ma chwałę.„
Nie odkłada rozkazu spełnić sługa wierny:
Czémprędzéy się przeciska przez naród pancerny,
Szukaiąc Machaona: zaciągnione z Tryki,
Otaczaią go wkoło mężne woiowniki.
Do niego się odzywa woźny tym wyrazem:
„Przychodzę tu do ciebie z Atryda rozkazem,
Jak nayprędzéy cię widzieć król narodów żąda,
Menelay ranny wsparcia twéy ręki wygląda.
Z Troian, czy z Lików, zgubną ktoś wypuścił strzałę:
Z czego my rzewnie płaczem, z tego on ma chwałę.„

Zasmucił się Machaon, słysząc wyraz taki:        205
Idą oba przez gęste Achiwów orszaki.
Przychodzą, gdzie Menelay raz wziął z rąk zdradzieckich:
Otoczony od piérwszych bohatyrów Greckich,
Stał w pośrodku ich rycerz do bogów podobny.
Zaraz wyymuie strzałę: kolce w pas ozdobny
Mocno wbite, gdy ciągnął, skrzywione zostały.
Zdiął z niego pas i blachę lekarz doskonały;
Opatrzywszy zaś ranę, wyssał krew, a potém
Rozlał balsam na mieysce, ostrym tknięte grotem.[131]
W cudnych skutkach moc tego balsamu wsławiona,
On go dostał od oyca, oyciec od Chirona.
Gdy ci maią o rannym Atrydzie staranie,
Tymczasem się waleczni zbliżaią Troianie:
Równie się biorą Grecy do Marsowéy sprawy.
Wtenczas Agamemnona widać umysł żwawy:
Nie zna trwogi, od bitwy zwlekania daleki,
I sam na plac krwi leci i prowadzi Greki.
Wysiadł z wozu, a konie, z których ogień pryska,
Eurymedon hamuie w pośród boiowiska,
Powoźnik doskonały, syn Ptolomeiowy.
Blisko się trzymać, wielą król zaleca słowy,
By gdzie spocząć miał, długim zmordowany trudem.
Sam pieszy między Greckim przechodzi się ludem:
Gdzie widzi serca chciwe kurzawy i znoiu,
Takiemi ieszcze słowy zachęca do boiu.

„Niech w was, Grecy, ten zapał ślachetny nie stygnie:        231
Nie za zdraycami Jowisz swą prawicę dźwignie.
Którzy świętą przysięgę złamali niegodnie.
Na brzydką póydą pastwę sępom za swe zbrodnie:
A my, gdy padnie od nas Jlion zburzony,
Powieziem na okrętach ich dzieci i żony.„
Ale na gnuśnych ostrym wyrazem powstaie,
I sprawiedliwym gniewem zapalon tak łaie:
„Na łup nieprzyiacielskiéy wysławiony strzały,
Motłochu podły, czemu stoisz odurzały?
Skąd ta niemęzka boiaźn? skąd to pomieszanie?
Za co, iak długim biegiem zmordowane łanie,
Ledwie się mdłą na ziemi wspierające nogą,
Na plac bitwy patrzycie z zimną w sercach trwogą?
Czekacież, aż się zbliżą Troianskie szeregi,
I szeroko zastąpią całe morza brzegi?
Natenczas wy dopiero chcecie nikczemnicy,
Doświadczyć wsparcia możnéy Jowisza prawicy?„
Tak łaie gnuśnych, mężnych grzeie woiowników,
Wreście do licznych Krety przybliżył się szyków:
Te przy Jdomeneiu biorą się do zbroi,
Wódz, iak silny odyniec, na czele ich stoi.
Smiały Meryon tylne ustawia orszaki.
Bardzo Agamemnona cieszy widok taki,
Więc królowi oświadcza z tego radość swoię:
„Między wodzami Greków, przybyłych pod Troię,

Słusznie trzymasz piérwszeństwo, czy w boiu, czy w radzie,        257
Czyli na poświęconéy dla bogów biesiadzie,[132]
Gdzie się wodzom stawiaią pełne wina czary:
A gdy napóy dla innych leią podług miary,
My zawsze napełnioną mamy czaszę oba,
I tyle wypić możesz, co ci się podoba.
Ale śpiesz się do boiu, dawną utwierdź sławę.„
„Zawsze, Atrydzie, wiernie popieram twą sprawę,
Odpowiedział wódz Krety: iaki do zaczęcia,
Taki aż do skończenia będę przedsięwzięcia.
Lecz pódź, zachęcay drugich, przyśpieszay spotkanie.
Kiedy przymierze piérwsi złamali Troianie,
Za znieważenie bogów, za zdradę szkaradną,
Smierć i tysiączne klęski na ich głowy padną.„
Podnoszą serce w królu słowa tak ślachetne.
Oddala się, obiega inne hufce świetne:
Przychodzi do Aiaxów: tych iuż zbroyne szyki,
Za niemi tłumem piesze ciągną woiowniki.
A iak, gdy od zachodu zadmie wiatr ponury,
Widzi ze skały pasterz wznoszące się chmury:
Czarne się mu, iak smoła, okazuią zdala,
Idą z okropnym szumem, wnet powstaie fala,
I ode dna porusza Oceanu wody:
On przelękły zapędza do iaskini trzody;
Tak idzie z Aiaxami, w gęstych szykach młodzież,
Przeraża iéy broń straszna i Marsowa odzież.[133]

Cieszy się król, gdy zastęp tak świetny obaczy,        283
I czucie swoie temi wyrazy tłumaczy:
“Aiaxowie, nsypiérwsi w bohatyrskiéy zbroi;
Tu mi słowa iednego wyrzec nie przystoi:
Tak mężnych, pilnych wodzów pokrzywdzałbym cnotę,
Niecąc w rycerzach waszych do boiu ochotę.
W was samych maią oni do męztwa wzór żywy.
Oby tym ogniem wszystkie zapalił Achiwy
Jowisz, Pallas, Apollo! a wnet Greckie ramie,
Dumnéy Troi dobędzie i wieże iéy złamie.„
Oddala się, to mężnéy powiedziawszy młodzi,
Aż do słodkiego mówcy Nestora przychodzi.
Stawia swoich, zachęca: z nim bitew świadomi,
Alastor, Hemon, Biias, Pelagon i Chromi.
W piérwszym rzędzie z wozami dzielne stawia konie,
W tyle piechotę liczną tamtym ku obronie:
A podeyrzanych w męztwie we środku zamyka:
Tak gnuśny, choćby nie chciał, żwawo się potyka.
Lecz iezdnym przykazuie wstrzymywać rumaki,
I nie lecieć do boiu, zmieszawszy orszaki:
„Niech żaden z was, niewczesnym zapałem zagrzany,
Nie wybiega, rzuciwszy swóy szyk, na Troiany:
Zbyt ufny w sztuce iazdy, na los niesie życie;
Lecz nie cofaycie kroku, bo się osłabicie.
Kto z swego wytrącony, na cudzy wóz wsiędzie,
Niech raczéy dzidą robi, tak naylepiéy będzie.[134]

Temi niegdy sposoby, w Marsa sztuce sławni,        309
Brali miasta i pole wygrywali dawni.„
Tak w boiach doświadczony starzec ich oświeca,
Co w sercu mężów króla żywą radość wznieca.
„Oby, mówi, iak dusza w tobie niezłamana,
Tak miałeś dzielne siły i krzepkie kolana :
Lecz cię starość nachyla, która wszystkich gniecie,
By raczéy innych gniotła, a tyś był w lat kwiecie!„
„O Atrydzie! rzekł Nestor, wiek mię dziś osłabił:
Czemum ia nie ten, kiedym Ereutala zabił!
Nie wszystkie ludziom niebo daie razem dary:
Wtedym był młody, silny, dziś słaby i stary.
Lecz będę w boiu, wesprę walczących przestrogą,
Toć iedno iest, co ieszcze starzy zrobić mogą.
Niechay ten dzidą w polu nieprzyjaciół zmiata,
Kogo ogniem kwitnące podżegaią lata.„
Skończył, a król z pociechą serca daléy śpieszy:
Aż nareście przychodzi do Ateńskiey rzeszy.
Lecz nic przy Menesteiu boiu nie oznacza,
Bezczynny wódz, bezczynne woysko go otacza.
Tuż Jtak wielki radą, niezmordowan trudem,
Walecznych Cefalensów otoczony ludem.
Jeszcze do nich woienne nie doszły okrzyki,
Gdyż dopiero się właśnie poruszały szyki
Troian, iezdców odważnych, i Greckich rycerzy.
Czekali więc, aż który wprzód zastęp uderzy,

I zaczynając bitwę, na Troian poskoczy.        335
Agamemnon im gnuśność wyrzuca na oczy.
„Krwi Peteia, którego Jowisz kochał wiele,
I ty, co zawsze chytre przemyślasz fortele,
Czemu zdala stoicie? nie szukacie znoiu?
Czekacie, aż was drudzy uprzedzą do boiu?
Wam piérwszym należało mężnie zacząć sprawę,
I Marsową na placu poruszyć kurzawę,
Jak was piérwszych przyzywam do moiego stołu.
Bo gdy się zgromadzaią wodzowie pospołu,
Dobrze wam zgotowana smakuie biesiada.[135]
Dobrze się wino spiia, dobrze mięso zjada.
Lecz gdy mężnie wystawić trzeba w polu życie,
Dziesięciu się uprzedzić półkom dozwolicie.„
Wskroś Ulissesa takie wymówki przebodły:
„Do mnież, rzekł, królu! wyrzut obracasz tak podły?
Namże wymiatasz gnuśność do rycerskiéy sprawy?
Niech się tylko z Troiany rozpocznie bóy krwawy,
Chciéy patrzyć, a nie będzie tayno twemu oku,
Że Ulisses nikomu nie ustąpi kroku;
W naypiérwszym rzędzie oyciec Telemaka stanie,[136]
A ty wstydzić się będziesz za tak płoche zdanie.„
Poczuł Atryd, że wyraz ten z gniewu pochodzi,
Więc z uśmiechem tak pierwsze wyrzuty łagodzi.
Przemyślny Ulissesie, cny Laerta synu,
Nie łaię cię, nie grzeię do mężnego czynu.

Wiem, że w roztropne rady, twoie myśli płodne,        361
Wiem, że twoie uczucia z moiemi są zgodne.
Niechże słowo zbyt prędkie nie wzbudza niechęci,
Niech ie bogi na zawsze wygładzą z pamięci.„
Tych zostawia, obiega daléy lud orężny,
I przychodzi do miejsca, gdzie był Tydyd mężny:
Stoi rycerz w pośrodku swych wozów i koni,
Przy nim Stenel, od młodu spólnik iego broni.
Ich także Agamemnon gniewny upomina,
I w takie rzecze słowa do Tydeia syna.
„Wielkiego oyca plemię, i ciebie strach ima?[137]
I ty patrzysz na pole błędnemi oczyma?
Niezwykła Tydeiowi, by kiedy się wzdrygał,
W męztwie,w sztuce walczenia, nayśmielszych wyścigał:
Jam nie widział, świadkowie dzieł iego tak głoszą,
Którzy nad bohatyrów wszystkich go przenoszą.
W owym on czasie, kiedy zbierali lud zbroyny,
Z Polinikiem walecznym do Tebańskiéy woyny,[138]
Przyszedł, iak gość do Micen, i na bogi żebrał,
By od nas pomoc w mężnem rycerstwie odebrał.
Myśmy im chcieli silne przystawić orszaki,
Ale nas Jowisz wstrzymał opacznemi znaki.
Poszli bohatyrowie: będąc na przestrzeni
Azopu, co się wieczną murawą zieleni,
Zgodném ślą do Teb zdaniem Tydeia za posła:[139]
Nie zlękła się wyprawy téy dusza wyniosła.

Zastał u Eteokla na uczcie Tebany:        387
Choć sam, w Kadmeiów tłumie staie niezmieszany.
Jeszcze śmiało wyzywa wszystkich i zwycięża,
Tak przychylna wspierała Pallas tego męża.
Czém rozżarci Tebanie, gdy rycerz odchodzi,
Na zasadzce pięćdziesiąt zastawiaią młodzi,
Pod dwoma dowódzcami, Likofontem dzielnym,
I Meonem, co równał bogom nieśmiertelnym:
Wszyscy polegli trupem, i z tego pogromu,
Sam Meon, z woli nieba, powrócił do domu.
Taki był wielki Tydey, Etolii chwala:
Syn iego lepiéy mówi, lecz za to mniéy działa.„
Nie był z czucia, z żywości Dyomed wyzuty,
Skromnie iednak przyymuie monarchy wyrzuty:
Lecz żwawy Kapaneia syn przerwał milczenie:
„Nie praw nam fałszu, królu, miéy prawdy baczenie,
Bo my się dzielnieyszemi i od przodków znamy:
Myśmy i Teby wzięli, ów gród siedmiobramy,
Z małą tam przyciągnąwszy liczbą towarzysza,
Wsparci tylko na łasce i znakach Jowisza.
Oni swym nierozumem zgubili się sami:
Nie kładź więc, królu, w równi oyców naszych z nami.„
A Dyomed na niego spoyrzawszy surowo,
„Milcz, rzecze, móy Stenelu, bacz na moie słowo:
Nie mam za złe królowi, ani mię to gniewa,
Że on obchodząc Greki, do boiu zagrzewa:

Jeśli Troia upadnie, lud iéy będzie zbity,        413
Jego stąd, iako wodza, naypiérwsze zaszczyty.
Wstyd zaś, gdy z niczém Greckie powrócą narody:
A teraz daymy męztwa naszego dowody.„
Rzekł, i co wyrzekł, tego wykonać nie zwłoczył,
Wraz w pysznéy zbroi z wozu na ziemię wyskoczył;
Około piersi króla tak strasznie miedź szczękła,
Iżby na ten dźwięk dusza naytęższa się zlękła.
Jak, gdy ogromną paszczą morze wiatr ozionie,
Pędzą wały ku brzegom poruszone tonie,
Naypiérwéy się na głębi zbierają bałwany,
Wnet ziemię hukliwemi szturmuią tarany,
I wzdąwszy się, nad góry wznoszą się skaliste,
Daleko wybuchaiąc słoności pieniste;[140]
Tak skupione do boiu Greckie woysko śpieszy,
Każdy z osobna swoiéy wódź przodkuie rzeszy,
A naygłębsze milczenie w tylu mężów tłumie:
Sądziłbyś, że tak liczny lud mówić nie umie.
Tém szanuią milczeniem przewodniki swoie,
Naokoło blask świetne rozstrzelaią zbroie:
A że słowa nie słychać od tylu rycerzy,
Zda się, że sam dzid idzie las i mur puklerzy.
Z jakim się owce w stayni odzywaią bekiem,
Gdy z wymion ich naczynia napełniaią mlekiem,
A mać na głos iagnięcia swego odpowiada:
Z takim się wrzaskiem Troian porusza gromada.

Niesfornemi powietrze rozlega się krzyki,        439
Różne ludy, różnemi wołaią ięzyki.
Ta Marsa, ta Minerwę ma za sobą strona:
Wszędzie Boiaźń, Ucieczka, Niezgoda szalona,
Co nigdy krwi niesyta, na nie zawsze dyszy,
Sroga siostra, srogiemu bratu towarzyszy:
Mała ona w początkach, wnet w górę się wzbiie,
Nogami depce ziemię, głowę w niebie kryie.[141]
Ta zaiadłą nienawiść w serca ludu wlewa,
I przechodząc przez roty, do mordów zagrzewa.
A skoro się na Marsa polu woyska znidą,
Wnet się z puklerzem puklerz, dzida miesza z dzidą,
Siła walczy na siłę, tarcza trze się z tarczą,
Zgiełk się szerzy, pociski na powietrzu warczą,
Krzyczą zwycięzcy, smutnie wyią zwyciężeni.
Ziemia płynie od krwawych rozmiękła strumieni.[142]
Jak z krynic wychodzące dwa bystre potoki,
Spadaią po urwiskach wyniosłéy opoki:
Szum straszny się rozlega po całéy krainie,
Nim nurty w przepaścistéy połączą dolinie,
A pasterz zdala słucha, co znaczy ta flaga;
Tak, gdy ci z sobą walczą, strach i krzyk się wzmaga.[143]
Antyloch Echepola, który stał na czele,
Jednego z piérwszych mężów silną dzidą ściele,
Trafia w szyszak, na którym pyszna pływa kita;
Skaleczone pociskiem czoło, kość przebita.

Zaraz noc wieczna w oczach bohatyra siada,        465
I zwalony iak wieża, na ziemię upada,
Elefenor, co wodzą Abantów się szczycił,
Upadłego rycerza za nogi uchwycił,
I z pośród strzał unosił, aby odarł zbroię:
Lecz niedługo przypłacił życiem śmiałość swoię;
Bo gdy postrzegł Agenor, że wódz przechylony,
Ciągnąc trupa, odsłonił bok na obie strony,
Zaraz mu ostrą dzidą ciężką ranę zadał.
Upadł syn Chalkodona, i życie postradał.
Przy nim srożą się Greków i Troian oręże,
Walczą z sobą iak wilcy, stron przeciwnych męże.
Wnet Aiax Telamonid Symoiza zmiecie:
Młody bohatyr ieszcze w piérwszym wieku kwiecie.
Gdy matka z rodzicami trzody odwiedziła,
Przy Symoencie, z Jdy schodząc, go powiła,
I nazwała od rzeki. Prędko życie stracił,
Ni się za wychów miłym rodzicom wypłacił:
Pchnięty w pierś straszną dzidą syna Telamona,
Która za ramię przeszła, upada i kona.
Jako na brzegach bagna topola wyrosła,
Co pysznemi gałęźmi wierzch do góry wzniosła,
Gdy ią sztukmistrz obali powtarzanym razem,
Maiąc z niéy koło płytkiém wyrobić żelazem,
Więdnieie i usycha na pobrzeżu wody;
Tak, ze zbroi odarty, leży rycerz młody.

W świetnym kirysie Antyf oszczep swój wymierza,        491
Ale chybia Aiaxa, a za to uderza
Ulissa towarzysza Leuka i zabiia,
Gdy wedle Symoiza ciała się uwiia.
W bok srogi raz odebrał, puścił trupa z ręki,
Upadł, a zbroi głośne uderzyły dźwięki.
Na śmierć spółziomka strasznie Uliss się rozjada:
Więc zemstą zapalony, na przodek wypada,
Krwawym połyska wzrokiem, groźnym ciosem godzi,
{{errata|Tym|Tém]] zatrwożone Troian woysko w tył uchodzi.
Jednak zamach niepróżny z jego ręki idzie,
Demokon, syn Pryama, który pasł w Abidzie
Oyca klacze i stamtąd na woynę pośpieszył,
Wziął ranę, cios na wylot skronie iego przeszył:
Zaraz się w oczach smutnéy nocy ciemność zgęsła,
Upadł, a zbroia na nim przeraźliwie chrzęsła.
Naypiérwsze się cofaią Troian woiowniki,
Nawet sam wielki Hektor: a Grecy z okrzyki
Ciągną trupy i śmiałym następuią krokiem:
Co Apollo z Pergamu boskiém widząc okiem,
Rozgniewany, Troianom tak dodaie męztwa:
„Trwaycie! nie ustępuycie Achiwom zwycięztwa:
Nie z żelaza ich ciała, ani z twardéy skały,
Aby krwawemi groty tknięte bydź nie miały!
Prześlicznéy syn Tedydy, Pelid się nie biie,
Lecz warząc w sercu gniewy, na nawie się kryie.„

Tak im z murów Pergamskich mówił bóg straszliwy;        517
Lecz z drugiéy strony Pallas zagrzewa Achiwy,
Gdzie tylko osłabione w nich męztwo postrzegą.
Wtedy okrutnym Dyor wyrokiem polega:
Wódz z Enu, syn Jmbraza, co Trakom przywodził,
Pirus go w nogę ostrym kamieniem ugodził.
Trzasła kość, pękły żyły od okrutnéy skały:
Chyli się, pada na wznak bohatyr omdlały,
I ledwie oddychaiąc, swym ręce podaie:
Lecz Pirus co go ranił, nagle nad nim staie,
Pcha spisą, rana wnętrze wypuszcza szeroka:
Skonał, iuż biedny więcéy nie otworzy oka.
Wtedy na Pira mężny Toas oszczep rzuca,
Przedziurawiwszy piersi, wbił się pocisk w płuca:
Przyskoczył i wyciągnął: zaraz mieczem błysnął,
Utopił go we wnętrzu, i duszę wycisnął.
Lecz próżno na odarcie iego zbroi dyszy,
Znalazł odpór od śmiałych wodza towarzyszy:
Trakowie, co na wierzchu głowy wznoszą włosy,
Grożącemi zwycięzcę obskoczyli ciosy:[144]
Więc choć bił się odważnie, nacierał zażarcie,
Cofnąć się musiał, równe znalazłszy odparcie.
Tak wodze, ten Epeiów, ten Trackiéy młodzieży,
Obok padli, a przy nich mnóztwo innych leży,
Gdyby kto po tém krwawym przeszedł boiowisku,
Nie lękaiąc się razów gęstego pocisku,

Przez Palladę, od szwanku broniącą, niesiony,[145]        543
Oboiéyby zarówno męztwo wielbił strony:
Bo tak na śmierć Troianie, iak i Grecy biegli,
I pole zmieszanemi trupami zalegli.        546








ILIADA.


XIĘGA V.



TREŚĆ XIĘGI V.

Dzieła Dyomeda.


Dyomed, przy pomocy Pallady, czyni cuda waleczności. Pandor go z łuku ranił, ale od przychylnéy sobie bogini uleczony. Z jéy łaski mógł śmiertelnych od nieśmiertelnych rozeznawać: i wziął rozkaz, aby broni na żadnego z bogów, wyiąwszy Wenerę, nie podnosił. Gdy wielu Troian Dyomed na placu położył, z Pandarem złączył się Eneasz, i obadwa na niego uderzyli, lecz nieszczęśliwie: piérwszy z nich zabity, drugi w wielkiém niebezpieczeństwie, choć przy wsparciu Wenery: która gdy go z pola unosiła, ranioną od Dyomeda została. Wenus, wziąwszy konie od Marsa, do nieba uieżdża, a Eneasza Apollo do kościoła Pergamskiego unosi, gdzie przyszedł do siebie. Mars dodaie serca Troianom, zapala Hektora i wszędzie mu towarzyszy. W tymże samym czasie Eneasz pokazuie się w polu: kładą trupem wielu Greków, między innemi Tlepolem od Sarpedona zabity. Juno z Minerwą przybiegają na odparcie Marsa, którego Dyomed, od Minerwy zachęcony, ranił. Mars z bólu strasznie ryknąwszy, do nieba powrócił.


ILIADA.
XIĘGA V.

Pallada nowym ogniem Tydyda zagrzewa,[146]
Swoie mu w piersi męztwo i swóy zapał wlewa,
By wszystkich bohatyrów przeszedł rycerz śmiały,
A przez to nieśmiertelnéy zyskał wieniec chwały.
Puklerz i szyszak blaskiem otacza promiennym:
Jak się wydaie gwiazda, co w czasie iesiennym
W Oceanie skąpana, światłość żywą ciska;
Taki mu ogień z czoła i z ramion połyska.[147]
Uzbroiwszy, tam pchnęła swoiego rycerza,
Gdzie się naybardziéy pożar woienny rozszerza.
Żył w Troi Dares, człowiek cnotliwy i możny.
Oyciec dwu synów, kapłan Wulkana pobożny;
A w boharyrskiéy sprawie oba wiele znaczą;
Więc skoro Dyomeda mężnego obaczą,
Lecą nań, od Troiańskiéy odbiegnąwszy rzeszy:
Ci z wozu nacierają, a on walczy pieszy.
Piérwszy uderzył Fegiey, ale raz był mylny,
Bo nad ramie, bez szwanku, przeleciał grot silny.
Co zaś Dyomed próżno oszczepu nie ciska,
Trafia go w piersi, zwala wpośród boiowiska.
Brat skoczył z wozu, iednak nie śmiał trupa bronić,
I ten przed czarną śmiercią nie mógłby się schronić,

Lecz go Wulkan obłokiem pokrywszy ocalił,        23
Żeby do reszty oyca smutek nie przywalił.
Zatém zwycięzca pyszne ich rumaki bierze,
I do nawy przez swoie odsyła żołnierze.
Obaczywszy, że ieden syn Daresa bieży,
Drugi smutnie na piasku rozciągniony leży.
Zmieszali się Troianie,[148] trwoga w serca pada.
Wtenczas, do boga woyny, tak rzecze Pallada:
„Marsie, okrutny Marsie, co gubisz narody,
Przelewasz krew, a w gruzy świetne mienisz grody,[149]
Czyliż nam do tych boiów mieszać się przystoi?
Niech pan nieba zwycięztwo da Grekom, lub Troi:
My ustąpmy: inaczéy obrazimy oyca.„
Tak mówiła, usłuchał Mars ludzi zabóyca.
Więc go daleko z pola bitwy uprowadza,
I na brzegach Skamandru kwiecistego sadza.
Uciekaią Troianie, strach piersi osłabił,
A każdy z wodzów Greckich rycerza ich zabił.
Ody, który prowadził bitne Alizony,
Z wozu od mężów króla na ziemię zrzucony:
Bo kiedy, tył podawszy, do ucieczki śpieszył,
Atryd pchnął go w śród ramion, i aż piersi przeszył:
Padł na ziemię, śmiertelnym obalony grotem,
A zbroia na nim smutnym zaiękła łoskotem.
Jdomeney obalił Festa, Bora syna,
Co go Tarne obfia wysłała kraina:

Gdy czémprędzéy przelękły rycerz nawóz wsiadał,        49
Wódz Krety dzidą w ramie cios śmiertelny zadał.
Padł z wozu, oczy mrokiem wiecznym się zawarły,
Sługi Jdomeneia, z niego łup odarły.
Skamandry, syn Strofiego, przebiegły myśliwy,
Legł z Menelaia ręki: a choć go z cięciwy
Nauczyła Dyana, w nieuchybnéy mierze,
Smiertelne strzały puszczać i bić leśne zwierze;
Ani go łukiem zbroyna ratuie bogini,
Ani sztuka strzelania bezpiecznym uczyni:
Gdy uciekał, raniony z tyłu od Atryda,
Utkwiona wśród łopatek, piersi przeszła dzida,
Na wznak pada na piasku, zbroia na nim szczęka.
Ferekla cieślę zwala Meryona ręka:
Wyćwiczon od Pallady, cudnemi się wsławił
Dziełami, dla Parysa on flotę wystawił:[150]
Źródło nieszczęść, Troianie skąd do zguby przyśli,
I cieśla, że nie umiał boskiéy dociec myśli.
Pod pacierzem zabóycze żelazo utyka,
I do pęcherza ostrzem twardą kość przenika,
Upada na kolana i okropnie wyie,
A śmierć go wraz czarnemi skrzydłami okryie.
Żwawy Meges, Pedeia w cienie wtrącił mroczne;
Choć go Antenorowi łoże dało boczne,
Niosąc mężowi szczeréy przyiaźni zadatki,
Z własnemi go Teano wychowała dziatki.

Pchnął go Meges, dostała raz okrutny szyia,        75
Aż na wylot ią z tyłu żelazo przebiia,
I ucina mu ięzyk, dosięgnąwszy gęby:
Padł Troianin, i pocisk zimny chwycił w zęby.
Wreście Eurypil, dzielne Ewemona plemię,
Mężnego Hypsenora obalił na ziemię.
Oyciec iego świętości Skamandru dozierał.[151]
I od ludów pobożnych cześć wielką odbierał.
Ucieka, ni się w męztwie rycerz zabezpiecza,
Eurypil mu odwala rękę cięciem miecza:
Ta upada na ziemię, i hoyną krew toczy,[152]
Jemu na zawsze twardy los zamyka oczy.
Tak męże w bohatyrskiéy pracowały sprawie:
Lecz w tym zaiadłym boiu nie rozeznać prawie,
Czyli Dyomed z Greckiéy, czy z Troiańskiéy ſtrony;
Wszędzie się bowiem miota rycerz zapalony.
Jak wezbrana szumnemi potokami rzeka,
Wyparłszy brzegi, z łoża na pola ucieka,
Wszystkie wywraca tamy, a w biegu gwałtownym,
Niesie groblom zwalisko i mostom warownym;
I wzdęta od Jowisza nagłemi ulewy,
Porywa pracowite rolników zasiewy;[153]
Tak Tydyd gromi Troian, pędzi roty drżące,
Jednemu nie wystarczą rycerzów tysiące.
Postrzegłszy, że bohatyr całe szyki miesza,
Że trwożna Troian przed nim ustępuie rzesza,

Przeciw Dyomedowi Pandar łuk natęża,        101
Strzałą rani na siebie lecącego męża:
Pancerz nią nad ramieniem zostaie przeszyty,
Doszła ciała, wypłynął krwi strumień obfity.
Natychmiast Pandar głosem radosnym zawoła:
„Troianie! wróćcie nazad, stawcie mężnie czoła;
Ranny naywalecznieyszy mąż między Achiwy,
I niedługo przeżyie postrzał z téy cięciwy,
Jeżeli sam bóg łuku z Licyi mię zwabił.„
Tak tryumfował Pandar, ale go nie zabił.
Cofa się za wóz Tydyd i wzywa Stenela,
Naywiernieyszego sobie w życiu przyiaciela.
„Chodź, kochany, Stenelu, day ratunek wczesny,
I wyrwiy mi czémprędzéy z barku grot bolesny.„
To rzekł, Stenel do niego szybkim przybiegł krokiem,
Grot wyrwał, a krew czarnym lunęła potokiem.
Wtenczas Tydyd ślub czyni w takowéy modlitwie:
„Wielka córo Jowisza, ieśliś kiedy w bitwie,
Mnie, albo oyca wsparła, twą prawicą silną,
Dziś usłysz prośbę moię, dziś mi bądź przychylną:
Day mi tego położyć na poboiowisku,
I staw go sama pod sztych moiego pocisku,
Który mię pierwszy ranił: teraz się nadyma,
Że słońce wiecznie zgasło przed memi oczyma.„
Łatwo do iego prośby skłania się Pallada,
Wraz piérwszą nogom szybkość, rękom dzielność nada,

I zbliżywszy się rzecze: „Mężny Dyomedzie,        127
Niechay cię pewna ufność na Troiany wiedzie,
Bom cię dziś równym oycu zrobiła rycerzem,
Jakim był, groźnym z wozu wstrząsaiąc puklerzem.
Już ci więcéy mgła ciemna oczu nie powleka,
Zdarłam ią, byś rozeznał boga od człowieka.
Gdyby więc który z bogów twéy doświadczał dłoni,
Ty przeciw nieśmiertelnym nie bierz się do broni:
Lecz gdyby się Wenerze bóy odwiedzić zdało,
Na mdłą boginią możesz użyć ręki śmiało.„[154]
To rzekłszy, znikła Pallas: bohatyr pośpiesza,
I wnet się między piérwsze woiowniki miesza.
Jeśli przedtém Troiańskie roty dzielnie walił,
Teraz się trzykroć większą śmiałością zapalił.
Jak lew, kiedy go pasterz pilnuiący trzody,
Rani, wpadaiącego do owiec zagrody,
Tém bardziéy się rozjada, grzywa mu się ieży:
Nie odpiera go pasterz, lecz do chaty bieży,
A owce przelęknione cisną się gromadą,
Potrącaią się, iedne na drugich się kładą:
Niosąc zdobycz wysokie lew przesadza płoty;
Tak Dyomed się rzuca na Troiańskie roty.
Natenczas Hypenora, narodów pasterza,
I Astynoia biie: iednego rycerza
Dzidą piersi przeszywa, i na piasku zmiata,
Mieczem ramie drugiemu przy szyi odpłata.

Tych rzuca, na Polida i Abanta leci,        153
Snów tłumacza, starego Eurydama dzieci.
Lecz tego nie potrafił starzec im wywróżyć,
Że miał obu Dyomed na placu położyć.
Na Xanta i Toona idzie rycerz krwawy:
W starości Fenopowi dał ich bóg łaskawy.
Zabił obu: ach! iakaż dla oyca tęsknica!
Wiek go gniecie, a nie ma innego dziedzica,
Nie uyrzy więcéy synów: iakże się rozrzewni!
Dobro iego dalecy wezmą po nim krewni.[155]
Na iednym wozie Chromi i Echemon zmierza,
Dway synowie Pryama, i na tych uderza:
Jak lew na pasące się w lasach bydło wpada,
Wali krowę, lub wołu, wśród drżącego stada;
Tak on wpadł na nich, strącił z wozu, a łup wzięty
Rozkazał towarzyszom zanieść na okręty.
Widząc Eneasz, iako rycerz gromi roty,
Spieszy przez krwawe pole, przez świszczące groty,
I szukaiąc Pandara, zastępy obiega:
Aż wreście męża bogom równego poſtrzega,
I zbliżywszy się rzecze: „Gdzież się więc podziały
I twóy łuk i niechybne, cny Pandarze, strzały?
Gdzie sława, od nikogo tu niezaprzeczona,
I w kraiu, że nad syna nie masz Likaona?
Wznieś do Jowisza ręce, a na tego męża,
Puść ostrą z łuku strzałę, który nas zwycięża.

Ktokolwiek iest, okrutną rzeź w zastępach zrobił,        179
Tylu wsławionych Troi bohatyrów pobił.
Możeto i bóg iaki, gniewny o ofiary:[156]
Gniewne bogi ciężkiemi zwykły chłostać kary.„
„Eneaszu! rzekł Pandar, ty, woyska nadzieia:
Wcale ten mąż podobny do syna Tydeia,
Tak z koni, tak z przyłbicy, tak sądzę z puklerza,
Lecz może i bóg postać wziął tego rycerza.
A ieśli iest Dyomed, od bogów ma wsparcie,
Bez nichby się nie miotał w boiu tak zażarcie:
Pewnie kto z nieśmiertelnych ukryty w obłoku,
Zwraca strzały do iego wymierzone boku.
Jużem grot nań wypuścił, kirys na nim przeszył.
Jużem ramię mu zranił, iużem się ucieszył,
Że odwiedzi Plutona, lecz nie mogłem zwalić:
Jakiś mi bóg niechętny musiał go ocalić.
Nie wziąłem z sobą wozów, ni koni do Troi.
W domu oycowskim wozów iedénaście stoi,
I ozdobnych i mocnych, zasłoną pokrytych,
Jak z rąk sztukmistrza wyszły, ieszcze nieużytych.
A przy każdym się pasie para dzielnych koni.
Radził Likaon stary, gdym się brał do broni,
Bym wziąwszy z sobą wozy i pyszne rumaki,
Na nich do boiu mężne prowadził orszaki;
Folguiąc koniom, dobre odrzuciłem zdanie,
Lepiéy byłoby oyca spełnić rozkazanie:

Słysząc, że od Achiwów ściśnieni iesteście,        205
Obawiałem się, żeby w oblężoném mieście,
Do sytości przywykłe, nie cierpiały głodu.
Z łuki przyszedłem, z których tyle mam zawodu.
Już grot móy Dyomeda i Atryda ruszył,
Dobył z nich krwi, lecz tylko bardziéy ich rozjuszył.
Złym ia wyrokiem zdiąłem te łuki ze ściany,
Kiedy od ślachetnego Hektora wezwany,
Powolny iego chęci, przyszedłem pod Troię.
Lecz ieżeli oyczyznę ieszcze uyrzę moię,
I dom luby, i żonę kochaną uprzeymie;
Niechay mi nieprzyiaciel głowę z karku zdeymie,
Jeśli ich nie dam ogniom, potrzaskanych w sztuki:
Bo widzę, że mi próżnim ciężarem te łuki.„
„Przestań, Eneasz rzecze, tak podle ich cenić:
Inaczéy się los woyny nie może odmienić,
Aż my się z tym zaiadłym spotkamy rycerzem:
Siaday na wóz, obadwa na niego uderzem.
Doświadczysz koni Trosa, iak zręcznie koleią
I nacierać, i bystro uciekać umieią.
Te nas ocalą, ieśli mimo nasze męztwo,
Jowisz Dyomedowi zechce dadź zwycięztwo.
Ja się bić będę, w twoiéy bicz i leyce dłoni,
Lub ty walcz, a ia wezmę kierowanie koni.„
Na to Eneaszowi Pandar odpowiada:
„Niechay raczéy wędzidłem twoia ręka włada,

Pod znaną ręką więcéy będzie wóz bezpieczny.        231
Jeżeliby nas przemógł Dyomed waleczny,
Zbiegłszy się, i nie czuiąc swego pana głosu,
Nie mogłyby nas wyrwać od zgubnego ciosu:
Nieprzyiaciel zaś nieład obaczywszy taki,
I nasby samych zabił, i zabrał rumaki.
Pod twoią zatém ręką niech do boiu idą:
Ja Tydyda natarcie silną przyymę dzidą.„
Tak wszystkie rzeczy bacznym ogarnąwszy względem,
Siadaią, bystrym lecą na Tydyda pędem.[157]
Nie uszli oni wzroku mężnego Stenela,
Który zaraz w te słowa rzekł do przyiaciela:
„Naymilszy z młodu sercu memu Dyomedzie,
Dwóch mężów zapalonych przeciw tobie iedzie,
Zręczni oba i silni: ieden strzelec sprawny,
Pandar, syn Licyyskiego Likaona sławny;
Drugi mężny Eneasz, co z oyca pochodzi
Wielkiego Anchizesa, a Wenus go rodzi.
Cofniymy się, niech ślepy zapęd cię nie miota,
Żebyś wreście drogiego nie stracił żywota.„
A Tydyd gniewny: „ Nie chciéy mego serca kusić,
Bo nikt mię do ucieczki nie zdoła przymusić.
Nienawykły drżeć, albo cofać się nikczemnie:
Jeszcze nienaruszone siły czuię we mnie.
Na wóz wsiadać nie myślę, tak zaydę im drogę,
Nie pozwala mi Pallas w piersi przyiąć trwogę.

Pewnie ich konie obu nie wrócą oyczyznie.        257
Jeżeli się z téy bitwy choć ieden wyśliźnie.
Ty pamiętay, Stenelu, dopełnić méy woli:
Gdy mi obu ich Pallas obalić pozwoli,
Moie przywiąż do wozu, a natychmiast konie
Eneasza uprowadź ku Achiwów stronie.
Z tych idą, które Jowisz dal za Ganimeda:
Pod słońcem żadnym koniom nikt pierwszeństwa nie da.
Nie wiedział król, gdy Anchiz, kochanek Wenery,
Klacze swe pod niebieskie podstawił ogiery,
I sześć zrzebców ognistych w tym dostał sposobie.
Z nich cztéry w jego domu pasą się przy żłobie,
Dwóch ustąpił dla syna swego Eneasza:
Jeśli ich dostaniemy, wielka sława nasza„
Ci mówią, tu rumaki wartkiém grzmią kopytem,
Lecą nieprzyiaciele, wraz silnym dzirytem
Zbroyny tak mówi Pandar: „Tydydzie zuchwały,
Jeszcze ziemi od moiéy nie zaległeś strzały?
Niedawno, próżno łuku na ciebie używszy,
Włóczni doświadczę, ieśli nie będę szczęśliwszy:„
To rzekł, i długi oszczep natychmiast wymierza:
Zręcznie rzucony pocisk trafił wśród puklerza,
Przebił go, lecz kirysa przewiercieć nie zdołał.
Zaraz Pandar wyrazy chlubnemi zawołał:
„Zginąłeś, aż do wnętrza grot cię sięgnął krwawy.
Ty umrzesz, a ia wiecznéy dostąpiłem sławy.„

„Mylisz się, niezmieszany Dyomed odpowie,        281
Nie są przyiaźni twoiéy prawicy bogowie:
Lecz ta sroga zaiadłość nie wprzód was odbiegnie,
Póki choć ieden trupem na placu nie legnie,
I krwią strasznego woyny boga nie nasyci.„[158]
To skoro wyrzekł, zaraz silny oszczep chwyci,
I rzuca na Pandara: ten celu nie zboczy,
Ręka saméy Minerwy niesie go pod oczy,
Utrafia w nos, tnie ięzyk, i zęby wybiia,
I tam wychodzi, z brodą gdzie złączona szyia.
Padł, a oręż i świetna zbroia na nim szczękły:
Tym iękiem się ogniste rumaki przelękły,
I skacząc, w tył się nagłym usunęły zwrotem,
A on z lubym na zawsze rozstał się żywotem.
By Grecy nie porwali trupa do obozu,
Z długą dzidą Eneasz wyskakuie z wozu:
Jak lew, w moc zaufany, staie nad rycerzem,
Obchodzi go i wielkim zasłania puklerzem,
A ktokolwiek się zbliża, dla wzięcia zdobyczy,
Temu zagraża śmiercią i straszliwie krzyczy.
Jednak mężny Dyomed placu nie odbieżał:
Chwycił ogromny kamień, co na ziemi leżał,
Który dzisiay dwóch ludzi, choć z naywiększą mocą
Niżeli z mieysca ruszą, dobrze się zapocą:
Lecz Dyomed podźwignął z małym bardzo trudem,
Uderzył w miejsce między biodrami i udem.[159]

Łamie kość, rwie głaz żyły i skórę rozdziera:        309
On pada na kolana, ręką się podpiera,
A cień mu czarny zaraz w oczach się rozwinął.
Jużby był Eneasza zły wyrok nie minął,
Jużby się iego dusza była nie wybiegła:
Gdyby w niebezpieczeństwie syna nie postrzegła
Wenus, co go powiła oycu, gdy pasł woły.
Ta go pieszczoną dłonią uchwyciwszy w poły,
I śnieżnemi dokoła okrywszy zasłony,
Aby od kogo z Greków nie został raniony,
I duszy nie wyzionął; unosiła z pola.
Stenelowi pamiętna Dyomeda wola;
Więc, daleko od wrzawy Marsowéy, na stronie,
Swoie leycem do wozu przywięzuie konie,
A Eneasza z grzywą przepyszną rumaki,
Czémprędzéy między Greckie prowadzi orszaki.
Miłego Deipila tą pracą obciążył,
Ażeby z niemi z pola do okrętów dążył.
W nim sobie mężny Stenel naywięcéy podoba,
W jednym są wieku, iedne maią myśli oba.
To zrobiwszy leyc bierze, nawóz pyszny wsiada,
I wkrótce przyiaciela swoiego dopada.
Tydyd świetną od miedzi uzbroiony dzidą,
Widząc, że mdła bogini, ścigał za Cyprydą:
Bo nie z tych była, którym woyna powierzona.
Jaka iest można Pallas i sroga Bellona,

Wreście ią długim goniąc śmiały rycerz biegiem,        335
Dopędził między Troian walecznych szeregiem.
Natychmiast oszczep rzucił i dosięgnął ręki,
Przebił boską zasłonę, którą tkały Wdzięki;[160]
I zdarł iéy trochę skóry żelezcem pociska:
Zaraz z niéy krew, a raczéy sok czysty wytryska.
Inny iest pokarm ludzi, inny władców nieba,
Nie znaią oni wina, sił nie ciągną z chleba,
Więc, krwi nie maiąc, żywot nieśmiertelny wiodą.
Raniona Wenus, z bogiń naypiérwsza urodą,
Krzyczy, i rzuca syna: Apollo go bierze,
I by mu życia Greccy nie wzięli rycerze,
Nieprzeyrzanym dokoła cieniem go oblecze.
Do Wenery zaś Tydyd groźnym tonem rzecze:
„Pódź stąd, córo Jowisza, nie tu twe zalety:
Alboż nie dość, że słabe uwodzisz kobiety?
Jeśli ci ieszcze woyny pożądać się zdarzy,
Sama iéy wzmianka róże z twoiéy spędzi twarzy.„
Tak mówił, ona wolną stopą rzuca pole,
Pomieszana i ostre z rany cierpiąc bóle:
Jrys przyiazną ręką, mdłe iéy kroki wsparła,
A na śnieżnych się licach siność rozpostarła.
Widzi Marsa na lewéy siedzącego stronie,
Mgłą ciemną otoczony iego wóz i konie:
Do kolan mu się schyla,[161] głos zanosi tkliwy,
By dał swoich rumaków ze złotemi grzywy.

„Dziś mi, kochany bracie, twoiéy łaski trzeba,        361
Pozwól, niech na twych koniach powrócę do nieba.
Raniona od Tydyda, srogą cierpię mękę:
Jużby on śmiałą podniósł na Jowisza rękę.„[162]
Tak mówi: Mars na prośbę swoiéy siostry skory,
Dał iéy konie, pysznemi ozdobione szory.
Na świetny wóz wstąpiła bogini wybladła,
Jrys leyc wzięła w ręce, i przy niéy usiadła.
Wyskoczyły rumaki, skoro bicz postrzegły,
Do górnego Olimpu w momencie przybiegły:
Wtedy Jrys, co szybkim wiatr wyściga krokiem,
Wyprzęga ie, niebieskim zasila obrokiem.
Wenus pada na matki Dyony kolana,[163]
Ta ią ściska i głaszcze, i mówi stroskana:
„Któryż z bogów postąpił z tobą tak bezprawnie,
Jakbyś się iakiéy zbrodni dopuściła iawnie?„[164]
Na to Wenus: „Dyomed, syn Tydeia śmiały,
Ten przeciwko mnie pocisk wymierzył zuchwały,
Gdym z pola unosiła Eneasza syna,
W którym dla serca mego pociecha iedyna.
Już nie między Troiany i Greki bóy srogi,
Lecz się Greki na same porywaią bogi.„
„Znoś luba córo, mówi szanowna Dyona:
Tak gorzkie smutki sama cierpliwość pokona.
Na co się iuż śmiertelnych nie odważy śmiałość?
Sami niezgodni, w ludziach wzmagamy zuchwałość.

Cierpiał Mars, gdy go w twarde skrępowały liny,        387
Efiialt, Oty , dumne Aloego syny.
Już był trzynasty xiężyc na niebie przeminął,
Jak w ciężkich więzach siedział: i pewnieby zginął,
Gdyby od Erybei, pięknéy ich macochy,
Odkryte Merkuremu nie były te lochy.
Jego ręką z więzienia został Mars wyrwany,
Prawie upadaiący pod swemi kaydany.[165]
Dały się czuć okrutne boleści Junonie,
Gdy iéy Herkul potróyną strzałę utkwił w łonie.
I Pluton ich nie uszedł, najstrasznieyszy z bogów,
Tenże go zranił rycerz u piekielnych progów.
Doświadczył on, co może śmiałość ludzkiéy ręki:
Tchnący gniewem, i cały straszne cierpiąc męki,
Przeszedłszy do Olimpu, rzucał się i ięczał,
Utkwiony w silnym barku pocisk go udręczał:
Aż go Peon uleczył, wlał balsam skuteczny:
Nic w sobie śmiertelnego nie miał bóg odwieczny.
O! zbrodzień! o! bezbożny! o! zapamiętały!
Jak śmiał przeciwko bogom lotne puszczać strzały?
Tyś, z Pallady namowy, téy podpadła kaźni:
Czemu nie zważa Tydyd, że kto bogów drażni,
Ten zginie prędko wpośród krwawego pogromu.
Po przykrych znoiach swego nie obaczy domu,
Na kolanie, kochanych dzieci nie uściska,
I nie usłyszy oyca słodkiego nazwiska.[166]

Choć mocny, niechay zapęd wstrzymuie zuchwalczy:        413
Może się kto mocnieyszy znaleźć, co go zwalczy;
Aby córa Adrasta, smutnemi okrzyki,
Egiialeia, ze snu budząc domowniki,
Po mężu, co mu panną była poślubiona.
Rzewną łzą liców, smutna nie zlewała żona.„
Rzekła, i lekką dłonią z ręki krew otarła,
Ustały zaraz bóle, rana się zawarła.
Juno i Pallas smutek iéy z radością widzą,
I by przegryźć Jowisza, tak z Wenery szydzą:
„Panie, rzekła ostatnia, wybacz moiéy mowie,
Ani się tém obrażay, co twa córka powie.
Gdy Wenus wszystkie swoie przemysły natęża,
By dziewczę dla którego z Troian zwabić męża,
Piękną kusząc Greczynkę głaskaniem, pieszczotą,
Miękką dłoń obraziła o iéy haftkę złotą.„
Uśmiechnęła się bogów oyca twarz dostoyna.
„Wcale ci, rzecze, córo, nie przystoi woyna:
Kleić związki miłosne, oto dzieło twoie,
Minerwie i Marsowi krwawe zostaw boie.„
A tymczasem Dyomed Eneasza ściga:
Wie, że go w swoich ręku sam Apollo dźwiga,
Lecz się nawet i boga wielkiego nie boi,
Pragnie zabić rycerza, i odrzeć ze zbroi.
Potrzykroć nań zabóyczym dzirytem naciera,
Potrzykroć go Feb silną swą tarczą odpiera,

Lecz gdy, iak bóg, czwarty raz groził zgubnym ciosem,        439
Apollo tak do niego rzekł straszliwym głosem:
„Umiarkuy się, Tydydzie, w szalonym zapędzie,
I nie chciéy się z bogami w jednym stawiać rzędzie:
Inny ród bogów, górne dzierżących siedlisko,
Inny ludzi, po ziemi wlekących się nisko.„
Uchodzi, ani daléy ścigać się ośmiela,
Chroniąc się gniewu boga, który śmiercią strzela.
Apollo do Pergamu zaniósł Eneasza,
Do kościoła, gdzie Troia moc iego ogłasza:
Tam Latona z Dyaną maią o nim pieczą,
I w przysionku wspaniałym bohatyra léczą,
Łudząc Greki, gdzie ranny Eneasz się podział,
Feb marę w jego postać, i zbroię przyodział:[167]
Przy niéy, równie Troiańscy, jak Greccy rycerze,
Długiemi dzirytami ogromne puklerze,
I lekkie tłuką tarcze: trwała walka sroga,
Gdy bóg srebrnego łuku rzekł do woyny boga:
„Marsie! okrutny Marsie ! co gubisz narody,
Przelewasz krew, i w gruzy mienisz pyszne grody,
Nie póydzieszże usunąć z boiu tego męża,
Coby się na Jowisza porwał do oręża?
Naprzód Cyprydę zranił zuchwalec, a potém
Mnie, równaiąc się z bogi, krwawym ścigał grotem.„
To rzekłszy, na wyniosłym Pergamie usiada:
Mars, którego piersiami zapalczywość włada,

Nie mógł dłużéy spokoynie na mieyscu pozostać;        465
Wziąwszy więc Akamasa, wodza Traków, postać,
Zapala bohatyry Troiańskiéy krainy,
I ślachetne Pryama tak zachęca syny:
„Wielkiego króla plemię, możnego w dostatki,
Pókiż z rot waszych Grecy czynić będą iatki?
Czekacieli, aż przyprą bóy pod same bramy?
Maż, co go iak Hektora czcimy i kochamy,
Eneasz, syn Anchiza, rozciągnion na piasku:
Wyrwiymy towarzysza z pośród krwi i wrzasku.„
Temi słowy Mars wszystkim śmiałości dodaie,
A wódz Lików, Sarpedon, Hektora tak łaie:
„Gdzie teraz twoia siła, gdzie męztwo Hektorze?
Mówiłeś, iż sam Grekom staniesz na odporze:
Żeś z bracią, ze szwagrami, zdolny do ich starcia,
Nie potrzebuiąc woyska, ni przyiaciół wsparcia.
Tych ia obrońców okiem śledzę dziś daremnie:
Jak przy lwie psy, tak oni w boiu drżą nikczemnie.
My tylko się biiemy wasi sprzymierzeńcy.
Jam zdala przyszedł z memi na pomoc młodzieńcy,
Z Licyi, którą bystrym nurtem Xant rozrzyna:
Tam zostawiłem żonę i małego syna,
I obszerne dziedzictwa i dostatek mnogi:
Nie pragnę go tu zwiększyć, bom nie iest ubogi;
A iednak i Licyyskie sam zagrzewam roty,
I z tym się mężem spotkać mam dosyć ochoty,

Choć mi z nieprzyiacielskiéy ręki nic nie zgine,        491
I zapewne Grek z memi łupy nie popłynie.
Ty stoisz! nie zachęcasz woyska do obrony!
Od kogóż wasze wsparcia wyglądaią żony?
Ey! żebyście uięci w niewywięzłe sieci,
Nie poszli na łup Grekom, wy i wasze dzieci!
Bo niedługo zamożna padnie z gruntu Troia:
Temu wcześnie zabiegać, iest powinność twoia:
Zapalać sprzymierzeńców, by w nocy i we dnie
Bili się, a samemu trzymać mieysce przednie,
Ażeby nikt o tobie nie mógł myśleć podło.„
Rzekł Sarpedon, co serce Hektora przebodło:
Więc z wozu skacze, dwoma oszczepy wykręca,
Liczne obiega szyki, do boiu zachęca:
Idą mężni Troianie: Grecy roty zwarli,
I murem nieprzełomnym nieprzyiaciół sparli.
Jak gdy wieią rolnicy, Ceres ziarna ciska,
Przykurzone plewami bielą się klepiska;
Tak lud Achayski cały kurzem był okryty,
Który konie twardemi wzruszały kopyty.
Wracaią wozy, iezdcy z nową walczą mocą,
Mars całe okrył pole nieprzeyrzaną nocą,
I w umysłach Troiańskich wielką śmiałość wzniecił.
Tak wiernie wykonywał, co mu Feb zalecił,
Postrzegłszy, że iuż w polu nie było Minerwy,
Pomagaiącéy lubym Achiwom bez przerwy.

Sam Eneasza w swoim krytego kościele,        517
Tchnąwszy mu ogień w piersi, postawia na czele;
Niezmiernie towarzysze iego się cieszyły,
Że im wrócił wódz pełen zdrowia, męztwa, siły:
Ale go nikt nie pyta: bitwa nie pozwala,
Którą Feb, Mars i krwawa Niezgoda zapala.
Achiwom niezwalczeni dowodzą mężowie,
Ulisses i Dyomed, i dway Aiaxowie;
Nic ich siły Troiańskie, nic nie trwożą krzyki,
Stoią na ich wstrzymanie mężne Greków szyki.
Jak się wydają chmury, gdy panuie cisza,
Na górach zawieszone prawicą Jowisza,
Kiedy Boreasz z wiatry innemi uśpiony,
Co mgły naygrubsze w różne wnet rozpędzi strony;
Tak stale Troian Greckie oczekuią roty.
Agamemnon obiega, dodaie ochoty:
„Walczcie śmiało, mężami chciéycie się pokazać,
A nadewszystko, hańbą lękaycie się zmazać,
Ludzi, cześć kochaiacych, więcéy się ochroni,
Dla tchórza i czci nie masz, i śmierć go dogoni.„
Nie słowy on ich tylko, lecz dziełami palił,
Wraz dzidą, Eneasza przyiaciela zwalił,
Legł Deikon, wsławiony rycerskiemi czyny,
I w Troi szacowany, iak Pryama syny.
Pchnął go Atryd, na czele walczącego śmiało:
Przeszło tarczę żelazo, i wnętrza dostało;

Padł bohatyr, śmiertelnym obalony ciosem,        543
A zbroia na nim smutnym zaiękła odgłosem.
Mszcząc się Eneasz iego śmierci, zgubę niesie
Dwóm bohatyrom, twoim synom Dyoklesie;
Ten, w dostatki zamożny, w piękniéy mieszkał Ferze,
A od rzeki Alfeia swóy początek bierze,
Która Pilów kray nurty bystremi przerzyna.
Alfey miał wodza ludów, Orsylocha syna,
Z Orsylocha ślachetny Dyokles pochodzi,
Z Dyoklesa Orsyloch i Kreton się rodzi,
Dwa bliźniaki, odwaga ich piersiami włada,
Oba są godni oyca, dziada i pradziada.
Ci w samym wieku kwiecie, dla Atrydów sprawy,
Czarnemi się pod Troię przeprawili nawy,
I tamże zakończyli swe ślachetne życie.
Jak w gęstwinie na góry wyniesionéy szczycie,
Dwa młode lwy, chowane od swoiéy maciory,
Niszczą i owiec staynie, i wołów obory;
Wreście ludzie zbiegłszy się, po niezmiernych szkodach,
Gęstemi zbóyców razy zwalą przy zagrodach;
Tak ci, z rąk Eneasza, rycerze zaiadli,
Jak dwie wyniosłe iodły, na ziemię upadli.
Widok ich zgonu serce w Menelaiu ściska,
Wyskakuie z zastępów, groźną dzidą błyska:
Mars go chytrze zapalał, Mars w nim serce srożył,
Pragnąc, aby go trupem Eneasz położył.

To skoro, syn Nestora, Antyloch postrzega,        569
Wielkiemi za nim kroki natychmiast wybiega,
Boiąc się, by nie zginął w niebezpiecznym boiu,
I nie zniszczył swą śmiercią długiego ich znoiu.
Już waleczny Eneasz z mężnym Menelaiem,
Długiemi sobie dzidy grozili na wzaiem,[168]
Kied Antyloch staie przy Atryda boku.
Eneasz, chociaż dzielny, musiał cofnąć kroku,
Bo przeciw dwóm potyczka nierówna się stała:
Ci unoszą zabitych bohatyrów ciała;
A gdy ie odebrali z rąk ich przyiaciele,
Do boiu nazad śpieszą i staią na czele.
Wtedy wódz Paflagonów, Pilemen waleczny,
Menelaia orężem wziął cios ostateczny:
Przebiła dzida szyię krwi potok wyrzygnął.
Antyloch powoźnika Midona doścignął:
Kiedy wóz do ucieczki nawracał ze drżeniem,
Syn Nestora go w ramie uderzył kamieniem.
Słoniową świetne kością leyce z rąk wypadły:
Przyskakuie natychmiast zwycięzca zaiadły,
I w skronie mu pałaszem raz śmiertelny zada,
Drgaiący mąż z pysznego wozu na łeb spada:
Stał czas nieiaki, głową w miękki piasek wbity,
Aż go twardemi konie przygniotły kopyty:
Te Antyloch do Greckiéy uprowadził strony.
Postrzegł ich wśród zastępów, Hektor zapalony,

Leci, pole glośnemi napełniaiąc krzyki,        595
Za nim tłumem Troiańskie śpieszą woiowniki.
Zaraz Mars na ich czele i Bellona stanie,
Ta zgiełk szerzy i smutne boiów zamieszanie:
Mars, z dzidą straszną, chciwy, by we krwi się skąpał,
Już, przed, iuż za Hektorem, wielkim krokiem stąpał.[169]
Uyrzawszy go Dyomed uczuł w sercu drżenie.
Jak człek nieświadom, długie obiegłszy przestrzenie,
Nad niezgłębionéy rzeki wstrzymuie się brzegiem,
Która nurty do morza bystrym pędzi biegiem,
I w tył uchodzi, groźnym przerażony szumem;
Tak się cofnął Dyomed i rzekł między tłumem:
„Widzicie, iaki Hektor, mężni przyiaciele,
Jak śmiało dzidą robi, iak zastępy ściele:
Nieustannie go boska zasłania opieka,
I teraz Mars iest przy nim w postaci człowieka.
Cofniycie się, do Troian obróciwszy czoła,
Nic przeciw bogom wasza prawica nie zdoła.„
Wtém zastęp Troian dzielnych na Greki uderzy:
Hektor dwóch biegłych w sztuce Marsowéy rycerzy,
Menesta walecznego, a z nim Anchiiala,
Na iednym obu wozie będących obala.
Zgon ich bardzo wielkiego Aiaxa zasmucił,
Więc blisko przyskoczywszy, krwawą dzidę rzucił:
Legł Amfi, syn Selaga, możny i bogaty,
Zły go wyrok pod Troię przyciągnął dla straty.

Pod pas trafił, wnętrzności ostrym przeszył grotem,        621
Rycerz upadł na ziemię z ogromnym łoskotem.
Przybiegł, dla zdarcia zbroi, Telamonid śmiały,
Gdy nań zewsząd Troianie wypuścili strzały:
Te gęsto w siedmioskórnym utkwiły puklerzu.
On nogą na zabitym stanąwszy rycerzu,
Wyciągnął z niego dzidę, ale nie wziął zbroi:
Grad pocisków rzucili nań rycerze Troi,
Nayśmielsi woiownicy licznie się tam zbiegli,
I długiemi Aiaxa dzidami oblegli:
Więc choć bił się odważnie, nacierał zażarcie,
Cofnąć się musiał, równe znalazłszy odparcie.
Tak ci z sobą walczyli: kiedy przez wyroki,
Herkula syn, Tlepolem, silny i wysoki,
Na podobnego bogom wpada Sarpedona:
Ci, gdy iuż nieprzyiazne ściągaią ramiona,
Maiąc się syn Jowisza i wnuk spotkać razem;
Piérwszy Tlepolem dumnym tak rzecze wyrazem:
„Sarpedon, wodzu Lików, poco ty przedemnie,
Boiu nieświadom, idziesz? czy byś drżał nikczemnie?
Błądzi grubo, Jowisza synem kto cię mieni:
Bo iakżeś od tych niższy, co z niego zrodzeni?
A którym dawne wieki słusznie się dziwiły:
Takim był, lwiego serca i niezłomnéy siły,
Oyciec móy, wielki Herkul, godzien wiecznéy sławy:
Choć z małą liczbą ludzi, z sześcią tylko nawy,

Po zatrzymane konie w ten kray się przypławił,        647
Laomedona miasto w perzynie zostawił.
W tobie zaś gnuśne serce, giną męże twoi,
I żadnéy nie masz z ciebie pomocy dla Troi.
Próżnoś z Licyi przybył: bądź wreście mąż dzielny,
Odwiedzisz bramy piekla, wziąwszy raz śmiertelny.„
Sarpedon rzecze na to: „Dumny Tlepolemie,
Słusznie Herkul Troiańskie niegdy zniszczył ziemie:
Wina Laomedona godna była kary,
Bo zelżył bohatyra, nie dotrzymał wiary,[170]
I chytrze mu odmówił przyrzeczonych koni.
Ciebie zaś nic od śmierci dzisiay nie zasłoni,
Zgubę ci zapowiadam: ia chwałę mam w zysku.
A ty się uyrzysz w czarném Plutona siedlisku.„
Skończył: wraz dzidę rzucił Tlepolem zaiadły,
Razem z rąk bohatyrów pociski wypadły:
Zgubnym ciosem Sarpedon trafił w środek garła.
Przebił na wylot, iemu śmirć: oczy zawarła.
Sam ranion w biodro, ciało grot do kości wierci,
Ale oyciec odwrócił smutne cienie śmierci.
Unoszą przyiaciele z boiu Sarpedona,
Wlecze się dzida, w ciele głęboko utkwiona,
I ostre bóle sprawia: ledwie sobą włada.
Lecz wyiąć pocisk, na myśl nikomu nie pada.
Na wóz sadzaią króla: tém zaięci cali,
Aby z niebezpieczeństwa czémprędzéy wyrwali.

Achiwi zaś unoszą Tlepolema z pola:        673
Wskróś Ulissa przenika smutna męża dola:
Więc, na dwoie rozważa, co lepszego zrobić,
Czy ścigać Sarpedona, czy tłum Lików pobić:
Ale Ulissesowi Jowisz nie przeznaczył,
By z jego ręki piekło Sarpedon obaczył.
Więc na Liki w nim serce Minerwa rozpali:
Alastor, Nemon, Prytan, Chromi, Ceran, Hali,
I Alkander, padaią dzielne woiowniki.
Byłby ieszcze bohatyr dłużéy zwalał Liki,
Gdyby Hektor srogiego nie postrzegł zaboiu:
Wyskakuie z zastępów, i w Marsowym stroiu,
Przeraża Greki, wielkim następuiąc krokiem.
Uweselony iego Sarpedon widokiem:
„Hektorze, mówi głosem, który mu ustaie,
Przeszkodź, by ciała mego nie wzięli Danaie:
Day tę przyiacielowi ostatnią obronę.
Niech w mieście waszém ducha moiego wyzionę,
Gdy mi wiecznie oyczysta zamknięta kraina,
Nie uściskam méy żony! nie obaczę syna!„
Nic nie rzekł Hektor na te Sarpedona żale:
Szybko przebieżał, cały w naywiększym zapale.
Jakby natarcie mężnych Achiwów uśmierzył,
A postrach między niemi i zabóy rozszerzył.
Sarpedon, z woiennego uniesiony huku,
Złożony był od swoich przy Jowisza buku:

Tam Pelagon mu ostry pocisk wyiął z rany,        699
Z całéy młodzi od niego naywięcéy kochany.
Już dusza z omdlonego rycerza ucieka,
Wiecznym ciężona mrokiem zapada powieka.
Ale znowu się miłém cieszy orzeźwieniem,
Boreasz dni gasnące swém ożywia tchnieniem.
Jak został od Hektora i Marsa bóy wszczęty,
Ni z podłą Grecy trwogą biegną na okręty,
Ni nachodzą; lecz kroku cofaią nie wiele,
Słysząc, że Mars Troianom przywodził na czele.
Kto piérwszy, kto ostatni, legł między Achiwy,
Gdy wielki natarł Hektor i Mars zapalczywy?
Orest uieżdżacz koni i Teutras potężny,
I Trech, z Etolów rodu, wysoki i mężny.
Enomay, Helen, Oresb w malowanym stroiu:
Zamożny w trzody, mieszkał przy Cefizie zdroiu,
A bogactw powiększenia był bardzo łakomy:
Tuż mieli, wodze ludu, Beotowie domy.
Widziała z nieba Juno Achiwów tysiące,
Pod Hektora i Marsa żelazem ginące,
I zaraz do Pallady temi rzecze słowy:
„Można córo, z Jowisza urodzona głowy,
Jakże więc obietnica nasza się ostoi,
Że Menelay powróci po zburzeniu Troi,
Jeśli dłużéy Mars krwawy tyle broić będzie?
Spieszmy prędzéy, w szalonym wstrzymać go zapędzie.„

Słucha Pallas, co niebios królowa iéy radzi:        725
Zaraz Juno pod złoty szor konie prowadzi:
Sliczna zaś Hebe koła do wozu wynosi,
Wartkim biegiem krążące na żelaznéy osi.
Ośm sprych niezłomnych sztuczna dała im robota,
Miedziana wzmacnia blacha obwody ze złota.
Z czystego srebra piasty, a świetne rzemienie
Utrzymuią na sobie wspaniałe siedzenie:
Do przywiązania leyców było dwie obwódek,
Nareście dyszel srebrny wybiegał na przodek.
Do niego piękna Hebe złote iarzmo wiąże,
A gdy równie bogate cugle mocno sprząże,
Chciwa czémprędzéy zbroyne odwiedzić orszaki,
Sama Juno pod iarzmo prowadzi rumaki.
Idzie do oycowskiego mieszkania Pallada,
Tam przy nogach fałdzista z niéy zasłona spada,
Dzieło cudowne, wyszłe z jéy przemyślnej ręki.
Sama śpiesząc na woynę, płodną w płacz i ięki,
Gromów boga kirysem piersi swoie kryie:
Mnóstwo wężów na groźnéy Egidzie się wiie:
Strach ią wkoło otacza, i co na krew dyszy,
Niezgoda i Sciganie i Gwałt towarzyszy:
Na środku znak gniewnego Jowisza skrwawiony,
Okrutnego potworu srogiéy łeb Gorgony.
Cztérokitny na głowę mocny szyszak bierze,
Którego nie przełamią ze stu miast rycerze.[171]

Siada na wóz bogini tak groźnie okryta:        751
Długą, ciężką, ogromną dzidę w rękę chwyta,
Tą, kiedy gniew, lub zemsta serce iéy zapala,
Naywiększych bohatyrów zastępy obala.
Juno biczem ostrzegła bystre konie swoie:
Same się, skrzypiąc, niebios otwarły podwoie,
Których Godziny strzegą czuwaiącém okiem:
Te niebo i otworzą i zamkną obłokiem.
Tędy boginie, bystre poganiaią konie.
Znayduią siedzącego Jowisza na stronie,
Na wyniosłym Olimpie: tam niebios królowa
Wstrzymuie wóz i rzecze do męża w te słowa:
„Czy to cię nie obraża, wielki bogów oycze,
Kiedy na Marsa czyny poglądasz zabóycze?
Ile ludzi ten srogi zgubił przeniewierca!
Mnie przeymuią boleści aż do gruntu serca,
A Wenus i Apollo z tego się naygrawa,
Pobudziwszy szaleńca, który nie zna prawa.
Oycze, alboż tém gniewu twego nie obruszę.
Gdy go zraniwszy, z boiu ustąpić przymuszę.„
„Wzbudź na niego Minerwę, Jowisz odpowiada:
Nie raz mu ból zadała, i teraz go zada.„
Radosna Juno, wyraz usłyszawszy taki,
Zaraz biczem ogniste zacina rumaki.
Te lecą i szybkiemi suwaiąc kopyty,
Slak wśród ziemi i nieba mierzą gwiazdolity.

A iak niezmierną przestrzeń ogarnie mąż który[172]        777
W Ocean się wpatruje z wyniesionéy góry.
Kiedy bystrym pociągnie po powietrzu wzrokiem;
Tyle boskie ulecą konie iednym skokiem.
Gdy ie przyniósł na pola Troiańskie bieg rączy,
Tam gdzie Symois wody ze Skamandrem łączy,
Juno konie wyprząga, zamyka w obłoku:
Symois im słodkiego dostarcza obroku.
Niosąc Grekom na wsparcie życzliwe prawice,
Cichym krokiem, iak trwożne idą gołębice:
Lecz gdy się tam zbliżyły, gdzie rycerzy wiele
Było przy Dyomedzie, stoiącym na czele,
Bo iak lwy, ścierwo zrzące, albo silne dziki,
Otaczaią wielkiego męża woiowniki;
Juno w kształcie Stentora męztwo w Grekach budzi,
Co miedzianym grzmiał głosem, iak pięćdziesiąt ludzi.
„O hańbo! Grecy, tylko macie postać męzką!.
Póki Achilles gromił prawicą zwycięzką,
Nie śmiały Troiańczyki z bram wyruszyć nogą,
Tak wielką oręż iego nabawiał ich trwogą:
Teraz się ocieraią o nawy zuchwali.„
Temi słowy woienny w piersiach ogień pali.
Pallas zaś do mężnego Tydyda przychodzi.
Stoiąc przy wozie rycerz, ranę swoię chłodzi,
Którą mu Pandar zadał: pod twardym rzemieniem
Ogromnego puklerza, pot ciecze strumieniem:

Stracił moc w ręce, długą pracą zmordowany:        803
Uniosłszy puklerz, czarną krew ocierał z rany.
Dotknąwszy iarzma Pallas, w tym rzecze sposobie:
„Możnaż wierzyć, że płynie krew Tydeia w tobie?
Oyciec miał umysł wielki, chociaż, w ciele małém:
Z jednakim, na plac boiu wychodził zapałem;
A gdym go chciała czasem w zapędzie utrzymać,
Nie przestawał się rycerz w mężném sercu zżymać.
Przybył do Teb za posła, z wspólnéy Greków rady:
Jam kazała spokoynie używać biesiady;
Lecz nie dało się iego uhamować męztwo,
Wyzwał wszystkich Kadmeiów i odniósł zwycięstwo.
Takie wsparcie odemnie w każdéy miał potrzebie.
Równie ci towarzyszę, równie grzeię ciebie,
Abyś z Troiańskim śmiało potykał się ludem:
Lecz albo długim iesteś wysilony trudem,
Albo ci strach nikczemny w piersiach serce ścina:
Jakże od siebie Tydey różnego ma syna!„
A Dyomed: „Bogini! ciebie ia poznaię,
Przeto ci wszystko powiem i nic nie zataię.
Ani mię strach osłabia, ani gnuśność ima.
Lecz mię z twoich ust własnych wyszły rozkaz trzyma.
Zakazuiąc podnosić przeciw bogom dłoni,
Wtedyś mi tylko użyć pozwoliła broni,
Gdyby Wenus odwiedzić śmiała krwawe boie.
I sam się cofam, pomny na rozkazy twoie,

I tu każę Achayskiéy zgromadzać się młodzi:        829
Bo widzę, że Troianom w polu Mars przywodzi.„
A na to modrooka Minerwa tak rzecze:
„Tydydzie, sercu memu naymilszy człowiecze,
Ani ty się bóy Marsa, choć biie zażarcie,
Ani innego boga, masz odemnie wsparcie.
Nuż przeciwko Marsowi dzielne zwróć rumaki:
I boga, co się miota, iak szaleniec iaki,
A w niczém statku nie zna, twoią rań prawicą,
Uwiązał się Junonie i mnie obietnicą,
Że będzie wspierać Greki: dzisiay wiarołomca,
Troianom iest pomocnik, a Greków pogromca.„
To rzekłszy, ściąga z wozu Kapaneia plemię,
Mężny Stenel natychmiast wyskoczył na ziemię:
Zaraz na wóz bogini siada nieprzelękła,
Przy wielkim Dyomedzie: oś straszliwie iękła
Pod Minerwy i męża dzielnego ciężarem:
Bierze leyce do ręki, a gniewu pożarem
Tchnąca przeciw Marsowi, rumaki zacina.
Ten dopiero co zwalił Ochezego syna,
Etola, Peryfanta, olbrzymiéy postawy:
Z zabitego rycerza zdzierał Mars łup krwawy.
Pędzi przeciwko niemu Pallas zapalona,
Wziąwszy, by iéy nie poznał, przyłbicę Plutona.[173]
Postrzegłszy Mars idących przeciw sobie śmiało
Porzuca zabitego Peryfanta ciało,

A sam na nich pośpiesza. Gdy iuż byli zbliska,        855
Piérwszy Mars oszczep silny, silną ręką ciska,
Pewny, że iego grotem Dyomed polegnie.
Po nad iarzmem i leycem, środkiem pocisk biegnie;
Lecz go chwyta, siedząca na wozie bogini,
Na bok zwraca, i próżny Marsa zamach czyni.
Znowu z kolei pocisk Dyomed wymierzył:
Od Pallady niesiony; tam oszczep uderzył,
Gdzie nad stanem rycerski pas się rozpościera:
Tam trafia grot i boską ostrzem skórę zdziera,
Wyciągnęła go Pallas: z ponieśonéy rany.
Tak hukliwym zaryczał głosem Mars miedziany,
Jako dziewięć lub dziesięć tysięcyby razem
Krzyknęło ludzi, krwawém walczących żelazem.
Równie Greków, iak Troian, zimny strach przeniknął:
Tak przeraźliwie boiu niesyty Mars ryknał.
A iak oczom obłoki wydaią się mgliste,
Przypędzone z południa przez wiatry ogniste;
Tak się Dyomedowi zdawał Mars ponury,
Gdy wstępował do nieba, uniesiony chmury.
W jednéy chwili przybywa do bogów siedliska:
Siada przy tronie oyca, złość mu serce ściska.
Pokazuiąc krew bogom, która z rany ciecze,
Rozjadły, popędliwym wyrazem tak rzecze:
„Czyż na takie postępki, czyż na takie zbrodnie,
Bez gniewu patrzysz oycze? iak to iest niegodnie!

Że, gdy nas w różne strony chęć przeciwna budzi,        881
Wiele cierpiéć musimy, dla nikczemnych ludzi.
Z ciebie złego początek: tyś zrodził boginią,
Szaloną, niegodziwą, i gwałtów mistrzynią.
Wszystkie bogi, co Olimp dziedziczym wysoki,
Pełniem z uszanowaniem, twe oycze, wyroki:
Jéy ni karą wstrzymujesz, ni też karcisz słowy;
Ponieważ sam wydałeś tę iędzę z twéy głowy.
Ona szalony zapał wlała w Dyomeda,
Że nawet bogom samym ustraszyć się nie da:
Naprzód Cyprydę zranić, miał bezbożną śmiałość,
A potém, większą ieszcze powziąwszy zuchwałość,
Przeciwko mnie się rzucił, równaiąc się z bogi.
Gdyby mię były szybkie nie uniosły nogi,
Między trupami bym się walał był dopóty;
Lub, że umrzeć nie mogę, dzidami był skłóty.„
Spoyrzał nań ostro Jowisz: „Skróć te twoie żale,
Nie skarż, mi się niestatku i nie mrucz zuchwale.
Ze wszystkich nieśmiertelnych, mieszkających w niebie,
Dla srogości, naywięcéy nienawidzę ciebie.
Całyś woyną, niezgodą, mordami zaięty:
Junony, widzę, matki masz umysł niezgięty.
Ledwie ią wstrzymać mogę, tak mię kłócić zwykła;
Twoia boleść zapewne z jéy rady wynikła.
Skrócę twoie cierpienia: bom oyciec, bo z matki
Twoiéy, miłe mam w tobie ślubów z nią zadatki.

Gdyby cię inny z bogów zrodził, za twe czyny,
W głębszychbyś ięczał lochach, niż Urana syny.„
To wyrzekłszy, kazał go leczyć Peonowi.[174]
Ten kroplą łagodzącą wraz ból zastanowi:
Zamyka ranę iego balsamu moc dzielna,
Bo też nie była w Marsie natura śmiertelna.
A iako sok figowy prędko mleko ścina,
Tak, że się zaraz w bryłki zgromadzać poczyna;
Tak prędko, Mars uzdrowion, bóg nayzapalczywszy.
Siostra zaś Hebe, w łaźni ciepłéy go obmywszy,
Przybrała brata swego w naypięknieysze stroie:
Chlubny chwałą, przy oycu zasiadł mieysce swoie.
Odegnawszy precz Marsa, od mężów pogromu,
Juno i Pallas wraca do Jowisza domu.








ILIADA.


XIĘGA VI.



TREŚĆ XIĘGI VI.

Pożegnanie Hektora z Andromachą.


Po odeyściu bogów z pola, Grecy przemagaią. Helen wieszczek Troiański, rozkazuie iśdź Hektorowi do miasta, i powiedzieć matce Hekubie, aby zebrawszy matrony, błagała z niemi Palladę, i prosiła o oddalenie Dyomeda. W nieprzytomności Hektora zwolniał zapał woienny. Glaukus z Dyomedem w obliczu obudwu woysk rozmawiaią: a dowiedziawszy się o dziadów swoich gościnności i przyiaźni, ściskaią się, i na stwierdzenie tych związków zbroię zamieniaią. Tymczasem Hektor nakazawszy modły do Pallady, wstępuie do domu Parysa, i zagrzewa go do boiu. Widzi się z Andromachą, z którą czułe nastepuie pożegnanie. Obadwa bohatyrowie, Hektor i Parys, wychodzą w pole.


ILIADA.
XIĘGA VI.

Gdy z pola do Olimpu bogowie wrócili,
Wątpliwy na przemianę los woyny się chyli,
I między Symoentu, a Xantu koryty,
Z obudwu stron miedziane lataią dziryty.
Mur Greków, Telamona syn postrachy sieie,
Łamie zastęp Troiański, odżywia nadzieje:
Eusora syn Akamas, rycerz między Traki,
I naydzielnieyszy bronią, i iak olbrzym iaki
Wzrostem ciała ogromny, legł z jego prawicy.
Silną włócznią uderzył, w czub twardéy przyłbicy:
Ta przeszła aż do czoła, zgruchotała kości,
Zwalił się, oczy wieczne zamknęły ciemności.
Dyomed przybyłego z Arysby Axyla,
Niezłamanym oszczepem do ziemi nachyla:
Mąż ten, równie bogactwy, iak ludzkością słynął,
Domu iego przy drodze podróżny nie minął.
Lecz nikt się nie zastawił, pamiętny przysługi,
Nikt śmierci nie odwrócił;[175] z nim Kalezy drugi,
Którego miał przy sobie wówczas powoźnika,
Ginie; tak sługę z panem równy los potyka,
Euryal dzidą Dreza i Ofelta przeszył,
A potem na Ezepa i Pedaza śpieszył,

Których Abarbareia powiła Naiada        23
Z Bukoliona, kiedy pasł na górach stada.
Tego miał Laomedon, lecz nie z ślubnéy matki.
Dała mu Nimfa miłe kochania zadatki,
Urodziwszy dwóch synów prześlicznéy postaci:
Zabił i odarł obu Mecysteiad braci.
Niestrwożony Polipet biie Astyala,
Ulisses zaś Pidyta z Perkozu obala:
Aretaona Teucer, a Nestora plemię,
Antyloch dzidą kładzie Ablera na ziemię:
Agamemnon Elata, co Pedazu grody
Dziedziczył nad miłemi Satniionu brody:
Leita grot, w ucieczce Filaka nie minął,
A Melanty orężem Eurypila zginął.
Młodszy Atryd żywego dostaie Adrasta.
Gdy biegły przestraszone rumaki do miasta,
O pniak się zawadziły: tak przy smutnéy tamie,
Wóz się na końcu dyszla Adrastowi łamie:
Konie lecą z innemi wozami przez pole,
A on twarzą na ziemię stoczył się przy kole.
Leży w piasku, wtém widzi, że w rękach Atryda
Do piersi iego długa wymierzona dzida.
Więc żebrząc zmiłowania, chwyta go za nogi:
„Weź mię żywym, Atrydzie, cofniy wyrok srogi,
Bo hoynéy za to możesz pewnym bydź zapłaty,
Mnóztwo ma rzeczy drogich móy oyciec bogaty:

Ma złoto, miedź i różne w żelazie narzędzie,        49
Niczego on dla syna żałować nie będzie:[176]
Nieskończonemi ciebie darami nagrodzi,
Gdy usłyszy, że żyię u Achayskich łodzi.„
Tak żebrał, a król iego łzą i prośbą tknięty,
Już rozkazywał słudze wziąć go na okręty.
Wtém przybiegł Agamemnon, i z zapałem rzecze:
„O słaby woiowniku! o miękki człowiecze!
Tyż nikczemnéy litości możesz teraz użyć!
Musieli ci się dobrze Troianie zasłużyć.
Niechay zdraycy trupami naszą legną dzidą,
Niech dzieci z łona matek na łup śmierci idą,
Niech z hańbą, bez pogrzebu, wyginą Troianie,
I niechay po nich nawet śladu nie zostanie.„
Rzekł, i odmienił brała: iuż gniewem oddycha,
Więc próżno żebrzącego Adrasta odpycha,
Agamemnon zaś w piersiach dzidę mu utopił:
Konaiący padł na wznak, i krwią ziemię skropił:[177]
Król wyrwał pocisk, trupa nastąpiwszy nogą.
Wtedy się z taką Nestor odzywa przestrogą:
„Rycerze! boga woyny uczniowie! Danaie!
Niechay mi się z was żaden w tyle nie zostaie,
By przyszedł do naw, mnogim obciążony łupem.
Usiłuymy słać teraz nieprzyiaciół trupem:
Potém, gdy iuż Troianie przestaną nacierać,
Będziecie, podług woli, zdobycze odzierać.„[178]

Temi słowy zapala umysł boiu chciwy.        73
Byliby przed mężnemi uciekli Achiwy,
I aż w mieście szukali schronienia Troianie;
Kiedy przy Eneaszu i Hektorze stanie
Helen, z wieszczków naylepszy, i tak się odzywa:
„Eneaszu! Hektorze! na was dwu spoczywa
Lików i Troian ufność; w was nadzieię kładą,
Wy piérwsi do wszystkiego i męztwem i radą.
Biegaycie, zatrzymuycie lud trwożny przed bramy:
Bo się na nieprzyiaciół szyderstwo wydamy,
Jeśli, wbiegłszy do miasta, na ręku żon padną.
Gdy woysku oszczędzicie hańbę tak szkaradną,
I męztwo zagrzeiecie, my tu będziem stali.
Choćby z naywiększą siłą Grecy nacierali,
Nie ustąpimy kroku, tak każe potrzeba.
Tymczasem, ty Hektorze, kochany od nieba,
Pódź do miasta,[179] mów matce: niech matrony zwoła,
Z niemi niech do Pallady uda się kościoła,
I zasłonę, co wszystkich zbiorów iest ozdobą,
Naypięknieyszą, naywiększą, niechay weźmie z sobą,
I złoży na kolanach błękitnéy bogini:
Niech także, zabić dla niéy, ślub święty uczyni.
Dwanaście rocznych cielic i iarzmem nietkniętych;
Jeśli się zlitowawszy murów Troi świętych,
I małżonek Troiańskich i maleńkich dzieci,
Tydyda, który wszędzie strach i pogrom nieci,

I całemi zastępy męże nasze wali,        101
Od murów Jliońskich łaskawie oddali.
Naywiększy on iest rycerz pomiędzy Achiwy;
Nawet nam sam Achilles nie był tak straszliwy,
Choć go bogini rodzi: tak moc w nim gwałtowna,
Że mu naywiększéy siły bohatyr nie zrówna.„
Rzekł: Hektor iego rady wykonać nie zwłóczył,
Zatém z wozu świetnego w pysznéy zbroi skoczył:
Dwoma kręcąc oszczepy, obiega swych roty,
Umarza strach, dodaie Marsowéy ochoty.
Wrócili się Troianie, i mężnie się starli.
Achiwi, choć się w boiu okrutnie zażarli,
Cofnęli nazad kroku: sądząc, że nie z siebie,
Lecz, że z bogów kto, w jasném panuiących niebie,
Dał im pomoc, tak śmiało postawili czoła.
Hektor, upominając, wielkim głosem woła:
„Zaklinam was Troianie, w sztuce Marsa biegłych,
Was przyiaciół wezwanych od krain odległych,
Walczcie, i nie daycie się Achiwom przemagać:
Gdy ia do miasta póydę, bogi każę błagać
Starcom i żonom naszym, modlitwą i ślubem.„
Rzekł, i odszedł, na głowie strasznym grożąc czubem:
Skóra czarna, około puklerza krążąca,
Idącemu i głowę i nogi potrąca.
Wtedy Glauk i Dyomed, oba śmiałéy myśli,
Chciwi spotkać się z sobą, na plac boiu wyśli.

W tym Hyppoloch, w tym Tydey godnego ma syna.        127
Piérwszy do Glauka Tydyd, tak mowić zaczyna:[180]
„Ktoś ty z rycerzy, ślepym uniesion zapałem?
Jeszcze cię dotąd w polu chwały nie widziałem;
Teraz w dzielności wszystkich przewyższa twa ręka,
Gdy się razu silnego téy dzidy nie lęka:
Ale kto pod móy pocisk, śmiałym zaszedł krokiem,
Tego rodzice smutnym wydali wyrokiem.
Jeśli bóg, z nieśmiertelnych przychodzisz siedliska,
Wiedz, że moia dłoń grotów na bogi nie ciska.
I Likurg, syn Dryanta, niedługich dni zażył,
Że przeciw nieśmiertelnym powstać się odważył:
Niegdyś on świętych Bacha mamek nie oszczędził,
Twardym zbroyny rzemieniem po Nissie ie pędził:
Ochłostanym Bachantkom tyki z rąk wypadły.
Schronił się w głębi morza sam Bachus wybladły.[181]
Tetys drżącego na swém łonie skryła boga:
Taka, na groźby męża, przeięła go trwoga.
Ale bogowie, którym złoty wiek się toczy.
Rozgniewali się srodze: Jowisz wziął mu oczy;
Wnet i życie wydarli niebianie zawzięci:
Stąd ia, z bogami walczyć, wcale nie mam chęci.
Lecz ieśli, iak śmiertelny, trawisz owoc ziemny,
Zbliż się, a wnet obaczysz Plutona kray ciemny.„
Na to Glauk do wielkiego tak mówi Tydyda:
„Skąd się o ród móy pytasz? na co się to przyda?

Jako się liście rodzi, tak i ludzkie plemię:[182]        153
Jako wiatr liście wstrząsa, okrywa niém ziemię,
A w inne, w czasie wiosny, drzewo się przybiera;
Jedno plemię się rodzi, a drugie wymiera.
Ale ieśli chcesz poznać ród móy od początku,
Który wielu znaiomy, powiem ci w porządku.
Jest, na granicach Argów, miasto Efir zwane,
To było Syzyfowi mądremu poddane,
Eolskiego plemienia: z niego Glauk się rodzi,
A z Glauka Bellerofon wsławiony pochodzi.
Dało mu niebo zacną duszę w piękném ciele,
Ale mu Pret niechętny złego myślał wiele:
Wygnał z miasta młodzieńca król niesprawiedliwy,
Z rąk Jowisza trzymaiąc berło nad Argiwy.
Bo ku niemu Anteia, śliczna żona Preta,
Skrytym gorzała ogniem: a widząc kobieta,
Ze złą chucią dobrego serca nie rozżarzy,
Udała się, przez zemstę, do chytréy potwarzy.
Jedno, mówi, o Precie! z dwoyga dziś wybieray,
Zabiy Bellerofona, albo sam umieray,
Gdyż on chciał niegodziwie twoie skazić łoże.
Na to król gniewu w sobie powściągnąć nie może:
Jednak, przez wzgląd na bogi, sam rąk nie zakrwawił.
Do Licyi go zatém z listami wyprawił,[183]
W których śmierć dla zacnego młodzieńca wyryta;
Mniemał, że go świekr zgubi, skoro ie przeczyta.

Wyiechał za boskiemi bohatyr powody,        179
I tam stanął, gdzie wartkie toczy Xantus wody.
Przyiął go król, przez dziewięć dni zastawiał stoły,
Dawał biesiady, bogów czcił dziewięcią woły:
Gdy dziesiąta iutrzenka cień spędziła mglisty,
Dopiero się natenczas rycerza o listy,
Przywiezione od Preta, swego zięcia, spytał.
A skoro charaktery fatalne przeczytał,
Zaraz młodzieńca w prace niebezpieczne wprząga,
Chimerę znieść strasznego każe dziwoląga,
Który nie był ludzkiego, lecz boskiego rodu:
W głowie lew, koza w środku, kręty smok od spodu,
A z paszczy ognistemi buchała potoki:
Zabił ią, maiąc nieba pomyślne wyroki.
Wnet się chwałą rycerską z Solimy ozdobił,[184]
I w walce, która była naystrasznieysza, pobił:
W trzecim zaś boiu zgromił Amazonki srodze.
Gdy wracał, król zasadzki zrobił mu na drodze,
Nayprzednieyszego z Lików pozastawiał męża;
Lecz i tych Bellerofon szczęśliwie zwycięża,
Zbici wszyscy, i żaden nie wrócił do domu.
Więc uznawszy w nim boską krew z tego pogromu,
Zatrzymał go u siebie, dał córkę za żonę,
I na pół z nim królewską podzielił koronę:
Od Lików mu naylepsza ziemia wydzielona,
Równie w zboże obfita, iako winne grona.

Z tego małżeństwa wyszło na świat troie dzieci,        205
Laodamiia, Izandr, i Hyppoloch trzeci.
Laodamii wdzięki uięły Jowisza,
Spłodził z niéy Sarpedona, mego towarzysza.
Lecz gdy na bohatyra, taka przyszła dola,
Że był niemiły bogom,[185] przez Aleyskie pola,
Chroniąc się ludzkich śladów, biegał niespokoyny.
Jzandra syna zabił Mars, niesyty woyny,
Gdy walkę z Solimami stoczył rycerz śmiały.
Laodamiia legła od Dyany strzały:[186]
Sam więc Hyppoloch został, który mi dał życie.
Ten pomny i o swoim, i przodków zaszczycie,
Zalecał mi usilnie, gdy mię słał pod Troię,
Bym się nad innych wsławiał, przez waleczność moię,
I oyców krwi nie kaził, z których w śród Efiry,
I Licyi, naywiększe były bohatyry.
Oto krew, oto przodki, z nich iestem zrodzony.„
Temi słowy niezmiernie Tydyd ucieszony,
Utknąwszy w ziemi dzidę okutą żelazem,
Do syna Hyppolocha tym rzecze wyrazem.
„Wiedz Glauku, że nas dawna połącza gościnność:[187]
Onéy dla dziada twego wyrządził uczynność
W domu przez dni dwadzieścia, a Oney mi dziadem.
Związali się wzaiemnym przyiaźni zakładem:
Bellerofon dał kielich Oneiowi złoty,
A ten pas purpurowy przecudnéy roboty.

W domum go schował, idąc do Marsa potrzeby:        231
Dziecięciem byłem, Tydey gdy poszedł pod Teby,
Sławna wyprawa śmiercią bohatyrów wielu.
Więc w Argach, ty masz gościa we mnie, przyiacielu,
Ja, gdy w Licyi kiedy stanę, mam go w tobie.
Nie przystoi nam bronią walczyć przeciw sobie.
Dość ofiar w sprzymierzeńców i Troian szeregu,
Których mi bóg nasunie, lub doścignę w biegu:
I ty na innych Greków twoim biy dzirytem,
Ich zwalaiąc, rycerskim okryy się zaszczytem.
Teraz zamieńmy zbroię, i temi zakłady,
Utwierdźmy zawiązaną przyiaźń między dziady.„
Tak się więc rozmówiwszy, z wozu wyskoczyli,
Podali sobie ręce, i przyiaźń stwierdzili,
I od przodków przesłane słodkie imie gości:
A Jowisz natchnął w Glauka tyle wspaniałości,[188]
Że zbroię złotą, ceny stu wołów, dał z chęcią,
Za zbroię z miedzi, kupną wołami dziewięcią.
Gdy pod bukiem i bramą Sceyską Hektor stanie,
Biegną naprzeciw córy Troiańskie i panie,
Wszystkie wypytuiąc się troskliwemi głosy,
O synów, braci, mężów i przyiaciół losy.
On porządną modlitwą błagać każe bogi,
Gdyż nad wielą zawieszon śmierci wyrok srogi.
A gdy do królewskiego przyszedł Hektor dachu,
Wysokiemi przysionki wspaniałego gmachu,

Gdzie pięćdziesiąt małżeńskich było izb osobnych,        257
Z marmuru wystawionych, a dziwnie ozdobnych,
W których królewskie syny spały i ich żony:
I gdzie dwanaście było izb z przeciwnéy strony,
W których z żonami zięcie mieszkały Pryama;
Przychodzącemu drogę zaszła matka sama,
Idąc do naypięknieyszey z córek Laodyki:
„Synu! dlaczego w polu zostawiwszy szyki,
(Mówi, cisnąc go w ręku) idziesz z boiowiska?
Pewnie was Grecy, naród przeklęty uciska:
Pewnie o mury same, ocieraią bronie.
Tyś przyszedł podnieść z zamku do Jowisza dłonie.
Zatrzymay się tu chwilę, przyniosę ci wina.
Wprzód poświęć iego krople dla Saturna syna,
A potém sam się napiy: wino moc natęża,
Wino, zmordowanego pracą, krzepi męża:
Kochany móy Hektorze, iak ponosisz wiele,
Biiąc się za oyczyznę, za obywatele!„
„Nie przynoś, matko, wina: moc tego napoiu,
Rzekł Hektor, mogłaby mię osłabić do boiu.
Nie obmywszy rąk wodą, nie dotknę się czary;
A czynić Jowiszowi nie mogę ofiary,
I nie godzi się, kiedym cały krwią zbroczony.
Lecz ty nayszanownieysze wezwawszy matrony,
Zasłonę, która wszystkich zbiorów iest ozdobą,
Naypięknieyszą, naywiększą, zabierz, matko, z sobą,

I złóż ią na kolanach błękitnéy bogini:        283
A razem ślub uczynisz, zabić w jéy świątyni,
Dwanaście rocznych cielic i iarzmem nietkniętych:
Jeśli się zlitowawszy murów Troi świętych,
I żon i drobnych dzieci i słabych mieszkańców,
Oddali Dyomeda od Troiańskich szańców:[189]
On wszędzie postrach szerzy, on biie bez przerwy.
Spiesz, matko, do świętego kościoła Minerwy,
Ja tymczasem Parysa wezwać w pole idę,
Jeśli brata usłucha, pozna swą ohydę.
Oby zaraz pożarła ziemia tego zbrodnia!
Na klęski Troi wyszła ta zgubna pochodnia,
Na Pryama i synów iego zatracenie.
Gdyby go dzisiay czarne ogarnęły cienie,
Zapomniałbym cierpianych nieszczęść przez czas długi.„
Poszta matka do domu, rozesłała sługi,
Aby nayszanownieysze zwołały matrony.
Sama idzie do mieysca, w którem iéy zasłony,
Kadzidłem obsypane, miały zachowanie,[190]
Robót niewiast Sydońskich szacowne zebranie.
Parys ie wywiózł z tego bogatego miasta,
Gdy z Grecyi powracał, a przy nim niewiasta,
Sławna urodą, boska płynęła Helena.
Z tych iednę różnofarbną, któréy pierwsza cena,
Świecącą, na kształt gwiazdy, z pośród innych bierze,
I niesie dla błękitnéy Pallady w ofierze.

Liczne ią otaczaią matrony dokoła.        309
Gdy przyszły do świętego na zamku kościoła,
Antenora małżonka, poważna Teano,
Ją bowiem w Troi xięnią Minerwy obrano,
Otwiera drzwi świątnicy: one ręce wznoszą,
I o litość bogini smutnym głosem proszą:
Teano odebrawszy dar z ręki królowy,
I kładąc u stóp bóstwa, temi wzywa słowy:
„Pallado, twą opieką Troia się zaszczyca,
Niechże oszczep Tydyda twa złamie prawica,
Niechay przed Sceyską bramą zgubny cios odbierze:[191]
My ci zabiiem cielic dwanaście w ofierze,
Rocznych, iarzmem nietkniętych: ale naostatek
Zlituy się Troian, dzieci, i Troiańskich matek.„
Tak się modlą matrony, śluby czynią święte:
Lecz na ich głosy ucho bogini zamknięte.
Tymczasem poszedł Hektor do Parysa dachu:
Sam Parys kształt wymyślił wspaniałego gmachu.
W nim sztuka budownicza biegłych mężów słynie,
Jacy się znaydowali w Troiańskiéy krainie.
Dla Parysa i iego prześlicznéy małżonki,
Wynieśli dom na zamku, z pięknemi przysionki,
Tykaiący Hektora i Pryama ściany.
Wszedł Hektor, w ręku długi miał oszczep miedziany,
Błyszczy się ostrze, złotym obięte pierścieniem.
Znayduie brata swego pod domowym cieniem,

Gotował się bohatyr do Marsowéy sztuki,        335
Miał w ręku puklerz, kirys i skrzywione łuki.
Helenę otaczało niewiast grono liczne,
Ta ich rozporządzała roboty prześliczne.
Do niego gniewném słowem rzeki obrońca Troi:
„Dobry mężu, czyż, teraz warzyć gniew przystoi,
Gdy pod miasta murami woyska nasze giną?
Tyś iest woyny, tyś wszystkich klęsk Troi przyczyną.
Sambyś tych łaiał, coby bitwy unikali:
Wynidź czémprędzéy z murów, nim ie ogień spali.„
A Parys: „Znam, Hektorze, prawdę w tym wyrzucie,[192]
Lecz posłuchay, a moie wynurzę ci czucie.
Nie przez gniew przeciw ziomkom, opuściłem pole,
Ale w cichości gorzkie chciałem strawić bole.
Teraz mię żona słodkim namawia wyrazem,
Bym wyszedł na plac, szczęścia doświadczył żelazem:
I sam dość mam ochoty, będąc przeświadczony,
Że zwycięztwo na różne przechyla się strony.
Zaczekay więc, aż zbroię na sobie zawieszę:
Lub pódź, a ia za tobą nie bawiąc pośpieszę.„
Nic Hektor nie rzekł na to: kiedy urodziwa,
Słodkiemi się wyrazy Helena odzywa:
„Bracie téy, co was gubi, co zbrodnią zhańbiona:
Oby wprzód, skorom wyszła z moiéy matki łona,
Nagły mię porwał wicher i rozbił o skały,
Albo morze szumnemi pochłonęło wały,

Niźlim, nędzna! na takie puściła się kroki.        361
Lecz gdy mi przeznaczyły inaczéy wyroki,
Czemuż mię nie złączyło z człowiekiem zamęście,
Czułym na wyrzut ludzi? na własne nieszczęście?[193]
Ten statku nie ma, w przyszłe nie będzie miał lata:
Zwykła go więc nie minie płochości zapłata.
Lecz wnidź bracie i usiądź, chwilę, zbawco ludu,
Bo ty ieden tak wiele podeymuiesz trudu.
Dla występku Parysa i moiéy niesławy.
Jaki nam los przeznaczył Jowisz niełaskawy!
W przyszłości będzie nasze przysłowiem zhańbienie.„
„Nie namawiay mię siedzieć, rzecze wódz Helenie:
Słodki bardzo twóy wyraz, lecz mię nie porusza:
Stanąć na czele Troian, goreie mi dusza,
Czekaią oni wsparcia moiego oręża.
Ty staray się, Heleno, twego zagrzać męża,
Ażeby z serca gnuśność wyrzucił nikczemną:
Niżeli z miasta wyydę, niech się złączy ze mną.
Ja na chwilę odwiedzę domowe pokoie,
Chcę widzieć sługi, żonę, oraz dziecię moie:
Bo, czyli zdrowy z pola mam wrócić, nie zgadnę,
Czyli też pod Achiwów bronią trupem padnę.„
Tak bohatyr na prośbę Heleny się wzbrania,
I zaraz do swoiego przychodzi mieszkania:
Lecz kochanéy nie znalazł w domu Andromachy.
Ona bowiem królewskie opuściwszy gmachy,

Poszła na wieżą, z nią syn i służąca iedna,        387
Gdzie iękami i płaczem trapiła się biedna.
Nie widząc w domu żony, Hektor miły bogu,
Pyta się swych służebnic, stanąwszy u progu.
„Gdzie iest żona, wiernemi powiedzcie mi słowy:
Czy do któréy z sióstr poszła? czy też do bratowy?
Czyli do zagniewanéy Minerwy świątyni,
Gdzie zatrwożona Troia do niéy modły czyni?„
A na to sługa rzecze, niepotknięta w wierze:
„Panie, kiedy ci prawdę mam powiedzieć szczerze,
Ni do sióstr, ni bratowych, ni też do świątyni
Nie poszła, gdzie strwożona Troia modły czyni:
Na Jliońską wieżą niosła krok skwapliwy,
Słysząc, że Troian cisną orężem Achiwy.
Tam podobna odeszłéy od siebie kobiecie
Pobiegła, za nią mamka małe niosąc dziecię.„
Taką słysząc odpowiedź wiernéy służebnice,
Nazad Hektor obszerne przebiega ulice.
Gdy, przeszedłszy przez miasto, był pod Sceyską bramą.
I w pole trzeba było iśdź drogą tąż samą,
Tam bogato posażna zabiega mu żona,
Andromacha, wielkiego córa Ecyona,
Który dziedziczył Teby, lasami okryte,
Nad Cyliki trzymaiąc berło znakomite.
Tę więc sobie poślubił Hektor, mąż chwalebny.
Bieży naprzeciw męża: na rękach służebny,

Syn maleńki, iedynak, iak wschodzące zorze.        413
Tyś go Skamandrym zacny nazywał Hektorze,
Insi Astyanaktem:[194] sam bowiem od zgonu,
Ochraniał wielki Hektor mury Jlionu.
Patrząc rycerz na syna, uśmiechnął się skrycie:
Andromacha zaś przed nim łzy leiąc obficie,
Bierze za ręce męża, i tak mówić pocznie:
„Mężu! męztwo cię twoie zgubi nieodwłocznie:
Nie masz żadnéy litości nad dziecięcia głową,
Ni nademną nędznicą, wkrótce twoią wdową.
Na iednego Achiwi wszystkie złączą siły,
I odbiorą ci życie: Ach! móy mężu miły!
Jeżeli cię mam stracić, obym legła w grobie!
Nie masz dla mnie pociechy żadnéy iuź po tobie:
Smutki mię gnębić będą aż do dni ostatka.
Zginął oyciec, kochana zginęła mi matka;
Oyca zabił Achilles, gdy Teby w perzynę
Obrócił, silną możnych Cylików dziedzinę.
Tam potkała ostatnia Ecyona dola.
Jednak zbroi nie złupił, szanując w nim króla.
Ale ią z ciałem spalił, wysypał grób, który
Okryły drzewem Nimfy, pana niebios córy.
Siedmiu braci, rodzeństwa zaszczyt i kochanie,
Wszystkich w jednym dniu posłał w podziemne otchłanie,
Kiedy paśli na górach liczne oyca woły.
Matkę z nim berło w Tebach dziedziczącą społy,

Tu z sobą przyprowadził, z innym razem łupem,        439
Pożniéy na wolność puścił za drogim okupem.
Ale bogini lasów na nię się rozżarła,
I w domu oyca życie strzałami wydarła.
Tyś mi oycem, tyś matką, kochany Hektorze,
Tyś mi bratem, ty mężem, w dni kwitnących porze:
Zostań tu, zbyt rycerską nie uwodź się cnotą,
Nie zostawiay mię wdową, a syna sierotą.
Wstrzymay woyska pod gaiem, rada ta niepróżna:
Stamtąd bowiem nayłatwiéy na mur wstąpić można.
Trzykroć iuż doświadczali Danayscy wodzowie,
Atrydy, Jdomeney, Tydyd, Aiaxowie;
Czy oni tam z jakiego wieszczka rady przyśli,
Czy też ich poprowadził własnéy zapęd myśli?„
Na to Hektor, naywiększy wódz na krwawe boie:
„Kochana Andromacho, czuię żale twoie,
Leczby Troian i Troiek głosy mię przebodły,
Gdybym się zdala boiu chronił, iak mąż podły.
Nie, nie może się serce moie upośledzać,
Chcę nayżwawsze Troiany do boiu uprzedzać,
Moię i oyca chwałę utrzymać przykładnie.
Wiem ia, że przyjdzie ten czas, kiedy Troia padnie,
Kiedy wielki wielkiego ludu król polęże,
A z nim zginą Troiańscy, straszni dzidą męże.
Ale nie tak się lękam Troiańskiéy zaguby,
Nie tak oyca Pryama, i matki Hekuby,

Ani kochanych braci, choć nieprzyiaciele        465
Rycerskich dusz na placu położą tak wiele,
Jako nad stanem twoim serce mi się krwawi,
Gdy cię weźmie wódz Grecki, wolności pozbawi.
Pod groźną panią nędzne będziesz życie wiodła,
Z Messei nosić wodę, lub z Hypery źródła:
Tak twardy zgotowany los dla królów córy.
Wtenczas widząc płaczącą, rzecze z Greków który:
Oto żona Hektora, co niegdy pod Troią,
Piérwsze męże przechodził walecznością swoią!
Czém obudzi ból w sercu i męża żądanie.
Któryby cię w tak smutnym poratował stanie.
Lecz wprzód niech padnę trupem, niż uyrzę twe płacze,
Niż twe ięki usłyszę, lub więzy obaczę.„
Rzekł, i wyciąga ręce do swoiego syna:
Krzyrząc na mamki łonie tuli się dziecina,
Oyca się kochanego przeląkłszy widoku:
Tak miedź błyszcząca, straszna niemowlęcia oku,
I pióra, co się wznoszą na wierzchu przyłbice.
Uśmiechnęli się z próżnéy boiaźni rodzice.
Zaraz Hektor zdjął szyszak, który syna trwożył,
I błyszczące pokrycie na ziemi położył,
A dawszy słodkie dziecku swemu całowanie,
I kołysząc go zlekka, bogów prosi za nie:
„Jowiszu i bogowie, niech przy waszym względzie,
Syn móy miedzy Troiany, iak ia sławny będzie:

Niechay z odwagą berło dziadowskie dziedziczy.        491
Gdy wróci z boiu, pełen zwycięzkiéy zdobyczy,
Niechay wtenczas kto powie: on oyca przechodzi:
Niech się tém słowem matce uradować godzi.„
To rzekł i syna oddał swoiéy młodéy żonie:
Ta z płaczliwym uśmiechem ciśnie go na łonie.
Widok, taki wskroś serce Hektora przeszywa,
Zatém głaszcze ią ręką i tak się odzywa:
„Niech cię, naymilsza żono, los móy tak nie boli,
Nikt mi życia nie weźmie bez wyroku woli:
Od wyroku zaś żaden człek się nie wybiega,
Równie mu i bohatyr i gnuśnik podlega.
Wróć do domu, weź w ręce kądziel i wrzeciono,
Pilnuy robót służebnic ukochana żono.
O woynie męże niechay Jlionu pomną,
A nayszczególniey Hektor. „Rzekł i wraz ogromną
Przyłbicę bierze z ziemi i kładzie na głowie.
Andromacha się wraca, po smutnéy rozmowie.
Ale biedna za każdym ogląda się krokiem,
I rzęsistym oblewa lice łez potokiem.
Skoro weszła w ozdobne Hektora pokoie,
Zastała zgromadzone służebnice swoie.
Przeymuią smutek, panią gdy we łzach obaczą:
Żyiącego Hektora rzewnie w domu płaczą,
Bo się nie spodziewały, żeby przed Achiwy,
Mógł wybiegać się w polu, i powrócić żywy.

I Parys dłużéy w swoim pałacu nie siedzi:        517
Ale ubrany w zbroię, z świécącéy się miedzi,
Idzie, że szybki w nogach, wielce ufa sobie.
Jak wypasły koń, długo trzymany przy żłobie,
Zerwawszy uwiązanie, bieży, piasek miece,
I przywykły się kąpać w przeźroczystéy rzece,
Pyszny swoią pięknością, leci, dumnie pląsa,
Głowę do góry wznosi, a grzywą potrząsa,
I pędzi na znaiome sobie klacz pastwiska;[195]
Tak Parys w świetnéy zbroi, co wkoło blask ciska,
Jak słońce, z Pergamskiego zamku prędko śpieszy,
I dumną myśl przyszłemi tryumfami cieszy.
W tém samém właśnie mieyscu i w tey saméy porze,
Gdzie się z żoną rozłączył, stanął przy Hektorze.
„Bracie, piękny rzekł Parys, możem się zabawił,
I nie dość prędko, według roskazania, stawił?„
Hektor na to: „Ktokolwiek zdrowo sądzi rzeczy,
Ten ci do dzieł rycerskich zdatności nie przeczy:
Masz serce, ale z własnéy opuszczasz się woli,
I gnuśności poddaiesz: a mnie dusza boli,
Gdy słyszę Troian, srodze szarpiących twą sławę,
Którzy tyle przez twoię muszą cierpieć sprawę.
Ale się łatwo z sobą pogodzim w téy mierze,
Gdy bogom nieśmiertelnym przy świętéy ofierze,
Czarę z winem poświęcić Jowisz da życzliwy,
Skoro dumne od Troi odpędzim Achiwy.„








ILIADA.


XIĘGA VII.



TREŚĆ XIĘGI VII.

Poiedynek Hektora z Aiaxem.


Po powrocie Hektora, wzmaga sir bitwa. Minerwa z Apollinem zgadzaią się, dla zatrzymania powszedniego boiu, pobudzić Hektora, aby z Greków którego bohatyra na poiedynek wyzwał. Dziewięciu wodzów Greckich domaga się zaszczytu walczenia z nim, ale los pada na Aiaxa. Po kilku natarciach, noc bohatyrów rozłącza. Na radzie Troiańskiéy Antenor wnosi, aby Helenę Grekom oddać, czemu sprzeciwia się Parys: lecz tylko iéy zbiory wrócić przyrzeka. Pryam posyła z tą ofiarą do okrętów Greckich, prosząc razem o przerwanie na czas bitwy dla pogrzebu zmarłych; Na co Agamemnon zezwala. Obie strony znoszą swoich trupy i palą na stosach. Grecy obóz zasłaniaią murem i głębokim rowem. To dzieło wzbudza zazdrość w Neptunie, ale go Jowisz zaspokaia. Obadwa woyska na biesiadach noc przepędzaią.


ILIADA.
XIĘGA VII.

To mówiąc Hektor, z bramy natychmiast wyskoczył,
I piękny za nim Parys udać się nie zwłoczył,
Równie obadwa chciwi boiu z miasta wyśli.
Jak się cieszą maytkowie, maiąc wiatr po myśli,
Kiedy na morzu długo wiosłami robili,
A praca nieprzerwana i znóy ich wysili;
Tak uwesela Troian dwu wodzów przybycie.
Wtenczas Menestyowi Parys wydarł życie,
W Arnie wychowanemu: co z maczugą chodził,
Z pięknéy Filomeduzy Areytus go spłodził:
Hektor obalił zgubnym Eioneia razem,
Strzaskał przyłbicę, szyi dosięgnął żelazem.
A Glauk syn Hyppolocha, wódz Lików waleczny,
Wtedy Jfinoemu cios dał ostateczny.
Gdy czémprędzéy przelękły rycerz na wóz wsiada:
Padł na ziemię, noc oczy ogarnęła blada.
Tych skoro Pallas Greki biiących postrzegła,
Bystrym lotem z Olimpu wysokiego zbiegła,
Ku świętym Troi murom: ale gdy ią zoczył,
Troi chcący zwycięztwa, natychiniast wyskoczył
Z Pergamu, silnéy wieży, bóg srebrnego łuku.
Zabiegli sobie drogę przy Jowisza buku,

I zaraz Feb w te słowa piérwszy się odzywa:        23
„Po coś przyszła z Olimpu, o bogini mściwa?
Po co śpieszysz do boiu z twarzą zagniewaną?
Chceszli wątpliwą dotąd, Grekom dać wygraną?
Zadnéy nie masz litości, że giną Troianie:
Lecz gdybyś tylko chciała przystać na me zdanie,
Lepiéy dziś wstrzymać zapał woyny i niezgody:
Znowu potém do broni wezmą się narody,
Aż się nakoniec Troia zagrzebie w ruinie,
Kiedyście tak zawzięte przeciw niéy boginie.„
A na to modrooka Pallas odpowiada:
„Taż sama myśl, co tobą, moiém sercem włada,
Po to przyszłam z Olimpu; iakiegoż sposobu
Użyiem, by zatrzymać zaiadłość woysk obu?„
„Jest pewny środek, rzecze bóg łuku Minerwie,
Wzbudźmy w Hektorze męztwo: tak walka się przerwie,
Niechay z Greków którego wyzwie woiownika,
I niechay się z nim w polu sam na sam potyka.
Dotknięci tém Achiwi, z pośród swych rycerzy,
Znaydą takiego, który z Hektorem się zmierzy.„
Taki środek Minerwie do serca przypada.
Usłyszał Helen wieszczek, iaka bogów rada:
Zatém czasu nie tracąc, w teyże zaraz porze,
Przybliża się do wodza i mówi: „Hektorze,
Równy w radzie z Jowiszem, który rządzi światem,
Przyymieszli zdanie moie? wszak ci iestem bratem:

I Achiwów i Troian wstrzymay od oręża,        49
Sam zaś naydzielnieyszego z Greków wyzwiy męża.
Jeszcze cię dzisiay na śmierć nie skazuią losy:
Słyszałem ia dopiero samych bogów głosy.„
Tak rzekł wieszczek: a Hektor niezmiernie się cieszy,
Zatém wziąwszy wpół oszczep między woyska śpieszy,
Wstrzymuiąc Troian, których w pracę Mars zaprzągnął;
Stanęli: Agamemnon Achiwy powściągnął.
Nowym rzeczy widokiem chciwe pasąć oko,
Apollo i Minerwa siadaią wysoko
Na buku Jowiszowym, właśnie iak dwa sępy.
Z obudwu stron ściśnione usiadły zastępy:
Gęste dzidy srożeią i twarde przyłbice.
Jak srogi widok morza, gdy smutne ciemnice
Niesie powstaiącego Akwilonu wianie;
Tak srodzy się wydaią Grecy i Troianie.
Hektor w środku, od wszelkiéy boiaźni daleki:
„Słuchaycie mię Troiany i waleczne Greki.[196]
To, co mi serce każe, odkryię wam szczerze.
Pan górny próżne nasze uczynił przymierze,
I nieszczęścia dla obu gotuie narodów;
Aż, lub wy dobędziecie pyszny Troi grodów.
Lub zostaniecie zbici przy okrętach sami.
Są wybrańsi rycerze, Grecy, między wami:
Którego więc zapala ogień woiownika,
Niech wyydzie, niech się z mężnym Hektorem potyka.[197]

To mówię, a Jowiszu bądź świadkiem przysięgi:        75
Jeśli mię przeciwnika zwali pocisk tęgi,
Zbroię weźmie, lecz ciało odeśle do Troi;[198]
By mi Troianki lube i Troianie moi,
Ostatnia cześć oddali w ogniu i pogrzebie.
Jeśli ia go zwyciężę, za twą łaską Febie,
Zbroię wezmę, i Troian tym łupem ucieszę,
Który przy Apollina kościele zawieszę:
Ciało do naw odeślę, by Greckie narody
Sprawiły rycerzowi pogrzebne obchody,
I pamiątkę na brzegu Hellespontu wzniosły.
Niegdyś morze licznemi przerzynaiąc wiosły,
Kto tam przyydzie, tak powie: tu grób woiownika.
Który, kiedy się mężnie z Hektorem potyka,
Upadł smutnie na ziemię od iego pocisku:
Tak powie, a ia chwałę niezgasłą mam w zysku.„[199]
Rzekł, a na to iak wryci wszyscy Grecy stali,
Wstydzili się odmówić, a przyiąć się bali.
Co postrzegłszy Menelay, bardzo się zasmuca,
Wstaie, i tę im hańbę na oczy wyrzuca:
„O kobiety, nie męże! o chlubni iunacy!
Co za hańba dla Greków, ieżeliście tacy,
Że żaden z was iśdź nie chce na Pryama syna!
Kiedy boiaźń haniebna serca wasze ścina,
Obyście, tak niepomni o was i narodzie,
Rozsypali się w ziemi, rozpłynęli w wodzie![200]

Ja więc na niego w zbroynéy wychodzę odzieży,        101
Wiem, ze od woli bogów zwycięztwo zależy.„
To powiedziawszy, wciąga rycerskie pokrycie.
Jużbyś był, Menelaiu, pewnie stracił życie,
Pod Hektora prawicą, bo większéy był siły;
Gdyby natychmiast wodze Greków nie skoczyły,
I nie wstrzymały zguby chcącego zuchwale:
Pierwszy król Menelaia powściąga w zapale,
Agamemnon, którego najwyższa iest władza,
Bierze brata za rękię, i tak mu odradza.
„Skąd w tobie, Menelaiu, ten zapęd niewczesny?
Wstrzymay się, choć krok taki dla ciebie bolesny:
Więc, mierzyć się z mocnieyszym, chęć w tobie tak skora?
Więc na strasznego drugim, ty póydziesz Hektora?
Choć silnieyszy nad ciebie, Pelid prędkonogi,
Bez drżenia w sercu, w polu nie zaydzie mu drogi.
Usiądź raczéy spokoynie pośród twoich ludzi,
Innego nań rycerza naród Grecki wzbudzi.
A chociaż tak zażarty i niesyty boiu,
Miło mu będzie potem spoczywać w pokoiu,
Jeśli tylko z téy bitwy strasznéy wyydzie zdrowy.„
Skłonił król Menelaia rozsądnemi słowy:
Nie wzbrania się uczynić radzie mądréy zadość,
Co niezmierną sprawiło w sługach wiernych radość;
Zaraz więc z ramion króla świetne zdięli zbroie.
Natenczas tak rozwodzi Nestor żale swoie.

„Ach! iak smutna dla ziemi Achayskiéy żałoba![201]        127
Jak stary ięknie Peley, Ftyotów ozdoba!
Dla rady i mądrości godzien wiecznéy sławy!
Niegdyś on w domu swoim pytał mię ciekawy,
Którzy i z jakiéy idą krwi bohatyrowie:[202]
Dzisiay, ieśli o takiéy niesławie się dowie,
Że wszystkich trwoży Hektor, wzniesie ręce obie,
Prosząc bogów, by poległ iak nayprędzéy w grobie.
O Pallado! o Febie! i ty oycze świata,
Czemuż teraz tych nie mam, iakie miałem lata!
Gdy pod Fei murami, przy Jardanie zdroiu,
Pilowie z Arkadami stanęli do boiu.[203]
Tam, iako bóg, Ereutal, w postaci olbrzyma,
Staie piérwszy, a w ręku broń Areyta trzyma,
Którego i dziewice i męże, przed wiekiem,
Nazywali z ogromną maczugą człowiekiem.
Bo nie łukiem on walczył, ani dzidą długą,
Ale żelazną szyki rozrywał maczugą.
Tego Likurg podstępem, nie siłą obalił,
W ciasnéy zaszedłszy drodze: ani go ocalił
Żelazny pocisk w ręku, którym postrach szerzył:
Pchnął go Likurg, on ciałem o ziemię uderzył.
Odarłszy z niego łupy, świetne Marsa zbroie,
Sam się w nie zwykł ubierać, gdy chodził na boie.
Lecz gdy iuż wieku został przytłoczon ciężarem,
Ereutal ie towarzysz wziął od niego darem.

W téy on zbroi wyzywał wszystkie nasze wodze:        153
Lecz naywiększe umysły w takiéy były trwodze,
Iż z tym groźnym olbrzymem spotkania się bały.
Choć naymłodszy ze wszystkich, ia tak byłem śmiały,
Żem wyszedł przeciw niemu z twarzą niezmieszaną,
A Pallas uwieńczyła móy oręż wygraną:
Powaliłem olbrzyma, widziałem, iak brzemię
Ogromnych iego członków upadło na ziemię.
Obym dziś miał tę żywość! tę młodość! w téy porze,
Walczyłby godny ciebie przeciwnik Hektorze.
Z was których w piérwszym rzędzie rycerzów świat liczy,
Żaden sobie spotkania z Hektorem nie życzy.„
Tak starzec ich upomniał: wraz dziewięciu wstaie:
Agamemnon, którego wodzem lud uznaie,
Potém silny Dyomed, Greckich woysk ozdoba,
Potém, naychciwsi boiu, Aiaxowie oba,
Po nich zaś Jdomeney, Krety wódz szanowny,
I Meryon, Marsowi z dzidą w ręku równy,
Po nich zacny Eurypil, do boiów pochopny,
Po nim Toas, nareście Ulisses rostropny.
Chęć walczenia z Hektorem we wszystkich gotowa,
Kiedy poważny Nestor przemawia w te słowa:
„Oddaycie rzecz losowi: kogo los wyznaczy,
Przez tego się dźwignionym lud Grecki obaczy:
I sobie dobrze zdziała, nie tylko oyczyźnie,
Jeśli z téy bitwy strasznéy cały się wyśliźnie.„

Rzekł: a oni z przydaniem każdy swego znaku,        179
Losy w Agamemnona złożyli szyszaku:
Woyska wzywaią bogów, ręce w górę wznoszą.
I temi słowy pana nieśmiertelnych proszą:
„Day, niechay los Aiaxa, lub Tydyda padnie,
Lub króla, co w Micenach możném berłem władnie.„
Tak się modlą, do nieba obróciwszy oczy.
Wtém Nestor zatrząsł szyszak:[204] natychmiast wyskoczy
Żądany los Aiaxa, Telamona syna.
Woźny go z prawéy strony obnosić zaczyna,
Przez wszystkie, co włożyli swe znaki, rycerze:
Lecz za swóy nie uznaiąc, żaden go nie bierze.
Kiedy zaś przed Aiaxem niezwalczonym staie,
Ten ściąga po los rękę, i za swóy uznaie,
I rzuciwszy na ziemię, swą radość tłumaczy:
„Los iest móy, przyiaciele, i dobrze się znaczy:
Że Hektora zwyciężę, mam pewną nadzieię.
Wy tymczasem, nim zbroię rycerską przywdzieię,
Proście za mnie Jowisza, ale proście w ciszy,
Niech waszéy nieprzyiaciel modlitwy nie słyszy.
Lub raczéy proście głośno: nie znam w sercu trwogi.
Przed nikim z ludzi nie drżę, ani cofam nogi.
Mniemam, że gdy w rycerskiéy Salaminie wzrosłem.
Znam się niepoczątkowo z Marsowém rzemiosłem.„
Rzekł, woysko wzywa bogi w pokornych odgłosach:
„Panie, co władasz ziemią, co rządzisz w niebiosach,

Co opatrznemi wszystko ogarniasz oczyma,        204
Day, niech Aiax zwycięztwo i chwałę otrzyma.
A ieśli i Hektora miła ci osoba,
Niech maią równą siłę, równą chwałę oba.„
Tak się modlą, a rycerz w świetną miedź się stroi.
Kiedy zaś cały stanął w bohatyrskiey zbroi,
Sążnistym idzie krokiem. Jak z straszną Mars miną,
Dąży w pole, gdzie woyska w krwawéy rzezi giną;
Tak na plac boiu wielki Aiax szedł z pośpiechem:
Twarz groźna się uśmiecha, lecz dumnym uśmiechem.[205]
Długą wstrząsaiąc dzidą, wielkim stąpa krokiem.
Cieszą się Grecy męża takiego widokiem,
A Troianie się zlękli na iego spoyrzenie,
Nawet serce Hektora zimne przeszło drżenie:
Lecz ni bać się, ni cofać, nie była iuż pora,
Piérwsze bowiem wyzwanie poszło od Hektora.
Zbliżył się nakształt wieży niosąc puklerz, który
Zrobił Tychy, siedmioma powlekłszy go skóry:
W Hyli mieszkał, ze skórnych piérwszy rzemieślników,
Ten dobrze wytuczonych siedm zarzezał byków,
I nienaśladowany w swym wielkim przemyśle,
Osmą blachą umocnił siedm skór zbitych ściśle.
Takim Aiax puklerzem swe piersi okrywa,
I zbliżywszy się, groźnym tonem się odzywa:
„Gdy się moia sam na sam ręka z twoią zmierzy,
Poznasz, Hektorze, iakich my mamy rycerzy,

Nawet prócz Achillesa, lwiego serca męża,        231
Który szyki rozrywa, zastępy zwycięża.
Teraz siedzi w namiocie, gniewny na Atryda:
Lecz ziemia nasza wielu mężów takich wyda,
Którym rycerski z tobą niestraszny uczynek:
Ale nie zwlekay boiu, zaczniy poiedynek.„
A Hektor: „Cny Aiaxie, nie trwóż ty mię słowy,
Nie doświadczay, iak dziecka, albo białogłowy,
Co nie zna dzieł woiennych: bo rycerskie sprawy,
Od kolebki są dla mnie naymilsze zabawy.
Na prawéy i na lewéy umiem trzymać tarczę,
Tak, że niezmordowany długo bić wystarczę:
I piesze, na dźwięk Marsa, zdolny zwodzić bitwy,
I ogniste na dzielnych rumakach gonitwy.
A luboś taki, skrycie pociskiem nie mierzę,
Lecz, ieśli mi się uda, otwarcie uderzę.„
To rzekł, i dzidę rzucił, a pocisk gwałtowny
Trafia w puklerz Aiaxa, siedmią skór warowny:
Przebiła blachę z miedzi, i sześć skór przedarła
Silna dzida, w ostatniéy ledwie się oparła.
Znowu Aiax ślachetny swą dzidę niezłomną
Mierzy, i trafia w tarczę Hektora ogromną:
I przez tarczę gwałtowny grot drogę otwiera,
I kirys, mocno tkany, na ciele przedziera,
I na boku od wnętrza szatę mu przewierci:
Schylił się zręcznie Hektor, i wydarł się śmierci.

Oba z puklerzów dzidy wyciągnąwszy razem,[206]        257
Zbliska sobie śmierć niosą zabóyczem żelazem:
Bo iak lwy, ścierwo zrzące, lub zaiadłe dziki,
Równie oba zawzięte, walczą woiowniki.
Uderza w puklerz Hektor, lecz go nie przebiia,
Twardą miedzią odparte, żelazo się zwiia.
Aiax razy po razach zadawać pośpieszał,
Wpadaiącego nagle bohatyra zmieszał,
I zadrasnął go w szyię żelezcem pociska:
Jemu natychmiast z rany krew czarna wytryska.
Lecz i tak mężny Hektor pola nie odbieżał;
Cofnąwszy się, głaz porwał, co na ziemi leżał.
Głaz wielki, chropowaty, i silném ramieniem
W twardy puklerz Aiaxa ugodził kamieniem:
Zaraz miedzi chrapliwe ozwały się ięki.
Lecz Aiax iakby młyński kamień wziął do ręki,
I kręcąc go, niezmierne swe siły natęża.
Leci ogromny kamień z rąk ogromnych męża:
Strzaskał puklerz, stłukł nogi: bohatyr się wzdrygnął.
Upadł na wznak z puklerzem, lecz go Feb podźwignął.
Już i mieczów rycerze dobywaią groźnych,
Gdy się do nich szanownych dwu zbliżyło woźnych,
(Urząd poselstwem bogów i ludzi wsławiony),
Jdey przyszedł z Troiańskiéy, Taltyb z Greckiéy strony;
Ci berła wśród zaiadłych bohatyrów kładą,[207]
A Jdey piérwszy rzecze, mądrą znany radą.

„Przestańcie iuż synowie, iuż walczyć nie trzeba,[208]        283
Bo obudwu zarówno kochaią was nieba.
Znamy, żeście obadwa niezwalczonéy mocy:
Ale noc się przybliża, ustąpcie więc Nocy.„[209]
Na to Aiax mądremu rzecze Jdeiowi:
„Hektora zobowiążcie, niech on o to mówi:
On nadzwyczaynym wszystkich nas wyzwał przykładem,
Więc co zrobi, ia chętnie iego póydę śladem.„
„A Hektor: „Gdy, Aiaxie, masz od bogów tyle,
Że twa roztropność równa odwadze i sile:
Bo ci w odwadze wszyscy ustąpią Achiwi,
Nie chciéymy w poiedynku dziś bydź uporczywi:
Jeszcze się w polu sławy, zetrze nasze męztwo,
Aż wreście mnie, lub tobie, da wyrok zwycięztwo.
Noc się zbliża, należy szanować iéy cienie.
Pódź i uwesel całe Greków zgromadzenie,
A tych naprzód, co twoi wierni przyiaciele.
Ja też do miasta póydę, i równe wesele
Sprawię w sercach Troianek moich i Troianów,
Wznoszących za mnie ręce do Olimpu panów.
Lecz dary wzaiemnemi uprzedźmy rozstanie,
Aby o nas mówili Grecy i Troianie:
Walczyli w gniewie, który mężne serca bodzie,
A rozeszli się z sobą w przyiaźni i zgodzie.„
To do Aiaxa Hektor wyrzekłszy ślachetny,
Ze srebrnemi pochwami dał mu pałasz świetny,

I pas rycerski przydał, na dowód szacunku;        309
Aiax mu purpurowy dał pas w podarunku.[210]
Rozchodzą się rycerze: ten do Greków śpieszy,
A Hektor się udaie do Troiańskiéy rzeszy.
Jaką się ich radością serca rozpływały,
Że z pod silnéy Aiaxa ręki wyszedł cały:
A zatém go do miasta weseli prowadzą,
Lecz że go widzą, ledwie oczom wiarę dadzą.
Aiaxa otaczaią Grecy z drugiéy strony,
Idzie rycerz zwycięztwem chlubnie uniesiony.
Gdy do namiotu króla przyszli z nim pospołu,
Pięcioletniego święci Agamemnon wołu.
Dziękuiąc Jowiszowi, żo ich broni szczęści.
Zabili zaraz bydlę, zrąbali na części,
I podnieciwszy żaru iskrzące płomienie,
Na rożnach obracaią przy ogniu pieczenie.
Tak wszystko zgotowawszy nakrywaią stoły,
Jedzą, każdy posiłku używa wesoły:
Król, by uczcić Aiaxa, sprawicę Greckiéy chwały,
Naylepszą mu część daie , grzbiet bydlęcia cały.[211]
Gdy każdy do sytości naiadł się i napił,
Nestor się z wynurzeniem swych myśli pokwapił,
Jego i dawniéy wodzom smakowała rada,
A teraz ią w takowych wyrazach przekłada.
„Atrydzie, i wy, Greckich wodzowie narodów,
Dziś wielu naszych legło u Skamandru brodów:

Krew z wodą płynie, dusze wstąpiły do piekła:        335
Trzeba więc, by od iutra bitwa się przewlekła.
My zebrani zaprzężem i woły i muły,
Zwieziem trupy, aby się na polach nie psuły,
I przy nawach spalimy, a synom ich kości
Oddamy, gdy powrócim do oyczystych włości.
W polu wzniesiem dla wszystkich grobowiec szanowny:
Tuż wystawimy wieże, mur dźwigniem warowny,[212]
Którymby woyska były i nawy okryte:
Dla przeyścia koni, zrobim bramy nieprzebite.
Mur ieszcze trzeba rowem głębokim otoczyć,
By go nie mogły konie, ni męże przeskoczyć,
Gdyby nas kiedy woyną przygnietli Troianie.„
Tak rzekł, a wszyscy starca pochwalili zdanie.
Troianie się zebrali do Pryama dworu,
Lecz radzą w zamieszaniu, wśród trwogi i sporu.
Mądry Antenor zdanie swoie tak otwiera:
„Sama tylko nas może zbawić prawda szczera:
Słuchaycież iéy Troianie, i wy, co nam wsparcie
Daiecie sprzymierzeńcy, powiem ią otwarcie.
Niechay Grek i Helenę i skarby zabierze:[213]
Dzisiay walczymy, święte zgwałciwszy przymierze.
Ja naywiększe nieszczęścia i klęski przeglądam,
Jeśli tak nie zrobicie, iako po was żądam.„
Dotknięty do żywego Antenora głosem,
Powstał Parys, Heleny mąż z prześlicznym włosem,

I rzecze: „Antenorze! mogłeś raczéy siedzieć,        361
Jeżeli co lepszego nie miałeś powiedzieć:
Lecz ieśli w rzeczy saméy takie twoie zdanie,
W rozsądku twym niemałe widzę pomieszanie.
Ja tu od niezwalczonych Troian otoczony,
Powiem szczerze i głośno, że nie oddam żony:
Co się tycze z nią wziętych skarbów i kleynotów,
Wszystkie wrócę, i z moich przydać iestem gotów.„
To powiedziawszy usiadł: wtém z mieysca szanowny
Wstał Pryam, syn Dardana radca bogom równy,
Słowa iego i mądrość i powagę znaczą:
„Niech na móy głos Troianie i związkowi baczą,
Wyraźnie wam opowiem, co myślę w téy mierze.
Wszyscy na swoich mieyscach bierzcie dziś wieczerze,
A czuwaycie i pilne odprawiaycie straże.
Rano, skoro się pierwsza iutrzenka pokaże,
Jdey Atrydom powie Parysa ofiary,
Z którego się téy woyny zaięły pożary.
Wniesie, czy chcą zawiesić smutne boiów ciosy,
Gdy pogrzebne umarłym zapalimy stosy:
Znowu podniesiem zgubne przeciw sobie bronie,
Aż iednéy los, lub drugiéy da zwycięztwo stronie.„
Rzekł, oni słowa króla przyięli z pokorą.
Woyska posiłek na swych stanowiskach biorą.
Nazaiutrz do naw Greckich Jdey się udaie,
Zgromadzone rycerze, na radzie zastaie:

Wodzowie, których ciągle Mars w swoiéy ma pieczy,        387
W nawie króla, o spólnéy przemyślaią rzeczy.
Wpośród nich poseł, w takiéy rzecz przekłada mowie:
„Atrydy, i wy Greków przemożni królowie,
Pryam, i wodze Troian (obyście przyiemnie
Chcieli słyszeć te słowa), kazali przezemnie
Powiedzieć, iakie Parys czyni wam ofiary,
Parys, który zapalił téy woyny pożary.
Wszystkie zbiory, z jakiemi do Troi przypłynął,
Ach! czemuż od tych brzegów daleko nie zginął!
Wrócić gotów i ieszcze z skrzyni przydać wlasnéy:
Lecz, Atrydowi nie chce oddać żony krasnéy,
Choć, by ią wrócił, sami radzą mu Troianie.
Jeszcze i to przełożyć kazali żądanie,
Czyli chcecie zawiesić na czas woyny ciosy,
Gdy umarłym pogrzebne zapalimy stosy:
Znowu zgubne weźmiemy przeciw sobie bronie,
Aż iednéy los, lub drugiéy da zwycięztwo stronie.„
Na te słowa umilkło całe zgromadzenie.
Dopiéro przerwał mężny Dyomed milczenie.
„Niech ofiara Parysa nikogo nie łudzi,
Choćby Helenę wracał: bo nayprostszy z ludzi
Widzi, że iuż Troianie klęsk ostatnich bliscy.„
Głos ten zgodnym okrzykiem potwierdzili wszyscy.
A król: „Oto, Jdeiu, chęci Greków iasne,
Usłyszałeś odpowiedź przez ich usta własne:

Ja się od życzeń wodzów w niczém nie oddalam.        413
Na pochowanie zmarłych naychętniéy zezwalam.
Ci, którzy więcéy światła nie uyrzą na niebie,
Niech przynaymniéy ostatnią cześć maią w pogrzebie.
Jowiszu! ciskaiący z Jdy grom czerwony,
Bądź świadkiem przysiąg naszych, małżonku Junony.„
Tak wezwawszy Jowisza, władnącego chmury,
Wzniósł berło: Jdey wraca w Jliońskie mury.
Czekaią zgromadzeni na radzie Troianie,
Dopóki z odpowiedzią poseł ich nie stanie:
Przychodzi, i co rzekli Achiwi, opiewa.
Więc idą znosić trupy, drudzy zwozić drzewa.
Tenże zamiar Achiwów od okrętów niesie,
Ci zbieraią umarłych, ci drzewo tną w lesie.
Już słońce z wód spokoynych Oceanu wstaie,
I piérwszy rzuca promień na poziome kraie,
Posuwaiąc na górne niebo krok wspaniały:
Gdy się Greki z Troiany na polu spotkały.
Trudno było rozeznać tych, którzy nie żyli.
Więc ich wodą z posoki i prochu obmyli,
I łzami kropiąc, nieśli do wozów na ręku.
Mądry Pryam zabronił niewieściego ięku.[214]
W milczeniu zwożą trupy: stos wielki wyrasta,
Który, gdy ogniem spłonął, wrócili do miasta.
Z równym bolem swych trupy znieśli w téyże chwili,
I spaliwszy, do floty Achiwi wrócili.

Feb na niebie promieni ieszcze nie rozwiiał,        439
I piérwszy się przez nocne cienie dzień przebiiał,
Gdy wybrani z Achiwów rycerze się ześli,
I spólny wszystkim w polu grobowiec wynieśli.
Tuż stawią mur i wieże, ku woyska obronie,
Daią bramy, którędy maią biegnąć konie,
Głębokie rowy kopią, a niezmierne doły,
Ostro zakończonemi nasrożaią koły:
Okopów tych nie przeydziesz bez wielkiego trudu.
Takieto były prace rycerskiego ludu.
Siedzący przy Jowiszu, który ciska grzmoty,
Dziwiąc się bogi, patrzą na Greckie roboty.
Neptun mówi, nad wodą trzymaiący rządy:[215]
„Któż z ludzi, co obszerne zamieszkali lądy,
Naszéy rady, naszego wsparcia żądać będzie?[216]
Nie uczciwszy nas Grecy, przy świętym obrzędzie,
I zaniedbawszy bogom miłe bić stugłowy,
Taki mur wznieśli, takie wykopali rowy!
Odgłos ich czynu przeydzie, gdzie słońca promienie:
A moie wielkie dzieło póydzie w zapomnienie,
Laomedona murów ludzie pamięć stracą,
Które ia i Feb z taką dźwignęliśmy pracą.„
A na to gniewny Jowisz: „Co berłem tróyzębném
Wzruszasz ziemię, i morzem zarządzasz niezgłębném,
Ciebież nabawiać może mur Achiwów trwogi?
Niech dzieła tego słabsze lękaią się bogi.

Gdzie słońce świéci, wszędzie chwała twoia słynie.        465
Jak tylko do oyczystych brzegów Grek zawinie,
Zwal ten mur, zatop w morzu, brzegi zagrzeb w piasku,
Tak, i ślad nie zostanie tego wynalazku.„
Słońce zapada, dzieło wielkie koniec bierze.
Biią bydło, w namiotach gotuią wieczerze.
Tymczasem nawy z Lemnu przypłynęły z winem:
Król, który iest Jazona z Hypsypili synem,
Euney przysłał ie drogim ładowne towarem.[217]
Dla Atrydów osobno dał tysiąc miar darem.
Resztę żołnierz kupował, za co mógł mieć który:
Owi żelazo nieśli, ci miedź, inni skóry,
Jedni woły dawali, niewolników drudzy.
Tak w dar Bacha zamożni Grecy, Marsa słudzy,
Czuwaią, póki czarny cień nocy nie minie,
I miłéy używaią ochoty przy winie.
Troianie iedzą w mieście i ich przyiaciele:
Ale gniewny gotuie Jowisz nieszczęść wiele,
Grzmi strasznie: ci na ziemię zbledli wino leią,
I póty do ust czaszy przybliżyć nie śmieią,
Póki bogu pioruna nie zrobią ofiary:
Kładą się, a sen słodkie na nich sypie dary.








ILIADA.


XIĘGA VIII.



TREŚĆ XIĘGI VIII.

Druga bitwa. Klęski Greków.


Jowisz na zgromadzeniu bogów nakazuie, aby się do żadnéy strony nie mieszali. Minerwa otrzymała pozwolenie wsparcia Greków, lecz tylko przez samę radę. Stoczona bitwa. Jowisz z góry piorunami i błyskawicami przeraża Greków. Nestor w wielkiém, niebezpieczeństwie zostaie, ale go Dyomed ratuie. Męztwo Hektora. Juno namawia Neptuna do dania wsparcia Grekom, lecz próżno. Dzieła Teukra, którego nakoniec Hektor obalił. Juno i Minerwa wyieżdżaią z nieba, chcąc Grekom dać pomoc: wstrzymuie ich Irys zesłana od Jowisza. Gdy noc nadeszła, Hektor kazał zapalić wielkie ognie: woysko całą noc pod bronią przepędziło.


ILIADA.
XIĘGA VIII.

J w szkarłatne Jutrzenka przybrana odzienie,
Siała złote po całym okręgu promienie:
Gdy oyciec nieśmiertelnych, co piorunem włada,
Na wierzchołku Olimpu radę bogów składa.
Wszyscy milczą, on myśli obwieszcza w téy mowie:
„Słuchaycie mię boginie, słuchaycie bogowie,[218]
I poznaycie niezmienne wyroki méy woli.
Niech, przeciw nim wystąpić, sobie nie pozwoli
Nikt z bogów, ani z bogiń: chylcie się do zgody,
Bym spełnił me zamysły, bez żadnéy przeszkody.
A ktokolwiek z niebieskiéy wysunie się rzeszy,
I Troianom, lub Grekom, na wsparcie pośpieszy,
Ranny wróci do nieba: lub go sam pochwycę,
I aż w okropną wtrącę Tartaru ciemnicę;
W te dalekie pod ziemią wydrożone iamy,
Które wzmacnia próg z miedzi, a z żelaza bramy,
Tak głęboko pod piekłem, iak nad ziemią nieba:[219]
Pozna, żem naymocnieyszy, że mię słuchać trzeba.
Na dowód, iak przeciw mnie słabiście i niscy,
Uwiążcie łańcuch złoty, ciągniycie go wszyscy;
Lecz, pracuiąc z naywiększém siły natężeniem,
Sciągnąć nie potraficie zlączoném ramieniem,

Jowisza, rządzącego światem samowładnie.        23
A ia go wziąwszy w ręce, wszystko zrobię snadnie,
Pociągnę ziemię, morza, i wszelkie istoty.
Gdy do wierzchu Olimpu łańcuch przypnę złoty,[220]
U góry wisieć będzie ten rzeczy zbiór mnogi:
Takem wyższy nad ludzi, tak wyższy nad bogi.„
Mówił: na nich za każdém słowem postrach padał,
Zdumionych, że tak groźnym tonem zapowiadał,
Aż wreście modrooka Minerwa powstanie:
„O Jowiszu, nasz oycze, nieśmiertelnych panie,
Któż nie wie, że się twoiéy nic nie oprze sile?
Żałuiem tylko Greków, których legło tyle,
I nad któremi ieszcze smutna wisi dola.
Wstrzymamy się od woyny, gdy ta twoia wola:
Ale im radą chcemy dać ratunek pewny,
Żeby nie wyginęli, pókiś na nich gniewny.„
Jowisz rzecze, a w ustach iego uśmiech boski:
„Córko, niechay tak ciężkie nie trapią cię troski,
Tak wielkich gwałtów ręka oyca nie dokona,
A tyś iest zawsze moia dziewka ulubiona.„
Zaprzęga z miedzianemi rumaki kopyty,
Włos im, na pysznych karkach, pływa złotolity:
Równie złotą na boskie ciało szatę wkłada,
Złoty bicz w rękę bierze i na wozie siada.
Ruszył leyc, zaraz bystre suwaią rumaki
Między ziemią i nieba gwiaździstego ślaki.

Na wierzchołek wyniosłéy Jdy prosto zmierza,        49
Oblanéy krynicami, płodnéy matki zwierza:
Na poświęconym sobie wnet staie Gargarze,
Gdzie się kadzidłem iego kurzyły ołtarze.
Tam oyciec nieśmiertelnych zatrzymuie konie,
I wyprzągłszy ie, w mglistéy ukrywa zasłonie:
Sam chwałą otoczony, usiada wysoko,
Stąd i Troię i flotę iego widzi oko.
W namiotach swych posiłek wziąwszy Greccy męże,
Zaraz kładli na siebie z pośpiechem oręże:
Troianie w murach miasta przywdziewaią zbroie,
A lubo mnieysi w liczbie, gotowi na boie:
Każdy śmiały, potrzebą twardą przynaglony,
Stawić piersi ślachetne za dzieci i żony.
Pełne miasto od miedzi błyszczącéy się broni:
Otwarte wszystkie bramy: i mężów i koni
Cisną się hurmem w pole niezliczone tłoki,
A zgiełk i pomieszanie przebiia obłoki.
Gdy się na polu Marsa oba woyska znidą,
Wnet się z puklerzem puklerz, dzida miesza z dzidą.
Siła walczy na siłę, tarcza trze się z tarczą,
Zgiełk się szerzy, pociski na powietrzu warczą:
Krzyczą zwycięzcy, smutnie ięczą zwyciężeni,
Ziemia płynie, od krwawych rozmiękła strumieni.
Póki się dzień przy świetle Jutrzenki rozwiiał,
Wzaiemnie się srogiemi razy lud zabiiał:

Lecz gdy słońce ubiegło połowę swéy drogi,        75
Ten, pod którego władzą i ludzie i bogi,
Wziął złote w ręce szale, włożył dwa wyroki,[221]
W których był oznaczony śmierci sen głęboki,
Ich ciężar przyszłość obu ludów zapowiada.
Waży ie, wraz nieszczęście na Greki wypada:
Bo ich do ziemi na dół zniżaią się losy,
A Troiańskie się w górę wznoszą pod niebiosy.
Sam zaczął grzmieć na Jdzie, skoro gromy padły,
Zmieszały się Achiwy, zadrżały i zbladły:
Nie śmiał stać Jdomeney, ni Atryd, ni drudzy,
Ani dway Aiaxowie, godni Marsa słudzy.
Sam Nestor, czuwaiący w polu i obozie,
Został, choć mimo chęci: koń przy iego wozie
Ranny w głowę, gdzie z czoła zaczyna się grzywa,
A tam raz odebrany, nayszkodliwszy bywa.
Od Parysa rzucony, grot mu w mózgu siedzi,
Wspina się koń na nogi, i pląta się w miedzi.[222]
Gdy wstawszy, leyce starzec pałaszem przecina,
Niosą Pryamowego bystre konie syna,
Hektor leci, którego niezwalczona cnota.
Jużby był koniec, starcze, twoiego żywota,
Gdyby cię nie wsparł Tydyd, smutnym tknięty losem.
Więc zawołał straszliwym na Jtaka głosem:
„Zacny synu Laerta, mądry Ulissesie,
Co czynisz? dokąd ciebie niegodny strach niesie?

Strzeż się, by cię kto z tyłu nie dostał orężem:        101
Zostań, zasłońmy starca przed zaiadlym mężem.„
Tak wołał: lecz Ulisses tym głosem nie tknięty,
Choć zahartowan w boiach, bieżał na okręty:
Sam się więc Tydyd rzuca na dzidy, na miecze,
Starca wóz swym zasłania wozem i tak rzecze:
„Przemagaią cię młodzi, bo są w wieku kwiecie.
Ciebie siła opuszcza i lat ciężar gniecie:
Sługa słaby, mdłe konie: więc, w tak ciężką porę,
Siaday, szanowny mężu, na móy wóz cię biorę.
Doświadczysz koni Trosa: iak zręcznie koleią,
I cofnąć się na polu i natrzeć umieią,
Wzięte Eneaszowi przez krwawe spotkanie.
O twoich koniach słudzy mieć będą staranie:
Te zwróćmy na Troiany, wnet Hektor obaczy,
Jle ten oszczep w ręku Dyomeda znaczy„
Téy przyiacielskiéy radzie starzec był przychylny.
Eurymedon cnotliwy, a z nim Stenel silny,
Zaraz Nestora konie na stronę odwiedli:
Dway zaś bohatyrowie na ieden wóz wsiedli.
Nestor wziął leyc do ręki: krótka była pora,
Gdy się do walecznego zbliżyli Hektora,
Który, na świetnym wozie, biegł na nich wzaiemnie.
Piérwszy Tydyd grot rzucił, ale nadaremnie:
Chybił Hektora, tylko ostrzem swoiéy broni
Eniiopa utrafił, stróża iego koni.

Padł z wozu, konie nagłym cofnęły się zwrotem,        127
A on z lubym na zawsze rozstał się żywotem.
Nie mógł Hektor nie uczuć nad tą stratą bolu,
Ale choć z umartwieniem, zostawił go w polu.
Sam patrzy, czy gdzie ieździec nie nada się śmiały:
Nie długo rządcy iego bieguny czekały,
Widzi Archeptolema, mężnego rycerza,
Wraz go sadza na wozie i leyc mu powierza.
Byłyby srodze zbite Dardańskie narody,
I do miasta wpędzone, iak do stayni trzody,
Gdyby tego nie postrzegł władca wiekuisty.
Zatém strasznie grzmieć zaczął i piorun ognisty
Tuż przed bystremi końmi Dyomeda cisnął:
Z zaiętéy na powietrzu siarki płomień błysnął.[223]
Tém przestraszone konie pod dyszlem upadły,
Swietny leyc z rąk upuszcza sam Nestor wybladły.
„Tydydzie, mówi z drżeniem, rzućmy dzisiay boie,
Czémprędzey do ucieczki zwróć rumaki twoie.
Nie widzisz, że nam Jowisz odmawia zwycięztwa?
Dziś dał chwałę dla tego bohatyra męztwa:
Drugi raz, kiedy zechce, i nas nią ozdobi.
Lecz przeciw Jowiszowi nic człowiek nie zrobi,
Choćby naywiększéy siły: bo on wszystkiém włada.„
A na to Nestorowi Tydyd odpowiada:
„Z twoich ust wychodzącą prawdę uznać muszę,
Ale boleść okrutna przeymuie mi duszę,

Wśród Troian Hektor powie: Gdym go w polu gonił,        153
Przed mym orężem Tydyd aż w nawach się schronił.
Tak on się chlubiąc, przyzna mi duszę nikczemną.
Ach! niech się raczéy ziemia rozstąpi podemną.„
„Cóż ia to od mężnego słyszę Dyomeda?
Niech cię Hektor upodla, nikt mu wiary nie da.
Darmo powie, żeś gnuśny, żeś prędko strwożony:
Zawstydzą go Troianie i Troiańskie żony.
Tyle ich trupem legło z twoiego oręża,
Nie iedna tam młodego opłakuie męża.„
Wraz konie pędzi między pierzchaiące szyki.
A natenczas Troianie z strasznemi okrzyki,
Puszczaią na nich groty, gdy zwrócili czoła.
Miły Marsowi Hektor wielkim głosem woła:
„Tydydzie, ciebie Grecy szanuią biesiadą,
Kruż pełny nalewaią i lepszą część kładą:
Teraześ wzgardy godzien, o podła niewiasto!
Leć na twą zgubę, dziewko! nie ty pewnie miasto
I wieże nasze zwalisz, nie ty weźmiesz żony,
Prędzéy legniesz na piasku tą ręką zwalczony.„
Rzekł, a w Tydydzie serce na dwoie się chwiało:
Już chciał konie skierować i spotkać się śmiało:
Trzykroć chciał iść za głosem rycerskiéy ochoty,
Trzykroć Jowisz hucznemi odezwał się grzmoty,
Daiąc znak niepewnego Troianom zwycięztwa:
Hektor woła na swoich, zachęca do męztwa.

„Troianie i Likowie! postawcie się śmiele,        179
Okażcie zwykłe męztwo, wierni przyiaciele.
Widzę, co nam przychylny Jowisz zapowiada:
Nas pewna czeka chwała, a Greki zagłada.
Głupi! w tych murach słabych, w téy ufaią tamie:
Nie zdoła nas odeprzeć, wnet Hektor ią złamie:
Konie me szybkim pędem przeskoczą te rowy.
Gdy do naw przyydę, ogień niech będzie gotowy.
Flotę Grecką, na pastwę oddam mu, i razem
Przelękłe Greki w dymie wytępię żelazem.„
Tak rzekł, i temi słowy zachęca swe konie:[224]
„Lampie ślachetny, Xancie, Podargu, Etonie,
Nuż dziś godnie waszemu wysłużcie się panu:
Wszak Andromacha moia królewskiego stanu,
Sama wam niesie obrok, dostarcza napoiu:
I ilekroć do domu powrócicie z boiu,
Piérwéy zawsze pamiętna o wasze wygody,
Niźli o mnie, choć iestem iéy małżonek młody.
Natężcież teraz siły, żebyśmy dostali,
Lub Nestora puklerza, świat go cały chwali,
Bo sam złoty, i iego rękoieść iest złota;
Lub kirysa Tydyda, na którym robota
Wulkana wszystkie swoie wyraziła cuda:
Jeśli nam te dwa łupy dziś zdobyć się uda,
Téy nocy wsiadłszy Grecy na szybkie okręty,
Nazad wracaiąc, morskie poorzą zamęty.„

Skończył Hektor: a Juno, na głos tak zuchwały,        205
Wzruszyła się na tronie, wstrząsła Olimp cały.
„Czyż bez litości, rzecze, wielki morza boże!
Oko twoie na klęski Greków patrzeć może?
Oni ci w Helicenie mnogie niosą dary,
Oni w Egach wspaniałe czynią ci ofiary.[225]
Czyż im za to zwycięztwa nie winieneś życzyć?
Jle nas tu przyiaznych Grekom można liczyć,
Gdybyśmy spólną siłą z Jowiszem się starli,
Pewniebyśmy i Troian i iego odparli:
Że nie tak straszny piorun, wnetby się dowiedział,
I pogrążony w smutku na Jdzieby siedział.„
A na to Neptun gniewny: „Juno! cóż to słyszem!
„O zuchwała! chcesz woyny doświadczać z Jowiszem?
Neptun z nim walczyć nie chce i drugim odradza,
Jego samego większa, niż nas wszystkich władza.„
Tak mówili bogowie. Plac między okręty
I okopy Greckiemi cały był zaięty,
I końmi i mężami: lecz w téy ciasnéy stronie,
Wszysko do kupy zbite i męże i konie.
Hektor ich tam napędził, Hektor ich obsaczył,
Kiedy mu chwałę Jowisz łaskawy przeznaczył.
I byłby zniszczył Greków, zapalił ich nawy,
Gdyby czémprędzey Juno, do rycerskiéy sprawy.
Nie natchnęła Atryda, trwożne zagrzać roty.
Obiega więc okręty, obiega namioty:

Płaszcz długi purpurowy w jego ręku pływa.        231
Wnet na ogromny okręt Ulissa przybywa,
Który panował w środku floty postawiony.
Stamtąd głos mógł na obie słyszanym bydź stromy,
W Aiaxa i Achilla wielkiego namiocie:
Ci dway bohatyrowie, w swoiéy ufni cnocie,
Z obudwu końców obóz zamknęli związkowy.
Tam slyszanemi wola król Miceński słowy.
„O hańbo! Grecy, z saméy postaci ogromni!
Także przyrzeczeń waszych iesteście niepomni!
W Lemnie, podnosząc dumą nasrożone czoło,
Jedząc woły i wino spiiaiąc wesoło,
Chlubiliście się śmiało, że na sto rycerzy
Troiańskich i na dwieście, każdy z was uderzy.
Dziś nie możem iednemu zrównać zniewieściali:
Oto Hektor niedługo nawy nasze spali.
Jowiszu! niebios panie! któremużeś z królów
Tyle odebrał chwały? tyle zadał bolów?
Przecież, gdym złym wyrokiem, płynął tu z okręty,
Mogę śmiało powiedzieć, że twóy ołtarz święty,
Wszędzie był czczon odemnie: nigdym go nie miiał,
Tylem ci wołów tłustych w ofierze zabiiał,
Mniemaiąc, że to ramie dumną Troię zmoże.
Teraz cię o to tylko proszę, wielki boże,
Abyśmy mogli cali z tych brzegów odpłynąć:
Nie day Grekom pod Troią do szczętu zaginąć.„

Rzekł: tknięty iego płaczem, niebios pan łaskawy,        257
Zezwolił zbawić woysko i ocalić nawy.
Zsyła orła, którego wieszczby nikt nie zgani:
Ten, w szponach trzymaiący drobne plemię łani,
Upuszcza ie na ołtarz Jowisza wspaniały,
Gdzie Greki oyca wieszczby ofiarą błagały.
Widząc, że od Jowisza do nich ptak zesłany,
Z nowym Grecy wpadaią ogniem na Troiany:
Lecz wśród tylu rycerzy, żaden nie był taki,
By Tydyda uprzedził: on piérwszy rumaki
Przez rów głęboki pędzi, i w pole wybiega.
Wraz, syn Fradmona, mężny Agelay polega:
Gdy bystre do ucieczki bieguny zacina,
Z tyłu odebrał ranę od Tydeia syna:
Przez piersi wyszedł oszczep, z silnéy puszczon ręki;
Upadł, a zbroi głośne uderzyły szczęki.
Tuż za nim Agamemnon i Menelay bieży,
I Aiaxowie straszni w rycerskiéy odzieży:
Za niemi Jdomeney śpiesznym dąży krokiem,
I Meryon, mogący stać pod Marsa bokiem,
I Eurypil wsławiony z bohatyrskiéy sztuki;
Teucer dziewiąty idzie, krzywe niosąc łuki.
Ukrywa się pod cieniem bratniego puklerza,
Aiax go dla młodego uchyla rycerza,
A on strzały na Troian wypuszcza z cięciwy;
Ten, który został ranny, pada nieszczęśliwy,

Teucer się nazad cofa, gdy kogo zabiie,        283
I przy bracie, iak dziecko przy matce się kryie.
Kogo piérwszego Teucer w czarne wepchnął cienie?
Orsylocha, Daytora, i ciebie Ormenie:
Pada Likofont, Chromi, od zabóyczéy strzały,
Hamopaon , Ofelest, i Melanip śmiały:
Tych ziemię trupy iedne przy drugich zaległy.
Gdy tak Troian obala, Teucer strzelec biegły,
Obeymuie Atryda serce radość żywa,
Zbliża się więc do niego, i tak się odzywa:
„Teukrze móy, godnym iesteś Telamona synem:
Postępuy w piękném dziele: bądź rycerskim czynem
Grekom i oycu chwałą, ieśli to bydź może:
Któremu chociaż boczne wydało cię łoże.
W królewskim domu wziąłeś wychów znakomity:
Oddalonego starca pomnażay zaszczyty.
Ja zaś tobie oświadczam, co w skutku uiszczę:
Gdy za wsparciem Jowisza i Pallady zniszczę,
I z ziemią zrównam dumne Jlionu grody,
Nayokazalszéy po mnie bądź pewny nagrody:
Tróynóg weźmiesz, lub z wozem dwa przepyszne konie,
Lub dziewczynę, na śnieżném pieszczącą cię łonie.„
Jemu Teucer: „O wodzu Greckiego narodu!
Zaco mię do pięknego zachęcasz zawodu,
Gdy, ile sił, pracuię sam niezmordowany?
Jak tylkośmy ku miastu odparli Dardany,

Nie przestaię bić Troian i ich sprzymierzeńców,        309
Już ośmią strzały, ośmiu zwaliłem młodzieńców:
Nie lada bohatyry z mego łuku padły,
Ten tylko nie raniony ieszcze pies zaiadły.„
Mówi i nowa strzałę wypuszcza z cięciwy,
Przeciwko Hektorowi, obalić go chciwy,
Lecz chybia wodza Troian, a za to uderza
W piersi Gorgityona, młodego rycerza:
Piękna Kastyanira z Pryama go miała,
Mogąca z boginiami walczyć o kształt ciała.
Jak się makówka chyli w pośrodku ogrodu,
Nabrzmiała rosą wiosny i ciężarem płodu;
Tak on głowę, szyszakiem obciążoną, skłonił.[226]
Znowu Hektora Teucer inną strzałą gonił,
Uwziąwszy się koniecznie, by mu życie skrócił,
Lecz i ta go zawiodła, bo ią Feb odwrócił.
Archeptolem Hektora ieździec, rycerz śmiały,
Lecąc do boiu, w łono przeszyty od strzały,
Padł z wozu, konie nagłym cofnęły się zwrotem,
Nieszczęsny! cudzą raną rozstał się z żywotem.
Nie mógł Hektor nie uczuć nad tą stratą bolu,
Jednak, choć z umartwieniem, zostawił go w polu,
Cebryonowi bratu, gdy go blisko zoczył,
Leyc powierzył, ten na wóz nie zwlekaiąc skoczył.
Sam na ziemię się rzuca, strasznym krzyczy głosem,
Porwawszy głaz, Teukrowi zgubnym grozi ciosem:

On bierze nową strzałę, na łuku nakłada,        335
Już krzywy obwód spina, gdy Hektor przypada,
I, gdzie się piersi łączą z szyią, wali głazem:
Na dwoie pękła żyła pod ogromnym razem:
Od ciosu okrutnego zdrętwiała mu ręka,
Puszcza łuk, sam się chwieiąc, na ziemię przyklęka.
Ale w niebezpieczeństwie gdy brata postrzega,
Aiax syn Telamona, z pomocą przybiega,
I zasłania go swoim puklerzem niezmiernym.
Wtedy zacny Alastor z Mecysteiem wiernym,
Nayukochańsi Teukra towarzysze młodzi,
Straszliwie ięczącego ponieśli do łodzi.
Znowu Saturnid serca Troianom dodaie;
Natychmiast aż do rowu odparli Danaie.
Hektor na czele swoich, śmiałym stąpa krokiem,
Naokoło rzucaiąc zapaloném okiem.
A iako, gdy pies żwawy lwa ściga, lub dzika,
Wszystkie zważa obroty swego przeciwnika,
Skąd łatwiéy pochwycony bydź może zwierz srogi,
Czyli go za bok urwać, czyli też za nogi;
Tak Hektor ściga Greki, trupy ziemię kryie,
I z pierzchaiących szyków ostatniego biie.
Kiedy iuż za okopy przeszli i za rowy,
Lecz, pod orężem Troian, wielu dało głowy,
Staią, zachęcaią się, ręce w górę wznoszą,
I bogów nieśmiertelnych o ratunek proszą.

Hektor konie przy rowie pędzi zapalony,        361
Błyskaiąc Marsa wzrokiem, i strasznéy Gorgony.
Postrzegła Juno oręż Hektora zwycięski,
Więc mówi, rozbolała nad Greckiemi klęski:
„Nie damyż wsparcia Grekom, gdy ten naród luby,
Już prawie do ostatniéy przybliża się zguby?
Jle maż ieden dzielnych obalił rycerzy!
Hektor zaiadły wszędzie strach i pogrom szerzy:
Gdziekolwiek się obróci, mnóztwo Greków pada.„
„Jużby on dawno zginął, Pallas odpowiada.
Orężem Greckim w oczach Jlionu pchnięty:
Lecz twardy na me chęci, na prośby niezgięty,
I niesłusznie swoiemi szafuiący względy,
Oyciec wstrzymuie serca moiego zapędy.
Niepomny, że przeze mnie iego syn ocalał,
Gdy go nieznośną pracą Erystey przywalał.
Nieraz on smutnym nieba zaklinał wyrazem:
Jam zawsze, za Jowisza zbiegała rozkazem,
I niosła mu ratunek w okrutnym ucisku.
Gdybym była przeyrzała tę odpłatę w zysku,
Gdy mu naywiększa praca była naznaczona,
Unieść psa z podziemnego królestwa Plutona,
Nigdyby był nie przebrnął czarnych Styxu brodów.
Jam wsparła; cóż za tyle miłości dowodów?
Tetydzie Jowisz sprzyia, Tetys ukochana,
Że go wzięła za brodę, ściskała kolana,

Aby uczcił Achilla, który miasta wali:        387
Przyydzie czas, że i moich trosków się użali,
I powie, że ma lubą swą córę w Palladzie.
Twoia ręka niech iarzmo na rumaki kładzie,
A ia tymczasem w złotym Jowisza pokoiu,
Orężem ramie moie okryię do boiu:
Obaczym, ieśli dumny Hektor się ucieszy,
Kiedy nas uyrzy nagle wśród walczacéy rzeszy,
Złamane przy okrętach Troiańskie zastępy,
Tłustém ścierwem paść będą głodne psy i sępy.„
Rzekła : Juno się iednéy chwili nie ociąga:
Złoty szor kładzie, w jarzmo rumaki zaprząga.
Do Jowisza zaś domu odchodzi Pallada :
Tam fałdzista zasłona przy iéy nogach spada,
Dzieło arcyozdobne iéy przemyślnéy ręki.
Sama idąc na woynę, płodną w płacz i ięki,
Oycowski wdziewa kirys, a ręką niezłomną
Bierze tę dzidę ciężką, długą i ogromną,
Którą, gdy gniew iéy serce, lub zemsta zapala.
Naymężnieyszych rycerzy zastępy obala.
Juno biczem ostrzegła bystre konie swoie:
Same się skrzypiąc niebios otwarły podwoie,
Których Godziny strzegą czuwaiącém okiem:
Te Olimp i zasłonią i zamkną obłokiem.
Tędy boginie, bystre poganiaią konie:
Jowisz ie obaczywszy, strasznym gniewem płonie,

Woła Jrydy, w złote ustroionéy pióra:        413
Bież, mów, niech mi się wróci i żona i córa:
Niechay mi się przed oczy nie stawią niebacznie,
Nienaylepsza się bitwa między nami zacznie.
Bo, co mówię, to zrobię, a wyrok móy taki:
Naypiérwéy im przy wozie skaleczę rumaki,
Same z wozów postrącam, a wozy połamię,
Na ciele zaś bolesne nypiętnuię znamie:
Dziesięć lat ran nie zgładzi, które piorun zada:
Co to iest walka z oycem, obaczy Pallada.
Junony zapalczywość, nie tak mi iest dziwna,
Bo ona zawsze moim zamysłom przeciwna.„
Jrys wyścigaiąca wiatr lekkim obrotem,
Pośpiesza z Jdy bystrym do Olimpu lotem.
Przy bramie ie spotyka, zatrzymać się prosi,
I wiernie rozkaz dany Jowisza donosi:
„Dokądżeto śpieszycie? co was tak zapala?
Achiwom Jowisz wsparcia dawać nie pozwala.
Jeśli spełni, co wyrzekł, los wasz będzie taki:
Naypiérwéy wam przy wozie skaleczy rumaki,
Same postrąca z wozów, a wozy połamie,
Na ciele zaś bolesne wypiętnuie znamie.
Dziesięć lat ran nie zgładzi, które piorun zada,
Co to iest walka z oycem, obaczy Pallada.
Junony zapalczywość, nie tak mu iest dziwna,
Bo ona zawsze iego zamysłom przeciwna.

Lecz ty! nie wstrzymaszli się w bezwstydnym zapędzie?        439
Twoiaż ręka z Jowiszem potykać się będzie!„
To powiedziawszy, poszła Jrys nieleniwa.
Do Pallady zaś smutna Juno się odzywa:
„Pallado, serce moie na to nie zezwoli,
Aby walczyć z Jowiszem, dla śmiertelnych doli.
Niech giną, albo żyią, iak wyrok rozrządzi,
Niechay, podług mądrości swoiéy, Jowisz sądzi,
Troian, lub Greków, szczęście przedłuża, czy skraca.„
To mówi i natychmiast nazad konie zwraca:
Godziny ie wyprzęgły, zdięły szor wspaniały,
I w żłobach Ambrozyyską paszą im podały,
A piękny wóz o ścianę błyszczącą oparły.
Zasępiły się smutkiem, złością się rozżarły,
Siadły iednak boginie w inszych bogów gronie.
I Jowisz pędzi z Jdy do Olimpu konie:
Lecą bystre rumaki do bogów mieszkania.
Sam Neptun ie wyprząga, wóz pyszny zasłania
Swiecącém się pokryciem, w mieyscu postawiony.
Wstępuie oyciec bogów na swóy tron wzniesiony:
Olimp się trząsł po każdym chmurowładcy kroku.
Gniewna Juno z Palladą siedziały na boku:
Złość zapala ich serca, upór wargi ścina;
Postrzegl ich myśli Jowisz i piérwszy zaczyna:
„Skąd, Juno i Pallado, umysł wasz stroskany?
W krótkiéy potyczce od was zniesione, Troiany,

Którymeście nienawiść wieczną poprzysięgły.        465
Wiedźcie, choćby się na mnie wszystkie bogi sprzęgły,
Wszystkie legną pod moiéy prawicy zamachem.
Lecz przeięte zbawiennym wprzód byłyście strachem,
Niżeli was uyrzały w polu krwawe boie:
Bo powiadam, a znacie, czem sa słowa moie;
Gdybyście waszéy chciały dokonać niecnoty,
Uderzone odemnie piorunnemi groty,
Jużbyście nie wróciły do bogów siedliska.„
Na te słowa, z Minerwą Juno wargi ściska.
W obu piersiach na Troi zgubę złość zaciekła,
Siedziały blisko siebie: Pallas nic nie rzekła,
Chociaż ią w głębi serca straszliwy gniew zjada:
Juno wstrzymać nie może, tak więc odpowiada:
„I dlaczego nas martwisz surowym wyrazem?
Dlaczego się z tak srogim rozwodzisz przekazem?
Któż nie wie, że się twoiéy nic nie oprze sile?
Żałuiem tylko Greków, których legło tyle,
I nad któremi ieszcze smutna wisi dola.
Wstrzymamy się od woyny, gdy ta twoia wola:
Ale im radą chcemy dać ratunek pewny,
Żeby nie wyginęli, pókiś na nich gniewny.„
„Skoro światu Jutrzenka złotym błyśnie włosem,
Obaczysz Juno, groźnym rzekł Saturnid głosem,
Jak Hektor będzie Greki bił ręką zwycięską:
Aż powszechną narodu poruszony klęską.

Wielki stanie Achilles na poboiowisku,        491
Niosąc wsparcie Achiwom w ostatnim ucisku,
Kiedy będą walczyli o Patrokla zwłoki.
Tak się wypełnić muszą odwieczne wyroki.
Ty choćbyś krańce ziemi i morza obiegła,
Gdzie Saturna z Japetem iaskinia odległa
Kryie, którzy Tartarem czarnym otoczeni,
Nie znaią wiatrów tchnienia, ni światła promieni;
Choćbyś tam nawet poszła, twe gniewy mam za nic,
Bo wiem, że w zuchwałości żadnych nie znasz granic.„
Na to i słowa Juno zmartwiona nie rzekła.
Tymczasem ziemię czarnym kirem noc powlekła,
A słońce świetną głowę skryło w Oceanie.
Z żalem gasnące światło widzieli Troianie:
Przeciwnie Grekom, tyle cierpiącym od rana,
Przyiemna noc i trzykroć była pożądana.
Sciągnąwszy lud na przestrzeń, od trupów daleką,
Hektor miał Troian radę, nad Skamandru rzeką:
Zsiedli z wozów, słuchali słów z ust Pryamida,
Jedynastołokciowa w ręku iego dzida,
Błyszczy się ostrze, złotym obięte pierścieniem,
Wódz tak mówi, otoczon liczném zgromadzeniem:
„Słuchaycie mię Troianie, i Dardany mężne,
I wiernych sprzymierzeńców zastępy potężne:
Mniemałem, że zniszczywszy Achayskie narody,
Wrócę dzisiay zwycięzcą w Jlionu grody:

Ale noc nieprzyiazne rozpostarła cienie,        517
Jéy winni Grecy swoie i naw ocalenie.
Czarnéy ustąpmy Nocy: gotuymy wieczerze,
I koń wyprzężon z wozu niech posiłek bierze.
Sprowadźcie z miasta wszystko, co do uczty trzeba,
Woły, owce i wino i dostatkiem chleba:
Drzewa także przywieźcie, aby, niźli ranna
Wznidzie Jutrzenka, światłość biła nieustanna,
I błyszczące płomienie aż do nieba wzniosła.
Bo może Grecy, szybkie zgotowawszy wiosła.
Uciekać zechcą skrycie przez morskie odmęty.
Niech przynaymniéy nie wsiędą spokoynie w okręty.
Niech strzała ich dosięgnie, albo grot miedziany.
I aż w domach głębokie opatruią rany:
Niech klęska ich, narodom za naukę stoi,
Aby nigdy nieść woyny nie śmiały do Troi.
Woźni zaś w mieście, wielkim to powiedzą głosem.
By młodzież i poważne starce siwym włosem,
Wstąpiły na stawiane boską ręką wieże.
Płeć niechay ognie pali, i niech każdy strzeże,
Ażeby się zdradziecko Achiwy nie skradły.
I w miasto, pozbawione z obrońców, nie wpadły.
Tak uczyńcie, iak mówię, Troianie waleczni,
Obmyśliłem, żebyśmy dziś byli bezpieczni.
Jutro powiem rycerstwu, czego po niém żądam.
W bogów ufny pomocy, téy chwili wyglądam,

Gdy Greki, złym tu losem przybyłe, wyniszczę,        343
I brzegi nasze z tych psów zaiadłych oczyszczę.
Dziś przez całą noc pilne odprawuymy straże.
Rano, skoro się pierwsza Jutrzenka pokaże,
Poniesiem bóy okrutny aż pod same nawy.
Obaczę, czy Dyomed, ów rycerz tak żwawy,
Do murów mię odpędzi, czy sam legnie trupem,
I ozdobi prawicę moię świetnym łupem.
Ten dzień iego odwagę da poznać otwarcie,
Czyli zdolny wytrzymać méy dzidy natarcie:
Ale przyiazne niebo ten wyrok mi pisze,
Że sam legnie, a przy nim liczni, towarzysze.
Obym się tak nie starzał i tak nie umierał,
I taką cześć, iak Pallas, albo Feb odbierał,
Jak pewny iestem w dzień ten Achiwów zagłady.„
Rzekł, a na to niezmierny powstał okrzyk rady.
Czynią rozkaz rycerze: wraz każdy wyprząże,
I do wozu spocone konie leycem wiąże.
Z miasta zaś sprowadzaią, co do uczty trzeba,
Woły, owce i wino i dostatkiem chleba:
Zwożą drzewo, palą się mnogie w polu stosy,
A wiatry wznoszą gęste dymy pod niebiosy.
Przez noc, dumną Troianie pasąc się nadzieią,
Siedzą zbroyni w swych szykach, ognie zaś goreią.
Jako gwiazd grono pięknie przy xiężycu błyszczy,
Gdy wiatr tak przyiemnego widoku nie niszczy;

Góry widać i wzgórki i zielone gaie,        569
Całe się niebo w swoiéy świetności wydaie,
A pasterz się dziwuie pięknościom natury;
Tak też, przed wyniosłemi Jlionu mury,
Między Achayską flotą i Skamandrem czystym,
Cale świéci się pole płomieniem rzęsistym.
Tysiąc ogniów się pali, a przy każdym siedzi
Pięćdziesiąt bohatyrów, błyszczących od miedzi:
Jęczmień i owies iedząc, wyglądaią konie,
Aż się Jutrzenka wzniesie na różanym tronie.        578








ILIADA.


XIĘGA IX.



TREŚĆ XIĘGI IX.

Poselstwo do Achillesa.


Agamemnon, po odniesieniu ostatniéy klęski, radzi Grekom odstąpić od oblężenia Troi, i wrócić się do oyczyzny. Sprzeciwia się temu Dyomed: popiera go Nestor, wychwalaiąc iego rozum i stałość: radzi ieszcze, aby postawić straż przy okopach, i złożyć radę, dla namyślenia się o wzięciu pewnych środków w tak ciężkich okolicznościach. Słucha go Agamemnon: daie wodzom ucztę. Nestor wnosi, aby wysłać posłów do Achillesa w celu nakłonienia go do zgody. Przystaie na to Agamemnon. Wybrani są Ulisses i Aiax, którym towarzyszy stary Fenix. Ci wszelkich używaią sposobów do nakłonienia Achillesa, lecz nadaremnie. Zawzięty boharyr trwa w gniewie. Wracaią się posłowie z niepomyślnym skutkiem: Fenix zaś zatrzymany od Achillesa, został w jego namiocie: Idzie woysko do spoczynku.


ILIADA.
XIĘGA IX.

Tak czuwali Troianie, gdy na Greków padła
Zimnego Strachu siostra, Ucieczka wybladła:
Ranne bolem, naystalsze umysły się chwieią.
Jak gdy nagle z Zefirem Boreasz zawieią,
Burząc Ocean od ryb mnogich zamieszkany;
Na bałwanach się czarne podnoszą bałwany,
Zielsko i pianę miecąc z morskiego łożyska:
Tak strach w Achiwów piersiach drżącém sercem ciska.
Obchodzi Agamemnon, cały w smutku, w trwodze,
I woźnym rozkazuie zwołać pierwsze wodze,
Lecz razem głos miarkować:[227] iego spólna strata
Naymocniéy boli, iego naywięcéy przygniata.
Usiadły wodze: troski na wszystkich wyryte,
Powstał król Agamemnon, łzy leiąc obfite;
Jak zdróy, który z pod ſkały bystrym nurtem ciecze:
I gęstym przerywane iękiem słowa rzecze:
„Przyiaciele, wodzowie, plemię woyny boga,
W ciężką mię trudność wprawia Jowisza moc sroga:
Bo nielitosny, przedtem dał mi obietnicę,
Że nie wrócę, aż Troian obalę stolice;
Teraz mi każe płynąć do Argów bez sławy,
Kiedym iuż tyle ludu stracił przez bóy krwawy.

Tak chciał Jowisz, którego nieodparte ramie        23
Tylu miast dumne szczyty złamało i złamie.
Przeciwko woli bogów próżna ludzka praca.
Posłuchaycie, co powiem: niech każdy powraca:
Już czas do ukochanéy oyczyzny pośpieszyć.
Bo trudno się nad Troią zwycięztwem ucieszyć.„
Rzekł, a na to ucichło całe zgromadzenie,
I długo smutnym wargi ścisnęło milczenie:
Aż nareście Dyomed waleczny tak powie.
„Nie miéy za złe, że płochéy sprzeciwiam się mowie:[228]
Wszak z wolném zdaniem, królu, zwykliśmy tu siedzieć.
Ty piérwszy między Greki śmiałeś to powiedzieć,
Żem nikczemny, że w polu na męztwie mi schodzi;
Słyszeli tę obelgę i starzy i młodzi.
Tobie z dwóch darów ieden, wielki Jowisz nadał:
Pozwolił, abyś berło naywyższe posiadał.
Lecz téy, któréy przeciwność żadna nie poruszy,
Co iest wyższa nad wszystko, stałéy nie dał duszy.
Rozumieszże, o wodzu podły i trwożliwy!
Że iuż z męztwa zupełnie wyzute Achiwy?
Jeśli sam chcesz powracać, powracay w téy porze,
Nawy twe blizkie brzegów, otwarte iest morze:
Drudzy zostaną Grecy, aż Troi dobędą.
Jeśli i ci chcą wrócić, niech na nawy wsiędą,
Niech płyną; my haniebnéy ucieczki nie dzielem:
I póty będziem walczyć oba ze Stenelem,

Aż dumne wywrócimy Jlionu grody:        49
Bośmy tu za boskiemi przybyli powody.„
Rycerski Dyomeda głos wszystkich przenika,
I zadziwiona rada z poklaskiem wykrzyka,
Gdy stary powstał Nestor: „Godny oyca synu!
Nie tylko słyniesz w polu z rycerskiego czynu.
I radą piérwszy iesteś w rówienników rzędzie.
Nikt z Greków czucia twego naganiać nie będzie,
Wszyscy, co tu iesteśmy, zgodzimy się na nie;
Naygłównieysze atoli opuściłeś zdanie.[229]
Ale też wieku twego nie iest długa pora.
A choćbyś mógł bydź synem naymłodszym Nestora,
Zaczynasz mężom radą mądrą przewodniczyć.
Lecz ia, co więcéy mogę lat, niźli ty, liczyć.
Wszystko zważę dokładnie na rozsądku szali,
Nikt moich słów nie zgani, sam król ie pochwali.
Jeśli woyny domowéy srogość miła komu,
Taki iest bez oyczyzny, bez prawa, bez domu.[230]
Teraz Nocy sluchaymy, gotuymy wieczerze,
Niech za murem przy rowie straż maią rycerze:
Naylepiéy tę powinność poruczyć młodzieży:
Królu, masz moc, do ciebie rozkazać należy.
Wiekiem zaś oświeconych przywołay na radę,
I day im, iak przystoi, w namiocie biesiadę,[231]
Otacza cię obfitość, masz dostatkiem wina,
Które ci codzień Tracka dosyła kraina:

Naylicznieysze narody twą sprawuiesz władzą.        75
A kiedy się wybrani wodzowie zgromadzą,
Naylepszą radę przyymiesz, iaką natchną nieba.
Ach! iak dziś Grekom rady rostropnéy potrzeba!
Troianin ognie pali przy okrętach blisko:
Któż zimno patrzeć może na to widowisko?
Ta noc lub zgubi woysko nasze, lub ocali.„
Tak rzekł: a wszyscy iego radzie się poddali.
Wraz się na straż rycerze wyprawiaią młodzi:
Nestora syn, Trazymed naypiérwszy wychodzi,
Za nim Jalmen, Askalaf, Marsa dzielne syny,
Afarey i Deipir, i śmiałemi czyny
Sławny Meryon, siódmy zacny syn Kretona.
Idzie młodzież długiemi dzidy uzbroiona;
Siedmiu wodzów, swéy rocie każdy przewodniczył,
Każdy, pod swoią władzą, sto młodzieńców liczył.
Z bronią w ręku, przy rowie i murze zasiedli.
Tam zapalili ognie, i wieczerzą iedli.
Agamemnon w namiocie swoim stół zastawia,
I naycelnieyszym wodzom wdzięczną ucztę sprawia:
Nikt sobie tam smacznego pokarmu nie szczędził,
A gdy głód i pragnienie każdy iuż odpędził;
Starzec, z mądrych maiący rad powszechną sławę.
Gorliwy o narodu Achayskiego sprawę,
Zaczął swoie wykładać myśli w tym sposobie.
„Królu! od ciebie zacznę i skończę na tobie.

Ciebie Jowisz na czele narodów posadził,        101
Dał ci berło i prawa, żebyś o nich radził.
Zdania więc piérwszość zawsze przy tobie zostaie:
Ale, kiedy kto inny dobrą radę daie.
Słuchać iéy powinieneś, a w uważnym względzie
Obiąwszy rzeczy, przyiąć to, co lepsze będzie.
Ja wszystko powiem szczerze, podług przekonania,
I sądzę, że tu nie da nikt lepszego zdania.
Nie dziś ie mam dopiero, ale wtedy ieszcze,
Bo klęski przeczuwało we mnie serce wieszcze,
Gdyś królu, wzięciem branki, Achilla rozżalił.
Nikt natenczas postępku twoiego nie chwalił.
Ja cię wstrzymać od tego chciałem przedsięwzięcia:
Lecz ty, słuchaiąc dumnéy wielkości natchnięcia.
Obraziłeś rycerza, którego czczą bogi,
I dziś ieszcze w namiocie masz iego łup drogi.
Myślmy, iakby w nim zmiękczyć można gniew surowy,
Przez miłe upominki, przez słodkie namowy.„
Na to król: „Mądry starcze, zawszem prawdę cenił,
I wdzięcznie to przyymuię, żeś móy błąd wymienił.
Precz odemnie nikczemne grzechu pokrywanie!
Mąż, którego czci Jowisz, sam za woysko stanie:[232]
Jak tego uczcił! srodze zgromiwszy Achiwy.
Ale, kiedy zgrzeszyłem przez gniew popędliwy;
Chcę go znowu mnogiemi złagodzić ofiary,
Wymienię ie przed wami, oto moie dary:

Dziesięć talentów złota, siedm troynogów czystych,[233]        127
Dwadzieścia naczyń, koni dwanaście ognistych,
I w polu zwycięzkiemi wsławionych zawody:
Nie byłby ten ubogi, coby te nagrody,
Coby to wszystko złoto w swych ręku posiadał,
Które mnie koni moich zwycięzki bieg nadał:
Siedm dziewcząt zaleconych przemysłem i ciałem,
Które, gdy podbił Lesbos, dla siebie wybrałem.
Przenoszące pięknością cały ród niewieści,
A między niemi wzięta Bryzeis się mieści:
I zaklnę się naywiększą przysięgą na świecie,
Żem nigdy nie obraził wstydu w téy kobiecie.
To wszystko zaraz weźmie, lecz niech się ukoi.
A ieśli nam pozwolą bogi dobyć Troi,
Kiedy zdobytych łupów będziem czynić działy,
Miedzią i złotem okręt wyładuie cały.
Dwadzieścia z nim Troianek naypięknieyszych wsiędzie,
To iest, co naypiérwszego po Helenie będzie,
Gdy nas wróconych uyrzy oyczysta kraina,
Za zięcia go przybieram, uczczę go iak syna,
Nie różnię go z chowanym w dostatkach Orestem.
Chryzotema z cór piérwsza, których oycem jestem,
Jfgeniia druga, trzecia Laodyka:[234]
Niech wybierze, bez opłat ślub ten go potyka.
Owszem ia mu dam posag:[235] nikt tak nie obdarzył
Swéy córy, gdy iéy związki małżeńskie koiarzył.

Siedm pięknych miast odemnie wianem odziedziczy,        153
W nich Kardamila, Hyra wesoła się liczy,
Enopa, możne Fery, Anteia zielona,
Miła Epeia, Pedaz, płodny w winogrona.
Wszystkie nad morzem leżą, przy Pilach piasczystych,
Od ludów zamieszkałe, w trzody zamożystych:
Czcić go będą, iak boga, darami bogacić,
I królowi swoiemu winny pobór płacić.
Otrzyma on to wszystko, lecz niech się nie sroży,
Niechay się da ubłagać, i gniew z serca złoży.
Pluton sam niezbłagany, pan piekielnych progów.
Stąd naynienawistnieyszy ludziom z wszystkich bogów,
Niech mi przecież ustąpi: wszakże mię i władza,
I wiek móy posuniony wyżéy niego sadza.„
„Przemożny królu, Nestor odzywa się stary,
Wielkiéy ceny przeznaczasz dla Achilla dary.
Wymieńmy zatém wodzów, by ci bez odwłoki,
Do rycerza śpiesznemi udali się kroki.
Ja powiem, byle nie był wybór móy daremny:
Niech Fenix ich prowadzi, on bogom przyiemny:
Z nim Ulisses wymową, Aiax sławny dzidą,
I dway woźni, Eurybat i Hody niech idą.
Daycie wody na ręce, nakażcie milczenie,[236]
Może się skłoni Jowisz na nasze westchnienie.„
Mądry wybór Nestora cała rada chwali:
Zaraz woźni na ręce wody im nalali,

A puhary, w kwieciste ustroione wieńce,        179
Pełne wina, roznoszą miedzy nich młodzieńce.
Gdy bogom należyte oddali ofiary,
I sami do dna z winem spełnili puhary;
Posłowie się do swoiéy zabieraią drogi,
Nestor głosem i ręką daie im przestrogi,
Naybardziéy zaś Jtaki króla upomina,
Aby zmiękczył Peleia zawziętego syna.
Idą brzegiem, szumnemi szturmowanym wały;
I boga, co swem berłem świat ogarnia cały,
Proszą, by mogli skłonić w gniewie duch zacięty;
Wkrótce przyszli, gdzie stały Ftyotów okręty.
Zastaią zabawnego graniem bohatyra:
Odzywała się w ręku iego wdzięczna lira:
Łup ten, gdy Teby zdobył, znóy iego nagrodził,
Śpiewał rycerskie dzieła, tak swe bóle słodził.
Patrokl, siedząc naprzeciw, nadstawuie ucha,
I w milczeniu do końca iego pienia słucha,
A wtem posłowie wchodzą, Ulisses na czele:
Staią przed bohatyrem. Zadziwiony wiele,
Rzucił lirę, i z mieysca natychmiast wyskoczył:
Wstał i Patrokl zdumiony, skoro wodzów zoczył;
„Czyli was tu potrzeba, czyli przyiaźń trudzi,
Rzekł, ściskaiąc ich Pelid, miłych witam ludzi;[237]
Choć iestem zagniewany, was uważam przecię,
Jako moich naydroższych przyiaciół na świecie.„

To mówiąc, do namiotu swoiego wprowadza,        205
I na krzesłach purpurą okrytych, posadza.
Zaraz do Menetego odzywa się syna:
„Naywiększy mi dzban przynieś, nie oszczędzay wina,
Niechay czasza przed każdym napełniona stoi,
Przyszli do mnie naylepsi przyiaciele moi.„
Na te słowa czémprędzéy Patrokl się zawinie:
Pelid stawia do ognia głębokie naczynie,
Kładzie w nie wielkie sztuki kozy i barana,
Mieści się i ćwierć wieprza, tłustością oblana.
Automedon wstrzymywał mięso, Pelid siekał,
I porąbane sztuki na rożny nawlekał.
Patrokl wielki podnieca ogień silném tchnieniem;
A gdy iuż konaiącym iskrzył się płomieniem,
Solą mięso potrząsa, węgle rozpościera,
I obciążone rożny na głazach opiera.
Skoro się zaś upiekło wszystko, jak potrzeba,
Z pięknych koszów wykłada Patrokl sztuki chleba.
Achilles mięso dzieli, siedząc z drugiéy strony
Przeciw mieyscu, gdzie siedział Ulisses wsławiony.
Lecz i wezwanie bogów nie wyszło z pamięci,
Dla nich Patrokl pierwiastki mięsa w ogniu święci.
Im zgotowana uczta do smaku przypadła.
A kiedy iuż dość mieli napoiu i iadła;
Aiax ostrzegł Fenixa; na to Jtak czekał,
Nalał wina i rzeczy zagaić nie zwlekał.

„Bądź szczęśliwy, Achillu! Uczty nam nie braknie,[238]        231
I u Atryda mamy, czego serce łaknie,
I od ciebie iesteśmy przyięci tak hoynie:
Lecz możnali się ucztą dziś bawić spokoynie?
Wielkiéy, bogów kochanku, lękamy się klęski;
Jeśli nie błyśnie w twoiéy ręce miecz zwycięski,
Nie wiem, czy zginie flota, czyli się ocali.
Już ze sprzymierzeńcami Troianie zuchwali,
Obozem nawy nasze otaczaią zbliska,
Ogień ich przed Greckiemi namiotami błyska:
Grożą, iż do okrętów przedrą się ich roty.
Jowisz pomyślne znaki daie im przez grzmoty:
Hektor, szczęściem nadęty, miota się zażarcie;
A czuiąc, że od władcy pioruna ma wsparcie,
Ni się na ludzi, ni też na bogów ogląda:
Wściekły! weyścia Jutrzenki iak nayprędzéy żąda,
Ażeby do ostatniéy przywiódł nas żałoby:
Mówi, że z naw przepyszne pozdziera ozdoby,[239]
Płomieniem nasze zniszczy okręty, a razem
Zdumione Greki w dymie wytępi żelazem.
Lękam się, żebym skutku tych gróźb nie obaczył,
I żeby nam okrutny wyrok nie przeznaczył,
Daleko od oyczyzny, tu zginąć pod Troią.
Wstań więc, i choć nierychło, zbaw nas ręką twoią.
Uskrom zuchwałych Troian w szalonym zapędzie:
Gdy złe iuż dóydzie kresu, lekarstwa nie będzie,

Po zgubie, ból uczuiesz, lecz poźna ta żałość:        257
Uprzedź więc dzień okropny, i day Grekom całość.
Ach! przyiacielu, wspomniy na oyca przestrogę,
W sam dzień, gdy cię wyprawiał do Atryda w drogę.
Synu, rzekł: ieśli zechce Juno i Pallada,
Ich łaska bohatyrską odwagę ci nada:
Ty hamuy dumne serce i umysł niezgięty:
Lepsza ludzkość, silnieysze dobroci ponęty.
Chroń się zaciekać w gniewie, który wiele szkodzi;
Tak cię będą poważać i starzy i młodzi.
Lecz upomnienia oyca wyszły ci z pamięci.
Uspokóy się choć teraz, uśmierz się w niechęci;
Niechay rozum nad serca zapałem przemaga.
Agamemnon drogiemi darami cię błaga:
I byś tylko cierpliwie wysłuchać mię raczył,
Powiem, iakie ci dary dopiero przeznaczył.[240]
Dziesięć talentów złota, siedm troynogów czystych
Dwadzieścia naczyń, koni dwanaście ognistych
I zwycięzkiemi w polu wsławionych zawody:
Nie byłby ten ubogi, coby te nagrody,
Coby to wszystko złoto w swych ręku posiadał,
Które mu koni iego zwycięzki bieg nadał;
Siedm dziewcząt zaleconych przemysłem i ciałem,
Które, gdyś podbił Lesbos, wziął dla siebie działem,
Przenoszące pięknością cały ród niewieści:
A między niemi wzięta Bryzeis się mieści.

I zaklnie się naywiększą przysięgą na świecie,        283
Że nigdy nie obraził wstydu w téy kobiecie.
To masz zaraz, iak tylko gniew twóy się ukoi.
A ieśli nam pozwolą bogi dobyć Troi,
Kiedy zdobytych łupów będziem czynić działy,
Miedzią i złotem okręt wyładuiesz cały:
Dwadzieścia z tobą niewiast naypięknieyszych wsiędzie,
To iest, co naypierwszego po Helenie będzie,
Gdy wrócim, coś większego masz ieszcze w ofierze,
Uczci cię iako syna, za zięcia przybierze.
Różnicy między tobą i Orestem nie ma.
Rośnie mu trzy cór pięknych, iedna Chryzotema,
Jfigeniia druga, trzecia Laodyka.
Sam wybierzesz, bez opłat ślub ten cię potyka:
Owszem oyciec da posag: nikt tak nie obdarzył
Swéy córy, gdy iéy związki małżeńskie koiarzył.
Siedem miast zięć od niego wianem odziedziczy,
W nich Kardamila, Hyra wesoła się liczy,
Enopa, możne Fery, Anteia zielona,
Miła Epeia, Pedaz, płodny w winogrona:
Wszystkie nad morzem leżą, przy Pilach piasczystych,
Od ludów zamieszkane, w trzody zamożystych:
Będą cię czcić iak boga, darami bogacić,
I królowi swoiemu winny pobór płacić.
Takie, skoro gniew złożysz, czyni ci ofiary.
A ieślić nienawistny król i iego dary,

Ulituy się nad Greki, w nieszczęściu tak srogiém,        309
Ty sam będziesz ich zbawcą, ty będziesz im bogiem.
Oto dzień wielkiéy chwały, oto właśnie pora,
Kiedy trupem szczęśliwie położysz Hektora.
Sam się pod oręż stawia w szalonym zapale,
Sam pod oczy przychodzi: chlubiąc się zuchwale,
Że mu żaden z rycerzy Greckich nie iest równy.„
Pelid tak odpowiedział: „Ulissie szanowny!
Ja wam szczerze wyłożę czucia moiéy duszy,
I to powiem, od czego nic mię nie poruszy:
Abyście, przedsięwzięcia moiego pamiętni,
Więcéy dla uszu moich nie byli natrętni.
W równéy mam nienawiści z piekłem obłudnika,
W którym chytrze odbiega serce od ięzyka.
Otwieram więc myśl moię: i król wasz daremnie,
I kto z Greków rozumie, że ią zmieni we mnie.
Nie ma tu ceny męztwo, za nic krwawe znoie.
Czy kto z nieprzyiacielem ciągłe toczy boie,
I szuka niebezpieczeństw, czy podle tył poda,
Dla obu tu cześć iedna, i iedna nagroda.
Jednak rycerz i gnuśnik równie legną w grobie.
Za tyle prac i znoiów, cóżem zebrał sobie?
Com zyskał, w każdym boiu mogąc paśdź bez duchu?
Jak ptaszek, maiąc dzieci w miękkim ieszcze puchu,
Szuka żeru, o sobie dla nich nie pamięta,
Byleby tylko lube pożywił pisklęta;

Tak ia, w nocach bezsennych ciężkiem znosił trudy,        335
Wednie się z walecznemi potykałem ludy,
Brodziłem ustawicznie we krwi nieznużony,
Piersi moich za wasze nadstawiaiąc żony.
Dwanaście miast dobyłem z okręty moiemi,
Jedénaściem ich pieszy zwalił na téy ziemi:
Wziąłem łupy, mogłem się zbogacić niezmiernie,
Lecz wszystko Atrydowi oddawałem wiernie.
Siedząc przy flocie, z moiéy pracy się nadymał,
Mało rozdał, a więcéy dla siebie zatrzymał.
I królom też udzielał trochę z téy zdobyczy;
Każdy przecież, co dostał, spokoynie dziedziczy.
Mnie skrzywdził! wziął mi żonę, kochanie serdeczne!
Niech na niéy spełnia gwałtem swe żądze wszeteczne!
Skąd przeciwko Troianom wszczął się pożar woyny?
Dlaczego Agamemnon ściągnął tu lud zbroyny?
Czyż nie dla wyrządzonéy Helenie ohydy?
Samiż tylko swe żony kochaią Atrydy?
Każdy poczciwy kocha swoię sercem stałém:
Jak ia tę, choć w niewoli będącą, kochałem:
Raz łup wziął, raz mię zdradził, próżne teraz żale;
Próżno mię szuka podeyść, znam go doskonale.
Niech z wodzami, niech z tobą radzi Ulissesie,[241]
Jak odeprzeć te ognie, które Troia niesie.
Niemałych on bezemnie iuż dokazał rzeczy,
Mur wyniósł, rów wykopał, dla Troian odsieczy:

Jeszcze palami szańce nasrożył dokoła.        361
Przecież i tak Hektora zatrzymać nie zdoła.
Dopókim ia na czele Greków na plac chodził,
Hektor, od murów zdala, potyczki nie zwodził:
Pod bramą stał i bukiem, raz na mnie zaczekał,
Ale gdym się przybliżył, natychmiast uciekał.
Już ia na niego więcéy nie iestem zawzięty:
Z piérwszą Jutrzenką spycham na morze okręty.
Gdy z bogami Jowisza świętym uczczę darem,
I wyładuię nawy kosztownym ciężarem,
Obaczysz ie, gdy zechcesz, na płynnéy przestrzeni,
I iak od gęstych wioseł morze się zapieni:
A ieśli Neptun dobrą żeglugę dać raczy,
Oyczystą ziemię flota za trzy dni obaczy.
Nie małem ia bogactwa u siebie zostawił,
Gdym się, za złym wyrokiem, w te strony wyprawił.
Stąd prac moich nabytek, wezmę zbiory liczne,
Złoto, miedź i żelazo, i branki prześliczne:
Co dał Atryd, to wydarł przez krzywdę nieznośną.
Odnieścież mu odpowiedź otwartą i głośną.
Niech lud słyszy i sarknie na czyn tak ohydny:
Zawsze o zdradzie myśli, ten człowiek bezwstydny.
Z mego przykładu, każdy niech się ma na straży:
Choć bezczelny, w oczy mi spoyrzeć się nie waży!
Nic z nim spólnego nie mam, ni w czynach, ni w radzie,
Raz mię podszedł,na iednéy niech przestaie zdradzie:

Jaż, w upadku tyrana tego będę krzepił?        387
Niech leci na swą zgubę! Jowisz go zaślepił!
Gardzę iego osobą, i brzydzę się dary.
Gdyby tu stokroć większe czynił mi ofiary,
Nad to co ma, i ieszcze co będzie posiadał;
Gdyby mi skarby wszystkie Orchomenu składał,[242]
Albo które w stubramnych Teb liczą się mieście,
Gdzie w pole każdą bramą idzie mężów dwieście,
Koni i wozów liczne prowadząc szeregi:
Gdyby mi, ile piasku morskie maią brzegi,
Tyle przynosił złota; skłonić mię nie zdoła;
Tak wielki gwałt, o karę należytą woła!
Mnieżby z Agamemnonem ieszcze krew łączyła!
Jażbym wziął iego córkę! Choćby równą była
Minerwie, przez swóy dowcip, Wenerze przez wdzięki,
Nigdy z jéy ręką Pelid nie złączy swéy ręki.
Tak wiele iest odemnie zamożnieyszéy młodzi,
Z nich sobie weźmie zięcia, lepiéy się z nim zgodzi.
Jeśli mię bóg zachowa i w domu osiędę,
Z rąk oyca kochanego małżonkę mieć będę:
Są we Ftyi, w Helladzie, prześliczne niewiasty.
Córy królów, możnemi władaiących miasty:
Z tych sobie towarzyszkę dni moich wybiorę,
A gardząc dymem sławy, za którą dziś gorę,
Z kochaną żoną będę przepędzał wiek słodki,
Używaiąc spokoynie, co zebrały przodki.

Życie cenię nad wszystko: choćbyś odziedziczył        413
Bogactwa, które Troi lud zamożny liczył,
Nim tu Grecy przynieśli woyny pożar srogi;
Lub co marmurowemi ozdobiona progi,
W Delfach zamyka Feba świątynia szanowna;
Wszystko się to z szacunkiem życia nie porówna.
Jedne straciwszy, w drugie zamożesz się zbiory,
Nowe pozyskasz sprzęty, stada i obory:
Dusza się nie powróci, nikt się nie doczeka,
Aby na nowo przyszła ożywiać człowieka.
Matka rzekła, wód morskich pani srebrnonoga,
Że do śmierci dwoiaka prowadzi mię droga:[243]
Jeśli będę z Troiany walczył ręką dzielną,
Nie wrócę się, lecz zyskam chwałę nieśmiertelną:
Zaszczyt ten utracony, gdy w domu osiędę,
Ale śmierć moia późna, długi wiek żyć będę.
I drugim Grekom radzę powrócić do domu:
Nie legnie od waszego Jlion pogromu.
Ma Troia woyska mężne, Jowisz iéy obrońca:
Nigdy wy pracy waszéy nie uyrzycie końca.
Nieścież odpowiedź wierną, iak posłom przystoi,
Że Pelid nigdy gniewu swego nie ukoi,
Że trwały w przedsięwzięciu: przez inną więc radę,
Niech oddalą od woyska i floty zagładę:
Bo na mnie polegaią wcale bezrozumnie.
Fenix niech tu zostanie, i nocuie u mnie.

Jutro na okręt zemną wsiędzie, gdy stąd ruszę,        439
Lecz ieżeli sam zechce, bo go nie przymuszę.„
Skończył: a na te słowa oniemiały posły:
Zdziwiła ich odmowa i ton tak wyniosły.
Aż z płaczem Fenix, drżący nad okrętów losem,
Przerywanym iękami zaczął mówić głosem:[244]
„Jeżeli, Achillesie, ruszasz stąd okręty,
Nie chcesz floty ocalić, i w gniewie zawzięty,
Zamiast uśmierzenia się, iątrzysz w sercu ranę,
Jakże tu sam bez ciebie, móy synu, zostanę?
Mnie oyciec twóy powierzył młode lata twoie,
Kiedy cię za Atrydem wysyłał na boie;
Nie znałeś ieszcze, ani trudnéy Marsa sprawy,
Ani sztuki mówienia, z któréy tyle sławy:
Chciał więc twą niedoyrzałość przezemnie prowadzić,
Byś umiał dzielnie walczyć i rozsądnie radzić.
Synu! nic mię od ciebie oderwać nie zdoła,
Ni, choćby zetrzeć zmarszczki chciał bóg z mego czoła,
Wrócić kwitnącą młodość, iaki wtenczas byłem,
Gdy, dla niechęci oyca, Grecyą rzuciłem.
O niewiastę Amintor powziął gniew niezmierny,
Kochał ią, żonie swoiéy, matce méy, niewierny:
Ta prosiła, bym serce uprzedził kobiety,
Dla obrzydzenia starca: zrobiłem, niestety!
Jakie potém na głowę moię spadły nędze!
Poznał oyciec, przeklął mię, czarne wezwał Jędze,

By na kolanach zemnie nie piastował syna:[245]        465
Stwierdził Pluton, stwierdziła straszna Prozerpina,
I musiało przeklęstwo srogie skutki sprawić.
W domu gniewnego oyca nie mogąc się bawić,
Przedsięwziąłem go rzucić. Skoro to postrzegli,
Przyiaciele i krewni, gromadnie się zbiegli,
Chcąc zatrzymać, przez prośby, i biesiadne stoły:
Bili barany, bili wytuczone woły,
I wieprzowe się mięso nad Wulkanem piekło,
A z beczek starca wino strumieniami ciekło.
Przez dziewięć dni odemnie nie ruszyli kroku,
Jedni w koley po drugich spali przy mym boku:
Od ogniów zapalonych dwór zaiaśniał cały,
Te przysionki, te izby weyście oświecały.
Ale kiedy się zbliżył cień dziesiątéy nocy,
Drzwi, choć warowne, moiéy nie wstrzymały mocy,
Złamałem ie, z łatwościąm okopy przeskoczył,
Tak że mię nikt, ni z mężów, ni z kobiet nie zoczył.
Uciekałem, przez wielkie Grecyi płaszczyzny,
Aż wreście obaczyłem Ftyolów grunt żyzny,
I w trzódy zamożysty i obfity w zboże.
Nic z Peleia przyięciem zrównać się nie może:
Kochał mię, iak dla syna człowiek ma kochanie.
Gdy wpośród zbiorów, oycem na starość zostanie.
On mię bogactwy, on mię chwałą przyozdobił.
On dał berło i królem Dolopów mię zrobił.

A ty, czém dzisiay iesteś, Achillesie boski.        491
To naywięcéy sprawiły moie czułe troski.
Jam cię zawsze na ucztę do stołu prowadził:
Pókim cię na kolanach moich nie posadził,
Nie chciałeś brać pokarmu: iam do ust przytykał
Czaszę, iam dawał sztuczki, któreś ty połykał.
Częstoś na szatę pokarm rzucił z ust dziecęcych.
Przykrość w pielęgnowaniu twych lat niemowlęcych,
Znosiłem, w téy nadziei: że gdy bóg przeszkodził,
Ażeby się potomek z mych bioder urodził,
Ciebie, plemię Peleia, za syna przyswoię,
I ty, przeciw nieszczęściu, wesprzesz starość moię.
Uśmierz się Achillesie: iaki zakał szpetny,
Gdyby był niezbłagany, umysł tak ślachetny!
Bogowie, wyżsi od nas cnotą, stopniem, władzą,
Jednak ludziom grzeszącym ubłagać się dadzą:
I choć iuż są gotowi ciężkie zesłać kary,
Łagodzą się przez Prośby, kadzidła, ofiary.
Wszakże Prośby Jowisza wielkiego są plemię:[246]
Ułomne, słabą nogą wędruią przez ziemię,
Z czołem zmarszczką pokrytém, ze spuszczoném okiem,
Idą ciągle za Krzywdą: ona silnym krokiem
Poprzedza ie, i szkody między ludźmi sieie:
Próśb ręka na iéy rany słodki balsam leie.
Gdy przyydą do człowieka, a ten ich usłucha,
Na iego ślub chętnego nadstawiaią ucha:

Kto ie odrzuca, Jowisz mści się téy pogardy,        517
Zsyła Krzywdę i przez nię karze umysł hardy.
Uczciy ie, Achillesie: hołdów ci nie skąpią,
Którym i nayzaciętsze umysły ustąpią.
Gdyby trwał w złości Atryd, uznać błąd swóy zwlekał,
Gdyby darów nie dawał, innych nie przyrzekał;
Choć Greków stan okropny, nigdybym atoli
Nie żądał, byś gniew złożył, i wsparł ich w niedoli.
Dziś gdy wiele, na przyszłość więcéy ieszcze daie,
Gdy cię przez piérwszych mężów błagać nie przestaie,
I którzy są naylepsi przyiaciele twoi;
Ni prośbą ich, ni przyyściem gardzić nie przystoi.
Dotąd żal twóy był słuszny, odtąd iuż nie będzie.
Znamy, iak dawni mieli cześć na wielkim względzie,
Zwyciężali gniew iednak i serce uporne,
Błagali się przez dary, przez prośby pokorne.
Zdarzył się przykład w wieku, który starym zowiem,
Pozwólcie przyiaciele, że go wam opowiem.
Przy Kalidonie, mieście niemałéy zalety,
Bili się Etolowie i mężne Kurety:[247]
Ci w Marsowéy wściekłości miasto chcieli spalić,
Tamci od zguby grody oyczyste ocalić.
Dyana zapaliła téy woyny pożary,
Gniewna, że kiedy zebrał hoyne ziemi dary,
Jéy bóstwu nie poświęcił Oney ofiar winnych.
Pyszne zabił stugłowy dla niebianów innych,

Jéy zapomniał, czy nie chciał: bardzo źle uczynił.        543
Bo Dyana przeciwko czci któréy przewinił,
Przesłała nań odyńca: ten kłem uzbroiony,
Szerokie bohatyra pustoszył zagony.
Drogie płody prac ludzkich psuł potwór zaiadły,
Pyszne drzewa, z owocem, z korzeniami, padły.
Z rożnych miast Meleager dopiero sprowadził
Mnóstwo psów i myśliwców, tak odyńca zgładził.
Nicby nie dokazały rąk nielicznych ciosy,
Już wielu poszło mężów na pogrzebne stosy.
Czyia miała bydź głowa i skóra obrosła,
O tę zdobycz Dyana sztandar woyny wzniosła:
O nię z Kurety mężne walczyły Elole.
Dopóki Meleager zastępował pole,
Nie mogły się Kurety pod mury utrzymać.
Lecz wkrótce gniew rycerza zaczął serce zżymać,
Gniew co i w mądrych nieci szkodzące zapały.
Zły na matkę Alteią, rzucił pole chwały,
I spoczywał pod żony Kleopatry bokiem,
Córy Jdy z Marpissy, lekkim sławnéy skokiem:
Oyciec, rycerz nayśmielszy, łukiem uzbroiony,
O tę Nimfę śmiał toczyć bóy z synem Latony.
W domu ią Alcyoną nazwali rodzice:
Bo iako Alcyona, łzami kropiąc lice,
Płakała matka córy, kiedy pełne wdzięku,
Feb troskliwym rodzicom wydarł dziecię z ręku.

Zdala od boiu u téy on spoczywał żony,        569
Okropnemi przeklęstwy matki obrażony,
Co o śmierć brata, na swe rozżarłszy się plemię,
Upadła na kolana, biła ręką ziemię,
Wzywaiąc Prozerpiny czarnéy i Plutona,
I rzęsisty łez potok zlewaiąc do łona,
Sroga matka żądała syna swego zguby:
Twarde Jędze z Erebu słyszały te śluby.
Już przy bramach zgiełk straszny, tłuką mur tarany,
Idą z prośbą do niego starce i kapłany,
By śpieszył nieprzyiaciół od miasta odpędzić:
Przyrzekaią, że darów nie będą mu szczędzić,
Że od ziomków, za taką przysługę, w ofierze,
Pięćdziesiąt włók żyznego gruntu sam wybierze;
Winem będzie okryta iedna część, a druga
Bez żadnych drzew, bez cieni, lecz zdatna do pługa.
I stary oyciec Oney, sławny niegdyś w boiu,
Przychodzi, drżwi wyrusza u iego pokoiu.
Siwym poważny włosem, nayczuléy zaklina;
Proszą i siostry brata, prosi matka syna,
Aby się dał ubłagać, poszedł miasta bronić:
Próżno go chcą naylepsi przyiaciele skłonić,
Nieporuszony w swoiem przedsięwzięciu staie.
A wtém u bram pałacu szturm słyszeć się daie:
Wzięli szańce Kureci, miasto zapalili.
Wtedy się u nóg męża małżonka rozkwili,

Wystawia, iak okrutnéy podpadaią klęsce        595
Ci, których miasto wzięte: rzną ludzi zwycięzce,
W popiół sypią się domy, a dzieci niestety!
W smutną idą niewolą i biedne kobiety.
Wzruszył się Meleager, przywdział świetną zbroię,
I wreście otworzywszy czuciu duszę swoię,
Zbawił ziomków; lecz nie miał nagród swego trudu,
Bo się skłonił sam z siebie, nie na prośby ludu.
Waruy się, przyiacielu, podobnie zatwardzić,
Nie czekay naw zniszczenia, dary nie chciey gardzić.
Jak próżne wtedy wsparcie, gdy iuż flota zginie!
Pódź! zostań bogiem Greków! zabież ich ruinie:
Już nie będziesz uczczony późniéy w tym sposobie,
Choćbyśmy naszę całość, byli winni tobie.„
„Oycze Fenixie, starcze kochany od nieba,
Rzekł Achilles, mnie wcale takiéy czci nie trzeba.
Jowisz, niebios pan, chwałą zaszczyci mię wszędzie.
I sam, póki ożywiać te piersi duch będzie,
I póki, pełen zdrowia, kolanami władam,
Zachowam ią: ty słuchay, co ia ci przekładam.
Nie przychodź, dla Atryda ięczeć tu i ślochać,
Nieprzyiaciela mego ty nie możesz kochać:
Miłego w tobie męża wnetbym znienawidził;
Kim ia się brzydzę, trzeba, byś ty się nim brzydził.
Dziel moię cześć: odpowiedź przez tych będą mieli:
Ty zostań i na miękkiéy śpiy u mnie pościeli.

Skoro błyśnie Jutrzenka, za pierwszém zaraniem,        621
Naradzim się, czy ruszym, czy ieszcze zostaniem.„
To rzekłszy, Patroklowi, przez oka skazanie.
Zalecił dla Fenixa gotować posłanie,
Chcąc, by prędzéy myślały o powrocie posły.
Natenczas się odezwał tak Aiax wyniosły.
„Pódźmy synu Laerta: nie masz tu co bawić:
Żadnego skutku prośby nie są zdolne sprawić.
Na radzie wybór Greckich bohatyrów siedzi,
I niecierpliwie czeka iego odpowiedzi.
Odnieśmy onę wiernie, iakożkolwiek smutna.
Lecz w Achillesie dusza twarda i okrutna.
Niezbłagany! upornie w swym gniewie się zaciął:
Gardzi czcią wszystkich Greków, szacunkiem przyiaciół:
Zawzięty! nielitosny! a wszakże zapłata
Nie iednemu nagradza śmierć syna i brata:[248]
Dawszy okupy siedzi spokoynie morderca,
Tamten, zapał umarza zjątrzonego serca.
Ty duszę masz niezgiętą, ćmiącą twe zalety:
I o cóż ten gniew straszny? dla iednéy kobiety![249]
Teraz ci daiem siedem prześlicznéy urody,
Niesiem dary: Achillu, nakłoń się do zgody.
Szanuy wreście dom własny, i pamiętay o tém,
Że, iak posły, pod twoim iesteśmy namiotem:
Sama tu przyiaźń krokom naszym przewodniczy,
Nikt cię więcéy nie kocha, nikt lepiéy nie życzy.„

Na to Achilles: „W piérwszéy cenie iesteś u mnie,        647
Lubię twoię otwartość, mówiłeś rozumnie;
Ale mi serce wzdyma ta sroga ohyda!
Taką krzywdę poniosłem, przez dumę Atryda,
Jakbym był naypodleyszy na ziemi wyrzutek!
Wy idźcie, i poselstwa opowiedźcie skutek.
Do téy pory od boiu chcę zostać daleki,[250]
Aż dzielny syn Pryama Hektor, biiąc Greki,
I głosem zapalaiąc swe zwycięzkie roty,
Otrze się o Ftyotów nawy i namioty.
Tam, niech mu Mars naybardziéy umysł dumny łechce,
Wiem, że mu się niedługo woiować odechce,
Potrafię ia uśmierzyć iego zapał srogi.„
Rzekł, oni wzięli czary i wezwali bogi.
Wracaią, a Ulisses mądry im przywodzi.
Patrokl zaleca brankom i przytomnéy młodzi,
Czémprędzéy dla Fenixa zgotować posłanie.
Scielą kobierce, płótno i skóry baranie.
Spi starzec oczekuiąc Jutrzenki powrotu.
Pelid się kładzie w głębi swoiego namiotu,
Przy iego boku, lica ślicznego kochanka,
Dyomeda, Forbasa córa, z Lesbu branka.
W inném śpi mieyscu Patrokl, a przy nim spoczywa.
Dana mu od Achilla, Jfis urodziwa.
Przyszły posły, witaią ich wodze koleią,
Z czaszą w ręku, a między trwogą i nadzieią,

Pytaią, iaki skutek, ich poselstwo niesie.        673
Piérwszy rzekł Agamemnon: „Powiedz Ulissesie!
Czy chce odeprzeć ogniem grożące Troiany,
Czyli też w swoim gniewie trwa nieubłagany?„
Zahartowan Ulisses na wszystkie zdarzenia,
„Królu, rzecze, nic iego serca nie odmienia:
Zamiast by się ubłagał, nie ma w gniewie miary,
Prośby twoie odrzuca, gardzi twemi dary.
Niech Atryd, rzekł, z innemi wodzami się trudzi,
Jakby wyrwał od zguby i flotę i ludzi.
Grozi, że skoro tylko pierwsze błyśnie zorze,
Natychmiast zepchnie swoie okręty na morze.
I drugim, przydał, Grekom radzę iśdź do domu:
Nie legnie od waszego Jlion pogromu:
Ma Troia liczne woyska, Jowisz iéy obrońca,
Nigdy wy pracy waszéy nie uyrzycie końca.
Takie są iego słowa. Jeśli się podoba,
I Aiax i dway woźni, ludzie mądrzy oba,
To com powiedział, swoim potwierdzą wyrazem.
Fenix zaś tam nocuie, za iego rozkazem.
Jutro z nim, ieśli zechce, na okręty wsiędzie,
Lecz ma wolność zupełną, musić go nie będzie.„
Skończył, a na to rada oniemiała siedzi,
Dumnym zdziwiona tonem iego odpowiedzi,
I długi czas im smutek słowa wyrzec nie da:
Aż nareście mężnego słyszą Dyomeda.

„Obyś był przed Achillem, królu, się nie schylał!        699
Obyś był się dla niego tak szczodrze nie wylał!
Dość iuż dumny, na większąś dumę dziś go wsadził.
Nie myślmy więcéy o nim: sam on będzie radził,
Czy ma płynąć, czy zostać. Lecz uymie się broni,
Kiedy go własny zapał, lub który bóg skłoni.
A teraz wszyscy chcieycie póyśdź za zdaniem moiém:
Gdyśmy się zasilili iadłem i napoiem,
Bo niewiele wart rycerz, którego głód ciśnie;
Idźmy spocząć: a skoro Jutrzenka zabłyśnie;
Ustaw królu, przed flotą, iazdę i piechotę,
A głosem i przykładem wzbudzay Marsa cnotę.„
Tak rzekł wielki Dyomed: iego męska rada.
Całemu zgromadzeniu do serca przypada.
Swięcą wino, wraz każdy do siebie pośpiesza,
Kładą się, sen ich prace i troski zawiesza.        714








ILIADA.


XIĘGA X.



TREŚĆ XIĘGI X.

Wyprawa nocna Dyomeda i Ulissesa do obozu Troiańskiego.


Agamemnon w boiaźni napaści Troiańskiéy w nocy, zwołuie na radę wodzów. Neſtor wnosi, aby wysłać na zwiady do obozu nieprzyiacielskiego. Dyomed podeymuie się téy niebezpiecznéy usługi, Ulisses mu towarzyszy. W téy wyprawie bohatyrowie napotykaią i łapią Dolona, którego wysłał Hektor dla wyśledzenia obrotów Greckich. Uwiadomieni od niego o rozkładzie obozu Troiańskiego, udaią się do stanowisk Trackich. Tam zabiiaią Reza, króla ich, z nowemi posiłkami świeżo przybyłego do Troi: a wziąwszy iego pyszne konie, wracaią do swego obozu.


ILIADA.
XIĘGA X.

Insi wodzowie, liczne sprawuiący ludy,
W słodkim spoczynku dzienne utopili trudy,
Sam Atryd, co powszechny trzymał rząd nad Greki,
Tysiączne ważąc myśli, nie zamknął powieki.
Jak, gdy Jowisz gotuie straszne nawałnice,
Lub grad, lub śniég, bielący całe okolice,
Lub otwiera drzwi woyny, dla ludów ucisku;
Grzmot uderza po grzmocie, błysk razi po błysku:
Tak częste ięki w królu wyciska zgryzota,
A boiaźń wnętrznościami w różne strony miota.
Gdy na obóz Troiański rzuci oczy drżące,
Trwożą go zapalonych płomieni tysiące.
Przeraża głos trąb, fletni, i mężów wołanie.
Lecz patrząc, w jakim flota, w jakim woysko stanie,
Targa włosy z rozpaczy, władcy gromu wzywa,
A ięk po ięku z piersi gwałtem się wyrywa.[251]
Kiedy się tak myślami dręczącemi trudzi,
Wziął przed się póyśdź do starca, naymędrszego z ludzi,
By z nim spólnie ułożył pożyteczną radę,
I wiszącą nad woyskiem oddalił zagładę.
Wstaie prędko, na członki szatę wdziać pośpiesza,
Wciąga obów, na barkach lwią skórę zawiesza,

Krwią skropioną: od głowy do kolan mu spada,        23
Nareście bierze oszczep, którym dzielnie włada.
Równie od Menelaia oczu sen daleki,
Równa trwoga w umyśle: drżał, ażeby Greki,
Co dla niego, bóy niosąc, wielkie przeszły wody,
Smutnie pod Troiańskiemi nie poległy grody.
Wziął swóy oszczep, na głowę z miedzi szyszak włożył,
Lamparta cętkowaną skórą grzbiet nasrożył,
I biegł obudzić brata, który wyniesiony
Berłem nad wszystkich wodzów, iak bóstwo był czczony.
Znayduie go przepyszną kładącego zbroię;
Poczuwa orzeźwioną w smutku duszę swoię,
Agamemnon, gdy brata przy sobie obaczy.
Ten swoie troski zaraz w tych słowach tłumaczy.
„Dlaczego się uzbraiasz, iakie masz układy?
Chceszli kogo do Troian wysyłać na zwiady?
Ale ia bardzo wątpię, aby w téy potrzebie,
Chciał kto przyiąć tak trudną powinność na siebie.
Póyśdź między nieprzyiaciół, samemu i w nocy,
Jakiéy trzeba śmiałości! iakiéy w duszy mocy!„
„Rady oba szukaymy, rzekł król, bracie luby.
Jakby woysko i flotę zachować od zguby.
Jowisz się zmienił, prośby nasze są daremne:
Hektora mu dziś tylko ofiary przyiemne;
Naywiększych bohatyrów on dziś chwałę zmazał,
Żaden rycerz w dniu iednym tyle nie dokazał:

Nic nie znam, coby można porównać z tym czynem;        49
A przecież nie iest boga, ni bogini synem.
Orężem iego wziąwszy klęskę tak ogromną,
Rozumiem , że iéy nigdy Grecy nie zapomną.
Bież, przywołay Aiaxa z królem Krety siwym,
Ja do Nestora krokiem pospieszę skwapliwym,
Ażeby poszedł zemną, gdzie są nasze straże:
Naylepiéy usłuchaią, gdy starzec rozkaże:
Syn iego tam przywodzi: naywięcéy zlecona,
Straż obozu na niego i na Meryona.„
A Menelay się pyta, by uniknąć błędu;
„Powiedz mi, ze krwi bracie, a królu z urzędu,
Czy na mieyscu z wodzami mam na ciebie czekać,
Czy dawszy im rozkazy, powrotu nie zwlekać?„
Król na to: „Zostać owszem każe myśl ostrożna:
W takich ciemnościach łatwo pominąć się można,
Przez tyle dróg w obozie, nietrudne zbłądzenie.
Gdziekolwiek póydziesz, głośno zalecay baczenie,
Każdego nazywając po oycu i rodzie:[252]
Uymuie serca grzeczność, wyniosłość ie bodzie.
Czuwaymy, zagrzewaymy, bo chciał wyrok boski,
Skazać nas od kolebki na prace i troski.„
Tak rozkazawszy bratu, sam czémprędzy zmierza
Do Nestora, czułego narodów pasterza:
On w namiocie na łożu miękkiem śpi spokoyny.
Tuż przy nim cały iego był porządek zbroyny,

Dwie dzidy, puklerz, szyszak, i z rycerskim pasem.        75
Ten brał, gdy niestrwożony Marsowym hałasem,
Prowadził szyki starzec na okrutne boie,
I ciężkie znosił prace, mimo lata swoie.
Przebudza się król Pilów, sen opada z powiek,
Pyta no łokciu wsparty: „Coś ty iest za człowiek,
Co w nocy po obozie błędne stawiasz kroki.
Wtenczas gdy oczy wszystkich uiął sen głęboki?
Czy z straży kogo szukasz? czyli z towarzyszy?
Powiedz: lecz do mnie, wara! nie zbliżay się w ciszy.„
„O Nestorze! król mówi, ty Greków nadzieia.
Oto nieszczęśliwego syna masz Atreia.
Którego, póki ciągną Parki życia przędzę,
Więcéy nad wszystkich Jowisz przeznaczył na nędzę.
Błąkam się, sen mi słodki nie zamknie powieki,
Trwożą mię srogie klęski, wiszące nad Greki,
Upadam na umyśle, drży mi w piersiach serce,
Gaśnie we mnie nadzieia w ostatniéy iskierce.
Przeto, ieśli co myślisz, wszak sen cię nie mroczy,
Pódźmy na mieysce straży, i na własne oczy
Zobaczmy, czy pod pracą i snem nie uległa:
Tak bezpieczeństwa wszystkich bardzoby źle strzegła.
Nieprzyiaciel iest blisko; nie wiemy, czy nocą,
Nie przemyśla nas podeyśdź, za cieni pomocą.„
A na to król sędziwy Pilów odpowiada:
„Nie lękay się, by Jowisz, co piorunem włada.

Wszystkie myśli Hektora, do skutku przywodził.        101
Oby się tylko mężny Pelid ułagodził,
Byle z serca gniew złożył, insza postać nasza.
Więcéy on sam drżeć będzie, niźli nas przestrasza.
Idę chętnie za tobą, niech wstaną i drudzy,
Dyomed i Ulisses, godni Marsa słudzy,
I prędki Oileid i Meges waleczny.
Jakby ten bieg uczynił dla nas pożyteczny,
Coby się do stanowisk odległych potrudził,
I tam Jdomeneia z Aiaxem obudził:
Choć szanuię i kocham bardzo Menelaia;
Otwartość iednak moia tego nie zataia,
Choćbyś się nią obraził, nie mogę pochwalić,
Że śpi i ciężar cały na ciebie chce zwalić.
On biegać, on powinien mieć otwarte oczy,
Prosić wszystkich, zachęcać, gdy nas wyrok tłoczy.
„W innym razie, król rzecze, iabym sam wyciągał,
Byś mu bodźców przydawał, do prac go zaprzągał;
Bo często się opuszcza: nie żeby w nim ganić
Gnuśność, albo niezdatność rycerstwu hetmanić;
Ale czcząc władzę, którą lud Grecki mię zdobi,
Bez wyraźnych rozkazów nigdy nic nie zrobi:
Dziś mą czuyność uprzedził i wstać się nie lenił:
Posłałem go po wodzów, którycheś wymienił.
Nie traćmy więcéy czasu, gdy do straży zaydziem,
Zapewne ich tam wszystkich zgromadzonych znaydziem.„

„Tém lepiéy, mówi Nestor, nikt nań nie zamruczy:        127
Dobrze ten iest słuchany, co przykładem uczy.„
Bierze szatę, na nogi obów kształtny wciąga,
Z purpury płaszcz dwoisty srebrną haftką sprząga,
Którym starzec wygodnie całe ciało kryie:
Miękka wełna krętemi kędziory się wiie.
A kiedy iuż uzbroił rękę długą dzidą,
Oba z Agamemnonem wdłuż okrętów idą.
Na mądrego Ulissa Pilów mówca krzyknął:
Czuyne rycerza ucho zaraz głos przeniknął.
Wybiega, i takiemi pyta ich słowami:
„Za co w noc po obozie błąkacie się sami?
Jakie niebezpieczeństwo do tego przymusza?„
A król: „Niech cię to, wodzu, na nas nie obrusza,
Że ci nie pozwalamy spoczywać do woli.
Ach! lękamy się dzisiay naysroższéy niedoli!
Spiesz, obudzimy drugich: spólna skaże rada,
Czy nam woiować, czyli uciekać wypada.„
Rzekł, Ulisses na chwilę do namiotu skoczył,
Wziął tarczę, i za niemi udać się nie zwłoczył.
Przyszli do Dyomeda: ten w zbroynéy odzieży,
Pod niebem, przy namiocie, rozciągniony leży;[253]
Obok, snu używaią mężne woiowniki.
Głowy na tarczach wsparte, w ziemię wbite piki,
Blask, nakształt błyskawicy, rzucaią do góry:
Pod sobą wódz posłanie miał z wołowéy skóry,

A przepyszny kobierzec rozpostarł pod głową.        153
Trącił go lekko Nestor, i tą zagrzał mową:
„Wstań! wstań! Tydeia synu, wcale nie przystoi,
Że, gdy my czuiem, ciebie iednego sen poi.
Nie razi cię z pagórku wrzask nieprzyiaciela?
Ach! zbyt mała go przerwa od floty oddziela!„
Nagle bohatyr ze snu twardego się zrywa,
Wstaie, i do Nestora prędko się odzywa.
„Niezmordowany starcze, ciebie nic nie strudzi,
Albożto między Greki nie masz młodszych ludzi,
Dla przywołania wodzów? lecz w żadnym sposobie
Nie można cię przymusić, abyś wytchnął sobie.„
„Prawdę mówisz, rzekł Nestor, zacny przyiacielu,
Nie braknie mi na synach i na ludziach wielu,
Którzyby, dla zwołania, przeszli stanowiska;
Lecz naysroższa potrzeba dzisiay nas przyciska,
Rzecz nasza zawieszona, iak na ostrzu stali,
Ta chwila, albo zgubi, albo nas ocali.
Jeśli móy wiek szanuiesz, który się tak chyli,
Bież, by tu Meges z prędkim Aiaxem przybyli.„
Wraz Dyomed lwią skórę na barkach zawiesza,
Bierze oszczep, i budzić tych wodzów pośpiesza:
W krótkiéy ich do Nestora przyprowadził chwili.
Gdy się na mieyscu straży wszyscy zgromadzili,
Widzą, iak pilnie czuwa: błyszcząc się od miedzi,
Każdy rycerz na swoiém stanowisku siedzi.

A iako psy, co wiernie ludziom towarzyszą,        179
Czuynie pilnuią owiec: i skoro posłyszą,
Że lew z gór poruszony, wyskakuie z lasu,
Wielkiego przy owczarni narobią hałasu,
Od psów i od pasterzy spoczynek daleki;
Tak sen mężni rycerze spędziwszy z powieki,
Patrzą na obóz Troian, czuynemi podsłuchy,
Uważaiąc naymnieysze nieprzyiaciół ruchy.
Ta baczność ich w Nestorze wielką radość nieci,
Zachęca ich tém słowem: „Tak czuwaycie dzieci!
Precz sen! waszéy gnuśności byłoby to zyskiem,
Iżbyśmy nieprzyiaciół zostali igrzyskiem.„
To mówiąc, rów przeskoczył, a za iego ślady,
Wszyscy wodzowie Greków zwołani do rady:
Nestora syn za niemi i Meryon przyśli,
Bo ich uczestnikami chcieli mieć swych myśli.
A kiedy przeskoczyli za rowy spadziste,
Tam usiedli, gdzie mieysce od krwi było czyste,
Gdzie się wstrzymała ręka Hektora zaciekła,
Gdy noc przychylna ziemię swym cieniem powlekła.
Myślą, każdy z kolei swe zdanie odkrywa,
Aż mądry między niemi Nestor się odzywa.
„Czyliż się między nami taki mąż nie znaydzie,
Który, w swém ufny męztwie, między Troian zaydzie;
Może kogo z Hektora schwyci towarzyszy,
Może ich mowy przeymie i rady usłyszy:

Czy ściśle w oblężeniu flotę trzymać maią,        205
Czy po zwycięztwie wrócić do miasta żądaią.
Ktoby to mógł wyśledzić i przyyśdź do nas cały,
Jakiéyże w oczach świata dostąpiłby chwały!
Jakiegoby nie dostał od nas upominku!
Ja ręczę, że w nagrodę takiego uczynku,
Dałby mu każdy z wodzów, prowadzących statki,
Czarną owcę z jagnięciem, ssącem wymię matki.
Bardzoby się tak pięknym darem uweselił:
A prócz tegoby zawsze uczty nasze dzielił.„
Na te słowa ucichło całe zgromadzenie,
Dopiero przerwał śmiały Dyomed milczenie:
„Nestorze! mimo trudność, mimo czuyne straże,
Móy umysł mi do Troian obozu iśdź każe.
Ale, gdyby chciał ze mną póyśdź który z rycerzy,
Serce me więcéy swoiéy śmiałości zawierzy.
Kiedy dwóch idzie, nic ich uwagi nie zmnieyszy:
Co ten chybi, ten widzi: sam człek naybystrzeyszy,
Nigdy tyle baczności, tyle oka nie da.„
Wielu chce przedsięwzięcie dzielić Dyomeda.
Chcą Aiaxy, w obudwu chęć zarówno skora,
Chce Meryon, chce bardzo syn mężny Nestora;
Menelay téy wyprawy godnym się rozumie,
I Ulisses, co pracy unikać nie umie,
Mówi, że do obozu Troian się dostanie.
Wtedy król Agamemnon otwiera swe zdanie.

 
„Tydydzie! wieczne w sercu mam dla ciebie długi:        231
Za towarzysza sobie tak ważnéy usługi,
Wybierz naymężnieyszego, z tylu mężnych rzędu.
Lecz proszę, nie miéy tutay niewczesnego względu.
Na krew, na stopień władzy i na dostoieństwo:
Kto lepszy, nie kto wyższy, niech ten ma piérwszeństwo.„
Mówił trwożny, by nie czcił stopnia w jego bracie.[254]
„Gdy wybór towarzysza przy mnie zostawiacie,
Z którym tak niebezpieczną mam odprawić drogę,
Rzekł Tydyd, iakże minąć Ulissesa mogę?
W naywiększych on trudnościach swoiem sercem włada,
Nic go nigdy nie zmiesza, kocha go Pallada,
Przezorną roztropnością iego prowadzeni,
Potrafim wyyśdź, bez szwanku, i z samych płomieni.„
A na to mu Ulisses rzekł niespracowany:
„Przyiacielu! oszczędzay pochwał i nagany.
Mówisz wśród ludzi, którzy sądzić nas umieią.
Już zbliżą się Jutrzenka, iuż gwiazdy blednieią:
Dwie części nocy uszło, a cień się przesila,
I sprzyiaiąca dla nas nie długa iest chwila.„
Zaraz się uzbraiaią: Trazymed waleczny,
Daie Dyomedowi swóy miecz obosieczny,
Własny zostawił, śpiesząc za Nestora znakiem.[255]
Piersi mu tarczą, głowę swym okrył szyszakiem,
Prosty rzemień, bez ozdób, czub hełmu nie ieży:
Taka przyłbica żywéy przystoi młodzieży.

Od Meryona zbroia Ulissowi dana,        257
On mu pożycza łuku, miecza i kołczana:
W szyszaku zaś dla głowy obrona zupełna,
Wewnątrz go wzmacnia rzemień i wyścieła wełna,
A zewnątrz ma pokrycie i piękne i trwałe:
Ciągną się długim rzędem kły odyńca białe.
Amintora złamawszy dom silnie wzmocniony,
Niegdy Autolik wyniósł ten łup z Eleony:
Dał go Amfidamowi przyiaciel uczynny.
Ten ustąpił dla Mola, iako dar gościnny,
A oyciec go pozwolił tobie, Meryonie:
Dzisiay zdobi ślachetne Ulissesa skronie.
Tak uzbroieni, pierwsze zostawuią wodze,
A sami pośpieszaią w przedsięwziętéy drodze.
Minerwa dla nich czaplę zsyła przewodnikiem.
Nie widzą iéy w ciemnościach, ale za iéy krzykiem,
Słysząc go po prawicy, kieruią swe ślady.
Ucieszony Ulisses tak wzywa Pallady.
„Słuchay mię, córo gromy niosącego pana!
Twoia pomoc we wszystkich pracach mi doznana,
Wiem ia, że mi za każdym towarzyszysz krokiem.
Racz więc i dziś łaskawem na mnie spoyrzeć okiem.
Niech zdrowo nas wróconych Achiwi obaczą,
A Troianie naszego czynu długo płaczą.„
Znowu Tydyd z kolei tę modlitwę czyni:
„Wielka córo Jowisza, przemożna bogini,

Tak chciéy wspomagać syna, iakeś oyca wsparła:        283
Gdy przy Azopie, Grecka broń się rozpostarła,
Tydeia woysko do Teb wybrało za posła.
Mowa iego Kadmeiom słodki pokóy niosła.
Lecz z twéy łaski, gdy ludu wolą wytłumaczył,
Niepoiętemi dziwy swóy powrót oznaczył,
Niechże i ia pomocną mam twoię prawicę:
Poświęcę ci w ofierze roczną iałowicę,
Jeszcze iarzmem nietkniętą: nadto w kruszec drogi
Swieżo wyrastaiące obwiodę iéy rogi.„
Niedaremnie wezwali Minerwy pomocy.
Jak srogie lwy, pokryte czarnym cieniem nocy,
Idą przez krwi strumienie, dwa waleczne męże,
Przez rzeź, przez trupów stosy i mnogie oręże.
I Hektor sobie pracy nie umiał oszczędzać.
Nie dał na spaniu nocy Troianom przepędzać;
Lecz piérwszych zgromadziwszy rycerzów do rady,
Wynurzył im głębokie swéy głowy układy.
„Kto mi wykonać gotów, co myśl moia poda?
Za tę przysługę wielka czeka go nagroda;
Prócz chwały, którą ściągnie na niego czyn taki,
Wóz mu dam naypięknieyszy, naylepsze rumaki,
Jakie maią w obozie swym nieprzyiaciele.
Ale tego wyciągam po nim, aby śmiele
Poszedł do floty Greckiéy: tam się mu pokaże,
Czyli, iak dotąd, pilne odprawuią straże;

Czy naszą bronią starci, pracy się wyrzekli,        309
I tylko myślą o tém, by zręcznie uciekli.„
Na to umilkli wszyscy: Był miedzy Troiany
Syn woźnego Eumeda, rycerz Dolon zwany:
Ten i w złocie i w miedzi, wielkie liczył zbiory,
Na twarzy niepoczesny, ale w nogach skory:
Pięcią otoczon siostry, sam był iedynakiem,
On się między Troiany okazał iunakiem.
„Hektorze! tyle czuię rycerskiéy ochoty,
Że do naw póydę śledzić Achiwów obroty.
Wznieś berło, wezwiy boga, co piorunem grozi,
Że świetny wóz, na którym Achilles się wozi,
I pyszne iego konie otrzymam w nagrodę.
Ja zaręczam, że twoich myśli nie zawiodę:
Będę w obozie, będę w Atryda okręcie,[256]
Tam usłyszę radzących wodzów przedsięwzięcie,
Czy chcą, aby lud walczył, czy, żeby uciekał.„
Hektor żądanéy zrobić przysięgi nie zwlekał.
„Niechay mi władca gromu, Jowisz świadkiem będzie,
Nikt z Troian na te konie, na ten wóz nie wsiędzie;
Twoia zawsze ta zdobycz, od wielu pragniona.„
Tak rzekł, daremnie przysiągł, lecz zagrzał Dolona.
Zaraz łuk na grzbiet kładzie, i kołczan ze strzały,
Na szerokich ramionach wilk mu wisi biały,
Na głowie ma ze skórą wiewiórczą przyłbicę,
A oszczepem stalowym uzbroił prawicę.

Pośpiesza ku okrętom: lecz wyrok przeznaczył,        335
By Hektora z żądaną wieścią nie obaczył.
Wnet daleko od mężów i koni odbiega,
Dąży, a wtém go bystry Ulisses postrzega.
I wraz do towarzysza tak rzecze: „Tydydzie!
Pewnie ten mąż z obozu Troiańskiego idzie:
Albo do foty naszéy dostać się on życzy,
Albo się też wyprawił dla zdarcia zdobyczy;
Niechay nas minie: biegiem nie zdoła się schronić.
Schwytamy go: a ieśli nie można dogonić,
Z długim oszczepem w ręku, pędź go na okręty,
Tak mu do miasta powrót zostanie przecięty.„
Zeszli z drogi, w zabitych ukryli się kupie.
On szedł nic nie zważaiąc, i minął ich głupie:
Ale kiedy iuż od nich był przeciąg tak długi,
Jle wołów uprzedzą muły ciągnąc pługi,
Których siła, od tamtych sporzéy ziemię kraie;[257]
Wybiegaią, a na ten łoskot Dolon staie,
Mniemał, że kto z rozkazu wodza za nim gonił,
By go cofnął i próżnéy drogi mu ochronił:
Lecz gdy był na rzut dzidy, albo ieszcze bliżéy,
Poznaie nieprzyiaciół, a zatém naychyżéy
Zaczął uciekać; zanim bohatyry w tropy,
Jako biegłe w myślistwie psy szybkiemi stopy.
Ostrząc kły, pędzą sarnę, lub zaiąca w lesie,[258]
Zwierz krzyczy, a bieg bystry przed niemi go niesie;

Tak Dolona, przeciąwszy do swoich cofnięcie,        361
Ulisses i Dyomed ścigaią zawzięcie.
Już bliski naw, iuż ledwie między straż, nie wpada:
Natenczas Dyomeda życzliwa Pallada
Nową ożywia siłą, by nikt się nie szczycił,
Że mu piérwszy cios zadał, a on drugi chwycił.
Więc bieżąc z wymierzonym pociskiem, tak rzecze:
„Lub stań! lub cię oszczepem doścignę człowiecze,
Bo nie iesteś od śmierci wybiegać się zdolny.„
Natychmiast rzucił pocisk, ten chęciom powolny,
Smiertelnym Troianina razem nie przenika,
Lecz mu ramię ociera, i w ziemi utyka.
Stanął Dolon, drżał, szczękał zębami wybladły,
A wtém też uziaiane wodze go dopadły,
I schwyciły nędznika: ten rzekł rozpłakany.
„Chcieycie oszczędzić życia, włóżcie mi kaydany,
Za wolność moię, drogi okup dla was będzie:
Mam złoto, miedź, i różne w żelezie narzędzie,
Nieskończonemi dary oyciec was nagrodzi,
Gdy się dowie, że żyię u Achayskich łodzi.„
A na to mu podstępny Jtak odpowiada:
„Ufay! niechay ci w serce śmierci strach nie pada,
Jeśli szczery przeciwko prawdzie nic nie zgrzeszysz.
Poco w noc rzucasz obóz, i do floty śpieszysz,
Gdy wszyscy używaią spoczynku słodyczy:
Idzieszli dla odarcia z umarłych zdobyczy?

Czy cię Hektor wysyła do floty na zwiady?        387
Czyli z siebie chcesz nasze wyśpiegować rady?„
„Hektor, rzekł, a drży cały i w nogach się chwieie,
Namówił niechętnego przez wielkie nadzieie,
Przyrzekaiąc dadź konie, i wóz pyszny z miedzi,
Na którym niezwalczony syn Peleia siedzi:
Żebym w nocy do floty poszedł, tego żądał,
I tam wszystko własnemi oczyma oglądał,
A potém iemu doniósł, iak się rzecz pokaże;
Czyli z zwykłą pilnością odbywacie straże,
Czyście też, starci od nas, pracy się wyrzekli,
I o tém przemyślacie, iakbyście uciekli.„
A Ulisses z uśmiechem: „Dobrześ sobie życzył,
Pragnąc, abyś Achilla rumaki dziedziczył;
Lecz niemi rządzić ramie człowieka niezdolne,
Pana tylko swoiego ręce są powolne,
Co z łona nieśmiertelnéy matki życie bierze.
Ty mów i na pytania odpowiaday szczerze.
Gdyś tu szedł, w któréy Hektor znaydował się stronie?
Gdzie iego straszny oręż? gdzie są dzielne konie?
Jak straże Troian stoią? gdzie są ich namioty?
Jakie są rady? iakie dalsze ich obroty?
Czy w ścislém oblężeniu flotę trzymać maią?
Czy po zwycięztwie wrócić do miasta żądaią?„
Przełożę ci dokładnie, Dolon odpowiada:
„Hektor i nayprzednieyszych wodzów Troi rada,

Od hałasu daleko, przy nagrobku Jla,        413
Na różne się woienne przemysły wysila:
Co do straży, rycerzu, tycheśmy nie dali,
Żebyśmy od podeyścia mogli zostać cali.
Troianie, gdyż ich twarda potrzeba przyciska,
Czuwaią tam, gdzie widzisz błyszczące ogniska,
I ciągle sobie hasło podaią młodzieńcy.
Lecz z dalekich ściągnieni krain sprzymierzeńcy
Śpią spokoynie, na Troian całą baczność zdaią,
Bo blisko siebie dzieci, ani żon nie maią.„
„Ci sprzymierzeńcy, pyta Ulisses fortelnie,
Zmieszani są z Troiany? czy leżą oddzielnie?„
„Dam ci uwiadomienie o wszystkiém prawdziwe:
Grube Kary, Peony zbroyne w łuki krzywe;
Kaukony, i Pelazgi mężne, i Lelegi,
Rotami swemi morskie zastępuią brzegi:
Przy murach Tymbry stoią Licyyskie obozy,
Dumne Mizy, i Frygi, i Meońskie wozy.
Poco długie pytania? odpowiedzi na nie?
Jeśli, przedrzeć się do nas, iest wasze żądanie,
Oto na boku Traki z zastępy świeżemi:
Syn Eioneia, Rezus, ich król między niemi.
Widziałem iego konie, niedościgłym biegiem
Z wiatry się porównaią, białością ze śniegiem.
Złotem i srebrem świetny iego wóz się toczy,
Na oręża bogactwo dumieią się oczy,

Nic zbliżyć się nie może do kształtu téy zbroi:        439
O! nie ludziom, lecz bogom nosić ią przystoi.
Prowadźcie mię do floty, lub włóżcie kaydany,
Tu waszego powrotu doczekam związany:
Wkrótce się przekonacie, czym prawdę przełamał:
Lecz nie, sami uyrzycie, żem w niczém nie skłamał.„
A Dyomed zwróciwszy na niego wzrok, srogi:
„Chociaż nam dałeś ważne, Dolonie, przestrogi,
Skoroś wpadł w ręce nasze, nic cię nie ocali.
Gdybyśmy cię puścili, lub za okup dali,
Znowu do floty przyydziesz na zwiady zdradzieckie,
Albo, w otwartéy walce, bić zastępy Greckie.
Ale, ieżeli stracisz mym oszczepem życie,
Nie będziesz Grekom szkodził, ni iawnie, ni skrycie.„
Rzekł: on sięga pod brodę, życia się doprasza;
A Dyomed ostrego dobywszy pałasza,
Ciął go w szyię, na piasek z karku spadła głowa,
Zaczęte ieszcze w ustach domawiaiąc słowa.
Zwycięzcy z zabitego łup Dolona biorą,
Oszczep długi z przyłbicą, z łukiem, z wilczą skórą.
Te Ulisses na ręku do góry podnosi,
Poświęca ie Palladzie, i o wsparcie prosi.
„Przyymiy ten łup, bogini, raduy się w tym darze,
Twoie nad wszystkich bogów przenosim ołtarze.
Kieruy więc nasze kroki: day, byśmy się cali
Do koni i do Trackich namiotów dostali.„

Skończył: łupy na drzewie zawiesił wysoko:        465
Których ażeby mogło w nocy dostrzedz oko,
I aby w ich szukaniu, gdy wróci, nie zboczył,
Trzciną i złamanemi gałęźmi otoczył.
Idą wodze po zbroi, we krwi czarnéy brodzą,
Aż nareście do Trackich zastępów przychodzą.
Spały długą podróżą zmordowane męże,
Przy nich leżą w troistym porządku oręże,
Blisko tych są przy każdym iarzmie dwa rumaki:
W środku, spoczywa Rezus między swemi Traki.
Naprzeciw stoią konie śnieżyste za wozem,
Przywiązane do niego świecącym powrozem.
Uyrzawszy ie Ulisses, Tydyda ostrzega:
„Oto mąż, oto konie sławione od śpiega.
Użyy tu, przyiacielu, męztwa i czyń śmiało,
Bo próżnować z orężem w ręku nie przystało:
Odwiąż konie, lub ieśli chcesz, ty dobądź broni,
Ty biy, ia nie zapomnę uprowadzić koni.„
Rzekł, Pallada śmiałością nową serce grzeie:
Zatém na wszystkie strony rzeź okrutną sieie:
Co razy wzięli, z piersi ciągną ięk głęboki,
Ziemia się od płynącéy czerwieni posoki.
Jak lew, na niestrzeżone gdy owce napada,
Straszliwą klęskę trzodzie opuszczonéy zada;
Tak zaciekły Dyomed rzeź w obozie szerzy,
I bez życia zostawia dwunastu rycerzy.

Trupy ciągnie Ulisses, i składa na stronie,        491
Przeględny, aby do krwi nieprzywykłe konie,
Szkodliwą nie zostały przerażone trwogą,
Tyle skrwawionych trupów tłoczący pod nogą.
Nakoniec się do Reza namiotu przedziera,
I życie trzynastemu królowi odbiera.
Jakby sen nieszczęśliwy w oczach iego staie:
Trak ięczy konaiący, i ducha oddaie.
Konie zaś uprowadza Ulisses z obozu,
I łukiem ie potrąca, bo zapomniał z wozu
Wziąć z sobą bicz królewski; bicz kształtny i złoty.
Daie znak, by iuż, krwawéy poprzestać roboty.
Lecz Tydyd, w mieyscu stoiąc, waży się nadwoie:
Czyli wóz, w którym były pyszne króla zbroie,
Unieść i nadzwyczaynym czynem się ozdobić;
Czyli też ieszcze więcéy śpiących Traków pobić.
Kiedy się tak namyśla, Minerwa przybiegła,
I kochanego sobie rycerza ostrzegła.
„Pamiętay o powrocie, nie chciey dłużéy czekać.
By ci nie przyszło potém haniebnie uciekać:
Może wkrótce obudzić Troian z bogów który.„
To rzekła, on zrozumiał głos Jowisza córy.
Wsiadł na konia, na drugim siedzi król Jtaki,
Uderza łukiem, lecą ku flocie rumaki.
I niedługo Apollo bystrém dostrzegł okiem,
Jak Minerwa śpieszyła za Tydyda krokiem.

Na nię zawzięty wchodzi wśród Troiańskich ludzi,        517
Zaraz Hypokoona, wodza Traków budzi,
Który był krewnym Reza: iuż go sen nie mroczy.
Lecz gdy mieysce, gdzie stały konie, próżne zoczy,
Drgaiace trupy swoich, rzeź straszną dokoła;
Żałosnym ryczy głosem, i na Reza woła.
Rozszerza się w obozie krzyk i zamieszanie,
Kupami się zdumieni zbiegaią Troianie:
Patrzą na krwawe dzieło, na czyn niepoięty,
Że go zrobić i wrócić mogli na okręty.
Gdy stanęli na mieyscu, gdzie był śpieg zabity,
Wstrzymuie konie Jtak, a łup znakomity
Podiąwszy Tydyd, w ręku towarzysza składa:
Sam na powrót na konia ognistego wsiada.
Gęstych nie szczędzą razów, lecą zadyszali,
Pragnąc, by się czémprędzéy do floty dostali.
Piérwszy Nestor ich tentent słyszy i tak powie:
„Przyiaciele, przemożni Argiwów królowie,
Prawdali? czy się mylę? lecz cóż wyrzec broni,
Tentent bystro lecących uderza mię koni:
Obyć! niech téy pociechy nieba nam użyczą,
Jtak, Tydyd, wrócili z tak piękną zdobyczą!
Ale mi smutne staie przeczucie na myśli,
By w tłumie nieprzyiaciół, na zgubę nie przyśli„
Nie skończył Nestor, oni iuż są między rzeszą,
Zsiedli z koni, wodzowie niezmiernie się cieszą:

Ten słodko do nich mówi, ten za rękę chwyta,        543
Piérwszy Nestor ciekawy, w tych słowach się pyta.
„Ulissesie! opowiedz rzeczy niepoięte:
Skąd te konie? czy z Troian obozu są wzięte?
Czy was niemi obdarzył który bóg obrońca?
Prawdziwie tak są świetne, iak promienie słońca.
Zawsze walczę z Troiany: choć spadły na sile,
Choć stary, nikt nie powie, bym zostawał w tyle;
A nigdym ieszcze koni takich nie obaczył:
Pewnie kto z bogów niemi was obdarzyć raczył.
Obu was kocha Jowisz, co piorunem włada,
Obu was łaską ciągłą zaszczyca Pallada.„
A Ulisses rostropny: „Mężu znakomity!
Co twą mądrością Greckie pomnażasz zaszczyty,
I lepsze nadać konie, cóż bogom przeszkadza?
Wszak wiemy, że ich żadnych granic nie ma władza.
Te konie tu przybyły: świeżo z Traków strony,
Reza, króla ich, zabił Tydyd niezwalczony:
Przy nim dwunastu mężów: wszyscy piérwsze wodze,
Trzynastegośmy śpiega zabili na drodze,
Skrycie śpieszył do naszych okrętów na zwiady,
Z Hektora i przednieyszych Troi wodzów rady.„
Rzekł, i świsnął na konie, zaraz rów przesadzą,
Idzie, za nim weseli Grecy się gromadzą,
I wszyscy do namiotu Dyomeda dążą:
Tam u żłobu na leycach Trackie konie wiążą,

Gdzie obrok iadły iego rumaki ogniste.        569
Ulisses chwały swoiéy świadectwo wieczyste,
Póki Palladzie winnéy ofiary nie zrobi,
Zawiesza łup Dolona i nim okręt zdobi.
Nurza się w morzu: ciało liże woda modra.
Spędza pot, który oblał szyię, nogi, biodra;.
Z morza do łaźni idą, a po téy kąpieli
Na członki zmordowane oliwę wyleli.
Biorą pokarm, pragnienie słodkiem winem gaszą,
I oba z napełnioną w ręku stoiąc czaszą,
Minerwie, że ich świetnym zaszczyciła czynem,
Wylewaném na ziemię hołd oddaią winem.        580








ILIADA.


XIĘGA XI.



TREŚĆ XIĘGI XI.

Bitwa trzecia. Dzieła Agamemnona. Naypiérwsi wodzowie Greccy ranieni ustępuią z pola.


Nowo stoczona bitwa miedzy Troiany i Greki. Agamemnon dowodzi na czele: Hektor, ostrzeżony od Jowisza, dopiero całą moc wywiéra na Greków, gdy Agamemnon raniony musiał z pola ustąpić. Dyomed, Ulisses, Eurypil, Machaon, ciężkie odebrawszy razy, chronią się do okrętów. Achilles, który z nawy swoiéy na bitwę poglądał, wysyła do Nestora Patrokla, dla dowiedzenia się, którego z wodzów ranionego w boiu, uprowadzał. Z téy okoliczności Nestor zaklina Patrokla, aby przez wszystkie sposoby starał się nakłonić Achillesa do wzięcia broni, i oddalenia ostatniéy klęski grożącéy Grekom; a gdyby tego uczynić nie chciał, aby przynaymniéy iego z Tessalczykami na pomoc przysłał. Patrokl wracaiąc od Nestora, spotyka ranionego Eurypila, prowadzi do namiotu, i ranę iego opatruie.


ILIADA.
XIĘGA XI.

Piękna Jutrzenka z łoża Tyrtona się budzi,
Niosąc żądane światło dla bogów i ludzi;
Gdy Jowisz do naw Greckich śle sprawczynią ięku,
Niezgodę, boiów hasło trzymaiącą w ręku.
Staie wpośród obozu, na Ulissa łodzi.
Skąd łatwo do dwu floty końców głos dochodzi,
Gdzie Aiax i gdzie Pelid stoi niezwalczony:
Ci swym ludem zaięli dwie ostatnie strony.
Zaufawszy i męztwu i barkom niezłomnym.
Skoro bogini głosem ryknęła ogromnym,
Natychmiast się Marsowy ogień w piersiach pali,
Pragną, by iak nayprędzéy kurzu skosztowali;
I więcéy im smakuie krew, rany i blizny,
Niżeli prędki powrót do lubéy oyczyzny.
Woła król, by do broni mieli się rycerze:
I sam razem na ramie świetną zbroię bierze.
Kształtny obów na nodze srebrną haftką sprząga
Na piersi kirys, cudnie wyrobiony wciąga,
Dar Cynira, przyiaźni spólnéy zakład miły.
Bo gdy nawet aż w Cyprze wieści rozgłosiły,
Że Grecy na okrętach niosą bóy pod Troię,
Tym on darem królowi okazał chęć swoię.

W nim rózg dwadzieścia sztuczna wydała robota        23
Z cyny, dziesięć ze stali, dwanaście ze złota;
Trzy modre widać węże po obudwu bokach:
Tak się one wydaią, iak tęcza w obłokach.
Znak pamiętny dla ludzi, na niebie wyryty.[259]
Przypasuie miecz, gwoźdzmi złotemi nabity:
Pochwy go srebrne kryią, ze złota pleciona
Taśma, miecz trzymaiąca obwodzi ramiona.
Całe kryiący ciało, bierze puklerz tęgi,
Pyszna go miedź otacza dziesięcią okręgi,
Z śnieżnéy go cyny garbów dwadzieścia wydyma,
A ieden z czarnéy stali, który środek trzyma.
Krwawym wzrokiem błyszcząca, miną groźna srogą,
Stoi w środku Gorgona z Ucieczką i Trwogą.
Tam gdzie do tarczy rzemień przywiązan srebrzysty,
Uderza zatrwożone oczy smok modrzysty,
Trzy w nim głowy skrzywione iedna rodzi szyia,
A przeciągłą swą postać w wielkie koła zwiia.
Nareście głowę świetnym szyszakiem przykrywa,
Na którym czub poczwórny, strasznie grożąc, pływa:
I ostre, w miedź okute, dwa bierze oszczepy,
Blask z nich idzie wysoko, aż pod nieba sklepy.
W tak okazałéy zbroi króla widzieć rada,
Czci go wydaiąc łoskot, Juno i Pallada.
Zlecaią powoźnikom swym bohatyrowie,
Aby konie w porządku trzymali przy rowie:

W świetną zbroię przybrane, liczne idą szyki,        49
Przed iutrzenką straszliwe ozwały się krzyki.
Wozy w tyle, a przodem piesze ciągną roty:
Jowisz woyska do boiu zapala przez grzmoty,
I spuszcza krwawą rosę, a przez to znać daie.
Jak wiele dusz w Plutona czarne wpędzi kraie.
Na pagórku Troiany zbroię przywdziewały,
Wodzem ich wielki Hektor i Polidam śmiały,
I Eneasz od ludu, iak bóg, uwielbiony:
Insze zaś Troian półki, na pole Bellony,
Polib, Agenor, syny Antenora wiodą,
I równy bogom śliczną Akamas urodą.
Hektor z ogromną tarczą, śmiałym stąpa krokiem.
Jak odziany posępnym kometa obłokiem.
Raz krwawém błyśnie światłem, drugi raz się skryie;
Tak Hektor, miecz na Greckie zaostrzaiąc szyie,
Już w piérwszych widzian rzędach, iuż w ostatnie leci,
A miedź na nim, iak groźna błyskawica, świeci.
Jak żniwiarze, na polu możnego dziedzica,
Gdzie mu się zrodził ięczmień, lub piękna pszenica,
Tną naprzeciwko siebie, gęste lecą kłosy;[260]
Tak Troianie i Grecy, przez okrutne ciosy,
Niepomni o ucieczce, iak wilcy, zażarci,
Biią się, w srogim boiu zarówno uparci.
Patrząc na to Niezgoda, krwawe oczy pasła,
Sama boiom przytomna, dawała im hasła:

Insze bogi spokoynie w Olimpie siedziały,        75
Gdzie każdy z nich dla siebie ma pałac wspaniały.
Ale szemrzą żałuiąc, iż rzuciwszy Greki,
Jowisz użycza swoiéy Troianom opieki;
Na to on nie uważał: lecz siedząc wysoko,
Zdala od nich, otoczon chwałą, zwrócił oko,
Na okręty Achiwów, pyszne wieże Troi,
Na biiących, ginących, i na blask ich zbroi.
Póki się dzień przy świetle Jutrzenki rozwiiał,
Nawzaiem lud srogiemi ciosy się zabiiał.
Z obu stron równa strata; ale w téy godzinie,
Gdy drwalnik obiad sobie gotuie w dolinie,
Gdy zemdlon pracą, czuie swe siły na schyłku,
A wnętrze ckliwe łechce żądanie posiłku;
Grecy sobie Marsowéy dodaiąc ochoty
I całą moc wywarłszy, łamią Troian roty.
Naypiérwszy Agamemnon na czoło wyskoczył,
I we krwi Biianora wodza oczczep zbroczył:
Tuż zaraz Oileia zabił, rządcę koni.
Rzucił się z wozu rycerz, i z oszczepem w dłoni
Stanął przeciw zwycięzcy: lecz się nie ocalił;
Silnym go razem dzidy król Micen obalił.
Uderzył nią w przyłbicę: trzasła miedź, kość pękła,
Mózg wyprysnął, padł rycerz, ziemia pod nim iękła.
Odziera ich, a wziąwszy zdobycz znakomitą,
Obu na polu z piersią zostawia odkrytą.

Na Jza i Antyfa idzie zapalony,        101
Tego Pryam z kochanki, a tego miał z żony:
Na iednym siedzą wozie dway rycerze młodzi,
Jzus końmi kieruie, Antyf bronią godzi.
Niegdyś pasących trzody Pelid wziął ich łupem,
Przywiódł związanych, późniéy wydał za okupem.
Nieszczęśliwi! pod sroższy dzisiay wyrok idą:
Jza piersi okrutną przeszył Atryd dzidą:
Antyfa ciął pod ucho: pada i umiera.
Przybiega Agamemnon, i gdy zbroię zdziera,
Aż sobie, że ich dawniéy widział, przypomina,
Gdy z Jdy byli wzięci przez Peleia syna.
Jak, gdy lew do łożyska prędkiéy łani wpadnie,
Młody iéy płód porywa, zabiia go snadnie,
Koci w zębach gruchota i duszę wyciska,
Nie da mu biedna matka ratunku, choć bliska:
Ale sama przelękła, porzuciwszy dzieci,
Przez knieie niedostępne, przez las gęsty leci,
Uziaiana i cała słonym zlana potem;
Tak z Troian nikt ich nie wsparł przed zobóyczym grotem,
Owszem sami strwożeni, precz z pola pierzchali.
Wtedy król Hyppolocha i Pizandra wali:
Oyciec dwu woiowników był Antymach stary:
Ten drogiemi przekupion od Parysa dary,
Odradzał, by Helenę powrócić do Sparty:
Wpadł na nich Agamemnon, okrutnie zażarty.

Na iednym wozie pędzą, ile zdążyć mogą,        127
Upuścili leyc z ręki, przerażeni trwogą:
Jako lew rozjuszony, król się na nich miota,
A oni żebrzą z wozu o całość żywota.
„Weź żywych,nie bądź królu, do zabóystwa skory,
Ma szanowny Antymach w domu wielkie zbiory,
Ma złoto, miedź i różne w żelezie narzędzie:
Niczego stary oyciec żałować nie będzie.
Da drogie upominki, ieżeli się dowie,
Że iego żyią w Greckich okrętach synowie.„
Tak miękczą króla łzami, prośbą i pokorą:
Aż wnet nielitościwą zapowiedź odbiorą:
„Jeśli więc Antymacha synami iesteście,
Który, kiedy w Troiańskiém znaydował się mieście,
Menelay i Ulisses, w poselstwie wysłany.
Smiał to na radzie wnosić pomiędzy Troiany,
By im nie dadź powrotu, lecz zgubić ich zdradnie;
Niechże, za zbrodnią oyca, kaźń na syny padnie.„
Wraz pchnął w piersi Pizandra, on się z wozu stoczył:
Hyppoloch przytomnieyszy na ziemię wyskoczył,
Ale i tak żywota nie ocalił sobie:
Odwalił mu król głowę, odciął ręce obie,
Nic w nim więcéy postaci piérwszéy nie oznacza,
Tułub iego, iak moździerz, po ziemi się tacza.
Tych rzuca, a gdzie roty Mars naybardziéy miesza,
Smiało na czele mężnych Achiwów pośpiesza.

Piechotni piesze walą pierzchaiących szyki,        153
Wozy walczą na wozy z strasznemi okrzyki,
Rumaki piasek miecą twardemi kopyty.
Tuman gęsty się wznosi pod sklep gwiazdolity,
A krol mężów, gdy woysko Dardanów truchleie,
Sciga, swoich zapala i rzeź srogą sieie.
Jako, gdy się zaiadły pożar zaymie w lesie,
Gdzie szalony wiatr chmurę ognistą zaniesie,
Upadaią gałęzie, nikną pnie z korzeniem;
Tak też pod niezwalczoném Atryda ramieniem,
Spadaią Troian głowy, trupy ziemię kryią.
Konie, z próżnemi wozy, pyszną kręcąc szyią,
Biegną, nie czuiąc znanéy powoźników ręki:
Leżą! sępom z nich pastwa! żonom długie ięki!
Hektora uprowadza Saturnid łaskawy,
Z pośród krwi, zamieszania, rzezi, boiu, wrzawy.
Atryd pędzi, i Greków lud zagrzewa bitny.
Już Troianie grób Jla przeszli starożytny,
Uciekaią, gdzie w polu stoi dzika figa,
Pragnąc w mieście schronienia: Tuż ich Atryd ściga,
Cały kurzem okryty i krwią ich spluskany.
Gdy pod bramą i bukiem stanęły Troiany,
Oczekuią na swoich: ale ci strwożeni,
Rozpierzchli po rozległéy biegaią przestrzeni.
Jak trzoda, w noc ode lwa ścigana, ucieka,
Lecz iednę iałowicę pewna zguba czeka,

Chwyta ią, w silnych iego zębach trzaska szyia,        179
Zrze chciwie iéy wnętrzności, krew czarną wypiia;
Tak pierzchaią Troiańskie przed Atrydem kupy,
Który pędząc, z ostatnich gęste ściele trupy:
Wielu nawet i z wozów na łup śmierci idą,
Bo nad zwyczay zabóyczą dokazywał dzidą.
Już zbliżał się pod same mury Jlionu,
Gdy oyciec nieśmiertelnych z niebieskiego tronu,
Stąpił na Jdę, piorun trzymaiąc w prawicy:
A wezwawszy Jrydy, bogów posłanicy:
„Bież, rzecze, do Hektora, i nie szczędząc kroku,
Uwiadom go o moim naywyższym wyroku.
Póki między piérwszémi Atryd woiowniki,
Rozjuszonym oszczepem zmiata w polu szyki,
Póty niech ustępuie, powściąga swą śmiałość,[261]
A Troianom zaleca w pracach Marsa trwałość.
Lecz, gdy dzidą, lub strzałą ranny, nawóz wsiędzie,
Dam szczęście Hektorowi, przy nim chwała będzie:
Mnóstwo Greków pobiie, i do naw przegoni,
Póki noc czarnym kirem ziemi nie zasłoni.„
Rzekł: bogini złotemi ustroiona pióry,
Zaraz bieży z Jdeyskiéy do Hektora góry.
Bohatyr na swym wozie nieprzełomnym stoi:
Zbliżywszy się posłanka do obrońcy Troi:
„Hektorze! mówi, Jowisz panuiący w niebie,
Przysyła mię z takowém poselstwem do ciebie.

Póki między piérwszemi Atryd woiowniki,        205
Rozjuszonym oszczepem zmiata w polu szyki,
Póty unikay boiu, powściągay twą śmiałość,
A Troianom zalecay w pracach Marsa trwałość.
Lecz, gdy dzidą, lub strzałą ranny, na wóz wsiędzie,
Wtenczas przy tobie chwała i zwycięztwo będzie:
Oręż twóy zbiie Greki, i do naw przegoni,
Póki noc czarnym kirem ziemi nie zasłoni.„
Poszła Jrys: wódz boga rozkazu nie zwłoczył,
Lecz w świetnéy zbroi z wozu natychmiast wyskoczył:
Dwoma kręcąc oszczepy, woyska upomina.
Wracaią się Troianie, nowy bóy się wszczyna,
Zwyciężeni zwycięzcom niosą grom straszliwy:
Lecz znowu roty swoie zwieraią Achiwy,
Z obu stron groźne czoła: naypiérwszy uderzy
Agamemnon, chcąc wszystkich wyprzedzić rycerzy.
Teraz, niebieskie Muzy! chcieycie mi objawić,
Kto piérwszy pod broń iego odważył się stawić,
Czyto z walecznych Troian, czy z ich sprzymierzeńców?
Jfidam, wzrostem, męztwem, naypiérwszy z młodzieńców,
Godny syn Antenora, w Tracyi chowany,
W domu Cysseia, oyca swéy matki Teany.[262]
Na wstępie lat młodzieńskich, kiedy przedsięwzięcia
Wielkie podnoszą umysł, wziął go dziad za zięcia.
Ale ślachetny rycerz, chwałą zapalony,
Słysząc o woynie Greckiéy, z łona młodéy żony,

Poszedł z dwunastą nawy, i w Perkopie swoię        231
Rzuciwszy flotę, lądem udał się pod Troię.
On piérwszy z mężów królem spotkał się w téy chwili.
A kiedy iuż obadwa blisko siebie byli,
Król Micen oszczep cisnął, lecz chybił rycerza:
Jfidam zaś kierował grot niżéy pancerza.
Odparł go pas, i chociaż wielką siłą pchnięty,
Srebrem grot zatrzymany, iak ołów był zgięty.
Ciągnie król oręż iego: wnet w rękach Atryda,
Wydarta z Jfidama rąk została dzida:
Zaraz mu w szyię mieczem raz śmiertelny zadał.
Tak życie, broniąc swoich współziomków, postradał,
I od żony daleko zginął rycerz młody.
Jak w darach, dał iéy liczne miłości dowody!
Dał sto krów, tysiąc owiec i kóz dadź przyrzekał:
Biedny! potomstwa nawet z niéy się nie doczekał!
Leży snem nieprzespanym uięty na wieki.
Król zdarłszy zbroię, pyszny łup niósł między Greki.
Starszy syn Antenora, sławiony przez męztwo,
Koon, śmierć brata widząc, Atryda zwycięztwo,
Tak zabolał, iż oczy stanęły mu w mroku.
Więc się przybliża skrycie do zwycięzcy boku,
I natychmiast go w rękę pod łokciem ugodzi:
Na drugą stronę płytkie żelazo przechodzi.
Niezmiernym Agamemnon bólem był przeięty:
Ale nie przestał boiu, lecz srożéy zawzięty,

Rzuca się, i Koona oszczepem dościga,        257
Gdy on, wołaiąc na swych, braterski trup dźwiga.
Nieszczęsny! chcąc ocalić brata, podpadł zgubie.
Król mu głowę odwalił na bratnim tułubie.
Tak wytknięte spełniwszy wyroki od nieba,
Dwa syny Antenora, poszły do Ereba.
Dopóki krew mu wrząca wytryskała z rany,
Dzidą, mieczem, kamieńmi, walczył na Troiany:
Zwalał wszystkich, ktokolwiek śmiał mu się nawinąć.
Ale, gdy z oschłéy rany przestała krew płynąć,
Mimo mężne wytrwanie, przeiął go ból wielki.
Jakie, gdy płód wydaią na świat, rodzicielki
Zwykły cierpieć boleści, które na matrony,
Slą Jlitye, córy okrutne Junony;
Tak przenikły, tak ostry ból Atryda przeszył.
Wsiadł na wóz, każąc słudze, by do floty śpieszył:
Ale wprzód, niżli odszedł, lubo cierpiał srodze,
Tak do boiu zagrzewał i woyska i wodze:
„Przyiaciele! rycerze pomiędzy Achiwy!
Odpieraycież wy teraz od naw bóy straszliwy;
Kiedy Jowisza twarde wyroki nie dały,
Abym dziś z Troianami walczył przez dzień cały.„[263]
Rzekł, a biczem powoźnik bystre konie biie,
Te do naw biegną, pyszne wykręcaiąc szyie,
Kurz im grzbiety okrywa, piana na pierś pryska,
Gdy rannego unoszą króla z boiowiska.

Hektor widząc, że Atryd z boiu się oddalał,        283
Tak do rycerskich czynów Troiany zapalał:
„Troianie i Likowie! postawcie się śmiele,
Okażcie zwykłe męztwo wierni przyiaciele:
Naystrasznieyszy mąż z Greków ranny uszedł z pola,
Nam zwycięztwo przeznacza dziś Jowisza wola.
Nuż! dla tém większéy chwały, ścisnąwszy orszaki.
Na lud Grecki dzielnemi natrzyycie rumaki.„
Temi słowy zapala umysł boiu chciwy.
Jak psy ręką i głosem zachęca myśliwy,
By na lwa lub odyńca uderzyły śmiele:
Tak swoich grzeie Hektor: on piérwszy na czele,
Podobny bogu, który losem woyny włada:
I na zażarte Greki tak gwałtownie wpada,
Jak wicher, gdy się nagle powietrze zachmurzy,
Wylatuie z obłoków i Ocean burzy.
Kogo piérwszego, kogo ostatniego pobił
Hektor, kiedy go chwałą niebios pan ozdobił?
Piérwszy Assey, a drugi Autonoy zabity,
Daléy Dolop, Agelay i mężny Opity,
Upadł Ezymnus, Ofelt, Orus, i ty w boiu
Nieznaiący się cofać, ległeś Hypponoiu.
Tych naprzód wodzów ściele, liczne szyki potém,
A iak wicher, z ogromnym waląc się łoskotem,
Pędzi obłok, od lekkich Zefirów zebrany,
Od iego szturmów mętne wznoszą się bałwany,

Wzburzone morze pianę pod niebem zawiesza;        309
Tak Hektor nieprzyiaciół gromi, ściga, miesza.
Jużby Achiwów srogi wyrok nie oszczędził,
Jużby zwycięzca Hektor do naw ich zapędził;
Gdy Ulisses w te słowa zagrzał Dyomeda:
„Cóż to! czyli nasz oręż odporu iuż nie da?
Stań przy mnie, spólną bronią ważmy bóy zacięty:
Jaka hańba, gdy Hektor zapali okręy!„
„Nie ustąpię ia kroku, Tydyd odpowiada,
Wstrzymam nieprzyiaciela, co nam na kark wsiada:
Ale cóż my dokażem, kiedy zagniewany,
Opuszcza Jowisz Greki, a wzmaga Troiany?„
Rzekł i Tymbreia zwalił, pchnąwszy go wśród łona,
Ulisses powoźnika zabił Moliona.
Tych porzuciwszy, wieczną ogarnionych nocą,
Sami z nową na Troian uderzaią mocą:
A iak śmiałe odyńce, kiedy ich psy gonią,
Zwracaią się, i kłami walecznie się bronią;
Tak ci zwróceni walczą, daiąc tym odporem
Wytchnienie, pierzchaiącym Grekom przed Hektorem.
Niedaleko dostali ciż rycerze wozu,
W którym siedziały syny Meropa z Perkozu.
Oyciec ich z naybiegleyszych piérwszy był wieszczbiarzy:
Przeglądaiąc w przyszłości, co się synom zdarzy,
Gdy ich kusiła woyna, chciwa krwi szafarka,
Powściągał, ale oyca głos przemogła Parka.

Biie ich Tydyd, zdziera z rycerskiéy odzieży:        335
Hippodam i Hiperoch z rąk Jtaka leży.
Jowisz z Jdy na równéy bitwę, trzymał szali,
Tak śmierć zgubnymi ciosy brali i dawali.
Tydyd syna Peona zabił Agastrofa,
Ten śmiało wszędzie walczy, nigdy się nie cofa:
Nawet nie ma przy sobie do ucieczki koni,
Każąc ie słudze zdala trzymać na ustroni:
Pieszo się bił, aż oręż w nim Dyomed zbroczył.
Hektor, gdy wśród zastępów zgon rycerza zoczył,
Leci, niebo strasznemi przebiiaiąc krzyki,
Za nim Troiańskie idą tłumem woiowniki.
Nie mógł nie uczuć Tydyd, choć na chwilę, trwogi,
Mówi do Ulissesa: „Przyiacielu drogi!
Na nas to mężny Hektor idzie tak zażarcie:
Ale stańmy i dzielne daymy mu odparcie.„
Rzekł i pocisk z ogromnéy wypuścił prawicy:
Nie chybił, w Hektorowéy czub trafił przyłbicy,
Jednak czoło nietknięte, skóra nieprzeszyta,
Wstrzymał cios szyszak, miedzią miedź była odbita.
Od Feba miał go Hektor, z jego łaski żyie:
Lecz wziąwszy raz tak srogi, między swych się kryie,
Upada na kolana, ręką się podpiera,
A mgła cień gęsty w oczach iego rozpościera.
Tym czasem, kiedy kroki wyskoczył wielkiemi
Tydyd, aby utkwiona dzidę podiął z ziemi,

Hektor przyszedł do siebie: zaraz na wóz wsiada,        361
I śmierci unikaiąc, między swoich wpada,
Wierni go towarzysze ścisnęli dokoła.
Dyomed go ścigaiąc, w te słowa zawoła:
„O psie zaiadły! ieszcześ zgonu się uchronił,
Któryś tak blisko widział: Apollo cię bronił.
Jemu idąc na woynę, święte czynisz śluby.
Spotkay się ieszcze ze mną, a nie uydziesz zguby.
Jeżeli i mnie sprzyia który z bogów w niebie:
Teraz, kogo doścignę, będę bił za ciebie.„
Rzekł, i nad Agastrofa zatrzymał się trupem.
Natenczas mąż Heleny, ukryty za słupem,
Wyniesionym na Jla starożytnym grobie,
(Niegdyś lud starość iego miał za chwałę sobie)
Przeciw Dyomedowi krzywy łuk napina.
Kiedy on świetny zdziera łup z Peona syna,
Równie chciwy szyszaka, pancerza i tarczy,
Napięty od Parysa nagle łuk zawarczy:
Leci strzała i celu swoiego nie miia,
Rani w nogę Tydyda i w ziemię się wbiia.
Wesół, że swym takiego męża dosiągł ciosem,
Smieiąc się, wybiegł Parys, i rzekł chlubnym głosem.
„I tyś także posoką twoią ziemię skropił:
Czemużem strzały w sercu twoiém nie utopił!
Drżące, iak przed lwem kozy, na twoie spoyrzenie,
Miałyby przecięż w boiu Troiany wytchnienie.„

„Próżny strzelcze! rzeki Tydyd, z łuku twe zalety,        387
A naymilsza zabawa, uwodzić kobiety;
Jeżeliś mężny, w polu oba stańmy śmiele,
Na a nic ci się nie przyda twóy łuk i strzał wiele.
Chlubisz się, żeś mię w nogę drasnął, raz twóy słaby.
Gardzę nim, iakby wyszedł od dziecka, lub baby.
Bo nikczemnego człeka i pocisk nikczemny.
Co z moiéy ręki, nigdy cios nie iest daremny:
Kogo się dotknie, z tego wraz dusza wyleci.
Rwie włosy po nim żona, sieroty są dzieci,
Więcéy go miłe niewiast grono nie obsiędzie,
Ale zgniły, dla sępów brzydką pastwą będzie.„
Tak łaiał, wtém do niego Ulisses przypada,
Swém po zasłania ciałem; rycerz w tyle siada,
I grot wyciąga z nogi. Musiał rzucić pole,
I śpieszyć do okrętów; takie cierpiał bole.
Natenczas, sam na placu został król Jtaki,
Bo wszystkie trwogą zjęte pierzchnęły orszaki,
I ięcząc, różne myśli tak rozbiera w sobie:
„Jakżem ia nieszczęśliwy! co pocznę w téy dobie?
Jeśli ucieknę, ciężką sławie zadam ranę:
Gorsza, gdy otoczony sam ieden zostanę.
Wszyscy pierzchli: lecz dłużéy wahać się nie godzi,
Wiem, że z placu haniebnie sam gnuśnik uchodzi:
Mąż zaś wielkiego serca, nigdy się nie boi,
Czy zwalczy, czy go zwalczą, na mieyscu dostoi.„

Kiedy się tak utwierdza w niebezpiecznym stanie,        413
Wielkim tłumem nadchodzą pancerni Troianie,
Woysko ich zgubcę swego wśród siebie zamyka.
A iak psy i myśliwi obracaią dzika,
Gdy się z kniei pokaże, błyszczą groty w ręce,
On białe kły w skrzywionéy zaostrza paszczęce,
Zgrzyt zębów grzmi po lesie, a choć zwierz tak srogi,
Psy i myśliwcy w piersi nie przyymuią trwogi;[264]
Tak na Ulissa biią Troianie zuchwali.
On broniąc się, naypiérwéy Deiopita wali,
Potém oręż w Toonie i Ennomie zbroczył;
Przy nich zginął Chersydam, gdy z wozu wyskoczył.
We wnętrzności odebrał ciężki raz dziryta,
Pada i piasek własną krwią zbroczony chwyta.
Tych rzucił, ale ieszcze nie stępił żelaza.
Poległ brat Soka, Charop, mężny syn Hippaza.
Sokus, mąż bogom równy, ratunek mu niesie,
I zbliżywszy się, rzecze: „Mądry Ulissesie,
Równie chytrości niesyt, iak rycerskich czynów:
Albo chlubić się będziesz, żeś dziś obu synów
Hippaza zabił w polu, i z nich odarł zbroie;
Albo też tém żelazem, ia przetnę dni twoie.„
To rzekł, i silnym w tarczę pociskiem uderza:
Przebił ią, nawet dzida przeszła wśród pancerza,
I zdarła z kości skórę, dosięgnąwszy ciała,
Ale ią od wnętrzności, Minerwa wstrzymała.

Czuł Ulisses, iż z rany tak płytkiéy nie zginie,        439
Więc się cofnąwszy rzecze: „Biedny Troianinie,
Zaraz, się to dla ciebie spełni, czegoś żądał,
Już więcéy słońca światła nie będziesz oglądał.
Ja ranny twym pociskiem, z pola odeyśdź muszę,
Lecz ty, nędzny człowieku, dzisiay stracisz duszę:
Ta dzida ci niechybną zgubę zapowiada,
Mnie dasz chwałę, sam póydziesz tam, gdzie Pluton włada.„
Skończył: Sokus ucieczką od śmierci się chronił:
Lecz go pocisk Ulissa wśród ramion dogonił,
Przebił pierś, on się z trzaskiem na ziemi rozciąga,
Konaiącemu Jtak w te słowa urąga:
„Walecznego Hippaza synu, śmiały Soku,
Nie mogłeś się uchronić zgubnego wyroku:
Nie odbierzesz ostatnich posług, biedny człowiek!
Ni twóy oyciec, ni matka, nie zamknie ci powiek:
Biiąc skrzydłami, sępy pożrą cię pod niebem,
A mnie, gdy umrę, uczczą Achiwy pogrzebem.„
Wraz z ciała, z tarczy, Soka dobywa dziryta,
Ból go przeszył, za grotem płynie krew obfita.
Postrzegłszy krew ciekącą z Ulissesa rany,
Zachęcaią się, tłumem lecą nań Troiany,
Zgubcę swego pragnący otoczyć dokoła.
On cofaiąc się, na swe towarzysze woła.
Trzykroć, ile mu piersi tchu wystarczą, krzyknął,
Trzykroć głos ten Atryda młodszego przeniknął,

Więc mówi do Aiaxa, bliskiego rycerza:        465
„Aiaxie, głos Jtaka w uszy mię uderza,
Musi on w niebezpiecznym znaydować się stanie,
Otoczyli go pewnie zawzięci Troianie,
Woła wsparcia, niezdolny sam oprzeć się wielu:
Wyrwiymy go z rąk zjadłéy tłuszczy, przyiacielu.
Choć mężny, lecz sam; liczba i mężnych zwycięża:
Ach! żeby Grek nie płakał tak wielkiego męża!„
To rzekłszy, idzie przodkiem, Aiax za nim śpieszy:
Znayduią Ulissesa wśród Troiańskiéy rzeszy.
A iak orszak zgłodniałych lampartów, krwi chciwy,
Pędzi się za rogaczem, ranionym z cięciwy;
Ten póki siły starczą i krew nie upłynie.
Szybkim biegiem po gęstéy ucieka krzewinie:
Wreście pada bez życia, osłabion od strzały;
Przypadaią lamparty, szarpią go w kawały:
Lecz gdy tam lwa srogiego przypadek zaniesie,
Lew żrze zdobycz, lamparty rozprysną po lesie;
Tak i liczni, i silni za Ulissem idą
Troianie, a Uisses śmierć odpędza dzidą.
Lecz gdy Aiax z puklerzem, nakształt wieży, stanie,
W różne strony przelękli pierzchaią Troianie.
Atryd go wziął za rękę, z boiu wyprowadził,
I gdy z końmi powoźnik przybył, na wóz wsadził.
Wtedy wielki Troianom Aiax na kark wsiada:
Natychmiast Dorykl, boczny syn Pryama, pada:

Przy nim Piraz, Lizander, i Pilart z Pandokiem.        491
A iak rzeka obfitym wezbrana potokiem,
Kiedy gwałtowne spadną na góry ulewy,
I dumne wali dęby i poziome krzewy,
Czarny muł pędząc w morze; tak nieprzyiaciele
Gromi Aiax, i konie wraz i męże ściele.
Nie doszła do Hektora klęska tych szeregów:
Na lewem walczył skrzydle, u Skamandru brzegów,
Gdzie Nestor i wódz Kretów przywodzili szyki:
Tam głowy zlatywały, tam grzmiały okrzyki,
Tam Hektor, cuda czyniąc, zapalony latał,
I z wozu dzidą, mężów całe roty zmiatał.
Jednakby się odeprzeć nie dały Achiwy,
Gdyby Machaonowi Parys urodziwy,
Potróyną strzałą w ramie rany był nie zadał.
Zląkł się Grek, aby życia rycerz nie postradał:
Tém zmieszanie i trwoga zagrażała wszczęta.
Piérwszy o Machaonie wódz Krety pamięta,
I zaraz temi słowy mówi do Nestora:
„Starcze, w którym Achiwów chwała i podpora,
Wsiaday na wóz i użycz ranionemu wozu:
Obadwa z Machaonem śpieszcie do obozu.
Za wielu mężów stanie lekarz zawołany,
Który groty wyrzyna z ciała, leczy rany.„[265]
Wsiadł starzec, przy nim obok Machaon się mieści,
Z wziętéy rany cierpiący okrutne boleści.

Skierował wóz, a konie skoro bicz postrzegły,        517
Rzuciwszy pole, bystrym do naw pędem biegły.
Widząc, że Aiax Troian miesza, biie, siecze,
Cebryon do Hektora na wozie tak rzecze:
„Wielki synu Pryama, pełny Marsa sławy,
My tu, prawda, z Grekami bóy toczymy krwawy:
Ale nasi na drugiéy wiele cierpią stronie,
Obala nieprzyiaciel i męże i konie.
Aiax, syn Telamona, postrach tam rozszerza,
Dobrze go z ogromnego poznaię puklerza.
Nuż! i my prędzéy zwróćmy tam nasze rumaki,
Gdzie się w boiu naybardziéy zażarły orszaki:
Gdzie śmierć lata, miotana tysiącznemi ciosy,
A straszliwy krzyk mężów przebiia niebiosy.„
Skończył i zaciął konie, te ognistym biegiem
Lecą pomiędzy Greków i Troian szeregiem:
Depcą trupy i tarcze na smutnéy przestrzeni.
Oś cała i siedzenie krwawo się rumieni.
Rzęsisto ie skropiła posoka obfita,
Którą koła i końskie bryzgały kopyta.[266]
By łatwiéy rozbił roty i w ich krwi się zbroczył,
Rozżarty Hektor z wozu na ziemię wyskoczył:
Walczył, a wiele silnym dokazuiąc razem,
Walił nieprzyiacioły, mieczem, dzidą, głazem,
Gdziekolwiek się pokazał, mężnie się potykał,
Z wielkim iednak Aiaxem spotkania unikał.

Wtedy strach na Aiaxa przepuścił pan górny,        543
Zdumiał się, na grzbiet rzucił puklerz siedmioskórny:
Uchodzi, wkoło wzrokiem rzuca, iak zwierz srogi,
Znowu się zwraca, wolnym krokiem stawiąc nogi.
A iak psy i wieśniacy do bitew zwyczayni,
Nie daią lwu do wołów przybliżyć się stayni,
Całą noc przy niéy pilne odprawuiąc straże:
On wpada rozjuszony, lecz nic nie dokaże,
Próżno na mięso ostrzy kły w krwawéy paszczęce,
I groty nań rzucaią zewsząd śmiałe ręce,[267]
I smolne miecą głownie: a tak bez nadziei,
Smutnie ryczący rano uchodzi do kniei;[268]
Tak niechętny, tak bólem i smutkiem przeięty.
Cofał się Aiax, trwożny o Greckie okręty.
Jak zaś na chłopców mało dba osieł leniwy.
Gdy na okryte kłosem dostanie się niwy,[269]
Ci łamia o grzbiet kiie, osieł ścina zboże,
I nic mu mdla ich siła poradzić nie może,
Aż wtedy go wypędzą, gdy iuż wypcha boki;
Tak się Aiax wolnemi usuwaiąc kroki,
Hamuie zapęd Troian i ich sprzymierzeńców,
Odbieraiac pociski w puklerz z rak młodzieńców.
Już on się zatrzymuie, wszystkie siły zbiera,
I natarczywość Troian zaiadłych odpiera:
Już uchodzi powoli, iuż zwrócony staie,
I zbliżyć się Troianom do floty nie daie.

Mąż ten, wpośród woysk obu, sam wszystkim wystarczy: {wiersz|569}}
Z śmiałych rak lecą groty: iedne więzną w tarczy,
Drugie nie doydą ciała, i w ziemię się wbiią,
Ani się krwi, tak chciwie żądanéy, napiią.
Obaczywszy Eurypil, Ewemona plemie,
Że Aiaxa przywala gęstych grotów brzemie.
Bieży na wsparcie, z krwawą dzidą się uwiia:
Zaraz Apizaona mężnego zabiia.
Do wnętrzności przeszedłszy, grot we krwi się poi.
Wyskakuie zwycięzca, dla odarcia zbroi;
Lecz wtenczas, gdy się pyszną zdobyczą obcięża,
Parys przeciwko niemu krzywy łuk natęża:
W biodro utrafia strzała, cierpi rycerz wiele.
Złamana trzcina ostrze zostawiła w ciele.
Więc, by śmierci uniknął, ku swoim uchodzi,
Wielkim głosem wołaiąc do Achayskiéy młodzi:
„Przyiaciele! wodzowie! zwróćcie mężnie czoła,
Aiax obskoczon, śmierci wydrzeć się nie zdoła.
Zewsząd go nieprzyiaciel obsypuie strzały:
I wątpię, żeby dzisiay z pola wyszedł cały.
Zachowaycież od zguby Telamona syna.„
Temi ich słowy ranny rycerz upomina.
Wraz naprzeciw Aiaxa silne roty idą,
Z tarczą, z ramion spuszczoną, z podniesioną dzidą:
Zginąć dla bohatyra w sercach zapał rączy.
Wtém się Aiax przybliża i z niemi się łączy.

Zwraca czoło, otoczon od swoich rycerzy:        595
Walczą, a bóy zaiadły, iak pożar się szerzy.
Tymczasem Nestor bystrym do naw pędem zmierza,
Uwożąc Machaona, narodów pasterza.
Poznał go Pelid, stoiąc na wierzchołku nawy,
Skąd widział prace mężów i zważał bóy krwawy.
Zaraz, wzywa Patrokla: ten czasu nie traci,
Wychodzi mąż z namiotu w Marsowéy postaci.
Zły moment! bo mu drogę do zguby uściela:
A zbliżywszy się, pyta swego przyiaciela:
„Czego żądasz Achillu? iakie dasz roskazy?„
Pelid rzecze takiemi do niego wyrazy.
„Zbici srodze, klęskami przytłoczeni tylą,
Dzisiay Grecy, Patroklu, do nóg mi się schylą:
Nie masz środka, ostatnia ciśnie ich potrzeba.
Ale ty, przyiacelu, kochany od nieba,
Bież prędzéy do Nestora, abyś się dowiedział,
Który to z wodzów ranny na wozie z nim siedział.
Jeżeli sądzić można z podobieństwa, mniemam,
Że to Machaon lekarz, lecz pewności nie mam:
Z tyłum go uyrzał, oczy twarzy nie postrzegły,
Gdy szybkim pędem konie pomimo przebiegły.„
Na rozkaz przyiaciela swego Patrokl gotów,
Czémprędzéy wdłuż naw Greckich idzie i namiotów.
Oni wtedy szczęśliwie dopadłszy obozu,
Przed Nestora namiotem wystąpili z wozu:

Spocone wyprzągł konie Eurymedon wierny.        621
Wodze na morskim brzegu, gdzie wiatr ciągnął mierny,
Zamokłe suszą suknie z obfitego potu,
I siadaią na krzesłach, wszedłszy do namiotu.
Prześliczna twoia córa, zacny Arsynoiu,
Hekameda się krząta około napoju:
Gdy Tened wziął Achilles, czcząc rostropność rzadką,
Udarował Grek starca tą dziewicą gładką.
Stawia stół, misę na nim, kładzie gospodyni
Miód, mąkę i cebulę, co pragnienie czyni.
Z domu wzięta na stole świeci wielka czasza,
Blask rzęsisty od gwoździ, iasność gwiazd przygasza:
Na uchach zaś, a cztery były ucha zgięte,
Pasą się dwa gołębie, ze złota wyrznięte.
Innyby starzec pełnéy nie udźwignął czary,
Nestor łatwo podnosił, chociaż tak był stary.
Dziewka, coby o piękność z boginią się sparła,
Do wina z Pramny, sera koziego utarła,[270]
I mąką posypała; iest napóy gotowy,
Więc do wzięcia miłemi zachęca ich słowy.
Kiedy ieden i drugi pragnienie uśmierza,
I rozmową nad smutną dolą się rozszerza.
Tymczasem do namiotu, mąż podobny bogu,
Wchodzi waleczny Patrokl, i staie u progu.
Widzi go starzec, zaraz z mieysca się podnosi,
I za rękę prowadząc, aby usiadł, prosi.

Patrokl się opieraiąc, temi słowy rzecze:        647
„Nie namówisz mię siedzieć, szanowny człowiecze:
Przyiaciel móy, którego prawem dla mnie wola,
Kazał mi się dowiedzieć, kogoś uwiózł z pola:
Lecz oto Machaona mężnego poznaię.
Biegnę więc do Achilla, i znać o tém daię.
Wiesz dobrze, starcze, iak on porywczo zwykł czynić,
Jak niewinnego nawet gotów iest obwinić.„
Na to mówi w te słowa Pilów król sędziwy:[271]
„Skąd ta Achillesowi litość nad Achiwy?
Nie wie, iak ciężko Greki los woyny przyciska:
Piérwsi wodzowie ranni, ci zdala, ci zbliska.
Strzałą Tydyd przeszyty, rycerz zawołany,
Ulisses, Agamemnon, dzidą wzięli rany:
Strzała ciężko zraniła w biodro Eurypila,
I tego, com go uwiózł, krótka temu chwila.
Chociaż ma wielkie serce i oręż zwycięzki,
Litości Pelid nie ma nad naszemi klęski.
Czyli wtedy uzbroi iego rękę dzida,
Kiedy iuż wszelki odpór na nic się nie przyda?
Kiedy Troianie rzucą ognie do naw długich,
I nas zmieszanych będą rznąć iednych na drugich?
Nie ożywia dziś członków moich dawna siła.
Oby mi się ta młodość, ta moc powróciła!
Jakiéy natenczas dałem chwalebne dowody,
Gdyśmy z Eleanami walczyli o trzody:

Tam śmiały Hiperocha syn, co męztwem, słynął,        673
Jtymoney z Elidy, moią ręką zginął.
Padł, a pasterzów zlękłe rozpierzchły się kupy.
Myśmy się niezmiernemi obciążyli łupy:
Owiec i kóz pięćdziesiąt trzód w ręce nam wpada,
Równie wieprzów i wołów liczne bierzem stada,
Nadto klacz półtorastu gromada zaięta,
Wiele z nich młode mlekiem karmiło zrzebięta:
Tośmy wszystko do Pilów zapędzili w nocy.
Żem tak wielki dał dowód i szczęścia i mocy,
Stary Neley z radości odchodził od siebie.
Rano, skoro iutrzenka błsnęła na niebie,
Obwoływali woźni, aby ci się ześli,
Co szkody od mieszkańców Elidy ponieśli:
Każdy wziął z rady starszych swą część w słusznym dziele,
Bo też od Eleanów cierpieliśmy wiele,
Korzystaiąc z niemocy, w któréy nas pogrążył
Wielki Herkul, na zgubę naszę lud ten dążył.
Zginęły piérwsze wodze, zastępów nadzieia.
Jam ieden został z synów dwunastu Neleia,
Inszych Mars zabrał; stąd też ludzie ci zuchwali,
Słabym Pilom obelgi różne wyrządzali.
Oyciec wziął sobie liczne z pasterzami trzody.
Od Eleanów bowiem poniósł wielkie szkody,
Wysłał był do Elidy cztéry pyszne konie.
O tróynóg w szybkim walczyć maiące przegonie:

Te zatrzymał Augeas, nie obrażon niczém,        699
Wrócił smutny woźnica z samym w ręku biczem,
Jeszcze gwałciciel dumne dołączał przekazy.
Obrażony o takie czyny i wyrazy,
Oyciec z wziętego łupu zatrzymał niemało,
A w słusznych częściach zabrał lud, co pozostało.
Gdy my tak między siebie dzielim zdobycz wziętą,
I czynimy ku bogów czci ofiarę świętą,
Aż, gdy trzeci raz ranna zaświeciła gwiazda,
Zeszła się Eleanów piechota i iazda:
Silne stanęły roty: z niemi wyszły w pole
Dwa Moliony, ieszcze nowi w Marsa szkole.[272]
Graniczne Pilów miasto, na pagórku leży,
Tryessa, gdzie odległy potok Alfey bieży:
To miasto, dobyć chcieli, i wkoło oblegli.
A gdy pustosząc bliskie równiny przebiegli,
Zstąpiła z nieba Pallas, każąc, aby męże
Czémprędzéy przywdziewali do woyny oręże:
Nie gnuśna, lecz ochocza była postać ludu.
Mnie oyciec chciał zabronić Marsowego trudu,
Żem był młody; skrył zbroię i dzielne rumaki:
Walczyłem pieszy między iezdnemi orszaki.
Tak mię zaprowadziła do boiu Pallada.
Miniias przy Arenie rzeka w morze wpada:
Tam stoim, aż iutrzenki błyśnie promień złoty,
A tymczasem się piesze zgromadzały roty.

Ruszamy, gdy połowę słońce doszło biegu:        725
W południe przybywamy do Alfeia brzegu:
Tam czynimy ofiary dla władcy pioruna,
Tam wołu dla Alfeia, wołu dla Neptuna,
A dla Minerwy piękną iałowicę daiem.
Zasiliwszy zaś ciała, żołnierskim zwyczaiem,
Idziemy do spoczynku, każdy we swéy zbroi,
Już pod murami woysko Eleanów stoi:
Lecz wprzód się sroga Marsa robota zaczyna.
Skoro słońce błysnęło, straszny bóy się wszczyna;
Jowisza i Minerwy, wzywaiąc o wsparcie,
Walczem, obiedwie strony biią się zażarcie,
Ja się między piérwszemi rzędami uwiiam,
I Mulego, ich wodza, mą ręką zabiiam.
Miał on Augeia córę, wielka iéy zaleta,
Wszystkich ziół znała skutki ta piękna kobieta.
Walczącemu na wozie zgubny raz zadaię:
Padł: wsiadam na wóz iego, i na czele staię.
Eleanie, gdy wodza bez duszy postrzegli,
Drżący, natychmiast w różne strony się rozbiegli:
Ja ich nakształt gwałtownéy ścigam nawalnicy,
Nic nie może odporu moiéy dadź prawicy,
Pięćdziesiąt wozów biorę, pchnięci moią dzidą,
Z każdego dway mężowie w przepaść śmierci idą.
I byłbym nawet młode Moliony zwalił,
Lecz okrywszy mgłą ciemną, Neptun ich ocalił,

Łaska ich zachowała boga, nie ich męztwo:        751
Natenczas Jowisz wielkie Pilom dał zwycięztwo.
Scigamy ich przez pola, tarczami okryte,
Zabiiamy, bierzemy zdobycze obfite:
Aż do Bufrazu ręka zwycięzka ich gnała,
Gdzie iest Alez pochyły i Olenu skała.
Tam staiemy, ucieka niedobitków kupa,
Tam i ia staię, kładąc ostatniego trupa.
Wracaią się do Pilów dzielne woiowniki,
Wszyscy iednomyślnemi wynosząc okrzyki,
Jowisza z nieśmiertelnych, a z ludzi Nestora.
Takim byłem, gdy młodych lat służyła pora.
Lecz Achilles, sam w sobie zatopion iedynie:
Ach! rzewnie on zapłacze, kiedy woysko zginie!
Pamiętam, przyiacielu, iaką ci przestrogę
Dał oyciec, wysyłaiąc do Atryda w drogę.
Gdyśmy się zabierali do Troiańskiéy woyny,
Jam skupiał z Ulissesem w Grecyi lud zbroyny,
Przybyliśmy do domu, w którym Peley siedział,
I słyszeliśmy wszystko, co oyciec powiedział.
Byłeś ty, był Menety z Achillem pospołu:
Wtedy szanowny Peley z wypasłego wołu
Na dworze czynił władcy pioruna ofiarę,
I lał wino, trzymaiąc złotą w ręku czarę:
Wyście obadwa ucztą byli zaprzątnieni.
Przychodzim, gdy Achilles obaczył nas w sieni,

Bieży, wprowadza, daie potrawy obfite,        777
Zachowuiąc dla gości względy należyte.
A kiedyśmy dość mieli iadła i napoiu,
Ja was wtedy zaczynam zachęcać do boiu:
Wam się niezmiernie krwawy Marsa kurz podoba,
Natenczas was tak oyce napomniały oba.
Peley zagrzewał syna, by mężnie bóy zwodził,
I wszystkich bohatyrów odwagą przechodził.
Do ciebie zaś w te słowa rzekł oyciec Menety:
Synu! z rodu Achilles większe ma zalety,
Jeszcze siła i męztwo nad ciebie go kładą,
Aleś ty wiekiem starszy: bądźże iego radą,
Proś, zachęcay, przekładay: nie zatknie on ucha;
I gdy uzna swe dobro, chętnie cię usłucha.
Ty iednak zapominasz, co oyciec zalecił.
Staray się, byś do boiu w nim ochotę wzniecił.
Któż wie, czy go nie skłonisz za pomocą boga?
Jak mocna z ust przyiaźni idąca przestroga!
Jeżeli w nim do boiu niechęć wyrok sprawił,[273]
Lub ieśli mu co Jowisz przez matkę objawił,
Niechże choć ciebie wyśle z mężnymi Ftyoty,
Abyś, gdy bóg pozwoli, zbawił Greckie roty.
Niechay ci da swą zbroię: tę uyrzawszy postać,
Biorąc ciebie za niego, nie będzie śmiał dostać,
Wstrzyma zapęd Troian, Grek wytchnie z rozpaczy;
A i lekkie wytchnienie wiele w boiu znaczy.

Kiedy świezi wpadniecie na lud zmordowany,        803
Samym krzykiem odparte zostaną Troiany.„
Skończył; głos ten w Patroklu nawskróś serce przeszył,
Powracaiąc, czémprędzéy do Achilla śpieszył:
Lecz gdy przyszedł, gdzie stały Ulissesa nawy.
Gdzie, na mieyscu publiczném, rozsądzano sprawy,
I gdzie dla bogów była błagalnia wzniesiona;
Spotkał się z Eurypilem, synem Ewemona:[274]
Kuleiący nierównym porusza się krokiem,
Pot i z ramion i z głowy płynie mu potokiem,
Z głębokiéy rany krople krwi czarnéy tryskały,
Na ciele srodze cierpiał, lecz w umyśle stały.
Na ten widok Patrokla serce ciężko boli,
I rzecze, Greków smutnéy lituiąc się doli:
„O! nędzne wodze Greków! o! wy nędzni Grecy!
Także więc, od oyczyzny, od krewnych dalecy,
Wszyscy marnie zginiecie wpośród nieszczęść tylu,
I psom będziecie pastwą? Lecz mów Eurypilu:
Mogąli ieszcze wstrzymać Hektora Achiwi?
Czyli iuż bez nadziei zginą nieszczęśliwi?„
„Nic Greków przed ostatnią nie zbawi ruiną,
Rzekł Eurypil, wnet wszyscy przy okrętach zginą.
Troian się coraz bardziéy moc i zapał wzmaga:
Nasi zaś, których była naywiększa odwaga,
Leżą w okrętach, ranni od srogiego grotu.
Lecz ty mnie ocal życie, prowadź do namiotu,

Ciepłą wodą krew obmyy, day ratunek wczesny,        829
Przyłuż plaster, wyrznąwszy z biodra grot bolesny.
Wziąwszy sam od Chirona lekarskie nauki,
Mówią, że cię Achilles téy nauczył sztuki:
Od naszych dwóch lekarzy wsparcia nie dostanę.
Machaon w polu ciężką odebrawszy ranę,
Leży i biegłéy ręki pomocy wygląda;
Podalir z Troianami boiu poprzeć żąda.„
Na to syn Menetego: „Bohatyrze luby!
Jakiż będzie nasz koniec? iak unikniem zguby?
Biegnę do Achillesa, strapiony niezmiernie,
I co Nestor zalecił, opowiem mu wiernie:
Ale cię nie opuszczę, gdyś tak osłabiony.„
Rzekł, i wodza podpiera własnemi ramiony:
Zaraz na ziemi sługa wole skóry ściele,
Kładzie się, on mu ostry grot wyrzyna w ciele:
Krew ciepłą myie wodą, i korzeń doznany,
Na proch utarłszy w ręku, przykłada do rany:
Wkrótce wszelkie cierpienia musiały przeminąć.
Zwolniał ból, oschła rana, krew przestała płynąć.        848








ILIADA.


XIĘGA XII.



TREŚĆ XIĘGI XII.

Wzięcie okopów Greckich.


Grecy ścigani od Hektora, chronią się do okopów. Troianie, na pięć rot podzieleni, uderzaią na mur. Dway bohatyrowie Greccy, Polipet i Leontey, dzielny im odpór daią. Polidam, ieden z wodzów Troiańskich, obaczywszy niepomyślną wróźbę na powietrzu, radzi zaniechać szturmu, ale Hektor zapalony, nie chce odstąpić od przedsięwzięcia. Sarpedon na czele Lików wstępuie na mur: z drugiéy strony Hektor ogromnym kamieniem wyłamuie bramę, i czyni swoim otwór. Grecy uciekaią do okrętów.


ILIADA.
XIĘGA XII.

Tymczasem, kiedy Patrokl lekarstwem zasila,
Okrutnie ranionego w boiu Eurypila,
Coraz się więcéy w rzezi zażeraią strony.
Już Grekom rów głęboki i mur wyniesiony,
Którym flotę i zdobycz swoię zasłonili,
Bardzo się słabą staie obroną w téy chwili.
Wynieśli oni mury, wykopali rowy,
Zaniechawszy wprzód bogom miłe bić stugłowy:
Przeto w niedługim czasie, rozpoczęte dzieło
Bez woli nieśmiertelnych, smutny koniec wzięło.
Póki żył Hektor, Pelid w gniewie trwał zawzięty,
I z pysznemi wieżami stał Jlion święty,
Póty był mur Achiwów. Lecz gdy przeznaczenie
Piérwszych wpędziło mężów Troi w czarne cienie;
Gdy wielu z Greków padło, inni uszli zgonu,
A w dziesiątym dobywszy roku Jlionu,
Wróciły do oyczyzny pozostałe Greki;
Natenczas Feb i Neptun, połączywszy rzeki.
Co w morze z gór Jdeyskich pędzą bystre wody.
Rezus, Karez, Heptapor, Granik, Ezep, Rody,
Skamander i Symois, którego zabrała
Głębia tyle tarcz, przyłbic i półbogów ciała:

Aby zwalić ze szczętem Greków mur wysoki,        23
Razem nań wypuścili te wszystkie potoki.
Apollo przez dni dziewięć zwrócił ich koryta:
Tymczasem z niebios woda lała się obfita,
Jowisz ią spuścił, aby prędzéy mur ten wzruszył,
Neptun troyzębem dęby i skały pokruszył,
Na których gmach oparły Achayskie narody,
Sam prowadząc gwałtowne przeciw niemu wody.
Potém brzeg Hellespontu obszerny wygładził,
Nanowo go piaskami wkoło oprowadził.
Gdy iuż wszystko ze szczętem zniosło ramie boże,
Znowu rzeki wrócone, każda w swoie łoże,
Którém dawniéy do morza zwykły były płynąć.
Tak miał ten gmach przez Feba i Neptuna zginąć.[275]
Wtedy przy murze z strasznym krzykiem lud się rzeże,
Od silnych grotów trzeszczą w swych spoieniach wieże.
Okrutny bicz Jowisza poczuwszy nad głowy,
Za okopy się Grecy chronią i za rowy,
Lękaiąc się gromiącéy Hektora prawicy,
Który naksztalt gwałtownéy idzie nawałnicy.
Jako lew, lub odyniec, gdy nań śmiałym krokiem,
Nastąpią psy i męże, krwawym błyska wzrokiem,
Oni sie dzielą w czworgran, tak zewsząd na zwierza
Brzemię silnych pocisków, mnóztwo rąk wymierza,
Lecz mężnego w nim serca podły strach nie zmiesza,
Nie cofa się, i zgubę męztwo mu przyśpiesza.[276]

A gdzie zwrócony, złamać szyk mężów się kusi,        49
Tam szyk mężów zatrwożon, kroku cofnąć musi;
Tak wszędzie biega Hektor, wściekły na Danaie,
I by rów przeskoczyli, swym serca dodaie.
Nie śmią iego rumaki, bystrym sławne biegiem,
Ale rżą przeraźliwie nad przepaści brzegiem.
Trudno ten rów przestąpić, trudno go przeskoczyć,
Nie zaniedbali Grecy zewsząd go otoczyć
Pochyłą wysokością; a niezmierne doły
Wał umacnia, ostremi nasrożony koły.
Tęgi odpór, niełatwo do niego się zbliży,
Ani iezdziec waleczny, ani rumak chyży:
Piesze iednak zastępy chciały go przesadzić,
Gdy rostropny Polidam tak zaczyna radzić:
„Hektorze! i wy Troian i przyiaciół głowy!
Płocho my chcemy końmi przeskoczyć te rowy:
Z obudwu stron wał ostry przystępu nie daie,
I mur ogromny, który wynieśli Danaie.
Trudno tu przeyśdź z wozami, a którzyby wbiegli,
W takiéy walcząc cieśninie, pewnieby polegli.
Jeżeli bóg, którego słyszeliśmy grzmoty,
Chce Troiany zachować, Greckie zniszczyć roty;
Niechże swoich przeznaczeń uiścić nie zwleka,
Niechay legną od domów oyczystych zdaleka!
Lecz gdyby się na odwrót mężnie z nami starli,
Odpędzili od floty i w te rowy wparli;

Takby strasznie nas zgromił ich oręż zwycięski,        75
Iżby świadek do Troi nie został téy klęski.
Więc zbawiennieyszéy rady słuchaycie wodzowie,
Niech z wozy powoźniki zostaną przy rowie:
My w ścisłych rotach idźmy za Hektora krokiem.
Nie wstrzymaią nas Grecy, ieżeli wyrokiem
Dziś dla nich przeznaczona ostatnia zagłada.„
Podobała się dobra Hektorowi rada:
Więc zaraz skoczył z wozu w świecącéy się zbroi,
Nikt nie został na wozie z bohatyrów Troi,
Skoczyli za Hektorem rycerze zuchwali.
Stróżom koni przy rowie stanąć rozkazali;
A na pięć rot ogromnych wszystkie dzieląc siły,
Idą, gdzie ich waleczne wodze prowadziły.
Naylicznieysi, naywięksi rycerze wychodzą,
Pod znakiem Polidama i Hektora wodzą:
Ci pragną iak nayprędzéy zwalić mur warowny,
I przy samych okrętach stoczyć bóy gwałtowny.
Tyś trzecim piérwszéy roty wodzem Cebryonie,
Bo mniéy mężnemu Hektor pod straż oddał konie.
Parys, Alkat, Agenor, drugi zastęp wiodą,
Trzeci Helen i sławny Deifob urodą,
Z niemi Azy z Aryzby, co od Selley zdroiu,
Na ognistych rumakach pośpieszył do boiu.
Czwarty wiedzie Eneasz, głośny Marsa czyny,
Z nim Archiloch, Akamas, Antenora syny,

Oba dobrze woienne znaiący obroty.        101
Sarpedon zaś prowadzi sprzymierzeńców roty.
Z nim Glauk i Asteropey: ci nad towarzysze
Wyżsi męstwem, a wszystkich Sarpedon przepisze.
Ze skór wolich na piersiach trzymaiąc puklerze,
Idą z Marsowym ogniem na Greków rycerze,
I że się im nie oprą, pewnie sobie tuszą,
Ale niechybnie zginąć przy okrętach muszą.
Pamiętni na rostropne Polidama zdanie,
Szli za niém sprzymierzeńcy wszyscy i Troianie:
Jeden tylko z nich Azy, mężnych wódz orszaków,
Nie chciał odstąpić wozu, ni dzielnych rumaków,
Ale z niemi na flotę Grecką prosto zmierza.
Głupi! ni wóz, ni konie, którym tak zawierza,
Nie potrafią go cofnąć od bliskiego zgonu.
Już więcéy nie postanie w murach Jlionu,
Już go śmierci okrutnéy wyrok nie ominie,
Bo niezłomnym oszczepem wodza Krety zginie.
Ku lewéy leci stronie, gdzie trwożny do łodzi
Grek z końmi i wozami w nieładzie uchodzi.
Tam pędzi zapalony, widząc drzwi otwarte,
Ani długim żelaznym wrzeciądzem zawarte:
Trzymano ie otworem, aby lud zmieszany
Mógł przed ścigaiącemi schronić się Troiany.
Tam leci, za nim lecą pędem iego szyki,
I ostremi powietrze napełniaią krzyki,

Pewni, że się nie oprą, lecz zmieszani wkupie.        115
Do naw uciekną Grecy: zaufanie głupie!
Plemię dawnych Lapitów, świetną kryte zbroią.
Dwa przy bramach waleczne bohatyry stoią:
Polipet, syn od oyca swego niewyrodny.
Drugi Leontéy, z Marsem porównać się godny.
Pod takich mężów strażą są bramy wyniosłe.
Jak na górze dwa dęby w ciągu lat urosłe,
Co środka ziemi długim sięgaią korzeniem,
A głowę w równi stawią z niebieskiém sklepieniem,
Gardząc wiatrem i burzą; tak i ci dway męże
Czekaią, ufni w siły i dzielne oręże,[277]
Idzie Azy, z nim Jamen, Akamas, rycerze,
Toon, Orest, Onomay, a wzniosłszy puklerze,
Walecznych towarzyszów otoczeni szykiem,
Zbliżaią się z ogromnym do muru okrzykiem.
Ci zachęcaią swoich, by się mężnie starli,
I Troianów do floty dążących odparli.
Lecz gdy w uciekaiących widzą męztwa mało,
A za niemi Troianie na mur biegną śmiało,
Natychmiast, z bram wypadłszy, bóy okrutny stoczą.
Jak dwa straszne odyńce, kiedy ie obskoczą
Psy śmiałe i myśliwcy, nie znaią boiaźni,
A gdy z nieprzyiacielskiéy ręki grot ich draźni,
Tną las, zgrzytaiąc kłami, drzewo z pniów upada.
Dopóki im kto rany śmiertelnéy nie zada;

Tak ci wypadłszy, Troian wstrzymuią natarcie,        153
Stoiący im na murach z góry daią wsparcie:
Więc walczą, w ich pomocy i w swéy ufni broni,
A twardym razem bita miedź na piersiach dzwoni.
Tamci rzucaią głazy, stoiąc na wież szczycie,
Biią się za okręty, namioty i życie.
Jako, gdy czarne chmury spędzi wiatr burzliwy,
Rzęsisty grad z obłoków sypie się na niwy;
Tak gęsto i kamienie i groty i strzały,
Zarówno z rak Achiwów, iak Troian latały.
Ostremi głazy z silnéy uderzane ręki,
Tarcze, przyłbice, ięczą chrapliwemi dźwięki.[278]
Na taki odpór, Azy ledwie się nie wścieka,
Krzyczy, biie się w biodra, na bogi narzeka:
„O Jowiszu! i w tobie zaufanie mylne:
Mógłemże się spodziewać, by Greki, choć silne,
Tak natarczywe naszych wytrzymały ciosy?
Oto, iak pszczoły gniewne, lub zażarte osy,
Co w mieyscu nieprzystępném, zamkną się w swym domu,
I broniąc płodu, weyścia nie dadzą nikomu;
Dwa ci rycerze naszę wstrzymuią wygraną.
Póki zabici, albo wzięci nie zostaną.„
Tak szemrał, ale Jowisz głuchy na te słowa
Bo naiwiększą dziś chwałę dla Hektora chowa.
Przy innych bramach równie była bitwa sroga,
Nie zdołam iéy opisać, trzeba na to boga.[279]

Przy całym murze straszną walkę Mars zapalał:        179
Achiwy, mimo smutku, który ich, przywalał,
Biiąc się za okręty, czynią cuda męztwa.
Jęczą bogowie, Grekom życzący zwycięztwa.
Oba mężne Lapity dotrzymuią boiu.
Polipet niezwalczony, twóy syn Pirytoiu,
Uderza zuchwałego w przyłbicę Damaza:
Nie mogła miedź płytkiego odeprzeć żelaza,
Twardy cios łamie czaszę, mózg z głowy rozlewa,
Pada mąż zapalony, i duszę wyziewa.
Tuż Pilona z Ormenem obala na ziemię.
A Leontey waleczny, zacne Marsa plemię,
Hipomacha zabiia, po nim Antyfata,
Z pochew miecza dobywszy, zgubnym razem płata;
Od téyże silnéy ręki, w sztuce Marsa biegli,
Menon, Jamen i Orest, na kupie polegli.
Gdy ci łupy zdzieraią, naylicznieysza młodzież,
I naylepiéy przybrana w bohatyrską odzież,
I któréy naygoręcéy pragnie umysł żwawy
Przełamać mur Achiwów, i zapalić nawy;
Idzie: wielki ią Hektor i Polidam grzeie,
A nagle się wstrzymawszy nad rowem, dumieie.
Już go myśli przeskoczyć, kiedy wzrok młodzieży
Straszna uderza wieszczba: Oto orzeł bieży
Z obłoków, przedzielaiąc woyska w lewéy stronie;
Skrwawionego on węża w silnéy uiął szponie:

Ten drga żyiący ieszcze, a srodze zawzięty,        205
Choć był ostremi orła pazurmi przeięty,
Wykręciwszy się z tyłu, w szyię go uiada:
Puszcza go ptak raniony, wąż wśród woyska pada,
A orzeł w chmurach smutne wydaiąc odgłosy.
Na skrzydłach bystrych wiatrów leci pod niebiosy.[280]
Widząc, że z nieba upadł wąż pomiędzy szyki,
Zmieszały się niemało Troian boiowniki:
Od Jowisza przesłana ta wieszczba straszliwa.
Wtedy sie do Hektora Polidam odzywa.
„Bracie! choć dobrze mówię, łaiesz nieprzystoynie:
Lecz prawy obywatel, na radzie, na woynie,
Więcéy zważa na prawdę, niż na twoię władzę.
Co więc naylepszém sądzę, to ci szczerze radzę.
Nie myślmy, byśmy z Greki o nawy walczyli:
Zły stąd skutek, ieżeli wieszczba mię nie myli,
Widziana, kiedy chcemy te rowy przeskoczyć.
Jak orzeł, co dopiero dał się woysku zoczyć.
Skrwawionego niosący w ostrych szponach węża,
Który zwycięzcę, w szyię raniwszy, zwycięża,
Nie doniósł go do gniazda na pokarm dla dzieci,
Ale sam obrażony, próżen łupu leci;
Tak też i my Troianie, chociaż nasze ramie,
Przezwycięży te mury, i bramy wyłamie.
Choć przed nami uciekną Grecy zjęci trwogą;
Od brzegu nie powrócim szczęśliwie tąż drogą.

Wielą naszych trupami ziemia się okryie,        231
Których, walcząc za nawy, mężny Grek pobiie.
Takby wieszcz każdy wnosił, znaków nieba świadom,
A ludby był posłuszny dobrym iego radom.„
Spoyrzawszy nań surowo, Hektor odpowiada:
„Mogłeś lepiéy pomyślić, gniewa mię twa rada:
A ieśli szczere czucia w téy otwierasz mowie,
Widzę, że ci iuż rozum odięli bogowie
Ty chcesz, abym na słowa Jowisza niepomny,
Które stwierdził znakami niebios pan ogromny,
Powodował się raczéy płochym ptaków lotem?
Nic ia nie zważam na nic, gardzę ich obrotem.
Czyli na prawa lecą, tam gdzie słońce wschodzi,
Czyli na zachód lewy, skąd się ciemność rodzi.
My słuchaymy Jowisza, on nas nie omyli,
Pod iego władzą niebo i ziemia się chyli:
Jedna prawdziwa wieszczba, bić się za oyczyznę.[281]
Czemu się chronisz boiu? za co drżysz na bliznę?
Choć pod orężem Greków całe woysko zginie,
Choć my wszyscy polegniem, ciebie śmierć ominie.
Ty na niebezpieczeństwo nie znasz się narazić!
Lecz gdy nie póydziesz z nami, albo będziesz kazić
Zwodniczą mową zapał w którym z tych rycerzy;
Wnet ci tu raz śmiertelny móy oręż wymierzy.„
Rzekł i stanął na czele zastępom niezłomnym,
Idą za bohatyrem z okrzykiem ogromnym:

Jowisz łaskaw, swoiego wsparcia im nie szczędzi,        257
Wzrusza wiatr, ten na nawy gęsty piasek pędzi,
Miękcząc umysły w Grekach, zapał ich ostudza,
A w Hektorze waleczność i Troianach wzbudza:
W jego znakach i w męztwie maiąc zaufanie,
Silą się mur Achayski przełamać Troianie.
Już mocnemi drągami podważaią wręby,
Już wierzchy wież wzruszaią i ogromne dęby,
I przyciesie, na których mur Achiwów leży,
Ufni, że wnet wyłamią otwór w środku wieży.
Achiwi przed gwałtownym bronią się napadem:
Pod mur idących, grotów obsypuią gradem.
Wieże tarcz rzędem kryią: a tymczasem roty
Obiegaiąc Aiaxy, dodaią ochoty.
W żwawych sercach pochwałą chęć do boiu grzeią,
A ostrą w tych naganą, co podło gnuśnieią.
„Zacne piérwszego rzędu rycerstwo i takie,
Coś iest w drugim, lub trzecim, bo męztwo iednakie
Nie zapala nas wszystkich; stańmy teraz wszyscy,
Znacie sami, iakiego nieszczęściaśmy bliscy:
Nie uchodźcież przed groźbą Hektora nikczemnie,
Stawcie się, serca sobie dodaiąc wzaiemnie.
Tak, za łaską Jowisza, tęgi odpór damy,
Ścigaiąc nieprzyiaciół aż pod miasta bramy.„
Tym głosem Grek zapalon, niewzruszony stoi.
Jak w zimie, gdy się Jowisz w swe groty uzbroi,

I nakazawszy wiatrom północy milczenie,        283
Skład wilgoci, niebieskie otworzy sklepienie;
Ciągle sypie się w gęstych kiściach szron obfity,
Bielą się nim doliny, i gór wielkich szczyty,
I pola uprawione, grube kryią śniegi,
I porty, i huczące Oceanu brzegi:
Same ie tylko morza odpieraią wały,
A całą postać ziemi płaszcz odziewa biały;
Tak tam z obu stron gęste kamieni ciskanie,
Grecy na Troian miecą, na Greków Troianie:
Wzdłuż muru bóy zawzięty, grzmi powietrze wrzaskiem,
I głos mężów z chrapliwym głazów miesza trzaskiem.
Jednak z Troiany, mimo naygorętszéy żądzy.
Nie złamałby bram Hektor i mocnych wrzeciądzy,
Gdyby w swym synu Jowisz męzkiéy nie wzmógł cnoty,
Aby, iak lew na woły, wpadł na Greckie roty.
Z dwiema dzidy Sarpedon drze się na mur gwałtem,
Na piersiach gładki, cudnym wyrobiony kształtem,
Z byczych skór, blachą kryty, trzyma puklerz tęgi,
Który złoto świetnemi obwodzi okręgi.
Z takim puklerzem idzie wódz Lików narodu.
Jak lew na górach karmion, niecierpliwy głodu,[282]
Długo w krwawéy paszczęce nie maiąc mięsiwa,
I na bronną owczarnią śmiało się porywa:
Choć tam straż czuwaiącą z każdéy widzi strony,
Choć gotowi, i męże, i psy do obrony;

Jednak żwawy, od owiec nie odeydzie wprzódy,        309
Aż uderzy, i albo porwie co z zagrody,
Albo ostrym pociskiem ranny sam polegnie;
Tak do muru Sarpedon zapalony biegnie,
Tém słowem grzeiąc Glauka, Hypolocha syna:
„Za co czci nas, iak bogów, Licyyska kraina?[283]
Za co na ucztach zawsze piérwsze mieysce nasze?
Lepsza część na biesiadach? większe z winem czasze?
Za co dzierżym przy Xancie tak obszerne niwy,
Okryte winnicami i pięknemi żniwy?
Oto, żebyśmy stoiąc na woysk naszych czele,
Tam szli piérwsi, gdzie trupy Mars naygęstsze ściele.
Niech się dadzą usłyszeć Lików głosy zgodne:
Wodze nasze, prawdziwie swego mieysca godne,
Tłustém się mięsem, siodkiém zasilaią winem,
Lecz też wszystkich przechodzą bohatyrskim czynem.
Gdybym wiedział, że, ieśli będziem strzedz się broni,
Starość nas nie nachyli, śmierć nas nie dogoni;
Ani sam do ślachetnéy śpieszyłbym kurzawy,
Ani ciebie do pięknéy zachęcałbym sławy.
Ale gdy nad człowiekiem wisi wyrok srogi,
I tysiączne do śmierci prowadza nas drogi:
Pódźmy walczyć! i wpośród krwawego pogromu,
Lub mieymy z kogo chwałę, lub z nas daymy komu.„[284]
Tak rzekł: przeiął Glauk w serce ten zapał ślachetny,
Idą, za niemi idzie Lików zastęp świetny.

Zląkł się Menestey, widząc śpieszących do wieży,        335
Któréy bronił na czele Ateńskiéy młodzieży.
Spoyrzał na wszystkie strony, upatruiąc męża,
Coby młódź Aten siłą swego wsparł oręża.
Widzi obu Aiaxów, słonym zlanych potem,
I Teukra, co dopiero rozstał się z namiotem;
Leczby go nie słyszeli, by naymocniéy krzyczał,
Taki od tarcz i przyłbic i bram łoskot ryczał.
Bo do każdéy Troianie zbiegali się hurmem,
Chcąc koniecznie gwałtownym wywalić ie szturmem.
Więc woźnego Toota w tém ostrzega słowie,
„Pódź, mów, niech mężni do mnie przyydą Aiaxowie,
A oba ieśli można: bo Licyyskie hordy,
Niosą do nas broń straszną, i okrutne mordy.
Wodze ich, które zawsze walecznie się biły,
Wszystkie przeciw nam teraz obracaią siły.
A ieśli i tam srogą pracą Mars ich kona,
Niech przynaymniéy syn wielki przyydzie Telamona.
Jemu niech sławny łukiem Teucer towarzyszy.„
Skoro woźny takowe zlecenie usłyszy,
Bieży śpieszno, wdłuż muru, przez dzidy i miecze,
I stanąwszy, do mężnych Aiaxów tak rzecze;
„W ciężkiém niebezpieczeństwie Menestey was błaga:
Pódźcie, niech moment wasza wesprze go odwaga,
A oba, ieśli można: bo Licyyskie hordy,
Niosą do nich broń groźną i okrutne mordy.

Wodze ich, które zawsze walecznie się biły,        361
Wszystkie przeciw nim teraz obracaią siły.
A ieśli i tu srogą pracą Mars was kona,
Przynaymniéy pośpiesz wielki synu Telamona,
Tobie niech sławny łukiem Teucer towarzyszy.„
Aiax, którego serce za boiami dszy,
Do syna Oileia, krótkim rzekł wyrazem:
„Zagrzewaycie tu Greki z Likomedem razem,
Aby mężnie wstrzymali Troiańskie natarcie:
A ia Menesteiowi dam potrzebne wsparcie.
Niedługo tu powrócę od Ateńskiéy rzeszy.„
To wyrzekłszy, do wieży Menesteia śpieszy:
Z nim Teucer brat, wsławiony ze strzelania sztuki,
Pandyon, germek Teukra, niesie iego łuki.
Po za murem szli, chciwi wzmódz zastępy bratnie.
Już im niebezpieczeństwo groziło ostatnie.
Wodze Lików podobne do gwałtownéy chmury,
Rzucały się na wieże, darły się na mury;
Tamci się opieraią, grzmi wrzaskiem powietrze.
Wraz Aiax Lików męża walecznego zetrze,
Byłto Epikl, towarzysz Sarpedona mężny.
Widząc leyżący kamień na murze potężny,
(Dzisiay człowiek w lat kwiecie, gdyż téy siły nie ma,
Z trudnościąby go dźwignął rękami obiema),
Podniósł, i na Epikla spuścił z wysokości.
Czworokończaty szyszak pęknął, trzasły kości,

Pada iak nurek z wieży, a życie z człowieka,        387
Ogromnym skruszonego kamieniem ucieka.
Teucer Glauka ukrócił duszę w bitwach śmiałą.
Bo gdy na mur się miotał, ugodził go strzałą,
W mieysce, gdzie iego ramie obnażone zoczył.
Musiał ustąpić z boiu: zatém z muru skoczył,
I czémprędzéy ukryty między swemi stanie.
Żeby kto z Greków iego nie urągał ranie.
Zasmucił się Sarpedon, że Glauk odszedł miły:
Lecz rozżarty tém bardziéy swe natężył siły.
Pchnął Alkmaona dzidą, gdy ią ciągnął z ciała,
Grek za nią upadł z muru, a zbroia szczęk dała.
Potém wieży podporę, uciosaną z dębu,
Bal w silne chwycił ręce, wyruszył ze wrębu,
Odkrył mur i otworzył dla wielu rot wniście;
Wtedy na walczącego wodza tak ogniście,
Teucer i Aiax razem zgubny cios wymierza.
Przy piersiach Teucer strzałą w pas świetny uderza:
Cios ten nic mu nie szkodził, chociaż go nie minął:
Nie chciał Jowisz, by iego syn przy nawach zginął.
Aiax nań z dzidą skoczył, ta puklerz przedarła,
I przecięż zażartego rycerza odparła:
Uderzony, cokolwiek od bram kroku ruszył,
Cokolwiek, bo ie złamać ieszcze sobie tuszył.
Woła na swoich, myśląc o tak wielkiéy chwale:
„Cóż to Liki, w rycerskim stygniecie zapale?

Złamałem mur, lecz tego dokazać nie mogę,        413
Bym wlasném do naw męztwem otworzył wam drogę,
Nuż waleczni rycerze wstępuycie w me ślady,
Złączone siły, wszystkie zwyciężą zawady.„
Na ten głos nowy zapał śmiałe przeiął Liki,
Zbiegły się pod bok swego króla woiowniki,
Z drugiéy strony Achiwi roty swoie zwarli,
Żeby się przy tém mieyscu skutecznie oparli.
Z równą mocą i męztwem walczą strony obie.
Nie mogą do naw drogi Liki zrobić sobie,
Choć mur iuż przełamany był dla nich otworem;
Ni Greki Lików z muru silnym zmieść odporem,
A iak z tykami w ręku dwa gruntu dziedzice,
Przy krańcach roli swoiéy, walczą o granice.
Nie chcąc sobie ustąpić ziemi ani stopy;
Tak ci między murami i między okopy,
W ciasném mieyscu bóy toczą: a łoskot rozszerza,
Broń tłuczona od broni, puklerz od puklerza.
Wielu i tych poległo trupem, których były
Do pierzchliwéy ucieczki obrócone tyły,
I tych, co mężnie w boiu do upadłéy trwali.
Nie wstrzymały puklerze ostréy ciosów stali:
Z obu stron mnóstwo ludu w téy rozprawie ginie,
Z wież, z okopów, krew Troian i Achiwów płynie.
Stoią Grecy, choć wściekle Troia na nich biie.
Jak skrzętna gospodyni, co z kądzieli żyie,

Póty na ścisłym gwichcie szalę trzyma z wełną,        439
Aż w obu wagach równość obaczy zupełną,
Aby kochano dzieci czém pożywić miała;
Tak tam z obu stron bitwa w równowadze stała:
Aż wreście Hektor chwilę żądaną obaczył,
W któréy mu Jowisz chwałę naywiększą przeznaczył.
On piérwszy na mur leci, i na swoich woła:
„Nic się, mężni Troianie, oprzeć wam nie zdoła;
Złamcie ten mur, i nieście ogień na okręty.„
Usłyszeli, więc każdy tym głosem przeięty,
Spieszy, zuchwałe roty hurmem na mur idą,
I wstępuią na wieże z wymierzoną dzidą:
Ostry i wielki kamień, co przed murem leżał,
Silną chwyciwszy ręką, do bram Hektor bieżał.
Dzisiay, nim kamień taki, choć z naywiększa mocą,
Dwa męże na wóz włożą, dobrze się zapocą.
Hektor go łatwo dźwignął, bo pan błyskawicy
Lekkim go w bohatyra uczynił prawicy.
Jak owczarz z runem w ręku, prawie nie rozróżnia,
Czy niesie co, bo w biegu nic go nie opóźnia;
Tak lekko Hektor leci do bram z wielkim głazem.
Z grubych tarcic zrobione, okute żelazem,
Z mocnym zamkiem podwóyne drzwi bramy te zwarły,
A na krzyż ie dwie szyny żelazne podparły.
Staie, iednę w tył nogę, drugą wprzód rozszerza,
I wygiąwszy się, kamień ogromny wymierza.

Ten padł w sam środek bramy; i zawiasy skruszył,        465
I żelazne ciężarem zapory wyruszył:
Wstrzęśnione bramy ciężkim zahuczały grzmotem,
A na bok wyskoczyły podwoie z łoskotem.
Czarnéy burzy podobny, w bramy Hektor leci,
Miedziana zbroia na nim groźnym blaskiem świéci,
Kręci dwoma wielkiemi groty rycerz srogi,
Niktby go tam nie wstrzymał, chyba same bogi.
Ogień mu w oczach pała, gniew bucha mu z czoła,
I by natychmiast na mur szli, na swoich woła.
Nagłos iego posłuszni, ci na wieże skoczą.
Drudzy tłumem przez bramy otwarte się tłoczą.
Wtenczas do naw strwożeni chronią się Danaie,
A na brzegu zgiełk straszny, i wrzawa powstaie.        478








ILIADA.


XIĘGA XIII.



TREŚĆ XIĘGI XIII.

Neptun pomaga Grekom. Dzieła Idomeneia.


Widząc pobite Greki i wzięte ich okopy, Neptun przybywa na pomoc. Naprzód ożywia męztwo w Aiaxach, potém do całego rycerstwa głos obraca, i do dzielnego oparcia się zachęca. Stawaią mężnie Grecy: Idomeney, wódz Krety, nadzwyczaynych dzieł dokazuie; zabiia Otryoneia, wodza Traków, Azego, Alkata zięcia Anchizesa. Eneasz, na czele zastępów Troiańskich, przybiega dla uniesienia zwłok swego szwagra, i stacza uparta bitwę z Idomeneiem. Menelay walczy przeciw Helenowi, bratu Hektora, i rani go, potém zabiia Pizandra. Gdy Troianie tak wiele cierpią na lewém skrzydle, Hektor utrzymuie się przy swoich korzyściach na prawém. Jowisz zsyła znak pomyślny dla Greków; Hektor się tém nie zastrasza, lecz z większym ieszcze ogniem na nieprzyiacioł uderza.


ILIADA.
XIĘGA XIII.

Do naw Greckich zbliżywszy Hektora z Troiany,
Zostawił ich tam Jowisz na znóy, śmierć i rany:
Tym czasem konnych Traków przeglądał siedliska,
I Mizów, co orężem zręcznie robią zbliska,
I naród Hippomolgów, którzy mleko piią,
Naysprawiedliwsi z ludzi, i naydłużéy żyią.[285]
Na Jlion nie patrzał; pewny, że nikt z bogów
Nie będzie śmiał z niebieskich wysunąć się progów,
Aby na pomoc Grekom pośpieszył, lub Troi;
Lecz niepróżno na czułéy straży Neptun stoi.
Wstąpiwszy na wierzch Samu drzewami zarosły,
Które dumny grzbiet iego wyżéy ieszcze wzniosły,
Skąd widać Jdę, Troię, i Achayskie łodzie,
Patrzał na mężów prace, w Marsowym zawodzie:
Tam siedział Neptun, Greków bolała go strata,
Przeto się bardzo gniewał na swoiego brata.
Zszedł z przepaścistéy góry, a lasy i skały,
Pod wielkiego Neptuna stopą się wstrząsały;
Trzy razy tylko podniósł nieśmiertelną nogę,
Czwartym krokiem był w Egach, i skończył swą drogę.[286]
Tam miał, w przepaściach morza, mieszkanie wspaniałe,
Z czystego lane złota i na wieki trwałe.

Wraz konie, miedzią kute, do wozu zakłada,        23
Złota im grzywa na kark zatoczysty spada,
Bicz złoty bierze w rękę, i w złotéy odzieży
Wsiadłszy na wóz, po głębi wartkim pędem bieży.
Mieszkańce wody króla swoiego postrzegły,
Pląsaiąc wieloryby, z otchłani wybiegły.[287]
Morze radosne, samo roztwiera swe tonie:
Po płynnéy ich płaszczyźnie lecą bystre konie,
Zaledwie wody koło szybkim dotknie biegiem:
Przybył, gdzie stały Greckie okręty nad brzegiem.
Przy ostréy Jmbru skale i wyspie Tenedzie,
Jest iaskinia, tam Neptun swe rumaki wiedzie:
Wyprzęga, Ambrozyyskim zasila obrokiem,
I ażeby się z mieysca nie ruszyły krokiem,
Nogi im niezłomnemi zawięzuie pęty;
Sam czémprędzéy pośpiesza, gdzie bóy wrzał zacięty.
Podobni do pożaru, albo nawalnicy,
Za Hektorem Troiańscy idą woiownicy,
Sciśnione hufce okrzyk wydaią straszliwy,
Pewne, że wezmą nawy, i wyrzną Achiwy.
Lecz bóg, który grożące wały na świat leie.
Ożywia w Grekach męztwo, zapał i nadzieie:
Udaie głos Kalchasa, iego postać bierze,
I Aiaxy zapala, dwa pierwsze rycerze:
„Wy zachowacie Greków od ostatniej klęski,
Ale nie przez ucieczkę, lecz przez umysł męski:

Gdzieindziéy ia Troiańskiéy nie lękam się siły,        49
Choć się ich woyska tłumem przez mur przewaliły;
Silny odpór im dadzą Achiwy waleczne.
Tu nam niebezpieczeństwo grozi ostateczne:
Hektor, co się Jowisza synem bydź powiada,
Z naywiększą zaiadłością tu na Greki wpada.
Lecz, ieśli was tą myślą który bóg zapali,
Byście i sami bili, i drugich zagrzali;
Próżno się Hektor wściekły okręty wziąć kusi,
Choćby z nim sam był Jowisz, odpartym bydź musi.„
Rzekł, i dotknął ich berłem: nadzwyczayną wodze
Moc w ręku, zapał w piersiach, lekkość czuią w nodze.[288]
Zaraz im zniknął z oczu. Jak bystremi pióry
Upada na dół iastrząb, ze skalistéy góry.
Gdy lecącego ptaka pod sobą postrzega;
Z taką prędkością Neptun tych wodzów odbiega.
Piérwszy to poczuł Aiax, syn Oileiowy,
I do Telamonida temi rzecze słowy:
„Pewnie bóg iaki, pewnie który z nieśmiertelnych,
W kształcie wieszczka, zagrzewa nas do czynów dzielnych.
Choć przybrał twarz Kalchasa, wyroków tłumacza;
Krok iego, gdy odchodził, coś więcéy oznacza.
Napróżno się chciał ukryć, boga w nim poznałem:
Piersi moie niezwykłym przeięte zapałem,
Cały gorę za boiem, nie znam w sercu trwogi,
Drżą mi, przez niecierpliwość, i ręce i nogi.„

Na to syn Telamona : „Taż sama odwaga,        75
Tenże zapał, co w twoiém, w mém sercu się wzmaga.
Czuię, iak ręka chciwa broni, noga skora;
Sam iedenbym uderzył śmiało na Hektora.„
Tak z nich każdy nad własnem uczuciem się dziwił,
Obadwa pełni boga, który ich ożywił.
Neptun śpieszy czémprędzéy tylne zagrzać szyki.
Znużone, spoczywały chwilę woiowniki;
Członki zdrętwiały, iuż im siły nie wystarcza;
Lecz ieszcze iaki smutek umysły obarcza!
Widzą, że iuż Troianie przez mur się przedarli,
I nadziei nie maią, aby ich odparli,
Łzy leią, rozpaczaiąc o nawy, o życie:
Ale wnet ich ożywia Neptuna przybycie.
Toas, Teucer, wsławieni przez rycerskie sprawy,
Mężny Peneley, Leit i Deipir żwawy,
Meryon i Antyloch, co za Marsem dyszą,
Taki głos, pełen ognia, z ust Neptuna słyszą:
„O hańbo! Grecka młodzi, gdzież iest wasza śmiałość?
Na was ia pokładałem floty naszéy całość:
Lecz dzień ten smutny, ieśli opuści nas męztwo.
Oświeci zgubę naszę, a Troian zwycięztwo.
O nieba! mógłżem kiedy przypuścić do myśli,
Aby Grecy na taką ostateczność przyśli?
Zuchwały nieprzyiaciel bóy pod nawy niesie!
Niegdyś do łań podobni, rozpierzchłych po lesie,

Co niezdolne się oprzeć, lada czém się straszą,        101
Przeznaczone bydź wilków i lampartów paszą,
Nigdy Grekom Dardanie nie dostali kroku,
Nawet nie mogli wstrzymać naszego widoku.
Dziś aż pod samę flotę śmiałe hufce wiodą!
Zginiemże błędem króla i woyska niezgodą?
Jakże! więc, bez odporu, Troia nas wybiie,
I zamiast walczyć, sami nadstawim iéy szyie!
Achilla skrzywdził Atryd, i nie iest bez winy:
Lecz możnaż boiu dla téy unikać przyczyny?
Błagaymy bohatyra: dobrego człowieka
Umysł nigdy się długo w gniewie nie zacieka.
Wy zaś, wstrzążcie tę gnuśność, która grozi zgubą,
Wy, coście chwałą krain, a rycerstwa chlubą.
Niech serce boiaźliwe od boiu unika,
Nie póydę ia zagrzewać próżno nikczemnika:
Lecz wasza mię bezczynność obraża i dziwi.
Nie widzicież, co przez nię ucierpią Achiwi?
Nuż! niech dusze ogarnie sławy chęć wspaniała,
Wielkie niebezpieczeństwo, lecz iak wielka chwała!
Hektor wpada na flotę, wszystkie przebył tamy,
Nie odparły go mury, nie wstrzymały bramy.„
Tym głosem dodał Neptun do boiu ochoty:
Garną się do Aiaxów nieprzełomne roty.
Widząc, z jakim przy wodzach stawią się pośpiechem,
Marsby na nich i Pallas patrzała z uśmiechem.

Gęsty rząd, przy szyszaku szyszak, mąż przy mężu,        127
Puklerz iest przy puklerzu, oręż przy orężu.
Na hełmach pływaiące mieszaią się kity,
W śmiałych ręku ogromne błyszczą się dziryty.
Wre zemsta wszystkim w sercach, gniew im z oczu strzela,
Pragną obmyć swą hańbę w krwi nieprzyiaciela.
Wraz się walecznych Troian zastęp do nich zbliży,
Hektor wpada na czele na ten mur paiży.
Lecz iako oderwana siłą wód opoka,
Po ostrych skacząc progach, upada z wysoka,
Leci, trzęsą się lasy,[289] ale na dolinie,
Pęd się iéy zatrzymuie, i ruch całkiem ginie;
Z takim impetem Hektor na Greki uderzył,
Wszędzie rzeź, pomieszanie, wszędzie postrach szerzył,
Mniemał, że się pod same dostanie namioty;
Aż nagle stanął, wpadłszy na ściśnione roty:
Zasłonili się Grecy gęstym włóczni rzędem,
Przełamać ich daremnym kusił się zapędem:
Wielką odparty siłą, rozbić ich nie zdoła,
Cofa się, i na swoich wielkim głosem woła:
„Troianie i Likowie, niech was nie zastrasza
Ten zastęp, trwaycie tylko, a wygrana nasza.
Wnet ia tę Greków rotę czworogranną złamię,
Jeśli dziś bóg pioruna moie wzmaga ramię,
Wszak on nigdy nadziei płonnych nie udzielał.„
Temi słowy swóy zapał wszystkim w piersi przelał.

Naypiérwey iego skutek okazał się w tobie,        153
Godny Pryama synu, mężny Deifobie.
Już się rycerz nadzieią zwycięztwa nadyma,
Bieży naprzód, a puklerz wystawiony trzyma.
Zaraz Meryon śmiały na niego poskoczył,
Rzucił pocisk, od celu bynaymniéy nie zboczył:
Ale znalazłszy odpór, dzida się złamała,
Zdala zręczny Deifob miał puklerz od ciała,
Bo pocisk przeciwnika nabawiał go strachu.
Meryon zaś, z próżnego zasmucon zamachu,
Cofnął się, ale w gniewie ledwie się posiadał,
Że nie zmiótł przeciwnika, a dzidy postradał.
Więc bieży do namiotu, gdzie miał mnóstwo broni,
Dla uzbroienia lepszym pociskiem swéy dłoni,
Tym czasem trwała walka, grzmi wrzaskiem powietrze,
Wtedy się Teucer młody z śmiałym Jmbrym zetrze:
Był on Mentora synem, bogatego w konie,
A w Pedeiu zamieszkał przy kochanéy żonie.
Lewą Pryama córkę miał Medezykastę:
Na odgłos woyny, śliczną porzucił niewiastę,
Przyszedł walczyć, wsławiał się przez rycerskie czyny,
I Pryam tak go kochał, iako swoie syny.
Pod uchem pchnął go Teucer, Telamona plemię,
A gdy dzidę wyciągał, rycerz padł na ziemię.
Jak na wierzchołku góry iesion okazały,
Którego niebios pyszne gałęzie sięgały,

Pada z trzaskiem, gdy płytkim toporem go zetną;        179
Tak z trzaskiem upadł rycerz ze swą zbroią świetną.
Przybiegł Teucer do trupa, obedrzeć go chciwy:
Wtedy nań dzidę rzucił Hektor zapalczywy,
Ale zgubnego razu zręcznie się uchronił,
Amfimak ten cios dostał, który Teukra gonił:
Miał on oyca w Kteacie, a w Aktorze dziada;[290]
Szczękła broń, gdy na ziemię z łoskotem upada.
Hektor chciał zerwać szyszak z Amfimaka głowy,
Kiedy odpór w Aiaxie znayduie gotowy:
Rzucił nań Aiax dzidę, lecz się nie przedarła
Do ciała, bo miedź gruba silny raz odparła.
Daremnie mu więc życie odebrać się kusił,
Jednak go do cofnięcia tym razem przymusił:
Lubo nierad, opuścił bohatyr swe łupy.
Achiwi zaś natychmiast oba wzięli trupy:
Stychy, Menestey, którzy wiodą Ateńczyki,
Amfimaka dźwigaią między Greckie szyki:
Jmbrego Aiaxowie w silne wzięli ręce.
Jak łanią, psom wydartą, wysoko w paszczęce
Lwy niosą, przez las krzewy gęstemi zarosły;
Tak trup ten bohatyry wysoko podniosły.
Już od nich zdarta zbroia z męża Jlionu.
Syn Oileia mszcząc się Amfimaka zgonu,
Uciął głowę Jmbremu, i Troianom w oczy
Cisnął, ta nakształt kuli po piasku się toczy.

I pod samemi stopy Hektora upada.        205
Śmierć wnuka bardziéy ieszcze Neptuna rozjadą:
Nowym gniewem przeciwko Troianom zawzięty,
Zapalaiąc, obiega namioty, okręty,
Pragnie, by krew Dardańska lała się potokiem:
Wtedy mu Jdomeney śpiesznym zaszedł krokiem.
Ledwie minęła chwila, iak wyszedł z namiotu,
Gdzie swego przyiaciela, rannego od grotu,
Z krwawego uniósł pola: tam o iego ranie
Biegłym lekarzom czułe kazał mieć staranie:
Sam zaś pośpieszał ieszcze dzielić męztwa sławę.
Neptun wziąwszy na siebie Toasa postawę,
Który był Kalidonu panem i Plerony,
A od ludu swoiego, iak bóg, uwielbiony;
„Królu! gdzie owa dumna Greków chluba, rzecze,
Grożących, że nic Troi upadku nie zwlecze?„
A wódz Kretów: „Toasie! mowa twoia próżna:
Mém zdaniem, dziś obwiniać nikogo nie można,
Nie znamy trwogi, każdy walecznie się biie,
Nikt przed śmiercią swéy głowy przez gnuśność nie kryie.
Ale Jowisz nas gnębi okrutnym sposobem,
On chce, aby te brzegi były naszym grobem.
Lecz ty, coś zawsze przykład waleczności dawał,
Coś i drugich zapalał, gdy który ustawał;
Dziś trway, zachęcay, w męztwie iest nasza nadzieia.„
Neptun mówi w te słowa do Jdomeneia:

„Ach! królu, kto się dzisiay gnuśnością ohydzi,        231
Niech tu zginie! niech więcéy oyczyzny nie widzi!
Weź twoię broń naylepszą, i tu złącz się ze mną.
Będziemy oba sobie pomocą wzaiemną:
I słabych broń złączona wiele może zrobić,
A my i naydzielnieyszych potrafimy pobić.„
To rzekłszy Neptun, zniknął wśród walczącéy rzeszy;
Do swego zaś namiotu Jdomeney śpieszy:
Tam dwa wziąwszy dziryty i świecącą zbroię,
W pole idzie, okazać chcąc odwagę swoię.
A iakim na powietrzu ogniem piorun błyska,
Gdy syn groźny Saturna gromy z nieba ciska,
Razi ludzi okropną światłością i trzaskiem;
Takim z ramion królewskich miedź strzelała blaskiem.
Niedaleko uszedłszy, Meryona wita,
Który śpieszył się szukać nowego dziryta.
„Naymilszy towarzyszu, godny synu Mola,[291]
Czemu, rzecze, z krwawego ustępuiesz pola?
Czyliś ranny, i w ciele masz ieszcze grot srogi?
Czyli bieżysz dla dania iakiéy mi przestrogi?
Widzisz, że mną nie gnuśność, ale męstwo włada.„
A Meryon w te słowa iemu odpowiada:
„Szlachetny wodzu Kretów, oto z pola idę,
Abym, ieśli masz iaką, wziął od ciebie dzidę,
Moięm złamał o tęgi puklerz Deifoba.„
„Weź, rzecze, Jdomeney, gdy ci się podoba,

Nie ieden, lecz dwadzieścia tam dzirytów stoi,        257
Które łupem dostałem z bohatyrów Troi.
Dalekich razów moia prawica nie ciska,
Ja na nieprzyiaciela następuię zbliska:
I dlatego, z pobitych odemnie rycerzy,
Mnóstwo mam tarcz, kirysów, przyłbic, dzid, puklerzy.„
A Meryon: „Móy namiot równie wiele liczy,
Zabranéy po Troianach rycerskiéy zdobyczy!
Lecz sobie chcę oszczędzić dalekiego biegu:
Zawsze mię widzą Grecy w naypiérwszym szeregu,
I kiedy srogą w polu Mars rozpocznie sprawę,
Staram się godnie męztwa utrzymywać sławę.
Mogą drudzy nie widzieć, co czynię dzirytem,
Lecz przed tobą przynaymniéy to nie iest ukrytém.„
Na to król: „Masz twoiego męztwa świadka we mnie:
Dowodząc go, czas drogi utracasz daremnie.
W zasadzce się wydaią serca oczywiście,
I w których męztwo włada, i gdzie strach ma wniście.
Boiaźliwy się mieni, cały pełen trwogi,
Kolana pod nim giętkie, niespokoyne nogi:
Smutny, wybladły, śmierci co moment się lęka,
Pierś mu biie gwałtownie, a ząb o ząb szczęka.
Człowiek mężny, iednaką zawsze chowa postać,
Niezmieszany, na mieyscu swoiém umie dostać,
Nayprydzéy stoczyć walkę, ta żądza go pali:
Tam każdy i twą rękę i serce pochwali.

Piérwszy przywykłeś wpadać na Troiańskie męże,        283
Nigdy ciebie grot z tyłu, zawsze w pierś dosięże.
Ale czas tę rozmowę niepotrzebną skrócić:
Spiesz się, weź oręż w rękę, i staray się wrócić,
Moglibyśmy na słuszną naganę zasłużyć.„
Nie chciał więcéy téy mowy Meryon przedłużyć:
Pobiegł, wziął długą dzidę, cały boiem dyszy,
I wielkiemu wodzowi Kretów towarzyszy.
A iak na woynę idzie Mars ludzi zabóyca,
Przy nim Postrach, syn krwawy okrutnego oyca,
Na widok ich, drżą nawet piérwsze bohatyry:[292]
Proszą ich Flegi, proszą mieszkańcy Efiry,[293]
Aby na nich przychylną poglądali twarzą:
Jednę wspieraią stronę, i zwycięztwem darzą;
Tak do boiu szli, miedzią błyszczącą okryci,
Meryon, Jdomeney, wodze znakomici.
„W któréyże, królu, stronie, Meryon się pyta,
Póydziem okazać siłę naszego dziryta?
Trzebali, byśmy środek, czy prawy bok wsparli?
Czy lewy, gdzie Troianie całą moc wywarli?„
Jdomeney rzekł na to: „Srodek iest bezpieczny,
Są tam rycerze, zdolni dać odpór waleczny:
Są oba Aiaxowie, Teucer strzelec sprawny,
A nawet w boiu wstępnym, z niego rycerz sławny.
Z naywiększą zaiadłością niech tam Hektor wpadnie,
Przełamać ich odwagi, nie potrafi snadnie:

Ich prawica od ognia okręty ocali,        309
Chyba, że ie pochodnią sam Jowisz podpali.
Aiax, syn Telamona, każdemu dostoi,
Nikogo się, kto może bydź rannym, nie boi;
I z Achillem bóy wstępny, byłby między dwiema
Wątpliwy, lecz równego w biegu Pelid nie ma.
Na lewą idźmy stronę, gdzie się walka sroży,
Tam lub my kogo trupem, lub nas kto położy.„
Rzekł, a Meryon chciwy rycerskiéy zalety,
Pośpiesza tam, gdzie kazał iśdź mężny wódz Krety.
Skoro ich, nakształt ognia idących, postrzegli,
Natychmiast wielkim tłumem Troianie się zbiegli:
Jeden drugiego żwawym głosem upomina,
Nacieraią, przy nawach straszny bóy się wszczyna.
Jak w gorących dniach lata nagła wiatrów burza,
Piaski wzrusza, i całe powietrze zachmurza,
Tłukąc się sprzeczne wichry, groźnym warczą szumem;
Tak walczyli rycerze, pomieszani tłumem:
Wszystkich serca zaiadłość ogarnęła dzika,
Radby każdy napoić broń krwią przeciwnika.
Tych ścina Mars okrutny, tych strzela, tych kole,
Długiemi dzirytami nasrożone pole,
Broń o broń starta, odgłos wydaie szeroko,
Blask puklerzy, kirysów, przyłbic, razi oko:
Wielkieby ten miał serce, ktoby na tak srogi
Widok patrzał spokoynie, i nie uczuł trwogi.

Dway synowie Saturna, zwaśnieni niezgodą,        335
Na klęski, tak straszliwe, oba woyska wiodą.
Jowisz, dla wziętéy z ręki Achilla zdobyczy,
Hektorowi zwycięstwa i Troianom życzy.
Nie iest w jego zamyśle Achiwów ruina,
Lecz Tetydę chce uczcić i Tetydy syna.
Neptun, cicho z pienistéy wykradłszy się wody,
Swą przytomnością Greckie zapalał narody:
Niezmiernie go bolała wielka Greków strata,
I gniewał się niemało na swoiego brata.
Jedna w nich krew, lecz Jowisz piérwéy się urodził,
I wiele brata swego mądrością przechodził.
Stąd nie śmiał on Achiwom pomagać otwarcie,
Ale, wziąwszy śmiertelną twarz, dawał im wsparcie.
Bogów ręką niezgody łańcuch rozciągniony,
Obie wkoło otaczał, obie plątał strony:
Żadna go moc nie starga, żadna nie rozprzęże,
On i wtenczas na ziemię liczne zwalał męże.
Zachęcaiąc Achiwów i ręką i głosem,
Staie, okryty siwym Jdomeney włosem.
Uciekaią Troianie: król piérwszy na czele
Otryoneia, z Traków krain, trupem ściele.
Ten chciał poiąć Kassandrę, i żeby oszczędzić
Zwykłych darów, obiecał Achiwów odpędzić:
Przez niego miały Greckie starte bydź narody.
Przystał Pryam, on walczył dla pięknéy nagrody.

Silnym go Jdomeney dzirytem dogonił,        361
Ani go z twardéy miedzi puklerz nie zasłonił:
Upada, zbroia dźwiękiem żałobnym szeleszcze,
Zwycięzca zaś tak z niego natrząsa się ieszcze:
„Otryoneiu! piérwszym tyś iest mężem u mnie,
Jeśli tego dokażesz, coś przyrzekał dumnie,
I za coś miał Pryama córkę mieć w nagrodę.
My też podobną z tobą uczynim ugodę:
Piérwszą z córek Atryda za żonę ci damy,
Gdy nam pomożesz złamać Jlionu bramy.
Lecz pódź ze mną do floty, tam układ nastąpi,
Bo my także iesteśmy oycowie nie skąpi.„
To rzekłszy, ciągnie trupa: w tém Azy wyskoczył,
Chcąc się pomścić, szedł pieszo, za nim wóz się toczył,
A powoźnik przy panu wiódł konie tak zbliska,
Ze ich piana gorąca na ramie mu pryska.
Mierzył, chciwy, by oręż we krwi króla skropił,
On mu tymczasem dzidę w gardzieli utopił.
Srogim zwalony ciosem padł na ziemię Azy.
Jak głębokie siekiery odebrawszy razy,
Wali się dąb, lub sosna na górze wyrosła,
Lub topola, co pyszny wierzch do nieba wzniosła;
Tak padł Azy na ziemię, zębem ostro zgrzyta,
I własną krwią zbroczony piasek ręką chwyta.
Giermkowi zaś przytomność odjął widok taki,
Nie śmie od nieprzyiaciół wtył zwrócić rumaki:

I gdy zbladły, przelękły, odurzony siedzi,        387
Pchnął go Antyloch, przeszła dzida kirys z miedzi,
Mdleie, chyli się, pada z wspaniałego wozu:
A zwycięzca wziąć kazał konie do obozu.
Widząc, że Jdomeney Azemu dni skrócił,
Przeciw niemu Deifob swą zemstę obrócił:
Rzuca na niego dziryt: lecz z przeciwnéy strony,
Postrzegłszy Jdomeney pocisk wymierzony;
Zręcznie się go uchronił, i sobie przytomny,
Skupiwszy członki, ukrył pod puklerz ogromny:
Tak więc żywot ocalił przed śmiertelnym ciosem;
Tknięty nim puklerz, ostrym zaięczał odgłosem.
Jednak Deifob darmo nie cisnął żelaza,
Hypsenor, pasterz ludu, zacny syn Hippaza,
Dostał raz wymierzony na inną osobę:
Trafił go dziryt w łono i przeszył wątrobę.
Padł, a zwycięzca woła: „Jednegom pominął,
Lecz drugi legł, i Azy bez pomsty nie zginął:
Nie tak smutny odwiedzi czarne piekła bramy,
Kiedy mu towarzysza w drodze posyłamy.„
Rzekł: sarknęły Achiwy, że dął tak zuchwale,
Lecz naywiększe Antyloch uczuł w sercu żale,
A choć, nad iego zgubą, obfite łzy ronił,
Przybiegł, i swéy obwodem tarczy go zasłonił:
Mecystey i Alastor zaraz się zbliżyli,
Ległego Hypsenora towarzysze mili,

I wzięli do okrętów smutne iego zwłoki,        413
Leiąc nad przyiacielem swoim łez potoki.
Jdomeney pracuie w polu naygoręcéy:
Pragnie, lub żeby Troian zgubił iak naywięcéy,
Lub, ażeby na ziemię i sam się obalił,
Byleby zgonem swoim lud Grecki ocalił.
Niedługa uszła chwila, gdy nowym się czynem
Wsławił, walcząc z Alkatem, Ezyeta synem.
Starsza z córek Anchiza była iego żona,
Hippodamiia, w domu od swych ulubiona,
Wyższa nad rówiennice wszystkie przez swe wdzięki,
Przez rozum, i przedziwne prace biegłéy ręki.
Stad ią nayślachetnieyszy mąż w Troi poślubił.
Wtedy go Neptun, ręką wodza Krety, zgubił:
Członki mu, iakby w więzy uiął, wzrok zamroczył,
Nie ma siły, by uciekł, lub żeby odskoczył,
Stał, iak słup, albo drzewo, sobie nieprzytomny.
W piersi mu Jdomeney zadał cios ogromny.
Kirys, którym był tyle razy zasłoniony,
Dzisiay niedostateczny dla iego obrony:
Rozdziera się, chrapliwy dźwięk darciem wydaie;
Pada rycerz, a dzida do serca dostaie:
To drga, i wstrząsa dzidę, za każdem swem biciem;
Tak Alkat, rycerz Troi, rozłączył się z życiem.
Pyszny, że swym takiego męża zwalił ciosem,
Do Deifoba wielkim król zawołał głosem:

„Ty! co lada pomyślność na dumę cię wsadza,        439
Czyliż trzech śmierć, iednego śmierci nie nagradza?
O! biedny Troiańczyku! chlubą dmiesz daremną,
Zbliż się, ieśliś bohatyr, i spotkay się ze mną.
Doświadczysz, iakie we mnie Jowisza iest plemię:
Minos mądry, syn iego, rządził Krety ziemię.
W Deukalionie czysta Minosa krew płynie,
Ja zaś syn iego, Kretów panuię krainie:
Przybyłem tu, a ze mną towarzysze moi,
Niosąc zgubę dla ciebie, Pryama i Troi.„
To rzekł: a myśl wątpliwa była w Deifobie,
Czy kogo z Troian przyzwać ma na pomoc sobie,
Czyli też własną silą, spotkać się z nim śmiało:
Lecz wezwać Eneasza, bezpieczniéy się zdało.
Znalazł go w tyle woyska: nie bił on się wcale,
I słuszne miał bohatyr do Pryama żale:[294]
Bo chociaż piérwsze w boiu przechodził rycerze,
Atoli usług iego nie szacował szczerze.
„Eneaszu! zawołał, wodzu naszéy młodzi,
Jeśli cię los twoiego krewnego obchodzi;
Pódź ze mną, day ratunek mężowi twéy siostry.
Jdomeney w Alkacie utopił raz ostry,
Zginął; niechże choć Grecy zwłok iego nie biorą!
On twą młodość wychował, on był twą podporą.„
Rzekł; a wyraz ten przebił serce Eneasza;
Idzie, oręż go wodza Krety nie zastrasza:

Ten się takim, iak dziecko, nie przeląkł widokiem,        465
Wygląda Eneasza niezmieszaném okiem.
Jak odyniec, zaufan w sile, nie ucieka;
I śmiało na myśliwców idących tłum czeka,
Naieża grzbiet, kły ostrzy, ogniem błyska żywym,
Gotów dać tęgi odpór i psom i myśliwym;
Tak Jdomeney stoi, w ręku silna pika,
I oczekuie przyyścia swego przeciwnika.
Lecz wzywa swych: Afarey i Askalaf żwawy,
Deipir i Antyloch, pełen Marsa sławy,
I Meryon, przed których bronią drżą Troianie,
Takie Jdomeneia słyszeli wołanie:
„Przybądźcie przyiaciele! cios mi grozi srogi,
Oto na mnie Eneasz idzie prędkonogi,
Ma siłę: gdzie on w boiu, tam pełno rozpaczy,
A iest w kwiecie młodości, co naywięcéy znaczy.
Przy tém sercu, gdybyśmy równi w leciech byli,
Wraz ia iego, lub on umie do ziemi nachyli.„
Jakby duch ieden wszystkie ożywiał rycerze,
Spieszą się, i zniżaią z ramienia puklerze.
Eneasz też pomocy równie szuka sobie,
W Agenorze, w Parysie, w mężnym Deifobie,
Którzy, iak on, Troiańskie przywodzili szyki;
Za niemi wielkim dążą tłumem woiowniki.
Jako pasterz, gdy liczne idą owiec trzody,
Którym baran z pastwiska przodkuie do wody,

Niezmierną czuie radość; tak się rycerz cieszy,        491
Widząc, że tyle zanim bohatyrów śpieszy.
Straszliwy bóy się zaczął przy trupie Alkata,
Jęczą zbroje, gdy mnóstwo pocisków wylata,
Lecz w tym rycerzów tłumie, biiących się srodze,
Eneasz i król Krety, dwa naypierwsze wodze,
Wszystkie siły zbieraią, zręczni bronią władać,
I oba chcący sobie śmiertelny cios zadać.
Piérwszy Eneasz rzucił grot na przeciwnika,
Ale ten go postrzegłszy, przed śmiercią unika:
Choć silną ręką ciśnion, krwi pocisk niesyty,
Chybił, zawarczał tylko, i drży w ziemię wbity.
Wódz Krety zgubnym dosiągł Enomaia razem,
Przebił puklerz, wnętrzności wyciągnął żelazem:
Pada, i konaiący w zębach piasek gryzie,
A król wyciąga dzidę utkwioną w paizie:
Lecz od walecznych Troian obskoczon dokoła,
Pięknéy mu z ramion zbroi obedrzeć nie zdoła:
Nie umie tak, iak dawniéy, cofać się i gonić,
Swoię dzidę odzyskać, przed cudzą się schronić:
Wstępnym boiem odpędza dzielnie śmierć od siebie,
Ale niezdolny szybko uskoczyć w potrzebie.
Gdy więc wolnemi z pola krokami uchodzi,
Zażarty nań Deifob długą dzidą godzi:
Lecz go chybił, a za to trafił Marsa plemię,
Askalafa, ten upadł gryząc w zębach ziemię.

Hukliwy Mars o śmierci syna nic nie wiedział,        517
Z innemi bogi razem i bóg woyny siedział,
Na złocistych obłokach: bo Jowisz nikomu
Nie pozwolił na woynę wyyśdź z górnego domu.
Przy Askalafa trupie nowy bóy się wszczyna,
Deifob zdarł przyłbicę z głowy Marsa syna,
Pchnięty od Meryona, upuścił łup z ręki,
Padła na głaz przyłbica, brzmiąc ostremi dźwięki.
Jeszcze Meryon skoczył, podobny do sępu,
Grot wyrwał, i do swego cofnął się zastępu.
Nie była Politowi tayna brata dola,
Bieży, w ręce go bierze, uprowadza z pola;
W tyle rot się znaydował iego wóz wspaniały,
Tam na niego i giermek i konie czekały:
Jedzie do miasta ięcząc, krwią wszystek oblany,
Która strumieniem z świéżey wytryskała rany.
Wzmaga się rzeź!, krzyk wkoło straszny się rozlega,
Nagle na Afareia, syn Anchiza wbiega,
Pchnął go w gardziel, chyli się głowa i przyłbica,
I puklerz; padł, wzrok wieczna ogarnia ciemnica.
Postrzegłszy, że się Toon do ucieczki zwrócił,
Antyloch grot nań cisnął, i żywot mu skrócił.
Ciągnąca się wdluż grzbietu aż do szyi żyła,
Ostrym razem przecięta na dwie części była:
Upada na wznak Toon, i choć dycha ledwie,
Do towarzyszów ręce wyciąga obiedwie,

Chciwy łupu zwycięzca szybkim przybiegł skokiem,        543
Pilném na wszystkie strony poglądaiąc okiem,
Już ciągnął zbroię, kiedy Troiańskie dziryty,
Zewsząd biią gwałtownie w puklerz miedzią kryty.
Żadnego przecież, ostrze ciała nie przewierci,
Bo Neptun Antylocha zasłania od śmierci.
Nigdy on się nie chronił, ustawnie nacierał,
Piérwszy między Troiańskie roty się przedzierał,
Nie spoczywał mu dziryt: lub go zdala ciska,
Lub na nieprzyiaciela następuie zbliska.
Gdy tak Marsem zaięty syn śmiały Nestora,
Adamasowi dobra zdała się bydź pora,
Pchnąć go zabóyczą dzidą: pewnieby go zabił,
Lecz Neptun czuwał nad nim, i pocisk osłabił.
Na dwie się sztuki dzida złamała zaiadła,
Część utkwiła w puklerzu, część na ziemię padła.
Gdy omylon Adamas, ucieka bez duchu,
Meryon go doścignął, grot utopił w brzuchu,
W mieyscu tém dla śmiertelnych nayzgubnieysza rana:
Tam się przebiła dzida, krwią cała zpluskana.
Upada: a pod dzidą drżały iego członki.
Jak od pasterzy w silne uięty postronki,
I gwałtem prowadzony, buhay się szamota;
Tak ten, przez czas nieiaki, pod ciosem się miota.
Przybiegł, i wyrwał pocisk Meryon waleczny:
Jemu oczy na zawsze zamroczył sen wieczny.

Na Deipira Helen ciężką wzniósł prawicę,        569
Ciął go pałaszem w skronie, potrzaskał przyłbicę:
Ta upadła na ziemię: podniosły ią Greki,
Jemu noc nieprzespana zamknęła powieki.
Widok ten Menelaia niezmiernie zasmucił,
Zaraz się chciwy pomsty, na Helena rzucił:
Przeciw sobie obadwa śmiałym krokiem idą,
Ten krzywy łuk napina, tamten wstrząsa dzidą:
I kiedy ieden grozi drugiemu zaiadły,
Razem zgubne pociski z obu stron wypadły.
Pod piersi w kirys trafia Troianina strzała,
Ale odbita miedzią, precz w bok uleciała,
A tak żądanéy Helen, nie odniósł korzyści:
Jak w mieyscu, gdzie gospodarz ziarna od plew czyści,
Wyskakuią z opałki boby, albo grochy,
Jak ie rolnik podrzuca, i wiatr niesie płochy;
Tak grot od Menelaia kirysa odskoczył,
Otarł się o miedź śliską, i na stronę zboczył.
Atryd młodszy dzirytem Helena nie chybił:
Rękę, którą łuk trzymał, do łuku mu przybił.
Ustępuie przed śmiercią, krew obfita ciecze,
Zwisła ręka, i ciężki grot za sobą wlecze.
Agenor spółziomkowi dał ratunek wczesny,
On Helenowi z ręki wyiął grot bolesny:
Wziął od giermka swoiego procę z wełny tkaną,[295]
Tą raniony miał rycerz rękę zawiązaną.

Pizander szybkim idzie na Atryda krokiem,        595
Pchnięty pod iego ciosy, nieszczęsnym wyrokiem,
Spodziewa się zwycięstwa: śmierć, nie tryumf zyska:
Zbliżyli się, w obudwu rękach oręż błyska.
Wtedy piérwszy Menelay pocisk rzuca silny,
Lecz obłąkana dzida, poniosła raz mylny.
Pewnieyszą ręką dziryt Pizander wymierza,
Trafił, ale twardego nie przebił puklerza,
A choć na dwoie pocisk złamany obaczy:
Smiały rycerz nie umie podać się rozpaczy.
Menelay na Pizandra pałaszem naciera,
Błyszczy się ostra w ręku Pizandra siekiera,
Z oliwną rękoieścią, (pod tarczą wisiała.
Obalić przeciwnika, chęć w obudwu pała:
Greka w szyszak Troianin swoim dosiągł ciosem,
Grek w czoło Troianina ciął nad samym nosem.
Potrzaskały się kości, krwią cały się broczy,
Od razu okrutnego wypłynęły oczy:
Nachyla się, upada w pośród boiowiska,
Król go, na piersi nogą stąpiwszy, przyciska,
Odziera świetną zbroię, pyszny łup dostaie,
I chlubny swem zwycięztwem, tak Troianom łaie:
„Tym sposobem od floty będziecie odparci,
Wiarołomni Troianie, na krew tak zażarci:
I będziecież przydawać, o ludzie niegodni!
Do obelgi obelgę, i zbrodnią do zbrodni?

Bóg, co się gościnnemi opiekuie stoły;        651
Pomści się, miasto wasze obróci w popioły.
Żadną nie zaczepieni krzywdą, żadną szkodą,
Wzięliście moie zbiory, i małżonkę młodą,[296]
Gdy ona otworzyła dla was dom życzliwy.
Dziś chcecie spalić flotę i wyrznąć Achiwy!
Nie zdołacie wy Greków zeszczętem zatracić,
Wkrótce musicie drogo zuchwalstwa przypłacić.
Co cię mądrość nad ludzi i nad bogów stawia!
Możeszże cierpieć takie, Jowiszu, bezprawia?
Wspierasz zdrayców, ożywiasz w nich odwagę srogą:
Tym sprzyiasz, co się woyną nasycić nie mogą.
Wszystkiego sytość bierze, i snu i kochania,
I skoków, i słodkiego dla ucha śpiewania;
Rzeczy milszych od Marsa kurzawy i znoiu:
A Troianie się nigdy nie nasycą boiu.„
To rzekłszy, zdartą zbroię swym ludziom oddaie,
Sam zaś między piérwszemi rycerzami staie.
Syn króla Pilemena, chciwy z męztwa chwały,
Idzie na Menelaia Harpalion śmiały.
Przyszedł z oycem, i iego śladem stąpać żądał,
Ale więcéy oyczystéy ziemi nie oglądał.
Rzucił grot na Atryda: a widząc, że pika
Na piersiach bohatyra tarczy nie przenika,
Czémprędzéy między swoich cofa się zlękniony,
Chroniąc się razu, rzuca wzrok na wszystkie strony.

Lecz kiedy Paflagończyk drżący do swych śpieszył,        647
Meryon łuk natężył i z tyłu go przeszył.
Pod pęcherzem okrutna strzała mu utkwiła,
Upada na kolana, opuszcza go siła.
Towarzysze mu niosą ratunek daremny,
Rozciąga się na ziemi, iak robak nikczemny.
Noc nigdy nieprzespana zamyka mu oczy,
Krew nurtem płynne z rany, piasek pod nim broczy.
Ciało na wóz ślachetne Paflagony sadzą,
I gorzko nad nim ięcząc, do Troi prowadzą.
Idzie płaczący oyciec, a ta mu iedyna
Pociecha odmówiona, by się zemścił syna.[297]
Parysowi zgon iego raz nayczulszy zadał,
Bo w nim i przyiaciela, i gościa postradał.
Więc zemstą zapalony, krzywy łuk natęża,
Szukaiąc zabitemu na ofiarę męża.
Euchanora liczyły w sobie Greckie roty,
Korynt ogłaszał iego bogactwa i cnoty:
Choć znał swóy wyrok, w domu iednak nie osiedział
Polyd wieszcz, oyciec iego, często mu powiedział;
Że mu, albo choroba ciężka życie skróci,
Albo go w polu oręż Troiański wywróci.
Z obu stron smutnym losem był zaięty cały;
Nie chciał gnić podle w łóżku, i umrzeć bez chwały.
Odebrał raz pod uchem: pada i umiera,
A noc wieczne ciemności nad nim rozpościera.

Gdy tu naksztalt pożaru walczą obie strony,        673
Nie wiedział od Jowisza Hektor ulubiony,
Że mu na lewem skrzydle Achayskie narody
Niezmierne w gęstych szykach zadawały szkody.
Możeby nawet Grecy odnieśli zwycięztwo,
Tak ich zasilał Neptun, tak wzmagał ich męztwo.
Hektor ciągle tam walczył, gdzie przełamał bramy,
Mur przeszedł, roty rozbił, wszystkie przebył tamy.
Tam obudwu Aiaxów, tam długim szeregiem
Protezylaia stały okręty nad brzegiem:
Bardzo ich niski okop od napaści broni,
Lecz maią mur z naytęższych i mężów i koni.
Tam Epeie, Ftyowie, Lokry i Beoty,
I w długich szatach przyszłe z Jonii roty,[298]
Walczą z nacieraiącym zażarcie Hektorem,
Jednak on się nie zraża ich mężnym odporem.
Menestey, syn wsławiony zacnego Peteia,
Fidas, Stychy i Biias, zastępów nadzieia,
W piérwszym rzędzie Ateńskiey przewodniczą młodzi:
Meges, Amfiion, Dracy, Epeiom przywodzi:
Ftyom Podarces, Medon, i radą i czynem:
Ten Oileia, tamten Jfikla był synem:
Więc krew iedna w Medonie, co w Aiaxie płynie,
Lecz zdala od swych mieszkał w Filackiéy krainie,
Bo nieszczęśliwym zgładził przypadkiem ze świata,
Żony Oileiowéy, swéy macochy, brata.

Ci ,na czele Ftyotów, bóy toczyli krwawy,        699
I razem z Beotami zasłaniali nawy.
Aiax syn Oileia, prędkim sławny krokiem.
Pod wielkiego Aiaxa ciągle walczył bokiem.
Jako dwa silne woły, z równą ciągną mocą
Pług po twardéy nowiznie, czoła im się pocą,
Wolnym krokiem przez czarne stąpaią zagony,
Jarzmo ich tylko dzieli; pług zgodnie ciągniony,
Rysuie w ziemi brózdy, i skiby odwala;
Tak ieden duch obudwu Aiaxów zapala.
Telamonid otoczon, od swych towarzyszy:
Ci, kiedy zmordowany rycerz ledwie dyszy,
Biorą mu ze spoconéy ręki puklerz mokry.
Ale za Oileia synem nie szły Lokry:
Wstępnie walczyć nie byli zdatni ci rycerze,
Nie zasłaniaią tęgie ich piersi puklerze,
Nie zbroi dzida ręki, ni głowy przyłbica:
Łuk, proca, ten ich oręż, i trafna prawica.
Strzał i kamieni gęstym obsypuiąc gradem,
Nieraz woyska ostatnim zmieszali nieładem:
Gdy więc tamci w ogromne przybrani oręże,
Odpieraią Hektora, i Troiańskie męże;
Ci w tyle zasłonieni, lotne miecą strzały.
Srodze się ich ciosami Troiany ztrważały:
Męztwo w nich stygnie, w szykach nieporządek wzrasta,
I byliby odparci do samego miasta,

Poniósłszy straszną klęskę wdłuż Achayskieh łodzi;        725
Gdy do wodza Polidam z tą radą przychodzi:
„Hektorze! nierad naszéy ty słuchasz przestrogi:
Że ci wyższe nad ludzi dały męztwo bogi,
Toś i w radzie, nad wszystkich wynosić się gotów?
Nigdy człek ieden wszystkich nie dostał przymiotów.
Ten z łaski bogów, w polu rycerz zawołany,
Ten grą, ten głosem słynie, ów lekkiemi tany;
Inszemu wielki nieba władca mądrość nada,
Zna piérwszy iéy szacunek, ten, co ią posiada,
Ona zbawia narody, zachowuie kraie.
Ja ci powiem, co mi się naylepszego zdaie.
Straszliwy pożar woyny zewsząd cię otoczył,
Lud nasz, iak złamał bramy, i mury przeskoczył,
Walczy mężnie, lecz iedni iuż się zmordowali,
A pozostałych liczbą samą Grek przywali.
Cofniy się, zwołay wodze; tam naprędce sobie
Poradzimy, co czynić trzeba nam w téy dobie.
Czyli ieszcze walecznie uderzym na nawy,
Jeżeli nam zwycięztwo chce dadź bóg łaskawy;
Czyli się też cofniemy, póki możem, cali,
Żeby nam za wczoraysze Grecy nie oddali:
Maią u naw rycerza, ten gniew swóy ukoi,
I na widok powszechnéy klęski się uzbroi.„
Podobała się dobra Hektorowi rada,
Zaraz z wozu bohatyr w świetnéy zbroi zsiada,

„Niechay tu Polidamie, wielkim głosem woła:        751
Pod twym bokiem Troianie stawią mężne czoła,
Ja odeydę, i w drugich ogień Marsa wskrzeszę,
A skoro dam rozkazy, do ciebie pośpieszę.„
Podobny śnieżnéy górze, obiega młodzieńce,[299]
Na Troiany, na wierne woła sprzymierzeńce:
Wszyscy się zgromadzaią na rozkaz Hektora,
W Polidamie ich męztwa nayteższa podpora.
Poszedł na lewe skrzydło, gdzie walczyli śmiele,
Deifob, Helen, Azy, Adamas na czele.
Próżno ich szuka zdrowych: iedni iuż polegli,
Drudzy ranni zostali, kiedy na mur biegli.
Gdy tak boiu wypadki okiem wodza znaczył,
Pięknowłoséy Heleny małżonka obaczył,
Parys zagrzewa słowem i przykładem razem.
Gniewny Hektor, tym rzecze do niego wyrazem:
„Nieszczęśliwy Parysie! z kształtu twe zalety,
A cała na tém zręczność, uwodzić kobiety:
Gdzie Deifob? gdzie Helen? gdzie Adamas śmiały?
Gdzie Otryoney, pełen mąż rycerskiéy chwały?
Dziś się z wierzchołku swego wielka Troia wali,
I dzisiay nic od zguby ciebie nie ocali.„
A na to piękny Parys: „Może w innéy porze,
Słuszną miałeś przyczynę łaiać mię Hektorze:
Lecz dzisiay twego brata obwiniasz daremnie.
Bo nie wydała matka nikczemnika we mnie.

Jakeś tylko przy nawach stoczył boy straszliwy;        777
Tu, bez wytchnienia, walczę z mężnemi Achiwy.
Wodze, o których pytasz, iuż cień śmierci kryie,
Helen z nich tylko ieszcze i Deifob żyie:
Od zgonu zachowała ich Jowisza wola,
Lecz w rękę oba ranni, ustąpili z pola.
Teraz, gdzie chcesz, prowadź nas, wszyscy za twą cnotą,
Za twym przykładem póydziem z naywiększą ochotą:
Wszystko zrobim, i męztwa w nas nie będziesz winić;
Ale, nad swoie siły, nikt nie może czynić.„
Temi słowy gniew brata Parys ułagodził.
Spieszą oba, gdzie walkę Mars naywiększą zwodził,
Gdzie Cebryon waleczny, Polidam roztropny,
Falces, Ortey, Polifet, do boiów pochopny,
I gdzie Hyppocyona, Morys, Askań, syny,
Wsławiały się na czele rycerskiemi czyny.
Wczoray dopiero przyszli, pyszna na nich zbroia,
Za dawnych, świeżych miała w nich obrońców Troia.
Zaraz Hektor z naywiększym zapałem uderzy.
Jako, gdy z szumem wicher po polach się szerzy,
A Jowisz trzaskaiące pioruny zapala,
Wzmaga się hałas, morze straszna tłucze fala,
Wzdyma wody, i ryczy ocean zhukany,
Na bałwanach spienione wznoszą się bałwany;
Tak za Hektorem Troian cisną się tysiące.
Spieszą hufce po hufcach, od miedzi błyszczące.

Godzien z Marsem rycerskie podzielać zaszczyty,        803
Idzie Hektor, ma puklerz z wołowych skór zbity,
Nieprzełamana z miedzi blacha go pokrywa,
Na głowie szyszak świetny, nad nim kita pływa.
Naciera mężnie, roty przełamać się kusi,
Patrzy, czy do ucieczki Greków nie przymusi:
Lecz nie strwożył się żaden maż iego widokiem.
Piérwszy Aiax na przodek wielkim wyszedł krokiem,
I w te wyzwał go słowa: „Zbliż, się więcéy ku mnie:
Myślisz, że nas przestraszysz tém, iż grozisz dumnie?
Umiemy walczyć, boiu nikt się z nas nie lęka,
Jowisza tylko mściwa przytłacza nas ręka.
Chciałbyś ty ogień rzucić do Achayskich łodzi,
Ale nam, do odparcia, na sile nie schodzi:
Prędzéy, ręką Achiwów, miasto wasze zginie,
I w wiecznéy zagrzebane zostanie ruinie.
Niedaleki iest moment, gdy chroniąc się zguby,
Jowiszowi i bogom będziesz czynił śluby;
Aby twe bystre konie ptaka biegły lotem.
Unosząc cię do Troi przed śmiertelnym grotem.„
Rzekł, a wtém orzeł z prawéy przeleciał mu strony.
Krzyknął lud Grecki, dobrą wieszczbą ucieszony.
A Hektor: „O! Aiaxie! przechwalco zuchwały!
Jakież mi się od ciebie słowa słyszeć dały?
Obym tak był Jowisza syn, tak nie umierał,
I taką, iak Junony plemię, cześć odbierał.

Dzieląc hołdy śmiertelnych z Febem i Palladą;        829
Jak dzień ten będzie Greków ostatnią zagładą.
Dostóy tylko, a zguba twoia nieomylna,
Oto cię ta na ziemię zwali dzida silna:
Tłuste twe ciało będzie pastwą psom i sępom.„
To rzekłszy, krzycząc, śmiałym przywodzi zastępom:
Tylne woyska też same powtórzyły krzyki,
Równym głosem zagrzmiały Greckie woiowniki:
Silne natarcie, silne było odpieranie,
A nieba przebiiało obu stron wołanie.        838








ILIADA.


XIĘGA XIV.



TREŚĆ XIĘGI XIV.

Podeyście Jowisza przez Junonę.


Po wzięciu muru, zasłaniaiącego okręty, Grecy znayduią się w naywiększém niebezpieczeństwie. Agamemnon uwiadomiony o klęskach swego narodu przez Nestora, radzi w nocy powrót do kraiu. Ulisses go nagania: Dyomed wnosi, aby dla zachęcenia woyska, wodzowie, mimo ran swoich, pokazali się w polu. Neptun utwierdza Agamemnona. Juno, aby odwrócić uwagę Jowisza od placu boiu, przedsiębierze podeyść go miłością. Pożycza pasa od Wenery, i wziąwszy z sobą boga snu, udaie się do Jowisza: zwycięża go swemi ponętami; Sen tymczasem zamyka mu powieki. Neptun korzystaiąc z tey pory, wspiera Greków. Wszczęła się uparta bitwa. Hektor kamieniem raniony od Aiaxa. Troianie, pozbawieni wodza, z klęską odparci za okopy.


ILIADA.
XIĘGA XIV.

Nestor ieszcze w namiocie pragnienie uśmierza,
Gdy go w uszy straszliwy krzyk mężów uderza:
„Ach! Machaonie! rzecze, iakież nasze losy!
Coraz większe się w polu rozlegaią głosy:
Ty piy tymczasem wino, póki Hekameda,
Na obmycie twéy rany, łaźni ciepłéy nie da;
Ja wybiegnę, bym widział i stan woiowników,
I co iest za przyczyna tych strasznych okrzyków.„
Rzekł i zaraz się starzec uzbraiać poczyna,
Swiecący bierze puklerz Trazymeda syna,
Który z oycowską tarczą w polu się potyka:[300]
W rękach Nestora błyszczy nieprzełomna pika.
Wychodzi: iak mu widok smutny w oczach stanie!
Tych zbili, drugich pędzą zażarci Troianie,
Nawet iuż przełamany widzi mur warowny.
Jako, gdy wkrótce powstać ma wicher gwałtowny,
Czuiący falę, wody Ocean zamroczy,
Ale dopóty czarnych bałwanów nie toczy,
Póki silny wiatr w pewną stronę nie zawieie;
Tak się w swych myślach starzec zawieszony chwieie:
Czy ma się rzucić w pośród pierzchaiącéy rzeszy,
Czy też raczéy do króla narodów pośpieszy.

Przemogła myśl ostatnia. Idzie, a tymczasem        23
Rozpoczęta trwa walka z niezmiernym hałasem,
Szczęk mieczów, broni trwożą przeraźliwe błyski,
Tłukąc się wzaiem, ięczą miedziane pociski.
Atryd, Jtak, Dyomed, ranne w polu wodze,
Wyszły z naw, i z Nestorem schodzą się na drodze.
Zdala od boiowiska ich okręty stały,
Często bite od morza pienistemi wały.
Te, co wprzód doszły lądu, wyciągniono z wody,
I murem zasłoniono od wszelkiéy przygody.
Lecz wszystkim naywiększego mieysca ieszcze mało,
Aby się więc gdzie woysko rozpościerać miało,
Nakształt szczeblów, oparte są iedne o drugie,
I wpośród gór wąwozy napełniaią długie.
Wyszli, żeby się rzeczy przypatrzyli zbliska,
Idą wsparci na dzidach, smutek serca ściska:
Widok Nestora bardziéy ieszcze ich zatrwożył.
„Ty, w którym naród Greków nadzieię położył,
Król Micen rzekł, ty chwało i podporo ludu,
Po co idziesz, męzkiego zaniechawszy trudu?
Lękam się, by nas Hektor zaiadły nie zgubił,
Jak na radzie Troiańskiéy dumnie z tém się chlubił,
Że nie wprzódy do pysznych wróci Troi grodów,
Aż po zniszczeniu floty i Greckich narodów.
Tak groził: nie iesteśmy od zguby dalecy.
O! bogi nieśmiertelne! czyliż wszyscy Grecy,

Tak są na mnie zawzięci, iak Pelid zjątrzony,        49
I nie chcą walczyć dla swych okrętów obrony?„
„Nieszczęście, Nestor mówi, ściska nas do koła,
Jowisz, z piorunem w ręku, wybawić nie zdoła.[301]
Warownia i okrętów i Greckiéy młodzieży,
Z tak wielką dźwignion pracą, mur zwalony leży.
Zaiadły nieprzyiaciel bóy przy nawach toczy,
Nabystrzeysze rozeznać nie potrafią oczy,
Z któréy strony Achayskie walczą woiowniki,
W takim zmęcie rzeź, w takiem pomieszaniu krzyki.
Naradźmy się atoli, co czynić wypada,
Może nam ieszcze natchnie iaki sposób rada.
Was nie wzywam do boiu: rzecz byłaby próżna:
Bo iak jesteście, w stanie tym walczyć nie można.„
A król: „Co! przy namiotach iuż wrze bóy gwałtowny!
Ani nas rów zasłonił, ani mur warowny!
Dzieło, nad którem tyle potuśmy wyleli,
Żebyśmy w niém zasłonę woyska i naw mieli!
Trudno wątpić, że taka Jowisza iest wola,
By Grecy sprośnie trupem te zalegli pola.
Był czas, gdy tryumfami wieńczył nasze boie,
Dzisiay do nieprzyiaciół przeniósł względy swoie:
Ku nim zwycięztwo, szczęście, chwała obrócona,
Nasze ostudza serca, krępuie ramiona.
Słuchaycie, ia wam powiem, co czynić w téy porze:
Okrety bliskie brzegów, ściągniymy na morze,

I tam ie obwaruymy, rzuciwszy kotwice;        75
A skoro noc ponure rozciągnie ciemnice,
Resztę floty przed smutną ocalimy dolą:
Przecież nam wtenczas wytchnąć Troianie pozwolą.
Ale uciekać w nocy, iak wstydliwa postać!
Lepiéy się tak ocalić, niż w więzy się dostać.„
„A Ulisses na niego spoyrzawszy surowo:
„O rado bezrozumna! o haniebna mowo!
Podły królu, bodaybyś podłym ludem władał:
Zaco cię wielki Jowisz nam za wodza nadał,
Których, z młodych lat, w boiach doświadczone męztwo,
Ma za niezmienne hasło, śmierć, albo zwycięztwo?
Więc to miasto opuścisz, z którego przyczyny,
Tyle łez i krwi Greckie iuż wylały syny?
Także niesławny będzie kres naszego trudu!
Strzeż się, by kto słów twoich nie usłyszał z ludu:
Z ust roztropnych wyiśdź taka nie powinna rada,
Ni od króla, co tylą narodami włada.
Naganiam więc twe zdanie, odrzucam ie wcale.
Co! gdy ieszcze w naywiększym walka trwa zapale,
My wtenczas będziem spuszczać na morze okręty?
Tegoć żąda Troianin, swém szczęściem nadęty:
Smiałość iego zostanie dwakroć powiększona,
I zguby naszéy wtedy tém łatwiéy dokona.
Gdy woysko uyrzy nawy ciągnione na morze:
Dotąd trwałe, ostygnie w rycerskim uporze,

Straci męztwo, i z pola uciecze szkaradnie.        101
Królu! ten zgubny skutek z twéy rady wypadnie.„
Atryd na to: „Ulissie! ta nagana żywa,
Ostrym sztyletem serce moie wskroś przeszywa.
Jeśli Grecy tchną ieszcze ślachetnym zapałem,
O wstydliwéy ucieczce wcale nie myślałem.
Niechay kto zbawiennieysze da zdanie w tę chwilę,
Czy iest młody, czy stary, ia się wraz przychylę.„
„Nie braknie wam na zdaniu, Dyomed zawoła,[302]
Niedaleki iest człowiek, co wam radzić zdoła,
Jeśli to w piersiach waszych gniewu nie rozżarzy,
Że młody tam śmie mówić, gdzie zamilkli starzy.
Lecz temu, co z krwi zacnéy Tydeia pochodzi,
Mniemam, że się otwarcie wszystko wyrzec godzi.
Trzech dzielnych synów oycem był Portey wsławiony,
Dziedziców Kalidonu i pięknéy Pierony.
Nic chwała oyca w Agrym, w Melasie nie traci,
Lecz dziad móy Oney wyższym był ieszcze nad braci.
Ten mieszkał w swéy oyczyznie: ale z woli nieba,
Długo się oycu memu błąkać było trzeba,
Niźli poślubił córę sławnego Adrasta.
Ta go z domem przemożnym złączyła niewiasta,
Z jéy ręką odziedziczył wspaniałe ogrody,
Żyzne pola, obszerne lasy, liczne trzody:
A dzidą zręcznie robić rycerz był iedyny.
I komu z was bydź mogą tayne iego czyny?

Gdy więc we mnie krew płynie w bohatyry płodna,        127
Myśl, którą powiem śmiało, nie iest wzgardy godna.
Mimo stanu naszego, w tak ciężkiéy potrzebie,
Pódźmy na nieprzyiaciół, daymy przykład z siebie.
Nie chcę ia, byśmy ranni szli na nowe rany,
Lecz zagrzeymy lud, boiem długim zmordowany:
Przytomność nasza męztwo w tych nawet zapali,
Którzy się teraz podłéy gnuśności poddali.„
Przyięto z uwielbieniem, co Dyomed radził,
Idą w pole królowie, Atryd ich prowadził:
Neptun z oka nie spuszczał żadnego ich kroku,
Stanął przy bohatyra Miceńskiego boku,
W zmarszczonéy twarzy starca, siwym kryty włosem.
Wziął ręką rękę króla, i rzekł takim głosem:
„Jak teraz dmie Achilles! dopiął, czego żąda,
Pomieszanie, ucieczkę, rzeź Greków ogląda:
Nie ma żadnego czucia: niechże gnuśnie żyie,
Niechay go niebo wieczną sromotą okryie.
Lecz na ciebie nie wszystkie zagniewane bogi.
Wnet uyrzysz, iak wodzowie Troian, pełni trwogi,
Piaskiem zaćmią powietrze, gdy chroniąc się zgonu,
Pędzić będą rumaki w mury Jlionu.„
Rzekł: wraz rzuci się w pole, i straszliwie krzyknie.
Jakim dziesięć tysięcy ludzi głosem ryknie,
Kiedy ich w srogą walkę Mars pchnie zapalczywy;
Taki z piersi Neptuna wyszedł ryk straszliwy.

Nagle wszystkich napełnił serca zapał nowy,        153
Każdy do ostatniego walczyć iest gotowy.
Wtedy na złotym tronie siedząca wysoko,
Z wierzchu Olimpu, Juno rzuca na świat oko:
Poznaie brata swego wśród Achayskich rzeszy,
Na ten widok iéy serce niezmiernie się cieszy:
Ale Jowisz, co z Jdy Troian szczęściem darzył,
Gdy go postrzegła, straszną w sercu złość rozżarzył.
Zaraz, iakby go podeyść, w myśli układ czyni:
Ten sposób za naylepszy uznała bogini,
Żeby poszła na Jdę, pięknie wystroiona:
Gdy męża swemi wdzięki przyciągnie do łona,
Wtedy go, wśród roskoszy, słodkim snem zamroczy,
Uśpi iego myśl boską i przenikłe oczy.
Miała swoię komnatę, dzieło wiekopomne
Wulkana, który zmocnił zamkiem drzwi niezłomne:[303]
Żadnegoby ich boga ręka nie otwarła.
Tam wszedłszy Juno, świetne podwoie zawarła.
A w sokach Ambrozyyskich skąpawszy się cała,
Na śnieżne ciało boskie balsamy rozlała:
Tych woń gdy się rozeydzie po Jowisza gmachu,
Pełno ich w niebie, pełno na ziemi zapachu.
Tak namaszczona, włosy zbiera na grzebienie,
Prześliczne z nich na głowie ukształca pierścienie,
Pyszny ich okrąg lekko na ramiona spada:
Wzięła ozdobną szatę: w niéy mądra Pallada

Wydała, co dowcipna umie iéy robota,        179
Na okrągłém ią łonie haftka spina złota.
Cudowną taśmą ciało przedziela dostoyne,
Na uszach dyamenty zawiesza potróyne,
Daleko strzelaiące iasnością rzęsistą:
Na głowę zaś zasłonę kładzie przeźroczystą,
Któréy śnieżnéy świetności słońce nie iest równe:
Wreście wzuwa na nogi obuwie kosztowne.
A gdy iuż nic bogini nie brakło do stroiu,
Wspaniałym wyszła krokiem ze swego pokoiu.
Zaraz piękną Wenerę wzywa na ustronie:
„Będzieszli, córko luba, uczynną Junonie?
Czy do wzaiemnyrh względów ta przeszkoda stoi,
Że ia wspieram Achiwy, a ty sprzyiasz Troi?„
„Córo Saturna, Wenus mówi iéy przyiemnie,
Powiedz mi zaraz, proszę, czego chcesz odemnie:
Rozkaż, co zdolność może, wszystkiego chcę użyć,
Aby ci, podług żądań, naylepiéy usłużyć.„
„Day mi ponętę, rzecze bogini fortelna,
Day mi ten słodki powab,[304] którego moc dzielna,
Poddaie ci i ziemi i nieba mieszkańce.
Idę, gdzie lądu dzierżą ostateczne krańce,
Tetys matka i bogów oyciec siwobrody.
Gdy Jowisz pchnął Saturna pod ziemie i wody,
Oni mię z łona Rei wzięli na swe ręce,
Oni pielęgnowali me dni niemowlęce.

Pragnę umorzyć przykry spór, który ich dzieli:        205
Już od dawna słodkiego momentu nie mieli,
Długi czas, iak ich spólne nie połącza łoże.
Jeśli namowa moia pogodzić ich może,
Jeżeli ich powrócę do pierwszych uścisków,
Jakichże, w ich wdzięczności, nie będę mieć zysków!„
A Wenus iéy z uśmiechem tę odpowiedź czyni:
„Cóż tobie można, wielka odmówić bogini,
Która pieścisz na łonie twém Saturna syna?„
To rzekłszy, pas czarowny z piersi swych odpina,
W nim zamknięte powaby wszystkie, wszystkie wdzięki,
Miłość, żądza, kochanków rozmowy i ięki,
Słodkie głosy, wyrazy skrycie uymuiące
Serca, tkliwéy się nawet czułości strzegące.[305]
„Weź, rzecze, ten pas drogi, w nim wszystko się mieści,
I co umysł zachwyca, i co serce pieści.
On niezwyciężonemi dokaże to czary,
Że pewnym skutkiem twoie uwieńczysz zamiary.„
Uśmiechnęła się Juno, gdy ten pas posiadła,
Uśmiechnęła się ieszcze, gdy go na pierś kładła.
Wenus w złotym Jowisza domu pozostaie:
Juno spiesznie Olimpu opuściwszy kraie,
Ematyą i Piier miia szybkim biegiem,
I Traków góry, wiecznym zasypane śniegiem,
A nigdzie lekką stopą ziemi nie zamiata:
Wnet na morze z Atosu wyniosłego zlata.

Przyszła do Lemnu, cnego Toasa siedliska:        231
Szuka Snu, brata Smierci, za ręce go ściska,
I słodkim go wyrazem głaszcze niebios pani:
„Snie! któremu bogowie i ludzie poddani,
Jużeś mi raz w mych prośbach dał pomoc skuteczną,
Day ią teraz, a wdzięczność mam dla ciebie wieczną.
Gdy Jowisz w słodkim znoiu napieści się ze mną,
Ty spuść mu ociężałość na oczy przyiemną:
Uśpiy go: masz w nagrodę krzesło wiecznie trwałe,
Wulkana, syna mego, dzieło doskonałe:
W niém on okaże wszystkie cuda swéy roboty,
I ieszcze, dla podparcia, da podnóżek złoty.„
Na to Sen: „O! bogini, pierwsza w bogiń rzędzie,
Wszystkich mi uśpić bogów rzecz nietrudna będzie,
I sam Ocean, groźne miotaiący wały,
Od którego pochodzi ród niebianów cały.
Ale uśpić Jowisza, ieśli sam nie każe,
A nawet się do niego zbliżyć nie odważę.
Pamiętam, żem przez ciebie iuż ledwie nie zginął.
Gdy do domu, zburzywszy Troię, Herkul płynął,
Oko Jowisza memi uiąłem ponęty.
Tyś wtedy gniew na syna wywarła zawzięty,
Wiatry, któreś wysłała, srogie burze wzniosły:
Ledwie rycerz słabemi do Kos przybył wiosły,
Oddalon od przyiaciół i oyczystych progów.
Jak ciężko Jowisz za to gniewał się na bogów!

Strasznym gniewem rozżarty, wszystkich niebian gonił,        257
A mnie szukał naybardziéy: gdybym się nie schronił,
Gdyby mię nie ukryła w cieniach Noc przychylna;[306]
Jakiby mi cios dała iego ręka silna!
Zostałbym z nieba strącon, gdyby mię był złapał:
Przecież, na widok Nocy, swóy uśmierzył zapał.
Chceszli mię na przypadek narażać tak srogi?„
A Juno: „Porzuć, rzecze, porzuć próżne trwogi.
Możnaż mniemać, że Jowisz losy Troianina
Kładzie na iednéy szali, co Herkula syna?
Skłoń się, a ia ci drogą zawdzięczę nagrodą,
Jednę z Gracyi dam ci Pazyteę młodą:[307]
Ona cię słodkiem nazwie małżonka imieniem:
Wszak dawno lubym do niéy goreiesz płomieniem.
Sen ucieszony: „Pani! żądań twych nie zwlekę,
Ale przysiąż na Styxu niezgwałconą rzekę:
Jedną się ręką morza, drugą dotkniy ziemi,[308]
Niech Saturn będzie świadkiem z bogi piekielnemi:
Że tę uczynność drogą zawdzięczysz nagrodą,
Jednę z Gracyi dasz mi Pazyteę młodą,
Która mię słodkiem nazwie małżonka imieniem:
Dawnoż ia lubym do niéy goreię płomieniem!„
Łatwo się Juno skłania do iego życzenia,
Zaraz, bogi piekielne, Tytany wymienia,
Swiadcząc się, że dotrzyma obietnicy święcie.
A gdy tak uroczyste zrobiła zaklęcie,

Jmber i Lemnos śpiesznym opuścili krokiem:        283
Idą, oboie ciemnym odziani obłokiem.
Wkrótce staią pod Jdą, matką zwierza płodną,
Tamże, pod Lektem, drogę porzucaią wodną,
Jeszcze chwilę na ladzie sobie towarzyszą,
A za każdym ich krokiem drzewa się kołyszą.
Lecz Sen, by go Jowisza oczy nie uyrzały,
Siadł na wysokiéy iodle, téy wzrost okazały
Wszystkie przewyższa drzewa, które Jda rodzi,
I wspaniałym wierzchołkiem do nieba dochodzi.
Tam został Sen, w ukryciu iodły gałęzistém,
W kształcie ptaka, zwanego imieniem dwoistém,
Chalcydą bogi, lud go Cymindą nazywa.[309]
Na szczyt Gargaru Juno wstępuie skwapliwa.
Jowisz ią postrzegł, zaraz cały się rozpali,
Jako, gdy się raz piérwszy z siostrą pokochali,
I, bez wiedzy rodziców, roskosz potaiemnie
Spełniwszy, miłość sobie stwierdzili wzaiemnie.
„Jaki cię cel, rzekł słodko, iaka cię potrzeba,
Bez wozu i bez koni, wyruszyła z nieba?„
A Juno : „Do ostatnich ziemi krańców idę.
Chcę Ocean odwiedzić i matkę Tetydę,
Chcę zawdzięczyć ich dobroć, że mię na swe ręce
Przyiąwszy, hodowali me dni niemowlęce.
Pragnę umorzyć przykry spór, który ich dzieli,
Już od dawna słodkiego momentu nie mieli.

Bystre moie rumaki pod górą zostały,        309
Na nich przebiegam lądy, na nich morskie wały.
Dlatego zaś przed tobą tu stawię się panie,
Bym o moim zamiarze poznała twe zdanie:
Mógłbyś mię winić słusznie, gdybym pokryiomu,
Do niezgłębnego poszła Oceanu domu.„
„Cóż ci późniéy wykonać te myśli przeszkadza,
Rzekł Jowisz, dziś miłości niech panuie władza.
Nigdy mię, iak dziś, piękność nie uięła żadna,
Nie rozgrzała bogini, ni ziemianka ładna:[310]
Ani wdzięki prześlicznéy Jxyona żony,
Z któréy Pirytoy, bogom równy mąż zrodzony;
Ni do Danaem gorzał tak silnym zapałem,
Z któréy Perseia, męża walecznego miałem;
Ni tak córka Fenixa rozpaliła gładka,
Sławnego Radamanta i Minosa matka;
Ni dwie wabne Tebanki, Alkmena, Semele,
Z téy Herkuł syn, z téy Bachus, Olimpu wesele;
Ni Cerera, żółtemi włosy upiękniona,
Ni wspaniałą kibicią poważna Latona;
I z tobą przeszłe chwile równałbym daremnie;
Nigdyś ognia, takiego nie wzbudziła we mnie.„
Chytra Juno: „O! synu Saturna natrętny!
Czy tak daleko iesteś w żądzach niepamiętny,
Abyś to czynił iawnie, co się czyni skrycie?
Wszyscy nas widzieć mogą na Gargaru szczycie:

Cóżby o nas mówiono, gdyby z bogów który        335
Uyrzał nas, w téy zabawie, na wierzchołku góry,
I w niebie to rozgłosił? wstydem zlana cała,
Nigdybym do Olimpu wrócić się nie śmiała.
Jeśli twóy umysł żądzy oprzeć się nie może,
Jest w niebie pokóy skryty, iest małżeńskie łoże:
Tam przystoynie twa miłość będzie nasycona,
Kiedy tyle powabów ma dla ciebie żona.„
„Zaco cię myśl próżnemi boiaźniami trudzi,
Rzekł Jowisz, nikt nas z bogów, nikt nie uyrzy z ludzi.
Każę, a złota zaraz chmura nas otoczy,
Nie potrafią iéy przeyrzeć naybystrzeysze oczy;
Nawet słońce, przed którem nic się nie ukryie,
Zasłony téy promieńmi swemi nie przebiie.„
Skończył, i wraz boginią chwycił w ręce... leżą;
Ziemia pod niemi trawę podesłała świeżą,[311]
Szafran, iacynt, narzanek, zaiętych roskoszą,
Na miękkich głowach lekko nad ziemią unoszą.
Złoty obłok ich wkoło na tém łożu ściska,
Z niego rosa srebrnemi kroplami wytryska.
Tak uległ na Gargarze, na łonie swéy żony,
Jowisz i od miłości i snu zwyciężony.
Sen podbiwszy pod swoię moc władcę pioruna,
Z miłą wieścią czemprędzéy pobiegł do Neptuna,
I rzecze, donosząc mu o tém, co się stało:
„Teraz twoie Achiwy możesz wspierać śmiało,

Spi Jowisz: niech z téy pory korzystaią Greki,        361
Juno zwiodła miłością, iam zamknął powieki.„
Te chytre Neptunowi gdy odkrył zamiary,
Sen poszedł sypać swoie na ród ludzki dary.
Bóg morza się w zapędzie utrzymać nie zdołał,
Zaraz na przód wyskoczył, i głośno zawołał:
„Scierpicież Grecy, aby syn Pryama śmiały
Spalił flotę? i wieczney stąd dostąpił chwały?
Ta nadzieia pochlebna iemu serce łechce,
Że Pelid siedzi w nawie i woiować nie chce.
Lecz nie poczuiem, że on wyrzekł się oręża,[312]
Niech tylko rota rotę, mąż zapala męża.
Zróbcie tak, iak ia powiem: naypiérwsi rycerze
I naysilnieysi, weźmy naywiększe puklerze,
Na głowy nasze włóżmy naytęższe przyłbice,
A naydłuższemi dzidy uzbróymy prawice.
Pódźmy! ia wam przodkuię: choć się tak nadyma,
Wiem, że naszego Hektor natarcia nie wstrzyma.
Kto ma serce odważne, i bić się nie leni,
Niech mdłą tarczę z mniéy mężnym na puklerz zamieni.„
Tak rzekł: w momencie rozkaz iego wykonany,
Atryd, Jtak, Dyomed, mimo ciężkie rany,
Obiegaią zastępy, ustawiaią w szyki:
Nawzaiem odmieniaią zbroię woiowniki:
Silny mąż, silny; słaby, słabszy oręż bierze.[313]
A gdy tak uzbroili swe piersi rycerze,

Idą, Neptun prowadzi, a w strasznéy prawicy,        387
Ogromnym wstrząsa mieczem naksztalt błyskawicy.
Nikt się nie waży śmiałym mierzyć z nim zamachem,
Wszystkich Troian przeięte serca zimnym strachem.
Hektor ich stawia, boiaźń z umysłów oddala.
Natenczas się straszliwy w polu bóy zapala,
Gdy Neptun i Pryamid, od trwogi daleki,
Prowadzą, ten Troiany, ten waleczne Greki.
Wzdęte morze namioty tłucze i okręty,
Trwa walka uporczywa, wrzask niezmierny wszczęty.
Nie tak straszliwie ryczy Ocean zhukany,
Gdy o skaliste brzegi, rozbiia bałwany;
Nie taki szum na górach ogień rozpościera,
Kiedy lasy paszczęką niesytą pożera;
Nie z takim hukiem wyszły z Boreasza gęby,
Gwałtowny wicher wali niebotyczne dęby;
Jak straszne napełniło powietrze wołanie,
Kiedy się starli z sobą Grecy i Troianie.
Hektor piérwszy Aiaxa obalić się silił:
Biegłey rycerza ręki pocisk nie omylił:
Lecz pas, ieden od tarczy, a drugi od miecza,
Krzyżuiąc się na piersiach, męża zabezpiecza:
W to mieysce ugodziwszy, został raz odparty.
Bardzo takim trafunkiem Hektor był rozżarty;
A widząc, że Aiaxa próżnym ciosem gonił,
Sam unikaiąc śmierci, między swych się chronił.

Aiax nie tracił czasu, i w oddaniu skory,        413
Jeden z głazów, służących nawom za podpory,
A mnóztwo ich tam było przy stopach rycerzy,
Silną pochwyca ręką, i w Hektora mierzy:
Trafił kamień pod szyię, od tarczy odskoczył,
I niemały czas ieszcze po piasku się toczył.
Jak ognistym Jowisza uderzony grotem,
Z ogromnym dąb na ziemię wali się łoskotem,
Pełne powietrze siarki przykrego zapachu,
A bliski widz srogiego Jowisza zamachu,
Ogłuszony zostaie od ognia i trzasku;
Tak nagle wielki Hektor upada na piasku:
Przy nim padł szyszak: puklerz, dzidę, puścił z ręki,
A zbroi przeraźliwe uderzyły dźwięki.
Zostać panami łupu tak wielkiego chciwi,
Zewsząd na niego z krzykiem natarli Achiwi:
Lecz gdy w niebezpieczeństwie Hektora postrzegli,
Polidam, Glauk, Eneasz, Sarpedon, przybiegli,
I Agenor, ci roty wstrzymuią grożące,
A za niemi się Troian cisnęły tysiące.
W ich puklerzach bezpieczna dla niego zasłona.
Tymczasem go ziomkowie wzięli na ramiona,
I w tył woyska unieśli, gdzie wóz iego stoi:
Prowadzą ięczącego rycerza ku Troi.
A skoro tam przybyli, gdzie Xantu kryształy
Krętemi nurty żyzne pola przerzynały,

Wspaniały wóz i bystre zatrzymali konie,        439
Zsadzili go na ziemię, wodą zlali skronie:
Odzyskał dech bohatyr, na nogi się dźwignął,
Otworzył oczy, z piersi krew czarną wyrzygnął:
Lecz upadł znowu, znowu zawarły się oczy,
Tak go ciężko Aiaxa cios ogromny tłoczy.
Naylepsza dla Achiwów zaiaśniała pora,
Gdy z placu schodzącego postrzegli Hektora:
Natarli zatém, nowym zapałem zagrzani.
Aiax, syn Oileia, wraz Satniego rani;
Urodziła go Nais prześliczney urody,
Enopowi, przy rzece pasącemu trzody.
Zwalił go Aiax dzidą, rycerz padł na plecy,
Przy nim wszczęli bóy krwawy Troianie i Grecy.
Polidam zgonu ziomka zemścić się pośpieszył,
Oszczepem prawe ramie Protenora przeszył:
Chwytaiąc piasek ręką, padł syn Areylika,
A chlubny tém zwycięztwem Troianin wykrzyka:
„Mogę sobie pochlebić, że syn Panta mężny,
Wprawną ręką niepróżno cisnął grot potężny,
Ktoś z Achiwów odebrał cios hartowney miedzi,
I wnet czarne siedliska Plutona odwiedzi.„
Sarknęli Grecy, Aiax bardzo się zapalił,
Obok niego Polidam Protenora zwalił:
Więc na uchodzącego szybkim rzucił grotem;
Polidam śmierci zręcznym uchronił się zwrotem.

Lecz za to Archilocha cios dosięgnął srogi,        465
Dla niego zgubę mściwe przeznaczyły bogi.
W szyię go trafia dzida Telamona syna,
Okrutnym razem żyły obiedwie podcina.
Padł: i ziemi, waląc się pod śmiertelnym ciosem,
Wprzód, niż kolanem, dotknął czołem, twarzą, nosem.
Aiax do Polidama chlubnie rzekł w tę porę:
„Ciebie ia, Polidamie, za sędziego biorę;
Nie nagradzaż nam straty mąż, co teraz pada?
Niepodły z niego rycerz, i ród w nim nielada:
Że złączon z Antenorem, prawie iestem pewny,
Synto, albo brat iego, a przynaymniéy krewny.„
Rzekł, znaiąc dobrze, kogo obalił żelazem:
Zasmucili się dumnym Troianie wyrazem,
Akamas broni trupa, i Promacha zmiata,
Wtenczas, kiedy za nogi ciągnął iego brata:
Wraz wykrzyknął: „Na nasze wystawieni sztychy,
Kiedyż, iunacy, próżnéy przestaniecie pychy?
Nie nam tylko w podziele dostały się smutki,
Równie na was padaią zgubne woyny skutki.
Patrzcie, iak poległ Promach, gdy po zdobycz bieżał,
Niedługo brat móy drogi bez zemszczenia leżał.
Jak pełne tego losy pomyślności, komu
Łaskawe dały nieba, mieć mściciela w domu!„
Głos tak chełpliwy wszystkich Achiwów rozżalił,
Lecz naybardziéy się mężny Peneley zapalił;

Leci na Akamasa, ale ten się chroni:        491
Zgubny raz Jlioney dostał z jego dłoni.
Oyciec Forbas naywiększe dostatki posiadał,
Merkury go pokochał, bogactwami nadał,
A tego tylko żona powiła mu syna.
Zgasła twa, biedny starcze, pociecha iedyna!
Trafił w oko, zrzenicę ruszył grot stalony,
Przeszedł na wylot głowę: rycerz krwią, zbroczony,
Wyciąga obie ręce, i na ziemi siada:
Wtedy z mieczem dobytym Peneley przypada,
Tnie w szyię, głowa z włócznią, którą jest przebita,
I z przyłbicą upada: zwycięzca ią chwyta,
A podniósłszy utkwioną na żelezcu głowę,
Wielkim głosem do Troian tak obraca mowę.
„Niechay Jlioneia i oyciec i matka,
Lubego syna płaczą aż do dni ostatka:
Lecz i żonie Promacha ten dzień smutny będzie,
Gdy z powróconéy floty mąż iéy nie wysiędzie.„
Rzekł, a wszystkich Troianów strach ogarnął blady,
Myślą, iakby ostatniéy uniknąć zagłady.
Mówcie, Muzy! kto piérwszy ziemię zasłał trupem,
Kto piérwszy z Greków krwawym ozdobił się łupem,
Gdy bóg morza w Troiańskich szykach przytarł męztwo,
I na stronę Achiwów nachylił zwycięztwo?
Aiaxowi tę chwałę przyznać można śmiele:
On naypiérwszy Hirtego, wodza Mizów, ściele.

Antyloch wziął z Falcesa łupy i z Mermera,        517
Z Morym Hyppocyona, Meryon obdziera;
Protoon i Peryfet od Teukra zabity,
Hyperenor oszczepem Atryda przeszyty,
Szeroką raną dzida wnętrzności wywlekła,
Oczy mu się zawarły, a dusza uciekła.
Ale gdy Neptun serce w Troianach osłabił,
Aiax, syn Oileia, naywięcéy ich zabił:
On bystro ściga mężów, zwracaiących czoła,
I nikt mu prędkim biegiem wyrównać nie zdoła.        526








ILIADA.


XIĘGA XV.



TREŚĆ XIĘGI XV.

Hektora natarczywość. Męztwo Aiaxa.


Jowisz przebudzony ze snu, widząc klęski Troian, domyśla się podstępu Junony; pogroziwszy iéy więc surowo, każe przywołać do siebie Irydę i Apollina: piérwszą posyła do Neptuna z rozkazem, aby natychmiast z pola ustąpił; drugiego wyprawia do Hektora, aby tego bohatyra do piérwszéy mocy powrócił, i przywodził Troianom do boiu. Stało się zadosyć iego rozkazowi. Neptun, choć niebardzo chętnie, oddalił się od Greków. A Hektor, uleczony i zagrzany od Apollina, z naywiększą natarczywością na okręty Greckie uderza. Aiax, syn Telamona, wstrzymuie dzielnie zapęd Troian, wielu z nich trupem kładzie, i w upartéy przy okrętach bitwie, zadziwiaiące daie dowody odwagi i siły.


ILIADA.
XIĘGA XV.

Zwycięzką bronią Greków ścigani tuż w tropy,
Cofaią się Troianie za rowy, okopy;
Mnóstwo ich legło trupem w ucieczce, i zbladli
Dopiero się wstrzymali, iak wozów dopadli.
Wtedy Jowisz, na górnéy Jdzie przebudzony,
Wyrwał się z roskosznego łona swoiéy żony:
Wstał, na Greków i Troian boskiem rzucił okiem;
Ci pierzchaią, ci mężnym następuią krokiem,
Neptun Greckiey na czele przywodzi młodzieży,
Hektor wśród towarzyszów osłabiony leży,
Silną ranion prawicą, krew z piersi wyrzuca,
I ledwie mu tchem słabym oddychaią płuca.
Zabolał oyciec bogów nad rycerza losem,
Spoyrzał ostro na żonę, i rzekł groźnym głosem:
„Chytra! twoie podstępy dokazały skryte,
Że Hektor został ranny, że Troiany zbite:
Ey! czy nie iękniesz za to, coś zrobiła zdradnie,
Czy cały ciężar zemsty na ciebie nie padnie!
Pomniy, iakeś w Olimpie wisiała wybladła,
Na rękach maiąc łańcuch, na nogach kowadła,[314]
Sarkały na to bogi, lecz żadnego siła,
Nigdyby tych niezłomnych więzów nie skruszyła.

Ten, co śmiał cię ratować, zuchwalstwa przypłacił,        23
Pchnięty z nieba, zaledwie życia nie utracił:
I ta me gniewy niedość złagodziła kara,
Co też ucierpiał Herkul, twéy złości ofiara!
Srogą miotany burzą, prawie co nie zginął,
Do odległéy Kos wyspy, mdłém wiosłem przypłynął,[315]
Jam go przecież wydźwignął z tylu klęsk nacisku,
I szczęśliwie w oyczystém postawił siedlisku.
Jeszcze raz tę naukę dam ci nieprzyiemną,
Żebyś kiedy przestała twéy chytrości ze mną;
Przekonasz się niedługo, czy ci wiele łoże,
I ta roskosz, którąś mię uwiodła, pomoże.„
Na te słowa sarknęła Juno zjęta strachem:
„Swiadczę się, rzecze, ziemią i niebieskim gmachem,
I Styxem, skrapiaiącym podziemne siedliska,
Którego próżno bogi nie wezwą nazwiska:
Ręczę i na twą głowę i na wspólne łoże,
Na co umysł móy lekko przysięgać nie może;
Nie, mężu, nie odemnie władca wód zagrzany,
Wspiera Greki, a gromi Hektora z Troiany.[316]
Własny do tego zapał Neptuna przywodzi,
Litość w nim obudziły klęski Greckiéy młodzi.
Biegnę zaraz do niego, sama mu poradzę,
By tobie był powolnym, i czcił twoię władzę.„
Na ten głos zmiękczyła się boga twarz surowa,
Uśmiechnął się, i w słodkie mówi do niéy słowa:

„Jeśli, Juno, wielkiemi upiękniona oczy,        49
Scisła zgoda umysły nasze poiednoczy,
Próżno gniewać się będzie Neptun, próżno silić,
Musi się do twych myśli i moich przychylić.
Lecz, abyś rzeczą twoie stwierdziła wyrazy,
Pódź do bogów mieszkania, i wyday rozkazy:
Niech Jrys i bóg łuku do mnie tu pośpieszy.
Piérwsza się uda zaraz do Achayskich rzeszy,
I powie Neptunowi, że moia iest wola,
By do swych siedlisk wrócił, ustąpiwszy z pola;
Drugi w Hektorze zapał Marsowy rozszerzy,
Nowém go natchnie męztwem, a bole uśmierzy.
Niechay blada Ucieczka ściga Greki drżące,
Niech, przy Pelida flocie, giną ich tysiące.
Wtedy, za iego wolą, Patrokl się uzbroi,
Ale tego obali silny mściciel Troi:
Wprzód iednak wiele mężnych młodzieńców pokona,
A między niemi syna mego Sarpedona.
Orężem Achillesa wielki Hektor legnie,
Szczęście do Greków przeydzie, od Troian odbiegnie,
Będą ich gnać ku murom, będą bić bez przerwy,
Aż też i Troię wezmą, za radą Minerwy.
Do téy pory trwam w gniewie moim niewzruszony,
Nikt z nieba wyyśdź nie może, dla Greków obrony,
Póki zadość Pelida nie stanie się chęci:
Com przyrzekł iego matce, mam w czułéy pamięci,

Że się pomszczę iéy syna, chwałą go zaszczycę,        75
Stwierdziłem tę, skłonieniem głowy, obietnice.„
Rzekł: Juno chcąc wykonać Jowisza wyroki,
Rzuca Jdę, i śpieszy na Olimp wysoki:
A iako bystrym biegiem myśl człowieka lata,
Który przewędrowawszy różne kraie świata,
Wnet przypomni, co przykro doświadczył, lub miło,
Tu byłem, to widziałem, to mi się zdarzyło,
I nad każdym się pilnie zawiesza przedmiotem;
Tak właśnie bystrym Juno przeskoczyła lotem,
Niezmierne między ziemią i niebem przestrzenie.
Zastaie w męża domu bogów zgromadzenie:
Ci gdy wchodzącą w Olimp królową postrzegli,
Witaiąc czarą, z mieysca swoiego wybiegli:
Od Temidy przyięła: ta piérwsza ią wita,
A widząc zasmuconą, temi słowy pyta:
„Po coś przyszła do nieba? skąd ta boleść w tobie?
Czy w jakiéy pogrążona zostaiesz żałobie?
Nie cierpiszli krzywd nowych od Saturna syna?„
„Nie baday, iaka mego zmartwienia przyczyna:
Znasz dobrze, Juno rzekła, iak w nim dusza twarda,
Jaka dla żony względów należnych pogarda.
Ty nie przestaway bogów przodkować biesiadzie.
Usłyszysz, co chce Jowisz, na powszechnéy radzie.
Jakożkolwiek do uciech umysł nasz przywykły,
Już one i dla ludzi, i dla bogów znikły.„

To rzekłszy, Juno siadła na swym złotym tronie.        101
We wszystkich nieśmiertelnych serce złością płonie:
Uśmiechnęła się, widząc gniewne bogów koło,
Lecz usty, nad brwią czarną zasępione czoło.[317]
„Jak szaleni jesteśmy, daléy smutna mówi,
Co my dokazać możem przeciw Jowiszowi?
Daremnie wszystkie nasze sposoby natężem,
Nie skłonimy go prośbą, siłą nie zwyciężem:
Spokoynie siedząc, naszéy urąga się radzie,
Pewny, że go moc wyżéy wszystkich bogów kładzie.
Pod srogiém iarzmem korne uchylaymy głowy,
Już Marsa iego wyrok dosięgnął surowy:
Askalaf syn, naymilszy ze wszystkiéy młodzieży,
I uznany od oyca, iuż bez życia leży.„
To słysząc Mars, rozpaczy oprzeć się nie zdoła,
Rzuca się, biie biodra, i krzycząc zawoła:
„Nieśmiertelni bogowie, dziś mi przebaczycie,
Że póydę mścić się syna, który stracił życie;
Póydę, ani mię piorun Jowisza zatrwoży,
Póydę, niech mię w posoce z trupami położy.„
Rzekł: Ucieczka i Postrach konie mu zaprząga,
Sam zaś zbroię straszliwą na ramiona wciąga:
Głupi, iego zuchwalstwem Jowisz rozgniewany,
Jeszczeby się był bardziéy rozjadł na niebiany,
Gdyby Pallas, troskliwa o los wszystkich bogów,
Spiesznym krokiem z niebieskich nie wybiegła progów,

I nie wstrzymała złości, która go rozżarła:        127
Ona mu szyszak z głowy, puklerz z ramion zdarła,
Wytrąciła z rąk spisę, okutą żelazem,
Potém go łaiać takim zaczęła wyrazem:
„O szaleńcze! zginąłeś: nic cię nie poruszy?
Trzebaż cię upominać? gdzie rozum? gdzie uszy?
Jaki cię uniósł zapęd? iaka myśl zaciekła?
Czyś nie słyszał, co Juno dopiero wyrzekła?
Chcesz lecieć na twą zgubę, i wrócić w rozpaczy!
Całe niebo przez ciebie w smutku się obaczy:
Rzuci Greków i Troian, siedzący na Jdzie
Jowisz, tu z piorunami i swą zemstą przydzie:
Straszny gniew iego da się uczuć wszystkim innym,
Nie rozróżni on wtedy winnego z niewinnym.
O zgon twoiego syna niech cię żal ominie,
Tylu lepszych rycerzy zginęło i zginie:
Próżno wyrokom śmierci moc nasza przeszkadza.„
To mówi i burzliwca na tronie posadza.
Juno Feba z Jrydą wywołuie z domu,
I za drzwiami im daie rozkaz pokryiomu:
„Ta iest wola Jowisza, iżbyście w téy chwili,
Na Jdę, gdzie on siedzi, oboie śpieszyli:
A gdy tylko staniecie przed boga obliczem,
Pełniycie iego wyrok, niecofnięty niczem,
To powiedziawszy wraca do niebian świątyni,
I siada na swym tronie wielmożna bogini.

Jrys bogów posłanka i Apollo zmierza        153
Na Jdę wyniesioną, matkę płodną zwierza.
Jowisz siedział, obłokiem wonnym się otoczył:
A skoro przed swém boskiém obliczem ich zoczył,
Serdecznie tém przybyciem został ucieszony;
Bo i prędko spełnili rozkazy Junony,
I ona się w ich daniu okazała szczera.
Naprzód Jrys takowe zlecenie odbiera.
„Nieś wiernie ten odemnie rozkaz dla Neptuna,
I powiedz, że z nim idziesz od władcy pioruna.
Niech bitwę porzuciwszy, w téy mi zaraz porze,
Spieszy do rady bogów, lub skryie się w morze:
Jeśli na me rozkazy nie chce bydź powolny,
Niech zważy, czy méy sile oprzeć się iest zdolny:
I władza mię nad niego wynosi i lata.
Więc tak lekce starszego będzie ważył brata?
Więc sobie równość ze mną w pysznéy uprządł głowie,
Ze mną, przed którym wszyscy insi drżą bogowie?„
Rzekł: zaraz wykonana była iego wola,
Zbiega Jrys z Gargaru na Troiańskie pola.
A iak śnieg, lub grad pada, z tchnieniem Boreasza,
Który wraca pogodę, a chmury rozprasza;
Tak posłanka, złotemi ozdobiona pióry,
Szybko spada z Jdeyskiéy do Neptuna góry.
„Neptunie, mówi, Jowisz panuiący w niebie,
Przysyła mię z takowém zleceniem do ciebie:

Byś porzuciwszy bitwę, w teyże zaraz porze,        179
Szedł, lub do rady bogów, lub też skrył się w morze.
Nie będzieszli słów iego miał w należnym względzie,
Sam tu z otwartą woyną do ciebie przybędzie:
Nie radzi ci doświadczać sił starszego brata,
I władza go nad ciebie wynosi i lata.
Jak więc sobie z nim równość w pysznéy przędziesz głowie?
Z nim, przed którego mocą wszyscy drżą bogowie?„
A Neptun rozgniewany, tak iéy odpowiada:
„Choć iest mocny, atoli nadto dumnie gada:
Próżno równego w stopniu siłą swą zastrasza.
Trzech nas miała z Saturna synów matka nasza,
Jowisza, mnie, Plutona, co Ereb dziedziczy:
Trzech panów, na trzy części podzielon świat, liczy.
Każdy ma swe dziedzictwo: za losów udziałem.
Pluton wziął czarne cienie, ia morze dostałem,
Jowisz obiął w swéy części niebo i obłoki:
Ziemia wspólna iest wszystkim i Olimp wysoki.
Rządzić mną, dla Jowisza byłoby zawiele,
Choć mocny, niech spokoynie siedzi w swym wydziele.
Mam umysł wyniesiony, więc mu nie przyklęknę,
Ręką niech mi nie grozi, bo się iéy nie zlęknę:
Niech na syny i córki te pogróżki chowa,
Co ze drżeniem słuchaią iego lada słowa.„
Na to bogini, urząd sprawuiąca posła:
„Chceszli, abym odpowiedź tak twardą odniosła?

Czy ią raczéy osłodzisz? Lubo czasem zbłądzi,        205
Nigdy się wielkie serce uporem nie rządzi.
Znasz doskonale, iakie stopnie są rodzeństwa,
Mszczą się Jędze za prawa zgwałcone starszeństwa.„[318]
Postrzegł się bóg, na morzu wzruszaiący flagi.
„Czuię, rzecze, Jrydo, moc twoiéy uwagi:
Jak dobrze, gdy w posłańcu i poradnik wierny!
Ale ogarnął serce moie ból niezmierny:
Gdy ten, z którym wyroku zrównały mię prawa,
Wyrazy grożącemi ze mnie się naygrawa.
Ustąpię, lecz ci serce otworzę w téy chwili:
Jeśli, mimo żeśmy się zgładzić ugodzili,
Ja, Juno i Minerwa, Wulkan i Merkury,
Jowisz zechce ocalić Jliońskie mury,
I danéy obietnicy Achiwom nie zjści;
Niech wie, że będzie w wiecznéy u nas nienawiści.„
Skończył Neptun, i zaraz w morzu się zagłębił:
Uczuł to Grek, bo w piersiach zapał się oziębił.
„Weź pieczą (rzekł do Feba Jowisz) o Hektorze:
Chroniąc się mego gniewu, Neptun uszedł w morze.
Gdyby na mnie śmiałemi czekał był rękoma;
Strasznym łoskotem walki między nami dwoma,
W swychby zasadach niebo i piekło zadrżało:
Ale lepiéy dla niego i dla mnie się stało,
Że, choć z gniewem, ustąpił, nie czekaiąc boiu:
Rzeczby ta wiele bardzo kosztowała znoiu.

Weź Egidę, i w groźnéy wstrząsay nią prawicy,        231
By Greccy na iéy widok, drżeli woiownicy.
Szczególne miéy o wielkim Hektorze staranie,
Z nową w piersiach odwagą niechay w polu stanie,
Niech przed nim zbladłe Greków pierzchaią szeregi,
Póki o Hellespontu nie oprą się brzegi.
Wkrótce się los odmieni: moment niedaleki,
Kiedy znowu po ciężkich znoiach wytchną Greki.„
Rozkazał: wykonywa Feb zlecenie oyca:
Jak szybko leci iastrząb, grzywaczów zabóyca.
Żaden mu ptak lekkiemi nie wyrówna pióry;
Takim on właśnie lotem spadł z Jdeyskiéy góry.
Już bohatyr nie leżał, gdy Feb przed nim staie,
Siedział, odzyskał zmysły, przyiaciół poznaie,
Co mu we wszystkich byli przygodach nayszczersi;
Pot nie leie się z niego, nie robią mu piersi:
Tak go Jowisza pamięć ożywiła sama.
Apollo rzekł w te słowa do syna Pryama:
„Za co siedzisz na stronie, od woysk twoich zdala?
Co cię wyzuwa z siły? iaki ból przywala?
Uchylił Hektor powiek, i rzekł słabym głosem:
„Ktoś ty z bogów naylepszy, moim tknięty losem?
Nie wieszli, gdym przed flotą stoczył walkę śmiałą,
Aiax wtedy na ziemię obalił mię skałą?
Mniemałem, że odwiedzę dzisiay progi piekła,
Już iuż ledwie co ze mnie dusza nie uciekła.„

„Ufay, bóg odpowiada: pan władnący w niebie,        257
Silnego pomocnika przysyła dla ciebie:
Ja Apollo przy tobie z mieczem groźnym stoię,
Ja, com dawniéy i ciebie zasianiał i Troię.
Zapal Troian walecznych, niech z końmi i wozy,
Natrą na flotę Greków i na ich obozy:
Ja, przodkuiąc na czele, utoruię drogę,
Trwożne Greki rozproszę, a wam dopomogę.„
Tém słowem wzmocnił siły, które w nim iuż gasły.
Jak przy żłobie trzymany długo koń wypasły,
Zerwawszy uwiązanie, bieży, piasek miece,
I przywykły się kąpać w przeźroczystéy rzece,
Pyszny swoią pięknością, leci, dumnie pląsa,
Głowę do góry wznosi, a grzywą potrząsa,
I pędzi na znaiome sobie klacz pastwiska;
Tak, za wzmocnieniem boga, który strzały ciska.
Mężny Hektor wielkiemi kroki w pole sadzi,
I waleczne do boiu Troiany prowadzi.
A iak biegną zwierzyny pięknéy dostać chciwi,
Za sarną, lub ieleniem i psy i myśliwi;
On, gdy mu ieszcze zguby zły wyrok nie niesie,
Chowa się między skały, albo w gęstym lesie;[319]
Wtém gdy się lew pokaże, krzykiem ich wzbudzony,
Psy i myśliwcy w różne rozpierzchną się strony;
Tak trwożnych pędzą Troian szeregami Grecy,
Tną mieczami, dzidami przebiiaią plecy;

Lecz gdy uyrzą Hektora, przeięci są trwogą,        283
I cała ich w tém siła, że uciekać mogą.
Piérwszy z Etolów Toas odezwał się w tłumie,
Toas dzidą i w boiu wstępnym walczyć umie:
A kiedy szło na radach o chwałę wymowy,
Mało kto mógł płynnemi wyrównać mu słowy.
„O bogi! krzyknął, iakież cudo wzrok móy biie,
Hektor wydarł się śmierci! Hektor ieszcze żyie!
Gdy nas wszystkich pochlebne cieszyło mniemanie,
Że z pod razu Aiaxa iuż więcéy nie wstanie.
Jakiś go bóg przychylny zachował od Parki,
Ożył ten nieprzyiaciel na Achiwów karki:
O! nie bez woli bogów on staie tak śmiele,
I Troiańskim przywodzi zastępom na czele.
Pódźcie za moiém zdaniem, ieśli wasze zyska:
Niech się mnóstwo na flotę cofnie z boiowiska:
My zaś, między piérwszemi znani woiowniki,
Pęd Hektora długiemi zatrzymaymy piki.
Na ten rząd, iakożkolwiek iego silne ramie,
Nie będzie on śmiał natrzeć: choć natrze, nie złamie.„
Czynią tak: dwa Aiaxy, Jdomeney siwy,
Meryon, Teucer, Meges, iak Mars, zapalczywy,
Z Achayskich bohatyrów skupionym wyborem,
Niełatwym do złamania stawaią odporem:
Ich gęsty rzęd, przstepu Hektorowi broni,
A tymczasem się mnóstwo na okręty chroni.

Idą Troianie, Hektor wielkim stąpa krokiem,        309
Apollo go poprzedza, odziany obłokiem:
W rękach iego Egida nieśmiertelna błyska,
Franzle ią srożą, groźny blask daleko ciska.
Na postrach ludzi, Wulkan dał ią panu nieba:
Taka Egida rękę uzbraiała Feba.
Scisnąwszy swe zastępy, czekaią Achiwy,
Z obu stron krzyk powietrze napełnia straszliwy:
Z mocnych rąk dzidy, z brzmiących cięciw lecą strzały,
Jedne się w łono mężów ślachetnych dostały,
Drugie nie dóydą ciała, i w ziemię się wbiią,
Ani się krwi tak chciwie żądanéy napiią.
Póki Feb trzymał w rękach tarczę niewzruszoną,
Ginął lud, bóy za żadną nie zważył się stroną:
Lecz wkrótce przeciw Grekom zwrócona Egida,
Wraz nią wstrząśnie i z piersi głos ogromny wyda:
Słabieią w męztwie, boiażń w umysłach zaięta.
Jak gdy w nocy napadną dwa srogie zwierzęta,
W nieprzytomności stróża, na woły, lub owce,
Drżąca trzoda się w różne rozbiegnie manowce;
Tak uciekaią Grecy, Feb ich mdłemi zrobił,
A Troian i Hektora chwałą przyozdobił.
Zadaią rozproszonym Grekom zgubne sztychy:
Z ręki Hektora padli, Arcesylay, Stychy:
Ten do boiu przywodził Beotom pancernym,
Tamten był Menesteia towarzyszem wiernym.

Tuż legli Eneasza zwycięzkiém żelazem,        335
Medon, syn Oileia, z godnym chwały Jazem:
Więc iedna krew w Medonie, i w Aiaxie płynie,
Lecz zdala od swych mieszkał w Filackiéy krainie,
Bo nieszczęśliwym zgładził przypadkiem ze świata,
Żony Oileiowéy, swéy macochy brata:
Jazus zaś Ateńczykom przewodniczył w polu,
Cny Jazus, twóy syn Sfelu, a twóy wnuk Bukolu.
Echy, na czele walcząc, legł z Polita dłoni,
Mecystey z Polidama, z Agenora Kloni:
Deiocha, gdy w ucieczce z piérwszemi się śpieszył,
Postrzelił w ramie Parys, i piersi mu przeszył.
Gdy się zwycięzcy bawią nad krwawemi łupy,
Uciekaią w nieładzie drżące Greków kupy:
Hektor swoich zachęca, wielkim głosem krzyczy,
By prosto szli na flotę, niechciwi zdobyczy:
„A kto mi kolwiek od naw na stronę odbiegnie,[320]
W tymże zaraz momencie z moiéy ręki legnie:
Ni go bracia, ni siostry nie uczczą pogrzebem,
Ale go psy w kawały rozszarpią pod niebem.
Rzekł, i ogniste biczem rumaki zacina,
Do śmiałego natarcia roty upomina:
Zwracaią wszyscy konie, z groźnemi okrzyki,
Przodkiem Apollo mężne wiedzie boiowniki,
Zarzuca rów, okopy zwala iego noga:
Wnet się dla nich zrobiła tak szeroka droga,

Ile zasięgnie dzida, od męża rzucona,        361
Gdy doświadcza, iak silne są iego ramiona.
Tą drogą tłumem idą Troianie zuchwali,
Pod stopą Feba gruby mur Greków się wali:
A iako drobne dziecę, bawiąc swe tęsknoty,
Rozmaite na piasku buduie roboty,
Wnet ie ręką i nogą igraiąc zagrzebie;
Tak się mur Grecki kruszy pod twą stopą Febie:
Tyś ich zmieszał, tyś zrobił, że pierzchli nikczemnie.
Dopiero się przy nawach wstrzymuią wzaiemnie:
Tam i w męztwie szukaią pomocy od zguby,
I w bogach nieśmiertelnych, którym czynią śluby.
Stróż ludu Nestor, smutną przerażony bitwą,
Do nieba ręce wznosi z takową modlitwą:
„Boże! ieśli kto w Argach grunt dzierżący żyzny,
Prosił cię, by do miłéy powrócił oyczyzny,
A tyś ofiarę przyiął i raczył się skłonić;
Teraz o tém pamiętay, i chciey nas obronić;
Nie day wyginąć Grekom na Troiańskiéy niwie.„
Słyszał bóg prośbę starca, i zagrzmiał straszliwie.
Troianie znak ten wzięli dla siebie, i zjadli
Z większą natarczywością na Achiwy wpadli.
Jak gdy zhukane wiatry na morzu srożeią,
Wzdęte nad boki, w okręt bałwany się leią,
I nic go nie zachowa od gwałtowney fali;
Tak się woysko Troiańskie na mur Grecki wali.

Pędzą ku nawom konie śmiałe woiowniki:        387
Troianie z wozów długie wyciągnęli piki,
Grecy z okrętów drągi wzięli na odparcie,
Kute miedzią, w ogniowym ustalone harcie.
Gdy się bóy zdala od naw przy murze wysila,
Patrokl siedział w namiocie cnego Eurypila:
Miłemi w nim tęsknotę rozmowami słodził,
A plastrem bole rany glębokiéy łagodził.
Lecz widząc, że Troiany przez mur się waliły.
Że Grecy uciekaią bezładu, bez siły,
Jęczy, biie się w biodra, łza mu gęsta ciecze,
I tak do przyiaciela z ciężkiém łkaniem rzecze:
„Mimo twey rany, dłużéy nie mogę bydź z tobą,
Wkrótce się Grek ostatnią okryie żałobą:
Niech ci pomoc potrzebną wierny sługa niesie,
Ja biegnę, chęć do boiu wzbudzić w Achillesie.[321]
Któż wie, czy go nie skłonię za pomocą boga?
Mocna iest, z ust przyiaźni idąca przestroga.„
Rzekł, i opuścił namiot Patrokl rozpłakany:
Tymczasem Grecy dzielnie wstrzymuią Troiany,
Lecz ni ci zdolni, lubo mnieysze odbić roty,
Ni ci Greków przełamać, i wpaśdź im w namioty.
A iak płytkim toporem cieśla zręcznie włada,
Którego sztuki sama uczyła Pallada,
I za sznura kres ostréy nie zapuści stali;
Tak ci w równi zupełney bóy utrzymywali.

Po wszystkich stronach walka uparta się szerzy:        413
Hektor z okrytym chwałą Aiaxem się mierzy,
Przy iednéy walczą nawie, ni Hektor iéy spalić,
Ni Aiax od niéy może Hektora oddalić.
Już Kaletor niósł ogień, twóy śmiały syn, Klity,
Lecz w piersi został dzidą Aiaxa przeszyty:
Leci na ziemię, głownia z ręki mu wypada.
Patrząc na śmierć krewnego, Hektor się rozjadą,
I wielkim głosem woła na Troiańskie szyki;
„Troianie i Dardany i waleczne Liki,
Nie ustępuycie z mieysca, walczcie w téy ciaśninie,
I nie daycie wziąć zbroi, po Klitego synie.„
Skończył, i długą dzidę w Aiaxa wymierzył,
Chybił go, Likofrona mężnego uderzył:
Przymuszony z Cytery uciec dla zaboiu,
Aiaxowi w rycerskim towarzyszył znoiu:
Przy boku przyiaciela stał bohatyr dzielny;
Przy nim walczył, gdy w głowę dostał raz śmiertelny:
Bez duszy z wyniesioney nawy na łeb zlata.
Aiax, przeięty żalem, tak mówi do brata:
„Teukrze! iakie nas teraz czekaią tęsknice,
Syn Mastora, kochany od nas, iak rodzice,
Którego w domu naszym żaden wzgląd nie minał,
Zaiadłego Hektora srogim ciosem zginął.
Gdzie twe strzały, niosące śmierć, bóle i ięki?
Gdzie iest łuk, otrzymany z Apollina ręki?„

Na głos brata przybiega Teucer, strzelec główny,        439
Łuk ma w ręku i kołczan strzałami ładowny:
Grot wylata po grocie, warczy żyła tęga,
Wraz Pizanora syna, strzałą swą dosięga,
Ranny Klitus, powoźnik Polidama śmiały:
W Hektora oczach pięknéy szukaiący chwały,
Gardził niebezpieczeństwem, tam pędził rumaki,
Gdzie się naybardziéy mężne zgęszczały orszaki.
Nie mogła go od zguby żadna zbawić siła,
Puszczona strzała w szyię z tyłu utrafiła:
Padł na ziemię, śmiertelnym dosięgniony grotem,
Konie wóz próżny z wielkim wstrząsnęły łoskotem:
Postrzegłszy to Polidam, zaraz ie uchwycił,
I Astynoia rękę strażą ich zaszczycił:
A gdy mu blisko siebie trzymać ie zaleci,
Sam znowu między piérwsze woiowniki leci.
Teucer zaś na Hektora nowy grot nakładał:
I pewnie ostateczny byłby mu cios zadał,
Gdyby Jowisz srogiego nie wstrzymał wyroku.
On maiąc bohatyra dni na baczném oku,
Nadto wyniosłym Teukra zamiarom urąga,
Rwie mu w ręku cięciwę, kiedy ią naciąga:
Prysła strzała, i łuku dotrzymać nie umiał,
Nadzwyczaynym przypadkiem strwożył się i zdumiał:
„Bracie, rzekł, boga ręka nam nie sprzyiaiąca,
Miesza układy nasze, i łuk mi wytrąca,

Z tęgich żył dziś odemnie skręcona cięciwa,        465
Zdolna nieść strzał tysiące, nagle mi się zrywa.„
„Porzuć twóy łuk i strzały, rzekł Aiax żałosny,
Gdy ci ie z rąk wydziera iakiś bóg zazdrosny:
Weź raczéy długą dzidę, piersi okryy tarczą.
Walcz, zachęcay, biymy się, póki siły starczą.
Jeśli maią wziąć flotę, niech ią wezmą z pracą,
I niech drogo zwycięztwo Troianie opłacą.„
Tak radził, Teucer zaraz namiotu dopada,
Łuk zostawia, na ramie tęgi puklerz wkłada,
Głowę kształtnie zrobionym szyszakiem przykrywa,
Nasrożona piórami groźna kita pływa,
Ogromną bierze dzidę, a nie szczędząc kroku,
Bieży spieszno, i staie przy Aiaxa boku.
Widząc łuk Teukra, boskim osłabiony cudem;
Hektor między Troiańskim głośno woła ludem:
„Walczcie, gdzie z taką chwałą bitwa rozpoczęta,[322]
Niech każdy z was o dawnéy sławie swéy pamięta.
Widziałem na me oczy, iak bezsilne strzały,
W ręku naybiegleyszego rycerza zostały.
Jowisz to sam dokazał, i znak iest niemylny,
Dla kogo on niechętny, a komu przychylny:
Dziś od niego Achiwów zmnieyszona odwaga,
Dziś przeciwko nim biie, a nam dopomaga,
Walczcie więc, bo zwycięztwem pewném się zaszczyciem.
Kto ma paśdź, niech bez żalu rozstanie się z życiem.

Ach! iak tu dla rycerza, chwały plac iest żyzny!        491
Pięknie mu z bronią, w ręku, umrzeć dla oyczyzny,
A dom swóy, żonę, dzieci, maiątek ocali,
Gdy męztwem swém Achiwy z tych brzegów oddali.„
Tak Hektor w serca wszystkich zapał swóy przelewał.
Nie z mnieyszą Aiax siłą Achiwy zagrzewał:
„Mężowie! dziś naysroższych klęsk iesteśmy bliscy,
Albo ocalim flotę, albo zginiem wszyscy.
Mniemacieli, gdy Hektor naw panem zostanie,
Że możecie piechotą przeyśdź po Oceanie?
Nie widzicieli? iak on rzuca się gwałtownie,
Jak zapala, iak woła na Troian o głownie?
Nie na tańce ich wzywa, lecz żeby nas dobić.[323]
Ja sądzę, że nie możem nic lepszego zrobić,
Jako, gdy nasz zmieszamy oręż z ich orężem:
Niech iuż raz, albo zginiem, albo też zwyciężem.
Próżno wycieńcza siły nasze ta obrona,
Słabszy nas nieprzyiaciel w tym ścisku pokona.„
Gdy on zapalał woyska, od Hektora wtedy,
Mężny rycerz Focensów, legł na ziemi Schedy:
Wielki zaś Aiax syna Antenora zgładził
Laodamanta, który piechotę prowadził.
Pod Megesem walczący, wódz Epeiów dzielny,
Od Polidama dostał Oty raz śmiertelny.
Widzi zwycięzcę Meges, zaraz się nań rzuca,
A zemścić się nie może, i to go zasmuca:

Nie chciał Feb, aby Panta syn w tym boiu zginął.        517
Lecz za to oszczep Krezma piersi nie ominął,
Upada z trzaskiem rycerz na ziemię i kona.
Wtedy Dolop, syn Lampa, wnuk Laomedona,
Który się zręcznem dzidy ciskaniem był wsławił,
Pchnął go, i puklerz silnym razem przedziurawił.
Atoli przecież ostrze nie doszło do ciała,
Bo się o pancerz tęgi dzida zatrzymała.
Szczęśliwy pancerz, wielka onego zaleta,
Wziął go w zakład przyiaźni Filey od Eufeta.
On w bitwach nieraz twoie dni ocalił oycze,
On dziś wstrzymał od syna żelazo zabóycze.
Usilnie następnie Meges na rycerza,
Ostrą dzidą w szyszaku wierzchołek uderza,
Wraz mu kita od hełmu oderwana zleci,
W któréy zdaleka świeża purpura się świeci.
Dolop stał, i nadzieią zwycięztwa się cieszył,
Gdy Atryd Megesowi na pomoc pośpieszył:
Skrycie z tyłu zaszedłszy, dzidą w ramie godzi,
Aż przez piersi zbroczony krwią oręż przechodzi.
Podstępnym ciosem duszę wyzionął ślachetną.
Przybiegaią zwycięzcy, chcąc wziąć zbroię świetną:
Hektor widząc, że wkrótce będzie z niéy wyzuty,
Ostre do krewnych swoich obraca wyrzuty.
Piérwszy ie słyszy mężny Melanip i młody:
Na równinach Perkoty pasł on dawniej trzody,

Lecz gdy Grecy przybyli, oręża się chwycił,        543
Tysiącznemi dziełami w boiu się zaszczycił,
Pryam go w domu trzymał, i kochał iak syna.
Hektor rycerza temi słowy upomina :
„Takie więc utrzymuiem rycerskie zaszczyty?
Czy cię nie boli serce, że krewny zabity?
Nie widzisz, iak z Dolopa zbroię biorą Greki?
Zbliska walczmy, nic niewart dziś oręż daleki:
Lub oni będą zbici, i stąd precz ustąpią,
Lub wezmą miasto, i w krwi Troiańskiéy się skąpią.„
Wraz leci, a Melanip za nim zemsty chciwy.
Aiax ze swoiéy strony zapalał Achiwy:
„Pokażcie się mężami, niech w was honor żyie,
Niech się nikt w oczach woyska hańbą nieiokryie.
Ludzi, na imię czułych, więcéy się obroni,
Dla tchórza sławy nie masz, i śmierć go dogoni.„
W gorących sercach nową wzniecił żądzę sławy,
Miedzianym z tarczy murem otoczyli nawy:
Jowisz wzmaga w Troianach zapał i nadzieie,
A Menelay tak serce w Antylochu grzeie:
„Nikt z tobą, Antylochu, z Achayskich rycerzy,
Ni młodością, ni biegiem, ni siłą się zmierzy:
Wyskocz, byś kogo z wodzów Troiańskich obalił.„
Tém słowem iego zagrzał, a sam się oddalił.
Z błyszczącą zaraz dzidą przed piérwszemi stanie,
Na iego widok trwożni uchodzą Troianie:

Jednak nie był rycerza zamach bezskuteczny.        569
Gdy śmiało biegł do boiu Melanip waleczny,
W piersi raz dostał, upadł tym zwalony ciosem,
A zbroia na nim smutnym zaiękła odgłosem.
Jak szybko wyskakuie bystry chart do łani,
Gdy ią myśliwiec z kniei wychodzącą rani:
Tak prędko piérwszy z Greckiéy Antyloch młodzieży,
By z ciebie, Melanipie, odarł zbroię, bieży.
Ale próżny był zapęd, bo go Hektor zoczył,
I tchnąć zemstą za brata, przeciw niemu skoczył:
Antyloch, lubo dzielny bohatyr, nie czeka,
Zbiera swe wszystkie siły, i co tchu ucieka.
Jak zwierz srogi, niemałe gdy porobi szkody,
Zabiie psa, lub męża broniącego trzody,
Chroni się wprzód, niż mnóstwo pasterzy się zbiegnie;[324]
Tak on ucieka, skoro Hektora postrzegnie:
Krzyczą za nim Troianie, gęste miecą groty.
Zwrócił czoło, ze swemi złączywszy się roty.
Jak lwy do naw Troianie szli wielkiemi kroki.
Tak się spełniały boskie Jowisza wyroki:
Z jego woli Dardanin śmiałości nabierał.
On w Greku męztwo słabił, chwałę mu wydzierał,
On chciał imię Hektora zrobić wiekuiste,
Iż pierwszy rzucił głownie na flotę ogniste:
Tak Tetydzie uiszczał, co iéy przyrzec raczył,
Więc czekał, aby ogień na nawach obaczył:

Od téy chwili przedsięwziął Troian szczęście skrócić,        595
I zwycięztwo na stronę Achiwów obrócić.
W tym zamyśle Hektora sam pchał na okręty,
Lubo iuż dosyć własnym zapałem był pchnięty.
Straszny iak Mars, gdy zbóyczą dzidę chwyci ręką,
Albo ogień, gdy lasy zjadłą żrze paszczęką,
Wścieczony lata Hektor, gęba pianę toczy,
Zapalone pod groźną brwią iskrzą się oczy,
Niezmordowana robi oszczepem prawica,
A podskakuiąc, skronie tłucze mu przyłbica.
Bo mu sam z wysokości Jowisz przewodniczył,
Jemu w téy walce chwały nayświetnieyszéy życzył:
Już bowiem ten ślachetny oyczyzny obrońca,
Zbliżał się nieszczęśliwie do dni swoich końca:
Przyśpieszała tę chwilę okrutna Pallada,
Gdy mu Achilles w piersi raz śmiertelny zada.
Chcąc złamać Greków, ciosy tam obraca swoie,
Gdzie naydzielnieysze męże i naytęższe zbroie:
Lecz nadaremnie wszystkie swe siły wywiera,
Niewzruszony, iak wieża, zastęp go odpiera.
Tak kiedy szturm przypuszczą do nadbrzeżnéy skały,
I wiatry rozhukane, i spienione wały,
Ona ich gniew silnemi wstrzymuie ramiony.[325]
Widząc, że Grek na mieyscu stoi niewzruszony,
Odpór ten bardziéy ieszcze Hektora rozjadą,
Zbiera ostatnie siły, i w środek ich wpada.

A iako, gdy nawalność morze wzruszy nagle,        621
Wzdęte szumnemi wiatry, smutnie świszczą żagle,
Cała powierzchnia wody bieli się od piany,
A maytki otoczone groźnemi bałwany,
Widzą zgon w każdym wale, który morze leie;[326]
Tak się w Achiwów piersiach, trwożny umysł chwieie.
Widzą cię wpośród siebie, waleczny Hektorze.
Jak gdy na pasące się woły przy ieziorze,
Wpadnie lew; nieprzywykły walczyć pasterz młody,
Już od czoła, iuż z tyłu broni swoiéy trzody;
On skacze nagle w środek i buhaia zjada,
W rożne się strony drżąca rozpierzcha gromada;
Podobnie gdy wpadł Hektor, (Jowisz go zapalił),
Wszyscy pierzchli, i tylko Peryfeta zwalił.
Oyciec iego rozkazy Erysteia nosił
Do Alcyda; zły oyciec, lecz syna świat głosił:
Rzadki mąż, szybko ścigać, dzielnie walczyć umie,
A z piérwszemi radcami równa się w rozumie.
On chwałę Troiańskiego powiększył rycerza:
Trącił się, w nagłym zwrocie, o obwód puklerza,
Od własnéy zwalon zbroi, nie od cudzéy ręki,
Padł na wznak, szyszak ięknął chrapliwemi dźwięki.
Przybiegł Pryamid, w piersi raz głęboki zadał:
Biedny, w oczach przyiaciół żywota postradał,
Wszyscy nad nim boleli, żaden nie zasłoni,
Bo się bali dla siebie Hektorowéy broni.

Z przodu Greki okrętów ieden rząd zamykał:        647
Stad wyparci, przy drugim, który morza tykał,
Stawaią, przy namiotach gęsto się gromadzą,
I o daniu odporu naytęższego radzą.
Przez wstyd i strach w obozie rozbiedz się nie śmieią,
Jedni krzycząc na drugich, krzepią się nadzieią:
Nestor, ludu stróż, wszystkich czule upomina,
On rycerzów na imię ich oyców zaklina:
„Przyiaciele! chcieycie się mężami pokazać,
A nadewszystko hańbą lękaycie się zmazać!
Myślcie o żonach, dzieciach, maiątku, rodzicach:
Czy żyią, czy iuż w wiecznych zostaią ciemnicach,
Oni wołaią na was tém słowem przezemnie:
Stóycie! wstydźcie się tyły podawać nikczemnie!„
Tak starzec męztwo w sercach swych ziomków zapala:
W téyże chwili Minerwa, precz od nich oddala
Zesłane, by ich zmieszać, od Jowisza chmury:
A kiedy im ustąpił z oczu cień ponury,
Przy świetle widzą pole, nawy i namioty,
Widzą Hektora, widzą iego mężne roty,
I tych, co przy nim walczą, w swoiéy ufni sile,
I którzy iśdź nie śmieiąc, zostali się w tyle.
Wielki Aiax za hańbę sobie to rozumie,
By z innemi Grekami dłużéy krył się w tłumie:
Wraz na widok Troiańskiéy pokazał się młodzi,
Z nawy na nawę krokiem sążnistym przechodzi,

Dwudziestodwułokciowym obracaiąc drągiem,        673
Z okrętów na okręty przeskakiwał ciągiem.
Jak obok cztéry konie sprzągłszy ieździec zręczny,[327]
Ludowi ciekawemu chcąc dadź widok wdzięczny,
Bieży ku miastu, chlubney szukaiąc zalety,
Zbiegaią się mężczyźni, zbiegaią kobiety.
Obróconych na niego oczu pełno wszędzie,
On z konia na koń skacze w naybystrzeyszym pędzie;
Tak po nawach wielkiemi skakał Aiax kroki,
A ogromnym swym głosem przebiiał obłoki.
Zachęca bezustannie ten mąż nieznużony,
Do dzielney i namiotów i floty obrony.
I Hektor między swemi nie został orszaki:
Lecz iak orzeł, zoczywszy pasące się ptaki,
Uderza na żórawie, gęsi, lub łabędzie;
W takimże Hektor śmiały rzucił się zapędzie:
Na nawy prosto leci, bo ręka Jowisza
Jego pcha, i licznego za nim towarzysza.
Pod samą flotą walkę stoczyli tak srogą,
Iżbyś rzekł, że wyczerpnąć swoich sił nie mogą:[328]
Taka zjadłość ich piersi, taki ogień pali,
Jakoby w tym momencie bitwę zaczynali.
Wielki do męztwa powód miały strony obie,
Grek iuż zbawienia prawie nie rokuie sobie,
Troianin dzisiay wszystko chce zakończyć razem,
Okręty zniszczyć ogniem, a Greki żelazem:

W tém przekonaniu, wszystkie swe siły wywarli,        699
Jedni, by zwyciężyli; drudzy, by odparli.
Hektor chwycił za okręt, co wiosły licznemi,
Protezylaia stawił na Troiańskiéy ziemi,
Ale go nie powrócił : zginął z wziętéy rany.
O iego walczą okręt Greki i Troiany.
Nikt tu strzał, nikt oszczepów dalekich nie ciska,
Obie równo zaiadłe strony walczą zbliska:
Okrutna rzeź, ten kole, ten rąbie, ten siecze,
Błyszczą się w rękach dzidy, siekiery i miecze,
Powietrze od orężów tłukących się chrzęści,
Z rąk, z ramion lecą szable strzaskane na części,
Podruzgotanych zbroi pełno na równinie,
Ziemia cała zbroczona, krwi potokiem płynie.
Hektor iak chwycił okręt, tak się ciągle trzyma,
Z zapalonemi na swych wołaiąc oczyma :
„Nieś pochodnie, następuy śmiało mężna młodzi,
Dzień ten dziesięcioletnie klęski nam nagrodzi:[329]
Weźmiemy flotę, całkiem wyrzniemy lud Grecki,
Bez woli bogów przyszedł ten naród zbóiecki.
Gnusność starych zrobiła, że się Grek ocalił,
Jabym był dawno natarł, ich zbił, flotę spalił,
Lecz mię wstrzymała starców rada zbyt ostrożna.
Dziś wszystkich błędów naszych powetować można.
Bo Jowisz nam łaskawey udziela opieki.„
Rzekł: oni z nową mocą natarli na Greki.

Na Aiaxa tysiączne zwrócone pociski,        725
Już on zaczął rozumieć, że iest śmierci bliski:
Schodzi z wierzchu na ławę przed licznemi groty,
Tam staie, pilnie Troian zważaiąc obroty:
Ktokolwiek z ogniem bieży, dzida go oddala,
A Greków nieustannym głosem tak zapala:
„Przyiaciele! narodzie, bogu woyny miły!
Nie ustawaycie w męztwie, zbierzcie wszystkie siły:
Czyż myto posiłkowe w tyle woyska mamy?
Czy nas nowe zasłonią mury, nowe bramy?
Jestże w bliskości miasto, któreby nas trudem
Osłabionych schroniło? świeżym wsparło ludem?
Tu iesteśmy, daleko od oyczystych brzegów,
Od morza i Troiańskich ściśnieni szeregów:
Nie gnuśność, ale ręka tylko nas ocali.„
Rzekł: i iak wściekły, drągiem macha, tłucze, wali;
Kto od Hektora pięknym zapałem natchnięty,
Z ogniem w ręku zuchwale bieżał na okręty,
Na tego się okrutnym Aiax ciosem srożył:
Tak dwunastu rycerzy przed flotą położył.        744








ILIADA.


XIĘGA XVI.



TREŚĆ XIĘGI XVI.

Smierć Patrokla.


Achilles, skłoniony łzami Patrokla, wystawuiącego niebezpieczeństwo, w jakiém się woysko i flota znayduie; pozwala mu własnéy zbroi, i na czele Tessalczyków wyprawia na pomoc Grekom. Na sam obraz Achillesa pierzchaią Troianie. Patrokl zabiia mnóstwo nieprzyiaciół. Daremnie usiłuie oprzeć mu się Sarpedon. Ginie po mężném spotkaniu. Upoiony swoiém powodzeniem zwycięzca, ściga Troian pod same mury. Tam ze zbroi odarty od Apollina, raniony od Euforba, a od Hektora zabity.


ILIADA.
XIĘGA XVI.

Kiedy ci przy okręcie zwodzą bóy okrutny,
Przed obliczem Achilla staie Patrokl smutny:
A iako zdróy z pod skały hoyne wody toczy,
Tak obfitemi łzami płyną iego oczy.
Wzruszon Pelid, tak mówić do niego zaczyna:
„Patroklu! czemu płaczesz, iak mała dziewczyna,
Która za matki śladem drobnym krokiem goni,
Chwyta ią za kray szaty, i rzewne łzy roni,
I twarzą iéy przesyła chęci niemowlęce,
Aż ią zmiękczona matka weźmie na swe ręce?
Ach! tak miękkie łzy płyną Patroklowi memu.
Czy zwiastuiesz co wojsku? czy też mnie samemu?
Czyliś odebrał z domu smutną wieść niestety!
Ale mówią, że żyie twóy oyciec Menety:
Że Peley Mirmidony rządzi w szczęściu, w chwale.
Ichby śmierć naydotkliwsze sprawiła nam żale.
Czy nad Grekami płaczesz, że przy nawach giną?
Własną oni ściągnęli te nieszczęścia winą.
Lecz mów: oba wszak sobie iesteśmy nayszczersi.„
Na to Patrokl, westchnąwszy z głębokości piersi:
„Daruy łzom, naymężnieyszy z Greków, przyiacielu:
Trudno ich nie wylewać wśród nieszczęść tak wielu.

Piérwsi rycerze ranni leżą pod namiotem:        23
Tydyd mężny dalekim dosięgniony grotem,
Ulisses, Agamemnon, dzidą pchnięci zbliska:
Eurypila spędziła strzała z boiowiska:
Lekarze opatruią plastrami ich rany.
Lecz niczém zgiąć się nie da twóy gniew niezbłagany.
Oby nigdy gniew taki nie zaiął méy duszy!
Godnaż chwały w złém stałość? nic cię więc nie wzruszy?
Jeśli Greków nie wesprzesz w tak okrutnéy dobie,
Któż z rąk twych będzie pomoc obiecywał sobie?
Gniew ten ród boski w tobie ściera do ostatka:
Nie iest Peley twóy oyciec, ni Tetys twa matka,
Ale cię wyrzuciły groźne morza wały,
Albo tak twarde serce z twardéy kute skały.[330]
Jeśli niechęć do boiu wyrok w tobie sprawił,
Lub ieśli ci co Jowisz przez matkę objawił;
Pozwól, niechay ia póydę z mężnemi Ftyoty,
I za bogów pomocą, zbawię Greckie roty.
Day twą zbroię: Troianin tę uyrzawszy postać,
I mnie biorąc za ciebie, nie będzie śmiał dostać,
Wstrzyma zapęd, Grek wytchnie, gdy wsparcie obaczy:
A i lekkie wytchnienie wiele w boiu znaczy.
Kiedy świezi wpadniemy na lud zmordowany,
Samym krzykiem odeprzem pod miasto Troiany.„
Tak Patrokl do Achilla tkliwy głos zanosił:
Nieszczęśliwy! nie wiedział, że o zgubę prosił:

Pelid mu czucia swego z żywością udziela.        49
„Cóż ia to z ust moiego słyszę przyiaciela?
Ani wyrok do boiu niechęć we mnie sprawił,
Ani mi też co Jowisz przez matkę objawił:[331]
Lecz mi stoi w pamięci króla czyn gwałtowny.
Co za hańba! równego śmiał pokrzywdzić równy,
I użyć władzy swoiéy na gwałtu narzędzie!
Ta obelga niełatwo w sercu startą będzie.
Owoc mych trudów, dana po dobyciu miasta,
Gwałtem z rąk od Atryda wydarta niewiasta:
I mnie on dal szczególniéy czuć swéy dumy skutek,
Jakbym był naypodleyszy na ziemi wyrzutek!
Ale przeszłe zostawmy rzeczy w niepamięci,
Nie przystoi mi w wiecznéy uprzeć się niechęci:
Jednakowoż nie piérwéy skrócę gniew zawzięty,
Aż bitwa o Tessalskie otrze się okręty.
Przywdziey mą świetną zbroię, weż oręż stalony,
I do boiu waleczne prowadź Mirmidony.
Już od Troiańskich flota ściśniona szeregów,
Grek strwożony, przyparty aż do morza brzegów,
Już prawie beznadziei słabą bronią włada,
A Troia ufna, cała na karki im wsiada.
Nie widzi ona w polu moiéy groźnéy kity.
Gdyby był dla mnie Atryd miał wzgląd należyty,
Całeby rowy pełne trupów swych postrzegła:
Dziś i woysko i flotę w cieśninie obległa.

Już oszczep w Dyomeda ręce nie szaleie:        75
I na nim, przecież mylne Achiwów nadzieie.[332]
Nienawistny Atryda głos mię nie uderza,
Sam Hektor woła, Hektor postrachy rozszerza:
Wziąwszy obóz i nasze starłszy woiowniki,
Napełniaią powietrze dumnemi okrzyki.
Pódź więc, i wpadniy na nich, Patroklu waleczny,
Oddal od floty Greckiéy wyrok ostateczny:
By nie rzucili na nic ognistéy pożogi,
I nie przecięli woysku do powrotu drogi.
Lecz bym miał niesłusznego nagrodę uczynku,
W dziewicy powróconéy, w drogim upominku,
Od ciebie téy przysługi, Patroklu, wyglądam:
Tak więc działay we wszystkiem, iak po tobie żądam.
Skoro od naw odeprzesz Troian, wracay do mnie:
Choćby ci szczęścił Jowisz, użyy szczęścia skromnie,
I staray się powściągać twą zwycięzką dzidę:
Bezemnie walcząc, moię zwiększyłbyś ohydę.
Niechże twoiego serca zwycięztwo nie poi.
Strzeż się woyska prowadzić aż pod mury Troi;
By który z nieśmiertelnych bogów nie zszedł z nieba,
A szczególniéy zaszczyca Troian łaska Feba.
Gdy, w naw zbawieniu, nasze chęci się uiszczą,
Zostaw obadwa woyska, niech się w polu niszczą.
O Pallado! o Febie! i ty niebios panie!
Niech wyginą i Grecy wszyscy i Troianie:[333]

Byśmy tylko my oba mogli się ocalić,        101
I sami chwałę mieli, mury Troi zwalić.„
Tym czasem silny Aiax iuż uledz był bliski,
Jowisz go tłoczy, Troian biią nań pociski,
Swietna przyłbica, gęstym uderzona ciosem,
Wedle skroni straszliwym ięczała odgłosem:
Dłoń słabnie pod ciężarem wielkiego puklerza:
Jednak z mieysca nie mogli wyruszyć rycerza.
Zatchnęły mu się piersi, tak że ledwie zieie,
Z członków iego pot słonym strumieniem się leie,
Jedne odeprze, leci druga dzida skorsza,
Zemdlał, coraz się więcéy iego stan pogorsza.[334]
Muzy! które dzierżycie dom Jowisza święty,
Mówcie, iak płomień Greckie zapalił okręty?
Na dzidę, którą Aiax walecznie się składał,
Wpadł Hektor, i ogromnym cios pałaszem zadał.
Odcięta miedź od drzewca przeraźliwie dzwoni,
I daleko upada: a bohatyr w dłoni,
Drąg stępiony daremnym obraca zamachem.
Uznał wtém dzieło bogów, zimnym zadrżał strachem,
I nie wątpił, że Jowisz niszczy iego trudy,
A obdarzyć zwycięztwem chce Troiańskie ludy.
Z pośród grotów ustąpił, wyparty gwałtownie.
Troianie zewsząd niosą rozżarzone głownie,
Pali się okręt, smolne zaymuią się sosny.
Biie się w biodra Pelid, i mówi żałosny:

„Przyśpieszay, o Patroklu, twoie przedsięwzięcie,        127
Nieprzyiacielski ogień widzę na okręcie,
Ocal flotę, powrotu naszego nadzieię,
Weź oręż, a ia woysko zbiorę i zagrzeię.„
Rzekł, Patrokl się natychmiast uzbraiać poczyna,
Srebrną haftką na nogach kształtny koturn spina,
Pyszny Eakowego pancerz bierze wnuka,
W którym blaski gwiazd cudna wyraziła sztuka:
Na ramionach miecz ciężki z płytkiéy wisi stali,
Miedziane skrzą się pochwy od srebrnych bratnali.
Nieprzebitém pokryciem zabezpiecza zdrowie,
Mocny na piersiach puklerz, a szyszak na głowie:
Z końskich włosów, na hełmie wspaniałym uwita,
Pływaiąc, strach daleko niesie groźna kita:
Wziął i silne oszczepy, lecz równe swéy dłoni:
I z całéy przyiaciela pozostała broni,
Sama długa i ciężka i ogromna dzida,
Któréyby nikt nie dźwignął, prócz ręki Pelida.
Niegdy Chiron ściął iesion, Pelionu chlubę,
I dał go Peleiowi, na rycerzy zgubę.
Automedon ogniste zaprzęga rumaki.
Po Achillu, ścielącym trupami orszaki,
Patroklowi naywięcéy Automedon miły:
Bo doznał w boiach iego i wiary i siły.
Xant i Bali w zaprzędze są dwa bystre konie,
Mogące wiatry w szybkim wyścignąć przegonie.

Przyiąwszy w siebie tchnienie Zefiru gorące,        153
Podarga niemi zaszła, pasąc się na łące.[335]
Pedaz im towarzyszy, śmiertelnego rodu,
Lecz nieśmiertelnym zrówna koniom do zawodu.
Tymczasem zaś Achilles obiega namioty,
Sam uzbraia, sam żwawe zagrzewa Ftyoty:
Chęć do boiu w nich długa powiększyła przerwa.
A iako srogie wilki i niesyte ścierwa,
Na górze rogatego zabiwszy ielenia,
Jedzą go, krew im brzydkie paszcze zaczerwienia,
Potém do źródła kupą idą rozbóyniki,
Chłodzą się, chlipiąc wodę chciwemi ięzyki,
Mięso się z paszcz odrzuca, wzdymaią się brzuchy,
A w piersiach niestrwożonych śmiałe rosną duchy;
Tak gorąco Ftyotów wodze za krwią dyszą,
I z takiém Patroklowi męztwem towarzyszą.
W środku stoi Achilles, w nim Marsowa mina,
On i męże i konie żwawo upomina.
Piędziesięciu okrętom Pelid przewodniczył,
A na każdym piędziesiąt bohatyrów liczył:
Pięciu dał wodzów, każdy swóy szyk doprowadza,
Ale przy nim naywyższa zostawała władza.
Piérwszéy rocie przodkuie Menestey ślachetny,
Zdobi go pyszny pancerz, a bardziéy ród świetny.
Sperch potok, nurt pędzący w spadzistem korycie,
Z Polidory, Peleia córki, dał mu życie.

Lecz wielkie zniosłszy dary, Borus ią poślubił,        179
I, iak gdyby był oycem, tym synem się chlubił.
Drudzy wodzem Eudora Marsowego mieli,
Syna córy Filasa, skocznéy Polimeli.
Gdy w gronie towarzyszek saydacznéy Dyany,
Śpiewaniem się bawiła i lekkiemi tany;
Merkury ią pokochał,[336] przyszedł do iéy domu,
I prześlicznéy dziewicy użył pokryiomu.
Szacowny płód ich ognie miłosne wydały,
Eudor syn, szybki w biegu, i do boiów śmiały.
Ale kiedy doyrzałe Jlitya brzemię,
Opiekunka ciężarnych, wywiodła na ziemię;
Tknięty Echekl rzadkiemi Polimeli wdzięki,
Przez mnogie dary, zaszczyt pozyskał iéy ręki.
Zakochawszy się Filas dziad w młodym Eudorze,
Z wielkiém staraniem na swym wychował go dworze.
Trzecim zastępom mężny Pizander na czele,
Pizander dzidą mnóstwo nieprzyiaciół ściele:
Próżno kto z Mirmidonów zrównać się z nim kusi,
Jednemu Patroklowi piérwszeństwo dać musi.
Czwarty wódz stary Fenix, iezdziec z wozu sprawny,
Piąty, syn Laerceia, Alcymedon sławny.
Gdy tak uszykowany lud z wodzami staie,
Achilles ostrym tonem rozkazy im daie.
„Przez czas gniewu moiego, nieraz ia słyszałem
Burzących się was wielkim na Troian zapałem,

I takieście wodzowi czynili wyrzuty:        205
Achillu! żółcią karmion, lub ze skały kuty,
Za co w téy nieczynnosci nasze trzymasz ramie?
Jeżeli iuż nic gniewu twoiego nie złamie,
Nie lepiéyż iśdź do domu, niż gnaśnieć szkaradnie?
Teście mi słowa nieraz mówili gromadnie.
Meże! oto dzień boiu, tak od was żądany,
Idźcież więc! i uderzcie śmiało na Troiany.„
Tém słowem dodał wszystkim do boiu ochoty,
Po głosie wodza bardziéy skupiły się roty.
A iak ściśle budownik spaia ściany w murze,
Dom stawiąc, mocen wiatry wytrzymać i burze;
Tak ściśle się skupili mężni woiownicy,
Puklerz tyka puklerza, przyłbica przyłbicy,
Przy kicie pływa kita, zbroia bliska zbroi,
Mąż przy mężu, i dzielne woysko iak mur stoi.
Na czele bohatyrów, zapalonych srodze,
Patrokl i Automedon dwa stawaią wodze:
Jedna w obudwu śmiałość, iedna w obu dusza,
Za niemi wybór woyska Mirmidonów rusza.
Pelid wszedł do namiotu i od matki daną,
Otworzył skrzynię, drogim sprzętem ładowaną.
Tam się w darach dla syna wylało iéy serce,
Były kosztowne szaty, płaszcze i kobierce:
Tam i kształtnie ze złota rznięta była czasza:
Sam tylko z niéy Achilles pragnienie ugasza,

Nikt inny z ludzi swemi usty iéy nie spodlił,        231
Z nią w ręku do samego Jowisza się modlił:
Okurza ią i czyści, rękę myie w wodzie,
W otaczaiącéy namiot stanąwszy zagrodzie,
Leie wino, i dłonie do Jowisza wznosi,
Który moc swoię światu piorunami głosi.
„Boże! siedzący w niebie na wysokim tronie,
Boże Pelasgów, w zimnéy wzywany Dodonie,
Gdzie niemyte, na gołéy ziemi rozciągnięte,
Solleie w pierś przyymuią twe natchnienia święte,[337]
Wysłuchałeś méy prośby, i twóy gniew surowy,
Za mą cześć obrażoną spadł na Greckie głowy.
Racz i dziś prośbę moię wysłuchać łaskawie.
Ja ieszcze sam przy flocie zostaię na nawie,
Lecz do boiu posyłam z woyskiem przyiaciela,
Niechże mu szczęścia twoia prawica udziela:
Tchniy mu odwagę w serce: niech Hektor zrozumie,
Czy móy towarzysz mężnie i sam walczyć umie,
Czy tylko wtedy dzielnie nieprzyiaciól nęka,
Gdy z moią razem iego dokazuie ręka.
Niech wróci, odpór dawszy Troianom zuchwałym,
Sam cały, z całą zbroią, i z mym ludem całym.„
Tak prosił, lecz inaczéy Jowisz postanowił,
Jednę część prośby przyiął, a drugą odmówił:
Zezwolił bóy odeprzeć, śmiałość Troian skrócić,
Lecz zaprzeczył mu zdrowym do floty powrócić.

Taką gdy do Jowisza modlitwę uczyni,        257
Powraca do namiotu, czarę kładzie w skrzyni.
Wkrótce wyszedł, ciekawe na plac zwrócił oczy,
Chcąc widzieć, z jakim skutkiem nowy bóy się stoczy.
Pod Patroklem w porządku szły mężne Ftyoty,
Aż też niedługo wpadły na Troiańskie roty.
A z jakim róy pszczół gniewem przy drodze wyleci,
Gdy ich płoche rozdrażniać nie przestaią dzieci:
Głupi wiek nie przegląda, że idący drogą,
Złém zdarzeniem igraszkę ich przypłacić mogą:
Bo niech ie ruszy nie chcąc wędrownik spokoyny,
Cały się ul wysypie, i żądłami zbroyny,
Mści się napaści, młode zasłaniaiąc płody;
Z takim właśnie zapałem Tessalskie narody
Od naw się wylewaią, z niezmiernemi krzyki.
Patrokl, tak ieszcze żwawe grzeie woiowniki.
„Mirmidony! Achilla godne towarzysze!
Niechay was żaden z Greków w męstwie nie przepisze,
Jak między bohatyry wódz nasz przodek bierze,
Tak my się godni iego pokażmy żołnierze.
Widząc to Atryd, swego niech żałuie błędu,
Że dla naydzielnieyszego męża nie miał względu.
Tylko wyrzekł te słowa, a oni zaiadli,
Z straszną natarczywością na Troiany wpadli:
W całém woysku radosny okrzyk został wszczęty.
Który z chrapliwym dźwiękiem odbiły okręty.

Gdy obaczyli mężni woiownicy Troi,        283
Patrokla z powoźnikiem w znanéy od nich zbroi,
Zmieszali się, i widok nagły ich zatrwożył.
Sadzili, że Achilles gniewy z serca złożył,
I poiednan z Atrydem, wyszedł floty bronić:
Myślą więc, iak od zguby grożącéy się schronić.
Patrokl dzidę w tłum rzucił, gdzie woyska zawzięcie
Bóy przy Protezylaia staczały okręcie,
I ugodził Pirechma: ten wódz niestrwożony,
Od Axyuszu mężne sprowadził Peony.
W ramie ciężką odebrał ranę z silnéy ręki,
Padł na ziemię, i wydał żałobliwe ięki.
Pierzchły Peony, wszystkich los wodza zastrasza.
Wtedy Patrokl ogniste pożary ugasza:
Skopconey nawy smutne stoią opaliska.
Uciekaią Troianie, piersi trwoga ściska;
Grecy nabrali serca, odzyskawszy nawy,
Pędzą ich; grzmi powietrze od zgiełku i wrzawy.
Jako, gdy czarną chmurę, co wierzch góry kryie,
Piorunuiący Jowisz na części rozbiie,
Widać wzgórki, doliny i zielone gaie,
Całe się niebo w swoiéy świetności wydaie;
Tak, gdy od naw odparli ogniste pożogi,
Upracowanym Grekom błysnął moment drogi,
I odetchnęli słodko po zbyt długim znoiu.
Lecz nie tu koniec jeszcze był krwawego boiu:

Nie we wszystkich Troianach ucieczka przemaga,        309
W wielu rotach została śmiałość i odwaga:
Cofaią się, lecz walczą: ale w tym nieładzie,
Prawie każdy wódz Grecki swego trupa kładzie.
Piérwszy Patrokl mężnego zabił Areylika:
Znalazł śmierć, kiedy śmierci ucieczką unika:
Słaba była zasłona w rycerskiéy odzieży,
Przeszył biodra, kość złamał, iuż bez ducha leży.
Menelay pchnąwszy w piersi Toasa odkryte,
Wydarł życie, wielkiemi czyny znakomite.
Gdy Amfikl zapalony na Megesa wpadał,
Ten go zręcznie uprzedził, i srogi cios zadał:
Pękły Troiańczykowi nieszczęsnemu żyły,
Upadł rycerz, i wieczne cienie go okryły.
Dway synowie Nestora łączą siły razem:
Antyloch zwala zgubnym Atymna żelazem,
Padł przy nogach zwycięzcy. Tak bolesna strata
Zapaliła Marysa; przeto mszcząc się brata,
Przeciw Antylochowi z długą dzidą śpieszył:
Uprzedził go Trazymed, i ramie mu przeszył.
Trzasła kość od mocnego razu, żyła pękła,
Upadł i zamknął oczy, ziemia pod nim iękła.
Tak więc dway bracia ręką dwóch braci polegli,
Sarpedona ziomkowie, w sztuce Marsa biegli,
Syny Amizodara, co Chimerę chował:
Ileżto ludzi straszny ten potwór napsował![338]

W tłumie uplątanego, wśród klęski i trwogi,        335
Kleobula wziął żywcem Aiax prędkonogi,
I zaraz mu utopii w szyi miecz szeroki.
Kurzy się miecz od ciepléy oblany posoki,
A oczy iego wiecznym zamknęły się zgonem.
Peneley się z odważnym potyka Likonem,
I zabóyczą wzaiemnie chybiwszy się dzidą,
Nie przestaiąc spotkania, na pałasze idą.
Likon w szyszak uderza, ten smutnie szeleści,
Lecz mu się przyłamuie miecz przy rękoieści.
Zręcznieysze Peneleia cięcie na Likonie,
W szyi, poniżéy ucha, cały pałasz tonie.
Na skórze wisząc głowa, upada na barki,
A trup na ziemi srogie odrętwiaią Parki.
Akamas na wóz wskoczył, i śmierci się chronił,
Ale go w szybkim pędzie Meryon dogonił,
I w ramie pchnął oszczepem : rycerz z wozu spada,
A na oczach ciemności rozciąga noc blada.
Wódz Krety Erymanta dzidą sięgnął gęby,
Przebił się grot do mózgu, kość złamał, stłukł zęby,
Czerwoną mu posoką całe zaszły oczy,
Obfita się krew nozdrzą i ustami toczy:
Jego zaraz czarnemi cieńmi śmierć powlekła.
Tak z wodzów każdy posłał ofiarę do piekła.
Jak wilcy z kóz, lub owiec, swą zdobycz unoszą,
Gdy się, stróża niedbalstwem, po górach rozproszą,

Ledwie ie uyrzą, iużci słabe żrą zwierzęta;        361
Tak Troian biią Greki: trwoga w sercach wszczęta
Zmieszała ich, że prawie męztwa się wyrzekli,
I na to tylko pomni, ażeby uciekli.
Aiax zaś na Hektora zwracał swe dziryty:
Ale wódz, świadom boiu, puklerzem okryty,
Na swoiém stanowisku czekał niewzruszony,
Strzał świst i grotów z każdéy uważaiąc strony.
Widział on, że ku Grekom los boiu się skłaniał,
Lecz stał, i towarzyszów, ile mógł, zasłaniał.
Jak szumi chmura, idąc do górnych sklepieni,
Gdy Jowisz w straszną falę dzień pogodny zmieni;
Tak też z Troian ucieczką zgiełk i wrzawa wzrosły:
Hektora bystre z pola rumaki uniosły,
Opuścił swoie woysko: mnóstwo ludu legło,
Niźli w ucieczce rowy głębokie przebiegło:
Wielu rycerzom konie dyszle połamały,
I zostawiły wozy strzaskane w kawały.
Patrokl rozjuszon ściga lękliwą gromadę,
Zapala Greki, Troian przysięga zagładę.
Ci pierzchaiąc, powietrze napełniaią wrzaskiem,
Od nóg wzruszonym niebo zaciemnia się piaskiem,
Uciekaią od floty, koła szybkie warczą,
Ku miastu lecą konie, ile nogi starczą.
Gdzie naybardziéy lud zmieszan, Patrokl ku téy stronie
Z przeraźliwym okrzykiem swoie pędzi konie:

Wywracaią się wozy, trzaskaią się koła,        387
A strąconych rycerzy w piasku więzną czoła.
Już bieguny, któremi obdarzyły bogi
Peleia, rów lekkiemi przeskoczyły nogi,[339]
Chciwe na drugiéy stronie śmierć i postrach szerzyć.
Hektora szuka Patrokl, iego chce uderzyć:
Lecz go prędkie uniosły konie na przestrzeni.
A iako chmury w mglistéy zebrane iesieni,
Obfite wylewaią potoki na ziemię,
Gdy gniewny Jowisz skarać chce przestępne plemię;
Kiedy, z pogardą bogów, na świętym urzędzie,
Krzywe czynią wyroki niegodziwe sędzie:
Nagłym wzdęte ulewem potoki się wzbiorą,
Mdłą dla nich naysilnieysze groble są zaporą:
Przełamawszy ie, z szumem pędzą w morze wody,
Niszcząc domy i drogie pracy ludzkiéy płody;[340]
Taki się szum rozlegał w Troiańskim szeregu,
Takie ięki ich konie wydawały w biegu.
Ale nie tu się Troian zakończyła nędza,
Zabiega im od miasta, ku flocie napędza,
Między brzegiem i rzeką trwożne zbiia kupy,
I za Greków zabitych, liczne ściele trupy.
Pronoy bok odsłoniwszy, ostrym poległ grotem,
I z ogromnym na ziemię zwalił się łoskotem.
Tego zabiwszy, zaraz na Testora wpada,
On zbiera w kupę członki, na wozie przysiada,

 
Ani leyca utrzymać w drżącéy zdolny ręce;        413
Wtém Patrokl dzidę w prawéy utopił mu szczęce.
A iako rybołówca, zawieszon pod skałą,
Ciągnie na wędzie z morza zdobycz okazałą;
Tak go, z otwartą gębą, Patrokl z wozu dźwignął,
Wstrząsł dzidę, Testor ze krwią i duszę wyrzygnął.
Tuż lecącego przeciw sobie Eryala,
W przyłbicę uderzywszy kamieniem, obala,
Pękła kość, mózg się rozlał, zamknęły się oczy,
I zaraz go śmierć skrzydły czarnemi otoczy.
Biie zwycięzca, trupy liczne rozpościera,
Z Erymanta, Epalta, Echa, Amfotera,
Tlepolem, Enip, Jfey, Polimel waleczny,
Piren, padli na kupie, cień ich okrył wieczny.
Widząc na ziemi ległe swoie woiowniki,
Zapalony Sarpedon tak woła na Liki:
„Gdzie pierzchacie? ach! waszę uznaycie ohydę!
Ja przeciwko zwycięzcy temu prosto idę,
Ja chcę zaraz doświadczyć iego ręki siły,
Któréy pociski tylu Troian obaliły.„
Rzekł, i natychmiast z wozu w świetnéy skoczył zbroi:
I Patrokl, to postrzegłszy, na wozie nie stoi,
Skoczył: oba na wszystkie biorą się sposoby.
A iak, z ostremi szpony i z krzywemi dzioby,
Sępy z hałasem walczą na wyniosłéy skale;
W takim idą rycerze na siebie zapale.

Widząc téy bitwy skutek, niebios pan wzruszony,        439
Tak się do swéy odzywa i siostry i żony:
„Zbliża się smutna chwila, przeznaczona losem,
W któréy ma ledz Sarpedon pod Patrokla ciosem.
Dwoiste we mnie myśli wzbudza iego dola:
Czyli go unieść z tego fatalnego pola,
I posadzić w zamożnéy Licyyskiéy krainie;
Czy przystać, że od tego bohatyra zginie.
Gniewna Juno: „Saturna potomku surowy!
Mogąż mieć dzikie myśli wstęp do twoiéy głowy?
Od śmierci śmiertelnego chcesz zbawić człowieka,
Którego wszędzie Parka nieuchybna czeka?
Czyń: lecz badź pewny bogów powszechnéy niechęci,
A co ci powiem, dobrze zachoway w pamięci.
Jeśli Sarpedon żywy powróci do domu;
Któryż z bogów nie zechce z krwawego pogromu
Ocalić swego syna? Mnóstwo ich pod Troią,
I każdy z nieśmiertelnych będzie za krwią swoią.
Lecz, by twóy żal ukoić, kiedy ci tak luby,
Pozwól, niech od Patrokla nie uniknie zguby:
Ale, gdy pod zwycięzkim orężem iuż skona,
Niech go słodki Sen weźmie i Śmierć na ramiona,
I zaniosą do kraiów Licyi obszernych.
Tam otoczon od braci i przyiaciół wiernych,
Ich łzami uczczon będzie: ci mu pogrzeb sprawią,
I grobowiec, na wieczną pamiątkę, wystawią.„

Poddał się Jowisz losów nieodzownéy sile:        465
Lecz ostatnie czcząc syna kochanego chwile,
Który miał zdala zginać od krain oyczystych,
Hoyną rosę na ziemię w kroplach spuścił krwistych.
Gdy dway rycerze blisko byli na równinie,
Wraz Trazymel, towarzysz Sarpedona, ginie:
Z trafnéy ręki Patrokla utkwił pocisk w brzuchu,
On z wozu wspaniałego stoczył się bez duchu.
Znowu mężny Sarpedon, silny grot wymierzył,
Chybił Patrokla, konia Pedaza uderzył:
Zarżał smutnie, bo wgłębi piersi grot utonął,
Wspiął się, nachylił, upadł, i życie wyzionął.
Traf ten dwa drugie konie przeraził niemało,
Skoczyły, leyc się zwikłał, iarzmo zatrzeszczało;
Koń ich miesza, który się na ziemi wywrócił:
Przecięż nieład ten, baczny Automedon skrócił,
Odciął mieczem postronki, zaraz Xant i Bali
Na swém stanęli mieyscu i leyca słuchali.
Z nowym oba zapałem wznieśli ręce silne,
Lecz w dłoni Sarpedona żelazo omylne,
I tylko lecąc pocisk nad ramieniem świsnął.
Patrokl zaś grotu z ręki daremnie nie cisnął,
Utrafia tam rycerza dzida zapalczywa,
Gdzie się we wnętrzu serce, iak w twierdzy, ukrywa.
Jak na górach od nowo zaostrzonéy stali,
Wieczny dąb, lub topola, lub iodła się wali;

Tak przed wozem upada wódz, zębami zgrzyta,        491
I własną krwią zbroczony piasek ręką chwyta.
Jak buhay, który licznym stadom przewodniczy,
W paszczęce ogromnego lwa okropnie ryczy;
Tak też Sarpedon ięczał pod Patrokla ciosem,
Wzywając przyiaciela konaiącym głosem.[341]
„Kochany Glauku, sławny przez liczne zwycięztwa,
Dziś trzeba ci śmiałości, odwagi i męztwa:
Dziś zbierz wszystkie twe siły, Lików zwołay wodze,
Aby, nie daiąc podłey uwodzić się trwodze,
Wszyscy przy moich zwłokach odważnie walczyli:
I sam bądź im pomocą w téy ostatniéy chwili.
Niestartaby okryła plama imię twoie,
Gdyby Grek odarł z twego przyiaciela zbroie,
Który, przy flocie, śmiało stawił się ich szykom.
Walcz więc mężnie,i mężnym dzielnie dowodź Likom.„
To mówiącemu czarny cień zamyka oczy.
Wtém go zwycięzca nogą na piersiach przytłoczy:
Wyciąga dzidę, za nią wnętrze się wywlekło,
Z rycerza wyszła dusza, i życie uciekło.
Mirmidony spienione zatrzymały konie,
Gdy wóz rzuciwszy, biegły ku Troianskiey stronie.
Serce w Glauku te ięki żałosne rozdarły,
I że go próżno wzywa przyiaciel umarły.
Wzdycha ciężko, bo w ramie od Teukra zadana,
Gdy walczył na okopie, dolega mu rana.

Wspieraiąc towarzyszów, nie oszczędzał siebie.        517
Więc wzywa boga łuku w tak ciężkiéy potrzebie.
„Czy w Licyi, czy w Troi mieszkasz, wielki boże!
Wszak głos nieszczęśliwego wszędzie cię dóyśdź może,
Ulituy się dziś moiey okrutney niedoli,
Rana ciężka mię trapi, ramie srodze boli,
Krew płynie, i nie władam odrętwiałą dłonią,
Nie mogę dzidy chwycić, ani walczyć bronią;
Tu śmierć naydzielnieyszego wzięła towarzysza,
Nie ma żadnéy pomocy od oyca Jowisza.
Ty więc ból uśmierz, wley mi siły, ulecz ranę,
Day, niech mężnie na czele dzielnych Lików stanę,
Bym przyiaciela mego drogich zwłok obronił„
Rzekł: Feb do iego prośby łaskawie się skłonił:
Tamuie krew płynącą, boleści uśmierza,
I wielką siłą piersi napełnia rycerza.
Gdy tak miłą odmianę w sobie Glauk obaczył,
Cieszył się, że go prędko bóg wysłuchać raczył.
Zagrzał Lików do walki o ich króla zwłoki.
Potém Troian szybkiemi obiegaiąc kroki,
Wołał na Polidama, wzywał Agenora,
Mężnego Eneasza, wielkiego Hektora,
Na którym świetna z miedzi błyszczała paiża:
Do niego się z takiemi słowami przybliża.
„Hektorze! tyś nietknięty sprzymierzeńców stratą:
Oni rzuciwszy krewnych i ziemię bogatą,

Dla obrony ścian waszych, wyziewaią życie;        543
Wy przecież nic w nieszczęściu dla nich nie czynicie.
Oto smutnie na piasku rozciągniony leży,
Sarpedon, wódz ślachetny Licyyskiéy młodzieży:
On i sądów słusznością i odwagą słynął,
Teraz Marsa wyrokiem od Patrokla zginął.
Zapalcie się więc zemstą bohatyry Troi,
Nie daycie Mirmidonom zabrać iego zbroi:
Ach! by Grecy zwłok drogich nie dostali łupem,
I swoich klęsk nad iego nie mścili się trupem.„
To wyrzekł, oni w serca żal i zemstę biorą,
Bo, choć obcy, warowną miasta był podporą:
I liczne ściągnął woyska, i mężnie się stawił.
Zgon Sarpedona serce w Hektorze zakrwawił.
Idą Troianie, klęski téy pomścić się radzi.
Sam Hektor zapalone zastępy prowadzi.
Patrokl bardziéy się sroży, wzmaga w swych nadzieie,
I Aiaxy, choć z siebie dość zagrzane, grzeie.
„Pokażcie się, Aiaxy, czem zawszeście byli,
Albo i samych siebie przewyżcie w téy chwili:
Legł Sarpedon, co piérwszy na szańce wpadł śmiało.
Obyśmy wziąć i zhańbić mogli iego ciało,
Bogata złupić zbroię, i w téy walce razem
Kogo z obrońców mściwem obalić żelazem.„
Rzekł, tego też pragnęły dzielne woiowniki,
A kiedy ze stron obu wzmocniły się szyki,

Troianie, Mirmidony, Likowie, Achiwy,        569
Przy trupie Sarpedona, zwiedli bóy straszliwy.
Krzyk napełnia powietrze i orężów brzmienie,
Od Jowisza ponure rozciągnięte cienie,
Nim wezmą iego syna, wiele ludzi stracą,
I ten zaszczyt zwycięzcom z ciężką przyydzie pracą.
Piérwsi Achiwów z mieysca ruszyli Troianie.
Wtedy mąż z Mirmidonów, uporne spotkanie,
Epigey, syn Agakla, swym zgonem przypłacił.
Niegdyś w Budzie panował, ale berło stracił.
Bo gdy życie iednemu z krewnych swych odebrał,
Schronienia u Peleia i Tetydy żebrał,
Oni go z Achillesem wysłali pod Troię.
Gdy do zwłok Sarpedona ściągał rękę swoię,
Hektor go zwalił głazem: miedź żałośnie iękła,
A głowa mu w przyłbicy na dwie części pękła.
Bez życia rycerz trupem na trupie upada.
Śmierć towarzysza strasznie Patrokla rozjada,
W piérwszym rzędzie na Troian uderza orszaki.
A iak bystrze sęp ściga kawki, albo szpaki;
Tak ty, mszcząc się iednego z twoich woiowników,
Uderzyłeś, Patroklu, na Troian i Lików.
Stenelay, Jtemena syn, obalon głazem,
Drogie utracił życie pod okrutnym razem.
Cofaią się Troianie, i Hektor nie czeka.
A iak daleko leci grot z ręki człowieka,

Gdy w boiu, lub igrzysku, swe ramie wysili;        595
Tyle ci się cofnęli, a ci nastąpili.
Piérwszy się Glauk obrócił, i Chalkona plemię,
Slachetnego Batykla, obalił na ziemię.
Ten w Helladzie wspaniałe domostwa dziedziczył,
Lud go Tessalski między bogaczami liczył:
Sciga za bohatyrem, iuż go prawie chwyta,
Gdy Glauk, nagle zwrócony, żelezcem dziryta
W piersi mu ranę zadał: wraz go duch porzucił.
Zgon męża tak dzielnego Achiwów zasmucił,
Troianie się cieszyli: zatem śmiałym krokiem
Następuią, pod Glauka gromadzą się bokiem:
I Greki niestrwożone licznie się skupiły,
Więc przeciw siłom równe natężone siły.
Natenczas Laogona, co się dzidą srożył,
Silnego męża trupem Meryon położył.
Oyca miał Onetora, Jowisza kapłana,
Któremu cześć, iak bogu, była wyrządzana:
Pod brodę go uderzył, wraz dusza uciekła,
Noc wieczna oczy cieniem okropnym powlekła.
Eneasz ostrą dzidą Meryona goni,
Sądząc, że go od śmierci puklerz nie zasłoni:
Ale ten, raz postrzegłszy, zręcznie się nachylił,
Choć dobrze wymierzony, rękę grot omylił:
Utknięty mocno w ziemię, póty drga i świszczy,
Póki od Marsa daney siły czas nie zniszczy.

Gniewny Eneasz woła: „Choć lekkiemi kroki        621
Na polu czynisz bystre, Meryonie, skoki,
Gdybym cię był cokolwiek ruszył dzidą moią,
Jużbyś więcéy w tan Marsa nie chodził pod Troią.„
„Eneaszu, obadwa Marsowiśmy słudzy,
Rzekł Meryon, masz serce, maią ie i drudzy:
Chociaż tak wielką siłą ręka twoia słynie,
Nie każdy, kto się z tobą śmie potykać, zginie.
Równie będąc śmiertelny, nic nie masz nademnie.
Jeśli ia cię oszczepem dosięgnę wzaiemnie,
W męztwie, w zręczności, w sile, słaba twa zasłona,
Ja mam chwałę, ty póydziesz do kraiów Plutona.„
„Meryonie, rzeki Patrokl, czyż w tak ważnéy porze,
Godzi się czas na próżnym tracić rozgoworze?
Nie słowami, lecz bronią odeprzeć ich możem.
Nie ustąpią, aż kogo trupem z nich położem.
Bóy ręki potrzebuie, a rada ięzyka,
Rycerz w polu nie gada, ale się potyka.„
Spieszy, Meryon za nim na zastępy wbiega.
A iak się ięk daleko po lasach rozlega,
Gdy od siekier padaią dęby z wielkim grzmotem;
Z takim ięczą przyłbice i tarcze łoskotem,
Gdy w nie dzidy i miecze i ogromne głazy,
Gęsto powtarzanemi uderzaią razy.
Tak były Sarpedona zmienione ostatki,
I