Ifigenia w Aulidzie (Eurypides, tłum. Kasprowicz, 1918)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eurypides
Tytuł Ifigenia w Aulidzie
Pochodzenie Eurypidesa Tragedye
Wydawca Akademia Umiejętności
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Jan Kasprowicz
Tytuł orygin. Ἰφιγένεια ἐν Αὐλίδι
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii


IFIGENIA W AULIDZIE


Ifigenia w Aulidzie.

Osoby dramatu.
AGAMEMNON, król w Argos i Mycenach.
MENELAOS, jego brat.
ACHILLES, syn Peleja i Tetydy.
STARZEC, sługa w domu Agamemnona.
GONIEC.
KLYTAIMNESTRA, małżonka Agamemnona.
IFIGENIA, córka Agamemnona i Klitaimnestry.
CHÓR niewiast chalcydejskich.
Artemis, bogini łowów.


Rzecz dzieje się w pobliżu miasta Aulis, nad cieśniną Eurypus, dzielącą Beocję od wyspy Eubei.





Namiot Agamemnona.
AGAMEMNON (zbliżywszy się do drzwi namiotu).

A wyjdź-że, wyjdź-że z namiotu, mój stary!

STARZEC.

O, już wychodzę! Jakież ma zamiary
Król Agamemnon?

AGAMEMNON.

Wnet się dowiesz o tem.

STARZEC.

Starość nie radość, sen uchodzi lotem
Z powiek, umieją czuwać moje oczy.

AGAMEMNON.

Cóż to za gwiazda?

STARZEC.

To Syriusz się toczy
Ku siedmiogwiezdnym Plejadom — w połowie
Ledwie swej drogi.

AGAMEMNON.

Cisza, że aż mrowie —  —
Ni szumu morza ani ptactwa głosu,
Wiatru ni śladu śród fal Euriposu.

STARZEC.

Cóż cię wygnało z namiotu tak wcześnie,
Władco Agamemnonie?

Tutaj, w Aulidzie, wszystko jeszcze we śnie
Spokojnym tonie,
Na murach nawet i straże
Jeszcze nie w ruchu.
Wejdźmy.

AGAMEMNON.

Zazdroszczę, staruchu,
Zazdroszczę wszystkim, co żyją na świecie
Cicho, nieznani, mniej zaś sobie ważę
Los dostojników — tym już nie zazdrości
Ta moja dusza, tych już nie zalicza
Do ludzi wielce szczęśliwych!

STARZEC.

W tem przecie
Należy szukać świetności
Człeczego życia!

AGAMEMNON.

Świetność to zwodnicza,
Słodka, nęcąca, lecz gdy na cię spadnie,
W nieszczęście wprowadza zdradnie.
Tak się to nieraz złoży,
Że albo jakaś chyba w słuzbie bożej
Zaszkodzi doli twej,
Lub na baczności przed ludźmi się miej,
Ponieważ w swojej zawiści
Na proch rozetrą twą cześć.

STARZEC.

Trudno mi słowo to znieść
Na ustach księcia! Nie na to
Spłodził cię Atrej, o królu,

Byś tylko w szczęście opływał bogato,
Żadnego nie znając bólu!..
Śmiertelnyś przecie jest człek!
Czy chcesz czy nie chcesz, to ci się li ziści,
Co postanowią bogowie —
Taki jest rzeczy bieg.
A ty tymczasem w swojej postanowie
Zapalasz lampę i piszesz zawzięcie
List na tabliczce, którą i tej chwili
Masz oto w ręce,
Kładziesz pieczęcie
I znów je zrywasz, zacierasz litery,
Tablicę rzucasz o ziemię
I ślozy jarzęce
Płyną ci z ócz.
Jakaż cię troska pili?
Jakież dolega ci brzemię,
Że niemal chwyta cię szał?
Wyznaj-że, panie, bo i ja bym chciał
Dzielić twój ból.
Niech się nie boi
Mój król,
Prawy i szczery jam człek!
Wszak mnie Tyndarej, o panie,
Darował ongi we wianie
Małżonce twojej,
Abym jej służył i strzegł

AGAMEMNON.

Trzy dziewki miała Leda przez siebie zrodzone,
Thestyesowa córka: Fojbę i mą żonę,
Klytaimnestrę, i siostrę jej, Helenę. O nią
Starając się, gromady zalotników gonią

Z conajprzedniejszych rodów i wzajemnie grożą
Mordami, gdyby który zabrał dziewkę hożą.
I wielki żywił kłopot Tyndaros w ojcowskiej
Swej duszy, jak postąpić, by się pozbyć troski
O zachowanie szczęścia — gdy da lub gdy nie da
Swej córki. W tem myśl taką podsunie mu bieda:
Przysięgę mieli złożyć wszyscy zalotnicy,
Dać słowo, potwierdzone podaniem prawicy.
A także i ofiarną dla ognia zalewką,
Że bronić będą tego, ktokolwiekby z dziewką
Tyndara się ożenił, a ktoś mu ją z domu.
Z łożnicy jego uwiózł, że dla pomsty sromu
Uczynią zbrojny najazd, zebrawszy się razem,
Na kraj uwodziciela, że zniszczą żelazem
Gród jego, czy to będzie Grek czy człowiek obcy.
Gdy tak ich podszedł Tyndar, gdy zalotni chłopcy,
Słuchając słów przebiegłych starca, utwierdzili
Przysięgę wymaganą, córce on tej chwili
Pozwala wybrać tego w zalotników rzędzie,
Co juści dla jej chęci najmilejszy będzie.
I ona — o bodajby nie był brał jej sobie! —
Wybrała Menelaja. I ot w pewnej dobie
Pojawił się rozjemca bogiń, jak po ziemi
Argiwskiej niosły wieści — szaty kosztownemi
Naodzian, ów frygijski zjawił się niecnota
W lakedajmońskich murach, by, w miłosnym szale,
Helenę oszalałą wziąć w idajskie hale.
Menelej, poza domem bawiący, gdy o tem
Dowiedział się, Helladę całą przebiegi lotem
I pamięć dawnych przysiąg, danych Tyndarowi,
Pałając chęcią zemsty, od razu odnowi
I wezwie, aby pomoc dano skrzywdzonemu.

I oto czemu porwał się lud Greków, czemu
Przyodział się w zbroice i w tak mnogiej rzeszy
Do portu aulidzkiego z okrętami spieszy.
Zastępy tarczowników i wszelakiej broni
I wozy wiodąc z sobą i to mnóstwo koni.
Naczelnym mnie obrano gwoli Meneleja,
Mojego właśnie brata... Czemuż ta zawieja
Nie poruczyła komu innemu godności
Dowódzcy? Teraz, kiedy wszystko jak najprościej
Powinno by się darzyć, nie dobrze nam idzie:
Sprawione nasze wojska, a my tu w Aulidzie
Siedzimy wskutek ciszy bezczynnie. W tej nędzy,
Powiada wieszczek Kalchas, trzeba jak najprędzej
Mą córkę Ifigenję poświęcić w ofierze
Bogini Artemidzie, która te rubieże
Ma w swojej władzy świętej, gdyż li na tej drodze
Na morze wypłyniemy i zburzymy srodze
Gród Frygów [,że natomiat nic z tej całej sprawy
Nie będzie, gdy ofiary zaniedbamy]. Krwawy
Ten wyrok posłyszawszy, kazałem w te tropy,
Ażeby mi Talthybios porozpuszczał chłopy.
Bom przecież nie mógł zabić swojej córki lubej.
Lecz brat mój doprowadził, żem się do tej zguby
Nakłonił, przeróżnemi trapiąc mnie namowy.
I otom do małżonki wysłał list gotowy
Z rozkazem w jego zwojach, że nadeszła chwila,
Gdzie córka nasza zostać ma żoną Achilla
I że ją ma tu przysłać. Podnosząc zalety
Mężnego oblubieńca, piszę, że niestety
Nie myśli z Achajami wypłynąć na wody,
Jeżeli nie dostanie narzeczonej młodej
Do Ftyi. Tom jej dodał. W ten sposób, o całem

Skłamawszy zaślubieniu, skłonić ją mniemałem
Do drogi. W tajemnicę rzecz ta jest spowita
Dla wszystkich Achajczyków. Zna ją li wróżbita,
On, Kalchas, Odysseusz i Menelej. W liście
Tym oto pragnę dzisiaj, kroku oczywiście
Żałując poprzedniego, odwołać rozkazy
Pierwotne: Sam widziałeś, żem go tyle razy
Zamykał i otwierał. W nocy, potajemnie
Pisany był. Więc, stary, weź-że go odemnie
I spiesz co tchu do Argos. A co list ten chowa
We wnętrzu, jakie są tam napisane słowa.
Opowiem ci, bo komuż mam tak ufać, komu,
Jak tobie, słudze żony i mojego domu.

STARZEC.

Mów, iżby była między listem zgoda,
A tem, co język mój poda.

AGAMEMNON (czyta)

»Do poprzedniego list dołączam wtóry,
Ty, latorośli Ledy!
Nie posyłaj córy
Do tej eubejskiej przystani,
Ku tej aulidzkiej toni,
Po której wichr nie goni.
Przyszlesz ją wtedy —
To będzie lepiej dla niej —,
Gdy dziecku naszemu przygotujesz może
Ucztę weselną w dogodniejszej porze«.

[STARZEC.

A czy Achilles, żony
Tak naraz pozbawiony,

Będzie spokojny? Azali
Gniewów w swem wnętrzu strasznych nie rozpali
Przeciwko tobie i małżonce twojej?
Rozważ to sobie,
Czy jakiej klęski nie będzie?

AGAMEMNON.

Achill w tej mierze
Czynnego udziału nie bierze,
Jedynie
Imię li jego wpleciono w orędzie.
Nie wie o ślubie ani o mym czynie,
Nie wie, że ja mu do łoża
Miałem sprowadzić swą córę.]

STARZEC.

Na sprawy się ważysz ponure,
Agamemnonie, mój książę!
Pod tą pokrywką, że twa córka hoża
I luba się wiąże
Z synem bogini,
Straszną ofiarę czyni
Na rzecz Danaów twój krok.

AGAMEMNON.

Biada człekowi, o biada,
Co naraz zmysły postrada!
Ajaj!
W jakiż zapadam się mrok!
Skrzydła swym stopom daj
I pędź, niech w tej drodze
Starość nie wstrzyma cię twoja!

STARZEC.

Pędzę!

AGAMEMNON.

A wzbraniam ci srodze,
Byś nie spoczywał u zdroju,
Niech snem się znużenie nie krzepi!

STARZEC.

Myśl o mnie lepiej.

AGAMEMNON.

A zważaj: Jeżeli
Przyjdziesz na miejsce, gdzie się droga dzieli,
Niech pilnie strzegą twe oczy,
Czy jaki się wóz
Na szybkich kołach nie toczy,
Któryby córkę mą niósł
Do tych aulidzkich wód.
A jeśli w miejscu jakiem
Ujrzysz ten rydwan z orszakiem,
Pochwyć-że lejce w te tropy
I zawróć go w gród,
Który nam wzniosły Cyklopy!

STARZEC.

Tak zrobię!

AGAMEMNON.

A teraz za brony!

STARZEC.

Jak znajdzie wiarę ma wieść
U twojej córki i żony?

AGAMEMNON.

Trzeba ci list tak nieść,
Abyś nie złamał pieczęci!

Niechże się droga twa święci!
Idź! Świta!
Zorza już w blaskach spowita!
Już na niebiosa
Zajeżdża oto przed nami,
Płomienistymi ziejący ogniami,
Poczwórny zaprząg Heliosa.
Ulżyj mej doli!
Niema człowieka pod słońcem
Coby nie spotkał się z końcem
Swej szczęśliwości.
Każdego raz coś zaboli —
Ból wszędzie gości!

CHÓR niewiast z Chalcydy.

Przychodzę oto w ten czas
Na sypki Aulidy brzeg,
Przebywszy wązki pas,
Fal Eurypowych ścieg.
Rzuciłam ojczysty swój
Chalcydy nadmorski gród,
Co Arethuzy zdrój
Podsyca falą swych wód.
I oto na lądzie tym staję,
By zbrojne zobaczyć Achaje,
Skrzydlate nawy półbogów
U tych pobrzeżnych progów.
Jak opowiada
Naszych małżonków rada,
Mają te statki się nieść —
Taka powszechna jest wieść —
W całej mnogości swojej

Po mórz topieli do Troi.
Pono stanąwszy na przedzie
Płowy Menelej je wiedzie
I Agamemnon dostojny:
Obaj, gotowi do wojny,
Chcą odbić Helenę: zaloty
Parysa, pięknego pasterza,
Porwały ją kiedyś z wybrzeża
Zatrzcinionego Euroty —
Dar-ci to Afrodyty,
Onej godziny zdobyty,
Kiedy z Cyprydą Pallas się i Hera
Nad źródłem o piękność spiera.

*

Przez Artemidy gaj
Ofiarny pędziłam w cwał,
Mojego lica maj
Wstydliwy płomień grzał,
Gdym pomyślała, że w lot
Rycerny zobaczę tłum,
Oręże zbrojnych rot
I stada koni, iż szum
Usłyszę obozu w te czasy...
I oto obydwa Ajasy
Zasiedli pospołu do rady:
I syn Ojleja i włady
Syn Telamona,
On, Salaminy korona!
Protesilaos też siadł,
Kunsztowi warcabów rad.
Przesuwa z nim razem piony
Wnuk Posejdona rodzony,

Palamed... Tam kręgiem dyska
Z lubością Diomed ciska,
Tu ten, co zadziwia ziemię,
Merjones, Aresa plemię,
Między druhami się trzyma,
Tu znowu Laertiada,
Co skalnym ostrowiem włada,
Przed memi staje oczyma.
I ciebie ujrzały me oczy,
Ty Nireusie uroczy —
Większą pięknością któż się może ninie
W greckiej pochlubić krainie?

∗                    ∗

Zdarzyła mi widzieć ta chwila
I szybkonogiego Achilla,
Co wichrem skrzydlate ma pięty,
Syna Tetydy bożej,
A wychowańca
Cheirona:
Tak mi się złoży,
Iż, w zbroję zamknięty,
Wyścigu oto dokona
U krańca
Morskich, krzemiennych wybrzeży
O palmę nagrody,
Widziałam, bieży
Z poczwórnym zaprzęgiem w zawody.
Eumelos, wnuk Feresowy.
Głośnemi zagrzewa słowy
Swoje rumaki bez skazy —
Na tem igrzysku

Biczem wymierza im razy,
Tym najpiękniejszym z koni
Z złotym munsztukiem w pysku.
Para, co w środku, wzięta w jarzmo, goni,
Maści jest szronowatej,
Zaś dwa na lejcach powodne bachmaty
To dwa kasztany
Z pstrymi u kopyt kosmyki.
Tak, w zbroję odziany,
Pędzi Pelida wzdłuż nasady bryki,
Prześciga piasty jej kół.

∗                    ∗

Widziałam dzisiaj i rozliczne statki —
Niewysłowienie to rzadki
Widok dla oka,
Rozkosz głęboka
Na takie patrzeć nawy!
Po stronie prawej
Flocie swych łodzi
Bóg Mirmidonów przewodzi,
Który pięćdziesiąt naw
Wysyła wpław
Do tej wojny.
A na nich mnogi lud zbrojny
Z ftiockiej prowadzon ziemi.
Na rufie okrętu, u góry,
Nereuszowe córy
Świecą się barwy złotemi,
Wojsk Achillowych godła.

*

I równowioślne argiwskie okręty,
Gotowe pójść na odmęty,
Tuż obok stały.
Wódz tej nawały
Syn Mekisteja — od dziada
Wiedzę posiada,
Od Talaosa.
Sthenelos, syn, przez niebiosa
Kapanejowi dan,
Rusza z nim w tan
Ten krwawy.
Attyckie ustawił nawy —
Sześćdziesiąt — syn Tezeusza:
W zaprzęgu skrzydlatych koni
Bogini Pallada goni —
Na szczęście żeglarz wyrusza
W tym znaku okrętowym.

∗                    ∗

Beockie widziałam też siły:
W pięćdziesiąt się naw zgromadziły,
Przyozdobionych pięknie:
Kadmos się smoka nie zlęknie,
Jeno złotego olbrzyma
Na rufie okrętu trzyma.
Leithos, ziemioród, przewodzi
Onej gromadzie łodzi.
Zaś z Lokris i ftyjskiej ziemi
Z siły okrętów równemi
Zjawił się szlakiem wód
Waleczny syn Oileja...

*

Zaś z Myken, warowni Cyklopów,
Na czele przezbrojnych chłopów,
W sto statków, do walki gotowy,
Przybył tu syn Atrejowy.
U boku mężnego własta
Widziałam także Adrasta:
Jak druh przy druhu, chce razem
Dzielnem odbijać żelazem
Tę, co z ojczyzny zbiegła,
Cudzej miłości uległa.
Nestora też liczny jest szyk:
Na rufach, z nogami, jak byk,
Alfeos, bożyszcze kraju.

∗                    ∗

I ojniańskich okrętów dwanaście
Przy królu Guneju, swym właście,
Obok nich statki zaś idą
Pod tymi, co rządzą Elidą —
Lud ich Epeje się zowie —,
A podlegają głowie.
Eurytosowi. Dalej
Widziałam na morskiej fali
Zastęp z wiosłami białemi,
Przybyły z tafijsklej ziemi.
Na czele ich Meges wyrusza,
Syn Fineusza,
Co z echinadzkich wysp wywodzi ród:
Do jego groźnych wód
Żaden o, żaden z żeglarzy
Z swoim się statkiem nie waży.

*

Swą salamińską rzuciwszy dzierżawę,
I Ajas tam jest, skrzydło prawe
Tworzy przy lewem, swe łodzie
Tuż obok mający na wodzie.
W dwanaście statków on czeka,
Zręcznych, płynących z lekka.
Tak o tem wieść się toczy,
Tak wszystko na własne oczy
Widziałam — naw szereg mnogi
I statków tych zbrojne załogi.
Do domu już chyba nie wróci,
Jeśli się rzuci
Na nie jakowa cudzoziemska łódź!
Rozkoszna to chuć
Widzieć te siły ogromne
Już tego ja nie zapomnę!

STARZEC (mocując się z Menelajem).

Co robić ci nie wolno, czemu robisz? czemu?

MENELAOS.

A idź-że, idź! Zbyt wierny jesteś panu swemu!

STARZEC.

Że jestem bez zarzutu, zarzut twój dowodzi!

MENELAOS.

Wyć będziesz, postępując tak, jak się nie godzi.

STARZEC.

Otwierać tego listu tobie nie wypada.

MENELAOS.

A tobie go zanosić! Greków w nim zagłada.

STARZEC.

Zwróć list mi, a z innymi spieraj się w tej sprawie.

MENELAOS.

Ja listu ci nie zwrócę!

STARZEC.

A ja nie zostawię!

MENELAOS.

Tą laską krwi ci trochę upuszczę z twej głowy!

STARZEC.

Zaszczytnie, gdy dla pana sługa paść gotowy.

MENELAOS.

Daj-że go! Jak na sługę język masz za długi.

STARZEC.

O panie! Chcą mnie skrzywdzić! Z rąk twojego sługi
Chcą pismo twoje wyrwać. Hej! Agamemnonie,
Ja tu przeciw bezprawiu jawnemu się bronię!

Z namiotu wychodzi
AGAMEMNON.

Co za zgiełk to u mych progów?! Niepokoić mnie tym krzykiem!

MENELAOS.

Mnie pierwszeństwo się należy przed sługusów twych językiem!

AGAMEMNON.

Po co wleczesz go za sobą? Po co ta się kłótnia toczy?

MENELAOS.

Zanim zacznę mówić z tobą, wprzód mi, bracie, spojrzyj w oczy!

AGAMEMNON.

Myślisz, że ja, syn Atreja, spuszczę oczy, drżący z trwogi?

MENELAOS.

Widzisz list ten, to narzędzie podłych czynów, zbrodni twojej?

AGAMEMNON.

Widzę, owszem, tylko proszę, racz-że mi go oddać wprzódy!

MENELAOS.

O, nie oddam, zanim treści nie poznają greckie ludy.

AGAMEMNON.

Czegoś wiedzieć nie powinien, wiesz to, zdarłszy me pieczęcie?

MENELAOS.

Na złość spiski twe odkryłem, ukrywane tak zawzięcie.

AGAMEMNON (wskazując na starca).

Gdzież natknąłeś się na niego? O straszliwy ty bezwstydzie!

MENELAOS.

Czyhający, czy już z Argos córka twoja k’nam nie idzie.

AGAMEMNON.

Więc szpiegujesz mnie? O hańbo! Cóż ja na to powiem tobie?!

MENELAOS.

Niewolnikiem twym nie jestem, jak mi chce się, tak też zrobię.

AGAMEMNON.

Niesłychane! Co? Nie wolno być mi panem w własnym domu?

MENELAOS.

Wciąż coś knujesz, dziś i przedtem, o, nie tajne to nikomu.

AGAMEMNON.

Patrz! dowcipniś! Lecz cóż język, który tylko kąsać umie!?

MENELAOS.

Krzywdzi swoich i zawodzi człowiek chwiejny w swym rozumie,
Zaraz o tem cię przekonam, niechno tobą gniew nie targa,
Nie odwracaj się od prawdy, którą zresztą moja warga
Powściągliwie ci wyłoży. Gdyś się starał o buławę
Naczelnika śród Danaów, ruszających na wyprawę
Iliońską, czyś, na pozór obojętny, w rzeczy samej
Pożądliwie prący naprzód, nie otwierał domu bramy
Dla każdego z pośród gminu? Czyś nie łasił się z pokorą
Wobec wszystkich? Czyś nie schlebiał? Czy twa dłoń nie była skorą
Ściskać ręce lada komu? Nie prawiłeś-że grzeczności.
Czy kto chciał, czy nie chciał słuchać z pozbieranych twoich gości,
Byle tylko od motłochu kupić zaszczyt w taki sposób?!
Lecz gdyś dopiął raz już swego, jak wobec tych samych osób
Zmieniły się twe zwyczaje! Przyjaciela utracili
Dawni twoi przyjaciele! Nieprzystępny od tej chwili.
Niewidzialnyś był dla świata, zamykałeś na klucz dźwierze.
Człek szlachetny nie na żarty, chociaż i porośnie w pierze,
Zachowuje przyjaciołom szczerą przyjaźń; właśnie wtedy,
Gdy najbardziej pomóc może, żyjąc w szczęściu, rad od biedy
Chroni druhów mniej szczęśliwych. Oto widzisz grzech twój stary
W pierwszym rzędzie ci wytknąłem, bom jest świadom tej przywary
Nie od dzisiaj. A do Aulis gdyś zawinął na wojsk czele
Wszechhelleńskich, gdy brak wiatru wszelkie odjął nam wesele,
Kiedy wojsko Danaidów, utraciwszy już ochotę
Czekać dłużej, zażądało, aby precz rozpuścić flotę,
Nie mozolić się daremnie w tej Aulidzie, [zrozpaczony,
Że naw tysiąc masz napróżno, że nie możesz ruszyć w strony

Pryamowe] mnie przyzwałeś: Co ci powiem, co poradzę,
By stąd wybrnąć, by hetmańską uzyskawszy raz już władzę,
Nie utracić wieńca chwały?... A gdy Kalchas w wieszczem słowie
Zapowiedział, że [jeżeli chcą wyruszyć Danaowie,
Artemidzie] córkę twoją trzeba będzie dać w ofierze,
Jakeś gotów był poświęcić dziecko swe, ucieszon szczerze!
Dobrowolnie, nie z przymusu — przyznasz chyba — żonie swojej
List pisałeś, by przywiodła tutaj córkę, że się kroi
Niby dla niej ślub z Achillem! Jest nad nami niebo jeszcze
Które słowa twe słyszało! Aleś potem uczuł dreszcze,
Żal ci było i do żony napisałeś list ten wtóry,
By powiedzieć, że nie można być mordercą własnej córy.
Już niejeden tak się spisał, postąpiły tak tysiące,
Gdy nadeszła działań pora. Żądze parły ich gorące
Ku zaszczytom, ale potem jak stchórzyli! Ci nieśmieli
Jąć się czynu, bo ich wstrzyma głupi współobywateli
Sąd, zaś tamci się cofają całkiem słusznie, jeśli siły
Zabrakło im, iżby miastem dzielne ręce ich rządziły.
Lecz najbardziej ze wszystkiego żal mi biednej dziś Hellady:
Chce zgnieść nędznych barbarzyńców, pragnie zniszczyć ich posady
I dziś tego zrzec się musi tobie i twej córce gwoli.
Nigdy bym ja nie powierzył państwa ni też wojska doli
Człowiekowi, by li on miał zyski z tego. Wojsku trzeba
Przezornego dawać wodza. Komu zaś zesłały nieba
Skarb rozumu, ten utrzyma w silnej ręce sprawy miasta.

PRZODOWNICA CHÓRU.

O jakież to ze sporu braci zło wyrasta!
Rozdwajające bliskich jakże szkodzą waśnie!

AGAMEMNON.

Ja nie będę ci urągał, dobrotliwie ci wyjaśnię,

W krótkich słowach, a bezwstydnie nie patrzący z góry na cię,
Boś jest brat mój. Wstyd przystoi zacnym mężom. Powiedz, bracie,
Czemu gniew cię tak rozsadza, że ci krwią nabiegły oczy?
Któż cię krzywdzi? Czego żądasz? O co się ten spór twój toczy?
O przezacną twą małżonkę? Ja ci zwrócić jej nie mogę,
A tej, którąś miał, źle strzegłeś. Mnie za grzechy niespełnione
Pokutować? Czyż cię razi moja żądza sławy? Żonę
Chcesz w objęciach mieć nadobną, za nic sobie ważąc cnotę
I rozsądek? Chuć niegodna znamionuje li hołotę!
Ja szaleję, że rozsądkiem nierozważny krok wetuję?
Raczej ty, gdyż z wolą bożą utraciwszy żonę-szuję,
Chcesz na nowo ją odzyskać? Lekkomyślnie zakochani
Poprzysięgli zalotnicy Tyndarowi tylko dla niej —
Popędzała ich Nadzieja, takie bóstwo, które sięga
Nieco dalej, niż ty, bracie, i wszelaka twa potęga.
Bierz ich sobie, gdzie chcesz, ruszaj! Pożałujesz po niewczasie
Swego głupstwa. Bóg nie taki bezrozumny, dobrze zna się
Na przysięgach wymuszonych, nie mających cnej podstawy!
Z własnych dzieci ja dla ciebie miałbym złożyć datek krwawy?
I dla twego również dobra nie uczynię, by cię z sprosną
Złączyć znowu nierządnicą! Nigdy oczy me nie posną,
Płakać będą w dnie i noce, jeśli tak się najniegodniej
Na swej własnej krwi dopuszczasz tej haniebnej, strasznej zbrodni!
Tom pokrótce ci wyłożył, jasno, prosto, zrozumiale.
Gdy ty nie chcesz mieć rozumu, to ja jeszcze cię ocalę!

PRZODOWNICA CHÓRU.

Inaczej się ta mowa, niż poprzednia, świeci!
I słuszność ma, kto swoje rad oszczędza dzieci.

MENELAOS.

Więc nie mam już przyjaciół! O ja człek bez rady!

AGAMEMNON.

Masz, tylko na przyjaciół nie ściągaj zagłady!

MENELAOS.

Że jednej krwi my oba, w czas się to pokaże.

AGAMEMNON.

Rozsądne poprę kroki, me szaleństwo wraże!

MENELAOS.

Przyjaciel z przyjacielem winien dzielić znoje.

AGAMEMNON.

Twa dobroć niech mnie jedna, nie szaleństwo twoje.

MENELAOS.

Nie myślisz znosić trudów w Hellady potrzebie?

AGAMEMNON.

Bóg jakiś snać opętał Helladę i ciebie!

MENELAOS.

Idź, zdradzaj swego brata, dumny z swej buławy!
[Ja innych pójdę szukać środków dla mej sprawy
I innych też przyjaciół!

Na scenę wchodzi
GONIEC.

O Agamemnonie!
Ty wodzu wszechhellenów! Jestem tu w tej stronie
Z twą córką, którąś w domu nazwał Ifigenią.
I mać z nią idzie również, którą ludzie mienią
Twą żonę Klytaimnestrą. Jest syn razem z niemi,
Orestes, by ci radość, że tak dawno z ziemi
Ojczystej wyruszyłeś, sprawiło spotkanie.
Po długiej tej podróży siadły nasze panie

Przy zdroju, chłodzą nogi. Konie na murawę
Puszczono, iżby sobie poszczypały trawę.
Ja zaś przybiegłem naprzód, pragnący cię o tem
Uprzedzić. Już wiadomo pod każdym namiotem,
Że córka twa przybyła — z taką się szybkością
Rozniosła wieść. I wszystko tłoczy się ku gościom.
By córkę twą zobaczyć. Na szczęśliwych bowiem
Świat patrzy z uwielbieniem i podziwem. Mrowiem
Obiegłszy ją, pytają: »Zaślubiny może?
Czy może Agamemnon to dziewczątko hoże
Sprowadził tu z tęsknoty za córką?« A idzie
I taka wieść po ludziach, że ją Artemidzie
Poświęcić chcesz, patronce aulidzkiej, i wszędzie
Pytają, jaki ją też oblubieniec będzie
Prowadził, tę bogini cną oblubienicę?
Lecz dalej! Niech co żywo przed królewskie lice
Ofiarne zniosą kosze! Uwieńczcie swe czoła,
Ty również, Menelaju! Niech zabrzmi dokoła
Radosny hymn weselny! Niech do dźwięku fletni
Przytupywanie nogą tę chwilę uświetni,
Albowiem dzień to szczęsny dla naszej królewny.

AGAMEMNON.

No, idź-że do namiotu, idź-że i bądź pewny,
Że wszystko dobrze będzie, jeśli los pozwoli.]
Ach! Cóż ja mam uczynić w tej nieszczęsnej doli?!
Jak straszne konieczności brzemię dźwigać muszę!
Zły duch mnie oto podszedł i spętał mą duszę
I wszystkie me podstępy obrócił dziś na nic,
Sam będąc podstępniejszy. Jakżeż to bez granic
Szczęśliwszy jest człek prosty! On się i wywnętrzy
Do woli i wypłacze. Zasię człowiek więtszy,

Szlachetniejszego rodu, na tem wciąż utyka:
Niewolnik obyczajów, lęka się języka
Ludzkiego i w ten sposób ulega gminowi.
W nieszczęście ach! popadłem! Byłoby najzdrowiej,
Ażebym się wypłakał, a wstyd mi zabrania!
Lecz mniejsza z tem!.. Cóż powiem w chwili powitania
Małżonce? Jak ją przyjmę? Jak jej spojrzę w oczy?
Tem większe jeszcze dzisiaj nieszczęście mnie tłoczy,
Że jest tu, niewezwana! Lecz słusznie zrobiła,
Zjechawszy na ślub córki. Wydać skarb ten, siła
Najdroższy w domowinie, przybywa, a oto
Spostrzeże, w jakie dzisiaj wciągnąłem je błoto!
A ona, nieszczęśliwa dziewica, co prawię? —
Dziewica? Wszak za chwilę, dzięki mej obławie,
Zaślubi się z Hadesem!.. Cóż ja biedny zrobię?
»Zabijasz mnie?« tak jęknie — »niechże, ojczę, tobie
I wszystkim twoim drogim przypadnie w udziele
To samo, jakie dzisiaj sprawiasz mnie, wesele«!
Obecny Orest krzyknie coś niezrozumiale —
Lecz ja zrozumiem dobrze te dziecięce żale!
Do jakiej-ż mnie okrutnej przywiodły zaguby
Heleny i Parysa Pryamidy śluby!

PRZODOWNICA CHÓRU.

I mnie nieszczęście króla okrutnie dopieka,
Choć dla was jam niewiasta obca i daleka.

MENELAOS.

O pozwól mi się bracie, dotknąć dłoni twojej!

AGAMEMNON.

Tu masz! Zwycięstwo tobie, mnie zaś rozpacz stoi!

MENELAOS.

Przysięgam na Pelopsa, który był rodzicem
I mego i twojego rodzica, z tem licem
Otwartem na Atreja, co nas spłodził obu,
Zaklinam się, że, mówiąc, użyję sposobu
Szczerego, bez obłudy, że li to przytoczy
Mój język, co mam w sercu. Widząc twoje oczy
Spłakane, jam się wzruszył, samem też o mało
Niepłakał. Odwołuję, co się powiedziało,
Bo nie chcę wobec ciebie postępować srodze.
I jam twojego zdania i ja się z tem godzę,
Byś córki nie zabijał i we wyższej cenie
Mojego nie miał szczęścia. Bo jakżeż, nadmienię,
Ma być, abyś ty płakał, a jam się weselił,
By twoich chłonął śmierci mrok, a mym się bielił
Dzień boży? Czegóż pragnę? Jeśli pragnę żony,
Nie mogęż dostać innej, wielce wyróżnionej?
Więc brata mam poświęcić, co najmniej wypada,
Dla kogo? Dla Heleny? Nad dobro nielada
Przenosić zło wierutne? Byłem-ci ja młody
I płochy, ale teraz, korzyści i szkody
Wszelakie rozważywszy, widzę, co to znaczy
Zabijać własne dziecko. Lituję się raczej
Nad losem biednej dziewki, zwłaszcza, jeśli wspomnę,
Że moją jest krewniaczką ta, co tak ogromne
Ponosić ma nieszczęście, co ma paść w ofierze
Dla mojej miłośnicy. Zresztą, powiem szczerze,
Cóż córkę twą obchodzi Helena? Więc dalej!
Niech wojsko się z Aulidy do domu przewali!
Ty zasię łzy obetrzyj, bo i oczy moje
Gotowe, bracie drogi, łez wypłakać zdroje!
Jeżeli ciebie tyczy wyrok, na twą córę

Wydany, niechże na mnie losy jej ponure
Bynajmniej nie padają. Mego w tem udziału
Na twą się zrzekam korzyść. A że już pomału
Ochłodłem w swym zapale, dobra jest ta zmiana,
Bo serce moje bratu wróciła. Wybrana
Jest dusza, gdy najlepszych rad słuchać gotowa.

PRZODOWNICA CHÓRU.

Potomka Zeusowego godne są te słowa,
Tantala szczepu godne, nie zawstydzą przodka!

AGAMEMNON.

W niemałej u mnie cenie twoja dobroć słodka,
Że słowem, godnem ciebie, tak niespodziewanie
Umiałeś mnie zaszczycić. Jak to? Czyż powstanie
Niezgoda między braćmi dla pustej kobiety,
Albo z chciwości grosza? Dla tych, co niestety!
We waśni są, acz krewni, zawsze mam pogardę,
Lecz przyszły na mnie chwile konieczności twarde,
Że muszę na swej córce mord wykonać krwawy.

MENELAOS.

Któż zmusza cię mordować? Dla jakiejże sprawy?

AGAMEMNON.

Zmuszają mnie te wojska, wszyscy ci Achaje!

MENELAOS.

Nie zmuszą, gdy w argiwskie odeszlesz je kraje.

AGAMEMNON.

To dałoby się ukryć, tamto zaś się nie da —

MENELAOS.

Uginasz się przed tłumem? Cóż znowu za bieda?

AGAMEMNON.

Kalchas całemu wojsku roztrąbi wyrocznię.

MENELAOS.

A jeśli żyć przestanie? Łatwo sobie spocznie!

AGAMEMNON.

Tak! Niecne, tak! rozgłosu chciwe wieszczków plemię!

MENELAOS.

Nicpotem, darmozjady, jeno hańbią ziemię!

AGAMEMNON.

Co przyszło mi tu na myśl, ciebie nie zatrwoży?

MENELAOS.

Od razu mów, odgadnąć będzie chyba gorzej.

AGAMEMNON.

Wie o tem i Syzyfa plemię to nieboże.

MENELAOS.

A w czemże nam Odyssej dziś zaszkodzić może?

AGAMEMNON.

O, chytra to gadzina i z pospólstwem w zmowie.

MENELAOS.

Ambicja go pożera, to licho mu w głowie —

AGAMEMNON.

Dla tego, wierz mi, stanie śród argejskich ludzi
I wszystkich Kalchasową wyrocznią podjudzi,
Żem przyrzekł Artemidzie ofiarę, a potem
Złamałem dane słowo. Za sobą on lotem
Pociągnie Argejczyków i zmusi rozkazem,
Ażeby mnie i ciebie z moją córką razem

Zamordowali tutaj. Gdybym do Argosu
Chciał uciec, i tam swego nie uniknę losu:
Dopędzą nas i razem z murami Cyklopów
W proch zetrą, a zaś ziemia będzie przez tych chłopów
Przezbrojnych zamieniona w żałobną pustynię.
Już taka jest ma dola! Ach! cóż ja uczynię,
Nieszczęsny, dzięki niebu w tej żyjący grozie?!
To jedno, Meneleju, gdy będziesz w obozie:
Niech o tem się nie dowie Klytaimnestra żona,
Dopóki moja córka, śmierci poświęcona,
Nie będzie w rękach Hadu. Chciałbym, biedny człowiek,
Jak najmniej wylać dzisiaj gorzkich łez z pod powiek...
Ty masz zapobiedz temu. (Do chóru). A wam zasię wara!
O wszystkiem tem niech język twój milczeć się stara!

CHÓR.

Szczęśliwy człowiek, co w mierze
Do twej rozkoszy się bierze,
O Afrodyto ma święta!
Co o tem zawsze pamięta,
Że rozpasanie złej chuci
Spokój mu z serca wyrzuci!
Albowiem chciały tak losy,
Że Eros, ten bóg złotowłosy,
Dwóch łuków naciąga cięciwy:
Z jednego nam żywot szczęśliwy,
Z drugiego nieszczęście zaś spływa!
Dla tego nie bądź mi krzywa,
Cudna Kiprydo, i drugi
Ów pocisk trzymaj od sługi
Swojej zdaleka! Niech do mnie
Ma przystęp li żądza, co skromnie

I z miarą używa rozkoszy,
Bezwstydna niech precz mi się płoszy!

*

Różne są ludzkie natury
I różny obyczaj, lecz z góry
Mądrością zawsze i wszędzie
Prawdziwa zacność już będzie.
Zadatek cnoty już chowa
Nauka obyczajowa.
Mędrzec jest ten, kto w swej duszy
Poczucia wstydu nie głuszy,
Nagrodę też wielką bierze
Powinność, spełniona szczerze:
Niezwiędły tu wieniec sławy
Zyskuje wszelki człek prawy.
Zaszczytem jest gonić za cnotą,
Niewiasta to spełnia, z ochotą
Wstydliwą czcząc Afrodytę,
Zaś mąż, kiedy dobro zdobyte
Swojej ojczyzny pomnaża,
Skrzętnego przykład włodarza.

∗                    ∗

Rosła wraz z tobą zagłada,
Kiedyś, Parysie, swe stada
Wypasał srebrzystowełne
Pośród idajskich hal,
Gdy trzoda mleka pełne
Miała wymiona,
Na bujnych łąkach karmiona,
Ty zasię w dal
Na swej frygijskiej trzcinie,

Udając, że przecie
Grasz na Olimpu flecie,
Swe cudzoziemskie tony
W okras po wszystkieś strony
Słał!
I poniósł cię szał:
Ku wielkiej biedzie
Spór bogiń do Grecyi cię wiedzie,
Do komnat z słoniowej kości,
Gdzie żarnem okiem miłości
Helena spojrzała na cię,
A tyś odpowiedział jej wzajem!
Cóż stąd dziś macie?
Waśń! Waśń! Hellada
Z całym swym zbrojnym krajem
Na gród trojański wypada,
Statków z nią płynie gromada!

Na widok wjeżdżającej na scenę Klytaimnestry z Ifigenią i Orestezem:

O haj! O haj!
Jakież to szczęście wielkie
Dla wielkich zawsze jest pewne!
Widzicie oto królewnę,
Widzicie Ifigenię?
Widzicie tę rodzicielkę
Jej —
O, Klytaimnestrę, córkę Tyndareja!?
Możne ich pokolenie,
A oto błoga nadzieja
W możniejszy prowadzi je ród![1]

Ci, co śród szczęsnych swych progów
Mają dobytku w bród,
Uchodzą zawsze za bogów
U mniej szczęśliwych rzesz.
[Spiesz się, w Chalcydzie wychowane plemię.
Spiesz-że się, spiesz!
Stańmy tu, bądźmy gotowe
Wysadzić z wozu królowę,
By nie potknęła się czasem,
Schodząc na ziemię.
Uprzejmie podajmy im ręce!
Niechże się serce dziewczęce
Agamemnona córy,
Tak pięknie
Przybyłej w nasze te mury,
Nie zlęknie!
Tym naszym obcym hałasem
Nie budźmy trwogi
U tych, przybyłych z drogi
Do naszych włości,
Obcych nam gości!]

KLYTAIMNESTRA.

Za dobrą ja to sobie poczytuję wróżbę
Tę waszą przyjacielskich słów serdeczną służbę.
Nadzieję również żywię, i że nie na szkodę
Do ślubu przegodnego córkę swą powiodę.

(Do służby).

Co tchu mi teraz z wozów znieść dziewicy wiano
I aby je w namiocie dobrze poskładano!

(Do Ifigenii).

Ty, dziecko, wyjdź z kolasy, ostrożnie na ziemi
Stawiając delikatną nóżkę. (Do Chóru.) Wy ją swemi
Ramiony podeprzyjcie, by ma córka młoda
Bez szwanku wyszła z wozu. I mnie też niech poda
Kto rękę swą, bym mogła i ja wysiąść cało.
[A komuś przy zaprzęgu stanąć by się zdało,
Gdyż konie są strachliwe i ustać nie mogą —
Wzrok mają niespokojny. Tę dziecinę drogą,
Agamemnona syna, Oresta, niech druchny
Zaniosą do namiotu. Jeszcze jest młodziuchny.
Uśpił cię turkot wozu, ty mój synku luby!
O, zbudź się! na radośneś przybył siostry śluby.
Ach! sam z rodu dostojnych, wchodzisz przez to stadło
W krewieństwo wielce godne — tak nam dziś wypadło,
Że wiążem się z rycernym wnukiem Nereusza,
Dorównającym bogom.

(Do Ifigenii, widząc zbliżającego się Agamemnona).

Szczęśliwa ma dusza
Tej chwili! Przyjdźże ku mnie, moja córko słodka!
O tutaj, Ifigenio! Niechże ma pieszczotka
Przy matce tutaj stanie, obok tego grona
Białogłów cudzoziemskich, i niechże mi ona
Powita kochanego ojca! Już przybywa!

IFIGENIA.

Zapewne, matko luba, nie będziesz mi krzywa.
Jeżeli pierś ma spocznie na ojcowskiem łonie.]

KLYTAIMNESTRA.

Największa moja chlubo, cny Agamemnonie!
Posłuszne twym rozkazom, jesteśmy przy tobie!

IFIGENIA.

A ja w tej, ojcze drogi, upragnionej dobie
Po takim długim czasie rzucam się o, w twoje
Objęcia! Ócz twych żądna, tęsknotę swą koję!..
Nie gniewaj się!..]

KLYTAIMNESTRA.

I owszem, ze wszystkich mych dzieci
Ku ojcu zawsze serce twe najbardziej leci...

IFIGENIA.

Po takim czasie, ojcze, cóż to za wesele!

AGAMEMNON.

I moje! I ja z tobą to uczucie dzielę.

IFIGENIA.

Jak dobrze, żeś mi kazał wybrać się w tę drogę!

AGAMEMNON.

Czy dobrze lub niedobrze, wyznać się nie mogę.

IFIGENIA.

Spoglądasz na mnie, ojcze, smutno i nieswojsko.

AGAMEMNON.

Ma troski król i hetman, prowadzący wojsko.

IFIGENIA.

Dziś, ojcze, bądź li ze mną, porzuć wszystkie troski!

AGAMEMNON.

A, z tobą, z nikim innym jest mój duch ojcoski.

IFIGENIA.

Więc wygładź-że te zmarszczki, patrz na mnie wesoło.

AGAMEMNON.

Bóg jeden wie, jak cieszę się, widząc twe czoło.

IFIGENIA.

A jednak, jednak łzami zaszła ci powieka.

AGAMEMNON.

Zbyt długie nas obojga rozłączenie czeka.

IFIGENIA.

Ja nie wiem, mój tatusiu, nie wiem, co to znaczy.

AGAMEMNON.

Gdy mówisz tak do rzeczy, jest mi smutniej raczej.

IFIGENIA.

Więc powiem coś od rzeczy, weselej ci będzie.

AGAMEMNON.

Jak milczeć dłużej!.. Miła zawsześ jest i wszędzie.

IFIGENIA.

Zostańmy, ojcze, razem, ty i twoja dziatwa.

AGAMEMNON.

O chcę! Lecz chcieć nie wolno! To mi życie gmatwa!

IFIGENIA.

Zgiń, wojno, zgiń-że razem z Meneleja winą!

AGAMEMNON.

Jam zginął już, lecz wprzódy jeszcze inni zginą.

IFIGENIA.

Tak długo już, mój ojcze, zabawiasz w Aulidzie.

AGAMEMNON.

I ciągle nam z wojenną wyprawą nie idzie!

IFIGENIA.

A gdzież to, mój tatusiu, te frygijskie ziemie?

AGAMEMNON.

Gdzie zrodził się niestety! Parys, nędzne plemię,

IFIGENIA.

W świat ruszasz, mój tatusiu! Opuszczasz mnie w świecie?

AGAMEMNON.

I ty to samo zrobisz, co twój ojciec, dziecię.

IFIGENIA.

Popłynąć z tobą razem chciałabym ogromnie!

AGAMEMNON.

Popłyniesz tam, ma córko, gdzie pomyślisz o mnie.

IFIGENIA.

Czy z matką czy też sama w tę podróż popłynę?

AGAMEMNON.

Bez matki i bez ojca, me dziecko jedyne!

IFIGENIA.

Czy myślisz, mój tatusiu, przenieść w dom mnie inny?

AGAMEMNON.

Daj spokój! Panny o tem wiedzieć nie powinny.

IFIGENIA.

Tatusiu, spraw się w Frygii i wróć w progi stare.

AGAMEMNON.

Nasamprzód jeszcze muszę złożyć tu ofiarę.

IFIGENIA.

Rozpocząć trzeba każdy czyn z ofiarą w zgodzie.

AGAMEMNON.

Przekonasz się, gdy staniesz przy święconej wodzie.

IFIGENIA.

Czy pójdziesz w tan, tatusiu, naokół ołtarza?

AGAMEMNON (na stronie).

Zazdroszczę ci, że sobie nic nie wyobraża
Twa dusza... (do Ifig.) Teraz idź-że do namiotu. Trzeba
Pokazać się dziewicom. Dajże mi, na nieba!,
Tę rękę, złóż ten gorzki pocałunek! Losy
Na długo rozłączają cię z ojcem! O włosy
Złociste! O ty piersi, o wy skronie lube!
Ach! jakąż nam frygijski gród zgotował zgubę
Do spółki z tą Heleną!.. Idź w namiot!.. A ciebie
Przepraszam, córko Ledy, żem cię w tej potrzebie
Rozczulił ponad miarę, mając za Achilla
Wydawać naszą córkę. Zaszczytna to chwila
Oblubienicę z domu wyprawiać, lecz przecie
Ból wielki też dla ojców, co chowali dziecię
Z niemałym juści trudem, a teraz je muszą
Wysyłać w cudze progi. To targa mą duszą.

KLYTAIMNESTRA.

Nie jestem-ci tak zimna, ażebym, bez twojej
Uwagi, nie odczuła, jaki mnie uznoi
Ból straszny, kiedy będę córkę prowadziła
Pośród weselnych hymnów. Lecz myślę, że siła
Nawyku ból ten z czasem złagodzi. Z nazwiska
Znam męża wybranego dla córki, lecz bliska
Nie jestem jego sprawom, więc bym wiedzieć rada,
Z jakiego wyszedł domu, gdzie ród jego włada.

AGAMEMNON.

Aigina, Aznposa to dziecko rodzone —

KLYTAIMNESTRA.

Któż z bogów czy też ludzi pojął ją za żonę?

AGAMEMNON.

Zeus; spłodził z nią Ajaka, ojnońskiego pana.

KLYTAIMNESTRA.

A komuż po Ajaku była władza dana?

AGAMEMNON.

Wziął Pelej, mąż Tetydy, córki Nereusza.

KLYTAIMNESTRA.

Z rąk bożych bierze żonę, czy przemocą zmusza?

AGAMEMNON.

Przez Zeusa dała mu ją ojca ręka boża.

KLYTAIMNESTRA.

A gdzież się ślub ich odbył? Czy w głębinach morza?

AGAMEMNON.

Gdzie Cheiron na Pelionie był, tam ich złączono.

KLYTAIMNESTRA.

Więc tam, gdzie ród Centaurów przemieszkiwał pono?

AGAMEMNON.

Na ślubie Pelejowym bóstwa ucztowały.

KLYTAIMNESTRA.

U matki czy też ojca chował się syn mały?

AGAMEMNON.

Wziął Cheiron, by w nim ludzkie nałogi uśmierzył.

KLYTAIMNESTRA.

Mistrz mądry, jeszcze mędrszy ten, co mu go zwierzył.

AGAMEMNON.

Więc taki mąż ma zostać małżonkiem twej córy.

KLYTAIMNESTRA.

I owszem. Ale w której władnie ziemi, w której?

AGAMEMNON.

W ftiockiej, tam, gdzie płyną Apidanu zdroje.

KLYTAIMNESTRA.

Więc tam on zaprowadzi dziecię twe i moje?

AGAMEMNON.

To kłopot jest już tego, który ją posiądzie.

KLYTAIMNESTRA.

Na szczęście im! Lecz kiedyż ślub się ich odbędzie?

AGAMEMNON.

Gdy księżyc w całej pełni zabłyśnie środ nieba.

KLYTAIMNESTRA.

Ofiarę czyś już złożył bogini, jak trzeba?

AGAMEMNON.

Mam zamiar. Teraz właśnie ku temu się biorę.

KLYTAIMNESTRA.

Wesele więc wyprawić chcesz w późniejszą porę?

AGAMEMNON.

Złożywszy już ofiarę, której bóstwo rade.

KLYTAIMNESTRA.

A my gdzie urządzimy dla niewiast biesiadę?

AGAMEMNON.

O tu, u pięknorufych tych achajskich łodzi.

KLYTAIMNESTRA.

To zło, ale konieczne — o, niech nie zaszkodzi!

AGAMEMNON.

Wiesz, żono, co masz zrobić? Czy żona mnie słucha?

KLYTAIMNESTRA.

A co? Na twe rozkazy wszak nie bywam głucha.

AGAMEMNON.

Więc tu my, gdzie twej córki bawi oblubieniec —

KLYTAIMNESTRA.

Bez matki chcecie córce ślubny złożyć wieniec? —

AGAMEMNON.

W obliczu wojsk danajskich wydamy twe dziecię.

KLYTAIMNESTRA.

A mnie gdzie być, gdy miejsce matki wy zajmiecie?

AGAMEMNON.

Do Argos wróć i dziewcząt pilnuj-że tam godnie.

KLYTAIMNESTRA.

Mam rzucić córkę? Któż jej poniesie pochodnię?

AGAMEMNON.

Pochodnię, jak się godzi, ja tu im zapalę.

KLYTAIMNESTRA.

Nie taki u nas zwyczaj. Czcić go nie chcesz wcale?

AGAMEMNON.

Nie pięknie ci przebywać, gdzie tych wojsk nawała.

KLYTAIMNESTRA.

Lecz pięknie, iżby córkę matka zaślubiała.

AGAMEMNON.

Dziewczęta nie powinny być w domu bez matki.

KLYTAIMNESTRA.

O, dobrze tam ich strzegą panieńskie komnatki.

AGAMEMNON.

Masz słuchać!..

KLYTAIMNESTRA.

Nie! na bóstwo, co w Argosie włada!
O wszystkiem, co za domem, juści twoja rada,
Lecz w domu mnie zachodzić koło narzeczonej.
(Wchodzi do namiotu).

AGAMEMNON.

Ach! próżne me zabiegi! Na wszystkie się strony
Rozwiała ma nadzieja! Pragnąłem tej chwili
Małżonkę stracić z oczu. O, jak się też sili
Mój podstęp przeciw wszystkim, co mi są rozkoszą
W mem życiu, a porażki ciągle tu odnoszą
Zabiegi moje chytre! Jeszcze ja do wróża
Kalchasa chcę się udać w sprawie, co mnie nurza
W żałobie, co dla Grecyi taką jest zagubą,
A co się tak podoba bogini!.. Dobrze jest mieć lubą
Małżonkę i posłuszną, lub też mądry człowiek
Na żadną nie powinien podnosić swych powiek.
(Znika).

CHÓR.

Hellenów siły zbrojne,
Co wyruszyły na wojnę,

Staną ze swymi okręty,
Gdzie srebne toczy odmęty
Simoisowa rzeka.
Przybywszy hen! z daleka,
Zawiną ze swemi nawy
W Fojba trojańskie dzierżawy,
Gdzie, jako chodzą głosy,
Kasandra swe jasne włosy,
We wieniec strojne laurowy,
Rozpuszcza,
Kiedy ją bóstwo poduszcza
Wiecznemi natchnienia słowy
Przemawiać.

*

Hej! Na trojańskim murze
Gromadzą się Troi stróże,
Gdy Ares im spiżotarczy
Wojenną wrzawą zawarczy,
Gdy na pokładzie swych łodzi,
Wiosłami głębię powodzi
Prujący morskiej, ku fali
Simoisowej się zwali,
Ażeby mogli Achaje
Wrócić z Heleną w swe kraje,
Wyrwawszy ją groźnym przebojem
Z tych murów,
Siostrzycę cnych Dioskurów,
Płonących tak światłem swojem
Na niebie!

∗                    ∗

[Pergamu kamienne mury
Ares otoczy ponury,

Troję rozburzy srodze,
Ciała pogrzebie w pożodze
I krwi.
Wszelakie głowy pościna,
Zapłacze frygijska dziewczyna,
Zapłacze żona Pryama!
I ona zapłacze sama,
Helena, córka Zeusowa,
Że była za onych dni
Gotowa
Porzucić męża dom!]
Niech mnie i dzieciom mych dzieci
Nigdy się tak nie stanie,
Niech nigdy nie spadnie ten grom,
By trwożne oczekiwanie
Miało nas nękać, jak nęka
Ta męka
Lydji i Frygji żony!
Każda nad swemi wrzeciony
Bogatem złotem świeci,
A jedna pyta się drugiej:
»Któż mnie powlecze za włosy?
Któż mnie, lejącą łez strugi,
Z ginącej ojczyzny wypędzi?!
Dla ciebie to, płodzie łabędzi,
Takie mnie dotkną losy,
Z taką się spotkam biedą!
Zali tak będzie, że z Ledą
Zeus ciebie spłodził, w postawie
Długoszyjego ptaka
Zbliżywszy się ku niej, lub jaka
Prawda się mieści

W tej sprawie?
Może to wieści
Na pierydzkich spisane tablicach?
Może to pieśnie
Baśń tę niewcześnie
Po ludzkich rozniosły dzielnicach?«..
Jawi się

ACHILLES.

Gdzież znajdę ja achajskich zastępów hetmana?
A który ze sług swego zawiadomi pana,
Że Achill, syn Peleja, wartuje u bramy?
Nie wszyscy my czekania jeden powód mamy
W cieśninie Eurypowej. Jedni, nieżonaci,
Dom pusty zostawiwszy, u tej tu połaci
Nadbrzeżnej obozują; inni żony swoje
I dzieci porzucili, by ruszyć na boje,
Snać Bóg ich parł, że z siedzib swych z innymi wyśli
Więc słuszna, bym powiedział wszystko, co mam w myśli,
A komu tylko wola, niech się również zwierzy.
Przybyłem do tych ciasnych Eurypa wybrzeży,
Farsalos zostawiwszy i ojca Peleja,
I słaba mi w tej ciszy śmieje się nadzieja,
Zmuszony-m też wstrzymywać swoje mirmidony,
Co wciąż mnie nagabują: »Kiedyż my te strony
Rzucimy, Achillesie? Ileż jeszcze trzeba
Czekania, aby ruszyć na Troję?.. Na nieba!
Co chcesz, to czyń, lub wojska zaprowadź do domu,
A nie daj się Atrydom brać, jak nie wiem, komu«!..
Z namiotu wychodzi

KLYTAIMNESTRA.

O ty, co masz za matkę boską Nereidę,
Jam głos twój usłyszała i naprzeciw idę.

ACHILLES.

O święta wstydliwości! Jakiejż to uroczej
Kobiety kształt wspaniały widzą moje oczy?

KLYTAIMNESTRA.

Przenigdyś mnie nie widział, nie żadne więc dziwy,
Że nie znasz mnie. Lecz cześć ci za ten giest wstydliwy.

ACHILLES.

Kto jesteś? Zkąd się wzięłaś w Danaidów zborze?
Kobieta pośród zbrojnych czy przebywać może?

KLYTAIMNESTRA.

Kto jestem ? Córka Ledy, Klytaimnestra, żona
Dowódzcy wojsk achajskich, tak, Agamemnona.

ACHILLES.

W pięknych, a krótkich słowach rzekłaś, co należy.
Przestawać z kobietami nie rzeczą młodzieży.

KLYTAIMNESTRA.

Pozostań! Przecz uciekasz? Uściskaj mi rękę
Na zakład szczęśliwego małżeństwa i dziękę.

ACHILLES.

Ja rękę twą uścisnąć? Na wstyd to zakrawa!
Cóż rzekłby Agamemnon mnie, co nie mam prawa?

KLYTAIMNESTRA.

Ma prawo, kto się oto z moją córką żeni!
Tak, synu Nereidy z morskich wód przestrzeni.

ACHILLES.

Ja — żenić się! O pani! Chyba oniemieję!
W szaleństwie, widać, mówisz! Co za dziwne dzieje!

KLYTAIMNESTRA.

Tak bywa, gdy człek stanie w świeżych druhów gronie:
Na wzmiankę o zalotach zaraz wstydem płonie.

ACHILLES.

O rękę-m się twej córki nie starał, królowo!
Nie rzekłem nic Atrydom, nie padło me słowo!

KLYTAIMNESTRA.

Na Boga! Cóż to znaczy? Czekam niecierpliwie!
Ty dziwisz się mym słowom, ja się twoim dziwię.

ACHILLES.

Rozjaśnij-że to sobie i ja ci rozjaśnię —
A może ktoś chciał zadrwić, puściwszy te baśnie?

KLYTAIMNESTRA.

Zelżono mnie okrutnie! Małżeństwo kojarzę
Widocznie urojone. Wstyd i hańba w parze!

ACHILLES.

Ktoś ze mnie zażartował i z ciebie! Najlepiej
Nie zważać na te głupstwa! Rana się zasklepi

KLYTAIMNESTRA.

Bądź zdrów! Już ci nie zdołam spojrzeć śmiało w oczy,
Tak strasznie mnie to kłamstwo i ta drwina tłoczy.

ACHILLES.

Bądź zdrowa i odemnie! Teraz w namiot dążę.
Gdzie mąż twój, chcę zobaczyć, Agamemnon, książę.

STARZEC (we drzwiach namiotu).

Zacny gościu, Ajakido, czekaj chwilę — jedno słowo,
I ty, córko boskiej Ledy, racz się wstrzymać, ma królowo!

ACHILLES.

Któż tam we drzwiach odchylonych? Któż przemawia tak nieśmiało?

STARZEC.

Sługa jestem, toć się słudze zbytnio puszyć nie przystało.

ACHILLES.

Czyj? Nie mój! Z Agamemnonem wspólnej służby my me mamy.

STARZEC.

Z rąk Tyndara tej poddany, która stoi tu u bramy.

ACHILLES.

Mów! Stoimy! Czego żądasz? Przecz wstrzymujesz przed namiotem?

STARZEC.

A czy samiście u wrótni? Upewnijcie wprzód mnie o tem.

ACHILLES.

Sami! Gadaj! Przecz z namiotu nie wychodzisz? Zbliż się! Dalej!

STARZEC.

Tych, co pragnę, niechże szczęście i ta baczność ma ocali!

ACHILLES.

To przyszłości się dotyczy. Jeno w słowie twojem trwoga.

KLYTAIMNESTRA.

Na prawicę twą! Nie zwlekaj! Mów, co mówić chcesz, przez Boga!

STARZEC.

Wiesz, jak dobrze, tobie życzę, jak twym dzieciom ja oddany.

KLYTAIMNESTRA.

Wiernyś sługa mego domu! Lepszych któreż mają pany?

STARZEC.

Wiesz, że wziął mnie Agamemnon, razem, pani, z twą wyprawą.

KLYTAIMNESTRA.

Do Argosu-ś przybył ze mną, służbęś pełnił mi łaskawą.

STARZEC.

Wielce byłem oddań tobie, mniej twojemu zaś mężowi.

KLYTAIMNESTRA.

Wyjaw wreszcie, co zamierzasz? Niech się język twój wysłowi.

STARZEC.

Córkę twą chce ojciec zabić! Chce ją ręką sprzątnąć własną!

KLYTAIMNESTRA.

Pluń-że, stary, na to słowo! Chyba ci jaż zmysły gasną!

STARZEC.

Mieczem przetnie nieszczęśliwej córki twojej białą szyję.

KLYTAIMNESTRA.

Więc małżonek mój oszalał! Co za dola! Już nie żyję!

STARZEC.

Zdrów! Oszalał li, gdy idzie o twą córkę i o ciebie.

KLYTAIMNESTRA.

Co za powód? Opętany przez złe duchy, dom nasz grzebie?!

STARZEC.

By wyruszyć mogło wojsko. Z wróżb Kalchasa tak wypada!

KLYTAIMNESTRA.

Dokąd? Biada mnie i córce, co z rąk ojca ginie, biada!

STARZEC.

W kraj Dardanów, by Menelej mógł odebrać swą Helenę.

KLYTAIMNESTRA.

Ifigenia więc ma umrzeć za powrotu tego cenę?

STARZEC.

Wiesz już wszystko! Ojciec córkę chce poświęcić Artemidzie

KLYTAIMNESTRA.

Wszak dla ślubu on nas tutaj ściągnął z domu! O co idzie?

STARZEC.

Byś przybyła do nas rada, że z Achillem będą śluby.

KLYTAIMNESTRA.

Ach! Dla ciebie, córko moja, i dla matki dzień to zguby!

STARZEC.

Straszna juści wasza dola, straszne męża twego kroki.

KLYTAIMNESTRA.

O ja biedna! Jak powstrzymać te płynące łez potoki?!

STARZEC.

Że dziecięcia swego płacze, matce za złe brać nie można.

KLYTAIMNESTRA.

Lecz ty, starcze, skąd wiesz o tem? Skąd ci znana rzecz ta zdrożna?

STARZEC.

Po tym pierwszym liście króla list ci miałem zanieść wtóry —

KLYTAIMNESTRA.

Nakazywał czy też nie chciał przyprowadzać na śmierć córy?

STARZEC.

Nie chciał, nie chciał, bo już wówczas zmysł odzyskał utracony.

KLYTAIMNESTRA.

Mając list ten, przecz go, powiedz, nie oddałeś do rąk żony?

STARZEC.

Wydarł mi go Menelaos, w nim tej klęski jest przyczyna.

KLYTAIMNESTRA.

Słyszysz? Pytam się Peleja i Tetydy cnego syna —

ACHILLES.

Słyszę, słyszę o twej doli! Sam obrażon jestem wielce!

KLYTAIMNESTRA.

Ślabem z tobą mnie złudziwszy, biorą córkę rodzicielce.

ACHILLES.

I jam krzyw mężowi twemu, nie tak łatwo gniew poskromię!

KLYTAIMNESTRA (padając do kolan Achillesa).

O nie wstydzę się bynajmniej, że przypadam tak widomie
Do twych kolan — ja, śmiertelna, do stóp syna cnej bogini.
Czem się zresztą puszyć tutaj? I któż matkę też obwini,
Że nie widzi nic droższego nad swe dziecko? Błagam ja cię,
Synu bóstwa, zlituj-że się! Bądź miłościw mojej stracie
I tej biednej, którą zwano, acz niesłusznie, twoją żoną.
Ja przywiodłam ci ją tutaj, wieńcem ślubnym uwieńczoną,
A dziś widzę, żem przywiodła ją na śmierć! O wstyd ci będzie,
Gdy nie zechcesz jej dopomódz. Obwołano cię już wszędzie
Oblubieńcem mojej córki, choć was śluby nie spoiły.
Na prawicę, na twą brodę, na imię twej matki miłej
Błagam ciebie! Imię twoje mą dziś zgubą, niech się stanie
Mą obroną! Gdzież mój ołtarz, jeśli nie u stóp twych, panie!
Nie mam żadnych tu przyjaciół, a jest znany ci okrutny,
Czelny zamysł mego męża! Jam niewiasta w ciżbie butnej
Tych niesfornych wojsk żeglarskich, których żądza złego łechce,
A zaś dobrych tylko wówczas, jeśli im się być tak zechce!
Ocalejem, skoro tylko ręka twoja nas obroni,
Zaś zginiemy, gdy nam zbraknie zbawiającej twojej dłoni.

PRZODOWNICA CHÓRU.

O, rodzić, ból to wielki, choć urok w tem rzadki,
Dla tego to dla dzieci chętnie cierpią matki.

ACHILLES.

Podniosły duch mój rad jest wzbijać się na wyże,
Cierpliwie, gdy wypadnie, znosi wszystkie krzyże,
Umiarkowanie także rozkoszy zażywa,
Bo tylko ta jedynie mądrość nie jest krzywa,
Co ludziom zawsze każe chodzić jaknajprościej.
Lecz czasem jest nam lepiej bez zbytku mądrości,
Niekiedy znów rozwaga niezbędna, li ona
Przez życie nas powiedzie. Ja w domu Cheirona
Chowany przezacnego, proste mam zwyczaje.
Atrydom, gdy chcą dobrze, zawsze folgę daję,
Lecz słuchać ich nie myślę, gdy na złe powiodą.
I tutaj i tam, w Troi, idąc za swobodą,
Chcę, ile sił mych starczy, zarabiać na sławę
Wojenną... Co do ciebie, którą takie krwawe
Z rąk bliskich ma nawiedzić nieszczęście, to, ile
Młodzieńczość ma pozwoli, chętnie się wysilę,
Ażeby cię obronić. Nigdy też nie zginie
Z rąk ojca ta dziewica, którą miano ninie
Poślubić mnie. Ja nie dam, aby mnie wplątano
W knowania tego męża. Moje wszakże miano
Zabiłoby twe dziecię, jakkolwiek żelaza
Nie wydobyłem z pochew. I mnie dotknie zmaza,
Choć sprawcą twój małżonek, gdyby tak nikczemną
Śmierć ponieść miała dla mnie i dla ślubów ze mną
Ta biedna twoja córka, gdyby ją zelżono
W niezasłużony sposób. Juścić byłbym pono
Najostatniejszym tchórzem w Argejczyków tłumie —
Tak! niczem, zaś Menelej — o, to się rozumie —
Mężczyzną całą gębą! Nie Peleja synem,
Jeno jakiegoś licha, gdybym miał się z czynem

Agamemnona zgodzić, który tak jest rączy,
Że mord ten oto dzisiaj z mem imieniem łączy.
O nie! Na Nereusza, na mojego dziada,
Co spłodził matkę moją Tetydę i włada
Nad morskich wód głębiami, Agamemnon książę
Nie targnie się na życie twej córki! Snać zdążę
Zapobiedz, że się palcem nie dotknie jej szaty!
O, prędzej się Sypilos zmieni w gród bogaty,
To miasto barbarzyńskie, skąd się wyprowadza
Ród wodzów[2], zasię Ftyja i mojego władza
Imienia pójdą raczej w niepamięć! Ofiarna
Zakiśnie, mówię, woda święcona i ziarna
Jęczmienne się zmarnują, zanim ty, Kalchasie,
Ty, wróżu, ty, rozpoczniesz swe obrzędy! Zasię
Co znaczy taki wieszczek? Prawdy-ć powie mało,
A za to fałszu wiele, ot, jak mu się zdało —
Na chybił-trafił, juści! Jeśli się wydarzy.
Że chybi, to i wówczas łże ten ród wróżbiarzy!
Nie gwoli tego ślubu ja mówię — tysiące
Polują przecież na mnie, mej ręki łaknące —.
Lecz przeto, że mnie żelżył Agamemnon srodze.
Sam winien był mnie prosić, jeśli na tej drodze
Na lep chciał złowić córkę, jeśli ręki mojej
Pragnęła dla niej żona i jeśli dla Troi
Potrzeba było tego. Dla naszej wyprawy
Poświęciłbym ją Grekom, tej przysługi krwawej
Nie umiałbym odmówić tym, z którymi społem
Z ojczyzny wyruszyłem. Teraz z jakiem czołem
Mam stanąć wobec wodzów? Jestem dzisiaj niczem,
A oni z obojętnem przyjmują obliczem,

Czy źle, czy dobrze robią. Niebawem w tej sprawie
Rozstrzygnie to żelazo, które ja zakrwawię,
Nim stanę wobec Frygów. Jeżeli kto w świecie
Zapragnąłby mi dzisiaj wydrzeć twoje dziecię,
Uspokój się! Potężny bóg ja w twej potrzebie,
A chociaż nim nie jestem, będę nim dla ciebie!

PRZODOWNICA CHÓRU.

Pelido, godna ciebie jest słów twoich siła
I godna pani morza, która cię zrodziła.

KLYTAIMNESTRA.

O jakżeż nie zawielkiem słowem ci zapłacić,
Lecz także nie zamałem, by twych łask nie stracić?!
Szlachetnych bowiem ludzi rażą usta człecze,
Chwalące ich zanadto. Zresztą wstyd mnie piecze
Wyrzekać na swą mękę w obliczu człowieka,
Któremu ona-ć męka zawsze jest daleka.
Ozdobą jest to przecież dostojnego męża.
Jeżeli dla pomocy siły swe wytęża,
Niesionej choćby obcym. Ty się naszej doli
Ulituj! Gdyż, nasamprzód, to mnie wielce boli,
Że zwiodła mnie nadzieja, by cię nazwać zięciem.
A potem złej to wróżby może być pojęciem
Dla ciebie i dla przyszłych twoich ślubów, panie,
Jeżeli moja córka dzisiaj żyć przestanie.
Dla tego też, powiadam, przed tem się należy
Uchronić. Najwspanialej zbawiał mnie z obieży
Początek twojej mowy i koniec. Jeżeli
Ty zechcesz, nikt się córki zabić nie ośmieli.
Czy chcesz, aby, do kolan padłszy ci, błagała
Twej łaski? O, dla panny nie jest-ci to chwała,

Lecz przyjdzie, gdy zażądasz, w wstydliwości swojej
Z pogodną, jasną twarzą. Gdy zaś uspokoi
Mnie słowo twe dziś bez niej, niech zostanie w domu,
Dziewiczy niechaj srom się nie pozbywa sromu!
Wstyd jednak dobry tylko, o ile jest w porę.

ACHILLES.

Córki tu nie sprowadzaj: pod uwagę biorę,
Aby jej nie narazić na ludzkie obmowy.
Tłum wojska, pozbawiony swej troski domowej,
Złośliwość wszelką lubi i wszelkie potwarze.
A zresztą, obojętne, jak się to okaże,
Czy wy mnie tu prosicie, czy też nie. Coprędzej
Użyję wszelkich środków, aby was z tej nędzy
Wybawić. To słyszawszy, wiedz, że niema we mnie
Ni krztyny jakichś fałszów. Mówię niedaremnie,
Że raczej wolę umrzeć, niśli się uciekać
Do kłamstwa i drwić z ciebie! Ale nie daleka-ć
Jest chwila, że twą córkę zbawię, by żyć dalej.

KLYTAIMNESTRA.

Bądź szczęśliw, że dla biednych twe serce się pali.

ACHILLES.

Posłuchaj więc, by sprawa dobry obrót wzięła.

KLYTAIMNESTRA.

Mym obowiązkiem słuchać! Jak się brać do dzieła?

ACHILLES.

Starajmy się jej ojca przywieść do rozumu.

KLYTAIMNESTRA.

Tchórzliwy jest, ponadmiar lęka wojsk się tłumu.

ACHILLES.

Zasadę pokonuje i zbija zasada.

KLYTAIMNESTRA.

Zbyt słaba ma nadzieja... Jaka na to rada?

ACHILLES.

By dziecka nie zabijał, ty go błagaj wprzódy.
Jeżeli się sprzeciwi i daremne trudy,
Przyjdź do mnie. [Bo nie trzeba mojego wstawienia,
Jeżeli prośba twoja zamiary pozmienia:
Zbawiona twoja córka i ja z moim druhem
Na lepszej będę stopie. Wojsko też z obuchem
Nie może wpadać na mnie, żem sprawę tę w drodze
Rozwagi, a nie gwałtu załatwił. Niebodze
Twej córce oraz tobie będzie też przyjemnie
Podwakroć, gdy szczęśliwie pójdzie to bezemnie].

KLYTAIMNESTRA.

O, mądrze-ś to powiedział! Jak każesz, tak zrobię.
Lecz gdyby tak nie poszło, jak ja życzę sobie,
Gdzież mogę cię zobaczyć? Gdzież ja twojej ręki
Mam szukać, co mnie zbawi z tej okrutnej męki?

ACHILLES.

Ja, stróż twój, przyjdę k’tobie z mą pomocną stróżą.
Ażeby nikt nie widział, z jaką trwogą dużą
Przebiegasz tłumny obóz Danaów. Ty domu
Swych przodków nie znieważaj, boć takiego sromu
Nie godzien jest Tyndarej, mąż wielki w Helladzie!

KLYTAIMNESTRA.

Rozkazuj! Niewolnica przed tobą się kładzie!

Jeżeli są bogowie, wart jesteś nagrody,
Jeżeli zaś ich nie ma, to na co zachody?

Odchodzą każde w swoją stronę.
CHÓR.

Jakież to hymny radosne
Przy wtórze libijskiej lutni,
Jak coraz hutniej
Melodye płynęły taneczne
Z strun gęśli
I z onej fujarki trzcinowej!
Jakże z uciechy się trzęśli
Goście weselnej zabawy,
Jaki radosny był szum,
Jakie rozwarły się śluzy
Wielce serdeczne,
Kiedy do górskiej dąbrowy.
Do peliońskiej dzierżawy
Przybył Pieryd pięknowłosy tłum —
Gdy roztańczone te
Muzy Pozłocistymi sandały
Ledwie że dotykały
Ziemi,
Gdy te dziewice
Na onej Centaurów górze,
Gdzie peliońska szumi knieja,
Pieśniami wielbiły głośnemi,
Przy dźwięcznych narzędzi wtórze,
Cne zaślubiny Peleja,
Tetydę, oblubienicę,
I jego, syna Ajaka!
A Dardanida, Zeusowa pieszczota,

Towarzysz jego łoża,
Ta chłopca postać hoża,
Ganimed, Frygji syn,
Do przekosztownych czar
Ze złota
Ofiarny przelewał żar,
Niebiański płyn.
I była radość taka,
Kiedy na srebrnoślniącym piasku.
Śród godowego oklaska
I na tych godów cześć
Nie poprzestawał w krąg się w tańcu nieść
Ów pięćdziesięciu cór
Nereuszowych chór.

*

Na czołach strojny wieńcami,
Z gałęźmi jedliny w dłoni,
O jakże goni,
Jakąż na koniach nawałą
Wypada
Hufiec Centaurów, gdzie ona
Wesoła szumi biesiada,
Gdzie krążą Bachowe dzbany
Śród ucztujących tych gron!
Potężne krzyki się wznoszą
Nad oszalałą
Rzeszą biesiadną: »O, z łona Twego,
Nereja córko, wyjdzie on,
Co dla Tessalji rozkoszą.
Co wielkiem światłem będzie,
Bo takie jest orędzie
Feba«!

A zaś mądrości
Świadomy Cheiron zawoła:
»Przyjdzie ten czas, że na Troję
Będzie wyruszyć mu trzeba,
Kiedy, pustosząc dokoła,
Te mirmidony on swoje,
Tych nieproszonych gości,
Na ziemię Pryama powiedzie.
Tak przez Hefajsta cudnie ozdobiony
Przywdziawszy na się rynsztunek,
Macierzy podarunek,
Tetydy, od której brał
Wspaniały żywot swój,
Te gony
Rozpocznie słynne, bój,
Wojenny szał«!,.
Na onej tak biesiedzie,
Takie sprawiając ucztowanie,
Sławili wówczas niebianie
Owy pamiętny czas,
Gdy pierworodny, pełny bożych kras
Nereja morskiego cud
Pelej do ślubu wiódł.

∗                    ∗

A tobie Achajów ręce —
Tak chciały losy —
Na piękne położą włosy,
Na twe kędziory dziewczęce,
Wieniec przepłony,
By jałowicy onej,
Która swój skalny porzuciła żleb!..

Żelazo szyję ci przetnie,
Ludzka-ć popłynie krew,
Tobie ach!, coś się chowała
Nie tam, gdzie pastusze brzmią fletnie,
Nie przy szeleście drzew,
Pod górskich sklepiskiem nieb.
Jeno u matki łona,
Na świetny ślub przeznaczona
Z którymś z potomków Inacha.
Wstydu oblicze,
Cnoty potęga cała
Cóż oto znaczy,
Jeżeli czyny zbrodnicze
Takie dziś mają znaczenie u świata,
Jeśli ku dobra rozpaczy
Człek niem pomiata,
Jeśli bezprawiu musi uledz prawo,
Jeżeli nikt się nie stracha,
By, mszcząc się złych jego dróg,
Nie chciał ukarać go krwawo
On, Bóg!..

KLYTAIMNESTRA.

Wychodzę, by zobaczyć, co się z mężem dzieje
Od dawna już gdzieś poszedł za domu wierzeje,
A córka moja biedna ciągle we łzach tonie,
Narzeka, łka i szlocha, odkąd o swym skonie
Z rąk ojca usłyszała. Lecz nadchodzi właśnie
I on, ten mój małżonek, Agamemnon. Jaśnie
Pokaże się wnet na nim, jak bezbożnie sobie
Postąpił wobec dziecka własnego!

AGAMEMNON.

Na dobie
Spotykam cię, ty płodzie Ledy. Za plecami
Dziewczęcia chcę-ć poruczyć — tylko między nami —
To, czego nie powinna słyszeć narzeczona.

KLYTAIMNESTRA.

Dlaczego ta ci pora tak jest upatrzona?

AGAMEMNON.

Z namiotu wypraw córkę, niech ze mną pobieży.
Gotowa jest już woda i ziarno już leży,
By w żar oczyszczający je rzucić; już stoją
Jałówki, co krew czarną mają wylać swoją,
Zarżnięte przed weselem na cześć Artemidzie.

KLYTAIMNESTRA.

Brzmią pięknie słowa twoje, ale jeśli idzie
O czyny, to ja nie wiem, co powiedzieć na to.
Wyjdź, córko ma z namiotu, wiesz, jak cię bogato
Przystraja dzisiaj ojciec. Owiń też rańtuchem
Braciszka Orestesa i tutaj go duchem
Przyprowadź.

Ifigenia wchodzi wraz z Orestesem
KLYTAIMNESTRA.

Oto jest już, posłuszna twej woli.
Posłuchaj teraz tego, co ją i mnie boli

AGAMEMNON.

Przecz płaczesz? Spuszczasz oczy? Przecz zakrywasz czoło?

KLYTAIMNESTRA.

Od czego ach! mam zacząć? Wszystko mi do głowy
Odrazu tak się ciśnie [i gdzie mej osnowy
Początek, środek, koniec, to rzecz obojętna].

AGAMEMNON.

Dla czegoż to i jedna i druga tak smętna?
We waszych widzę oczach lęk i przerażenie.

KLYTAIMNESTRA.

Odpowiesz-że mi szczerze na to, co nadmienię?

AGAMEMNON.

Chcę, abyś się pytała. Napomnień nie trzeba.

KLYTAIMNESTRA.

Chcesz zabić córkę moją i twoją? Na nieba!

AGAMEMNON.

Ha! Straszne rzekłaś słowo! Mówię-ć: nie na czasie
Są twoje podejrzenia!..

KLYTAIMNESTRA.

Uważaj-że na się
I nie kwap się! Na pierwsze odpowiedz pytanie.

AGAMEMNON.

Gdy słuszna, juści zadość twej woli się stanie.

KLYTAIMNESTRA.

Wciąż pytam o to samo, ty nie zbaczaj z drogi!

AGAMEMNON.

O straszne bóstw wyroki! O mój losie srogi!

KLYTAIMNESTRA.

I mój i twojej córki, nieszczęśni my troje!

AGAMEMNON.

Któż krzywdzi cię?

KLYTAIMNESTRA.

Ty pytać śmiesz o krzywdy moje?
Mądrości snać twe słowo mądre nie posiada.

AGAMEMNON.

Zdradzona tajemnica! Zginąłem, o biada!

KLYTAIMNESTRA.

Wiem wszystko! Tak! Słyszałam, jaką tej godziny
Wyrządzić chcesz nam krzywdę! Wyznaniem twej winy
Są wszystkie twe westchnienia! Nie trudź się daremnie!

AGAMEMNON.

Już milczę! Ach! do tego, co tak bije we mnie,
Czelnością miałbym jeszcze wojować i kłamem?!

KLYTAIMNESTRA.

Posłuchaj. I ja również będę z takiem samem
Otwartem mówić sercem. Zaraz na początku
Zagadek ja poniecham i w tym pierwszym wątku
Mojego przemówienia skieruję-ć, w bawełnę
Nie obwijając sprawy, te zarzutu pełne
Wyrazy, żeś mnie gwałtem, położywszy trupem
Tantala, mego męża, wziął za żonę, z łupem
Niemowlę połączywszy, które mi od piersi
Przemocą oderwałeś. Potem — jaknajszczersi
Bądźmy ze sobą dzisiaj — najechali ciebie,
Dosiadłszy swych rumaków, dwaj w mojej potrzebie
Występujący bracia, matki mojej dzieci
I Zeusa. Lecz mój rodzic, Tyndarej, poleci,
Wzruszony twemi prośby, by ci spokój dano
I pozostawiono żonę. Sam przyznasz, że miano
Małżonki miałam zacnej, zgodziwszy się w domu
Zamieszkać twym, że, pomna niewieściego sromu,

Wierności-m dochowała, żem ci szczęścia błogi
Dobytek pomnożyła. Wchodziłeś w swe progi
Szczęśliwy i szczęśliwy wychodziłeś, panie!
Mężowi taka żona rzadko się dostanie,
Zaś złą nie trudno spotkać. Trzy-mci dała córy
Przed synkiem tym, z nich jednej chcesz mnie w tej ponurej
Godzinie ach! pozbawić na zawsze! Jeżeli
Kto spyta, przecz zabijasz, jakiej-ż mu udzieli
Twa warga odpowiedzi? Azali ja może
Odrzeknąć mam za ciebie? Dla tego nieboże,
Ażeby Menelaos odzyskał Helenę?!
Hal Pięknie! Dawać dziecko swe za taką cenę,
Za cenę złej kobiety! Najdroższą ty rzeczą
Opłacasz najpodlejszą! Cóż z mą duszą człeczą —
Jak myślisz? — dziać się będzie, gdy ty ruszysz w boje,
A ja zostanę sama? Jak ja się ostoję,
Naokół mając pustki, pustki w tej niewieściej
Komnacie?! Sama-ć ja tam siedząc w mej boleści,
Narzekać będę z łzami: »O me dziecko lube,
Własny cię zgładził ojciec, nie kto inny zgubę
Sprowadził twą, lecz rodzic! Nie inne cię ręce,
Lecz jego mordowały! Taką nam w podzięce
Nagodził on zapłatę, nam, cośmy zostały
W tym domu!« O zaiste! Lada pozór mały
Wystarczy, byś przezemnie i resztę twej dziatwy
Przyjęty był przyjęciem, na jakieś w tak łatwy
Zasłużył sobie sposób! Nie zmuszaj, na Boga!,
Ażebym ja się miała stać dla ciebie wroga,
I sam źle nie postępuj!... Dalej: przy ofierze
Swej córki jak ty będziesz mógł się modlić szczerze?
Cóż będziesz mógł dobrego wyprosić od nieba,
Mordując własne dziecko? Gdy ci będzie trzeba

Powracać, jakże wrócisz, jeśli tak nikczemnie
Wyruszasz dziś? A może ma na cię przezemnie
Błogosławieństwo spłynąć? Może ja w twej sprawie
Mam modlić się za ciebie? Otwarcie wyjawię.
Że niebu zalecając mej córki mordercę,
Przestanę chyba wierzyć w rozum bóstw. Czyż serce
Mieć będziesz, by, wróciwszy do Argos, swe dziatki
Uścisnąć? Nie masz prawa! I one w tak gładkiej
Nie mogą przecież drodze spojrzeć tobie w oczy,
Gdy jedno z nich zgładziłeś!.. Myśl ta cię nie tłoczy?
A może cię jedynie hetmańska buława
Obchodzi? Należało ci swojego prawa
Przed Argiwami bronić, rzeknąć im: »Achaje!
Jeżeli we frygijskie chcecie ruszyć kraje.
Losujcie, czyja córka ma iść na ofiarę!«
Tak słuszność ci kazała, a nie, abyś parę
Wstrzymywał w swojej gębie i dziecko rodzone
Poświęcał Danajczykom. Mógł był Hermionę
Menelej zamordować dla matki, boć przecie
O jego idzie sprawę. Ja mam stracić dziecię,
Małżonką będąc wierną, a ta zalotnica
Ma, pilnie strzegąc w Sparcie młódki swojej lica,
Zażywać szczęścia w domu? Powetuj-że sobie.
Jeżeli ci zarzuty nieprawdziwe robię,
Lecz jeśli mówię słusznie, miej-że rozum ninie,
Niech z rąk twych me i twoje to dziecko nie ginie!

PRZODOWNICA CHÓRU.

Agamemnonie, słuchaj! Nikt snać nie zaprzeczy,
Iż dziecko swe zachować każe rozum człeczy!

IFIGENIA.

O, gdyby głos mój, ojcze, siłę Orfeusza

Posiadał, moc, co głazy, mówiono, porusza —
O, gdybym ja wiedziała, że każdego nagnę
Swą sztuką czarodziejską, kogo tylko pragnę,
Chwyciłabym się tego. Lecz ja wiem jedynie,
Że oto z oczu moich łzawy potok płynie —
Tak, płakać to ja umiem, poza tem nic więcej!
Nie różdżką ja oliwną w swej prośbie dziecięcej
Dotykam się twych kolan, a tylko tem ciałem,
Co ona je w swem łonie nosiła! Zbolałem
Upraszam ciebie słowem: Nie gub-że mnie młodej,
Gdyż słodko jest oglądać światło boże! Szkody
Ty nie czyń mnie, nie zmuszaj schodzić do mogiły.
Ja pierwsza-ć rzekłam: »Ojcze!« I »córko!« mówiły
Twe usta do mnie pierwszej, pierwsza przytulona
Do kolan twych, niejednej u twojego łona
Pieszczoty ja zaznałam. Częstoś mawiał do mnie:
»Ach! dziecko, czy ja ciebie szczęśliwą ogromnie
Zobaczę, jak się godzi mej córce, bogato
Żyjącą śród domostwa małżonka?« Ja zato,
Na szyi twojej wisząc, której się tą ręką
Błagalną dziś dotykam: »A ja czy z podzięką
Przyjąwszy cię radosną na twe lata stare,
Wypłacę się godziwie za wszystką ofiarę,
Za wszystkie trudy twoje, mój tatusiu słodki?«
Do dzisiaj tkwią te słowa w głowie twej pieszczotki,
Ty o nich zapomniałeś, gotujesz zagładę!
O, błagam na Pelopsa, na Atreja kładę
Do duszy ci tę prośbę, na matkę, co przecie
Bolała już nademną i którą przygniecie
Znów boleść! Cóż Helena obchodzić mnie może?
Jej miłość z Aleksandrem dla czegóż ma, Boże!.
Być dla mnie dzisiaj zgubą?!.. Spojrzyj na mnie mile,

Pocałuj mnie, ażebym, kładąc się w mogile,
Zabrała tę pamiątkę ze sobą [, gdy zguby
Me słowo nie odwróci!]. Mój braciszku luby,
Podporąś ty mi słabą, jednak proszę ciebie,
Płacz za mną, błagaj ojca, niech mnie tak nie grzebie,
Mnie, siostrę twą, Współczucie mają niemowlęta —
Patrz, ojcze, jak cię jego milczące oczęta
Błagają! Więc się zlituj, zostaw życie moje!
U kolan oto prosi cię twych dziatek dwoje —
Dorosła i niemowlę, twój synek jedyny.
W tej jednej snać się wszystkie skupiają przyczyny:
Najsłodsza rzecz dla ludzi to światłość słoneczna.
A niczem dla nich grób jest. Chęć to niedorzeczna.
Jeżeli ktoś pożąda śmierci. Smutne życie
Jest lepsze, niż skon piękny. Oto, co słyszycie!

PRZODOWNICA CHÓRU.

Heleno ty nieszczęsna! Widzisz, przez twą miłość
Spotyka ród Atrydów ta losu zawiłość.

AGAMEMNON.

Gdzie litość jest potrzebna, a gdzie jej nie trzeba,
Wiem dobrze i swe dzieci kocham, boć, na nieba!,
Szalony byłbym wówczas. Straszna to odwaga
Wykonać czyn podobny, strasznie, gdy się wzdraga
Dokonać go duch ludzki, wiedz to, moja żono!
Konieczność nakazuje, aby go spełniono.
Spojrzyjcie na te statki, co na morzu stoją,
Na greckich patrzcie wodzów, naodzianych zbroją!
Warowni Ilionu nie wezmą ich ręce,
Jeżeli, jak chce Kalchas, ciebie nie poświęcę —
O nie, nie pękną nigdy trojańskie wrzeciądze.
Helleński hufiec nagle dziką odczuł żądzę

Zapuścić swe zagony w barbarzyńskie kraje,
Ażeby już nie śmiano — przy tem on obstaje —
Porywać greckich niewiast. Pospólstwo Argosu
Zabije moją córkę, nie oszczędzi losu
Krwawego mnie i tobie, jeśli się ofierze
Bogini dziś sprzeciwię. Wierz mi, dziecko, szczerze:
Nie żaden Menelaos narzuca swe chęci,
Nie jego mnie zachcianka do tęgo przynęci —
Nie! Grecji to pragnienie, bym cię wiódł na drogę
Tej śmierci, chcę, czy nie chcę!.. Oprzeć się nie mogę
Żądaniu, sił mi na to nie staje. Wypada
To zrobić mnie i tobie, ażeby Hellada
Swobodę swoją miała, by nie był gotowy
Porywać barbarzyńca greckiej białogłowy...
Ucieka.

KLYTAIMNESTRA.

O wy kobiety!
Biedna ja, biedna! Bez śladu
Giniesz! Uchodzisz w grób!
Ojciec ucieka! O rety!
Na Hadu
Rzuca cię, córko, łup!

IFIGENIA.

O rety! Matko! Ten sam
Przypadł w udziele nam,
I mnie i tobie, los!
Już-ci ja stoję u końca,
Nie ujrzę już blasku słońca!
Ten cios! ten cios!
O ty frygijski lesie,
Śniegiem pokryty!

O wy idajskie szczyty,
Gdzie ongi Pryam swe dziecko wyniesie,
Od piersi matki porwane,
Iżby zginęło na wieki
W puszczy dalekiej,
Tego Parysa, co go Frygów lud
Parysem z Idy zwie —
Tak! z Idy Parysem zwie go od tej chwili...
Bodajby nigdy nie były te dnie,
Gdzie on, chowany śród trzód,
Wypasujący polanę,
U szklistych przebywał wód.
Nimf zdroje tam srebrem się mienią,
Łąka się mili
Bujną zielenią,
Złociste płoną kwiaty
I hyacyntem i różą,
Które boginiom służą,
Iżby je ręce ich rwały...
Przed laty
Na tej wspaniałej
Polanie
Trzy boskie zjawiły się panie:
Pallas i chytra Kipryda
I Hera, z nią razem
Hermes, posłaniec boży —
Jedna, że włócznią włada,
Palada,
Druga, że za jej rozkazem
W sercach się miłość tworzy,
Trzecia dla tego, iż jest poślubioną
Władcy Zeusa żoną.

Przywiódł je spór,
Która piękniejszą się wyda
Z tych nieba cór.
Dla mnie stąd nastał dzień skonu,
Zaś dla Danaów ma urosnąć sława —
Wymaga tego ich zbrojna wyprawa
Do Ilionu,
Że mnie w ofierze.
Niewiasty! Słyszycie? —
Artemis bierze!
O śmierci! O życie!
O matko moja, o matko!
Jak gładko
Odbiega mnie ojciec mój!
Po cóż tak srodze, tak srodze
Stanęła mi w drodze
Owa nieszczęsna Helena?
Ach! Już na wieki odchodzę!
Bezbożny ojcze, stój!
Bezbożnie mnie gubi twój miecz!
Po co, za jaką cenę
Te statki spiżodzióbe
Do tej aulidzkiej przybiły przystani,
Tych łodzi sosnowych roje,
Wysłanych, by zburzyć Troję?!
Po co na moją zgubę
Zeus wichry zesłał tu wraże
U Eurypowych wybrzeży?
Wszak, gdy mu na tem zależy,
Mają swą rozkosz żeglarze,
Wichry im bowiem łagodzi
Pośród wzburzonej powodzi...

Tak sprawia niebios się król,
Że jeden zgryzotę i ból
Ma z swej żeglugi,
A zasię radość drugi —
Jednemu fale,
Drugiemu żale,
Tamten opływa,
Ten się obywa!
Źle, źle jest z dolą nas znikomych ludzi!
Więc po cóż jeszcze
Ach! w doli tej
Nowe bolesne wynajdywać dreszcze?!
Po co się człowiek trudzi!?
Ojej! Ojej!
Jakiż to znój i trud,
Jakaż to męka mąk
Spływa z Heleny Tyndarowej rąk
Na ten Danaów lud!..

PRZODOWNICA CHÓRU.

Lituję się twej doli, co cię w smutku grzebie,
A która nie powinna była spotkać ciebie.

IFIGENIA.

Tłum się mężów, widzę, zbliża, o ty matko moja miła!

KLYTAIMNESTRA.

Syn bogini, dla którego jam cię tutaj przywoziła.

IFIGENIA.

Otwórz-że mi namiot, służba! Chcę się ukryć! Dalej! Dalej!

KLYTAIMNESTRA.

Przecz uciekasz, dziecko moje?

IFIGENIA.

Przed Achillem wstyd mnie pali.

KLYTAIMNESTRA.

A dla czego?

IFIGENIA.

Ślub nieszczęsny takim wstydem dziś mnie poi.

KLYTAIMNESTRA.

Nie pieść-że się, córko, z sobą, to nie pora w doli twojej.
Zostań! Zostań! Tu przed pychą nie ucieknie nasza bieda.

ACHILLES.

O nieszczęsna córko Ledy!

KLYTAIMNESTRA.

Tak, zaprzeczyć to się nie da.

ACHILLES.

Straszne wrzaski śród Argiwów!

KLYTAIMNESTRA.

Powiedz-że mi, czego wrzeszczą?

ACHILLES.

Idzie im o córkę twoją.

KLYTAIMNESTRA.

Wieść przynosisz mi złowieszczą.

ACHILLES.

Chcą koniecznie, by umarła.

KLYTAIMNESTRA.

Nikt nie broni jej od zguby?

ACHILLES.

Sam popadłem w zatarg z tłumem.

KLYTAIMNESTRA.

W jaki? Powiedz, druhu luby!

ACHILLES.

Chcieli mnie ukamienować!

KLYTAIMNESTRA.

Żeś ratował moje dziecię?

ACHILLES.

Tak!

KLYTAIMNESTRA.

Któż śmiał się dotknąć ciebie? Któż tak czelny jest na świecie?

ACHILLES.

Wszyscy Grecy.

KLYTAIMNESTRA.

A gdzież twoi podzieli się mirmidoni?

ACHILLES.

Oni pierwsi bunt podnieśli.

KLYTAIMNESTRA.

Nikt nas, córko, nie obroni.

ACHILLES.

Podwikarzem mnie nazwali.

KLYTAIMNESTRA.

Cóż od ciebie usłyszeli?

ACHILLES.

Że swej przyszłej zabić nie dam —

KLYTAIMNESTRA.

Słusznieś złajał krzywdzicieli,

ACHILLES.

Którą ojciec mi obiecał —

KLYTAIMNESTRA.

I z Argosu przysłał tobie.

ACHILLES.

Ale wrzask ich mnie przygłuszył!

KLYTAIMNESTRA.

Podła rzecz jest tłum! Cóż zrobię?

ACHILLES.

Uratuję was!

KLYTAIMNESTRA.

Co? Jeden chcesz się rzucić na tysiące?!

ACHILLES.

Widzisz zbrojnych?

KLYTAIMNESTRA.

Niechże dzięki spadną na cię przegorące!

ACHILLES.

Spadną, owszem!

KLYTAIMNESTRA.

Więc nie pójdzie na ofiarę córka moja?

ACHILLES.

Nie z mą wolą.

KLYTAIMNESTRA.

A więc czyja z moich rąk ją wyrwie zbroja?

ACHILLES.

Są tysiące! Przedewszystkiem Odyss.

KLYTAIMNESTRA.

Co? Syn Syzyfowy?

ACHILLES.

Nie inaczej.

KLYTAIMNESTRA.

Czy ma rozkaz wojsk, czy może z własnej głowy?

ACHILLES.

Wybrano go, bo tak pragnął.

KLYTAIMNESTRA.

Niecny wybór, by mordować!

ACHILLES.

Nie pozwolę!

KLYTAIMNESTRA.

Chcą ją gwałtem wziąć? O Boże! Ty nas prowadź!

ACHILLES.

Tak jest! Gwałtem! Za włos jasny!

KLYTAIMNESTRA.

Cóż ja mam uczynić wtedy?

ACHILLES.

Czep się córki...

KLYTAIMNESTRA.

Czy w ten sposób ujdzie śmierci z rąk czeredy!

ACHILLES.

Wszystko ci na jedno wyjdzie.

IFIGENIA.

Matko, słuchaj, co ci powiem:
Gniewasz się na swego męża; gniew daremny, trudno bowiem
Przeprzeć to, co niemożliwe! Wielce godna też pochwały
Ta gorliwość przyjaciela, przecież baczmy, by nie miały
Wojska k’niemu żadnej złości! Dla nas korzyść stąd niewielka,
A na sztych się on wystawia! Niech posłucha rodzicielka,
Co poddała mi rozwaga. Takie me postanowienie,
Że chcę umrzeć i że piękną śmierć ja sobie bardzo cenię —
Więc też z duszy pragnę dzisiaj wygnać wszelką myśl nikczemną.
Zali słuszny jest mój zamiar, zważ to, matko, razem ze mną.
Cała wielka nasza Grecja na mnie dzisiaj oczy zwraca,
Ja to sprawię, że się ruszą nasze statki i że praca
Nie napróżno, że frygijską zniszczą ziemię, że napady
Barbarzyńskie w kraj nie pójdą, że z szczęśliwej nam Hellady,
Mszcząc Heleny odebranie, nikt porywać się nie waży
Naszych niewiast, jak to ongi śmiał uczynić Parys wraży.
Przez mą śmierć to wszystko będzie, Grecję naszą ja wybawię.
A zaś szczęsne moje imię będzie żyło w błogiej sławie.
Zresztą niema po co życie zbytnio kochać: boć to przecie
Nie dla siebie li jedynej porodziłaś mnie, swe dziecię,
Lecz dla całej Grecji naszej! Jeśli dzisiaj te tysiące
Zbrojnych mężów i wioślarzy — jeśli w czasy te gorące
Wszyscy pragną ruszyć w pole, by ramiony pomścić swemi
Krzywdy Grecji, aby poledz dla ojczystej naszej ziemi,
Zali temu ma przeszkodzić jedno marne moje życie?
Co? Czy prawdy ja nie mówię? Cóż wy na to przytoczycie?
Po tem jeszcze jedno słowo: Jakim to ma stać się cudem,
Aby mąż ten dla kobiety z całym się poświęcił ludem,
Aby miał tu ginąć dla niej? Wszak wiadomo. Od tysięcy
Głów niewieścich, które żyją na tym świecie, wart jest więcej
Mąż li jeden!.. A ponadto, jeśli chce się Artemidzie

Mego życia, czyż się oprę ja, śmiertelna?.. Nie! Nie idzie!
Życie oddam za mą Grecję! Zabijajcie, byle Troję
Zniszczyć, zburzyć! To uwieczni moją pamięć! To są moje
Zaślubiny, moje dzieci, to ma chwała w każdym czasie!
Grecy mają barbarzyńcom rozkazywać, a nie zasię
Barbarzyńcy ludom greckim! Ludem wolnym są Grekowie,
Zaś sługami barbarzyńcy: Tak jest w słusznej ustanowie!..

PRZODOWNICA CHÓRU.

Dowodem zacnej duszy twe zamiary,
Jednak zbył wielkiej żąda los ofiary,

ACHILLES.

Agamemnona córko, jakież by mi szczęście
Przyniosło z woli bożej twe ze mną zamęście!
Zazdroszczę cię Helladzie, a Hellady tobie,
W szlachetnym o ojczyźnie mówiłać sposobie.
[Zrzekłszy się walk z niebami, które się nie zlękną,
Z tej losu konieczności rzecz wybrałaś piękną.]
Zajrzawszy dziś w twe wnętrze, tem większą ja muszę
Uczuwać k'tobie miłość! Szlachetną masz duszę,
Więc zważ: Ja chcę ci dobrze uczynić i w progi
Domostwa mego zawieść. Jaki los mnie srogi
Przyciśnie, jeśli wojsku me stawiwszy czoła,
Nie zbawię cię, wie Tetys... Rzecz to niewesoła —
Rzecz straszna zejść do grobu... Rozważ-że tu skutki!

IFIGENIA.

To jedno jeszcze powiem [bez żadnej ogródki]:
Dość rzezi, dość mężobójstw Tyndaryda wszczęła
Pięknością swego ciała... Więc się tego dzieła
Nie imaj, nie narażaj się na śmierć i dla mnie!
Nie ściągaj jej na innych. Snać radzę niekłamnie!
Mnie pozwól, bym, gdy zdołam, Helladę zbawiła.

ACHILLES.

O duszo przewspaniała! Jeśli taka siła
Twej woli, ja sprzeciwiać chyba się nie mogę.
Szlachetnie umiesz myśleć i szlachetnąś drogę
Wybrała [do dla czego nie mam rzec ci prawdy?]
Lecz swoich tych zamiarów możesz jeszcze zawdy
Żałować, [przeto umysł twój niechże rozważy
Me słowa:] Ze zbrojnymi stanę u ołtarzy,
Nie, aby niedopuścić ao ofiary twojej,
Lecz aby jej zabronić i użyciem zbroi!
[Skorzystasz może jeszcze z słów mych, gdy twe oczy
Miecz ujrzą ponad szyją, zanim krew cię zbroczy.
Przenigdy nie pozwolę, byś w swej nierozwadze
Ginęła! Więc coprędzej do świątyni radzę
I przyjścia twego czekam z wojskami mojemi.]
Odchodzi.

IFIGENIA.

Dla czego zraszasz lice, matko, łzy cichemi?

KLYTAIMNESTRA.

Azali do żałości nie mam dziś przyczyny?

IFIGENIA.

Nie wzruszaj! Sfolguj jeszcze tej prośbie jedynej.

KLYTAIMNESTRA.

Mów, córko, wszak odemnie nie doznasz odmowy.

IFIGENIA.

Nie ścinaj sobie, proszę, matko, włosów z głowy
I w żadnej mi żałobnej nie chodź po mnie szacie.

KLYTAIMNESTRA.

Czegóż ty żądasz, córko? Jakto? Po twej stracie?

IFIGENIA.

Nie strata to! Żyć będę, okryję cię sławą.

KLYTAIMNESTRA.

Co mówisz? Tak bez żalu mam znieść śmierć twą krwawa!

IFIGENIA.

Bez żalu. Nie usypie nikt mi grobu przecie.

KLYTAIMNESTRA.

Czyż śmierć a grób nie jedno? Gdzież ty legniesz, dziecię?!..

IFIGENIA.

Zeusowej córki ołtarz grobem moim będzie.

KLYTAIMNESTRA.

Usłucham cię, me dziecko! Słuszność masz w tym względzie.

IFIGENIA.

Szczęśliwa śmierć jest moja. Dla ojczyzny ginę!

KLYTAIMNESTRA.

A siostrom co polecasz w tę smutną godzinę?

IFIGENIA.

I one niechaj również nie chodzą w żałobie.

KLYTAIMNESTRA.

Lecz jakie miłe słowo zostawiasz po sobie?

IFIGENIA.

Pożegnaj je! Na męża wychowaj mi brata.

KLYTAIMNESTRA.

Uściskaj go! Ostatni raz to! Schodzisz z świata!

IFIGENIA.

Najdroższy! Druhem byłeś mi według swej siły.

KLYTAIMNESTRA.

W Argosie czy ci spełnić jaki przekaz miły?

IFIGENIA.

Dla ojca, a małżonka twego, nie miej wzgardy.

KLYTAIMNESTRA.

Dla ciebie stoczy ze mną nie jeden bój twardy.

IFIGENIA.

Że ja Helladę zbawię, pchała go nadzieja.

KLYTAIMNESTRA.

Postąpił sobie chytrze, niegodnie Atreja.

IFIGENIA.

Za włosy nim pochwycą, któż tam pójdzie ze mną?

KLYTAIMNESTRA.

Ja z tobą —

IFIGENIA.

O nie, matko! Twoja chęć daremna.

KLYTAIMNESTRA.

Szat twoich się uczepię!

IFIGENIA.

O nie! Nie uczepi
Twa ręka mej się sukni! Dla mnie tak najlepiej,
A także i dla ciebie! Jeden z ojca służby
Powiedzie mnie przed ołtarz, gdzie się spełnią wróżby.

KLYTAIMNESTRA.

Odchodzisz, moja córko?

IFIGENIA.

Tak, i już nie wrócę!

KLYTAIMNESTRA.

Porzucisz rodzicielkę?

IFIGENIA.

Nie bez chwały rzucę.

KLYTAIMNESTRA.

Pozostań! nie porzucaj!

IFIGENIA.

Po co łez tych zdroje?
A wy zaś razem ze mną, młode panie moje,
Pieśnię zanućcie radosną
W cześć Artemidy, córki Zeusowej!
Sprawcie waszemi te słowy,
Niechaj-że dobre z nich wróżby wyrosną
Dla Danajczyków! A teraz już, proszę,
Potrzebne przynieście kosze,
Oczyszczające ziarna
Niech już pochłonie
Płomieni fala ofiarna!
Ojciec po prawej niech stronie,
Jako się godzi,
Ogień obchodzi!
Idę już bowiem, już szyję swą kładę,
Aby wybawić Helladę!
Wiedźcie mnie zatem
Na drogę skonu,
Mnie, pogromczynię Ilionu
I kraju Frygów! Me czoło
Przystrójcie wieńcem wokoło.
Warte-ci ono,
Iżby je uwieńczono,

Iżby święconą je wodą
Skropiono,
Tę skroń moją młodą!
To wasze grono
Niech w taniec idzie
W cześć Artemidzie,
Niech skocznym tu kręgiem otoczy
Świątynię,
Niech płynie
Pląs wasz ochoczy
Wokół bożego ołtarza!
Gdy tak potrzeba,
Chcę ułagodzić nieba.
Chcę, iżby krwi mej potoki
Mogły przebłagać wyroki
Boże!
O święta, prześwięta macierzy!
Tutaj ja złożę
Łzy swe w ofierze,
Boć łza twój ołtarz znieważa —
Płakać mi nie należy,
Gdy wejdę w świątynne dźwierze!

*

O haj! O haj!
Niech razem ze mną, dziewice,
Hymn wasz pobieży
W cześć Artemidy,
Co tu naprzeciw chalcejskich wybrzeży
Ma właść swą i święty swój gaj,
Tu, gdzie me widzą źrenice,
Jak z mej przyczyny ninie
W wąskiej cieśninie

Aulidy
Bezczynne gnuśnieją dzidy!...
Chwała ci ziemio pelasgijska, chwała!
Chwała-ć, Mykeno wspaniała,
Ty, coś mnie na świat wydała!..

CHÓR.

Wspominasz Perseja gród.
Wybudowany przez Cyklopów lud!

IFIGENIA.

Nie nadaremnie
Wydałaś we mnie
Światłość Hellady:
Za jej chwalebny tron
Chętnie dziś idę na skon!

CHÓR.

Nigdy nie zgaśnie
Twa sława!

IFIGENIA.

O haj! O haj!
O ty pochodnio dnia!
O wy słoneczne jaśnie!
W innym ja spocznę bycie,
Inne już, inne życie
Przed memi oczyma stawa,
W inny odchodzę kraj!
Żegnaj, światłości ma!
O haj! O haj!


∗                    ∗
CHÓR.

Patrzcie! już idzie
Po drodze skonu

Ta pogromczyni Ilionu
I kraju Frygów! Jej czoło
Zdobi już wieniec wokoło —
Warto-ci ono,
Iżby je uwieńczono,
Iżby święconą je wodą
Skropiono!
Tę szyję swą młodą
Niebawem pono
Skrwawioną złoży
W świątyni bożej,
Tę ciała pięknego krasę.
Ros zdroje.
Na twoje
Przyjście tak łase,
Już tam czekają gotowe.
Ręka rodzica
Skropi ci słodkie twe lica.
Czekają wojska już gieckie,
By zburzyć miasto zdradzieckie.
Dalej!
Niechże niebiosów Kniahinię
Język wasz chwali!
Ku Artemidzie
Ślijmy słów naszych osnowę,
By poszczęściła godzinie,
Gdy wojsko na Ilion idzie!

*

O przenajświętsza Pani!
Ty, coś jest rada,
Gdy ci przynoszą w dani
Ludzkie ofiary!

Spraw, by ta zbrojna Hellada.
W frygijskie ruszywszy obszary,
Podstępny zburzyła gród!
Niech Agamemnon mężny
W tej krwawej
Walce orężnej
Ozdobi korona, sławy
Swój grecki lud!
I oby w bitewnej pogoni
I dla swej własnej skroni
Zwycięzki wieniec splótł!
Wchodzi

GONIEC.

Z namiotu wyjdź coprędzej, córko Tyndarowa,
Posłuchaj, co ci moje opowiedzą słowa!

KLYTAIMNESTRA.

Wołana, usłyszałam! Wloką się me nogi,
Przychodzę nieszczęśliwa, drżąca, pełna trwogi.
Czy może jeszcze świeżej nie dodasz boleści
Do cierpień mych obecnych.

GONIEC.

O córce mam wieści —
Niezwykłe, istne cuda, że ginąć w zadziwię!

KLYTAIMNESTRA.

Nie zwlekaj! Mów coprędzej! Czekam niecierpliwie!

[GONIEC.

Natychmiast, droga pani, zadość ci się stanie.
A zacznę od początku, jeśli pomieszanie
Mych zmysłów i języka mojego nie zmiesza.
W te tropy, kiedy nasza zjawiła się rzesza

Śród gaju Artemidy, córki niebios pana,
Gdzie cudną lśni zielenią kwiecista polana,
Gdzie wojsko się achajskie zebrało — tej chwili,
Kiedyśmy twoją córkę, mówię, sprowadzili.
Od razu nas argiwski zbrojny tłum otoczył.
A skoro twoje dziecko Agamemnon zoczył.
Zajęknął i zakrytą odwróciwszy głowę.
Jął strasznie zraszać łzami te swoje ojcowe
Oblicze, w fałdach płaszcza schowane. I ona,
Od razu przystąpiwszy do Agamemnona,
Poczęła doń przemawiać: »Ojcze mój, przychodzę,
Ażeby życie swoje oddać na tej drodze
Dla Grecji, mej ojczyzny. Z własnej-ci je chęci
Oddaję onej rzeszy, która mnie poświęci,
Przywiódłszy do ołtarza, gdy tak pragną nieba.
Przezemnie więc szczęsnego zażywając chleba,
Ruszajcie w bój, ażeby zwyciężywszy, potem
Na ziemi swej ojczystej zjawić się z powrotem.
A proszę, niech mnie ręce nie tkną się niczyje,
W milczeniu i bez trwogi sama oddam szyję!«
To rzekła. Zasię wszystkim, którzy to słyszeli,
Dla męstwa tej dziewicy podziw się udzieli,
Dla duszy jej przezacnej. I jako przystoi,
Talthybios, wystąpiwszy, w moc godności swojej
Pobożne wszemu wojsku nakazał milczenie.
Wróż Kalchas wówczas miecza dobędzie i wżenie
Do kosza go złotego i uwieńczy czoło
Dziewicy. Syn Paleja, obiegłszy wokoło
Bogini święty ołtarz, w ręku mając wodę
Święconą i ofiarny kosz, tak rzekł: »Na młode,
Nadobne spojrzyj dziewczę, ty córo Zeusza,
Zwierzobójczyni boża, przez którą się rusza

Ta światłość w mroku nocnym, i przyjmij-że w dani
Tę czystą krew z jej szyi, którą tu zebrani
Wodzowie Achajczyków wraz z Agamemnonem
Składają ci, i sprawże, aby z niezmęczonem
Ruszyły wojskiem statki i by nasze dzidy
Zburzyły twierdzę Troi. To niech Artemidy
Zarządzi nam łaskawość!« I wszyscy Atrydzi
Spuścili na dół oczy i wojsko się widzi,
Jak wryte, stało w miejscu, w jednym zbite rzędzie.
I kapłan się pomodli i miecza dobędzie
I szyi się przygląda, gdzieby mógł tym mieczem
Ugodzić jaknajlepiej. I w mem sercu człeczem
Ból zrodził się niemały. Czekałem bez ruchu,
Gdy nagle cud się zjawił. Dla każdego słuchu
Wyraźne było każde uderzenie noża,
Dziewica zaś jak gdyby znikła gdzieś w przestworza...
W tem głośno wrzasnął kapłan, a śladem kapłana
Wrzasnęło całe wojsko. Rzecz niespodziewana,
Albowiem zoczyliśmy, przy ołtarzu blisko,
Niezwykłe, juści z nieba zesłane zjawisko:
Nikt oczom nie dowierzał z zbrojnego zebrania,
Ujrzawszy, jak leżąca tuż na ziemi łania
O kształtach przecudownych i rosłej postawy
Broczyła ołtarz bóstwa strumieniami krwawej
Posoki. Wówczas Kalchas — niech ci się nie zdaje,
Ażeby nie radośnie — zawołał: »Achaje!
Wojsk wspólnych naczelnicy! Widzą wasze oczy
Ofiarę, tę z kniej górskich łanię, która broczy
Ten ołtarz? Tak, bogini zesłała ją sama.
Jest milsza jej od dziewki, snać niechce, by plama
Szlachetnej krwi dziewiczej zbryzgała świątynię.
Nikt wątpić tu nie może, że w tym swoim czynie

Wskazała, iż ofiarę przyjmuje radośnie,
Bo zsyła wiatr pomyślny, który już nam rośnie,
Abyśmy mogli ruszyć na Troję. Więc dalej!
Co tchu trzeba nam spieszyć tam ku morskiej fali,
Żeglarze, hej! skierować ku statkom swe kroki!
Albowiem jeszcze dzisiaj z aulidzkiej zatoki
Ruszymy, by pruć głębie egejskiego morza,«
A gdy Hefajstowego ognia siła boża
Do szczętu już pożarła ofiarę, wróż wtedy
Jął błagać, by do końca uniknęła biedy
Ta naszych wojsk wyprawa. Mnie tutaj ku tobie
Śle książę Agamemnon, by ci w twej żałobie
Powiedzieć, jakie losy twa córka zyskała
Od bóstw i jaka w Grecji niespożyta chwała
Wyrosła dzisiaj dla niej!.. Ja, naoczny świadek
Zdarzenia, mówię tobie: Ten dziwny wypadek
Wskazuje, że twa córka chyba wprost do nieba
Dostała się cudownie. Więc porzucić trzeba
Te smutki, niech cię serce na męża nie judzi:
Niespodziewanie bóstwa nawiedzają ludzi
I tym, których miłują, niosą wybawienie.
Patrzały dzisiaj na to jasne dnia promienie,
Jak marła twoja córka i jak szła znów w blaski.

PRZODOWNICA CHÓRU.

Raduję się, gdy słyszę z gońca tego łaski,
Że córka twoja żyje i że bawi w niebie.

KLYTAIMNESTRA.

O córko, który-ż z bogów dzisiaj uniósł ciebie?!
Jak do cię mówić mam?!
Czy to nie wymysł? Nie kłam,

Którym tumanią morderce,
By uspokoić me serce?

PRZODOWNICA CHÓRU.

O, idzie Agamemnon, z ust Książęcej Cześci
Zapewne takie same będziesz miała wieści.
Wchodzi

AGAMEMNON.

Przez córkę błysło szczęście, małżonko nad nami!
W istocie, już dziś ona pomiędzy bóstwami...
A teraz, wziąwszy z sobą młodego jelonka, (wskazuje na Orestesa)
Niech wraca do ojczyzny ma droga małżonka.
Już wojsko ruszyć myśli... Więc żegnaj! Niestety!
Nie prędko wrócę z Troi, by lubej kobiety
Uścisnąć dłoń, powitać cię znowu... Bądź zdrowa!

CHÓR.

Niech Bóg, Atrydo, w szczęściu cię zachowa!
Płyń do frygijskiej ziemi
I z zdobyczami świetnemi
Do tej dzierżawy swojej
Powracaj z Troi!..]









  1. W dom Achillesa, syna bogini Tetydy.
  2. W Sypilos mieszkał Taulat, przodek rodu Atrydów.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eurypides i tłumacza: Jan Kasprowicz.