Z Chrystusem — w Nim i z Nim w parze,
W ogniu miłości się żarzę!
Bo mój Oblubieniec nowy
Dał obrączkę i wybrany
O! Baranek ukochany,
Wziął mnie w niewoli okowy!
Jak nożem zadał mi rany! Serce moje w ognia żarze; W sercu mem Jego ołtarze.
Ogień w sercu mojem składa
Aż ciało na ziemię pada!
I tą to siłą miłości,
Jak strzałą z kuszy rzuconą,
Która przebiega w szybkości
I wre wojną zapaloną; Umieram w słodkości parze, W ognia żarze!
Chwile śmierci osłodzone!
Jakże są zdumiewające,
Że ciosy we mnie utkwione,
Strzały miłości iskrzące,
Jakby miecze wyostrzone, I te setki rąk szczypiące Wszystko to mnie trzyma w skwarze, W ognia żarze!
...O! nie przez śmierci przeszedłem nicości,
Lecz przez rozkosz i piękności,
I potem odżyłem w sile,
Wewnątrz serca umocniony,
A dusza moja ściga błogie chwile,
W których przez orszak byłem prowadzony; Aż w najwyższe tam ołtarze W ognia żarze!
Gdy więc miłością przejęty wróciłem
I uczuciami wiary żarliwemi
Zostałem przejęty — powstałem,
Jak rycerz przebiegłem na Chrystusa ziemi,
Acz przy Nim słabe było moje ramię,
Ale w mem sercu miałem Jego znamię W łasce i karze W ognia żarze!
Gdy czyn miłości był już dokonany,
Serce w Nim pokój zawiera,
Bo wprzód byłem Jemu znany,
I w Nim biedny, zakochany,
A ta miłość była szczera!
Odtąd zawsze jestem zdolny,
Nosić Chrystusa w mojem sercu wolny,
On mnie pocieszając wspiera, Jemu w mem sercu miłości ołtarze W ognia żarze!
Św. Franciszek opuściwszy zawód kupiecki, udaje się do jaskini. „Znalazłem skarb“ — mówił przyjacielowi.
Skan zawiera grafikę.
Franciszek, poznawszy z objawienia i zachwycenia wolę Bożą, pożegnał się na zawsze z próżnościami świata. Uchylił się od interesów ziemskich swego ojca, pilnie poszukiwał samotnego miejsca, gdzieby mógł swobodnie rozmawiać z Bogiem i łatwiej się skupić. Usunąwszy się do niedalekiej, obok Asyżu położonej jaskini, Franciszek przepędzał tam większą połowę dnia sam na sam z Bogiem, błagając Go ze łzami, aby mu przebaczył lata zapomnienia jego młodości i nadal już odtąd Sam kierował jego krokami po ścieżkach doskonałości. Wychodząc z tej jaskini, bywał blady i wynędzniały, jak gdyby się oddawał pracy, przechodzącej jego siły. Natomiast dusza jego przepełnioną bywała weselem, które niekiedy, choć w słowach niejasnych, usiłował przelać do serca jednego ze swych przyjaciół, towarzysza dawnych zabaw, który sam jeden tylko pozostał mu wiernym: »Znalazłem skarb«, mówił mu, »znalazłem skarb«. W zgiełku światowym zwykle gubi się skarby cnót, spokój serca, i co najważniejsza, Boga, niebo. Bądź miłośnikiem samotności i milczenia, gadatliwość twoja, to przyczyna twojej oziębłości w modlitwie.