Memu się Bogu pokłonem ścielę, Kraj mu całuję gwiaździstej szaty;
Mirrę mu wonną spalę w kościele, Bom z jego ręki możny — bogaty;
A był on dla mnie darami hojny:
Mój duch, jak anioł, piórami strojny.
Wiem, gdzie zacząłem, a nie znam końca, Dalej i wyżej! lot mój gromowy.
Zdobyczą — gwiazdy, sfery i słońca... A celem — on sam, Bóg przedwiekowy;
Toż z aniołami radbym w zawody
Hymny mu śpiewał na wieczne gody.
Memu się Bogu pokłonem ścielę, Bo on mię w wielkim zbudził narodzie!
Bo lud mój cierpiał i ważył wiele, A o słonecznym marzył pochodzie
W miłość — i pójdzie tam, bo mu dano
Miłości wrócić ziemię zbłąkaną.
A jam pochwycił jeden z sztandarów — Ludu pieśń — i z nim stoję na dobach;
Jak miecz on zawisł ........ I wiem, że zatknę go na ich grobach;
Toż wśród nieszczęścia jestem spokojny,
Bom najstraszniejszym orężem zbrojny.
Memu się Bogu pokłonem ścielę Za młodość moją w ciernie obfitą:
Za to, żem cierpiał i ważył wiele, Żem drogą nieraz szedł nieubitą;
Żem na niejednym kolcu się skrwawił
I ślad niejeden krwi pozostawił.
I za samotność życia grobową Pokłonem Tobie ścielę się, Boże.
Gdy znój i smutek będą nad głową, Wiesz, że na sercu głowy nie złożę,
Że i łza jedna nie spadnie dla mnie,
Chyba stróż anioł mój westchnie za mnie.