Historyi Stefana Czarnieckiego Część III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Dymitr Krajewski
Tytuł Historya Stefana na Czarncy Czarnieckiego
Podtytuł wojewody kijowskiego, hetmana polnego koronnego
Wydawca Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wyd. 1859
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


HISTORYI
STEFANA CZARNIECKIEGO
CZĘŚĆ III.


Uwolniona rzeczpospolita od wojny szwedzkiej, obróciła wszystkie siły swoje przeciwko Moskwie, która częścią pustoszyła wsie i dzikim sposobem wycinała ludzi, częścią posuwając coraz dalej swój najazd, garnęła do siebie znaczniejsze miasta. Już bowiem oprócz znacznej części kraju, sama nawet stolica księstwa litewskiego Wilno zostawało w mocy moskiewskiej; i chociaż pamiętna pod Konotopem klęska osłabiła nieco siły nieprzyjacielskie, zostało jednak całe wojsko pod komendą generała Chowańskiego mającego trzydzieści tysięcy ludzi, który im mniej miał odporu, tem śmielej coraz posuwał się dalej. Car Alexy Michałowicz wiele dobrego obiecując sobie po przymiotach wojennych generała Chowańskiego, umyślił wkrótce z resztą sił wkroczyć do Polski, na to tylko oczekując, aby mu poprzedzające zwycięstwa usłały drogę do tronu. Że zaś to zaufanie, które miał w Chowańskim, nie było bez przyczyny, ztąd się pokazuje, iż ten jak tylko się dowiedział, że na obronę Litwy wezwany był od króla Czarniecki, prosił swego monarchy, ażeby on, nie kto inny miał do czynienia z tym sławnym przeciwnikiem, podchlebiając sobie, iż tem większa chwała czeka go z zwycięstwa, im doświadczeńszego w sztuce wojennej, i sławniejszego tylą zwycięstwami mieć będzie przeciwnika[1].
Stało się według jego żądania; ale przeciwne zdarzenie zawiodło podchlebne nadzieje. Jan Kazimierz gdy nadaremnie po kilka razy doprasza się o pokój, wysłał nakoniec hetmana Sapiehę, ażeby ściągnął zewsząd wojsko i szlachtę, z którąby poszedł na odpór nieprzyjacielowi. Sześć tysięcy wojska liczył na ów czas Sapieha, z którym złączył się Czarniecki pierwszych dni wiosny, przebywszy czas zimowy w województwie podlaskiem mając trzy tysiące holsackiego wojska, tak zwanego od kraju, w którym się wsławiło. Obadwa ci wodzowie udali się prosto do Litwy, wysławszy przodem siedm pułków pod komendą Jana Polanowskiego rotmistrza, który gdy napadł na pięćset Moskwy pod Słonimem, częścią rozproszył nieprzyjaciela, częścią zagarnął w niewolą. Te pierwsze początki szczęścia dodały serca naszym, i posłużyły wodzom, iż od zabranych w niewolą powzięli dostateczną wiadomość o sile i zamysłach nieprzyjaciela. Od nich bowiem dowiedzieli się, iż Chowański gotuje się zabiedz naszym drogę, i że niczego bardziej nie pragnie, jako aby się spotkał z Czarnieckim, poczytując to sobie za hańbę, gdyby miał trzymać wojsko w okopach, ale w otwartem polu chce się potykać z naszymi. Trzymał on w oblężeniu Lachowice zamek obronny murami, i dobrze opatrzoną twierdzę, zabytek chwalebnych dzieł wojennych Karola Chodkiewicza, gdzie od półroku stawiąc się mężnie mieszkańcy, nie mogli nakoniec obiecywać sobie długiego odporu dla niedostatku prochu i żywności.
Uwiadomieni wodzowie nasi o złym stanie w oblężeniu będących, udali się jak najspieszniej pod Lachowice. A najprzód Kmicic prowadzący straż litewską, i z nim Skoraszewski rotmistrz pułku Leszczyńskiego wysłani przodem oznajmili wodzom, iż nieprzyjaciel puścił się w drogę, aby w otwartem polu stawił się na odsiecz idącym. Przeto dla złej przeprawy przez las pospieszyli się nasi, aby uprzedzając nieprzyjaciela zaszli mu drogę w miejscu sposobniejszem do boju; i jak tylko wybrnęli z złej przeprawy, postrzegli pod wsią Połonką Moskalów ustawionych już do bitwy. Stał Chowański obozem w obszernem polu, mając z jednej strony jezioro, które czyniło naszym trudny przystęp do niego, i jak tylko postrzegł wojsko polskie, chciał nieodwłocznie rozpocząć bitwę, ale mgła zwolna opadająca na dół, przeszkadzała niecierpiącemu zwłoki, a posłużyła naszym, iż chociaż gotowymi już byli do boju, lepiej się jednak i stósowniej do miejsca ustanowili. Czarniecki prowadząc prawe skrzydło ułożył z kolegą, aby gdy on nacierać zacznie, Sapieha z lewego boku uderzył całą siłą na nieprzyjaciela. Miarkując jednak w sobie żywość, a chcąc korzystać z popędliwości przeciwnika swego, wysłał cztery chorągwie konne, które spotkały się mężnie z jazdą moskiewską i po żwawej utarczce spędziły ją z miejsca, otwierając pole dwom pieszym chorągwiom, które wyznaczył Czarniecki aby się przebrały do jeziora, i wstępnym bojem opanowały groblę.
Te początkowe korzyści rozjątrzyły serce, i zapaliły popędliwość w wodzu nieprzyjacielskim. Nie mając tej roztropności, która w największym zapale umie miarkować porywczość, a co większa popełniwszy dwa wielkie błędy: iż opuścił okopy i wojsko swoje podzielił, miał jeszcze tę próżną dumę, iż sądził za wstyd dla siebie, gdyby porządnem ustąpieniem z miejsca ocalił siebie i wojsko. Przyzwał więc jazdę pod lasem stojącą, rozkazując ażeby jak najprędzej przybyła wspierać piechotę, która gęstym ogniem z dział dawała odpór naszym. Wszczęła się bitwa z obydwóch stron krwawa, a koniec jej tak był niepewny, iż od rana aż do południa na żadną stronę nie nakłaniało się zwycięstwo. Jednakże w tem szczęście zdawało się bardziej sprzyjać przeciwnej stronie, iż od jeziora i grobli większa była strata naszych, dla gęstego ognia z harmat które miała piechota. Ale gdy Litwa przebyła przez grzęskie błota, natarła żwawo na piechotę moskiewską, rażąc ją z boku: tymczasem Czarniecki umiejący korzystać z wszelkich okoliczności, i zastępując męstwem swojem nierówność sił które miał nieprzyjaciel, uderzył całą jazdą swoją na jazdę moskiewską, i tak pomięszał jej szyki, iż nie mogąc przyjść do porządku, ustąpić musiała z miejsca. Największe siły nieprzyjacielskie były w piechocie, z którą Chowański posuwając się co raz żwawiej, dał rozkaz, aby jazda ustawiona w dawnym porządku przyszła mu na pomoc, a nie tracąc nadziei zwycięstwa, z większą jeszcze natarczywością rozpoczął jakoby nanowo bitwę. Niemałą klęskę ponieśli naówczas nasi, częścią dla liczby trzy razy większej którą miał nieprzyjaciel, częścią dla niedostatku piechoty i harmat, nie mając więcej jak dwie chorągwie piesze, siedm polowych harmat, i jedną tylko rotę lekkiej jazdy, gdy przeciwnie siła moskiewskiego wojska składała się z licznej dragonii, kirysyerów i strzelców pieszych, którzy prócz gęstego ognia, bagnetami i siekierami razili mocno jazdę naszą. Z tem wszystkiem stateczne męstwo zwycięzcy pod Nortburgiem spędziło powtórnie z placu nieprzyjacielską jazdę, tak iż odstąpiła piechoty, która w tym samym porządku jak była ustawiona, wszystka prawie padła na bojowisku. Przeszło ośm tysięcy trupa rachowano z przeciwnej strony. Ażeby zaś uciekający do lasu nie uszli rąk zwycięscy, wysłane pułki ścigały rozproszonych. Szczerba generał mający pierwszą władzę po Chowańskim, dostał się w ręce naszym. Zmijow pułkownik piechoty długo się mężnie broniąc, gdy oczekuje na pomoc Chowańskiego, rażąc berdyszami jazdę i nie chcąc się poddać, poległ z innymi. Chowański widząc iż go odstąpiło szczęście, w rozpaczy nie tak o życie jako o zwycięstwo, najprzód z dwoma synami udał się ku Lachowicom, ale postrzegłszy, iż nasi szli w pogoń za uciekającymi, kazał przewodnikowi aby go prowadził do Wilna, nakoniec puszczając się manowcami uszedł do Smoleńska.
Ta potyczka pod Połonką pamiętna klęską Moskalów a pomyślnością i męstwem naszych, przypadała dnia dwudziestego siódmego czerwca 1660. Przeszło piętnaście tysięcy wojska moskiewskiego w dniu jednym częścią zginęło, częścią poszło w rozsypkę, które karnością i ślepem posłuszeństwem wodzom byłoby bezwątpienia pokonało naszych, gdyby z jednej strony nieroztropność i duma Chowańskiego, a z drugiej męstwo i doświadczenie w sztuce wojennej Czarnieckiego, nie były przyczyną tej straty. Oprócz czterdziestu sztuk harmat różnej wielkości, sto czterdzieści sześć rozmaitych znaków wojennych rachowano w zdobyczy, i cokolwiek być mogło pieniędzy czyli w kasie wojskowej, czyli prywatnego majątku Moskalów, wszystko to dostało się naszym, nierównym jednak działem; bo gdy mężniejsi ścigali nieprzyjaciela zapaleni duchem wojennym, chciwi i lękliwszego serca szarpali między siebie zdobycz. Z strony naszej nie było także bez krwi rozlania. Oprócz bowiem szeregowych i gemejnów, których liczyć można było do trzechset zabitych, zginęli z znaczniejszych: Kazimierz Bułhak rotmistrz pułku Branickiego, Jędrzej Pełczyński, Samuel Kobyłecki, Władysław Kruszewski, i wielu innych tak z Litwy jako i z Korony.
Po skończonem pod noc zwycięstwie udali się nasi ku Lachowicom, idąc na odsiecz w oblężeniu będącym, i mimo strudzenia po tak pracowitej bitwie, ciemności nocy i złej przeprawy przez las, pospieszyło się wojsko aby korzystać z odniesionego zwycięstwa. Już nieprzyjaciel, czyli przeczuwając nieszczęście swoje, czyli odebrawszy wiadomość o zbiciu Chowańskiego, zaczął mieć się jak najspieszniej do drogi, wyprowadzając harmaty, składając namioty, i z wielką trwogą czekając tylko świtania aby się ruszył z miejsca; gdy tymczasem pośpiech zwycięzcy uprzedziły i dnia jasność, i zamysł lękających się Moskalów. Pierwsza straż nasza jak tylko stanęła na miejscu i cośkolwiek przy wzrastającej zorzy rozeznać mogła nieprzyjaciela, rzuciła się natychmiast na obóz; co widząc z murów w oblężeniu będący, wypadli z wielkim krzykiem z zamku na nieprzyjaciela, który widząc z jednej strony jazdę naszą wstępnym bojem nacierającą na obóz, z drugiej oblężeńców wpadających na wały, strwożony nie myśli o obronie, ale opuściwszy wszystko, szuka bezpieczeństwa w ucieczce. Na odgłos bitwy pospiesza reszta wojska naszego i przeraziwszy klęską uciekających, obóz cały, broń, wszystkie sprzęty wojenne zabiera w zdobyczy.
Takim sposobem zakończyło się pamiętne zwycięstwo zaczęte pod Połonką. Chowański utracił resztę wojska i wszystkie bagaże, a Lachowice stawiając się nieprzyjacielowi przez sześć miesięcy, mimo niedostatku żywności i rzeczy potrzebnych do obrony, oswobodzone zostały od oblężenia. Miał zwierzchność nad wojskiem w tej twierdzy będącem Michał Judycki wojski rzeczycki, który mężną statecznością ocalił siebie i swoich; a nagłą wycieczką pomógł niemało naszym do pamiętnego zwycięstwa.
Znużone pracą i niewczasem wojsko nasze, potrzebowało na czas spoczynku. Rozstawiono więc pułki po włościach dziedzicznych hetmana Sapiehy, ale wprzód niż zaczęły pokrzepiać siły po trudach, i z powodów chrześciańskiej usługi, i z potrzeby zachowania od zarazy całą okolicę, zniesiono trupy na jedno miejsce, które żołnierz nasz grzebiąc w ziemi, zostawił smutną pamiątkę w mogiłach, rzezi chciwego najezdnika, i gorliwości swojej w ocaleniu ojczyzny. Tymczasem wodzowie myśląc o doniesieniu królowi pomyślnej nowiny zwycięstwa, mieli spór między sobą o zdobycz, która im się dostała. Sapieha jako hetman i mający najwyższą władzę, przywłaszczał sobie to wszystko, cokolwiek przyniosło zwycięstwo, gdy Czarniecki z swej strony obstając przy tem, iż wojsko jego nie było na żołdzie litewskim, ale tylko złączyło się z Litwą dla dania jej posiłków, domagał się części zdobyczy nie dla siebie, ale dla wojska swego, którego nadgrodzić męstwo było sprawiedliwem żądaniem; a gdy hetman czyni zwłokę w zaspokojeniu żądań Czarnieckiego, ten uprzedzając go wysłał Skoraszewskiego z doniesieniem królowi o otrzymanem zwycięstwie. Odebrał tę wiadomość Jan Kazimierz będąc naowczas na nabożeństwie w kościele panien Sakramentek, i wprzód niż odpieczętował list Czarnieckiego, uwiadomiony ustnie o pomyślnej nowinie, padł na kolana przed ołtarzem dzięki czyniąc Bogu za otrzymane zwycięstwo, a lud wszystek napełniony radością, oddał chwałę Najwyższemu przykładem króla po różnych kościołach, gdzie z tej przyczyny naznaczone były publiczne dziękczynienia.
Wojna z Moskwą w Litwie ciągnęła się z tem większą ochotą naszych, im więcej serca dodawało im odniesione zwycięstwo. Po kilkodniowym spoczynku ściągnęli do siebie wodzowie rozstawione pułki, ale nie byli jednego zdania względem dalszej wyprawy. Hetman Sapieha obstawał przy tem, aby uderzyć na Dołhorukiego, którego pokonawszy, upadnie cała potęga wojska nieprzyjacielskiego; Czarniecki zaś wiele trudności upatrywał w uskutecznieniu tego zamysłu: częścią dla miast obronnych Szkłowa i Mohylowa, w których nieprzyjaciel znajdował dla siebie obronę, częścią dla niedostatku piechoty, sądził ażeby ścigać Chowańskiego, za którym zapędzony żołnierz w granice moskiewskie, oddając wet za wet nieprzyjacielowi, przymusi go nakoniec, iż wyciągnie wojska swoje z Polski, i o swoim chlebie bronić się będzie musiał zwycięscy. Niepomyślny skutek przeciwnego zdania, jaki się dał potem widzieć, okazał iż zamysł Czarnieckiego był daleko lepszy. Niechciał jednak uporczywie obstawać przy nim Czarniecki, ale mając sobie za obowiązek dobrego obywatela, i powinność wodza, aby nie tracił czasu na próżnych sporach, z którychby mógł nieprzyjaciel korzystać, poszedł za zdaniem hetmana. Nim jednak ruszyło się wojsko przeciw Dołhorukiemu, uchwalili między sobą wodzowie, aby się odłączyli, i osobnym traktem idąc na nieprzyjaciela, ułatwili sobie trudne przeprawy będące w tych stronach. Sapieha udał się ku Szkłowu miastu osadzonemu strażą moskiewską, Czarniecki zaś poszedł ze swemi pod Mohylów; ale nadaremnie obydwa ci wodzowie kusili się o wzięcie tych miast, ponieważ sami nawet mieszkańcy przyuczeni do handlu z Moskwą, tym samym językiem mówiący, tych samych będący obrządków, i bardziej przywiązani do panowania obcego aniżeli do dawnego rządu, czynili trudność naszym łącząc się z nieprzyjacielem.
Widząc nakoniec nasi, iż bezskutecznie pracowali około dobycia miast rzeczonych, a co większa gdy odebrali wiadomość, iż Dołhoruki zbliżał się ku nim, odstąpili od oblężenia, i złączyli się z sobą o milę od Mohylowa. Ale czekając nadaremnie nieprzyjaciela, postanowili złączonemi siłami kusić się jeszcze o dobycie miasta, i podstąpili z wojskiem pod Mohylów. To powtórne oblężenie było niepomyślne dla naszych. Moskale pod wodzem Morozowem trzymającym straż w mieście, czynili częste wycieczki, a jak tylko pułki nasze dawać zaczęły odpór, cofał się nazad nieprzyjaciel, korzystając zawsze z pierwszego napadnienia. Żadnego dnia nie było bez utarczki, która się pospolicie kończyła na większej stracie naszych; osobliwie jednak dnia dwudziestego dziewiątego sierpnia porażeni byli nasi, ponieważ przeszło trzydziestu ludzi z pułków litewskich straż trzymających padło na bojowisku, a reszta zabrana była w niewolą. Los dostających się w ręce nieprzyjaciół, był srogi dla okrucieństwa. Naród moskiewski będąc naówczas dziczą nieznającą prawa ludzkości, wyrzynał bezbronnych jeńców, i rozmaitemi mękami które im wprzód zadawał, pasł oczy i dzikie serce. Chciał był hetman przykładem łagodności swojej pociągnąć Moskala do podobnego uczynku, odsyłając mu sto jeńców których miał u siebie; ale ten postępek nie nauczył go wzajemnej ludzkości, owszem wypędzając sromotnie z miasta przysłanych sobie jeńców, dał poznać przez to, iż nie odmieni dzikości serca.
Mając do czynienia nasi z takim nieprzyjacielem, a osobliwie gdy dobywanie Mohylowa wiele już krwie i czasu kosztowało starał się Czarniecki odwieść hetmana od próżnego zamysłu, wystawując mu, iż było rzeczą próżną, bez piechoty, bez harmat, bez regularnego wojska stawić się przeciwko murom, ale stósownie do sił i zdatności żołnierza, w otwartem polu szukać dla siebie szczęścia. Dla tej przyczyny wzbraniał się pierwej (jak mówiliśmy) iść przeciwko Dołohorukiemu, który oprócz piechoty, harmat, i większej liczby wojska, bezpiecznym się widział w okopach przy mocnych strażach dwóch miast obronnych Szkłowa i Mohylowa. Już zamyślał hetman usłuchać rady Czarnieckiego, gdy wieść powtórna o Iwanie Dołhorukim, iż z całą siłą swoją ciągnie na odsiecz w oblężeniu będącym, bardziej go jeszcze nakłoniła do odstąpienia. W wielkiem niebezpieczeństwie zostawało naówczas wojsko nasze, ponieważ z jednej strony mocna straż nieprzyjacielska, i nieprzebyte brody z wylewu Dniepru, z drugiej nadchodzące wojsko Dołhorukiego, odejmowały mu wszelką nadzieję pomyślnej przeprawy, i opatrzenia się w żywność na czas dłuższy, gdyby tego wyciągała potrzeba. Przewidując to zawczasu hetman, kazał most zrobić na rzece z różnych statków, które pojmał podczas oblężenia, i zwołał z pobliższych wsi pomocnika, dla przyśpieszenia roboty. Tym sposobem ułatwiwszy sobie przeprawę, przeszedł na drugą stronę Dniepru, a naradziwszy się z Czarnieckim, umyślił iść przeciwko nieprzyjacielowi, nie czekając go w miejscu, zwłaszcza gdy widział iż łatwiej mu będzie odebrać miasto, jeżeli pokona Dołhorukiego, na którym wszystkie nadzieje swoje pokładał Morozów.
Jak tylko wojsko nasze przeszło na drugą stronę Dniepru, Dołhoruki uwiadomiony o tem, stanął w miejscu o sześć mil od naszych, i z wielką ostrożnością gotował się do potyczki. Miał on z doświadczenia po Chowańskim, iż wojsko nasze bitniejszem jest w otwartem polu aniżeli pod murami miasta, albo utwierdzonym z wszech stron obozem; przeto jak najśpieszniej rozkazał sypać okopy, mając z jednej strony rzekę Bazyą błotnistem korytem wpadającą do Dniepru, z drugiej zaś od lasa nieprzystępne zawały z drzew pościnanych. Tym sposobem utwierdziwszy swój obóz, postanowił czekać naszych w zamkniętem miejscu, których jeżeliby nie pokonał, był jednak pewnym że mu nasi nic szkodzić nie mogli. Wojsko nasze zbliżywszy się ku nieprzyjacielowi, stanęło z drugiej strony rzeki, rozpatrując się zwolna w położeniu miejsca. Dwie niedziele upłynęło czasu na zwłoce i lekkich podjazdach z obydwóch stron, aby wzajemnie zważali wodzowie liczbę, siły i zamysły swoje. Obydwóch stron wojska w takim stanie zostając, zdawały się oczekiwać zaczepki, i raczej ostrożność niż chęć do bitwy wzajemnie okazywać sobie. Ale gdy nakoniec niedostatek żywności coraz bardziej dokuczać zaczął naszym, postanowił hetman z Czarnieckim uderzyć na nieprzyjaciela, ażeby ogłodzona cała okolica dłuższą zwłoką, nie była potem przyczyną klęski.
Najprzód więc za otrąbieniem ogłoszono ludziom przy wozach będącym, aby mieli napogotowiu topory i siekiery; potem wydany był rozkaz pod karą śmierci na tego, któryby albo wystrzeleniem, albo wynioślejszym głosem wydał nieprzyjacielowi zamysł wojska podsuwającego się pod obóz moskiewski w jak największej cichości. Tym sposobem ruszywszy z miejsca nasi, przeprawili się przez rzekę, i zrobili okopy z rozkazu Czarnieckiego na drugim brzegu, częścią dla bezpieczeństwa aby w czasie potyczki nie wziął im nieprzyjaciel tyłu, częścią aby mieć w swojej mocy rzekę, i łatwość przeprawy w potrzebie.
Jak tylko wojsko nasze posunęło się dalej uprzedzając jeszcze świtanie, postrzegło straż moskiewską, która niespodziewając się bliskości naszych, bawiła się bezpiecznie igraszkami coraz się bliżej posuwając. Mgły powstające z bliskich jeziór zasłaniały naszych, a gwar śmiejących się i rozmawiających z sobą Moskalów był przyczyną, iż niesłysząc ani brzmienia ziemi, ani koni rżących, napadli na lewe skrzydło, które Pac oboźny litewski prowadził. Natychmiast zaczęła się bitwa, tem pomyślniejsza dla naszych, im mniej spodziewana z przeciwnej strony. Rozproszeni Moskale, utraciwszy wodza swej straży, uciekli do obozu napełniając wielką trwogą wszystkich, ponieważ wielu budząc się ze snu nagle, i pomięszani niebezpieczeństwem, stracili przytomność mając się za zgubionych. Ale Dołhoruki spodziewając się tego co się przytrafiło, i zawsze czuwając, za pierwszym odgłosem strzelania wyprowadził kilka pułków przed obóz, aby wstrzymał niemi pierwsze nacieranie naszych, i dał czas swoim do nabrania serca. Miał on trzydzieści tysięcy Moskwy i Kozaków, a oprócz większej nierównie liczby, oprócz harmat i dobrego opatrzenia we wszystko, w obronie miejsca i ślepem posłuszeństwie ludu, pokładał pewną nadzieję wygranej.
Wodzowie nasi ustawili swe wojsko dawnym sposobem, śrzodek trzymał hetman, Czarniecki przywodził prawe skrzydło, a lewe Pac oboźny litewski. Jazda nasza zaczęła bitwę za daniem znaku, z wielką walecznością nacierając na obóz nieprzyjacielski. Z tem wszystkiem gęsty ogień z harmat których było czterdzieści, nietylko mięszał nacierających, ale nawet zwracał, tak dalece iż trzeba było podciągnąć śrzodek wojska pod skrzydła, zostawując nieprzyjacielowi próżne miejsce do strzelania. To rozrządzenie ocaliło naszych; ponieważ częścią dym osiadający, częścią mgła gruba zasłaniała widok puszkarzom, iż nie mogli kierować działami według potrzeby. A gdy huk harmat ustawać nieco zaczął, i nieprzyjaciel widząc naszych iż nie nacierali, poczytał to za trwogę. Władysław Chalecki i Kmicic z siedmią pułkami litewskimi rzucili się obławą na nieprzyjaciela, a wodzowie nasi wstrzymując póty wojsko, pókiby nieprzyjaciel nie uwiódł się żywością i nie wyprowadził całego wojska z obozu, jak tylko postrzegli iż Dołhoruki przyzwał wszystkie siły, natychmiast rzucając się z obóch stron tak blisko się podsunęli, iż pałaszem koń na konia nacierając, krwawą rozpoczęli bitwę. Nie długo opierał się naszym pierwszy szereg nieprzyjacielskiej jazdy; zmięszany, gdy chce ustąpić miejsca piechocie swojej, aby zasłoniona, nie była nieczynną, zmięszał oraz sobą i inne szeregi, tak dalece, iż zamiast schronienia się za piechotę, pierzchać wszyscy zaczęli na stronę. Na ten czas jazda litewska idąc w pogoń za uciekającymi, nagnała ich w błotniste miejsca, gdzie lgnąc z końmi, i bronić się nie mogąc, ponieśli wielką klęskę.
Z tem wszystkiem, nieprzyjaciel chociaż postradał jazdy, żwawo się jednak stawił piechotą i gęstym ogniem z harmat; ale nasi zagrzani pomyślnością, z większą jeszcze odwagą nacierać zaczęli na obóz. Czarniecki według zwyczaju swego, mając na sobie rysie, aby w tym stroju widziany był od całego wojska, dodawał przykładem swoim serca, a przybiegłszy do pułku królewskiego pod znakiem hułanów, i schwyciwszy za rękę chorążego: Domaniecki! (rzecze) jeszcze nam wiele zostaje do czynienia, a noc się zbliża, spieszmy się do zwycięstwa z zachodzącem słońcem. Idź za mną, a koledzy twoi nie odstąpią nas obydwóch[2]. To wyrzekłszy, spiął ostrogami konia, i rzucił się na największy ogień, podając się w tak wielkie niebezpieczeństwo, iż obskoczony zewsząd od nieprzyjaciół, wstępnym bojem otworzył sobie drogę. Tym sposobem kilka razy nacierając na obóz, gdy pułki litewskie mężnie się potykały z boku, mięszać się zaczął nieprzyjaciel, i byłby bez wątpienia poszedł w rozsypkę, gdyby ostre kolce rogatek, któremi zasłoniona była piechota, nie wstrzymywały jazdy naszej, i nie zwracały jej nazad. Mimo tej przeszkody, Hilary Połubiński pisarz polny litewski tak mężnie natarł z hułanami z boku, że gdyby tyko wsparty był posiłkami, równie znaczną klęskę odniósłby był Dołhoruki, jak pod Połonką świeżo porażony był Chowański. Ale gdy wodzowie z przodu bijąc na nieprzyjaciela, nie wiedzą o pomyślnem jego powodzeniu, i częścią żwawością każdy się uwodząc, częścią wrzawą ogłuszony, nie słyszy, ani dla dymu widzieć nie może w którą stronę mógłby się udać pomyślniej, nieprzyjaciel przewidując swą zgubę, cofnął się do okopów.
Bitwa zaczęła się około godziny ósmej z rana i trwała aż do późnej nocy. Zwycięstwo, jeżeli z otrzymanego miejsca na którem była potyczka, i z większej straty sądzić należy, bez wątpienia było z strony naszej. Oprócz bowiem utraconej jazdy, która jak powiedzieliśmy, wpędzona na błota mocno szwankowała, zginęło Moskalów, jeżeli się nie myli Kochowski, przeszło cztery tysiące. Z naszej strony naliczono pięć set trupa, między którymi znaczniejsi byli: Jan Żukowski, Stefan Mankowski, i Jan Podhorecki rotmistrze. Michał Rzewuski kulą raniony, i Tomasz Cieciszowski ciężko skłuty, przyszli do pierwszego zdrowia, zostawując na całe życie blizny, zabytek waleczności i obywatelstwa. Nie mniejsza strata była w wojsku litewskiem. Sam hetman Sapieha mając pod sobą zabitego konia, zostawał w wielkiem niebezpieczeństwie. Innych imiona którzy polegli mężnie na bojowisku, niewiem jakim nieodżałowanym przypadkiem nie są nam wiadome. Rzecz godna uwagi czytającego dzieje ludzkie, iż częstokroć tych imiona, którzy śmiercią najwięcej pomogli do zwycięstwa, razem z ich męstwem giną w niepamięć. Ta potyczka między Bazyą i Prussą dwoma rzekami wpływającemi do Dniepru, bardziej męstwem naszych niż korzyścią sławna, przypadła ośmnastego października 1660. Tegoż samego dnia, kiedy Szeremeth wódz moskiewski zbity był pod Cudnowem.
Dołhoruki cofnąwszy się do obozu, widział wszelkie bezpieczeństwo dla siebie, ufając obronnemu miejscu, które (jak powiedzieliśmy) umocnił przed potyczką. Jednakże wodzowie nasi nie stracili nadziei, podchlebiając sobie, iż niedostatek żywności przymusi go, żeby się albo poddał zwycięscy, albo opuszczając miejsce, wyprowadził wojsko swoje z okopów. Dla tej przyczyny postanowili trzymać go w oblężeniu. Ale Dołhoruki przysposobiwszy sobie zawczasu wszelkiej żywności, był bezpieczny w obozie, mogąc przez długi czas wytrzymać oblężenie. Przeciwnie wojsko nasze zostając w ogłodzonym kraju, nie mogło dłużej nad kilka niedziel zostawać na jednem miejscu. Niedostatek żywności i paszy dla koni, tudzież znaczna strata częścią dla częstych wycieczek nieprzyjaciela, częścią dla chorób które się zagęściły, były przyczyną, iż wodzowie odstąpili nakoniec od oblężenia, i uchwalili między sobą, aby jak dawniej radził Czarniecki, pójść za Chowańskim, który widząc się bezpiecznym, garnął do siebie rozproszonych Moskalów, i zdzierał obywatelów najeżdżając domy.
Wojsko nasze podzielone na dwie części, tak dla łatwiejszego dostania żywności, jako też dla częstych i trudnych przepraw, miało się złączyć z sobą napadając z dwóch stron na nieprzyjaciela. Ale hetman wysławszy swój podjazd, aby się dowiedział o obrotach i liczbie Moskalów, utracił wiele ludzi przez nieroztropność Protaszewicza prowadzącego tenże podjazd; napadłszy bowiem na dwa tysiące moskiewskiego wojska, uderzył na nie mimo nierównych sił i niesposobnego miejsca. Ta pomyślność dodając serca nieprzyjacielowi, ośmieliła go, iż się dalej posunął, a napadłszy powtórnie na sześć pułków które Czarniecki wysłał na zwiady, z równą pomyślnością spotkał się z niemi. Przeprawiał się naówczas Czarniecki przez brody długie i trudne do przejścia; przeto chcąc sobie ubezpieczyć przeprawę, wysłał przodem rzeczone pułki, które nie mogąc się oprzeć większej sile nieprzyjaciela, cofnęły się nazad, ale Michał Kozubski wysłany im na pomoc, tudzież widok zbliżającej się reszty wojska, nietylko wstrzymał Moskalów w nacieraniu, ale nawet przymusił ich do ucieczki. Gnali nasi uciekających przez dwie mile, i odebrali nazad jeńców zagarnionych w potyczce z Protaszewiczem, pomściwszy się śmierci Łuszczewskiego, Skorupskiego, Połuskiego i ranionych śmiertelnie Marchockiego i Czeskiego, którzy w ostatniej potyczce obskoczeni zewsząd od nieprzyjaciela, chwalebną waleczności krew swoją wylali za ojczyznę.
Tymczasem Czarniecki aby korzystał z trwogi nieprzyjaciela, tudzież pomyślności, którą los zdarzył naszym, posłał natychmiast do hetmana zapraszając go, aby się z nim złączył, i uderzył wspólną siłą na obóz Chowańskiego; sam zaś nie czyniąc żadnej zwłoki, zbliżył się ku nieprzyjacielowi gdy świtać poczęło. Pragnął z serca Chowański, aby zatarł jak najprędzej niesławę przegranej pod Połonką pomyślniejszą bitwą; ale obawiając się podobnego losu, tudzież strwożony niepomyślnością rozproszonego niedawno podjazdu, postanowił cofnąć się raczej z wojskiem, aniżeli ostatek sił swoich wystawiać na niepewność. Udając jednak jakoby miał ochotę do bitwy, wyprowadził z obozu jazdę, i wytoczyć kazał harmaty, ale gdy słońce słaniać się zaczęło ku zachodowi, cofnął się nazad do obozu, rozstawiwszy straż, i przez całą noc trzymając wojsko w gotowości do boju. Stali także nasi przez całą noc pod bronią, czekając na przybycie hetmana, gdy tymczasem w kilku miejscach rozłożony ogień w obozie nieprzyjacielskim okazywać się zaczął, i dawał różnie do myślenia naszym. Rozumiano najprzód słysząc brzmienie które się czuć dało w ziemi, tudzież szmer ludzi i rżenie koni, że nieprzyjaciel zamyśla o potyczce, chcąc uprzedzić przybycie hetmana, aby się bezpieczniej spotkał z mniejszą liczbą naszych; ale wkrótce poznał Czarniecki, jaki był jego zamysł. Chowański nie ufając szczęściu, cofnął się w tył obozu z wielką cichością, i udał się ku Połockowi z wielkim pośpiechem. Nie sądził za rzecz przyzwoitą dla siebie Czarniecki, aby szedł w pogoń za nieprzyjacielem, częścią obawiając się pod noc jakowej zdrady, częścią, iż bitwą nocną los ślepy, nie umiejętność i męstwo rozrządza. Wstrzymał więc swoich w miejscu, a jak tylko świtać zaczęło, wysłał na zwiady podjazd, który za powrotem swoim potwierdził go w mniemaniu, iż nieprzyjaciel uszedł z obozu w nocy. Odebrawszy tę wiadomość Czarniecki, ustawił w dobrym porządku pułki, i ruszył z niemi ku obozowi z wielką ostrożnością. Rozkaz wydany pod surową karą, aby nikt przed czasem nie ważył się wnijść do obozu, tudzież inne rozrządzenia które poczynił, okazywały z jaką roztropnością unikał wszelkich przypadków Czarniecki, który tam gdzie radziło męstwo, był nieustraszonym na największe niebezpieczeństwo. Widząc nakoniec że nie było żadnej zdrady, wszedł do obozu i rozłożył się z wojskiem znalazłszy wszelką obfitość żywności, tak dla ludzi jako i dla koni, którą Chowański zewsząd przysposobił odebrawszy wiadomość o wkroczeniu cara, a przymuszony uchodzić, chciał był spalić rozkazawszy podkładać ogień, gdyby rzęsisty deszcz który spadł podczas jego ucieczki, nie zalał był ognia i nie ocalił wszystkiego. Tym sposobem wszedłszy nasi do gotowego obozu, rozstawionych namiotów i zbudowanych szop od nieprzyjaciela, odpoczęli przez ośm dni po półrocznej pracy przy obfitości wszystkiego.
Wypotrzebowawszy całą żywność zostawioną od nieprzyjaciela, ruszył się Czarniecki z wojskiem ku Połockowi, dokąd Chowański udał się uchodząc w nocy z obozu. Oprócz wojska które miał Czarniecki, przybyło mu jeszcze około trzech tysięcy piechoty litewskiej, którą hetman Sapieha własnym kosztem i godną pamięci hojnością przystawił dla przysługi ojczyzny. Ale czas zimowy który nadchodził, był przyczyną iż obydwa wodzowie nasi odwlekli dobywanie Połocka aż do przyszłej wiosny, i rozstawili wojska swoje na stanowiska zimowe przy brzegach Dźwiny, zkąd miały oko na oblężonych, gdy tymczasem jazda czuwając z wszech stron po gościńcach, nie dopuszczała żywności do miasta.
Gdy się tak powodzi wojsku naszemu na Litwie, na Ukrainie także trzecia część wojska moskiewskiego, pod generałem Iwanem Szeremethowem, nie była szczęśliwsza. Zbuntowani od niego Kozacy, razem z Moskalami porażeni od hetmana Lubomirskiego najprzód pod Lubartowem, a potem pod Słodobyszczem, przymuszeni byli prosić o pokój. Dał się już był nakłonić hetman, nie chcąc nadaremnie przelewać krwie broń oddających, ale Tatarowie napadłszy w nocy na obóz, wycięli wszystkich, i całą zdobycz zabrali. Takim sposobem oswobodzona będąc Ukraina od nieprzyjaciela, Kozacy powrócili do domów swoich; Tatarowie ustąpili z kraju, a wojsko nasze ucierpiawszy wiele dla nieznośnych mrozów, pokrzywdzone od Tatarów przez wydartą sobie zdobycz, bez nagrody, a co większa nie mając wypłaconego żołdu, nadaremnie utyskiwało, iż rzeczpospolita nie miała żadnych względów na podjęte prace.
Po tych nieszczęśliwościach, w których kraj nasz zostawał, oswobodzona na koniec Polska od nieprzyjaciół, cieszyć się zaczęła spokojnością wewnętrzną. Moskwa pokonana kilka razy dopraszała się o komisarzów do ułożenia pokoju, a Czarniecki aby bardziej jeszcze upokorzył nieprzyjaciela, przeprawiwszy się na Ukrainę wkroczył w kraj moskiewski, i zapędził się z pułkiem holsackim aż ku Kijowu. Tam oddając wet za wet nieprzyjacielowi dawnym sposobem wojowania, którędykolwiek przechodził, ogniem i mieczem pustoszył rozpędzając nagłym napadaniem kupy zbiegającego się pospólstwa, i cały kraj przyległy Ukrainie trwożąc postrachem oręża. Jeszcze naówczas Kozacy przed pamiętną bitwą pod Słobodyszczem, trwali w przymierzu z Moskalami, gdy Czarniecki z tamtej strony Dniepru pułki swe wprowadziwszy w pośród buntowników, w znaczniejszych miastach Niżynie, Peryesławie, Ostrzu, Dziewicy, Nowogródku i wielu innych, zostawił pamiątkę wyprawy swojej, a otrzymawszy kilkokrotne zwycięstwo, uczynił koniec swej pracy, i znużone wojsko rozstawił na spoczynek przy rzece Prypeciu[3].
Nigdy pomyślniejszej wiadomości nie mógł się spodziewać król jak była ta, która go doszła w Krakowie dwudziestego piątego października 1660, iż zniesione do szczętu wojsko nieprzyjacielskie i cała Ukraina oderwana już od Polski, powróciła nazad do dawnej jedności. Przyjął to pomyślne uwiadomienie Jan Kazimierz z wielką czułością, dzieląc radość z ludem wesołym w okrzykach, a na dziękczynienie Bogu złożył w kościele zamkowym pamiątkę na blachach srebrnych, z wyrażeniem na nich znaków zwycięzkich zdobytych na nieprzyjacielu, osobliwie zaś obraz wysadzony złotem na srebrnej blasze świętego Jerzego, uwieczniając pamiątkę zwycięstwa pod Połonką.
Jan Kazimierz zabawiwszy przez zimę w Krakowie, następującego roku 1661, wydał okólne listy na sejm extraordynaryjny, naznaczając go na dzień drugi miesiąca maja. Między innemi przyczynami które miał król do zwołania stanów, i to także było mu powodem, aby nakłonił rzeczpospolitą, do obrania następcy tronu jeszcze za życia swego. Okropne skutki bezkrólewia, zwłaszcza w tak burzliwych czasach, były (jak mówił) szczególnym zamiarem tego żądania. Prawda iż zważając religią którą miał ten monarcha, zdaje się rzeczą niepodobną, aby przeciw poprzysiężonym paktom konwentom miał był co zamyślać z krzywdą wolności krajowej. Ale Ludwika królowa mając umysł stworzony do intryg, przez które od początku panowania Jana Kazimierza wpływały do rządu, ułożyła była sobie projekt, aby zabezpieczyć tron dla Anny siostrzenicy swojej, spłodzonej z Filipa Edwarda książęcia palatyna Renu. Cały prawie senat wchodził w ten zamysł królowej, a co większa, przedniejsze osoby z stanu rycerskiego przychylały się do jej żądania. Ciekawość widzenia niezdarzonego nigdy w dziejach naszych przypadku, ściągnęła na sejm tak wiele obywatelów, iż nigdy obrady publiczne nie były liczniejsze. Po obraniu marszałka sejmowego książęcia Michała Radziwiłła podczaszego litewskiego, i rozdanych urzędach które wakowały, w dzień świętej Trójcy obydwa hetmani koronni, przy licznej straży wojska i obywatelów, wjechali na dziedziniec zamku z wielką okazałością. Każdy z osobna wystawując na widok znaki wojenne zdobyte na nieprzyjacielu, był nakształt tryumfujących Rzymian, prowadząc za powozem swoim jeńców zabranych na wojnie. Sam nawet kniaź Kozłowski, który w bitwie pod Słodobyszczem i zabranym łupie przez Tatarów dostał się Lubomirskiemu, stawiony przed tronem króla, służył za ozdobę tryumfu hetmana. Z równą okazałością hetman Sapieha wjazd swój odprawił, po którym Stefan Czarniecki wojewoda ruski, dnia siódmego czerwca wpośród okrzyków ludu przybywszy w dziedziniec królewski z dwudziestu sześciu jeńcami ustrojonemi w jedwabne szaty, tudzież z inną zdobyczą wziętą na wojnie, złożył w ręce króla stopiętnaście znaków wojennych.
Oświadczone były dziękczynienia od tronu każdemu z osobna obrońcy ojczyzny, ale szczególniejszym sposobem wojewodzie ruskiemu, który i wyzutego już króla z korony przywrócił na tron, i zachował ojczyznę od Szwedów, i w ostatniej nakoniec wojnie wsławił się zwycięstwem pod Połonką. Prażmowski kanclerz wielki koronny, mając rzecz w senacie imieniem króla, zaczął od pochwał męstwa i znakomitszych czynów bohatyra naszego. Przyrównawszy go do Fabiusza, stósował do niego słowa o Maryuszu, winszując ojczyznie, iż opatrzność chcąca ją ocalić, dała jej w czasie potrzeby obrońcę i wybawiciela. Nakoniec oświadczywszy mu wdzięczność imieniem zgromadzonych stanów, za poniesione prace wojenne i gorliwość o dobro ojczyzny, życzył, aby mu niebo tyle lat przedłużyło, ile on sprawił pomyślności kochającym ojczyznę[4]. Ażeby zaś nietylko w słowach odebrał oświadczenie wdzięczności, ale oraz cnota i prace jego nie były bez nadgrody, Tykocin z przyległościami, sławny zamkiem który Zygmunt August zbudował, a Czarniecki zdobył go na Szwedach i wziął od króla jako chleb zasłużonych, w dziedziczne dobra na tymże sejmie był zamieniony.
Gdy projekt ten był podany od tronu, kilku się znalazło takich, którzy nie mogąc uwłoczyć zasługom męża tego, sprzeciwiali się szczodrobliwości króla pod pozorem publicznego dobra, jakoby przez nadanie dziedzictwem starostwa tykocińskiego, traciła rzeczpospolita chleb zasłużonych, mniej sposobów mając na potem nadgradzania zasług; a niepamiętni na to, iż niemasz takiej nadgrody któraby wyrównywała zasługom ocalającego kraj, ziomków, króla i swobody narodu, odwoływali się do innych sposobów hojności królewskiej, obstając przy tem, aby zamiast dziedzictwa, prawem emfiteutycznem toż starostwo nadane było Czarnieckiemu. Ale król powstając z tronu: „Jeżeli (rzecze) zdaje się wam, iż cnota i zasługi wodza mniej warte są tego, aby Czarniecki otrzymał dziedzictwem Tykocin, przeto cokolwiek zasług moich liczyć mogę w tej rzeczypospolitej, łączę je razem aby wyrównały nadgrodzie; a jeżeli i tak mało jest, zlane na was dobrodziejstwa przodków moich domu jagielońskiego, przydaję do tej szali. Oddajcież mi wet za wet[5].“ Te słowa zamknęły usta sprzeciwiającym się. Tykocin ustąpiony dziedzictwem Czarnieckiemu przez konstytucyą[6], a przywilej królewski dany mu na też dobra, będzie wieczną pamiątką zasług męża tego w ojczyznie. Nie od rzeczy sądzimy wypisać go, aby ztąd lepiej poznał czytelnik, za jakie zasługi odebrał Czarniecki taką nadgrodę.

Jan Kazimierz, z bożej łaski król polski, wielki książę litewski, ruski, pruski, mazowiecki, żmudzki, inflantski, smoleński i czerniechowski. Szwedów, Gotów, i Wandalów
dziedziczny król.

„Oznajmujemy tym przywilejem naszym, wszystkim i każdemu z osobna komu o tem wiedzieć należy, teraz, i następnych wieków ludziom. Wstydby nam było majestatu naszego, gdybyśmy wielmożnego Stefana na Czarncy Czarnieckiego wojewody ziem ruskich dzieła ogłoszone po całej Europie, dziedzicznem świadectwem łaski naszej nie oznaczyli. Nic wielkiego w boju nie stało się za naszych czasów bez Czarnieckiego, i jeżeli pod czas upału wojny, czyli pracy, czyli rady potrzeba było, on i najpierwszym był i najskuteczniej się stawił. Któreż wieki dziwić się nie będą dzielności umysłu jego w rozwiązaniu zawikłanych rzeczy? w ułatwieniu trudnych? w niebezpieczeństwach niemniej męstwa, jako i przezorności okazującego? Rzeczom zewsząd zgubionym jeden już tylko ratunek zostawał, i z daru niebios dany był Stefan. Okropne nieszczęśliwości zlewające się na całe królestwo, zhańbiona wiara, wydarte najdroższe skarby, zagarnione najmocniejsze twierdze królestwa, alboliteż zniszczone, my sami opuszczeni od obywatelów, wolnie urodzeni a podani w niewolą; zewsząd najokropniejsze klęski. Długo nie było nikogo któryby się mógł oprzeć, aż nad mniemanie wszystkich okazało się męstwo Czarnieckiego. Żądał każdy naówczas takiego męża, któryby jednoczył stan rzeczypospolitej podzielony na różne części, któryby dźwignął nadzieję rzeczy upadłych, któryby zepsute i niekarne wojsko przywiódł do przyzwoitej karności, któryby podźwignął sławę upadającego królestwa. To wszystko gdy Czarniecki zupełnie wykonywa, nam samym wspólnie żądającym tego, sprawuje podziwienie. Takiego obywatela niedostawało naówczas rzeczypospolitej, któryby ranami swojemi ciężkie rany ojczyzny ugoił. W tej ciaśninie biedzącego się z sobą narodu, gdzie wielu obywatelów wierność, poczciwość i cnota pogrążone były nieszczęściem, sława Czarnieckiego bezpieczny port znalazła. Nie zdarzeniem ślepego losu, ale wyborem przedwiecznej rady wyniesiony w górę, on sam sobie za natchnieniem bożem był szczęściem i cnotą; podobny do bujnej ziemi, która nietylko łagodnem umiarkowaniem powietrza ale i wrodzoną żyznością swoją słynie. Umiejętność wojskowa kwitnąca w inszych narodach, z Polski wygnana, w nim tylko jednym pozostała. Z umiarkowaniem jednak dopraszał się wszystkiego od łaski naszej, ażeby ani nadto o sobie zapominał, ani zbytecznie pamiętał. Byłoby niesprawiedliwością odmówić mu to, co on dał wszystkim: głowie naszej koronę, królestwo stanom, ojczyznę obywatelom, mieszkańców miastom, miasta prowincyom, prowincye królestwu i wielkiemu księstwu litewskiemu przywrócił. Tyle niestatecznego losu odmianami i jakoby hydzeniem wyroków, zatartą sławę obojga narodów chwalebnie podźwignął. Obce narody przymuszone były wysławiać wojujące szczęście pod jego znakami, zazdroszcząc Polsce że jest Stefana ojczyzną. Nadętego króla nagłem szczęściem, a głównego nieprzyjaciela naszego, dziwną szybkością wojowania uczynił nieszczęśliwym, i u całego świata chrześciańskiego imię jego ohydził. Wyniosłego Siedmiogrodzanina, że przeszedł przez Karpackie góry, i ważył się natrząsać z prowincyj królestwa naszego, zniósł ze szczętem. Moskala samą swoją dzikością ogromnego, wielką klęską poskromił, i nauczył zuchwałego tyrana, co to jest być pokonanym. Gdy aż za granice ojczyste uniesiony zwycięstwami, morza i wyspy wsławiał imieniem swojem, z równą chwałą u odległych Cymbrów, jak i w domu dla obrony ojczyzny, władał orężem. Małą garstką swoich, liczne wojska częścią pokonał, częścią rozproszył. Umysł jego był zawsze nieodmienny, chociaż się los wojny odmieniał. Nie samej tylko potomności celem pochwał będzie Czarniecki, nawet starożytność głęboka uzna, iż niemasz równego jego imieniowi, zkąd przodków jego nienadwerężona szlachetność nietylko wzrost swój, ale nawet początek mogłaby wyprowadzić. Niechaj go Bóg zachowa za błogosławieństwem naszem królewskiem, i rozkrzewi pokolenie jego, w któremby (ile z takiego szczepu) wzrastała wierność ku królowi i mężne serce przeciwko nieprzyjaciołom ojczyzny. Za którego więc powodem rzeczypospolita wypędzona prawie z siedliska swego, niedawno własność swą odzyskała, temu Tykocin, łask naszych pamiątkę wieczną, za zgodą i jednomyślnem zezwoleniem stanów rzeczypospolitej zgromadzonych pod ten czas na sejm, przychylając się do tegoż sejmu konstytucyi, w dziedzictwo oddajemy i darujemy, do praw ziemskich przyłączamy, od królewskich zupełnie oddzielamy, i przenosimy udzielną i zupełną władzą sejmową, nic nam i najjaśniejszym następcom naszym prawa do tychże dóbr jako do ziemskich nie zostawując. Które tem imieniem, tytułem, i przywilejem, ze wszystkiemi tejże dotąd dzierżawy naszej tykocińskiej folwarkami, wsiami, wioskami, mianowicie zaś z samem miastem Tykocinem, i wsiami: Bierki, Łopuchowo, Stelmachów, Broniszewo, Lipniki, Siekierniki, Sarniki, Złotorya, Sawino, Młynary, Białystok, Starosielce, Bojarze, Wysokistok, Bojarze nad rzeką Supraśl, Zawady, Dolistów, Radzie, Radule, Smogorówka, Trzciano, na cmentarzu Brzeziny, Jeżewo, Leśniki, Pajewo ze wsiami trzynastą nazwanemi Zakątki, etc. ... i w ogólności ze wszystkiemi przyległościami nic nie wyłączając, wspomniony wielmożny Stefan Czarniecki wojewoda ruski, i następcy jego będą trzymać i posiadać, tudzież temi dobrami według upodobania swego wieczyście rozrządzać. Resztę zaś co niedostaje do nadgrody zasług nieśmiertelnych Czarnieckiego, odda mu późna potomność. My nie samą tylko cnotę Stefana, ale i sławę naszą uwiecznić chcieliśmy nadgradzając zasługi jego, ażeby wszyscy zachęceni do trudnych rzeczy dla ojczyzny, poznali, iż piękniejsza jest droga cnoty, aniżeli gnuśności, i ażeby odtąd każdy mężnego serca obywatel poczytał za początek szczęścia swego, taką cnotę jaką miał Czarniecki. Dla większej wagi tej rzeczy, i wieczystego zapewnienia, czyli dla oczywistego dowodu chęci naszej ku rzeczonemu wielmożnemu wojewodzie ruskiemu, ten przywilej ręką naszą podpisany, pieczęcią majestatu naszego stwierdzić kazaliśmy. W Warszawie na sejmie walnym narodu, dnia trzynastego miesiąca czerwca, roku pańskiego tysiącznego sześćsetnego sześćdziesiątego pierwszego. Królestw naszych: polskiego trzynastego, szwedzkiego czternastego roku.

Jan Kazimierz król.“


Sejm na którym Stefan Czarniecki otrzymał ten przywilej, i który, jak namieniliśmy wyżej, sprawował we wszystkich ciekawość z przyczyny obrania następcy na tron, mimo sporu niepozwalających stanów na to żądanie króla, pomyślnie poszedł względem innych ustaw. Traktat oliwski z Szwecyą za jednostajną zgodą został podpisany. Umowa hadziacka z Kozakami potwierdzona. Posłowie do porty i hana tatarskiego wysłani. Komisarze do ułożenia traktatu z Moskwą wyznaczeni. Komisya na wypłacenie żołdu zaległego wojsku wyznaczona we Lwowie na dzień dwudziesty piąty września; ale gdy rzeczpospolita nie obmyśliła sposobów na wypłacenie wojsku, i szukała tylko zwłoki ciesząc je nadzieją, to najprzód utyskiwać na niedostatek, i żalić się na niesprawiedliwość, potem zuchwalej coraz skargi swoje zanosić, grozić spiskiem, nakoniec nieposłuszeństwo okazywać zaczęło. Doniósł był królowi o tym rozruchu Władysław Wilczkowski starosta wiski, mający naówczas najwyższą władzę w wojsku, twierdząc iż niemasz skuteczniejszego sposobu poskromienia zuchwałych, jako wypłacić im należytość; wtenczas bowiem ukarawszy dowódców, całe wojsko powróci do dawnej karności. Ale to doniesienie Wilczkowskiego osądzono za niepotrzebną przestrogę, owszem zamiast zaradzenia wcześniej złemu, przyganiano mu iż się próżno trwożył, i nie umiał utrzymać wojska w karności. Odebrał król wkrótce powtórną wiadomość, iż wojsko zbuntowawszy się, obrało za marszałka swego Samuela Świderskiego rotmistrza pułku Konstantyna książęcia wiśniowieckiego; a gdy dla niedostatku skarbu zaradzić nie chce rzeczpospolita powstającemu rozruchowi, całe wojsko koronne i sam nawet pułk holsacki, który przeszłej jesieni około Prypecia i Horynia pod rządem Franciszka Czarnkowskiego starosty osieckiego, rozstawił był Czarniecki na stanowiska zimowe, przystąpił także do związku. Toż i wojsko litewskie uczyniło; obrawszy bowiem za marszałka Chwaliboga Żyromskiego, złączyło się z koronnem na wzór tego związku, który Litwę jednoczy z koroną.
Ten nieszczęśliwy przypadek dla ojczyzny, tem więcej złego ciągnął za sobą, im większa była nadzieja iż się oswobodzi naród od Moskwy, która po tylu klęskach wyzuta z sił, nakłaniała się do pokoju. Ale wtenczas kiedy każdy cieszył się nadzieją, iż ojczyzna używać będzie korzyści, nabytej pracą i krwią obywatelów, nowa ta burza w kraju wichrząca spokojność, była przyczyną nowego nieszczęścia. Trzeba było jeszcze pozostałe w kilku miastach litewskich straże moskiewskie i resztę niedobitków które zgromadził Chowański wypędzić z kraju, a oddając wet za wet nieprzyjacielowi, wkroczyć w kraj jego, i przymusić go aby z większem naleganiem prosił o pokój; ale gdy król złożył radę, i wydał wici ogłaszając wyprawę swoję do Litwy, zbuntowane wojsko nie dało się powodować ani łagodnością monarchy, ani przykładem obywatelów ratujących w potrzebie ojczyznę.
Nie tracił jednak król nadziei, podchlebiając sobie, iż przykład jego pociągnie wojsko przeciw nieprzyjacielowi, i z trzema tysiącami do których przydane potem były siedm pułków zwerbowane kosztem prywatnym kilku osób, ruszył do Wilna mając przy sobie Stefana Czarnieckiego i hetmana Sapiehę. A chociaż to wojsko, z którem król udał się do Litwy, było szczupłe w porównaniu z nieprzyjacielem, wieść jednak o wyprawie króla tak mocno strwożyła Moskala, iż opuścił Grodno wprzód jeszcze niż król przybył do Litwy. Wszędzie nieprzyjaciel tracił serce, będąc już tyle razy porażony od naszych, osobliwie jednak gdy się dowiedział o przybyciu królewskiem. Z tej trwogi korzystając mieszkańce Mohylowa oswobodzili miasto, częścią wyciąwszy straż moskiewską, częścią wypędziwszy ją za bramy. Ale wpośród tych pomyślnych dla kraju okoliczności, odebrał król wiadomość, iż związkowe wojsko z hersztem swoim Samuelem Świderskim, nietylko iść nie chce za nim do Litwy, ale po dobrach królewskich, i należących do biskupstwa krakowskiego rozstawione, wybierało pobory, i zuchwale stanowiło prawa na zjazdach swoich, z ujmą najwyższej władzy i ochydą dla kraju.
To zamięszanie domowe dawało czas nieprzyjacielowi aby nabrał serca i zgromadził siły. Chowański ściągnąwszy zewsząd ostatki rozproszonego wojska, rachował jeszcze pod Smoleńskiem do dwudziestu tysięcy, mając do rady Naszczokina, który wychowany przy dworze cara, wstrzymywał powolnością swoją porywczość i zapalczywość wodza. Powziąwszy wiadomość o szczupłych siłach wojska naszego, radził Chowańskiemu, aby ściągnął zewsząd straże, i spotkał się z królem korzystając z czasu, póki więcej sił nie przybędzie naszym. Ale król uprzedzając ten zamysł nieprzyjaciela, wysłał Żyromskiego, przekładając mu aby w tak niebezpiecznym stanie w jakim się naówczas znajdowała ojczyzna, nie odstępował jej, i nie zostawiał bez obrony króla, wystawującego życie swoje dla całości narodu. Dał się nakłonić Żyromski, i ruszył z wojskiem, które będąc w drodze, gdy mu Hołdakowski pułkownik przekładał nieprzyzwoitość postępku, i nakłaniał radą aby odstąpiwszy od związku poprzysięgli wiarę królowi, tak mocno się obruszyło, iż Hołdakowski poległ ofiarą niesfornego ludu.
Tę zbrodnią chcąc wojsko zatrzeć męstwem, udało się do Połocka, gdzie Chowański oczekiwał na posiłki, po które wysłał Połwichowa z sześcią tysiącami swoich, aby pozbierał z różnych miast straże, i zgromadził rozproszonych po Litwie. Uwiadomiony o tem Żyromski, napadł pod Dołhinem na Połwichowa, i tak mężnie potkał się z nieprzyjacielem, iż spędziwszy z placu całe wojsko, jedną część w rzece Desznie potopił, drugą ścigając po krzakach częścią poraził, częścią rozproszył. Jak tylko przyszła wiadomość do króla o tem zwycięstwie, cokolwiek miał przy sobie wojska oddał je pod rząd Czarnieckiego, wysyłając go przeciw Chowańskiemu. Chciał był koniecznie sam król udać się z wojskiem aby się złączył z Żyromskim, i przytomnością swoją odciągnął od związku rokoszanów, ale Czarniecki wystawując mu przed oczy, iż nieprzystało powadze królewskiej i bezpieczeństwu osoby jego, aby się powierzał zuchwałym buntownikom, nakłonił go iż usłuchał tej rady, zwłaszcza gdy do przyczyn dla których odwodził króla, aby się nie łączył z wojskiem związkowem, i tę także dawał, iż nieprzyjaciel rozumieć będzie, jakoby król miał dwa osobne wojska, z których jedno wysyła z Czarnieckim, a drugie zostawuje przy sobie[7].
Czarniecki wysłany od króla przybył nocą do związkowego wojska, i nic nie mówiąc o zbrodni popełnionej przez zabójstwo Hołdakowskiego, ani o zwycięstwie odniesionem z nieprzyjaciela, podzielił całe wojsko na dwie części, i poszedł natychmiast przeciw Chowańskiemu, który pod miasteczkiem zwanem Głębokie, na trakcie ku Połocku, stanął w porządku i gotowości do boju. Późna już pora jesieni, i zima wkrótce nadchodzić mająca, nie pozwalała naszym zwłoki, zwłaszcza gdy się obawiał Czarniecki, ażeby nieprzyjaciel nie mając odporu, nie osiadł jeszcze przez zimę w kraju, i nie pustoszył go jak dotąd najazdami i zdzierstwem. Przeto dnia szóstego listopada 1661, jak tylko odebrał wiadomość, iż Chowański przestrzeżony od szpiegów, jakoby się król znajdował, zamyśla cofnąć się do Połocka, uprzedził go podstępując pod obóz. Miał nieprzyjaciel ośmnaście tysięcy wojska stojącego obozem, tudzież piechotę liczną, i siedmnaście harmat mosiężnych; z naszej strony prócz męstwa jazdy i ufności w Czarnieckim, ledwie połowę tyle wojska liczono. Czarniecki ustanowił swoich tym sposobem: lewe skrzydło złożone z wojska związkowego prowadził Żyromski; prawe, które się składało z pułków hetmana Sapiehy, było pod rządem Wiazenia rotmistrza starosty żmudzkiego; środek wojska trzymał Czarniecki, który męstwem i sławą, chociaż u zbuntowanego wojska, umiał jednak zjednać sobie szacunek i powagę.
Chowański częścią ufając większej sile swojej, częścią zapalony zemstą za odniesioną po dwakroć klęskę, śmierć raczej aniżeli ucieczkę obierając sobie, ustawił wporządku wojsko, a odebrawszy wiadomość, iż się król nie znajduje w obozie, dodawał wszystkim serca, czyniąc pomyślną nadzieję. Początek bitwy był tak żwawy z obu stron, jak pospolicie widzieć się daje na ten czas, kiedy w rękach dwóch wójsk są całe siły państwa, i los obydwóch narodów. Prawe skrzydło nasze natarłszy na nieprzyjaciela, gdy mgła z bliskiego jeziora zasłaniała mu przystęp, a piechota i harmaty razić je zaczęły, pomięszawszy sobie szyki cofnąć się nazad musiało z wielkiem niebezpieczeństwem dla całego wojska, i z znaczną stratą naszych, ponieważ sam Wiazenia stary i doświadczony żołnierz poległ na bojowisku i z nim Szczygielski rotmistrz książęcia Radziwiła, tudzież wielu innych znaczniejszych z towarzystwa; ale lewe skrzydło potykając się z Naszczokinem, w krótkim czasie zwróciło jazdę nieprzyjacielską. Tymczasem Czarniecki prowadząc środek wojska, mimo tak mocnego odporu na jaki nigdy dotąd nie zdobył się nieprzyjaciel, zwycięstwo długo się chwiejące nakłonił na swoję stronę. Jazda nieprzyjacielska przymuszona do ucieczki, opuściła piechotę, której sześć tysięcy zostało na bojowisku, a reszta poszła w rozsypkę rzucając broń, i ucieczką ocalając życie. Siedmnaście harmat mosiężnych, ręczna broń, proch i inne opatrzenia wojenne, tudzież przeszło sześć tysięcy wozów różnego rodzaju żywnościami naładowanych, i wszelka inna zdobycz dostała się naszym. Chowański dwa razy raniony utraciwszy jednego syna, był w tak wielkiem niebezpieczeństwie, iż schwytany przez jednego z naszych za krzyż który miał na szyi, zrzucił go z siebie zostawując w ręku chwytającego, a sam ocalił życie ucieczką. Duglas, Roberta Duglasa pułkownika szwedzkiego synowiec, który po traktacie oliwskim przyjął służbę u cara, poległ na bojowisku. Naszczokin przewidując klęskę uszedł zawczasu, reszta zaś nieprzyjaciół rozproszona udała się do Połocka, szukając w murach bezpieczeństwa dla siebie[8].
Po tak znacznem zwycięstwie tego tylko niedostawało naszym, aby wkroczyli w kraj nieprzyjacielski, o co gdy król stara się wszelkiemi sposobami, odciągając wojsko od związku i nakłaniając je aby z nim szło do Moskwy, — to odwołując się do związku koronnego, przystąpić nie chciało do ugody. Z tem wszystkiem, nie tracił król nadziei iż ułagodzi dobrocią rozhukane umysły, a chcąc korzystać z zwycięstwa, wydał rozkazy kilku pułkom, aby wkroczyły w granice państwa moskiewskiego, reszcie zaś wojska kazał iść za sobą do Mohylowa, ażeby przeprawiwszy się przez Dniepr złączył się z Kozakami i z Tatarami, o których miał wiadomość iż stali w gotowości pod Peryasławiem, oczekując przybycia wojska naszego. Ale Żyromski, odstępując króla, cofnął się nazad z wojskiem związkowem do Litwy. W takim stanie zostając król, i nie wiedząc coby miał dalej czynić, złożył wojskową radę, na której gdy to było powszechnem zdaniem, aby nie wystawiał osoby swojej na niebezpieczeństwo będąc opuszczony od wojska, postanowił powrócić nazad, zostawując Czarnieckiego z kilku pulkami, któryby nie tak siłą stawił się nieprzyjacielowi, jako raczej nabytą sławą utrzymywał go w bojaźni, pókiby król zwoławszy stany, nie naradził się jakimby sposobem uspokoić rozruchy domowe.
Czarniecki chociaż ze szczupłem wojskiem zostawiony w Litwie, nie był jednak nieczynnym. Przyuczony być zawsze ogromnym nieprzyjacielowi, garstką nawet ludu którego był wodzem, trwożył straże moskiewskie rozstawione po różnych miastach. Jak tylko bowiem pożegnał króla, udał się natychmiast do Wilna, gdzie Moskale trzymali straż znaczną, i chociaż kilka razy porażeni byli od naszych, widząc jednak iż rzeczpospolita nie radziła skutecznie o sobie, trzymali się miejsc obronniejszych, częścią dla bezpieczeństwa swego, częścią dla nadziei, iż wsparci będą nowemi posiłkami z Moskwy. Trzymał straż w zamku wileńskim Moskal, bardziej okrucieństwem i zdzierstwami sławny niżeli imieniem. Dzikość tego człowieka tak mocno rozjątrzyła serca mieszkańców, iż tylko sposobności szukali, aby się pomścić mogli i uwolnić z jarzma okrutnego tyrana, który nietylko srożył się zadając męki mieszkańcom, ale dla samych nawet Moskalów nie będąc łagodniejszym, wielu miał między nimi nieprzyjaciół. Ten za przybyciem Czarnieckiego pod mury, gdy nie chce poddać zamku i daje odpór naszym, związany od mieszkańców, razem z twierdzą dostał się w ręce zwycięzcy. Pozwolił Czarniecki straży moskiewskiej wyjść z miasta, ale tyle tylko każdemu zabrać z sobą dopuścił, ile pieszo mógł unieść na sobie. Sam zaś komendant dla okrucieństwa, które bez względu na płeć i wiek obywatelów wywierał po całej okolicy, skazany był na śmierć sądem wojskowym.
Już tylko Bychów i Kowno zostawały w rękach moskiewskich, których odebranie niewiele potrzebowało czasu i pracy, gdyby bunt wojska nie mięszał był kraju, i nie groził mu wojną domową. Nietylko bowiem do tej zuchwałości przychodziło wojsko, iż uznać nie chciało nad sobą innej zwierzchności prócz obranych od siebie marszałków, ale nawet stan rzeczypospolitej chciało odmienić w rząd dziwaczny, tworząc nowe ustawy. W tem zamięszaniu, gdy zuchwałość targała się nawet na powagę królewską, zabierając dochody z dóbr stołowych i z duchownych wybierając pobory, niczego król nie zaniechał coby ułagodzić mogło zuchwałe żołnierstwo, i odciągając je od związku czyniącego krzywdę powadze swej i dobru rzeczypospolitej; ale ani uniwersałami które wydawał, ani listami do niektórych znaczniejszych we związku będących, nie mógł ich pociągnąć na wyprawę przeciw Moskalom. Nakoniec, gdy ani postrach klątwy Jędrzeja Trzebińskiego biskupa krakowskiego, ani łagodność i moc wymowy książęcia Floryana Czartoryskiego biskupa kujawskiego, zaradzić nie mogły nieszczęściu, nakazał król sejm na dzień dwudziesty drugi miesiąca lutego następującego roku 1662.
Jeszcze przed wydaniem okólnych listów królewskich na sejm, han tatarski oczekując na wojska rzeczypospolitej, z któremi w sto tysięcy swoich gotował się wkroczyć w granice moskiewskie, pobudzał Swiderskiego, aby odłożywszy do czasu prywatny interes, złączył się z nim przeciw nieprzyjacielowi ojczyzny. Ale on mniej zważając na dobro powszechne i hańbę którą sobie gotował w potomne wieki, zwyczajem nieprzyjaciół zdzierał dochody krajowe, pozwalając aby Moskwa wzmagała się w siły i uciemiężała naród. Dzień wyznaczony na sejm ściągnął zewsząd obywatelów, oczekujących z upragnieniem końca rozruchów domowych. Ale gdy każdy czyni sobie nadzieję pomyślnego skutku, znowiony projekt o obraniu za życia następcy tronu, był przyczyną nowego zamięszania. Po długim sporze projekt ten został nakoniec na zawsze odrzucony a stany przystąpiły do wysłuchania związkowego wojska. Alexander Polanowski wysłany na sejm od związku koronnego, wprowadzony był do senatu, i otrzymawszy wolność mówienia, podał instrukcyą dnia piątego lutego 1662 od koła zgromadzonego w Kielcach, a Konstanty Kotowski i Mikołaj Drozdowicz dnia siódmego marca od związku litewskiego; na co otrzymali przyrzeczenie, iż król jegomość i rzeczpospolita starać się będą, aby związkowe wojsko zaspokojone było w żądaniach swoich. Z tem wszystkiem to przyrzeczenie było tylko zwłoką, któraby łagodziła do czasu zuchwale domagających się własności swojej. Niedostatek skarbu, złe zażywania jego dochodów, tamowanie obrad jak tylko szło o ustanowienie podatków, były przyczyną, iż rzeczpospolita nie myślała szczerze o oddaniu własności należącej się wojsku, ale tylko szukała zwłoki, nadaremnie przekładając ucisk swój po tylu klęskach których doznała. Tą myślą wyznaczona była komisya we Lwowie na dzień siedmnasty lipca, któraby wysłuchała pretensyj i uczyniła porachunek z wojskiem, nie obmyśliwszy jednak sposobów do zaspokojenia żądań wojska związkowego. Taki był koniec sejmu wyznaczonego na to, aby zaspokoić rozruchy domowe. Rzeczpospolita dając wolność mówienia wysłanym od związku, zapewniając ich o zaspokojeniu podanych żądań, a nie zaradzając skutecznie złemu, które jej groziło, byłaby doznała tak okropnych odmian, jakich świeżo Anglia stawiała jej przykłady, gdyby herszt zbuntowanego wojska podobny był do Kromwela. Przy końcu rozdając król wakujące urzędy, marszałkostwo nadworne po Opalińskim dał Janowi Klemensowi z Ruszczy Branickiemu, czyli dla tego, jak mówi Kochowski[9], iż był zawsze przy boku królewskim i zasłużył sobie na względy u monarchy, czyli że był zięciem Stefana Czarnieckiego wojewody ruskiego, którego wielkim zasługom nic król nie mógł odmówić.
Przyszedł czas wyznaczony na sejmie do zaczęcia komissyi mającej się odprawiać we Lwowie. Oprócz komisarzów Stanisława Potockiego hetmana w. koronnego, Jana Tarnowskiego arcybiskupa lwowskiego, książęcia Floryana Czartoryskiego biskupa kujawskiego, czterech wojewodów, sześciu kasztelanów, i trzydziestu dziewięciu z stanu rycerskiego, sam nawet król dnia siedmnastego września przybył do Lwowa. A gdy wyrachowano zaległą płacę, pokazało się iż przeszło dwadzieścia i sześć milionów winna była rzeczpospolita wojsku. Natenczas Stanisław Potocki hetman, w mowie swojej mianej do wysłanych od związkowego wojska, przełożył częścią niedostatek obywatelów przez ucisk od tylu nieprzyjaciół, częścią klęskę powietrza, częścią opłakany stan ojczyzny, zapewniając jednak, iż rzeczpospolita starać się będzie wypłacić dług który przyznaje, przez wzgląd na zasługi każdego, byleby tylko mieć cierpliwość, i pozwolić jej czasu, aż odetchnie po tych nieszczęśliwościach, i powróci do dawnego stanu. Tym sposobem czyniąc dobrą nadzieję, do czasu przynajmniej uspokoił rozruch.
Pod ten sam czas przybył poseł moskiewski, który i listem kredencyonalnym, i licznym dworem który prowadził za sobą, udawał jakoby był posłem extraordynaryjnym. Przyjął go król wspaniale, podchlebiając sobie iż tym końcem wysłany był od cara, ażeby się dopraszał o pokój, ale gdy postrzeżono iż był raczej szpiegiem wysłanym dla zwiedzenia w jakim stanie znajdowała się rzeczpospolita, a co większa w liście kredencyonalnym, tytuł książęcia smoleńskiego i czernichowskiego nie dany był królowi, po złożonej radzie senatu kazano mu wyjechać. Wprzód jednak zapytany, dlaczegoby opuszczono tytuł, który się należał królowi? odpowiedział: iż kancelarya cara za niepotrzebną rzecz osądziła dawać tytuł monarsze polskiemu tych krajów, które utracił, i ma za nieprzyzwoitość, gdy się kto tem szczyci, co jest cudzą własnością. Ubodły do żywego te słowa przytomnego wojewodę ruskiego, tak iż wstrzymać w sobie nie mogąc żywości: Da to Bóg (rzecze), iż w krótkim czasie tem piórem (skazując na pałasz) nieumiejętność pisania waszego w samej stolicy waszej poprawimy[10].
Tym sposobem odesłany poseł moskiewski nie czynił nadziei pokoju; z tem wszystkiem zuchwałość wojska związkowego coraz się bardziej wzmagała. Podczas komissyi odprawującej się w Wilnie, Gąsiewski hetman polny został ofiarą zuchwałego żołnierstwa, będąc zabity z rozkazu Żyromskiego. Ta zbrodnia strwożyła komisarzów, ale gdy nie mieli sposobu zaradzenia nieszczęściu, uchwalili nakoniec wysłać posłów do Wolborza, gdzie była, że tak powiem, stolica wojska związkowego. Książę Floryan Czartoryski biskup kujawski umiejący jednać sobie serca buntowników tak, iż sami zwali go pasterzem wojska związkowego, Rupniewski wojski krakowski, Giżycki sędzia wieluński, i Sarnowski chorąży łęczycki przyjęli na siebie to trudne poselstwo. Pierwszy z nich ułagodził mową swoją zuchwałych, i dnia dwudziestego czwartego grudnia uczynił ugodę, przez którą zamiast dwudziestu sześciu milionów, kontentowało się wojsko dziesięcią milionami, które częścią w gotowiznie, częścią w towarach i różnych produktach rzeczpospolita wypłacić miała. Ta ugoda z wojskiem nie przyszła do skutku. Najprzód bowiem król okazał nieukontentowanie swoje, iż komisarze wolborscy włożyli tak ciężki obowiązek na rzeczpospolitą bez dołożenia się woli jego, i wiadomości hetmanów. Potem Prażmowski kanclerz w. koronny roztrząsnąwszy w swej mowie każdy punkt wolborskiej ugody, poczytał ją za niewolniczą z krzywdą ostatnią narodu i majestatu. Sam nawet Czarniecki mniej w tym razie baczny na to, czego wyciągała słuszność, jako raczej tkliwy na niekarność wojska, uskarżał się w mowie swojej, iż rzeczpospolita przyszła do tego stopnia upodlenia, że wchodzi w ugodę z buntownikami, których zuchwałość i zbrodnie popełnione zasłużyły na przykładną karę, któraby była pamiętną potomnym nawet wiekom[11]. Uchwalono więc inny związek wojskowy pod imieniem pobożnego związku, i gdy już Czarniecki stanął obozem pod Kozienicami o pięć mil od wojska związkowego, mając rozkaz od króla, aby mocą oręża uczynił koniec temu zamięszaniu, Jerzy Lubomirski hetman polny koronny, Jan Zamojski wojewoda sandomirski, Stanisław Witowski, i kilku innych z senatu i z stanu rycerskiego, zabiegając okropnym skutkom wojny domowej, wdawszy się w pośrednictwo, uczynili mało odmienną ugodę od tej która stanęła w Wolborzu, i podpisali ją dnia drugiego lipca 1663, a dnia dwudziestego drugiego tegoż miesiąca po wypłaconym żołdzie według ugody, Swiderski z całem wojskiem otrzymawszy amnestyą, powrócił do łaski królewskiej.
Po rozwiązanym związku hetmani przybyli do obozu, który był pod wsią Sokolniki, i objęli rządy odjęte sobie od dwóch lat, przez które trwał związek. Udał się z nimi i król otoczony senatem i znaczniejszymi z stanu rycerskiego, a przybywszy pod Skwarzewę oglądał czterdzieści tysięcy wojska w takim porządku i opatrzeniu we wszystko, w jakim nigdy dotąd pod panowaniem jego nie było. Przyjęty z okrzykami i okazywaniem ochoty iż pragnie iść przeciw nieprzyjacielowi, nie czynił długiej zwłoki, zwłaszcza gdy Moskale wsparci rozruchami naszemi co dzień większych sił nabierali, i uspokojoną Ukrainę w roku 1659, pobudzili do nowego buntu. Ogłosiwszy więc wyprawę na dzień piętnasty sierpnia 1663, udał się sam także na Ukrainę mając przy boku swoim Stanisława Potockiego hetmana w. koronnego, książęcia Demetrego Wiśniowieckiego wojewodę bełskiego, Jana Zamojskiego wojewodę sandomirskiego, Stefana Czarnieckiego wojewodę ruskiego, Jana Sobieskiego chorążego koronnego, i wielu innych tak z senatu, jako i z stanu rycerskiego, którzy przez gorliwość o dobro publiczne znacznym nakładem przedsięwzięli wyprawę, aby uczynili koniec nieszczęśliwościom, których ojczyzna tak długo doznawała. Oprócz wojska naszego Tatarowie także stali w gotowości, oczekując na króla aby się z nim złączyli.
Gdy Jan Kazimierz przybył z wojskiem pod Białykamień, stanął tam obozem, i usłuchawszy rady przedniejszych, podzielił wojsko na trzy części. Jedną z nich prowadził hetman Potocki mimo sędziwego wieku i zwątlonych sił, z ochotą poświęcając resztę dni swoich na usługi ojczyzny; druga część oddana była Czarnieckiemu wojewodzie ruskiemu; trzecia Janowi Sobieskiemu chorążemu koronnemu. Z tych każdy miał wyznaczone miejsce, dokąd się z wojskiem powinien był przeprawiać. Hetman Potocki ruszył do Tarnopola, Czarniecki przez Wołyń do Dubna, a Sobieski przebierał się prosto ku Ukrainie, i stanął obozem pod Barem. Szedł za nimi król z osobną częścią wojska, mając przy sobie gwardyą i artyleryą z generałem Fromholdem Wolsyuszem, i oprócz tego kilka chorągwi pieszych Stefana Niemierzyca podkomorzego kijowskiego, Krzysztofa Koryckiego podkomorzego chełmińskiego, Ottona Ernesta Grothausen, Jana Pawła Celarego i innych, tudzież trzy tysiące blisko lekkiej jazdy, która pierwszą straż składała. Z całem tem wojskiem spiesząc król jak mógł najraźniej, stanął w Podhajcach oczekując na piechotę, którą nadzwyczajne deszcze i wylewy zatrzymały w przeprawie. Ale oprócz tego przypadku, bunt także pieszych był przyczyną kilkudniowej zwłoki; ci bowiem otrzymawszy obietnicę we Lwowie, iż dane im będą w zastaw insignia królewskie, póki rzeczpospolita nie wypłaci reszty należącego się żołdu, a dla przyspieszonej wyprawy gdy też insignia zostały w skarbcu, żaląc się jakoby ich oszukano, najprzód powinności swoich dopełniać nie chcieli, a potem z krzykiem i zuchwałością powstali przeciw wodzowi swemu wojewodzie ruskiemu. Rozruch ten miałby był może okropny skutek, gdyby Czarniecki wsparty posiłkiem pułków konnych nie uśmierzył był rokoszanów, ukarawszy przykładną śmiercią przywódzców.[12]
Król za przybyciem swem do Szarogrodu odebrał wiadomość o uspokojeniu związkowego wojska litewskiego, które opuszczone od związku koronnego powróciło do posłuszeństwa, za staraniem Michała Paca hetmana polnego litewskiego, i Jewłaszewskiego wojewody brzeskiego litewskiego, tym końcem wysłanego do Litwy. Korzystając z tak pomyślnej pory hetman polny litewski, ruszył natychmiast przeciw nieprzyjacielowi, którego siły powiększone dla rozruchów naszych do trzydziestu tysięcy wojska, groziły znowu oswobodzonym już z jarzma znaczniejszym miastom. Król także z wojskiem koronnem przybywszy na Ukrainę, zastał czterdzieści tysięcy Tatarów, a złożywszy radę senatu, zatrzymał się w bliższej Ukrainie z znaczną częścią wojska, wysyłając Czarnieckiego za Dniepr, aby się złączył z Tatarami i usłał mu drogę do dalszej wyprawy. Ale odmieniwszy potem to zdanie, postanowił przeprawić się przez Dniepr z całem wojskiem, aby wkroczył w moskiewskie kraje i oddał wet za wet nieprzyjacielowi. Gdy 13 listopada przeprawia wojsko pod Ryszczowem, przybył poseł od cara pod pozorem traktowania o pokoju, w samej rzeczy zaś tą myślą, aby zwiedził wojsko nasze w jakim było stanie. Przeto poznawszy król chytry zamysł Moskala, kazał mu natychmiast wyjechać, dając tę odpowiedź, iż nie da się inaczej nakłonić do pokoju, chyba gdy ułożone będą i podpisane od komisarzów punkta ugody z nadgrodą szkód poczynionych w kraju.
Tymczasem wojsko nasze przeprawiwszy się na drugą stronę Dniepru, tego tylko najbardziej pragnęło, aby jak najprędzej spotkać się mogło z nieprzyjacielem. Ale Romadanowski jenerał moskiewski, częścią nauczony przykładem Chowańskiego, częścią z natury powolny, szukał zawsze zwłoki, aby niedostatek żywności i nadchodząca zima albo odwiodły nazad wojska nasze od kraju, albo je przymusiły udać się w inną stronę. Jednakże król stały w przedsięwzięciu swojem postanowił dobywać Kijowa, a cokolwiek było miast znaczniejszych po drodze, które się wzbraniały otworzyć mu bramy, przymusił je mocą aby się poddały. Woronkowa i Baryszpole przymuszone postrachem wpuściły do siebie straż naszą, a król okazawszy mieszkańcom łagodność swoją, dawał oraz przykład surowości na tych, które się ważyły opierać. Najbardziej jednak strwożyła nieprzyjaciela wieść o zbiciu Bramunta pułkownika, który pod wsią Wopiska, prowadząc harmaty na dobywanie Bychowa, spotkał się z wojskiem litewskiem tak niepomyślnie, iż cztery tysiące swoich i wszystkie harmaty utracił.
To zwycięstwo słało drogę królowi do dalszych korzyści. Nie było żadnego miasta któreby za zbliżeniem się wojska naszego nie otwierało bram, i nie wpuszczało zwycięzcy. Zabiegając dalszemu szczęściu naszych i wkraczaniu głębiej w kraj swój Romadanowski, wysłał czternaście tysięcy wojska złożonego z Moskwy i Kozaków pod wodzem Brzuchowieckim porucznikiem, aby napadli częścią na naszych, częścią na Tatarów, i urywając po trochu zatrzymywali wojsko dążące z pośpiechem w głąb kraju moskiewskiego. Ale o tym zamyśle nieprzyjaciela uwiadomiony Czarniecki, zwyczajem swoim wystawując się na największe niebezpieczeństwa[13], ruszył spieszno z znacznym podjazdem, o którym jak tylko posłyszał nieprzyjaciel, uciekł głębiej w granice, opuściwszy miasteczko Rumno strażą swą osadzone. Czarniecki nadaremnie ścigając nieprzyjaciela wszedł nakoniec z wojskiem swojem do rzeczonego miasteczka Rumna, i przez sześć dni wypoczął swoim, znalazłszy wszelką obfitość żywności, którą nieprzyjaciel przysposobił był dla siebie.
Szczęście które sprzyjało naszym tak wielki postrach rzuciło na całą okolicę, iż siedmnaście miast otworzyły bramy za zbliżeniem się wojska naszego, które przedtem dniem i nocą pracując około utwierdzenia wałów, gotowały się do odporu[14]. Równe także szczęście sprzyjało wojsku królewskiemu. Ostre, miasteczko obronne sztuką i naturą, które trzy rzeczki Deszna, Ostra i Paprówka oblewają, poddało się królowi. Tam zabawiwszy przez dni kilka, gdy coraz większe mrozy dokuczać zaczęły, rozstawił wojska swoje na stanowiska zimowe, i w przygródku, czyli obronniejszej części miasta w zbudowanym naprędce domu zimę przepędził. Reszta także wojska pod wodzami: hetmanem Czarnieckim i Sobieskim, rozstawiona była na zimę, chociaż Czarniecki jakoby nie potrzebował odetchnienia w pracy, ledwie kiedy sobie i pułkom swoim pozwalał spoczynku, gromiąc nieprzyjaciela częstemi podjazdami i oddając mu wet za wet[15]. Żaliły się na to pułki jego, przekładając mu ustawiczną pracę w której zostawały, z niechęcią pełniły dane sobie rozkazy, ale on nietylko słowy, lecz i przykładem wyrzucając im gnuśność, przypisywał tę w nich odmianę ochydnemu związkowi, w którym zapomniawszy o dawnych chwalebnych czynach, nakształt zniewieściałego niegdyś wojska w Kapuy stało się nieczynnem.
Jeszcze mrozy trzymały naszych na stanowiskach zimowych, gdy pierwszych dni stycznia 1664 Tatarowie opatrzeni w znaczną zdobycz powrócili do kraju swego, zostawując naszych w pośród nieprzyjaciół. Król widząc zmniejszone siły swoje i małe bezpieczeństwo dla siebie, ruszył z stanowiska zimowego, ażeby posunąwszy się dalej w granice moskiewskie złączył się z wojskiem litewskiem i powiększył siły osłabione przez odstąpienie Tatarów. O tym zamyśle króla uwiadomieni Kozacy napadali często na naszych, a nie mając tyle sił aby się stawić mogli wojsku całemu, z tyłu je urywali. Tymczasem Brzuchowiecki zebrawszy ośmnaście tysięcy Kozaków przeprawił się manowcami, i pod Staryninem zabiegł drogę królowi, przymuszając naszych do bitwy. Ale Czarniecki z Janem Sobieskim tak mężnie natarli na nieprzyjaciela, iż nie mogąc się oprzeć pierwszemu uderzeniu naszych, z całem wojskiem poszedł w rozsypkę, utraciwszy przeszło cztery tysiące swoich[16].
Po tem zwycięstwie złożył król radę, na której zgodne były wszystkich zdania, aby wojska nasze udały się ku Pińskowi. Pierwej jednak mając po drodze miasteczko zwane Dewica, blisko granicy moskiewskiej nad rzeką Deszną, osadzone strażą nieprzyjacielską, umyślił go dobywać, ponieważ Dewica będąc wprzód schronieniem czyniącym rozboje na pograniczu, była naówczas składem towarów prowadzących handel z Moskwą. Wysłany trębacz do Trykacza, setnika Kozaka dońskiego mającego najwyższą władzę nad strażą będącą w mieście, z zapytaniem jeżeliby się chciał dobrowolnie poddać, nie był nawet przypuszczony dla gęstego ognia który dawał nieprzyjaciel. Przeto król kazał dobywać miasta, i chociaż Kozacy bronili się uporczywie po trzy razy wypadając za wały i z znaczną klęską odpychając piechotę, nie tracili jednak serca nasi, owszem zapaleni zemstą tem mężniej nacierali na wały, im żałośniej było patrzyć na stratę którą ponosili. A gdy nieprzyjaciel wywiera wszystkie siły swoje tam, gdzie widzi najmocniejszy atak, pacholicy, złączeni z inną czeladzią wojskową, z drugiej strony miasta, gdzie było mniej odporu, dostali się do zamku, i zmięszawszy krzykiem nieprzyjaciela, przymusili go aby prosił o miłosierdzie. Trudno było naówczas powstrzymać zapalczywości żołnierza wpadającego do miasta. Pierwszy upór nieprzyjaciela wiele kosztował krwie mieszkańców, których nasi wycinali bez braku na wiek i osoby mszcząc się straty swoich. Trykacz setnik kozacki przełożony nad strażą znaleziony był wpośrzód trupów raniony kulą w gardło. Miasto z większą częścią zdobyczy pochłonione od ognia, a blisko czterysta naszych opłaciło śmiercią to krwawe zwycięstwo, z którego ta tylko była korzyść, iż pobliższe miasta obawiając się podobnego losu, otwierały bramy wojsku polskiemu, i oddawały przywódzców na dowód wierności swej ku królowi.
Po dobyciu miasta Dewicy udał się król do Witepska, częścią iż to miasto bliższe było granic moskiewskich, częścią iż chciał iść torem Stefana Batorego, który w roku 1579 przeprawiając się tamtędy, oderwane kraje od korony odebrał Moskwie i przyłączył je nazad do Polski. Ztamtąd Jan Kazimierz posuwając się dalej, siedmnastego stycznia w sam dzień rocznicy koronacyi swojej wkroczył w granice moskiewskie, i odebrał powinszowanie od wodzów wpośrzód okrzyków całego wojska okazującego ztąd radość i ochotę do dalszych prac wojennych. Najpierwsze miasto zwane Korab wysłało z oświadczeniem, iż się podda królowi, byleby otrzymało łaskę w zachowaniu sobie życia i majątku. Przyrzekł król mieszkańcom bezpieczeństwo życia, i przyobiecał zachować ich przy tych wszystkich swobodach, które mieli pod rządem moskiewskim, jeżeli będą statecznemi w danej mu wierze. Toż przyrzeczenie oświadczywszy obwieszczeniem publicznem posunął się dalej w granice ku Wielikołukom, czyli dla tego iż się tam spodziewał obfitszej żywności dla wojska, czyli też, że powziął wiadomość o wojsku nieprzyjacielskiem, które się złączyć miało z Romadanowskim.
Gdy się tak pomyślnie powodzi naszym w granicach moskiewskich, wojsko także litewskie z Pacem hetmanem polnym odniosło znaczną korzyść z nieprzyjaciela. Napadłszy bowiem pod Brańskim dnia dwudziestego piątego stycznia, tak go poraziło, iż oprócz straty w ludziach, wozy, broń różnego rodzaju, wiele koni, siekier, i różnych narzędzi wojennych dostało się naszym. Z równem szczęściem spotkał się także król z Czyrkaskim, który natenczas kiedy Buratyński ucierał się z Pacem, chciał był uderzyć na naszych, ale najprzód pomyślne zdarzenie a potem obrót i męstwo wodzów omyliły nadzieje jego. Wysłał był Czarniecki podjazd swój z lekkiej jazdy, który napadł na chłopów moskiewskich pędzących bydło do lasu, aby je ukryli przed naszymi, obrąbawszy wkoło drzewem. Jeden z naszych umiejący dobrze moskiewski język, udawszy się za Moskala i wszedłszy z nimi w rozmowę, dowiedział się iż piędziesiąt tysięcy Moskwy stanęło pod Sreńskiem z generałem Czyrkaskim, oczekując na większe posiłki, które jak tylko przybędą, całe wojsko ma uderzyć na króla. Tęż samą wieść potwierdzili także zabrani w niewolą od naszych, zapewniając iż Czyrkaski gotuje się zabiedz drogę królowi.
Uwiadomiony Jan Kazimierz o tym zamyśle Moskalów, stanął obozem pod Putywlem w wszelkiej gotowości do boju, gdzie w krótkim czasie trębacz ogłosił nieprzyjaciela. Czyrkaski chociaż miał znaczne siły, i powiększył je jeszcze rozproszonemi pułkami Boratyńskiego, aby jednak pewniejszym był zwycięstwa, nie chciał zaraz nacierać na naszych, ale stojąc zdaleka, zdradą którą knował, ułożył sobie dopomagać szczęściu. Wprzód bowiem niż przyszło do potyczki, kazał na jeziorach zmarzłych i okrytych śniegiem poprzecinać tonie które z letka przykrył słomą i gnojem, aby je śnieg przypruszył, podchlebiając sobie, iż Polacy zapaleni bitwą szwankować będą ścigając zmyślających ucieczkę. Osadziwszy potem w mieście znaczną obronę, wyprowadził pułki zachęcając je do bitwy, a na bliskim wzgórku osadziwszy harmaty, wysłał podjazd zaczynając potyczkę. Radzono królowi, aby kazał wojsku naszemu cofnąć się nieco nazad, przez co by jazda nasza mogła mieć więcej miejsca do wolnego władania sobą, ale król nie chcąc przez to dodawać serca nieprzyjacielowi, któryby rozumiał iż nasi trwożą się i uchodzą nazad, kazał pierwszej straży uderzyć na Moskalów, którzy za zbliżeniem się naszych wypadając ze wsi, i dając ognia z wzgórka gdzie były osadzone harmaty, porazili znacznie nacierających. Pierwsze powodzenia bywają częstokroć wróżbą przyszłego losu; ale natenczas dało się widzieć, iż umiejętność wodza pokonać może największe trudności. Już bowiem wojsko nasze tracić zaczęło serce i mięszać się w bitwie, gdy Stefan Czarniecki wziąwszy z sobą kilka pułków, tak mężnie natarł na nieprzyjaciela, iż zwróciwszy go pognał aż do opłotków wsi, i całe to miejsce usłał trupem uciekającej Moskwy[17].
Zebrał natychmiast piechotę swoją Czyrkaski, i stawił ją jeździe naszej, udając jakoby miał myśl rozpocząć bitwę, ale w samej rzeczy zamysł jego był ten, aby częścią stawiając się naszym, częścią zmyślając ucieczkę, wprowadził wojsko nasze w zasadzki. Poznał chytrość nieprzyjaciela ostrożny i doświadczenie mający wódz nasz Czarniecki[18], przeto chroniąc się tego miejsca gdzie nie nadaremnie wnosił sobie iż były zasadzki, całą siłą uderzył na wieś, i opanował wzgórek na którym były harmaty. Spędzony z tamtąd nieprzyjaciel byłby poniósł klęskę pamiętną w potomne czasy, gdyby noc nie przeszkodziła była męstwu i dzielności wodza, a razem nie posłużyła Czyrkaskiemu, iż jak najspieszniej cofnął się nazad, i uszedł najprzód do Putywla, a ztamtąd w głębokie lasy, które były w bliskości.
Po odstąpieniu Czyrkaskiego z wojskiem, król poczyniwszy wszelkie ostrożności dla bezpieczeństwa, pozwolił wojsku, aby odpoczęło po pracy, zwłaszcza gdy przykre mrozy dokuczały ludziom i koniom. Ale Czarniecki nie długo używał spoczynku, bo zwyczajem swoim niespracowany, i jakoby nieczuły na wszelkie przykrości, otrzymał pozwolenie od króla aby podstąpił pod miasteczko Głuchów będące w bliskości i osadzone mocną strażą nieprzyjacielską, zkąd Moskale często wypadając na czeladź naszą zwożącą żywność, albo ją razili, albo zabierali w niewolą. Wziąwszy więc z sobą kilka pułków i chorągwi pieszych, przystąpił pod rzeczone miasteczko, gdy tymczasem król o dwie mile stojąc obozem oczekiwał końca wyprawy. Za pierwszą odezwą Czarnieckiego aby się poddali mieszkańcy, Dworecki setnik kozacki trzymający straż miasta, zwyczajem narodu swego, zmyśloną pokorą okazywał powolność na rozkazy wodza, czyniąc tymczasem wszelkie przygotowania do obrony miasta. Poznawszy to Czarniecki, kazał natychmiast przypuścić atak, i dawać ognia z harmat, ale gdy to mały skutek czyniło, częścią iż trudno było potłuc parkany drewniane które otaczały miasto, częścią, iż mieszkańcy kryli się aby im nic nie szkodził ogień, zaczęli nasi rzucać do miasta bomby, które gdy także nie czyniły żadnego skutku, Czarniecki objechawszy na koniu swoich, i przypatrzywszy się położeniu miejsca, dodał najprzód serca wojsku swemu, a potem pierwszy z otwartemi piersiami wskoczył na wały, bijąc całą siłą na bramę. Nie pierwszym to dowodem męstwa jego, przez które dawał poznać swoim, iż nieustraszony na największe niebezpieczeństwa, mniej cenił życie od którego zależała całość wojska i pomyślność wyprawy; nigdzie go jednak nie widziano aby z taką natarczywością nacierał na nieprzyjaciela. Z tem wszystkiem noc nadchodząca przymusiła go do odstąpienia. Po dwa razy usiłował jeszcze Czarniecki dobywać Głuchowa, które ani zewnętrznem utwierdzeniem, ani umiejętnością odpór czyniących nie będąc znakomite, zdawało się natrząsać z wojska naszego. Ale nakoniec król odebrawszy wiadomość, iż przybył poseł od cara z oświadczeniem pokoju, i że nowe rozruchy wszczęły się na Ukrainie, kazał odstąpić od miasta, i ruszył z wojskiem ku Siewsku.
Nie pragnął niczego bardziej Jan Kazimierz, jako aby dokończył pomyślnie zaczętej wyprawy, i przyniósł pokój królestwu skołatanemu od dawna różnemi nieszczęśliwościami. Ale w pośród zamysłów jego, przeciwność której doznawał przez cały przeciąg panowania swego, odjęła mu tę podchlebną nadzieję. Najprzód bowiem wieść o Brzuchowieckim oczekującym wiosny z dwudziestą tysiącami Kozaków pod Niżynem będących, strwożyła go, nie tak łatwo i prędko obiecując mu pokój; przystąpiły prócz tego nowe rozruchy na Ukrainie, tudzież niedostatek gotowych legumin, i trudność ich przystawienia dla rzadkich młynów, a co największa, zbliżająca się wiosna, podczas której rozmrożone rzeki i jeziora trudną mu wystawiały przeprawę, co wszystko przewidując wodzowie, trwożyli się niebezpieczeństwem osoby królewskiej. Złożył więc król radę, na której chociaż to było powszechne zdanie, aby król powrócił do kraju, najbardziej jednak dał się nakłonić uwagami Stefana Czarnieckiego, w którym miał największe zaufanie. Bo gdy inni radzili powrót z powodów może własnego dobra, aby się dostać mogli do domu, sprzykrzywszy sobie niewczasy wojenne, — Czarniecki mając dłużej prowadzić wojnę, szczególnie z przywiązania do króla obstawał przy tem, aby Jan Kazimierz powrócił do kraju, gdzie zwoławszy stany, alboby się naradził o pokoju z Moskwą, albo się przysposobił do dalszej wojny[19].
Nakłoniony król zdaniem Czarnieckiego, uznał potrzebę powrotu, zwłaszcza gdy wielu naszych powracało do domu. Uczyniwszy więc pokój z Moskwą na trzy miesiące dla bezpieczniejszej przeprawy, którą stopniałe śniegi i zniesione lody czyniły co dzień trudniejszą, udał się z wojskiem litewskiem do Wilna, biorąc z sobą Stanisława Potockiego hetmana w. koronnego, którego wiek i słabe zdrowie czyniły niezdatnym do wojny, a na miejsce jego oddając najwyższą władzę wojewodzie ruskiemu, aby tak bliższą jako i dalszą Ukrainę utrzymywał w wierności przytomnością swoją i postrachem oręża. Wprzód jednak niżeli Czarniecki rozpoczął prace wojenne, użyty był od króla dla bezpieczeństwa swego w przeprawie, i najprzód przez powiat Starodubowski do Mohylowa, a z tamtąd przeprowadzić miał króla do Mińska, gdzie zakładał sobie Jan Kazimierz przez niejaki czas zabawić, częścią dla odpocznienia w podróży, częścią że poseł odesłany do cara przywiózł wiadomość, iż komisarze moskiewscy przybyć wkrótce mają do ułożenia pokoju, naznaczając Krasne lub Zierowice za miejsce do umowy.
Przybywszy król do Mohylowa, postanowił zatrzymać się w tem mieście przez czas niejaki, aby się znajdował w bliskości od Krasna, gdzie komisarze obydwóch narodów zaczęli się umawiać o pokój. Ale na pierwszym wstępie przedugodnych punktów komisarze moskiewscy tyle trudności okazali, iż zwłoki tylko szukać zdawali się i na czas żądać pokoju, pókiby z Szwedami pod ten sam czas czyniącymi ugodę nie zakończyli wojny, a potem wszystkie siły swoje obrócili przeciwko Polsce. Pokazał to wkrótce nieprzyjaciel; tem bardziej bowiem ociągał się z przyspieszeniem pokoju, im z większem naleganiem pragnęła rzeczpospolita uczynić koniec tej wojnie.
Wiadomość o zwłoce pokoju przez komisarzów będących w Kraśnie, zmartwiła mocno króla, który dowiedziawszy się o chorobie królowej radby był jak najprędzej powrócić do Warszawy; a gdy bez nadziei już pokoju zamyśla o powrocie swoim, nowy przypadek był mu przyczyną większego jeszcze umartwienia. Pożar wszczęty od jednego domu, w którym rzeźnik dzieląc pod noc mięso zapuścił ogień przez nieostrożność, taką szkodę uczynił w całem mieście, że nietylko większa część domów obróconą była w perzynę, ale oraz w różnych towarach, których Mohylów był składem, rachowano szkody na dwa miliony. Król znieść nie mogąc żałosnych skarg mieszkańców, których ten przypadek przywiódł do ubóstwa, wyjechał do Mińska dnia dwudziestego kwietnia. Odprowadzał go z pułkami swemi Czarniecki, ale tak te jako i litewskie, utraciwszy w ogniu większą część koni, szły piechotą, niosąc na sobie moderunki, jakie który mógł wyrwać z pożaru. Niedostatek, w którym się skarb publiczny znajdował, wiązał ręce królowi, iż wesprzeć nie mógł wojska zostającego w potrzebie. Nie widząc innego sposobu zaradzenia temu nieszczęściu, rozesłał do przyległych wsi i miasteczek, ażeby wybierano konie, któreby potem albo oddane były właścicielom, albo zapłacone ze skarbu. Ten pobór tak był uciążliwy dla obywatelów wyniszczonych tylą nieszczęśliwościami, iż powstały zewsząd zażalenia na Czarnieckiego, jakoby on łagodniej sobie postępował z nieprzyjacielem niż z ziomkami swymi, nie umiejąc poskramiać wojska gwałtem zabierającego ich własność. Na uspokojenie więc skarg obywatelów wyznaczeni byli komisarze od króla, spisujący ile każda wieś, a w szczególności każdy właściciel przystawił koni dla wojska, co pocieszyło na czas obywatelów, iż ta strata powrócona będzie ze skarbu.
Tymczasem Czarniecki, pożegnawszy króla i wojsko swoje przodem wysławszy, pospieszył nazad zwyczajną sobie szybkością, a dopędziwszy wojska niedaleko Dniepru, starał się jak najusilniej aby je przeprowadził na drugą stronę[20]. Zebrawszy więc zewsząd promy i łodzie, najprzód lekkie chorągwie przez lód przeprowadził, potem przeciągnąć kazał harmaty na saniach, z wielkiem prawda niebezpieczeństwem, ale bez żadnego przypadku, nakoniec gdy się nagle lody ruszyły, resztę wojska swego w przysposobionych promach i łodziach przeprowadził. Pokazał w tej przeprawie Czarniecki, iż niemniej miał ostrożności i oka na wszelkie przypadki, jak szczęśliwości w wykonaniu zamysłów swoich. Gdy bowiem Sierko stanął mu na zasadzce, Czarniecki kazał wzniecić ogień w znacznej odległości od tego miejsca gdzie się miał przeprawiać; tym sposobem oszukawszy nieprzyjaciela, iż tam czuwał na niego, gdzie były ognie, opuścił się niżej z wojskiem, i pod Ryszczowem przebył szczęśliwie na drugą stronę rzeki. Wieść nawet była, jak twierdzi Kochowski[21], iż Czarniecki stanąwszy na drugim brzegu Dniepru, tak żwawo natarł na Moskalów, że ci opuszczając konie, piechotą uchodzili po krzakach, zostawiwszy tysiąc pięćset koni, które z inną zdobyczą dostały się naszym.
Mimo tych zatargów, komisarze obydwóch narodów nie przestali umawiać się o pokój, zawsze jednak z strony moskiewskiej czyniono więcej trudności. Tymczasem Czarniecki opuszczony od Tatarów, których Turek prowadząc wojnę z Leopoldem cesarzem przyzwał był na pomoc, gdy się nie czuł na siłach aby poskromił bunt na Ukrainie, starał się wszelkiemi sposobami umorzyć przynajmniej niezgodę między znaczniejszymi tego narodu, obawiając się aby rozróżnione umysły tych, którzy wiernymi się pokazywali królowi i rzeczypospolitej, nie były przyczyną oderwania od Polski bliższej Ukrainy, i złączenia się z głębszą, która przyjęła już naówczas panowanie moskiewskie. Jeszcze przed wyprawą swoją do Moskwy wysłał był król Teterę, aby łagodził pospólstwo i utrzymywał je przy wierności, ale ten niewiele mając przyjaciół i powagi u pospólstwa, a co większa pomówiony od wszystkich jakoby był przyczyną śmierci Wychowskiego, widząc niebezpieczeństwo dla siebie, schronił się do Czechryna, gdzie oblężony wzywał pomocy naszych.
Czarniecki przeprawiwszy się na Ukrainę, gdy widzi wojsko swoje zdrobniałe i zwątlone pracą, sposobem wielkich ludzi umiejących zaradzić sobie w największych trudnościach, rozstawił najprzód piesze chorągwie w Pawłowicach i Białejcerkwi, a jazdę w Korsuniu; potem trzynastu ludzi wziąwszy z sobą, którzy wiadomi byli drogi i mieli lepsze konie, udał się skrycie do Krymu, tą myślą, aby otrzymał posiłki. Ale dowiedziawszy się za przybyciem swojem, iż Tatarowie wywołani byli (jak powiedzieliśmy) na wojnę przeciwko cesarzowi, zboczył z tamtąd do Budziackich Tatarów, którzy paśli konie w polach Bessarabii, czuwając na Kozaków czyniących częste wycieczki. Miłe było Tatarom przybycie tak wielkiego męża; otrzymał od nich przyrzeczenie posiłków, które składać się miały z dwudziestu tysięcy, i pospieszyć we trzy dni na Ukrainę. Czarniecki przywiódłszy zamysł swój do skutku, powrócił do obozu z niewypowiedzianym pośpiechem, tak dobrze zachowując sekret, iż nawet ci którzy z nim byli, domyślić się nie mogli na jaki koniec podróż tę przedsięwziął. Jednakże wieść o wyjeździe jego doszła nieprzyjaciół, którzy rozumiejąc iż się udał do Polski i nie prędko powróci na Ukrainę, umyślili korzystać z tej pory. Sierko z dwoma tysiącami Kozaków zaporozkich uczyniwszy zasadzki na naszych, których prowadził Machowski, obiegł ich w Podhorodyszczu, i podpaliwszy przedmieście, cieszył się już nadzieją iż miasto i straż w nim będąca wpadną mu w ręce, ale osobliwszem szczęściem Bidziński (który z Połubińskim zapędzony w głąb kraju moskiewskiego miany już był za zginionego) powracając nazad, i domyślając się z pożaru iż była jakaś bitwa z nieprzyjacielem, przybiegł ze swymi na pomoc, a z nagła uderzywszy na Kozaków, poraził ich, i do ucieczki przymusił. Sam nawet Sierko wpadłby był w ręce naszych, gdyby zrzuciwszy się z konia, nie schronił się na błota pieszo, gdzie dla trudnego przystępu ocalił życie. Jeszcze nasi ścigali nieprzyjaciela, gdy Czarniecki powracając do obozu, zdziwiony był nietylko szczęśliwem przybyciem Bidzińskiego z Moskwy, ale oraz jego zwycięstwem, którego dowodem były znaki wojenne i inna zdobycz zabrana.
Pod ten sam czas odebrał Czarniecki od króla przywilej na województwo kijowskie. Męstwo jego, zasługi, i umiejętność w sztuce wojennej, czyniły go dawno godnym buławy, ale w zakłóconym rządzie, gdzie król dogadzać musiał natrętnym, dostojność ta mijała prawdziwą zasługę. Będziemy go widzieli natenczas dopiero noszącego buławę, kiedy jak sam powiedział o sobie, ani siła do wojny, ani ręka do szabli zdolnemi już nie będą do dalszych usług ojczyzny.
Czarniecki jak tylko stanął w obozie, nie czyniąc żadnej zwłoki, ale zwyczajem swoim niespracowany w ściganiu nieprzyjaciela, i w szybkości swojej zakładając pomyślność[22], postanowił dać jak najprędzej pomoc Teterze, którego Brzuchowiecki trzymał w oblężeniu w Czechrynie. Wprzód jednak wydał obwieszczenie imieniem królewskiem, przyrzekając bezpieczeństwo wiary, życia, i majątku tym, którzyby odstąpiwszy buntu, powrócili do wierności poprzysiężonej królowi. Wiedział on dobrze, iż niestateczność tego narodu często zrywającego poprzysiężoną wiarę, zapewnić go nie mogła o szczerej chęci przystąpienia do zgody, ale mając łagodność za skuteczny środek do powstrzymania szerzącego się buntu, chciał użyć wszelkich sposobów, któremiby można zabiedz stracie wojska i obywatelów. A najprzód, widząc jak wiele duchowieństwo wpływa w zdanie pospólstwa, starał się usilnie przeciągnąć je na swoję stronę, oświadczając się przed nimi, iż rzeczpospolita bunt tylko poskramia, nie zaś wierze ich i obrządkom wypowiada wojnę, owszem zostawić każdego przy swojej wierze, majątku i swobodach dawniej pozwolonych, było jej prawdziwym zamiarem.
Posiadał naówczas katedrę arcybiskupstwa kijowskiego kollacyi królewskiej Anastazy Tokolski człowiek chytry, i równie nieprzyjazny Polakom, jako i nieufający Moskalom. Nie wiedząc o przybyciu Czarnieckiego, udał się był do Wasilkowa, gdzie zaszedł go list królewski, aby zjechał do obozu na radę dla umówienia się z Czarnieckim i innymi wodzami wojska naszego względem zakończenia rozruchów. Ociągał się najprzód Tokolski, nie wiedząc jeżeliby mógł zaufać bezpieczeństwu swemu, ale nakoniec pokładając ufność w dostojności swojej, przybył do obozu. Przyzwano także z klasztoru trechtymirowskiego Gieskona, czyli Jerzego Chmielnickiego, syna sławnego Bohdana, który pod maską mnichowskiego stroju ukrywał intrygi swoje, pobudzając do buntu całą Ukrainę. Tym najprzód oświadczono imieniem króla i rzeczypospolitej bezpieczeństwo i wolność religii; ale gdy oba dali się z tem słyszeć, iż powołani do stanu duchownego, nie chcą się mięszać do spraw doczesnych, aby odwodzić mieli od wojny pospólstwo, nakazano im aby się stawili przed królem, i zatrzymanych wysłano do Warszawy, mimo skarg i narzekania całej Ukrainy, którą ten postępek obruszył.
Tym sposobem zatamowawszy (jak rozumiano) źrzódło niezgody i buntu, wszystkie siły swoje obrócił Czarniecki, aby odpędził Brzuchowieckiego od Czechryna, w którym zamknięty Tetera z dwoma tysiącami Kozaków wiernych królowi, a po żwawym odporze po kilka razy, osłabiony na siłach i przyciśniony niedostatkiem żywności, myślał już poddać się Brzuchowieckiemu. Od początku oblężenia starał się wszelkiemi sposobami nieprzyjaciel, aby dobył Czechryna, częścią dla tego, iż wieść była o wielkich skarbach tam będących, częścią iż zapalony zemstą, chciał oddać wet za wet naszym, którzy w dobywaniu miast z tamtej strony Dniepru, okrutniej postępowali sobie z mieszkańcami. Ale w pośród nadziei które czynił sobie Brzuchowiecki, iż w krótkim czasie zostanie panem Czechryna, odebrał niepomyślną wiadomość, iż Czarniecki wsparty posiłkami Tatarów idzie na odsiecz w oblężeniu będącym. Ta wieść tak go strwożyła, iż odstąpił natychmiast od oblężenia, zostawiwszy pod murami trzynaście harmat mniejszych, których zabrać z sobą nie mógł dla pośpiechu. Żałował mocno Czarniecki, iż z rąk prawie uszedł mu nieprzyjaciel, zwłaszcza gdy się dowiedział, iż był zdradzony od zbiegłych, którzy przeszedłszy na stronę Brzuchowieckiego, przestrzegli go, aby jak najprędzej uchodził.
Uwolniwszy Czechryn od oblężenia, udał się Czarniecki w tę stronę gdzie uszedł nieprzyjaciel. Ale ten oczekując na posiłki moskiewskie, stanął obozem niedaleko Dniepru, i utwierdziwszy jak najmocniej to miejsce, sposobił się do odporu. Szedł mu na pomoc Strazbuch jenerał artyleryi moskiewskiej z czterema tysiącami ludzi, przeciwko któremu, powziąwszy wiadomość, Jan Sobieski poszedł z wojskiem swojem zachodząc mu drogę, a równo ze dniem uderzywszy na niego, tak pomyślne zwycięstwo otrzymał, iż całe wojsko nieprzyjacielskie poszło w rozsypkę. Strazbuch utraciwszy wojsko, sprzęty i narzędzia wojenne, winien był życie szybkości konia swego, uchodząc ścigany od naszych. Czterech pułkowników kozackich żywo wpadło w ręce, z których Nużny sądem wojskowym skazany na śmierć haniebną, nie prosił o darowanie, ale tylko o odmienienie wyroku, aby był żywcem na pal wbity, dając tę przyczynę swojego wyboru śmierci, iż ojciec jego podobną śmiercią zginął. To jedno daje poznać, jakie okrucieństwa popełniali nasi na Ukrainie, i do czego przyjść może rozpacz, zapalona częścią fanatyzmem, częścią dziką srogością.
Mimo zwycięstwa które Jan Sobieski odniósł, dwóch tylko ludzi utraciwszy w potyczce, Brzuchowiecki wsparty zewsząd posiłkami stał bezpiecznie w miejscu. Uwiadomieni wodzowie nasi od szpiegów o siłach jego i dobrym stanie, nie chcieli na niepewność losu wystawiać siebie i wojska, ale mając oko na jego dalsze obroty, przedsięwzięli tymczasem dobywać Buzyny i Steblowa, dwóch miast w bliskości będących, które nieprzyjaciel trzymał pod swoją strażą. Dobywanie pierwszego miasteczka niepomyślnie powiodło się naszym, oprócz bowiem znacznej straty którą ponieśli, oszukani chytrością Sierka, obiecującego iż się miał poddać, przymuszeni byli odstąpić od oblężenia za przybyciem młodszego Sierka z dwoma tysiącami, które przyprowadził bratu na pomoc. Szczęśliwszym był w wyprawie swojej Czarniecki, bo podstąpiwszy pod Steblów, wysłał do mieszkańców trębacza z oznajmieniem, iż łaskawie postąpi sobie z nimi, jeżeli otworzą bramy, i powrócą do posłuszeństwa; a gdy buntownicy przyjąć nie chcieli łaskawego im przyrzeczenia, kazał natychmiast dobywać miasta, zwłaszcza gdy Tatarowie chciwi zdobyczy okazywali ochotę, iż się rzucą na wały. Wpośród żwawego nacierania i mężnego odporu z strony nieprzyjaciół, cerkiew w której był skład prochu, przez nieostrożność oblężeńców, z wielką ich klęską wyrzucona na powietrze, tak mocno przestraszyła wszystkich, iż nie czując się na siłach do dalszej obrony, prosić zaczęli o miłosierdzie, osobliwie gdy wojsko nasze korzystając z tego przypadku, wyłamało już było bramy, i wbiegało do miasta w zapale zemsty nad nieprzyjacielem. Czarniecki chcąc dać dowód ludzkości i ocalić życie mieszkańców, na które żołnierz w pierwszym zapędzie nie ma żadnego względu, powstrzymał swoich i odciągnął Tatarów, obiecując, iż nazajutrz za danym znakiem z harmaty poda im miasto na łup, którego aby nie dzielili z naszymi, przyrzekł iż wojska swoje wyprowadzi w pole. Stało się jak Czarniecki przyobiecał Tatarom, dano znak z harmaty; ale nohajscy Tatarowie bliżej stojąc miasta, uprzedzili budziackich, i znaczniejszą zdobycz rozerwali między siebie, co w taką wściekłość wprawiło budziackich, iż nietylko słowy, ale nawet orężem targnęli się na Czarnieckiego. Ten dawszy odpór barbarzyńcom i uspokoiwszy rozruch. „Nie uczyniłżem (rzekł do nich) zadosyć przyrzeczeniu memu? Łup zdobyty męstwem Polaków dostał się wam w ręce, a urzędem moim jest abym prowadził wojnę i ustawiał ludzi do boju, nie dzielił między chciwych zdobycz“[23].
Po dobyciu miasta Steblowa widząc Czarniecki iż ustąpił z tamtych stron nieprzyjaciel, postanowił także wojska swoje wyciągnąć dla niedostatku żywności który mu groził, i innym sposobem poskramiać buntowników. Wiele miast było takich, które zamykając bramy, przechowywały dowódzców garnących do siebie zgraję ludu zapalonego dziką jakąś srogością. Między znaczniejszemi liczono Humań, Buki, Lisiankę, Alexandrówkę, i wiele inszych. Osobliwie zaś mieszkańcy Stawiszcza wyciąwszy straż Polską, wszelką ufność swą pokładali w obronie miasta. Przeciwko nim Czarniecki postanowił obrócić wszystkie siły swoje. Wprzód jednak niż się ruszył z wojskiem, umyślił utwierdzić Korsuń i Białącerkiew, używszy do tego najbieglejszych w architekturze wojskowej, aby w czasie potrzeby obydwa te miasta mogły służyć naszym za miejsce schronienia. Ażeby zaś jak najprędzej przywiódł do skutku to dzieło, zostawił przy dozorze Jana Sapiehę pisarza polnego, sam zaś zwyczajem swoim nie lubiąc zwłoki w wykonaniu ułożeń[24], rozesłał w różne strony wojsko, któreby częścią miast dobywało, częścią napadając na buntownicze kupy, rozpraszało je i broniło związku. Tetera, którego Czarniecki ocalił niedawno w Czechrynie, z Marcinem Zamojskim podstolim lwowskim i piętnastu znakami kawaleryi, udali się do Humania, ale nie mając dosyć wojska aby dobyli najobronniejszego w całej Ukrainie miasta, odpędzeni od nieprzyjaciół, powrócili nazad. Nie był także szczęśliwszym w wyprawie swojej synowiec Czarnieckiego starosta kaniowski, który wysłany od stryja aby dobywał Lisianki, kulą śmiertelnie raniony został.
Wpośród rozruchów całej Ukrainy, i częścią klęsk, częścią pomyślności dla naszych, Czarniecki mając najbardziej zajątrzone serce ku Stawiszczanom, przesłał pułki swoje i sam z Janem Sobieskim przybył pod miasto, chcąc z niego dać przykład surowości swojej, jeżeliby się uporczywie stawiło. Najprzód starał się Sobieski nakłonić łagodnością mieszkańców aby odstąpili od związku, i radził im ażeby wysławszy do króla z doniesieniem o dobrowolnem poddaniu się, otrzymali przyrzeczenie na piśmie, iż im przebacza winę; na dowód zaś szczerej rady, którą im podawał, oświadczał się, iż chce być rękojmią ich bezpieczeństwa, póki nie otrzymają odpowiedzi od dworu; ale mieszkańcy zacięci w swoim uporze, przyjąć nie chcieli tej rady. Przeto Czarniecki nie cierpiąc nadaremnej zwłoki, a od dzieciństwa wychowany w obozie, nie umiejąc ulegać nieprzyjacielowi, rozkazał Tatarom, aby splondrowali całą okolicę miasta, przez co dawał poznać mieszkańcom czego się spodziewać mają po jego surowości, kiedy łagodność którą im oświadczał Sobieski nie była dla nich skutecznym powodem aby się poddali. Z tem wszystkiem gdy ani ta surowość nie uczyniła żadnej odmiany na umysłach mieszkańców, dnia czternastego lipca kazał dobywać miasta, powtarzając często te słowa, któremiby dodał ochoty i serca swoim: „iż póty nie przyjmie ani pożywienia ani spoczynku, póki nie rozwali tej jaskini opryszków“. Najpierwszem przygotowaniem do ataku były baterye dla osadzenia harmat, około których gdy pracują nasi, wypadli nagle oblężeńcy z miasta, i odpędziwszy piechotę, rozrzucili usypane już poczęści baterye, a jednę z nich, która była najwynieślejsza, osadzili harmatami swojemi. Dowódzcami tych buntowników byli Daszko i Bułan, oba wyćwiczeni w sztuce wojennej pod wodzem Chmielnickim, których oprócz męstwa rozpacz sama czyniła śmiałymi. Z tych pierwszy wypadłszy z miasta i odpędziwszy piechotę naszą, rozkazał wykopać kanał, którego brzeg od miasta będąc nieprzystępny, wstrzymywał nacierającą jazdę, gdy tymczasem z miasta i z wziętej bateryi raził ją nieprzyjaciel. Czarniecki tknięty i stratą swoich, i zelżywemi słowami buntowników, którzy dla niegładkości twarzy z blizn pozostałych zwali go: Rabaja Sobaka, rozkazał Tatarom aby chróstem zarzucali kanał, przez któryby z jazdą mógł się przeprawić, ale gdy i ten sposób był nieskuteczny, wpośród najgęstszego ognia zsiadłszy z konia, i zachęciwszy całą jazdę aby szła za jego przykładem, przebył przez kanał, spędził nieprzyjaciela, opanował bateryą z harmatami, i ścigając pałaszem pomięszanych, przymusił nakoniec do ucieczki. Klęska nieprzyjaciół oprócz wielu pozostałych na bojowisku ztąd jeszcze znaczniejszą była, iż sam Daszko został zabity, a wojsko nasze aż pod bramy miasta ścigając uciekających, powzięło nadzieję, iż niedługo pracować będzie około dobywania miasta.
Następującego dnia wysłany do mieszczan Kruszelnicki, aby im przekładał niebezpieczeństwo na które wystawiali siebie i miasto, przyniósł odpowiedź tak zuchwałą, jakoby żartem tylko czynili wzmiankę o pokoju. Przeto Czarniecki przeciąwszy wszystkie drogi, aby żadna żywność nie wchodziła do miasta, stanął obozem przy wałach, rozrządził pułkami które pieszo potykać się miały, wyznaczył Tatarów, aby z przeciwnej strony uderzyli na oblężeńców, i przez cały czas niż dał znak do ataku, słowy i pracą dodawał swoim ochoty. Na sam czas jak potrzeba było Czarnieckiemu przywieziono z Szarogrodu różne narzędzia wojenne, służące do dobywania miasta, których używając artylerya, w krótkim czasie znaczną część miasta w perzynę obróciła. Tymczasem wojewoda kijowski z Janem Sobieskim korzystając z pomięszania nieprzyjaciół, które w nich sprawił pożar, z takiem męstwem nacierać zaczęli stawiąc się na czele swoich, iż Szerymbeg Tatar (chociaż natarczywość u tego narodu jest cnotą waleczności) przyganiał im jednak, iż zbyt śmiało wystawiali się na niebezpieczeństwo, a Stefan Bidziński wyciągnął ich z kupy szeregowych, wpośród których oba bili się z nieprzyjacielem. Już przy bramie opanowali byli nasi wały i zatknęli w nich chorągwie, a nawet i pacholicy wpadli byli do przygrody, czyli zamku przyległego miastu, gdy puszkarze nasi dając ognia do nieprzyjaciela, tak mocno razić zaczęli naszych, iż przymuszeni byli uchodzić z miejsca. Ten przypadek posłużył oblężeńcom, że wypadłszy z miasta, z wielką siłą uderzyli na naszych, i spędzili ich z wałów. Pamiętna w dziejach naszych cnota równająca się dzielności spartańskiej dała się naówczas widzieć w młodzieńcu naszym Zgłobickim. Ten trzymając zatkniętą chorągiew na wałach, gdy mu nieprzyjaciel odciął rękę pałaszem, schwycił ją z ziemi drugą ręką, i niepierwej dał sobie wydrzeć, aż utracił i drugą. Z tej waleczności pokazuje się, z jaką zaciętością trwała bitwa, którą nakoniec późna noc przerwała. Czarniecki przejęty żalem z przyczyny straty najwaleczniejszych ludzi, w tak wielkim był smutku, iż przez czas długi utopiony w myślach nic do przytomnych nie mówił, i gdy mu pułkownikowie podali liczbę zabitych, jakoby z letargu ocucony: „Tak się to dzieje (rzekł z czułością), na wojnie nie rodzą się ludzie“[25].
Z tem wszystkiem ta niepomyślność rozjątrzyła tylko serce, a nie przełamała stałego umysłu w przedsięwzięciu swojem. Nazajutrz Czarniecki jakoby nic nie zważając na stratę, nakazał nowy atak, ale widząc przerzedzone pułki nasze, i mniej ochoty w wojsku, postanowił nakoniec głodem przymusić buntowników aby się poddali. Żalił się on na to, iż ten sposób dobywania miasta mocno go upokarzał, będąc przymuszonym przypisać zwycięstwo niedostatkowi nieprzyjaciela, nie zaś męstwu swoich; ale czyli w samej rzeczy to zdanie było skutkiem żywości jego, która przenosiła waleczność nad inne przymioty dobrego wodza, czyli że sam historyk tak myśląc chciał ztąd szukać pochwały dla Czarnieckiego, trudno nie przyznać, aby taki sposób myślenia nie był godzien nagany. Nie jest to chwałą dla wodza, gdy z powodów chlubnej waleczności wystawia na rzeź swoich, i siebie na niebezpieczeństwo, mogąc innemi sposobami pokonać nieprzyjaciela. Kazał więc Czarniecki otoczyć miasto, i zabroniwszy zewsząd żywności, znaczną część domów obrócił w perzynę bombami. Naówczas dopiero oblężeńcy przymuszeni głodem, wysłali do obozu popów, aby podpisali poddanie miasta z zabezpieczeniem dla siebie życia i majątku; ale Czarniecki przyjąć nie chciał żadnego warunku, twierdząc, iż się stali niegodnymi miłosierdzia, odrzuciwszy tyle razy oświadczoną sobie łaskawość. Przymuszeni więc byli spuścić się na wolą zwycięzcy i wydać trzynastu przywódźców, których Czarniecki, aby dał dowód ludzkości, nie ukarał śmiercią, ale ich oddał Teterze.
Zdobycz która się dostała naszym mniejsza była nad spodziewanie, ponieważ większą część pochłonął ogień, i mieszkańcy przez zazdrość aby ich majątek nie dostał się zwycięzcy, wrzucali w studnie i kloaki cokolwiek mieli najbogatszego. Trzydzieści chorągwi pozostałych od ognia znaleziono w mieście, między któremi dwie były moskiewskie z napisem imienia cara; oprócz tego harmat większych i mniejszych czterdzieści, tudzież tyle prochu, kul, i innych opatrzeń wojennych, ileby wystarczyć mogło na rok cały w oblężeniu będącym. Rozkazano za karę mieszkańcom, aby się złożyli na podarunek pieniężny dla sułtanów tatarskich. Zdjęte dzwony których używano za hasło do ściągania buntowników. Konie zabite podczas oblężenia nakazano zapłacić. Chorągwie przez dalszy przeciąg wojny trzymające straż w mieście kosztem swoim żywić. Tym sposobem poskromiwszy Stawiszczanów Czarniecki, dnia dwudziestego listopada 1664, wojska nasze rozstawił na stanowiska zimowe, wysławszy kilku do króla z doniesieniem o czynnościach swoich, tudzież na sejm warszawski, który miał się odprawiać dnia dziewiętnastego lutego następującego roku 1665.
Całą jednak zimę przepędzili wodzowie w ustawicznem nagabaniu od Kozaków i pospólstwa, które się kupiło skoro tylko pokazał się jaki dowódzca. Wojska nasze będące na stanowiskach, chociaż w karności trzymane od Czarnieckiego, że jednak domagały się przyzwoitych wygód, były ciężarem dla ludu, który zakosztowawszy swobody pod buntem Chmielnickiego, wszelką podległość poczytał za jarzmo niewoli. Wrodzona niechęć ku imieniowi polskiemu, czyli raczej wpojona nienawiść od dzieciństwa, z przyczyny okrutnego postępowania sobie naszych, pobudzała zawsze do buntu dzikie i zabobonne pospólstwo. Ledwie bowiem Czarniecki odstąpił od Stawiszczów, gdy odebrał wiadomość o nowym buncie tego miasta. Wysłał więc natychmiast pułk Sebastyana Machowskiego, na który gdy napadli Kozacy, tak żwawo się potkali, iż dwóchset naszych zostało zabitych. Tknięty żalem Czarniecki z przyczyny tak znacznej straty, dniem i nocą pospieszył do Stawiszczów, i pod sam czas kiedy miał bunt wybuchnąć wszedłszy do miasta, rozkazał aby mu stawiono dowódzców. Zmięszało się pospólstwo niespodziewanym powrotem jego, i byłoby natychmiast wydało hersztów, gdyby ci obawiając się losu który ich czekał, nie pobudzili ludu aby się porwał do broni. Czarniecki poskromiwszy najprzód pospólstwo, kazał ukarać śmiercią hersztów którzy mu wpadli w ręce, i podał miasto na łup wojsku, które resztę ocalonych domów obróciło w perzynę.
Wpośród tych rozruchów spełnić się miały wyroki żałosne dla całego narodu. Używać korzyści pokoju krwią i potem czoła nabytej, oglądać szczęśliwszą ojczyznę wypędziwszy z niej nieprzyjaciół, nie pozwoliło niebo obrońcy i wybawicielowi naszemu[26]. Stefan na Czarncy Czarniecki wojewoda kijowski, częścią obciążony wiekiem, mając lat sześćdziesiąt sześć, częścią zwątlony na siłach przez prace i usługi ojczyznie, na które całe życie swoje poświęcił, wpadł nakoniec w śmiertelną chorobę. Umysł jego mężniejszy nad siły nie chciał się z początku poddać pod ustawy słabej natury, ale gdy coraz gorzej mieć się zaczął, radzili mu przyjaciele, aby powrócił do kraju i poratował zdrowie tak drogie dla ojczyzny, przez coby pocieszył oraz familią, wpośród której rzadko się znajdował, całe prawie życie przepędziwszy w obozie. Ale bohater nasz przyuczony od młodego wieku do niewczasów wojennych, nie dał się namówić na to, aby odstąpił od wojska. Z tem wszytkiem widząc iż nie był zdatnym do dalszych usług ojczyzny, dał się namówić, aby dla spoczynku udał się do dóbr swoich, które miał w bliskości. Ztamtąd gdy się wzmagać zaczęła choroba, postanowił powrócić do kraju.
Gdy już był w drodze, odebrał list od króla z przywilejem na buławę polną koronną, który przeczytawszy rzekł do przytomnych: „Wszak nie raz to mówiłem, iż wtenczas mi dadzą buławę, kiedy ani siła do wojny, ani ręka do szabli zdolnemi nie będą. Jeżeli mi jednak Bóg użyczy zdrowia, starać się będę o to, aby król jegomość nie żałował tej łaski, którą na mnie zlewa. A jeżeli przyjdzie umrzeć, ta buława będzie chyba ozdobą grobowca, który mię przywali“. To wyrzekłszy kazał się nieść ku Dubnowi w lektyce uwieszonej na koniach, ponieważ wzmagająca się słabość nie pozwalała mu ani konno ani w pojeździe odprawiać podróży.
Przyniesiony do Sokołówki, gdy się widział bliskim już zgonu, kazał się wnieść do chałupy chłopskiej, dla niedostatku wygodniejszego domu. Tam przyzwawszy do siebie ks. Dąbrowskiego jezuitę, którego miał zawsze przy sobie za spowiednika, usprawiedliwiwszy się Bogu, i opatrzony wszystkiemi sakramentami, chrześciańskim sposobem przeniósł się w drogę wieczności roku 1665, dając z siebie dowód nikczemności ludzkiej, iż ten, którego chwalebne czyny wielbiła ojczyzna i postronne narody, uwieńczony tylą znakami zwycięskiemi, w mizernej chacie rozstał się z tym światem[27].
Tak skończył chwalebne życie swoje Stefan na Czarncy Czarniecki, wojewoda kijowski, hetman polny koronny, stworzony do dzieł wojennych. Taką bowiem miał w sobie żywość, iż zamiast duszy zdawało się jakoby go ogień ożywiał[28]. Wziąwszy od natury wszystkie przymioty wielkiego wojownika, doskonalił je pracą i doświadczeniem od lat młodych, a dosługując się po stopniach najwyższych dostojeństw w rzeczypospolitej, zostawił z siebie przykład, iż tą drogą dojść może każdy do najpierwszych urzędów. Podobny (jak już powiedzieliśmy) do sławnego w dziejach królów francuzkich Du Guesclin, który z prostego szlachcica doszedł do najwyższych dostojeństw. Przeto też śmiało mówił Czarniecki tym, którzy mu zarzucali, iż z prostego szlachcica przyszedł do najwyższej powagi w kraju; „Ja nie z soli ani z roli, ale z tego (skazując na bliznę w twarzy) co mię boli, urosłem“. Tą odpowiedzią oddając wet za wet niektórym zazdrosnym, wyrzucał im to, co widział iż im posłużyło do większego majątku i dostojności.
Paweł Potocki kasztelan kamieniecki przyrównawszy bohatera naszego do Fabiusza, iż podobnie jak tamten zachował ojczyznę, stosuje do niego słowa Liwiusza[29]: „Taka w nim była wielkość duszy i umysłu, iż każdą rzecz, bądź większej, bądź mniejszej wagi, brał przed się i wykonywał, a nietylko układał w myśli i rozkazywał to, co osądził najprzyzwoitszego, ale sam po większej części przez siebie dopełniał, tak dalece, iż władza i rozkazy jego dla nikogo nie były surowsze, jak dla niego samego. Oszczędnością, niewczasem i pracą, równał się najlichszemu z żołnierzy, i nic więcej nie zdawał się mieć nad innych, prócz dostojności i władzy“. W młodości swojej długo podlegając, nauczył się jak miał rozkazywać. Łącząc poufałość z potrzebną surowością, wprowadził karność wojskową, i byłby ją na zawsze wprowadził, gdyby naród nasz pamiętny na to, iż nikt nie wojuje niepłatnym żołnierzem, myślał był skutecznie o wypłaceniu zaległego żołdu, i przez niesprawiedliwość nie dał był pochopu domagającym się o swoję własność, do uczynienia ochydnego dla rzeczypospolitej związku.
Chęć do dzieł wojennych była w nim panującą skłonnością. Największe przywiązanie swoje okazywał ku tym, którzy się wsławili cnotą waleczności. Z tych powodów uczynił fundusz w Tykocinie, który się dotychczas utrzymuje, dla dwunastu towarzystwa szlachty, którzy dla wieku lub sił starganych w służbie wojskowej, niezdolnymi będąc do dalszych usług ojczyzny, mają do śmierci pewny sposób dla siebie.
Wieść o śmierci Czarnieckiego kraj cały napełniła żalem, ale szczególniej Jana Kazimierza, który wyznając że mu winien koronę, okazywał tem większą czułość, im bardziej tę stratę wystawiały mu domowe rozruchy wszczęte z okazyi Jerzego Lubomirskiego hetmana polnego. Zwłoki bohatera naszego przeniesione do Czarncy, w kościele tamtejszym, który on wystawił[30], spuszczone do grobu widzieć jeszcze dotychczas dają ostatki popiołów wybawiciela ojczyzny, i świętem jakiemsi uszanowaniem napełniają patrzących. Twarz jego, jak jest w obrazie w tymże kościele na koniu i w zbroi odmalowany, mimo powagi i tej żywości, która się widzieć daje w ludziach wojennych, miała w sobie przyjemność stósowną do wieku i obyczajów. Z Zofii Kobierzyckiej synowicy kasztelana Krzywińskiego, którą sobie zaślubił, nie zostawił żadnego potomka płci męskiej, ale tylko dwie córki, dziedziczki sławy swej i majątku. Te obie za życia swego wyposażył, a Jan Kazimierz w pozostałem potomstwie nadgradzając zasługi bohatera naszego, rozdał królewszczyzny które on posiadał dwom zięciom jego, Wacławowi Leszczyńskiemu wojewodzie podlaskiemu herbu Wieniawa, za którym była Konstancya, i Janowi z Ruszczy, Gryffów, Jaxów Branickiemu marszałkowi nadwornemu, mającemu za sobą starszą córkę imieniem Alexandrę Katarzynę, która w słabej płci swojej okazała iż była córką wielkiego bohatera, żegnając bowiem ojca wybierającego się na wyprawę do Danii przeciwko Szwedom, temi słowy rzekła do niego: „O! jak żałuję żem się nie urodziła męzczyzną, abym naśladowała czynów i dziedziczyła sławę ojcowską“[31]. Wnukiem tej bohaterki był sławny mąż w ojczyznie Jan Klemens z Ruszczy Branicki kasztelan krakowski, hetman wielki koronny, ostatni z domu Gryffów Jaxów Branickich, który na wzór walecznego pradziada sposobił się był także w młodości swojej do dzieł rycerskich, ale gdy nie było okoliczności aby się wsławił orężem, dla pokoju w którym zastawała Polska, zarobił sobie na chwałę dobrego obywatela, łącząc w osobie swojej wszystkie przymioty dusz wielkich, a miłością ojczyzny, hojnością na ozdobę kraju, tak przez wspaniałe mieszkanie które założył w Białymstoku, jako inne niektóre domy zdobiące dziś stolicę, tudzież przez pamiątkę wystawioną w Tykocinie pradziadowi swemu a wybawicielowi ojczyzny[32], pokazał iż płynęła w nim cząstka krwi wielkiego męża, jakim był Stefan Czarniecki.







  1. Kochowski Climactere II. na karcie 437.
  2. Kochowski Climactere II. na karcie 450.
  3. Kochowski Climactere II. na karcie 490.
  4. Kochowski Climactere II. na karcie 501.
  5. Kochowski Climactere II. na karcie 503.
  6. Pod tytułem: Gratitudo meritorum wielmożnego wojewody ruskiego, w następujące słowa: „Dobrze są wszystkiemu światu wiadome wielmożnego Stefana na Czarncy Czarnieckiego wojewody ziem ruskich odważne dzieła, i zasługi, które przez wszystek swój wiek począwszy od młodszych lat swoich, aż do teraźniejszego czasu, nam i rzeczypospolitej wyświadczał. Osobliwym jednak sposobem pod czas tych przeszłych zamięszanych czasów, do ratowania ojczyzny i wydźwignienia jej z tak ciężkich terminów, swojem concurrit męstwem i odwagą. Którego lubo sama nieśmiertelna sława ad seram posteritatem transferet nomen, aby jednak i my tak odważnych jego zasług niezdaliśmy się być ingrati, i owszem one ojcowskim przyjmując afektem: dobra nasze starostwo tykocińskie ze wszystkimi dworami, folwarkami, wsiami i przynależytościami do tych dóbr należącemi.... za zgodą wszech stanów, authoritate praesentis conventus jure haereditario, onemu i sukcesorom jego, ad perpetuam meritorum jego memoriam dajemy. Jako to wszystko przywilej od nas dany, szerzej wyraża.....“
  7. Kochowski Climactere II. na karcie 521.
  8. Kochowski Climactere II. na karcie 524.
  9. Climactere III, na karcie 31.
  10. Kochowski Climactere III, na karcie 35.
  11. Kochowski Climactere III, na karcie 54.
  12. Kochowski Climactere III, na kracie 85.
  13. Kochowski Climactere III, na karcie 93.
  14. Kochowski Climactere III, na karcie 93.
  15. Etsi is velut extra necessitatem respirii positus, vix aliquam et sibi, et cohortibus concederet quietem, et circumsitis municipiis continue infestus, eandem quam illi nostris reponebat inquietudinem. Kochowski Climactere III, na karcie 95.
  16. Kochowski Climactere III, na karcie 96.
  17. Kochowski Climactere III, na karcie 107.
  18. Tenże na tejże karcie.
  19. Kochowski Climactere III, na karcie 116.
  20. Kochowski Climactere III, na karcie 123.
  21. Equitesque Moschos ea parte trajectum impedituros cumplures dispersit; qui equos deserentes, dum pedibus salutem credunt, ad mille quingentos equos Poloni praeter aliam praedam ex illis recepere. Climactere III, na karcie 124.
  22. Cumque palatinus plus celeritati in agendo suo more, quam cunctationi, aut pigrae prudentiae artibus tribueret .... Convenere in eo omnes, uti obseseo Czechrinii Teterae quantotius succurreretur. Kochowski Climactere III, na karcie 237.
  23. Kochowski Climactere III, na karcie 139.
  24. Kochowski Climactere III, na karcie 141.
  25. Kochowski Climactere III, na karcie 145.
  26. Potocki Centuria Virorum na karcie 91.
  27. Kochowski Climactere III, na karcie 167.
  28. Niesiecki z Kochowskiego i Potockiego.
  29. Centuria Virorum.
  30. Napis na marmurze w kościele wsi Czarnca widzieć się daje w następujące słowa:
    1664. ANNO.
    Quo

    Stephanus in Czarnca Czarniecki, Terrarum Russiae Palatinus, Ratnensis, Tykocinensis, Petricoviensis Capitaneus, post Carolum Gustavum Sveciae, et Georgium Rakocium Transylvaniae Principes sepius profligatos, et Dania felicibus armis peragrata redux, tres Moschorum Exercitus caedit. Lithvaniam Poloniae restituit. Centum signa de hostibus capta, Ducemque Copiarum pro Comitiis Regni Joanni Casimiro dicavit. Templum Haereditatis hujus quadringentorum annorum lignea vetustate fatiscens, meliori materiae donatum Domino Exercituum T. O. M. cui annis quadraginta continuis Fidei Catholicae bono indefessus bellavit, Memoriale victoriarum a fundamentis erexit. Manusque bello cruentas hoc cemento abstersit, ac aeternitati candidavit.

  31. Niesiecki z Kochowskiego.
  32. Posąg kamienny pięknej rzeźby wystawiony w Tykocinie Czarnieckiemu kosztem Jana Klemensa z Ruszczy Branickiego kasztelana krakowskiego, hetmana wiel. koronnego, ma na podstawie napis pochwał wyjęty z przywileju Jana Kazimierza.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Dymitr Krajewski.