Historya o konkurach jegomość pana Moczygęby

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Or-Ot
Tytuł Historya o konkurach jegomość pana Moczygęby
Pochodzenie Monologi i deklamacye staroświeckie III
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1902
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
HISTORYA O KONKURACH JEGOMOŚĆ PANA MOCZYGĘBY,

ze starego raptularza wypisana.

(Opowieść szlachecka).


I

Dostojny to szlachcic pan Moczygęba:
Z postury podobny jest on do dęba,
Na łbie ma łysawym szczerbę przy szczerbie
I wioskę dziedziczną i kielich w herbie.

Pan Maciej, karmazyn, tradycyi sprzyja:
Czasami się bija a codzień pija...
Dwa garnce? Trzy garnce? Niewielka sztuka!
Ot, młodzi! Z takiego dla was nauka!

Magnackie brzuszysko kontusz mu wzdyma,
Pas ci go złocisty ledwo utrzyma;
Łokciowe wąsiska, żółte jak sieczka —
A gardziel? Ba, gardziel: dziurawa beczka!


Gdy siądzie na szkapę — koń się ugina,
Gdy wlezie na drabkę — pęka drabina,
Gdy tańczy pan Maciej — podłogę łamie —
Niech trunku nie zaznam, jeżeli kłamię!



II

W terminy wpadł srogie pan Moczygęba:
Ogniste mu serce stanęło dęba,
A sapie, a wzdycha, a patrzy czule
Na dziewkę somsiada — wdzięczną Kordulę.

Dorzeczna to panna i gładka wielce,
Już kręcą się przy niej jacyś wisielce...
Pan Maciej da po łbie temu, owemu —
I pójdzie w konkury — łacnoć to jemu!

Gdy ujrzysz Kordulę: Ki bies? Cud! Wiosna!
Krzepkie to, rosłe to, jakoby sosna,
A jakie ślepiątka! A jaka brewka! —
Sumiennie powiadam: Specyał, nie dziewka!

Siarczyście pan Maciej rozmiłował się,
Na funty by dla niej posiekać dał się...
Już ci mu kochanie przejęło koście —
Toć one uroki znacie waszmoście!...



III

Pewnego poranka do swej jedynéj,
Wybrał się pan Maciej na imieniny:
Soboli kołpaczek, delia czerwona —
Czyż tylu ponętom oprze się ona?!...

Na szkapę turecką, pełną fantazyi
Siadł Maciej, łyknąwszy garniec małmazyi,
Galopkiem, kłusikiem konisko sadzi —
Stanęli przed dworem: Będą mu radzi.

Do garści wziął kołpak Maciej dobrodziéj,
Pod bok się ułapił, do komnat wchodzi:
Skłonił się Korduli z gallicką gracyą
I srodze kwiecistą wali oracyą.

Wdzięcznie to przyjęła cudna Kordula,
Płoni się, rzęsami oczki otula;
On siądzie, ona się uśmiechnie mile —
I idą dusery i krotofile...



IV

Jest wielce pan Maciej mocny w dyskursie:
Obraca językiem, jako żak w bursie,
Odsapnie, odkaszlnie, wąsa pokręci
I jakby z foliantu — gada z pamięci:


— „Wolałbym pragnienie czuć nieustanne,
Niż dzień zaś nie patrzeć na waszmość pannę!
Wolałbym pchły pasać, skoczne insekty —
Niż widzieć w pogardzie moje afekty!...“

Ów praktyk w amorach tak to jej prawi,
A wtem się z sąsiedztwa szlachcic pojawi,
Za pierwszym jest drugi, za drugim trzeci,
Z żonami, z dziewkami, ba! z kupą dzieci!

Witają, kłaniają: — „Czołem!“ — „A, czołem!“
Gospodarz powiada: — „Siądźmy za stołem:
Rywuły i seku dobędę z loszku!
Panowie, a bracia! Łykniem po troszku!...“



V

Wiadomo: Wesołość z trunku się lęże!...
Od gładkich niewiastek odeszli męże;
Te gwarzą, ci piją, puhar w kurs chodzi,
A rej zaś za stołem pan Maciej wodzi.

Zebrało się szlachty chyba z pół kopy:
Pękate, brzuchate, poważne chłopy,
A między starszymi dwa chłystki owe,
Dla wdzięcznej Korduli tracący głowę.


Ze łbów się już kurzy, jakby z komina,
Ci krzyczą: — „Trojniaku!" a insi: — „Wina!..
Garncowy puharek już im za mały:
Pęcznieją rycerze jako antały!

Hej! spił się kaducznie pan Moczygęba:
Stoczył się pod ławę, postradał zęba...
Niosą go k’stodole powierzyć snowi;
Skradają się za nim gachowie owi...



VI

Jak miechy kowalskie pan Maciej chrapie,
Aż słoma zmurszała drży na pułapie,
A nosem tak śwista, a gębą rucha —
Aż mysz się ze strachu w jamie nierucha...

Tymczasem dwaj chłystki nie bez kozery,
Ściągają mu buty i hajdawery,
I kontusz szkarłatny, i żupan tkany —
Ażci jest pan Maciej całkiem rozdziany.

O, zdrajcy! Gębę mu malują potem
I węglem, i sadzą i zgoła błotem —
Jak zasię zakrzykną: — „Hej! hej! Dla Boga!
Hej! Panie Macieju! Nowina sroga!...


Zbyt cudną Kordulę napadły mdłości!
Z okrutnym lamentem wzywa waszmości:
„Niechaj go — powiada — raz ujrzę jeszcze,
Nim śmierć mnie pochwyci w niezłomne kleszcze.“



VII

Porwie się ów rycerz na równe nogi,
— „O, losie! — zawoła. — O losie srogi!...“
Gna cwałem do dworu, na nic nie bacząc,
I wpada do komnat, wrzeszcząc i płacząc.

Niewiasty i męże stracili głowę
Zoczywszy znienacka monstrum takowe —
I błoto, i sadze z gęby mu płyną,
A całe odzienie: koszula ino!...

Ze strachem i piskiem zmykają dziewki,
Porwie się do korda gospodarz krewki...
A tamten, jak waryat po izbie hula:
— „Kordulę mi dajcie! Gdzie jest Kordula?“

O, hańbo! O, zgrozo! O, nieprawości!
Kordula naprawdę dostała mdłości,
A Maciej wciąż ryczy, czulej a czulej
— „Kordulo! Kordulo! Ja chcę Korduli!...“



VIII

Gdy czyni ów tumult pan Maciej spity —
Dwóch z szlachty ima go za włos okwity:
— „Czy wzrok nas nie myli? Toż to pan Maciéj!...
Wzywamy na świadków panów, a braci!...“

Ojcowi Korduli oko iskrzy się:
— „A, łotrze! A, zbóju! A, infamisie!
Wyrządzić mej dziewce takie despekty:
Afekty! Oj, czekaj! Dam ci afekty!...“

Ocknie się pan Maciej na owe słowa —
Na dziewkę popatrzy: Kordula zdrowa!
Po sobie on pojrzy: Włosy się wzniosą:
Hej! przednie konkury! Nago i boso!...

Rzucił się k’ucieczce pan Moczygęba,
Potknął się na progu: znów stracił zęba!
A szlachta już na nim, już grzmota setnie...
Skrwawili, nabili, skrzywdzili szpetnie!



IX

Na swoim turczynku w koszuli, boso,
Gna Maciej do domu, dyabli go niosą...
Przyleciał, pachołkom zbił pyski godnie
I zamknął się w lochu na trzy tygodnie.


Trapił się haniebnie, srodze rozpaczał,
Wąsiska w łzach gorzkich i w winie maczał;
A kiedy wysuszył piwnicę całą —
Tedy mu na sercu całkiem zelżało.

Do niewiast pan Maciej stracił ochotę
I jedno do trunków czuje tęsknotę:
— „Z trunku jest wesołość, a z podwik zwada!...“
Tak gada pan Maciej: Rozumnie gada!

A panna Kordula po hecy onéj —
Śmiała się pięć godzin z Maćka persony...
A potem na chłystka: Myk! myk oczyma!
I męża haniebnie za łeb dziś trzyma...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Oppman.