Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy/XV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1872
Druk Kornel Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XV.

Nazajutrz posłał Edward dowiedzieć się o jej zdrowie, a niedoczekawszy odpowiedzi, sam pobiegł na Antokol.
Julka miała się lepiej, smutna i blada siedziała na łóżku, gorączka ustała była zupełnie, osłabienie tylko po niej zostało.
— Jakim sposobem znalazł się tu doktor? — spytała Edwarda.
— Wychodząc ztąd, postrzegłem, żeś nie była zdrowa, powróciwszy do domu, napisałem do doktora, prosząc, aby cię zaraz odwiedził. Szczęściem że nadjechał, bo jak mi mówił, leżałaś w gorączce gdy przybył.
Julka zamyśliła się, westchnęła, umilkła.
— Zaśnij, spocznij — rzekł do niej Edward — potrzebujesz wypoczynku, nie będę ci przeszkadzał, chociaż życiebym dał, żeby zostać przy tobie!
Julka podniosła na niego oczy ździwione; pierwszy to raz usłyszała z ust jego takie wyznanie... Wczoraj jeszcze tak był zimny! — pomyślała, — cóż to się stało, mamże ja umrzeć?
— Wieczorem przyjdę się o twoje zdrowie dowiedzieć, — dodał Edward. — Wszystko czego możesz potrzebować przysłałem już, przyjąłem ci służącą, bo obca nigdy tak jak swoja nie usłuży. Nadewszystko proszę cię bądź spokojna.
Julka zaczerwieniła się, ale nic na to wszystko nie umiała odpowiedzieć.
— Dla czegoż — spytała sama siebie, — tak mi zalecał spokojność? Cóż to znaczy? Czym się ja z czem wydała? Poznał-że co się we mnie dzieje? Ach! to okropne, to okropne życie — dodała płacząc, — lepsze już były dawne moje cierpienia! O! sto razy.
Lecz gdy słaba Julka myśli i dręczy się myślami, Edward nie mniej niepewny, udręczony, szalony swojem szczęściem, z którem nie wie co zrobić, przebiega miasto, nie mogąc spokojnie chwili w miejscu usiedzieć. Jeszcze wieczór nie nadszedł, on znowu jest w domku na Antokolu, znowu u jej łóżka, wpatrując się w bladą twarz i przygasłe oczy dziewczynki, od płaczu i znużenia zaczerwienione.
Nie śmiejąc jej powiedzieć, że wie o wszystkiem, Edward przesiedział część wieczora, nie umiejąc poprowadzić rozmowy. Tu dopiero mógł ocenić wielką ofiarę dziewczynki, gdy sam na sobie sprobował, jak nietylko uczucie, lecz wiadomość obchodzącą mocno, trudno w sobie pogrześć, aby się z nią nie wydać.
Nazajutrz Julka wstała; nie była ona zupełnie zdrową, lecz choroba odeszła, zostawując tylko ślad po sobie... osłabienie. Dłużej nie mógł już wytrzymać Edward, pasując się z sobą, nie potrafił wymódz na sobie zachowania tajemnicy. Wieczorem, gdy sami tylko zostali, zbliżył się do Julki, wziął ją za rękę i przyciskając do serca... rzekł:
— Juljo, na coś to przedemną taiła, za cobym dał życie?
— Co? — krzyknęła przestraszona Julka, — ja taiłam przed... tobą? ja?
— O! umiem ja ocenić twoje poświęcenie mój aniele, zawołał, — postrzegłaś moją miłość, chciałaś mnie z niej wyleczyć i udawałaś żeś jej nie podzielała.
— Ja? ja? na Boga! cóż to, — wołała Julja. — Cóż się stało? jakim sposobem? ach!
— Gdyś była chora, wszystko powiedziałaś w gorączce, wszystko słyszałem, wiem wszystko.
I ukląkł przed nią, całując jej ręce. Julja tak była przestraszona, przejęta, ździwiona, pomieszana, że długo słowa wymówić nie mogła.
— Stało się! Bóg tak chciał! — zawołała, — zginęliśmy! O! nieszczęśliwa!
Te wyrazy płacząc powiedziała.
— Cóż ci to jest? — spytał zmieszany Edward, — co ci jest? czego płaczesz? Wstyd ci? Jest-że wstydem pokochać... Któż drugi jak ty kochaćby potrafił? Juljo! uspokój się!
Ona rękoma twarz zakryła i płakała.
— Na Boga, na wszystko zaklinam cię, — zawołał Edward, — uspokój się, ulituj nademną. Chceszże iżbym się skarał za to, żem ci to nieostrożnie powiedział. Juljo, maszże mnie za człowieka tak podłego, żebym z twoich uczuć dla mnie chciał podle korzystać? Czyliż już mi nie wierzysz?
— Tobie! — zawołała Julja przychodząc do siebie, — o najszlachetniejszy człowieku, godziłożby się nie ufać? Chciałżebyś tej którą... powiadasz że kochasz zostawić w nagrodę jej przywiązania zgryzoty? Chciałżebyś korzystać z mojego położenia?
— Nigdy, — zawołał Edward uniesiony, egzaltowany, który w tej chwili nie wiem na coby nie przysiągł, — nigdy! przysięgam ci! kocham cię jak anioła, który mi się cudem u Matki Bożej obrazu zjawił, jak siostrę; szanuję ciebie, czczę.
To mówiąc klęczał i w ręce ją całował; milczeli długo oboje. Położenie ich tak się nagle zmieniło, iż nie wiedzieli jak teraz przemawiać do siebie. Julja mimo przysiąg Edwarda była bardzo smutna.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.