Historja chłopów polskich w zarysie/Tom I/XIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Świętochowski
Tytuł Historja chłopów polskich w zarysie
Podtytuł Tom I. W Polsce niepodległej
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1925
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów — Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XIII.
Dogmaty szlacheckie. Ustawy przeciw zbiegłym XVI w. Supliki. Rej, Klonowicz, Modrzewski, Przyłuski, Białobrzeski, Śmiglecki, Kromer, Wolan, Skarga, Barsciusz. Górnicki. Reformacja.

Podczas gdy szlachta kulturą rzucała na epokę Jagiellonów blask, ciemiężeniem ludu rzucała na nią ponury cień. Nie widziała ona w swoich konstytucjach ani niesprawiedliwości, ani zguby kraju. Daremnie Orzechowski przepowiadał, że «tę sławną Koronę postronni sąsiedzi między się, jak psi flak roztargną» a Jan Tęczyński ostrzegał: «Pamiętajcie, że przy podobnych sejmach zginiemy wszyscy bez pohyby». Prawda, że oni mieli na myśli inne błędy i przewinienia, ale był to ten sam egoizm stanowy, który stał na straży więzienia chłopów. Szlachta ówczesna, rodząca przecież jednostki mądre i zacne, jak gdyby zdziczała i uznała wyrastające w jej duszy szpony chciwości lub jak gdyby rzeczywistością były słowa Czackiego, że od sejmu 1505 król Aleksander i Rzeczpospolita równym paraliżem zostały ruszone. «Polska — mówi K. Hoffman[1] — która do połowy XV w. szła trop w trop za instytucjami Europy zachodniej, po Aleksandrze zaczęła się od niej oddalać... Kiedy gdzieindziej rozwinęły się wszystkie klasy narodu, w Polsce rozwijała się tylko rycerskość, która tracąc powoli przyczynę bytu, wobec wymogów nowej cywilizacji zamieniła się w szlachetczyznę, czyli w bezsilną rzeczpospolitą szlachecką... I to jest jedyna anomalja, która odtąd odznaczała polską formę rządów od innych zachodnich narodów Europy. Znano monarchje absolutne, znano monarchje konstytucyjne lub stanowe, znano republiki demokratyczne lub arystokratyczno-demokratyczne; rzeczypospolitej czysto szlacheckiej, panującej samowładnie nad królem i resztą narodu nigdzie nie widziano». Taką obawę o swe przywileje, taką zapamiętałość w umocnieniu ich okazuje szlachta, że pomimo wyraźnych i uroczyście uchwalanych na jej korzyść konstytucyj, ciągle aż do znudzenia wywołuje ich potwierdzenie. Są to dla niej dogmaty, które należą do świętych sakramentów i nigdy nie mogły być zmienione. «A gdzieby się przytrafiło — oświadcza Z. August w konstytucji sejmowej 1550 r. — iżby albo przez nas, albo przez kogo inszego stało się co takiego tym to prawom, statutom, daninam, przywilejom, listom, swobodam i wolnościam przeciwnego, albo iżbyśmy im derogować (uwłaczać), albo abrogować (znosić) sami przez się czym chcieli, tedy to wszystko żadnej mocy, ani ważności nie ma»[2]. Więc monarcha unieważnia nawet swoją własną wolę, gdyby ona kiedykolwiek zwróciła się przeciwko szlachcie, która jest tak przekonana o dostojeństwie swego stanu, że zabrania mu nawet surowo kalać się rzemiosłem i handlem (naturalnie oprócz zbożowego), tak wierzy w jego sprawiedliwość, że każdemu ze swych członków przyznaje prawa organów państwowych. Gdyby który ziemianin — czytamy w Zwodzie Prażmowskiego[3] — chciał osadzić kmiotka, wezwie dwóch sąsiadów, jednego jako sędziego, drugiego jako podsędka, przed którymi ów kmiotek może zobowiązać się. Poddani są dla swych panów istotami, stojącemi na granicy zetknięcia się ludzi ze zwierzętami. Mniemania te poparł Szymon Budny[4] przytoczeniami z Pisma św., które według niego pozwala mieć poddanych i niewolników.
Było to zjawiskiem zupełnie naturalnem, że gdy możnowładcy polscy otrzymali na Rusi ogromne obszary żyznej ziemi rzadko lub wcale niezaludnionej, gdy powstały latifundja Potockich, Lubomirskich, Jabłonowskich, Wiśniowieckich, Czartoryskich, Branickich, Sieniawskich i in., dokąd lepszemi warunkami i większą swobodą wabiono ludność wiejską z Zachodu, otworzyło się dla niej szerokie ujście, którem przez XVI i XVII stulecia popłynęły fale wychodźców i kolonistów. Należeli do nich zbiegowie, uciekający od nędzy, ucisku i kary. Panowie dawali im dużo ziemi na długi (do 20 lat) okres, wolnej od opłat i wyższą zapomogę, zachowując sobie tylko wyszynk gorzałki[5]. Ten masowy odpływ przestraszył szlachtę i pobudził ją do uchwalania coraz nowych konstytucyj przeciwko zbiegłym, które stanowią główną treść historji chłopów polskich XVI i XVII w.
Oto jest smutna a jeszcze niezupełna lista tych prawnych pościgów i przynagleń, stanowiących szereg niechlubnych wspomnień a zarazem wyrzutów sumienia szlachty, która opamiętała się, przestała grzeszyć i wyznała swe winy — niestety, poniewczasie.
Pomijamy postanowienia monarsze już wspomniane, uchwały miejscowe i rozporządzenia drobne lub niewykonane[6].
R. 1503. Wychodzący na roboty poza granice kraju mają być zatrzymywani, przez miesiąc zatrudnieni bezpłatnie, a potem odstawieni do właściwego miejsca.
1506. Kmiecie zbiegli do miast mają być zwracani przez starostów lub urzędy miejskie, z wyjątkiem przebywających tam oddawna.
1507. Potwierdzono statut Olbrachta o zbiegłych do Rosji.
1510. Toż samo z dodatkiem: albo dać zastępców.
1511. Zwracać chłopów zbiegłych z powodu wojny pruskiej. Sprawy tego rodzaju należą do sądu zamkowego. Wyrok ma być wydany w pierwszym terminie. Ustawa obowiązuje przez rok.
1519. «Luźne chłopy», którzyby w ciągu 3 dni po przybyciu do miast nie zajęli się jakąś robotą lub służbą, mają być łapani, karani, do sypania wałów lub grobel używani. Wolno to uczynić również każdemu w dobrach swoich.
1523. Sprawy kmieci zbiegłych mają być rozstrzygane w sądach grodzkich lub ziemskich, wyjąwszy wsie dziedziczne.
1523. Aresztować kmiecia zbiegłego w «dobrach, gdzie się schował».
1532. Poddanych zbiegłych lub synów ich starostowie i urzędy miast mają imać i do robót służebnych zmuszać póty, póki nie odnajdą ich panowie, którym wydać ich należy za pierwsze żądanie.
1538. Zygmunt I zniósł aresztowanie kmieci i nakazał postępować według dawnych statutów.
1543. Zniesiono okup zbiegłych i nakazano wydawać ich z żonami, dziećmi i wszystkiem dobrem.
1543. Sejm uchwalił na żądanie szlachty mazowieckiej, ażeby wsie i miasta królewskie nie przyjmowały jej zbiegłych poddanych.
1563. Zniesiono rękojemstwo w województwie płockiem.
1567. Zbiegli do Prus mają być wydawani natychmiast pod karą 100 grzywien. Odmawiający wydania mają być pozywani przed wojewodę i w pierwszym ostatecznym terminie tę karę złożyć, w połowie stronie, a w połowie wojewodzie, i zbiegłego zwrócić. Wzajemnie gdyby poddany zbiegł z Prus do Polski, takąż sprawiedliwość ma czynić właściwy starosta.
1577. Zniesiono rękojemstwo w województwie mazowieckiem. Sprawy o zbiegłych mają być sądzone prawem koronnem w grodach. Obowiązek stawienia się pod karą 100 grzywien.
1578. Za przyjęcie zbiegłego sługi lub «rodzica» bez listu «wyświadczonego» (od pana) 14 grzywien. Gdyby pan takiego listu niesłusznie odmówił słudze, ten może wyjednać go od sądu ziemskiego lub grodzkiego, a «rodzic» może go otrzymać tylko od pana.
1578. Poddani zbiegli albo gwałtem wzięci, mają być odzyskiwani tylko od czasu Zyg. Augusta.
1578. Dla przyśpieszenia procedury pozwolono szlachcie województw kijowskiego, wołyńskiego, bracławskiego wnosić procesy o zbiegłych do sądu grodzkiego, zamiast ziemskiego[7].
1578. Przedawnienie zbiegłego, które liczyło się na Wołyniu po 10 latach a na Rusi po roku i 6 niedziel, ma być po 3 latach.
1581. Starosta bracławski o zbiegłych chłopów ma być pozywany według konstytucji z r. 1578.
1588. Ograniczono przesadne żądania opłaty za zbiegłych do 500 grzywien, «kładąc w to żonę i dzieci».
1588. Rozwinięto prawo polskie o zbiegłych na Litwę, dozwalając poszukiwać ich w ciągu lat 10, bardziej oddalonych w ciągu lat 20, a czeladź zawsze.
1593. Wznowiono poprzednie konstytucje o zbiegłych.
1696. Obostrzając konstytucję z r. 1578 o zbiegłych sługach bez listu, zamiast 14 naznaczono 100 grzywien kary.
Dwadzieścia kilka ustaw[8] o ściganiu zbiegłych wydano w ciągu jednego wieku! Wydano ich więcej, bo w przytoczonych brak umów szczególnych, zawartych pomiędzy ziemiami i postanowień miejscowych, które pominęliśmy, lub które dotąd kryją się w archiwach. Ale i ta lista dostatecznie ujawnia kierunek dążeń szlachty w stosunku do ludu wiejskiego.
«Od ustanowienia nieodwołalności jurysdykcji patrymonjalnej w XVI w. — powiada Lubomirski[9] — kmiecie przedkładali żale i krzywdy w suplikach. Liczne są one po archiwach ekonomicznych: i już proste niby tylko skromnem wyliczeniem krzywd będące, już wymowne i dźwięczne, niby psalmy, których podniesienia dźwięk zdaje się ująć w bolejącem słowie; już naostatek niby pisane wśród krzyków, łkań i łez, wśród agonji cierpień i nędzy, błyszczą uśmiechem szyderczym, smutnym, jak bezpowrotne żegnanie się z miłością i młodością». Nie potrzeba dowodzić, że na tę psalmową poezję nie mogli się zdobyć chłopi ówczesni, a nawet nie mogli się zdobyć na najskromniejszą skargę pisaną, bo pisać nie umieli. Ogłaszane więc w ich imieniu supliki, z których najsłynniejszą poznamy później, były to utwory inteligencji nietylko ludowego pochodzenia, ale nawet szlacheckiej. Najznakomitsze umysły «złotego wieku» naszych dziejów broniły gorąco i szczerze chłopów od ucisku i piętnowały samolubstwo szlachty.
Rej maluje swym grubym pędzlem obdzieranie chłopa z różnych stron. W Krótkiej rozmowie między panem, wójtem a plebanem wójt mówi o księdzu:

Wszystko chce brać, daj mu psia mać
A o Bogu nic nie słychać
....................
...nam chudym prostakom
Zewsząd cierpieć nieborakom
Zły dzwonek (księdza) a gorsza kłoda (dyby).

O tłoce — pracy poddanych tak się wyraża;

Sprawnie ją nazywali tłoką
Bo tam czasem i grzbiet stłuką.

Księdzu kładzie w usta słowa:

Nie mnie ty dasz, synku — Bogu
Acz nie wiem, wie-li Bóg o tem
....................
To wiem że Zyta nie jada
Bo w stodole nieraz siada.

W Zwierzyńcu obnaża to samo zdzierstwo:

Zajączek jako kmiotek, iż ma kąsek mięsa,
Więc go goni, kto potka, choć nie krzyw, ni kąsa.
Także ubogi kmiotek: drapie go, co żywo,
Daj panu czynsz, paniej gęś, staroście na piwo.

S. Klonowicz, poeta upośledzonych, mówi w Worku Judaszowym:

...kmioteczek ubogi, ustawnie do dwora
Robi sobą i bydłem aże do wieczora,
Karmi się ustawiczną biedą i kłopotem,
Zimnem i upalaniem, łzami, dymem, potem,
Cierpi kuny, biskupy, korbacze, gąsiory,
Osoczniki, pochlebce, podatki, pobory,
I pany furyaty, opiłe tyrany,
Pyszne, chciwe, wszeteczne, gorsze niż pogany.

We Flisie:

Jak osieł chłopek nigdy bez kłopotu
Nie oschnie z potu
Wsi nie nasycą pana choć jednego
Tak wszystko ginie, co użną poddani
Jak by w otchłani.

W Victoria deorum:
«Zawsze w nędzy, dręczony kmieć wzdycha, drży, łaknie, pragnie, męczy się, poci, znosi ciężary, dzień i noc pracuje a wszystko dla niewdzięcznego pana»
Należący do XVI w. swą działalnością pisarską Sz. Szymonowicz w Sielankach, wydanych na początku XVII w. z wielkiem współczuciem przedstawia smutne położenie chłopów pańszczyźnianych. W dialogowanej sielance «Żeńcy» mówi jedna z dziewcząt pracujących.
Oluchna:

Szczęście twoje, że odszedł starosta na stronę,
Wzięłabyś była pewnie na buty czerwone (po nogach)
Albo na grzbiet upstrzony za to winszowanie.
Słyszysz, jakie Maruszce daje tam śniadanie?
A słaba jest nieboga: dziś trzeci dzień wstała
Z choroby, a przedsię ją na żniwa wygnała
Niebaczna gospodyni...
Patrz, jak ją katuje, za głowę się jęła —
Nieboga, przez łeb ją ciął, krwią się obluznęła.
Podobno mu coś rzekła...
Żart pański stoi za gniew i w gniew się obraca,
Ty go słówkiem a on cię korbaczem namaca.

Szczere współczucie dla chłopów i niechęć dla szlachty znajdujemy u prozaików. A. F. Modrzewski w dziele O poprawie Rzeczypospolitej gromi opłacanie pieniędzmi zabójstwa chłopa i domaga się jednakiej kary dla wszystkich. Przeciwko szlachectwu z urodzenia przytacza zdanie Vivesa: «gardzić kim dlatego, że się nie urodził szlachcicem; jestto milczkiem strofować Boga, sprawcę rodzenia». Gdy hetman Jan Tarnowski — opowiada Modrzewski — jechał do Włoch przez Bawarję, wstąpił na odpoczynek do pewnego szlachcica, który, ponieważ jego żona rodziła, ofiarował mu mieszkanie u swego kmiecia, którego, «zdjąwszy czapkę», o to poprosił. Towarzyszący hetmanowi szlachcice polscy, widząc to, «gniewali się i szemrali, powiadając to być rzeczą niesłuszną, aby kmieć miał być tak od pana w uczciwości mian, abo proszon, któryby raczej miał być z domu wyrzucon, jeśliby czego panu, gdyby mu rozkazywał, odmówił». Wtedy Tarnowski przypomniał o rozmaitych ciężarach, wkładanych ciągle na kmieci polskich, a pochwaliwszy szlachcica bawarskiego, rzekł: «nie inaczej mają być rozumiani kmiecie, gdy powinności swej zadośćuczynią, jedno jako sąsiedzi».
Dziwną wydaje się Modrzewskiemu pretensja panów, którzy «chcą, aby im wolno było, kiedy im się spodoba, odjąć kmieciowi rolę, a tego nie chcą, żeby też kmieciowi wolno było, gdy mu się spodoba, puścić rolę a iść z niej precz».
K. Warszewicki w De optimo statu libertatis pisze ze zgrozą: «Spojrzyj na nieznośny ucisk rolników i codzienne drapiestwo, które od panów znoszą. Żyją w ostatniem ubóstwie i nędzy, bez sądu, bez prawa i — co śmiało przydać mogę — bez króla a czasem i bez religji, gdyż jako bydlęta nawet w święte dni w niektórych miejscach do pracy bywają zmuszani. A w tych wszystkich niegodziwościach u samego króla nie śmią prosić obrony od ciemięstwa swych panów». I dodaje głęboką uwagę: «Nikt nie mógłby się nazywać istotnie panem, kogoby nie dźwigali pracą i czynszem chłopi i rolnicy»[10].[11]
J. Przyłuski w swym Zbiorze Praw (Statuorum Collectio) dowodzi, że «rolnicy są podporą i jak gdyby ekonomami wszystkich stanów Rzeczypospolitej», której wiele na tem zależeć powinno, aby nikt ich poddaństwa nie nadużywał». Radzi więc okazywać im życzliwość, umiarkować pańszczyznę, oddać grunty na wykup, a to zapobiegnie ucieczkom.
M. Białobrzeski, biskup kamieniecki, w swych kazaniach rzucał gromy na «wilków, okrutników, tyranów, którzy za mało ważąc Pana Boga i owieczki Jego, ludzi sobie poddanych nieznośnemi brzemiony obciążają, o lada małą przyczynę ludzi tracą, obciążając robotami ustawicznemi i chleb ich przez łupiestwo wydzierając... dręczą tych niewolników jak Farao żydy dręczył».
M. Śmiglecki, jezuita, żyjący za Zygmunta III, wydał w Wilnie (1596) książkę O lichwie, wyderkach, czynszach itd. Według niego «poddany może mieć swoje własne, czego mu pan ani za żywota, ani po śmierci odjąć nie może». Nie bacząc na to panowie, wyrządzają srogą krzywdę poddanym, którzy są takimi «tylko względem tego, co od pana wzięli». Powstaje ostro przeciwko podwodom, które rzeczywiście należały do większych uciemiężeń chłopa. «Gdzie jedno pan każe, by i za sto mil i dalej, a to nie raz w rok, ale toties quoties, ile się panu zabaży, a to wszystko strawą i kosztem swoim; i bywa często, że takiemi drogami nieznośnemi i tę trochę ubóstwa, co mają, tracić muszą. Tego nie można inaczej nazwać, jedno okrucieństwem wielkiem, o które do strasznego sądu boskiego apelacja. Bo nigdy ta rola nędzna nie stoi za to, czego się niebożątka w tak ciężkich chwilach i niezmiernych drogach nacierpią. Tu też należą one podatki niezwyczajne, kiedy poddani muszą się panu składać na worek na drogę i tym podobne pańskie potrzeby... Tak się wyciągnęli chłopi w tych powinnościach, że nic o przydawaniu, ale raczej o ujmowaniu ich należałoby mówić»[12].
O też same nadużycia oskarża szlachtą Marcin Kromer w swej Kronice[13]. «Z niedbalstwem i pobłażaniem pierwszych jeszcze książąt — pisze on — niecnotliwy a prawie pogański obyczaj między pany, szlachtę i rycerstwo wdarł się był, że w drogę jadący, kiedy i kędykolwiek podobało się im, urodzaje i sianożęcie rolnikom wypasywali, a nie rzekąc paszę, lecz stację wszelakiej żywności składać im nakazywali, albo więc sami do gumien, spichlerzów, śpiżarń włamawszy się, przez gwałt wszelaką spiżę zabierali. Na czem nie dosyć jeszcze mając, ostatki, których zabrać nie mogli, z niecnoty rozrzucali, deptali, palili, i, jak mogąc, w niwecz psowali; bydło z paszy, konie ze stajen zabierali, z wozów i pługów wyprzągali i do swej potrzeby używali, które potem zrobione (zmęczone) albo wynędznione odsyłali, a kiedy się podobało, tedy sobie przywłaszczywszy, na swą potrzebę zużywali. A chociaż postępki takie dosyć niecnotliwe, niesprawiedliwe, okrutne były, chociaż ludzie ubogie nieznośnie cisnęły, a wszakże iż dawnym zwyczajem zastarzałe będąc, prawem niejako wspierały się i życzliwością potężniejszych, którym korzyść przynosiły, przetoż trudno bardzo odcinać było»[14].
A. Wolan w dziele De libertate politica (Kraków 1592), przetłumaczonem w r. 1606 p. t. O wolności Rzeczypospolitej albo szlacheckiej (1606) przytacza przykłady z innych narodów, w których samowola nad ludem jest prawie okiełznana. «Ale nasz naród tak na swą wolę żadnego jarzma włożyć nie dopuszcza, że nietylko przez odjęcie majętności, ale ani przez zabójstwo uczynione, żadne prawo nie idzie poddanemu przeciwko panu... Żałosna zaprawdę jest rzecz, że narodowi naszemu, chociaż dosyć ludzkiemu, jednak tak nieludzkie prawa się podobają, że tak długo na tak niesprawiedliwe ustawy ludzie przez szpary patrzają, chociaż zdrowy rozumu rozsądek temu wszystkiemu się sprzeciwia. Niechby było na tem dosyć, aby stanem i posługami, robotami i powinnościami ludzie w Rzeczypospolitej między sobą byli rozdzieleni, aby każdy, co jemu przyzwoito jest, czynił, a cudzego urzędu, sobie nieprzystojnego na się nie brał, aby sprawiedliwość — jak ją Łacinnicy zowią — geometrica albo distributiva była zachowana... Bo w którejkolwiek rzeczypospolitej wszystkim obywatelom jednoż prawo i uznanie służy, ci sami słusznie mogą być nazwani wolnymi. Ale jak inni mają nad inszymi niejakie przodkowanie, że nie bojąc się żadnej grozy, ani prawa, podlejszych ukrzywdzić i uciążyć mogą, oni słusznie pany a ci niewolnicy nazywani być powinni». Autor nie chce odejmować przywilejów szlachcie, ale «żeby więcej prawa i mocy w uniżaniu innych w wolności mieli, niżby komu innemu nad sobą mieć dopuszczali, tego żadne prawo, ani żadna słuszność nie pozwala i jako rzeczą nieprzystojną barzo się brzydzi».
P. Skarga, który może nie lepiej widział, ale mocniej odczuwał i wyrażał znaki choroby na ciele swego narodu, który przepowiadał, że «Polska upadnie i wszystkich potłucze», że jej dzieci staną się «nędznymi wszędzie wyszydzanymi wygnańcami, ubogimi włóczęgami, on, który wszystkim swoim grotom kaznodziejskim nadawał blask i siłę piorunów, cisnął je również w szlachtę za chłopów. «Dotknąćby i onego złego prawa, którem kmiecie i wolne ludki Polski i wierne chrześcijany, poddane ubogie niewolnikami czynią, jakoby mancipia kupieni abo na wojnie sprawiedliwej pojmani byli i czynią z nimi drudzy, co chcą, na majętności i na zdrowiu i gardle, żadnej im obrony i forum żadnego o krzywdy ich... Jeśli nie kupieni, ani pojmańcy, jeśli Polacy tejże krwie, nie Turcy, ani Tatarzy, jeśli chrześcijanie, czemuż w tej niewolej stękają?... Na twojej rolej siedzi a złeć się zachowa, spędź go z swej roli, a wrodzonej i chrześcijańskiej wolności mu nie bierz i nad jego zdrowiem i żywotem panem się najwyższym sam bez sędziego nie czyń. Starzy chrześcijanie, którzy za pogaństwa niewolniki kupne mieli, wszystkim wolność dawali jako braciej w Chrystusie, gdy się świętym chrztem z niewolej djabelskiej wyzwolili, a my wierne i święte chrześcijany, Polaki tegoż narodu, którzy nigdy niewolnikami nie byli, bez żadnego prawa mocą zniewalamy i jako okupione bydło, gdy dla swej nędze uciekać muszą, pozywamy, i gdy żywności swej indzie, ubodzy i znędzeni szukają, okup na nich, jak Turcy na więźnie wyciągamy»[15].
«O, co się łupiestwa nazbierało między ludźmi a zwłaszcza pany! — woła w innem piśmie. — Jakie poddanych ubogich i kmieci obłupienie, jakie uciski wszędzie!... O, jako jest wiele w tym królestwie poddanych ubogich, na które królowie złym niektórym ludziom i krwie żarłokom, tyrańskiego i łakomego serca wilkom, dożywocie, nie wiedząc, aby tacy być mieli, zapisali. Którzy uciążeni, umęczeni od nich, śmierci tylko złych onych urzędników czekają. A ledwie jest inne lekarstwo na ich wybawienie dla trudnej sprawiedliwości okrom samej śmierci ....Grzechy te i opresye tyrańskie wołają do Pana Boga, a bez pomsty być nie może, która się na wszystko królestwo obali».
«A o żydach co mówić?» — prawi w innem kazaniu — które łakomstwo pańskie i na swoje ubogie domowniki niemiłosierne wsdzają jako jadowite wilki na owce... Wstydzą się niektórzy jawnie łupić i odzierać poddane swoje i wolą tajemnie przez żydy, których jest wrodzona na chrześcijany nienawiść... O Judaszowie, co tak Chrystusa w członkach Jego przedajecie, zyski i arendy wasze i pieniądze żydowskie w szubienicę piekielną obrócą się wam i tu na świecie pożytku z nich mieć nie będziecie»[16].
Ks. Fryd. Barsciusz, który jako kapelan wojskowy poległ pod Smoleńskiem, napisał przed śmiercią do Skargi: «Jest u nas uciśnienie poddanych wielkie i złupienie». Pod wpływem tych słów wielki kaznodzieja ułożył swoje «Wzywanie do pokuty obywatelów Korony Polskiej i W. Ks. Litewskiego» (Kraków, 1610), gdzie mówi: «Owo prawo na kmiotki, aby byli w niewoli u panów, a pan mógł go (ich) ze wszystkiego obłupić i zabić, żadnemu się urzędowi o to nie sprawując, jakiej jest niesprawiedliwości pełne, wszystek się świat dziwować może. Ludzie są tegoż języka i rodzaju, co panowie, nie pojmani na wojnie, ani kupieni, ale do roboty tylo i ról najęci z tą zmową: moja rola a twoja robota, rób sobie i mnie... Lecz niezbożnik mówi: wolno mi cię jako kupionego i pojmanego sąsiada pozywać (?), wolno mi cię i zabić bez karania żadnego. O, prawo jakoś dobre! Tak długo ubogie katujesz, uciskasz i gniew boży na wszystko królestwo wnosisz».
Z tych głosów życzliwych, obronnych, gorących a nieraz serdecznych nie należy wnosić, ażeby pisarze XVI w. chcieli postawić na jednym, czysto ludzkim poziomie chłopów i szlachtę. Bynajmniej, oni tylko żądali dla nich większej sprawiedliwości, łagodności, opieki. «Wszyscy oni — mówi I. Chrzanowski — obstają za tem, że się różnice społeczne ostać powinny, że nierówność praw politycznych jest nietylko niezbędnym warunkiem pomyślności państwa i społeczeństwa, ale co więcej, ustanowieniem bożem. Uczyli tego zarówno pisarze katoliccy, jak protestanccy i kalwińscy, powołując się to na Arystotelesa, który usprawiedliwiał niewolnictwo, to na Platona, który przesunięcie granic między stanami poczytywał za największe niebezpieczeństwo dla państwa, to na Cycerona, który dowodził, że równość praw politycznych jest szkodliwem urojeniem; przybiegł na pomoc św. Augustyn ze swą nauką o niewolnictwie jako karze bożej za grzech i ze swem wymaganiem od niewolników heroicznej cnoty służenia panom z weselem i dobrą wolą, oraz św. Tomasz ze swą nauką na Arystotelesie opartą, że niewolnictwo nie jest wprawdzie sprawiedliwością absolutną, ale jest sprawiedliwością względną»[17].
Od pionu opinji znakomitych pisarzy XVI wieku odchyliło się tylko paru pisarzów. Ł. Górnicki, którego twierdzenia i wywody uznać można za typowe oświeconej warstwy szlacheckiej, w Rozmowie Polaka z Włochem tak każe mówić Polakowi: «Plebs u nas nie zażywa wolności, ale jej też chłopstwu nie potrzeba, bo wolność byłaby ku ich (jego) skazie. Kto duszy swej używać nie umie, temu lepiej, żeby jej nie miał, a był umarłym, niż żywym, a jeśli tego potrzeba, iżby taki człowiek był żyw, tedy lepiej, żeby był niewolnikiem, niż wolnym człowiekiem». Górnicki skądinąd należał do światlejszych umysłów swego czasu i widział te wady w ustroju Rzeczypospolitej, których inni nie dostrzegali. Jednakże na uznanie braterstwa chłopa z szlachcicem zdobyć się nie mógł. Gdy Włoch zaleca przy zabójstwach brać głowę za głowę zamiast okupu, Polak mu odpowiada: «Byś ty miał rozum Salomonów, tedy ja tobie tego nie pozwolę, żeby to dobrze u nas być miało: głowa za głowę a zwłaszcza żeśmy nie wszyscy jednacy — ina chłop a ina szlachcic». Dla niego szlachcic jest czemś wysoko wzniesionem ponad pospólstwo: «Jużbyśmy naszej wolności zadzwonić ku pogrzebowi mogli, gdyby szlachcica pojmać było wolno (więzić bez sądu)».
Stanisław Orzechowski, który był głową bardzo zmąconą, pomimo radykalizmu w innych sprawach, twierdził, że «tylko król z radą i rycerstwo stanowią naród, zaś oracze, rzemieślnicy, kupcy nie są istotne części członków Politici Królestwa Polskiego, bo wolnymi nigdzie nie są».
We Francji, w Niemczech, w Węgrzech, Czechach ruch ludowy łączył się ściśle z ruchem religijnym, wyzwalanie umysłów z pod władzy kleru odbywało się na tem samem podłożu, co wyzwalanie ludu z pod władzy panów. Tymczasem przez Polskę nigdy silny prąd buntu religijnego nie przebiegał; wogóle był to kraj, którego poza wojnami domowemi na gruncie partyjno-politycznym nigdy nie nawiedziła żadna wielka burza wewnętrzna. «Słomiany ogień, rozdmuchany na chwilę do potwornych rozmiarów — powiada A. Brückner[18] — oto polska reformacja, od pierwszego dnia chorująca na brak ludzi i środków... Ci sami magnaci, których stać było na setki tysięcy, aby np. jakiegoś awanturnika zbrojnie do Włoch wprowadzać, nie mieli w r. 1560 dla reformacji ani grosza, chociaż bez skrupułów dobra kościelne zabierali... jedyny Radziwiłł na Litwie stanowił zaszczytny wyjątek — nie można też w całej ówczesnej Polsce nikogo przeciwstawić, nikogo z nim porównać... Wiecznie chwiejny Zygmunt August może uchodzić za typ większości polskich protestantów: starczy, że ks. biskup uchwyci za cugle woźniki królewskie, aby króla do katolickiego kościoła nawrócić; wobec byle energiczniejszego ruchu protestantyzm polski zaraz mięknie... Gdyby reformacja i po innych krajach tylko takich znalazła była zwolenników, jak w Polsce, nigdzieby i roku nie była przetrwała». Nie należy jednak przeceniać wpływu, jaki wkorzeniona mocniej w grunt polski reformacja mogłaby wywrzeć na położenie chłopów. Wiadomo, że Luter zachował się względem nich wrogo; widzieliśmy, że w konfederacji warszawskiej 1573 protestanci przyłożyli rękę do zupełnego ujarzmienia poddanych; takie zaś uchwały synodów, jak poznańska 1560 roku, zalecająca panom żądanie tylko 3 dni pańszczyzny tygodniowo lub podobna krakowska z tego samego roku, w którym zawarta została nieszczęsna umowa konferencji warszawskiej, nie świadczą o głębokim demokratyzmie reformacji polskiej. Wyjątek stanowili tylko arjanie, najszlachetniejsza i dlatego najbardziej prześladowana jej sekta.
Dlaczegoż jednak reformacja pozostała tylko »wiarą szlachecką, kaprysem pańskim, cząsteczką złotej wolności, t. j. anarchji», dlaczego nie przeszła do ludu? Zapytany o to pewien chłop odpowiedział: «Azaż się nam czego chce w tej niewoli? Nie mamyż my czasu i o Bodze myśleć. Najdą panowie i w niedzielę czem nas zabawić. Już nas z tej ciężkiej niewoli ani Bóg, ani djabeł nie wybawi. W gorszem-eśmy u państwa poważaniu, niż bydło. Psią krwią nas nazywają, a jeszcze bardziej swoje psy, niż nas, poważają»[19]. Odpowiedź ta nie rozwiązuje zagadki. Widzieliśmy, że w epoce reformacji objęte jej kręgiem chłopstwo europejskie nie było wcale szczęśliwszem od polskiego. Niema tak srogiej niedoli, w którejby człowiek zdolny do buntu nie znalazł czasu myśleć o nim. Przyczyna zatem musi spoczywać gdzie indziej. Tkwi zaś ona z jednej strony w kornej, łagodnej, niepodatnej do rewolucjonizowania naturze chłopa polskiego, z drugiej — w rozdrobnieniu narodu na małe, niezależne organizacje społeczne. W Polsce nie było żadnej wielkiej, spojonej masy ludowej, były tylko większe lub mniejsze gromady poddanych, nie pozostające w żadnym z sobą związku. Najsilniejszy prąd nie mógł przebiec przez te odosobnione zbiorowiska, jak gdyby zamknięte w wysokich murach i głębokich rowach. Gdyby można było zebrać chłopów z całej Polski i zapytać ich, czego pragną, każdy z nich objawiłby tylko życzenia w granicach swego stosunku do pana — innemi słowy — w granicach swego państwa. O jakichś prawach dla wszystkiego ludu Rzeczypospolitej z pewnością żaden z nich nie myślał.
Panom złym można w każdym okresie historji chłopskiej przeciwstawić dobrych. Można przytoczyć kanclerza Ocieskiego, który zajmował się krzywdami kmieci, biskupa Karnkowskiego, który zniósł wiele darmoch i powinności, podkomorzego Bobola, przezwanego «ojcem poddanych», hetmana Tarnowskiego. Ale w określeniu kolorytu moralnego epoki dziejowej chodzi nie o to, czy jakaś jasna barwa istniała, ale o to, w jakim ona była stosunku do innych ciemnych.





  1. Historja reform politycznych w dawnej Polsce, Lipsk, 1867, s. 71.
  2. Herburt.
  3. Maciejowski, Hist. pow. słow. VI, s. 130.
  4. Brückner, Różnowiercy polscy, Warszawa 1908, s. 163.
  5. W dobrach hetmańskich Potockiego słoboda (osada włościańska) była uwolniona od wszelkich opłat; od powinności przez 3 lata, następnie otrzymywała do użytku taką przestrzeń gruntu, jaką osadnik mógł zaorać, za co odrabiał 12 dni pańszczyzny na rok, tyleż szarwarków i czynsz nieprzewyższający rubla.
  6. Bocheński (Beitrag zur Geschichte der Gutsherrlich-Bäuerlichen Verhältnisse in Polen, I, Kraków 1895, s. 18) twierdzi, że «pierwszy krok» w tym kierunku zrobiło na sejmiku województwo lubelskie następującą uchwałą: Ponieważ szlachta wydajność swoich dóbr podnieść może tylko przez pracę kmieci, należy im utrudnić możność opuszczania wsi, nadto podnieść opłatę z włóki o pół grzywny. Roku tej uchwały autor nie podaje. Uchwał miejscowych jest wiele. Porów. Bujaka «Z dziejów wsi polskiej», Studja historyczne, wydane ku czci Zakrzewskiego, Kraków 1908, s. 317.
    Szczegóły tej kolonizacji w gruntownej pracy Bujaka Historja osadnictwa ziem polskich, Warszawa 1920, s. 20—25.
  7. Ta konstytucja tak wymownie świadczy o nadzwyczajnem zabezpieczaniu interesu szlacheckiego, że część jej przytoczymy w pełniejszem brzmieniu: «W mieściech naszych wójtowie powinni stanom szlacheckim niezwłoczną sprawiedliwość czynić» pod winą na starostę tamecznego 100 grzywien, jeśliby nie ukarał sądownie wójta i nie dał pokrzywdzonemu zadośćuczynienia. «A starostowie nasi, gdzieby z imion (dóbr) naszych, tak królewskich, jako też swych własnych o takowe zbiegi z stanem szlacheckim byli winni, tedy wolno będzie ukrzywdzonemu o to do grodu inszego, co nabliższego... starostę pozwać. A ten sąd grodzki powinien będzie na dobrach starocińskich egzekucyę... uczynić pod straceniem urzędu swego starostwa onego». Vol. leg. II. 975.
  8. Vol. leg. pod odpowiedniemi datami Lelewel. (Polska, dzieje i rzeczy jej, VIII, s. 118) nie oznaczając czasu, twierdzi, że «biskupi w lat kilkanaście rekursują o zwrot ludzi z pod ich ucisku z rozpaczy zbiegłych i w lat 20 prawie odzyskują; imiona pradziadów i prapradziadów zapisują, aby z notat urodzin i chrztu wiedzieli, który ich człowiek do ziemi przywiązany we wnukach i dalekich prawnukach ich niewolnikiem ma być».
  9. Roln. lud. 43.
  10. Przytacza bezimienny (ks. D. Polichowski) w swej Odpowiedzi na pytanie, którą poniżej poznamy.
  11. Przypis własny Wikiźródeł Do powyższego akapitu odnosi się prawdopodobnie również drugi przypis, który istnieje na stronie, brak jednak oznaczenia jego miejsca w tekście.
    «nec quisquam dominus vere appelletur, qui colonorum et agricolarum operis et censu non sustentetur». Wyd. 1598, s. 35. Leon Sapieha, wojewoda wileński i hetman w. lit. mawiał do swoich administratorów: «U was chłop chłopem, a u mnie wielmożnym, jaśnie wielmożnym; bo kiedy ja chłopa mieć nie będę, pewnie jaśnie wielmożnym nie będę» (Niesiecki).
  12. Odpowiedź, 37.
  13. Przekład Błażowskiego, 2 wyd. Sanok 1857, s. 145.
  14. Przekład s. 21.
  15. Kazania Sejmowe, wyd. I. Chrzanowskiego, Warszawa 1912 s. 359. Ustęp ten Skarga wstawił dopiero w 3 wydaniu.
  16. Kazania, po Świątkach, na dzień św. Bartłomieja i in. T. Czacki ze zwykłą sobie urywkowością wspomina o dziele L. Coxusa De homicidiis plebeiorum (1511), w którem autor żądał równej kary za zabójstwo chłopa i szlachcica. Twierdzi dalej, że w bibliotece włoskiej Barberinich znajduje się «użalenie czynione na biskupów przez całe duchowieństwo polskiej hierarchji, że z chłopami gorzej postępują, jak szlachta w dobrach dziedzicznych». Ta skarga «całego duchowieństwa polskiego» na biskupów wydaje się wątpliwą. Wreszcie powiada, że w bardzo dziś rzadkiej a w Bolonji wydanej książce Polonia Krasiński, kantor krakowski, przedstawiając H. Walezyuszowi stan Polski mówi, iż «są takie poczwary niektórzy panowie, którzy chłopom odejmują życie przeciw wszelkim boskim i ludzkim prawom» (Dzieła, II, 203—4).
  17. P. Skarga, 114.
  18. Różnowiercy polscy, s. 8.
  19. W. Sobieski, Nienawiść wyznaniowa tłumów za Zygmunta III, Warszawa 1902, s. 80.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Świętochowski.