Historja chłopów polskich w zarysie/Tom I/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Świętochowski
Tytuł Historja chłopów polskich w zarysie
Podtytuł Tom I. W Polsce niepodległej
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1925
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów — Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
II.
Feudalizm. — Położenie chłopów we Francji: wyzysk, bezprawie, gwałty i bunty. W Hiszpanji. We Włoszech — wpływ miast. W Anglji — Normanowie, opieka nad ludem. W Niemczech. W Węgrzech. W Rosji.

Pomiędzy światem klasycznym a średniowiecznym rozwarła się szeroka i głęboka przepaść, która oddzieliła olbrzymi cmentarz kultury wspaniałej od nieuprawionego pola z posiewem nędznej. Mimo tej przerwy życie narodów zachodniej i środkowej Europy w wiekach średnich było dalszym ciągiem życia starożytności. Rozlał się bowiem po nich wpływ Rzymian, który pozostawił wiele form organizacji państwowej i stosunków społecznych, wiele urządzeń, praw i pojęć. Hiszpanja, Galja, Brytanja, Germanja — wszystkie te kraje, do których sięgnął zwycięski miecz rzymski, uległy nietylko jego sile, ale także jego cywilizacji. Z tej strony również przyniesione zostały zarodki feudalizmu. Należy uprzytomnić sobie tę olbrzymią, mocno zwartą i przez setki lat opierającą się najsroższym burzom budowę polityczno-społeczną, ażeby zrozumieć położenie pracowników rolnych na zachodzie i w środku Europy, a po części i w Polsce. Jak wiadomo, państwo feudalne tworzyło wielostopniową piramidę posiadłości lennych, której szczytem był monarcha, a podstawą lud. Panujący rozdawał ziemie naprzód w dożywotnie, a potem w dziedziczne posiadanie książętom i magnatom pod warunkiem obowiązków i danin; ci znowu oddawali swoje działy innym, niższym, ci — jeszcze niższym panom, zawsze szlachcicom pod takiemiż warunkami. Dla tych wszystkich panów pracowali niewolnicy i poddani, spełniający najrozmaitsze powinności i daniny. Poza tym ustrojem żaden rolnik w zupełnej niezależności utrzymać się nie mógł. Bo chociaż ludzie wolni i wyzwoleńcy mieli prawo do samoistności, jednakże potrzeba ubezpieczenia się mocną osłoną od bezkarnej samowoli panów feudalnych zmuszała bezbronnych luzaków do oddania się im pod opiekę za cenę służby lub czynszu. Skutkiem tego feudalizm zawierał w sobie całą ludność wiejską. Od Rzymian przejął on bezpośrednio zwyczaje i tradycje niewolnictwa, które Chrystus zniósł w ewangelji, ale jego Kościół utrzymał w życiu. Przechowanie się zaś starożytnej tyranji i surowości względem osób służebnych oddziałało również na przekonania i stosunki uprzywilejowanych panów do upośledzonego gminu. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa podczas panowania Rzymian Galja tak jeszcze hodowała i nękała niewolników, jak Italja starożytna. W ogromnych dobrach ziemskich, w których — jak mówi Seneca — «rodziły się i umierały rzeki», pracowali tam dwojakiego rodzaju poddani: przypisańcy (ascripticii) i niewolnicy. Pierwsi byli wolni co do osoby, a zależni co do ziemi i tylko łącznie z nią mogli być sprzedawani, drudzy byli niewolni całkowicie i mogli być sprzedawani bez ziemi. Prawo jednak surowo karało obie kategorje za ucieczkę: zbiegli uważani byli za złodziejów, «popełniających kradzież własnej osoby», niewolników skazywano do kopalń, na odcięcie nogi lub śmierć. Mimo to z rolników, porzucających ziemię, «na której nie mogli wyżyć i wymagali od gwałtu tego, czego im prawa dać nie mogły a posiadacze ziemi nie chcieli», tworzyły się ciągle tułacze i łupieżcze bandy zbiegów (bagaudes).
Drobni właściciele ziemscy wolni zaczynają już w tej epoce zanikać. Przyciśnięci podatkami, narażeni ze wszech stron na niebezpieczeństwo, musieli uciekać się pod opiekę możnych, którym «oddawali się jako jeńcy wojenni, ażeby tylko mogli żyć bezpiecznie». Ta zatrata wolności i godności ludzkiej, to dobrowolne zaprzedawanie się w poddaństwo odbywało się dalej za panowania Franków (od V w.). «Drobni właściciele stali się przedmiotem takiej pogardy, że każdy mógł ich sponiewierać, obedrzeć i zamienić na poddanych». A czynili to zarówno panowie świeccy, jak duchowni. Książęta, hrabiowie, biskupi, opaci dopóty nękali biedaków niezależnych, dopóki ci im sami się nie poddali. Akt ten nazywał się «zaleceniem» (recommadation) albo «poświęceniem» (devoûment). Ludzie, przyciśnięci biedą lub niebezpieczeństwem, sprzedawali w poddaństwo swoje żony i dzieci. Dla tego celu istniała osobna forma kontraktu. Inni, którzy nie chcieli oddać się dobrowolnie, ulegali gwałtowi. «Szlachetny rycerz napadał na bezbronną chatę biednego wieśniaka, który położył się spać wolnym, a obudził się niewolnikiem; całe jego mienie zostało przy tem zrabowane a żona i córka zgwałcone». Najsroższa tyranja była znośniejsza od bezprawia w niezależności[1]. Gdy za Ludwika X wybuchł bunt chłopów, szlachta urządziła między nimi taką rzeź, że to miejsce nazywano «łąką tysiąca brzuchów». Zginęło ich tam przeszło 42.000.
Zawsze i wszędzie życie społeczne było karykaturą prawa, gdyż zawsze i wszędzie gwałt łamał ustawy i nękał słabość. Ma przeto słuszność historyk, twierdząc, że od IX w. położenie wieśniaków francuskich znacznie polepszyło się w teorji, ale w praktyce pozostało nieszczęśliwe. Człowiek nie jest już narzędziem gospodarczem, lecz osobą, niewolnik zamienił się na poddanego. «Ponieważ zwyczaj lenniczy nie poddawał człowieka człowiekowi, lecz ziemię ziemi, przeto opłaty i powinności były przywiązane do samego lenna, a nie do osoby użytkownika. Stąd też pan był raczej panem prawa, któremu podlegał wasal, niż panem wasala» (Leymarie). Trudno jednak było tę zmianę odnaleźć w stosunkach faktycznych. Przedewszystkiem wieśniak feudalny był dalej rabowany z dziką drapieżnością. «Pan zamyka mieszkańców od ziemi do nieba; przebiegające zwierzę, przelatujący ptak, co więcej, wiatr, woda, słońce — wszystko należy do niego... Poddany ma nie większe prawo do ziemi, którą uprawia, niż wół, towarzysz jego pracy i nędzy» (Michelet). Chociaż cięższe brzemię dźwigał od wołu. Nie dość, że składał duchowieństwu, szlachcie i królowi podatki i wykonywał im powinności, każdy produkt uprawianej przez niego ziemi musiał się opłacać i to wielokrotnie pod rozmaitymi tytułami: zboże, mąka, chleb, mięso, drób, zwierzyna, ryby, jaja, mleko, masło, ser, wino, oliwa, słoma, siano, drzewo, węgiel, konopie, płótno i t. d. Panowie zachowywali sobie monopol utrzymywania buhaja i knura, ciągnąc z nich znaczne dochody. Ilość powinności, opłat i danin, których wymagali panowie feudalni, dosięgała stu, a były między niemi takie, jak np. opłata za sprowadzanie wody z rzek dla zroszenia łąk (abénévis), za kurz przy przepędzaniu owiec i t. p. Po śmierci poddanego pan zabierał najcenniejszy jego przedmiot lub najlepszą sztukę bydła. Naturalnie najbardziej obdzierany był niewolnik — main morte[2], martwa ręka. Pańszczyzna dochodziła do wyzysków potwornych, a nawet kaprysów szalonych. Tak np. w pewnej okolicy poddani byli obowiązani śpiewać, udając pijanych; gdzieindziej — uderzać drągami dla zagłuszenia rzechotu żab, które przeszkadzały panu spać; gdzieindziej (Cressange) w ostatni wtorek marca od wschodu do zachodu słońca przechadzać się milcząco po cmentarzu, a na zapytanie osób obcych odpowiadać tylko: «Marzec jest marzec, w Cressange są wesołki»; gdzieindziej od każdej kobiety brzydkiej, przechodzącej gościńcem, oficjalista pański pobierał 4 denary lub prawy rękaw sukni; gdzieindziej nowożeńcy obowiązani byli zaprosić oficjalistę, który zasiadał przy stole weselnym naprzeciw panny młodej z chartem i dwoma ogarami, uczestniczącemi również w uczcie — i t. p.
Jedną z najbardziej łupieżczych danin stanowiła dziesięcina, uprzywilejowana przed wszystkiemi innemi długami tak dalece, że gdy pan wziął swoją, poddany nie mógł tknąć zbioru, dopóki swojej nie odebrał kościół. Pobierano ją zaś nietylko ze zboża, lecz także z owiec, kóz, świń, kur, lnu, sera i t. d. Oprócz dziesięciu ogólnych, «wielkich», były szczególne, przywiązane do pewnych dzierżaw, do stad koni, wołów, osłów i t. d. Chłopi wszelkiemi sposobami chcieli zrzucić z siebie ten ciężar, to też poborcy kazali im przysięgać z ręką na relikwjach, a gdy ręka przytem zadrżała lub palce nie były stosownie położone, winny musiał dać podwójną dziesięcinę i karę pieniężną. Kler nie gardził żadnym środkiem dla ograbienia swych poddanych. «Jeszcze zanim Karol Wielki zatwierdził dziesięciny, mnisi sfabrykowali list Chrystusa do wiernych, w którym on groził poganom, czarownikom i niepłacącym dziesięcin, że ich pola ubezpłodni, ich samych porazi kalectwami i ześle na ich domy węże skrzydlate, które pożrą ich żony. Dla sharmonizowania ziemi z niebem i uświęcenia grabieży religją, mianowano Marję «panią» (dame), Chrystusa — «panem» (seigneur) a Piotra — «baronem». Pewien biskup skarcił księdza, który pozwolił sobie wspomnieć w kazaniu o tych świętych osobach bez feudalnych tytułów. «Kościół — powiada Bonnemère, który przytacza te fakty — posuwał swój bezwstyd do wymagania od nierządnic, ażeby one opłacały się ze swego haniebnego zawodu, biskup i opaci, a nawet proboszczowie mieli odwagę domagać się, jako panowie, swego prawa pierwszej nocy z nowozamężną (marquette)». Urodzenie, życie, małżeństwo, śmierć — wszystko dostarczało im powodu do obdzierania nieszczęśliwych chłopów. «Gdy kler musiał zrzec się prawa markety, postanowił, że nie będzie go miał nikt, nawet mężowie i umiał wytłumaczyć prostaczkom, że trzy pierwsze noce poślubne powinni ofiarować Najświętszej Pannie i wstrzymać się od obcowania z żonami. Spekulując na najżywszym, najgwałtowniejszym i najprawowitszym z instynktów ludzkich, na miłości, wynalazł grzech, ażeby sprzedawać rozgrzeszenie i wsuwał swoje lubieżne ucho «aż do pasieki młodych małżonków i wykradał im tajemnice». Za dyspensę od tego przymusu płacono 11 soldów. Kościół zabierał łóżko po zmarłym. Osobną opłatę pobierał za pochowanie noworodka w białej sukience. Wszystkie obrzędy, sakramenty, rozmaite wymyślone ceremonje (poświęcenie łoża małżeńskiego, pól, ogrodów, studzien, torb podróżnych, sera, mleka, miodu, sztyletów, szpad i t. d.) były opłacane. «Nieoczekiwanym obrotem rzeczy przekupnie wypędzili Jezusa ze świątyni, ustawili w niej swój stragan, zamienili jego ołtarz na stół sklepowy, a ten czerwony płyn, który ręka księża wlewała w kielich, nie był już szlachetnym sokiem winnym, lecz czystą krwią ludu».
Pan zamku w XIII w. nie kupował, lecz kradł: brał wszelkiemi sposobami i wszelkiemi rękami — siłą lub podstępem. «Pod wysokim baronem, zwierzchnim panem włości, stali jego wasale i oficjaliści jego domu; pod złodziejem stał cały szereg złodziejów, którzy rabowali po nim i wydzierali poddanemu, co mu jeszcze pozostało». W kieszeniach biednego wieśniaka — mówi historyk — tkwiło 8 rąk: króla, który kładł w nie fałszywą monetę a wyjmował dobrą, poborcy dziesięcin, bezpośredniego pana i papieża.
Ciągłe walki wewnętrzne panów feudalnych, ciągłe i długie wojny zewnętrzne (francusko-angielska trwała przeszło sto lat, 1337-1458), częste starcia religijne sprzyjały wielce napadom i rozbojom bandytów szlacheckich, przeważnie bękartów wielkopańskich, którzy naturalnie łupili przedewszystkiem chłopów. «Z wysokości niezdobytych wieżyc — pisze kronikarz — które pokrywały Francję i które ze schronisk stały się kryjówkami zbójów, zlatywali oni gromadkami po kilkudziesięciu i rzucali się na wsie niby ptaki drapieżne. Biegli naprzód przed siebie 20—30 mil, wreszcie skręcali do jakiejś wsi, rabowali wszystko lub palili to, czego nie mogli zabrać i powracali, pędząc stada i ludzi. Zamknąwszy ich w więzieniach swych zamków, gwałcili kobiety, torturowali mężczyzn, aby ich zmusić do okupu, przypiekali dzieci i tych, którzy nie mogli się wykupić». Miłosierna hrabina Mahault kazała wszystkich nieszczęśliwców zamknąć w szopie i podpalić.
Jednym z najważniejszych przywilejów szlachty feudalnej była władza patrymonjalna. «Ktokolwiek stawał się posiadaczem ziemi, miał najwyższą władzę sądową nad tymi, którzy ją zamieszkiwali». To znaczyło — według pewnego pana: «ten człowiek jest mój, mam prawo go ugotować i upiec». A nadewszystko powiesić. «Szubienica była pierwszym herbem szlacheckim; im więcej mógł ktoś się nią popisać, ten był potężniejszym. To też baron przed bramą swej siedziby lub na granicy swej posiadłości z dumą stawiał szubienicę, której złowrogie ramię potrząsało nieprzerwanie klekocącemi szkieletami. Po królu najwyższym panem lennym państwa był książę, który mógł stawiać szubienicę o sześciu słupach lub ile zechciał. Poniżej był baron, który miał prawo tylko do szubienic czterosłupowych. Niżej — pan zamku — do trzech słupów, sędzia wyższy — do dwóch słupów z pętlicami u góry, u dołu, wewnątrz i zewnątrz, sędzia niższy — do dwóch bez pętlic zewnętrznych».
Z duchowieństwem i szlachtą w ciemiężeniu i ograbianiu ludu łączyli się monarchowie, bądź jako bezpośredni ździercy, bądź jako ich opiekunowie. «Będąc już fałszerzami monety, potrzebowali zrobić tylko jeden krok, ażeby spaść do szeregu złodziejów i morderców; krok ten zrobili i stali się ich spólnikami, sprzedając im bezkarność». Sprzedawał im ją również papież.
Lud wiejski, przezwany Poczciwym Jakóbem, (Jacques Bonhomme), o którym mówiono, że «ma tęgi grzbiet, który wszystko wytrzyma», i że «okazuje zawsze szacunek dla tych, którzy go jedzą», ten wielki karmiciel, którego ogładzano i mordowano, «zachowując tę przyjemność, jak polowanie, dla szlachty», znosił cierpliwie wszystkie łupiestwa, spustoszenia, mordy, gwałty, bezprawia, ale od czasu do czasu zrywał łańcuchy niewoli, rzucał się na swych gnębicieli i płacił im za swoje krzywdy straszną zemstą. «Jego cierpienia — powiada Michelet — przechodziły wszelką miarę; wszyscy bili go, jak zwierzę, które upadło pod ciężarem. Zwierzę podnosiło się wściekłe i kąsało». Bunty chłopskie (t. z. jacqueries) wybuchały co pewien czas aż do końca XVIII w.; pustosząc i krwawiąc kraj zarówno zemstą ciemiężonych, jak odwetem ciemięzców. Znakomity historyk francuski H. Martin powiada, że «wtedy na Zachodzie były rzeczywiście dwa wrogie narody — szlachta i chłopi. Reszta — to powaśniona rodzina». Ktoś inny wyrzekł, że «ludzie podczas wielu pokoleń rodzili się po to tylko, ażeby być narzędziami lub przedmiotami najstraszniejszych klęsk».
Już od Wojen Krzyżowych, na które rycerze szlacheccy potrzebowali pieniędzy, zaczęli oni sprzedawać ziemie i przywileje zamożnym chłopom; ale dopiero od XIII w. następowały coraz częstsze wyzwolenia poddanych. Pragnieniu swobody chłopów sprzyjali zarówno królowie, jak panowie, bo ją sprzedawali drogo, zostawiając w niej dla siebie tyle, że ta reszta wystarczała do ujarzmienia poddanych. «Osoba ich nie była wolna, ziemia — przeciążona. Stąd powstało raczej mieszane poddaństwo, niż wyzwolenie». Nie było dla nich dobrego wyjścia. «Nie mieli odpoczynku, nie mieli spokoju, nie mieli nadziei... Daremnie niebo wypogadzało się nad ich głowami: byli zbyt pogrążeni w otchłani niedoli, ażeby jego promienie mogły ich dosięgnąć». A jednakże ciągłym i powolnym ruchem, ciężko walcząc, posuwali się naprzód. «Zatrzymywali się zaledwie tyle, ażeby odetchnąć. Nikt nie myślał o wyznaczeniu tyczkami drogi, którą przeszli; to też badając ich ślady, wydaje się niepodobieństwem w prawie zatartych znakach odnaleźć środki, pozwalające określić stosunek przebytej przestrzeni do upłynionego czasu»[3].
Tonąc w głębokiej niedoli, którą obok ciemięstwa powiększały częste i długie głody i mory[4], dostrzegł jednak chłop francuski dwie deski ratunku: pierwszą były miasta. Siłą, podstępem lub pieniędzmi przy pomocy królów zdołały one dość wcześnie nietylko wyzwolić się od zwierzchnictwa i tyranji szlachty, ale na początku XIV w. uzyskać przedstawicielstwo w «Stanach generalnych». Wprawdzie broniły wyłącznie swoich praw i interesów i nieraz nawet przeciw ludowi wiejskiemu, ale jako żywioł demokratyczny, mądry, bogaty, zabiegliwy, łamały ciągle przywileje i osłabiały wpływ szlachty, głównego wroga chłopów. Drugim ich ratunkiem były gminy wiejskie, organizacje, łączące rozproszoną energję jednostek i nadające jej moc w walce. Rozumieli to panowie feudalni i ze szczególną zaciekłością prześladowali wszelkie stowarzyszenia chłopskie, a pomagał im w tem kościół, który ciskał na nie klątwy. To też powstanie gmin nazywa Laymarie «największą rewolucją».
W sąsiedniej Hiszpanji i Portugalji stosunki szlachecko-chłopskie ułożyły się odmiennie. W walkach z Maurami ogromne przestrzenie kraju spustoszone zupełnie zdziczały. Osiedlającym się na nich rolnikom (IX w.) dawano liczne ulgi i skutkiem tego wkrótce powstały gminy samorządne. W tej części Hiszpanji, która była pod panowaniem Franków, ustaliło się srogie poddaństwo. Osobliwy jednak jego rozwój sięgnął już w czasy nowsze, o których mówić będziemy później.
Trzeci naród romański, Włochy, przeszedł również inną kolej w tej dziedzinie. Wczesny i potężny rozrost miast oddziałał dobroczynnie na losy ludu wiejskiego. Za przykładem Florencji od XII w. republiki włoskie zwabiały go do siebie swojemi przywilejami. Daremnie szlachta i księża domagali się zakazu przeciw temu ruchowi od cesarzów niemieckich. Nie pomogły również konfiskaty, bo zbiegli włościanie znajdowali w miastach łatwe i korzystne zarobki, jako rzemieślnicy lub ochotnicy wojskowi. Dla osłabienia tego uchodźtwa panowie utworzyli z poddanych rodzaj pół-wolnej milicji (mesnaderii), która zamiast żołdu otrzymywała lenna. Nadto pod wpływem miast sprzedawali chłopom taniej wyzwolenie i traktowali ich łagodniej. Ostatecznie szlachta i duchowieństwo uznali, że najlepszą obroną przeciwko miastom będzie zdobywanie w nich obywatelstwa, bo ono pozwalało im zatamować odpływ chłopski ze wsi. — Poddani miast nie znosili okrucieństw, ale zato uciążliwe podatki, które podniecały ich do buntów, wywołujących, jak zwykle, zwiększenie ucisku. Zniesiono urzędy wybieralne i przysłano podestów. Ci władali bez ograniczeń i skrupułów, a nękaniem zmuszali chłopów do sprzedaży ziemi, którą wypuszczali w krótkie dzierżawy, prowadząc nieuczciwą a korzystną spekulację. Jednocześnie miasta skupowały drobne gospodarstwa i łączyły je w większe obszary, wypierając włościan, którzy coraz bardziej znikali jako rolnicy. Powoli w całej Italji północnej chłopi dzierżawcy dziedziczni zamienili się na czasowych. Byli oni osobiście wolni, bo republiki włoskie dawno zniosły niewolę[5], ale faktycznie, zagrożeni wydaleniem i odmową dzierżawy, bardzo zależni. Warunki zaś tej dzierżawy były ciężkie, wymagały oprócz powinności połowy zbiorów.
Podczas najazdu Muzułmanów na Italję południową (IX w.) położenie chłopów było dobre; panowie świeccy i duchowni obchodzili się z nimi łagodnie, ażeby ich powstrzymać od wychodźtwa. Znośny był również ich los w Neapolu i Sycylji pod panowaniem) Normandów francuskich (XI w.) i dynastji Hohensztaufów. — Normandowie zdobywszy Anglję, zachowali część szlachty anglo-saskiej przy ziemi jako ludzi osobiście wolnych, obciążywszy tylko ich własność znacznemi powinnościami i podatkami. Z tą klasą łączyli się pół-wolni chłopi, czynszownicy dziedziczni, obdarzeni pewnemi prawami społecznemi. Z tych dwu powstał średni stan ziemiański, który w nadziei pokonania najeźdźców, a potem dla samej sztuki wydoskonalił się w łucznictwie. Właściwego feudalizmu Anglja nie miała. Wilhelm Zdobywca postawił zasady: cała ziemia królestwa należy do monarchy i tylko od niego może być otrzymana; jemu przed innymi wszyscy winni posłuszeństwo (w feudalizmie panu bezpośredniemu). Chociaż królowie popierali średnie ziemiaństwo, szlachta nie mogła rozrosnąć się nadmiernie, gdyż inne stany wcześnie (XIII w.) dopuszczone zostały do udziału w prawodawstwie. Magna Charta zapewniła bezpieczeństwo osobiste wszystkim obywatelom. Najniższe klasy społeczne składały się z niewolników i poddanych różnego stopnia. Normandowie łagodzili los tej ludności. Niewolnik lub poddany zbiegły, który przebył rok w mieście królewskiem, stawał się wolnym; oskarżony przed tym terminem mógł w sądzie bronić się świadectwem swych wolnych krewnych. Surowe prawa zakazywały ludność niewolną ranić lub zabijać. Stanowisko społeczne dawał dzieciom ojciec, a nie, jak gdzieindziej, pośledniejsze z rodziców. Ale najdobroczynniejszem dla tej ludności było zabezpieczenie jej od sądownictwa patrymonjalnego, które początkowo (XII w.) istniało, chociaż ograniczone: pan mógł sądzić poddanych tylko w towarzystwie dwóch wolnych obywateli, a od jego wyroku służyła apelacja do sądów królewskich. Nadto trzymali w karbach samowolę panów sędziowie wędrowni, którzy objeżdżali kraj i łącznie z 12 przysięgłymi rozstrzygali sprawy. Wogóle królowie normandzcy tak surowo karali wszelkie nadużycia władzy, że nieraz skarga najbiedniejszego chłopa mogła zrujnować najpotężniejszego możnowładcę, któremu za przewinienie tego rodzaju konfiskowano dobra. Ludność niewolna zatem bardzo wcześnie pozostawała pod opieką prawa. Od XIII w. umiarkowano jej powinności i zaczęto masowo zamieniać niewolników na dzierżawców dziedzicznych (copyholders), którzy wypłacali się z otrzymanej ziemi odrobkami i daninami a nie mogli być z niej usuwani, dopóki spełniali przyjęte warunki, określone zawsze piśmiennie. Jednocześnie dokonywały się tanie wykupy. W XIV w. postęp w udoskonaleniu tych stosunków posunął się znacznie. Ryszard II podczas buntu ludowego zniósł poddaństwo (1381), ale parlament jego postanowienia nie zatwierdził. Wieloletnie wojny z Francją sprowadziły wyludnienie kraju i konieczność zapełnienia ubytków w armji ludnością niewolną, co podniosło jej znaczenie i rozluźniło zależność. Podobnie oddziałała długa i krwawa «wojna dwu róż» (XV w.), bo obie strony usiłowały pozyskać lud. Nadto szlachta, potrzebując pieniędzy, kapitalizowała powinności poddanych lub sprzedawała im ziemię na własność. Henryk VII, zagrożony przez nią, oparł się na ludzie i wydał prawa, pozwalające sprzedawać dobra rodzinne, szlacheckie i lenne królewskie, które przeszły przeważnie w ręce drobnych właścicieli. Im też sprzedano skonfiskowane dobra zniesionych klasztorów[6].
Do XII w. położenie niemieckiej ludności rolnej nie różniło się od francuskiej. Ale tu miasta oddziaływały korzystniej na jej losy. Poddani uciekający ze wsi osiedlali się za palami grodów (stąd nazwa Pfalbürger). Skutkiem częstych i niszczących wylewów ludność Holandji (XII w.) emigrowała do Niemiec i tu zakładała kolonje na prawach swobody. Ten przykład a zarazem ubytek własnych ludzi, przenoszących się do Prus Wschodnich, brak rąk do pracy, wszystko to sprzyjało wytworzeniu się dziedzicznych dzierżawców na niskich czynszach (XIII—XIV w.). Obok nich jednak istniało poddaństwo w swych najsroższych formach, począwszy od uciążliwych danin i posług, a skończywszy na ohydnem prawie pierwszej nocy[7].
W Węgrzech chłop podczas wieków średnich cierpiał tyleż, co w innych krajach, a cierpienia jego zwiększały się zwłaszcza od XIV w., gdy król Ludwik wprowadził sądownictwo patrymonjalne i zakaz wolnego przesiedlania się poddanych.
Historja chłopów rosyjskich rozwinęła się w trzech różnych okresach, z których pierwszy, sięgający do XVI w., dawał im swobodę przejścia od jednego właściciela ziemi do drugiego. Przed przybyciem Waregów istniały dwie klasy społeczne: «lepsi mężowie trzymający ziemię» i «ludzie, lud, ziemianie». Z «lepszych» powstali bojarowie, z gorszych — «prostacy», «włościanie» z ogólną nazwą «smerdy». Ta niższa klasa zarówno we wsiach, jak w miastach tworzyła warstwę ludzi «tiagłych», «czarnych»; rozpadała się (w XII w.) na starostów i pospolitaków (riadoniczej) bojarskich i książęcych, t. j. siedzących na ziemiach prywatnych i gminnych. Oni to głównie dźwigali brzemię podatków i powinności[8].
Według Ruskiej Prawdy «czarni ludzie» (w jej nazwie «zakupy») nie byli niewolnikami: mogli świadczyć w sądzie i wnosić skargi na pana; za ukrzywdzanie ich, sprzedanie lub uniewolnienie (wyjąwszy zbiegłych) groziła kara. Z «zakupów» rolnych powstali późniejsi włościanie, z niewolnych — najemnicy (kabalnyje chołopy). Pierwsi mogli odejść od pana po obrachunku i zwróceniu załogi. Albo za użytkowanie z ziemi płacili robotą, albo za obrobienie jej otrzymywali zapłatę zbożem i innemi produktami. Ziemia należała do osób prywatnych lub gmin. Na pierwszej osiadali najbiedniejsi, niemający środków do własnego gospodarstwa.
W XIII i XIV w. włościanie rolni, wyraźnie odróżnieni od najmitów, występują pod nazwą oraczów (izorników), ogrodników i rybaków. Pracują na następujących warunkach: mogli odejść w pewnym terminie (dniu ś. Jerzego) a odchodząc nie w porę, musieli nagrodzić wynikające stąd szkody; osiadali ze swoją albo z właściciela załogą. Wspólnym rysem takich osad była połowizna (ispołowniczestwo), t. j. chłop jedną połowę płodów brał dla siebie, a drugą oddawał panu. — Zarówno włościanie prywatni, jak gminni stanowili społecznie jedną klasę — należeli do gminy, byli jej członkami. Właściciel ziemi nie był właścicielem osadzonych na niej ludzi: w stosunkach publicznych podlegali oni naczelnikom gminy, starostom, którzy ich bronili przeciw niemu. Dodać należy, że w tej epoce (XIV—XV w.) chłop rosyjski mógł posiadać ziemię na własność.
Gmina była dla niego niezmiernie ważną i silną tarczą, o ile możnowładzcy nie mieli przywilejów zwierzchności nad poddanymi. W stosunku do rządu wszyscy włościanie bez wyjątku podlegali jego organom, płacili podatki i płacili powinności. Były jednak różnice: gminniacy płacili najwięcej, bojarzy i książęcy mniej, niż klasztorni. Nadto prywatni mieli podatki dopasowane do warunków dzierżawy — oni płacili panu, a on rządowi. Już jednakże w tym okresie wolność przesiedleń doznała ze strony książąt wielu ograniczeń, będących zapowiedzią przytwierdzenia chłopa do ziemi[9].
Tak się przedstawiało ogólnie zarysowane położenie chłopów w państwach zachodniej i wschodniej Europy. Właściwie nie nadaje się ono do szczegółowego i ścisłego zestawienia z położeniem chłopów polskich, gdyż na to nie pozwala niewspółmierność rozwoju kulturalnego. Podczas gdy stosunki społeczne na Zachodzie w początku wieków średnich przeszły już długi proces przekształceń, u nas zaczęły się dopiero wytwarzać i ustalać. Pewne jednak porównanie ich jest pouczające, a nadewszystko daje nam ogólną odpowiedź na niepokojące pytanie: czy w Polsce było chłopom lepiej, czy gorzej, niż gdzieindziej?





  1. M. A. Leymarie, Histoire des paysans, Paryż 1856, str. 39, 45, 88, 96, 99, 135, 239. E. Bonnemère, Histoire des paysans, Paryż 1856, str. 8, 37, 51, 56. Bezprawia i okrucieństwa panów tej epoki uwydatnia jaskrawo jeden z wypadków, opisanych przez kronikarza Grzegorza z Tours. Młodzieniec i dziewczyna, poddani księcia Rauchingen, pokochali się i poszli do proboszcza, ażeby ich połączył ślubem. Książę, dowiedziawszy się o tem, zażądał wydania ich. Obiecał przebaczenie i przysiągł przed ołtarzem, że «nigdy ich nie rozłączy i pozostawi w tym związku». Gdy małżonkowie do niego wrócili, kazał uciąć gruby pień drzewa, rozłupać go na dwie części, wydrążyć je, jedną umieścić na dnie dołu, położyć w niej żonę, na nią męża, nakryć ich jak wiekiem trumny i zasypać ziemią. «Nie złamałem przysięgi — rzekł cynicznie — że nie będą nigdy rozłączeni». Proboszcz, usłyszawszy o tem, przybiegł na ratunek. Odkopano biedaków: on był jeszcze żywy, ona uduszona (Leymarie, 229). Ten sam książę kazał podczas biesiady rozebranym do naga niewolnikom trzymać zapalone pochodnie, a potem je gasić między gołemi nogami, grożąc przebiciem każdego, który krzyknie. Ich konwulsyjne skręty sprawiały mu przyjemność. (Bonnemère, 37).
  2. Wyraz ten, dotąd używany, oznaczał pierwotnie niewolnika, który nie mogąc rozporządzać swojem mieniem, miał «martwą rękę». Później tak nazywano każdą własność nierozporządzalną.
  3. Bonnemére, 103—117, 143—156, 193—228, 243—264, 271. 297, 306—344. Leymarie. 281—314, 348, 407, 432. Zdaje się, że męczeństwo chłopów francuskich zdobyło najwyższą palmę. Nękała ich nietylko chciwość i srogość panów, ale także rozkiełznana swawola. «Za owych dobrych dni, kiedy to jeszcze nie zabijano ich z umysłu, tylko z przypadku, zdarzały się psoty, często powtarzane, które stały się tradycyjnemi. Mianowicie (weseli rycerze) zamykali męża w skrzyni do chleba i rzuciwszy na nią jego żonę, gwałcili ją. Jeżeli przytem dziecko podniosło krzyk, przywiązywano krótko do niego kota. Wyobraźcie sobie Poczciwego Jakóba, wyłażącego ze skrzyni, bladego z wściekłości, okurzonego mąką, która go czyniła śmiesznym i pozbawiała jego rozpacz godności. Wyobraźcie sobie jego żonę i córkę zbezczeszczone, dziecko skrwawione, podrapane, nieraz zagryzione przez rozszalałego kota... Biada chłopu — dodaje historyk — którego żona była jeszcze młoda, a córka już dorosła!» Bonnemére 296. Dla tych i tym podobnych «figlów» panowie feudalni mieli filozoficzne usprawiedliwienie. «Kto mógł powiedzieć: ten człowiek jest mój, mam nad nim prawo życia i śmierci, ta kobieta jest moja, dzieci, które ona rodzi, są moje, mógł również dodać: ja mogę wziąć z niej daninę przyjemności i zapłodnić jej łono, którego płód do mnie należy». A. Sugenheim, Geschichte der Aufhebung der Leibeigenschaft u. Hörigkeit in Europa, Petersburg 1861, 103, 119. Por. w związku z powyższym wykładem A. Tourmagne, Histoire du servage, Paryż, 1879, str. 63—65, 71, 92—106.
  4. Od r. 987 do 1060 było 48 lat głodowych i morowych.
  5. Najwcześniej (1256) Bolonia, która uwolniła 6000 poddanych, wynagrodziwszy właścicieli ze skarbu publicznego, za co wyzwoleni wypłacili się umiarkowaną daniną w zbożu. Za nią poszły Florencja i inne miasta.
  6. Sugenheim, 272 i n.
  7. Kiedy zaczęto je spieniężać, okup w niektórych miejscach wyraził się w stylu czysto niemieckim. Tak np. klasztorowi szwabskiemu w Börflingen narzeczona składała pieniądze lub patelnię, w której mogła zmieścić swój tył (eine Pfanne, dess sie mit dem Hinteren derein sitzen kann oder mag), gdzieindziej tyle sera i masła, ile ważył jej tył (als dick und schwer ihr Hintertheil war). Jak mierzono i ważono? Sugeheim 350 i n.
  8. Wyraz tiagło, tiagłyj nie ma odpowiedniego w języku polskim. Według Laveleya oznaczał: pierwotnie dwóch lub trzech pracowników w każdej rodzinie, potem — parę małżeńską, ostatnio — jednostkę pańszczyzny do odrobienia lub daniny do złożenia.
  9. J. Bielajew, Krestjanie na Rusi, wyd. 4, Moskwa 1903.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Świętochowski.