Hamlet (Shakespeare, tłum. Paszkowski, 1909)/Akt czwarty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Hamlet
Podtytuł królewicz duński
Redaktor Piotr Chmielowski
Wydawca Feliks West
Data wyd. 1909
Miejsce wyd. Brody
Tłumacz Józef Paszkowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT CZWARTY.




SCENA I.
Ten sam pokój, co w końcu aktu poprzedniego.
KRÓLOWA, ROZENKRANC i GILDENSTERN, po chwili wchodzi KRÓL.


Król. Tych głuchych jęków, tych przeciągłych westchnień
Musi być powód; winniśmy go dociec.
Gdzie syn twój, Pani?
Królowa. (do Rozenkranca i Gildensterna). Odstąpcie na chwilę.

(Tamci odchodzą).

Królowa. Ach, Panie, cóżem widziała tej nocy!

Król. Cóźeś widziała, Gertrudo? Mów, co się
Dzieje z Hamletem?
Królowa.Szaleje, jak morze
I wicher, kiedy w zawody spór wiodą,
Kto z nich silniejszy. Usłyszawszy szelest
Po za obiciem, w niepohamowanym
10 
Zapędzie, dobył szpady i wołając:
Szczur“, przebił szpadą ówdzie ukrytego
Nieszczęśliwego starca.
Król.Co za wściekłość!
Tak samoby się stało ze mną,
Gdybym był tam się znalazł. Wolność jego
15 
Zagraża wszystkim, mnie i tobie samej.
Niestety! jakież zadośćuczynienie
Zagładzić zdoła ten krwawy postępek?
Moja to, moja wina, bo przezorność
Nakazywała mi wcześnie wziąć w kluby,
20 
Poskromić tego młodego szaleńca;
Ale kochałem go, tak go kochałem,
Żem nie chciał wejrzeć w tę smutną konieczność;
I jak ktoś brzydką dotknięty chorobą,
Chcąc ją zataić pozwoliłem złemu
25 
Dojść aż do rdzenia życia. — Dokąd poszedł?
Królowa. Złożyć w ustroniu ciało zabitego:
Przyczem szaleństwo jego, jako ruda
Drogiego kruszcu zmieszanego z podłym,
Szlachetną stronę ukazało; płakał
30 
Nad tem, co zrobił.
Król. Wyjdźmy stąd, Getrudo.
Prędzej, niż słońce szczyty gór ozłoci,
Musi on wsiąść na okręt; nam zaś trzeba
Całej powagi i zręczności użyć
Na ubarwienie i uniewinnienie
35 
Jego niecnego czynu. Gildensternie!
(Wchodzą: Rozenkranc i Gildenstern).
Idźcie i weźcie z sobą jeszcze kogo.
Hamlet w szaleństwie zabił Poloniusza,
I gdzieś go powlókł z tego tu pokoju.
Idźcie, wynajdźcie go, przemówcie grzecznie,
40 
I każcie ciało zanieść do kaplicy.
Śpieszcie się, proszę was.
(Wychodzą: Rozenkranc i Gildenstern).
Pójdźmy, Gertrudo.
Zgromadzim naszych najlepszych przyjaciół,
I odkryjemy im tak to, co zaszło,
Jak to, co czynić zamierzamy. Może
45 
Takim sposobem, potwarz, której poszept
Z jednego krańca świata do drugiego
Szparko, jak działo do tarczy, przenosi
Zatruty pocisk, minie nas i tylko
Nieczułe zrani powietrze. Pójdź, luba!
50 
Trapi i trwoży mnie ta ciężka próba.


SCENA II
Inny pokój. Tamże.
Wchodzi HAMLET.

Hamlet. Bezpiecznie schowany! (Rozenkranc za sceną:
Hamlecie! Książę Hamlecie!), ale cicho: cóż to za-
hałas? ktoś wołał Hamleta; a! to oni.

(Wchodzą: Rozenkranc i Gildenstern).
Rozenkranc Przychodzim cię zapytać, Mości Książę,
Gdzieś podział trupa?

Hamlet.Złączyłem go z prochem,
Z którym najbliższe miał powinowactwo.
Rozenkranc. Racz nam powiedzieć, Panie, gdzie on leży,
Byśmy go mogli przenieść do kaplicy.
Hamlet. Nie wierzcie temu.

Rozenkranc.Czemu, Mości Książę?
10 
Hamlet. Ażebym umiał być panem waszej tajemnicy,
a swojej własnej nie umiał. A potem, kiedy pytanie czy-
ni gąbka, jakąż odpowiedź ma dać syn królewski?

Rozenkranc. Masz-li mnie, Książę, za gąbkę?

Hamlet. Nieinaczej; za gąbkę, która wciąga w siebie
15 
królewskie fawory, nagrody i łaski. Ale takie istoty
wyświadczają ostatecznie samemuż królowi przysługę.
Trzyma on je w gębie i cmokta, aby je połknął potem.
Skoro zapotrzebuje tego, co Waść zbierzesz, dośc mu
cię będzie ścisnąć, a wnet nasiąkła gąbka znowu będzie
20 
suchą.

Rozenkranc. Nie rozumiem tego, Mości Książę.
Hamlet. Tem lepiej. Gdy o łajdactwie mowa, na do-
bie tępa głowa.

Rozenkranc. Mości Książę, trzeba, żebyś nam powie-
25 
dział koniecznie, gdzie jest ciało i poszedł z nami do króla.
Hamlet. Ciało jest w posiadaniu króla, ale król nie
jest w posiadaniu ciała; król jest czemś —

Gildenstern. Jak to czemś?

Hamlet. Nijak. Prowadźcie mnie do niego Lis do
30 
do nory, wszyscy za nim.
(Wychodzą).


SCENA III.
Inny pokój. Tamże.
KRÓL w towarzystwie kilku Panów.

Król. Kazałem szukać go i znaleźć ciało.
Jak niebezpiecznem jest pozostawienie
Tego młodzieńca na wolności, sami
Widzimy teraz, niestety, zbyt jasno.
Nie nam tu jednak wypada surowe
Stosować środki. On ma zachowanie
U ludu, który nie bierze na rozum,
Ale na oko: gdzie zaś to się zdarza
Tam zwykle bywa ważoną na szali
10 
Nie wina, ale kara winowajcy.
Trzeba dlatego, ażeby to nagłe
wysłanie jego wydało się krokiem
Oddawna ułożonym! Złe gwałtowne
Gwałtownem tylko leczy się lekarstwem,
15 
Lub żadnem.
(Wychodzi Rozenkranc).

I cóż?
Rozenkranc.Gdzie złożone ciało,
Wydobyć z niego nie mogliśmy, Panie.
Król. Gdzież on jest?
Rozenkranc.Czeka na rozkazy Waszej
Królewskiej Mości w przyległym pokoju,
Pod strażą.
Król. Niechaj wnijdzie.

Rozenkranc.Gildensternie,
20 
Wprowadź tu księcia.
(Wchodzą: Hamlet i Gildenstern).

Król. Hamlecie, gdzie Poloniusz?
Hamlet. Na kolacyi.

Król. Na kolacyi? gdzie?
Hamlet. Nie tam, gdzie on je, ale tam, gdzie jego
25 
jedzą. Zebrał się właśnie koło niego kongres politycznych
robaków. W gastronomii niema, Panie, większego
potentata jak robak. Karmimy wszelkie istoty dla
nakarmienia glist. Tłusty król i chudy pachołek są to tylko
różne potrawy; dwa dania na jeden stół i basta.
30 
Król. Niestety!

Hamlet. Rybak może wsadzić na wędę robaka, który
Jego Królewską Mość pożywał i spożyć rybę, która
tego robaka zjadła.
Król. Co przez to rozumiesz?

35 
Hamlet. Nie; to tylko pokazuje, jakim sposobem
król może odbyć podróż przez wnętrzności charłaka.

Król. Gdzie Poloniusz?

Hamlet. W niebie. Każ go tam szukać; a jeżeli go
posłowie twoi tam nie znajdą, poszukaj go sam w
40 
innem miejscu. To pewna jednak, że jeżeli go nie
znajdziecie w tym miesiącu, poczujecie go w następnym
na schodach, prowadzących do galeryi.

Król. (do kilku osób z orszaku). Idźcie go tam poszukać.
Hamlet. Będzie czekał, aż przyjdziecie.

(Wychodzi kilka osób z orszaku).
45 
Król. Hamlecie, własne twoje bezpieczeństwo,
Którego pragniem, tak jak opłakujem
To, coś uczynił, — wymaga, ażebyś
Czyn ten niezwłocznym opłacił wyjazdem.
Gotuj się przeto; okręt już pod żaglem;
Wiatr sprzyja; orszak twój czeka i wszystko
50 
Wskazuje-ć drogę do Anglii.

Hamlet.Do Anglii?
Król. Tak jest, Hamlecie.
Hamlet.Dobrze.
Król.Będzie dobrze,
Hamlecie! gdybyś widział moje chęci!
Hamlet. Widzę Cherubina, który je widzi. Do Anglii
zatem! Idźmy, panowie. Bądź zdrowa, kochana matko.

55 
Król. Jam przywiązany twój ojciec, Hamlecie.

Hamlet. Matko! Ojciec i matka tyle znaczą, co mąż
i żona, a mąż i żona są jednem ciałem: a więc, matko!
Dalej, do Anglii!

(Wychodzi).
Król. Idźcie w trop za nim. Zwabcie go czemprędzej
60 
Na okręt; niechaj odpłynie dziś jeszcze.
Przygotowane już i przewidziane
Wszystko, co będzie wam potrzebnem. Śpieszcie;
Śpieszcie, nie tracąc czasu.
(Wychodzą: Rozenkranc i Gildenstern).
A ty, Anglio,
Jeśli ci przyjaźń moja pożądana,
65 
(O czem nie wątpię, boś świeżo uczuła
Moją potęgę, i gojąc dotychczas
Blizny, zadane duńskim mieczem, trwożne
Niesiesz nam hołdy), Anglio, nie waż lekce
Wszechwładnej woli mojej, która w listach,
70 
Zaklinających cię o tę przysługę,
Wyraźnie żąda od ciebie niezwłocznej
Śmierci Hamleta. Wypełnij to, Anglio;
Bo on mi trawi krew, jak zaród suchot,
Z którego ty mnie masz uleczyć. Póki
75 
To się nie stanie, póty w żadnej doli
Nic mnie nie znęci i nie zadowoli.


SCENA IV.
Równina w Danii.
Wchodzi FORTYNBRAS z wojskiem.

Fortynbras. Mości rotmistrzu, idź pozdrów odemnie
Duńskiego króla; powiedz mu, że wskutek
Przyrzeczeń, jakie od niego otrzymał,
Fortynbras prosi go o glejt[1] do przejścia
Przez duńskie kraje. Wiesz, gdzie się zejść mamy.
Jeżeli Jego Królewska Mość będzie
Miała co do nas, to mu przyjdziem oddać
Należną czołobitność. Tak mu powiedz.

Rotmistrz. Oznajmię mu to, Panie.
Fortynbras.Naprzód! zwolna!

(Wychodzi z wojskiem).
(Wchodzą: Hamlet, Rozenkranc i Gildenstern).
10 
Hamlet. Czyje to wojska, rotmistrzu?

Rotmistrz.Norweskie.
Hamlet. Gdzie one idą?
Rotmistrz.Ku granicom Polski.
Hamlet. Kto ma nad niemi dowództwo?
Rotmistrz.Synowiec
Starego króla, Fortynbras.
Hamlet.Czy pochód
Ich ma na celu podbój całej Polski,
Lub pewnej części tylko?

15 
Rotmistrz.Prawdę mówiąc,
I bez dodatków, idziemy zagarnąć
Marny kęs ziemi, z którego, krom sławy,
Żaden nam inny nie przyjdzie pożytek.
Za parę mędli dukatów nie chciałbym
20 
Wziąć go w dzierżawę; i pewniejby więcej
Nie przyniósł ani nam ani Polakom,
Gdyby był w czynsz puszczony.

Hamlet.W takim razie
Polacy pewnie bronić go nie będą.
Rotmistrz. I owszem, myślą o tem.
HamletWartoż tracić

25 
Parę tysięcy dusz i dziesięć razy
Tyle dukatów za taki psi ogon?
Jest to, zaprawdę, ślepy wrzód pokoju
I pomyślności, który wewnątrz pęka,
I ani znaku nie daje na zewnątrz,
30 
Dlaczego człowiek umiera. Dziękuję-ć,
Mości rotmistrzu.

Rotmistrz. Bóg z wami, Panowie.

(Wychodzi).

Rozenkranc. Pójdziemyż dalej, Mości Książę?
Hamlet.Zaraz
Służyć wam będę. Idźcie trochę naprzód.

(Wychodzą: Rozenkranc i Gildenstern).
Jakże mnie wszystko oskarża i wszystko
35 
Leniwej zemście mej bodźca dodaje!
Czemże jest człowiek, jeżeli najwyższem
Zadaniem jego i dobrem na ziemi
Jest tylko spanie i jadło? Bydlęciem,
Szczerem bydlęciem. Ten, co nas obdarzył
40 
Tak dzielną władzą myślenia, że może
I wstecz i naprzód poglądać, nie na to
Dał nam tę zdolność, ten udział boskości,
Rozumem zwany, aby w nas jałowo
Leżał i butwiał. Jestli to więc skutkiem
45 
Zwierzęcej, bydła godnej niepamięci,
Czy trwożliwego i drobiazgowego
Przewidywania, które ściśle biorąc
Zawsze ma w sobie trzy części tchórzostwa,
A tylko jedną mądrości — doprawdy,
50 
Nie mogę tego pojąć — że aż dotąd
Mówię do siebie: trzeba to uczynić,
I kończę na tem, kiedy mi do czynu,
Nie brak powodów, woli, sił i środków.
Przykłady, wielkie jak świat, stoją przecie
Przedemną; choćby to wojsko tak liczne
I tak zasobne, pod wodzą takiego
Młodego księcia, który zapalony
Szlachetną żądzą sławy, lekceważy
Ukrytą szalę wypadków i chętnie,
60 
Co jest doczesnem i przemijającem
Na sztych wystawia hazardom, zagładzie;
Za co? za marną łupinę orzecha.
Prawdziwie wielkim być nie jestto działać
Tam, gdzie do tego wielki powód skłania;
65 
Lecz wielkomyślnie o źdźbło nawet walczyć,
Gdzie honor każe. I cóż ja wart jestem,
Ja, który ojca zgon, zhańbienie matki
Śpiąco przepuszczam? gdy oto ze wstydem
Widzę przed sobą blizką śmierć dwudziestu
70 
Tysięcy ludzi, którzy dla chimery,
Dla widma sławy w grób idą jak w łóżko,
Aby wywalczyć nikczemną piędź ziemi,
Niedostateczną nawet do pokrycia
Tych, co polegną. Bądź odtąd dowodną,
O! wolo moja, albo wzgardy godną!
(Wychodzi).


SCENA V.
Elsynor. Pokój w zamku.
Wchodzi KRÓLOWA i HORACY.

Królowa. Nie chcę jej widzieć.
Horacy.Natarczywie prosi
O możność wnijścia; stan budzi litość.

Królowa. Cóż jej jest?
Horacy.Ciągle wspomina o ojcu;
Słyszała, mówi, że świat krzywo idzie;
Wzdycha i chwyta się za serce; lada
Fraszka ją draźni; słowa bez związku
Nie określają niczego, jednakże
Zastanawiają: podnosi je słuchacz,
I zszywa podług kroju własnych myśli;
10 
Każdy zaś wyraz jej, obok wyrazu
Jej twarzy, ruchów i postawy, takie
Czyni wrażenie, że możnaby myśleć,
Iż jest w nim jakaś myśl, tylko zawiła
I bardzo smutna.
Królowa.Muszę z nią pomówić;
15 
Mogłaby bowiem złym ludziom dać powód
Do niebezpiecznych przypuszczeń. Niech wnijdzie.
(Horacy wychodzi).
Chora ma dusza każdą rzecz powszednią
Złowrogich następstw sądzi przepowiednią.
Jak głupio w trwodze występek przesadza,
20 
Że drżąc przed zdradą, sam się prawie zdradza.
(Horacy wprowadza Ofelię).

Ofelia. Gdzie jest ozdoba majestatu Danii?
Królowa. Czego chcesz, luba Ofelio?

(Ofelia śpiewa).
Po czem ja cię poznam teraz,
O, kochanku mój?
25 
Płaszcz pielgrzymi, kij, sandały,
Twójże to jest strój?

Królowa. Niestety, kochane dziewczę, co znaczy ten śpiew?
Ofelia. Czy tak? nie, pani; połuchaj tylko:

(Śpiewa).
30 
On zmarł, znikł z naszego grona;
Zmarł, opuścił nas:
U nóg jego darń zielona,
W głowach zimny głaz.
Och! Och!
35 
Królowa. Ależ, Ofelio.

Ofelia. (śpiewa). Całun jego jak śnieg biały...

(Król wchodzi).
Królowa. Ach, patrz, mój mężu.
Ofelia. (śpiewa): Na całunie kwiat:
Wierne ręce go posłały
40 
Za nim, w lepszy świat.

Król. Jak się masz, śliczna panienko?

Ofelia. Dobrze: Bóg wam zapłać. Mówią, że sowa
była córką piekarza[2]. Ach, Panie! Wiemy, czem jesteśmy,
ale nie wiemy, co się z nami stanie. Niech wam Bóg
45 
pomaga przy wieczerzy!

Król. Marzy jej się o ojcu.

Ofelia. Nie mówmy już o tem, proszę; ale jak się
was pytać będą, co to znaczy, to powiedzcie:
Dzień dobry, dziś święty Walenty[3],
50 
Dopiero co świtać poczyna;
Młodzieniec snem leży ujęty,
A hoża doń puka dziewczyna.
Poskoczył kochanek, wdział szaty,
Drzwi rozwarł przed swoją jedyną;
55 
I weszła dziewczyna do chaty;
Lecz z chaty nie wyszła dziewczyną.

Król. Nadobna Ofelio!

Ofelia. Dajmy pokój przysięgom; zaraz skończę.
Bezbożność to wielka; Bóg widzi
60 
Jak wielka w mężczyznach bezbożność!
Cny młodzian się tego nie wstydzi,
Gdy tylko nastręczy się możność.
Wszak nimeś cel życzeń otrzymał,
Przysiągłeś się ze mną ożenić? —
65 
To ona mówi, on jej odpowiada:
I byłbym był słowa dotrzymał,
Lecz trzeba ci było się cenić.

Król. Jak dawno ona w tym stanie?

Ofelia. Jeszcze się wszystko naprawi, mam nadzieję.
70 
Tylko cierpliwości! Ale nie mogę nie zapłakać, pomy-
ślawszy, że go mają złożyć w zimną ziemię. Mój brat
dowie się o tem, a zatem dziękuję państwu za dobrą
radę. Niech powóz zajeżdża! Dobranoc, panie: dobra-
noc, panie; dobranoc śliczne panie, dobranoc, dobra-
75 
noc.
(Wychodzi).
Król. Idź waćpan za nią, niech jej pilnie strzegą.
(Horacy wychodzi.)
Jest to trucizna głębokiej boleści,
Której śmierć ojca źródłem. O, Gertrudo!
Gertrudo! ziszcza się na nas ta prawda,
80 
Że kiedy kogo nawiedzają smutki,
To nigdy luzem a zawżdy gromadnie.
Naprzód zabójstwo jej ojca, następnie
Wyjazd twojego syna, nieszczęsnego
Sprawcy własnego swojego wygnania;
85 
Głuche szemranie ludu, uprzedzone
I złem brzemienne żywiącego myśli.
Z powodu śmierci cnego Poloniusza,
Którego skore pochowanie było
Niedorzecznością z naszej strony; teraz
90 
To biedne dziewczę, wyzute z szlachetnej
Władzy rozumu, bez której jesteśmy
Lalkami tylko albo zwierzętami;
Nareszcie, i to jedno tyle waży
Co tamto wszystko, brat jej potajemnie
95 
Powraca z Francyi, karmi się zdumieniem,
Kryje się w chmurach i nadstawia ucha
Donosicielom, którzy jadowite
O śmierci ojca wdmuchują mu wieści:
Wieści z uszczerbkiem naszym, przeciw którym
100 
 Zastanowienie, ubogie w dowody,
Nic nie podoła. O Gertrudo, zbieg ten
Wypadków, nakształt kilkuramiennego
Narzędzia śmierci, z wielu stron od razu
Zabójczą ranę mi zadaje.
(Zgiełk zewnątrz).

Królowa.Przebóg!
Cóż to za hałas?

(Wchodzi jeden z dworzan).
105 
Król. Hola! Szwajcarowie!
Gdzie oni? Niechaj drzwi pilnie obsadzą.
Skąd zgiełk?
Dworzanin. Chroń się, Miłościwy Królu.
Ocean, z łoża swojego wybiegły,
Nie chłonie z większą gwałtownością nizin,
110 
 Jako Laertes na czele powstańców
Straż twą powala. Lud go głosi panem;
I jakby świat był dopiero w zawiązku,
Przeszłość zatartą, zapomniany zwyczaj,
Ten słów hamulec i wszelkiej swawoli,
115 
 Słychać wołania: Wybierajmy króla!
Laertes królem! Czapki, dłonie, usta
Ze wszech stron wtórzą temu okrzykowi:
Laertes królem! Wiwat król Laertes!
Królowa. Jak ujadają za fałszywym wiatrem!
120 
 O, pod trop gonisz; podła duńska psiarnio!

Król. Drzwi wyłamano —

(Laertes wchodzi uzbrojony; za nim Duńczycy).

Laertes. Gdzie ten król? — Stańcie owdzie, przyjaciele.
Duńczycy. Pozwól nam także wejść.
Laertes.Nie wchodźcie, proszę.

125 
Duńczycy. Będziemy posłuszni.
(Cofają się za drzwi).

Laertes.Dziękuję wam; stójcie
Przy drzwiach na straży. — Nienawistny królu,
Oddaj mi ojca.
Król.Zwolna, Laertesie.
Zbierz trochę zimnej krwi.

Laertes.Kropla krwi zimnej
Byłaby we mnie świadectwem bękarctwa,
130 
 Urągowiskiem przeciw memu ojcu:
Zakałem, któryby piętno bezwstydu
Wyrył na czystem czole matki mojej.
Król. Jakiż cię powód skłania, Laertesie,
Tak buntowniczo przeciw nam powstawać?
135 
 Odstąp, Gertrudo, nie lękaj się o nas:
Taki jest bowiem urok majestatu,
Że zdrada, choćby nie wiedzieć co chciała,
Tępi o niego swój pocisk. —
Powiedz mi, Laertesie, co to znaczy? —
140 
 Gertrudo, daj im pokój. - Mów, młodzieńcze.

Laertes. Ty sam mów raczej: gdzie mój ojciec?
Król.Umarł.
Królowa. Ale nie z jego winy.
Król.Daj mu pokój.
Niech się wypyta do sytości.

Laertes.Jakim
Sposobem umarł? Nie dam się omamić.
145 
 Do czarta z uległością! Niechaj w piekło
Pójdą przysięgi! Sumienie, powinność,
Niech w najczarniejszej przepadną otchłani!
Urągam potępieniu. Na to przyszło,
Że oba światy niczem są w mych oczach;
150 
 Wszystko mi obojętne, bylem tylko
Sowicie pomścił ojca.

Król.Któż ci broni?
Laertes. Nikt w świecie, jedno własna moja wola;
Możność zaś moją k’temu tak urządzę,
Że z małą garścią środków wiele wskóra.

155 
Król. Chceszli się czegoś pewnego dowiedzieć
O śmierci ojca twego, Laertesie?
Jestże w twej zemście zapisaną zguba
Zarówno jego przyjaciół jak wrogów?
Tych, co zyskali, i tych, co stracili?
160 
Laertes. Niczyja, tylko jego nieprzyjaciół.

Król. Chceszże ich poznać?
Laertes.Przyjaciołom jego
Szeroko moje otworzę ramiona
I jak pelikan, dzielący się życiem,
Obdzielę ich krwią moją.

Król.Teraz mówisz,
165 
 Jak nieodrodny syn i prawy szlachcic.
Żem ja nie winien śmierci twego ojca,
Owszem najmocniej nią jestem dotknięty,
To się okaże wnet rozwadze twojej
Tak jasnem, jak dzień oczom.
(Duńczycy za sceną).

Puśćcie ją!

170 
Laertes. Co to jest? Skąd ten hałas?
(Ofelia wchodzi fantastycznie ubrana w kłosy i kwiaty).
O! wściekłości,
Spali mi mózg! Soli łez, straw mi zmysł wzroku!
Na Boga! Za to twoje obłąkanie
Ciężką zapłatę ściągnę z jego sprawców,
175 
 Tak, że aż szala od jej wagi całkiem
Na dół opadnie. O, majowa różo!
Kochane dziewczę, luba siostro, wdzięczna
Moja Ofelio! Boże! czy podobna,
Aby dziewczęcy umysł był tak wątły,
175 
Jak życie starca? Miłość uszlachetnia
Naturę ludzką, gdy zaś ta szlachetna,
Wtedy zamyka najlepszą swą cząstkę
W grobie tych, których kochała.
Ofelia. Pochłonęła go zimna mogiła,
180 
Pieszczoty moje, nie ma was już!
I na grób jego ściekło łez siła.
Bądź zdrów, mój gołąbku!
Laertes. Gdybyś przy zdrowych zmysłach chciała kogo
Zagrzać do zemsty, wymowniej byś tego
185 
 Dopiąć nie mogła.

Ofelia. Trzeba wam mówić pacierz po nim, skoro
mówicie, że już po nim. Nieprawdaż, jak się to ładnie składa?
Fałszywy to sługa, który uwiódł córkę swego pana.
Laertes. Ten nonsens więcej wart niż sensowność.

190 
Ofelia (do Laertesa). Oto rozmaryn[4] na pamiątkę;
proszę cię, luby, pamiętaj; a to niezapominajki na niezabud.

Laertes. Przezorny obłędzie! niezapomnienie łączysz
do pamięci.

Ofelia (do króla). Oto koper dla was i orliki. (Do
195 
  królowej). Oto ruta: część jej wam daję, a część sobie
zachowam; możemy ja nosić obie; tylko z pewną
różnicą. Oto stokrótki. Radabym wam dać i fiołków, ale
mi wszystkie ze śmiercią ojca powiędły. Mówią, że
szczęśliwie skończył.
(Śpiewa).
200 
Bo luby mój Jasio to skarb mój jedyny.

Laertes. Tęsknotę, smutek, boleść, piekło samo
Zamienia ona w wdzięk i lubość.
Ofelia (śpiewa).

Czyliż on już nie powróci?
Czyliż on już nie powróci?
205 
Nie, nie, on śpi w grobie:
Zaśnij i ty sobie.
Już on nigdy nie powróci.
Śnieżną była jego broda,
Włos na głowie cały mleczny:
210 
Już po nim, już po nim,
Napróżno łzy ronim.
Boże, daj mu pokój wieczny!
I wszystkim dobrym chrześcijanom! Będę się za was
modliła. Bóg z wami!
(Wychodzi).
215 
Laertes. Boże! ty patrzysz na to?
Król.Laertesie,
Muszę podzielić z tobą to cierpienie,
Chyba mi prawa do tego zaprzeczysz.
Ustąp tymczasem. Wybierz, kogo zechcesz,
Zpośród przyjaciół swych najzaufańszych,
220 
 Niech ten rozsądzi nas. Jeśli mię uzna
Winnym w tej sprawie, bądź wprost, bądź pośrednio,
Natychmiast oddam ci na satysfakcję
Tron, państwo, życie, wszystko, co posiadam;
W przeciwnym razie ty twoją zranioną
225 
 Duszę cierpliwie porucz naszej pieczy,
A wtedy razem pomyślimy nad tem,
Jakby ją spełna zaspokoić.
Laertes.Zgoda.
Ta jego nagła śmierć, ten cichy pogrzeb,
Bez żadnych oznak, bez żadnych obrzędów,
Należnych jego stopniowi i cnocie,
230 
 Wszystko to woła na mnie wniebogłosy
O ścisłe śledztwo.

Król.Sprostasz temu snadnie;
Gdzie zaś jest wina, tam niech kara spadnie.

(Wychodzi).


SCENA VI.
Inny pokój w zamku.
HORACY i jego sługa.

Horacy. Co to za ludzie, co chcą mówić ze mną?
Sługa. Są to majtkowie, Panie: mają niby
Listy do pana.
Horacy.Wpuść ich.

(Sługa wychodzi).
Nie wiem, ktoby
Z pomiędzy całej rzeszy tego świata
Mógł pisać do mnie, jeżeli nie Hamlet.
(Majtkowie wchodzą).

Pierwszy Majtek. Bóg wam pomagaj, Panie.
Horacy.I wam nawzajem.

Pierwszy Majtek. Pomoże, jeżeli mu się podoba. Oto
list do was, jeżeli tylko miano wasze Horacy, jak nas
o tym zapewniono. Oddał nam go jakiś poseł, wypra-
10 
wiony do Anglii.
Horacy (czyta). „Horacy, jak tylko ten list przeczy-
tasz, dopomóż oddawcom jego dostać się do króla,
mają oni pismo i do niego. Zaledwieśmy przebyli dwa
dni na morzu, gdy silnie uzbrojony statek korsarski
15 
wyprawił na nas łowy. Ponieważ miał nad nami w ża-
glach przewagę, zmuszeni byliśmy stawić mu czoło
i przyjąć bitwę, wśród wrzenia której wskoczyłem na
ów statek. W tejże chwili piraci oddalili się od naszego
okrętu i tym sposobem sam jeden zostałem ich jeńcem.
20 
Obeszli się ze mną, jak poczciwym łotrom przystoi; ale
wiedzieli, co czynią; muszę się im za to dobrze wy-
wdzięczyć. Postaraj się, aby król odebrał to, co do niego
piszę, i śpiesz do mnie tak chyżo, jak gdybyś uciekał
przed śmiercią. Mam ci coś do powiedzenia na ucho,
25 
co cię w oniemienie wprawi, a przecież słowa będą tu
tylko cieniem rzeczy samej. Ci dobrzy ludziska dopro-
wadzą cię do miejsca, gdzie się znajduję. Rozenkranc
i Gildenstern peregrynują do Anglii; o nich także mam
ci wiele do powiedzenia. Bądź zdrów. Twój, jak go znasz,
Hamlet.
30 
Chodźcie, ułatwię drogę tamtym listom,
O ile tylko będę mógł najprędzej:
Byście tem prędzej mnie zaprowadzili
Do tego, co je wam oddał.
(Wychodzą).


SCENA VII.
Inny pokój tamże.
KRÓL i LAERTES.

Król.Teraz mię musisz w sądzie swym rozgrzeszyć,
I w sercu swojem umieścić przyjaźnie,
Skoroś jawnego nabrał przekonania,
Że ten, co zabił twego ojca, godził
Na własne moje życie.
Laertes.Rzecz widoczna;
Nie mogę sobie tylko wytłómaczyć,
Dlaczego, przeciw tym jego knowaniom,
Tak karygodnym i wyrodnym razem,
Nie przedsięwziąłeś, Panie, żadnych środków,
10 
Jak ci to własne twoje bezpieczeństwo,
Monarsza godność, mądrość, wszystko zgoła
Powinno było radzić?
Król.O, z dwóch przyczyn,
Które ci może wydadzą się błahe,
Dla mnie są jednak bardzo ważne. Najprzód,
15 
Królowa, matka jego, żyje prawie
Jego widokiem, a ja, niech to będzie
Słabość lub cnota, tak dalece jestem
Ciałem i duszą do niej przywiązany,
Że jako gwiazda, w jednej tylko sferze
20 
Krążąca, przez nią się tylko poruszam.
Przyczyną drugą, dla której go jawnie
Skarcić nie mogłem, była miłość ludu,
Która usterki jego topi w sobie,
I jako owo źródło, drzewo w kamień[5],
25 
Zmienia naganę w chwalbę. Strzały moje,
Za tępe przeciw takiemu wiatrowi,
Byłyby w łuk mój powróciły nazad,
Zamiast dosięgnąć, gdziebym je był posłał.
Laertes. Tak więc straciłem najlepszego ojca;
30 
Siostrę znajduję pchniętą w głąb’ rozpaczy,
Siostrę, ach! której szacowne przymioty
Wyzywająco jaśniały na szczycie
Widowni wieku. Ależ przyjdzie chwila
Mej zemsty.
Król.Możesz być o to spokojny.
35 
Nie sądź, ażebym był z tak miękkiej gliny,
Iżbym pozwolił się niebezpieczeństwu
Targać za brodę i miał to za fraszkę.
Wkrótce ci powiem coś więcej. Kochałem
Twojego ojca, kocham też i siebie:
40 
To ci powinno dać do zrozumienia!
(Wchodzi Pokojowiec).
Co tam masz?

Pokojowiec. Listy od księcia Hamleta:
Ten do Was, Panie, a ten do królowej.
Król. Od kogo? Od Hamleta? Któż je przyniósł?

Pokojowiec. Jacyś majtkowie, Panie; tak przynajmniej
45 
Mówił mi Klaudyusz, który je odebrał
I mnie doręczył.

Król.Słuchaj, Laertesie: —
Zostaw nas.

(Wychodzi Pokojowiec).
(Czyta):
„Pośpieszam Waszą Królewską Wielkość uwiadomić,
żem nago na Jej ziemię wysadzony został. Jutro prosić bę-
50 
dę o pozwolenie ujrzenia Jego Królewskiego oblicza,
i wtedy, wybłagawszy sobie najprzód Waszej Wielkości
przebaczenie, będę miał honor zdać Jej sprawę z wy-
padku, który spowodował mój nagły i osobliwszy po-
wrót“.
Hamlet.
55 
Co się to znaczy? Wróciliż i tamci?
Czyli też to jest tylko jakiś podstęp?

Laertes. Nie poznajeszli, Panie, kto to pisał?
Król. Ręka Hamleta. Nago — i w przypisku
Stoi: Sam jeden. Rozumiesz to Waćpan?

60 
Laertes. Bynajmniej. Ale niech wraca! Raźnieje
Chore me serce na myśl, że niebawem
Będę mu w ucho mógł wtłoczyć te słowa:
Tyś to jest tego sprawcą.
Król.Skoro tak jest, —
A czyżby mogło być inaczej? — chcesz-że
65 
Posłuchać mojej rady, Laertesie?

Laertes. I owszem, Panie; pod warunkiem jednak,
Aby tej rady celem nie był pokój.

Król. Twój własny tylko. Jeśli on, wstręt czując
Do tej podróży i niełatwo skłonny
70 
Znów ją przedsiębrać, — istotnie powrócił,
Mam ja nań inny środek w pogotowiu,
Który nie może chybić; śmierć zaś jego
Nie ściągnie ani cienia podejrzenia,
I sama nawet matka jego nazwie
75 
To dzieło skutkiem trafu.
Laertes.Radź więc, Panie.
Chętnie-ć posłusznym będę, i tym chętniej,
Jeżeli będę mógł być wykonawcą
Tego pomysłu.
Król.O to właśnie idzie.
Od czasu twego wyjazdu szeroko,
80 
Wobec Hamleta, mówiono o pewnym
Talencie, w którym masz być celujący.
Wszystkie zdolności twoje razem wzięte
Nie obudzały w nim tyle zazdrości,
Ile ta jedna, najmniej w moich oczach
85 
Ceny mająca.

Laertes.Jakaż to jest zdolność?

Król. Błaha jak wstążka, którą sobie młodzież
Zdobi kapelusz, jednakże potrzebna;
Lekki, swobodny strój przystoi bowiem
Rzeźkiej młodzieży, tak jak ciepłe futro
90 
I długa suknia późnemu wiekowi,
Bo mu przyczynia zdrowia i powagi.
Był tu przed paru miesiącami pewien
Normandzki rycerz; widziałem Francuzów
Służyłem nawet kiedyś między nimi;
95 
Mistrze to w konnej jeździe; ale ten był
Dyabłem wcielonym; przyrastał do siodła,
I tak cudownie zażywał rumaka,
Że koń i jeździec zdawali się w jednej
Formie ulani. Cobądź o tym kunszcie
100 
 Pomyśleć mogłem, wszystko niższem było
Od tego, czego ów zuch dokazywał.

Laertes. Normandczyk, mówisz, Panie?
Król.Tak, Normandczyk.
Laertes. Lamond! jak żyw tu stoję!
Król.Ten sam.

Laertes.Lamond.
Od razu go poznałem. On jest chlubą,
105 
 Istnym klejnotem swojego narodu.
Król. Ten tedy Lamond szeroko i długo
Rozwodził się nad tobą, Laertesie.
I tak wynosił twą biegłość i zręczność
W robieniu bronią, zwłaszcza też rapierem,
110 
 Że, wnosząc z jego opisu, ciekawy
Byłby to widok, gdyby ci kto sprostał.
Z pomiędzy jego współziomków najpierwsi,
Mówił, fechmistrze stracili przytomność,
Oko i zwinność w spotkaniu się z tobą.
115 
 Opowiadanie to wzbudziło taką
Zawiść w Hamlecie, że niczego odtąd
Nie pragnął, jedno twojego powrotu
I sprobowania się z tobą na ostre.
Otóż więc. —

Laertes. Cóż więc, Panie?

Król.Laertesie,
120 
 Kochałżeś ojca? albo jestżeś tylko
Pokrowcem żalu, postacią bez serca?

Laertes. Dlaczego mię, Panie, o to się pytasz?

Król. Nie przeto, abym w wątpliwość podawał
Twoją ku niemu miłość, lecz dlatego,
125 
 Iż wiem, że miłość jest dziecięciem czasu;
A doświadczenie uczy mnie codziennie,
Że czas miarkuje jej siłę i zapał.
Płomień miłości zawżdy mieści w sobie
Coś nakształt knota, co moc jego tłumi;
130 
 Zresztą czas wątli wszelką doskonałość
I doskonałość wszelka, gdy zbyteczna,
Umiera z tego, co ma w sobie nadto.
Kto chce, powinien wraz to, co chce, spełnić:
Bo tochce zmienne tyle napotyka
135 
 Tam i szkopułów, ile jest na świecie
Ramion, języków i przygód; a później
Owo powinien staje się niewczesnem
Westchnieniem, które ulżywając, szkodzi.
Lecz wróćmy w sam rdzeń wrzodu: Hamlet wraca,
140 
 Cóż chcesz przedsięwziąć, aby się okazać
Nie w słowach, ale w czynie, dobrym synem?

Laertes. Przeszyć mu piersi na środku kościoła.

Król. Zemsta, zaiste, nie może znać granic,
I żadne miejsce uświęcać mordercy:
145 
 Chceszli się jednak zemścić, Laertesie,
Zamknij się na czas jakiś w swym pokoju.
Hamlet przybywszy dowie się, żeś wrócił.
Głosić będziemy przed nim twoją zręczność,
I sławę, którą ci zrobił ów Francuz,
150 
 W dubelt powleczem werniksem. Wyjdź wtedy
I przyjm spotkanie się z nim, do którego
Znajdziesz sposobność. Jego lekkomyślność,
Niepodejrzliwość i szlachetność, sprawią,
Że nie obejrzy kling; — z łatwością zatem,
155 
 Chociażby trochę używszy podstępu,
Będziesz mógł wybrać rapier niestępiony,
I umiejętnem pchnięciem odwetować
Śmierć ojca.
Laertes. Zrobię tak i dla pewności
Namaszczę dobrze ostrze mego miecza.
160 
 Nabyłem od pewnego szarlatana
Taką maść, że gdy nóż w niej umaczany
Najmniej zadraśnie żyjącą istotę,
Niema pomiędzy najzbawienniejszemi
Ziołami środka, któryby potrafił
165 
 Uchronić ją od śmierci. Tym to jadem
Miecz mój napoję: niech go drasnę tylko,
Już będzie po nim.
Król.Rozważmy to głębiej,
I baczmy, jakie nam okoliczności
I czas w tej mierze mogą dać poparcie;
170 
 Bo gdyby to nas miało zawieść; gdyby
Plan nasz chybiony miał wypłynąć na wierzch:
Lepiejby go zaniechać. Trzeba zatem,
Aby ten projekt miał w odwodzie drugi,
Który w potrzebie przyszedłby mu w pomoc.
175 
 Czekaj — pomyślmy trochę. — Uroczysty
Postawię zakład na kartę twej sztuki:
A potem, — potem. Ha! wiem już, co robić.
Gdy was bój znuży, tak, że się aż obu
Czuć da pragnienie (ostro żgaj dlatego),
I gdy on zechce czego do ochłody:
180 
 Wtedy podadzą mu puhar, z którego
Jeden łyk, w razie, gdyby jakim trafem
Uszedł twojego zatrutego ciosu,
Da nam skuteczną pomoc! — Skąd ta wrzawa?
(Wchodzi Królowa).
185 
 Co to jest, droga małżonko?

Królowa.Nieszczęścia
Nawałem biegną jedne za drugiemi.
Laertes! siostra twoja utonęła,
Laertes. Przebóg! Gdzie?

Królowa.Owdzie nad potokiem stoi
Pochyła wierzba, której siwe liście
190 
 We szkle się czystej przeglądają wody:
Tam ona wiła fantastyczne wieńce
Z kwiatów i zielska, i gdy, chcąc zawiesić
Jeden z tych wianków na zwisłej gałęzi,
Nie dość ostrożnie wspięła się na drzewo,
195 
 Giętka latorośl złamała się pod nią,
I z kwiecistemi trofeami swemi
Wpadło w toń biedne dziewczę. Przez czas jakiś
Wzdęta sukienka niosła ją po wierzchu,
Jak nimfę wodną, i wtedy nieboga,
200 
 Jakby nie znając swego położenia
Lub jakby czuła się w swoim żywiole,
Śpiewała starych piosenek urywki.
Ale niedługo to trwało, bo wkrótce
Nasiąkłe szaty pociągnęły z sobą
205 
 Biedną ofiarę ze sfer melodyjnych
W zimny muł śmierci.

Laertes.A więc utonęła?
Królowa. Niestety!

Laertes.Biedna Ofelio, za wiele
Masz już wilgoci, wstrzymam więc łzy moje.
A jednak, jestto rzecz ludzka, natura
210 
 Żąda praw swoich na przekór wstydowi.
Gdy te strumienie zciekną, zniewieściałość
Wyjdzie wraz z nimi z serca. —
Żegnam cię, Panie, mam w ustach wyrazy,
Które płomieniem radeby wybuchnąć;
215 
 Ale je gasi to dzieciństwo.
(Wychodzi).

KrólIdźmy
Za nim, Gertrudo. Ten wypadek może
Na nowo zażedz jego wściekłość, którą
Z takim mozołem ledwie uśmierzyłem.
Idźmy więc za nim.

(Wychodzą).






  1. „glejt“ = list bezpieczeństwa, rodzaj średniowiecznego paszportu.
  2. „sowa była córką piekarza“. Odnosi się to do następującej legendy, która dotychczas krąży w hrabstwie Gloster. Zbawiciel nasz wszedł raz do sklepu piekarza, prosząc o chleb. Żona piekarza zagniotła natychmiast ciasto i w piec włożyła. Córce jej wszakże wydała się ta objętość za wielką i znaczniejszą jego część ujęła. Ciasto tymczasem róść zaczęło i doszło do olbrzymiej wielkości; co widząc piekarzówna wydała okrzyk podziwienia, i zawołała: „heugh, heugh, heugh!“ tak podobnie do sowy, że ją też Zbawiciel naprawdę w sowę zamienił.
  3. „dziś święty Walenty“. Obchód dnia św. Walentego (14 lutego) sięga w Anglii niepamiętnych czasów i niewiadomo, co mu dało początek. Ponieważ w tym dniu, jak rozumiano, ptaki zaczynają iść w pary, przeto młodzież naśladując je zwykła była wybierać sobie w tym dniu towarzysza lub towarzyszkę na rok następny. Towarzysz taki nazywał się Walenty, a towarzyszka Walentyna. Według innej wersyi miał panować przesąd, ze pierwsza osoba, którą się w tym dniu napotkało, jest spotykającemu przeznaczoną na żonę lub na męża. To, co miało się dziać żartem, działo się, naturalnie niekiedy na prawdę. Dziś ten zwyczaj (podobny cokolwiek do praktykującego się u nas w wigilię świętej Katarzyny i świętego Andrzeja), w Anglii już podobno nie istnieje i obchód św. Walentego ogranicza się na posyłaniu sobie listów, powinszowań i podarków, których liczba zwykła w samym Londynie do parukroć sto tysięcy dochodzić.
  4. rozmaryn — stokrótki. U Szekspira, który naturą ściśle obserwował, aby się nigdy od niej nie oddalać, mają obłąkani zawsze pewną świadomość siebie i pewien rodzaj rozsądku. Kwiaty i zioła, które Ofelia z sobą przyniosła, mają allegoryczne znaczenie; patrzmyż, jak trafnie je pomiędzy obcych rozdaje: rozmaryn, przy weselach i pogrzebach używany, jako godło pamięci, mając na myśli ojca, daje bratu i podobnież niezapominajki, koper, jako godło pochlebstwa, i orlik, jako godło niewiary i zmysłowości, daje królowi, a może i obecnym dworakom; królowej rutę, jako symbol smutku i żalu, której część i sobie zostawia, jako mającej panną pozostać. Zostawia sobie i stokrótki, kwiat zawiedzionych dziewic; o fijołkach zaś, symbolizujących stałość i wiarę, mówi, że jej od czasu śmierci ojca powiędły.
  5. „drzewo w kamień zmienia“. Taką własność ma posiadać źródło pod Knaresborugh w hrabstwie York, — podobnie jak źródło w Karlsbadzie (Karolowych Warach) w Czechach.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Józef Paszkowski.