Gwiazda Południa/Rozdział XXIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Gwiazda Południa
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1909
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa — Kraków
Tłumacz R. G.
Ilustrator Léon Benett
Tytuł orygin. L’Étoile du Sud
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXIV.
Gasnąca gwiazda.

Słowa, wyrzeczone przez młodego inżyniera, wywołały ogólne wrażenie. Pomimo małej wrażliwości nieokrzesanych gości Watkinsa, nie mogli oni odmówić swego uznania podobnej bezinteresowności.
Ze spuszczonemi oczami stała Alicya obok ojca, zapewne jedna w tej sali, której postępek Cypryana nie zadziwił.
Zmiażdżony jeszcze ciosem otrzymanym, fermer na razie nic nie odpowiedział, czuł wszakże, iż oddając Cypryanowi rękę Alicyi, zapewnia jej tem samem szczęśliwą i pewną przyszłość.
Nieco zmieszany swem wystąpieniem wobec tak licznego zgromadzenia, robił sobie Cypryan wyrzuty, iż porwać się dał uczuciu.
Pośród tego ogólnego zamieszania, Wandergaart podszedł do fermera.
— Johnie Watkins, nie należę do rzędu tych, którzy pokonanego wroga depczą nogami. Poszukiwałem praw swoich, gdyż byłem to winien honorowi. Wiem jednak, że zbyt ścisłe trzymanie się litery prawnej, może stać się okrucieństwem i karać niewinnych za błędy ich ojców.
Otóż, ja stoję nad grobem, na cóż mi skarby, jeśli nie mam ich z kim podzielić?
Jeżeli zatem zezwolisz na związek młodych ludzi, ofiaruję im jako podarek ślubny »Gwiazdę Południa«, obowiązując się nadto uczynić ich swoimi spadkobiercami, aby wynagrodzić krzywdę twej miłej córeczce.
Słowa te wywołały głośne okrzyki uznania i podziwu wśród obecnych.
Oczy skierowano na Watkinsa, ten zaś ukrył łzy pod powiekami i zakrył oczy dłonią.
Watkins wybuchnął nareszcie, nie hamując już wzruszenia.
— Jesteś szlachetnym człowiekiem. Mścisz się w sposób wspaniałomyślny, krzywdą którą ci wyrządziłem, utrwalasz szczęście tych dzieci!
Alicya i Cypryan tylko spojrzeniem dziękować byli w stanie swojemu dobroczyńcy.
Starzec wyciągnął dłoń do dawnego wroga i Watkins pochwycił ją z wdzięcznością.
Oczy obecnych wilgotniały, nawet siwego konstabla, zwykle suche jak suchary okrętowe.
Watkins zmienił się nie do poznania. Rysy jego wyrażały teraz tyle dobroci i łagodności, jak poprzednio uporu i złośliwości. Srogie, poważne oblicze Wandergaarta rozjaśniło się dobrodusznie.
— Zapomnijmy o wszystkiem — zawołał — pijmy za zdrowie młodej pary, jeśli pan oficer oswobodzi, zajęte pod sekwestr — wina.
Po tem żartobliwem przemówieniu zapanowała ogólna wesołość w sali.
Jacobus Wandergaart siedział obok Johna Watkins i układali plany przyszłości.
— Sprzedamy wszystko i pociągniemy za dziećmi do Europy. Tam kupimy wiejską posiadłość i mam nadzieję, że jeszcze pięknych dni dożyjemy.
Cypryan tymczasem gawędził z Alicyą po francusku i zdaje się, że młodzi dobrze bawili się rozmową, bo byli w bardzo wesołem usposobieniu.
Temperatura w sali stawała się nieznośną. Gorąco i duszno było nieznośnie, a pomimo otwartych drzwi i okien najmniejszy wietrzyk nie kołysał płomienia świec.
Każdy czuł, że dusząca atmosfera musi się zakończyć wybuchem burzy gwałtownej, tak częstej w południowej Afryce.
Błyskawice też niebawem i grzmoty zwiastowały nadciągającą burzę.
W tejże chwili gwałtowny powiew zgasił wszystkie świece, poczem otworzyły się upusty niebios i deszcz ulewny, nakształt fal potopu, spadł na spieczoną ziemię.
— Czy nie słyszałeś, jak po uderzeniu pioruna nastąpił suchy odgłos, jakby pękła kula szklanna? — zapytał Tomasz Steele sąsiada.
Zamykano tym czasem spiesznie okna i zapalano świece.
Instynktownie spojrzenia wszystkich zwróciły się na miejsce, gdzie leżała »Gwiazda Południa«.
Dyament zniknął.
Klosz, który go nakrywał i metalowa siatka znajdowały się na poprzedniem miejscu i wykluczały przypuszczenie, aby kto się mógł go dotknąć.
Zjawisko to prawie równało się cudowi.
Cypryan przybliżył się i, ujrzawszy na niebieskiej poduszce lekki pył, krzyknął zdziwiony, objaśniając zaszły wypadek w czterech słowach.
— »Gwiazda Południa« ulotniła się!
Znanem jest w Griqualandzie to ulatnianie się tamtejszych dyamentów.
Jest to właśnie ich wadą, i wiedzą o niej wszyscy, lecz nie mówi się o tem, aby nie zepsuć cen. A właśnie duże kamienie po większej części trzaskają, zostawiając po sobie tylko pył. Przyczyny tego zjawiska dotąd nie wyjaśniono.
Młodego inżyniera zajęła chwilowo naukowa strona tego zjawiska więcej, niż strata materyalna, którą poniósł.
— Jest to bardzo dziwnem — mówił wśród ogólnego oszołomienia — nie to, że kamień pękł, lecz, że do tej pory wytrzymał. Zwykle zdarza się to daleko wcześniej, co najwyżej w 10 dni po oszlifowaniu, nieprawdaż panie Wandergaart?
— Tak jest, w istocie, po raz pierwszy w życiu widzę kamień, pękający w 3 miesiące po obrobieniu — potwierdził starzec wzdychając. — Widocznie przeznaczonem było, aby »Gwiazda Południa« nie należała do nikogo. I pomyśleć tylko, że wystarczyłoby pociągnąć kamień lekką warstwą tłuszczu, aby zapobiedz temu nieszczęściu!
— Czyż tak? — przerwał mu Cypryan, z zadowoleniem człowieka, który nareszcie znalazł ostatnie słowo zagadki. — W takim razie wszystko się wyjaśnia. Widocznie kruchy kamień zapożyczył tłuszczowej osłony w gardzieli Dady, i to go ocaliło do dnia dzisiejszego.
Prawdziwie lepiejby zrobił, gdyby pękł przed czterema miesiącami, oszczędziłby mi wówczas uciążliwej podróży przez cały Transwaal.
Wszyscy zauważyli, że John Watkins postradał znów swój wesoły humor i niespokojnie rzucał się w fotelu.
— Jak możesz tak spokojnie mówić o tem nieszczęściu — rzekł czerwony z oburzenia. — Na honor, mówisz o tych 50 milionach, które jak dym się ulotniły, jak gdyby chodziło o papieros.
— Dowodzi to, że jesteśmy filozofami — odparł Cypryan.
— Bądź pan filozofem, jeżeli chcesz — rzekł fermer. — 50 milionów pozostają jednak 50 milionami i na drodze ich nie znajdziesz.
— Ach, Jacobusie, oddałeś mi dziś ważną przysługę. Sądzę, że pękłbym z dumy, jak kasztan, gdyby »Gwiazda Południa« do mnie jeszcze należała.
— Czy i pani będzie mi wyrzuty robiła? — zapytał Cypryan, patrząc na świeżą twarzyczkę Alicyi. — Zdobyłem dziś tak szacowny klejnot, iż mnie strata dyamentu martwić nie może.
Ulotnienie się dyamentu, przyczyniło się do tego, że wśród ludności Griqualandu umocniły się przesądne baśnie, które o nim krążyły. Kafrowie i kopacze więcej niż kiedykolwiek byli przekonani, że duże kamienie przynoszą nieszczęście swym właścicielom.
Jacobus Wandergaart tak dumny z obrobienia »Gwiazdy Południa« i Cypryan, który ją miał zamiar ofiarować Muzeum szkoły górniczej, byli więcej dotknięci tem niespodziewanem rozwiązaniem, niż chcieli to przyznać.
Te następujące po sobie przykre wrażenia, strata majątku i »Gwiazdy Południa« podkopały zdrowie Watkinsa. Nie mógł powstać już z łóżka, chorował czas jakiś i zakończył życie. Ani troskliwa opieka córki i Cypryana, ani słowa pociechy Wandergaarta, nie zdołały przywrócić mu ochoty do życia ani zapobiedz katastrofie.
Daremnie Wandergaart zapewniał go o wspólności majątku, stary fermer zraniony w swej dumie, jako posiadacz wyjątkowego kamienia, straty jego przeżyć nie mógł.
Jednego wieczora przyciągnął Alicyę i Cypryana do siebie, połączył ich i nie mówiąc słowa wydał ostatnie tchnienie.
Wistocie musiał istnieć ścisły związek pomiędzy szczęściem tego człowieka a losami dziwnego kamienia.
»Gwiazda Południa« właścicielowi swojemu przyniosła bezwątpienia »nieszczęście«, jak mówiono w przesądnym Griqualandzie. Ukazanie się jej było początkiem upadku fermera.
Plotkarze jednakże nie mogli zrozumieć okoliczności, że nie »Gwiazda Południa«, lecz własne błędy były przyczyną upadku Johna Watkinsa.
Ilu nieszczęśliwych na tym padole uważa siebie za ofiarę nienawistnej gwiazdy, a poszukawszy dobrze, możnaby objaśnić niepowodzenie każdego z nich, własnymi jego błędami.
Gdyby Watkins był mniej chciwym i gdyby do małego kryształka, nazwanego dyamentem, nie przywiązywał tak wielkiej, karygodnej, wagi, wówczas pojawienie się i zniknięcie, »Gwiazdy Południa« nie przejęłoby go tak, jak nie wzruszyło Cypryana, — jego fizyczne i moralne zdrowie nie byłoby oddane na łaskę podobnego zjawiska. Poświęcił dyamentowi całą swą istność, przez niego tez zginął.
Po kilku tygodniach obchodzono skromnie uroczystość zaślubin Cypryana z Alicyą i młoda para czuła się niewymownie szczęśliwą.
Znalezienie »Gwiazdy Południa« przyczyniło się do znacznej podwyżki ceny kopalni. Nabywcy wydzierali ją sobie formalnie i przed wyjazdem do Europy Cypryan sprzedał ją za 100,000 franków.
Młoda para, nie zatrzymując się dłużej, opuściła Griqualand, zabezpieczywszy poprzednio przyszłość Bardika, Liego i Matakita. Do dobrego tego uczynku przyczynił się także Jacobus Wandergaart.
Stary szlifierz sprzedał swoją Kopię towarzystwu, które zawiązał kupiec Natan i po przeprowadzeniu likwidacyi, pospieszył do Francyi, do swoich przybranych dzieci.
Dzięki pracowitości Cypryana i zasługom przezeń położonym, świat naukowy zgotował mu owacyjne przyjęcie za jego powrotem do kraju.
Znalazł się też w dobrych warunkach materyalnych, zabezpieczywszy sobie poprzednio zadowolenie serca.
Tomasz Steele wrócił do Lancashiru z 20 tysiącami funtów, ożenił się i poluje na lisy pomimo zakazu, wypija nadto co wieczór flaszkę portweinu. Więcej mu do szczęścia nie potrzeba.
Wandergaart-Kopia nie jest jeszcze wyczerpaną i dostarcza corocznie piątą część dyamentów, wywożonych z Przylądka Dobrej Nadziei; żaden jednak kopacz nie był o tyle szczęśliwym, albo i nieszczęśliwym, aby znaleźć drugą »Gwiazdę Południa«.


KONIEC


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: anonimowy.