Gwiazda Południa/Rozdział VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Gwiazda Południa
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1909
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa — Kraków
Tłumacz R. G.
Ilustrator Léon Benett
Tytuł orygin. L’Étoile du Sud
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VIII.
Wielka próba.

Pracując przez rok ostatni nad rozpuszczalnością ciał stałych w gazowe, Cypryan zauważył, iż niektóre ciała nierozpuszczalne w wodzie jak np. krzemionka i glinka, rozpuszczają się jednakże w parze wodnej pod silnem ciśnieniem i przy wysokiej temperaturze.
Okoliczność ta nasunęła mu myśl, czyby nie można było otrzymać ciała gazowego, aby w niem rozpuścić węgiel i tym sposobem doprowadzić go do skrystalizowania się. Kilkotygodniowe jednakże doświadczenia, prowadzone przez niego, nie wydały niestety pomyślnego rezultatu.
Różne analogie doprowadziły Cypryana do przypuszczenia możności sztucznego wytworzenia dyamentu w kopii w sposób podobny, jak wytwarzają siarkę w solfatorach[1].
Bo widocznie w łożyska te wraz z wodą i pokładami alluwialnymi przenika gaz błotny, powstały ze związku wodoru z węglanem. Czyż zatem nie jest możliwem, aby utlenienie się wodoru w połączeniu z częściowem utlenieniem węglanu powodowało skrystalizowanie się tego ostatniego, czyli wytworzenie się dyamentu?
Chemik zabrał się do dzieła.
Z dna kopalni wydobył zapas ziemi, którą uważał za najwłaściwszą dla swego doświadczenia, pomieszał ją z pewnym tłuszczem i napełnił nią stalową rurę, długości 1/2 metra, o 8-miu ctm. wewnętrznej średnicy. Zatkawszy tymczasowo jeden koniec rury, wlał w nią 2 litry wody, wrzucił kilka kawałków miedzi a następnie napełnił ją gazem błotnym. Zanitowawszy otwory, kazał hermetycznie zalutować oba końce rury metalowymi korkami.
Aparat był gotowy i należało go teraz poddać bardzo wysokiej temperaturze. W tym celu rura umieszczoną została w glinianym piecu, w którym przez dwa tygodnie silny ogień miał być utrzymanym, aby wytworzyć możliwie najwyższą temperaturę.
Matakit, prawie już zdrów zupełnie, śledził z największą ciekawością przygotowania do doświadczenia, i, dowiedziawszy się, iż chodzi o wytworzenie dyamentu, pragnął gorąco przyczynić się do osiągnięcia pomyślnego rezultatu.
Jemu też poruczonem było podtrzymywanie nieustannego ognia pod piecem.
Trudno sobie wyobrazić, ile czasu zajęły przygotowania do tego doświadczenia. W dobrze urządzonem laboratoryum praca ta zajęłaby dwie godziny czasu, lecz w tej pustyni, Cypryan stracił trzy tygodnie, zanim mógł mniej więcej dokładnie wykonać swój pomysł, dzięki okoliczności, iż w Kimberley znalazł przypadkiem stare działo, z którego rurę mu sprzedano i potrzebną ilość węgla kamiennego, bo w całem mieście zapasu nie było więcej nad 3 korce. Nareszcie wszystkie trudności zostały przezwyciężone i, gdy po raz pierwszy rozniecono ogień, Matakit ręczył, że nie da mu zagasnąć przed czasem.
Wogóle chłopak był dumny ze swej godności palacza i bardzo poważnie pojmował swe czynności w laboratoryum. Towarzysze jego wskutek tych zajęć mieli go za czarnoksiężnika i często zasięgali w chorobach jego porady.
Cypryan śmiał się, patrząc na poważną minę, z jaką Matakit plótł różne głupstwa, lecz kafrowie odchodzili zupełnie zadowoleni z rad im udzielonych. Często znów młody kafr wesołym był jak dziecko, zwłaszcza, gdy znajdował się w towarzystwie Liego. Ścisła przyjaźń połączyła te dwie istoty, tak różne pochodzeniem. Rozmawiali między sobą po francusku i uczuwali żywą wdzięczność dla inżyniera, który każdego z nich uratował od pewnej śmierci. Uwielbienie i usłużność okazywana przez nich »ojczulkowi«, bo tak go Matakit i Li nazywali, była tem przyjemniejszą dla Cypryana wobec przykrości, których w owym czasie doznawał niemało.
Pan Watkins, jak się zdawało, pragnął na seryo wydać córkę za mąż i ferma roiła się od kandydatów do ręki Alicyi.
Nie tylko James Hilton przybywał obecnie co wieczór, lecz cała młodzież z kopalni, której powodzenie upoważniało do współzawodniczenia o rękę panny Watkins.
Niemiec Friedel i włoch Pantalacci należeli także do tych wybranych, uchodzili oni obydwaj za najszczęśliwszych kopaczy w Wandergaart-Kopii.
Uznanie, które zwykle towarzyszy powodzeniu, nie zawiodło ich ani w kopalni, ani na fermie.
Niemiec był jeszcze bardziej pewnym siebie, posiadając w kieszeni parę tysięcy funtów szterlingów, a Annibal przeistoczył się w pierwszego eleganta w obozowisku. Mnóstwo pierścionków, łańcuszków i elegancki biały ubiór, zamiast zdobić, uwydatniały jeszcze bardziej brzydotę jego postaci.
Śmieszne były zabiegi jego w celu przypodobania się pannie Alicyi i uchodzenia wobec niej za dowcipnego. Panna Watkins, nie znając całej moralnej szpetności tej figury, traktowała go na równi z innymi, z chłodną uprzejmością, należną gościowi jej ojca.
Duma jednakże Cypryana okrutnie cierpiała, widząc Alicyę w tak marnem otoczeniu.
Uciekał też często już w połowie wieczora do pracowni, a nie będąc pewnym rezultatu swej próby, nie powiadomił o niej swej przyjaciółki.
Panna Watkins wiedziała tylko, iż, stosując się do jej rady, zwrócił się na nowo do swych chemicznych badań i była z tego bardzo zadowoloną.








  1. Wiadomo, że w solfatorach siarka powstaje przez połowiczne utlenienie się siarkowodu i podczas gdy część tego ostatniego zamienia się w kwas siarczany, reszta osadza się w kryształkach na ścianach solfatorów. Kto wie, czy łożyska dyamentów nie są prawdziwemi karbonatorami.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: anonimowy.