Gospoda pod Aniołem Stróżem/XXI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Sophie de Ségur
Tytuł Gospoda pod Aniołem Stróżem
Rozdział Piotrek odsłania swój charakter
Wydawca Wydawnictwo Księgarni K. Łukaszewicza
Data wyd. 1887
Druk Drukarnia „Gazety Narodowej“
Miejsce wyd. Lwów
Tytuł orygin. L'auberge de l'Ange Gardien
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXI.
Piotrek odsłania swój charakter.

Nazajutrz wszyscy obudzili się zdrowi, weseli, spożyto śniadanie a pani Blidot zapytała generała czy wszystkie swe kosztowności znalazł na właściwem miejscu.
— Ja myślałem tylko jedynie o łóżku, odpowiedział generał, moja droga żonciu. Byłem niezmiernie zdrożony i strudzony słuchaniem opowiadania Derigny. Nic mię tak nie nuży, jak wrażenia, ledwie zdołałem się powstrzymać od płaczu i wreszcie ile razy patrzę na tego uszczęśliwionego, uradowanego człowieka i jego dzieci, zawsze sobie powtarzam:
— A ty, biedny Durakinie, tyś sam ze swojem złotem, z twemi zamkami i majętnościami. Nie masz nikogo coby cię kochał i coby po tobie dziedziczył...
Generał uderzywszy się pięściami w czoło, począł sapać i chodzić po pokoju, potem znowu roześmiał się i tak dalej mówił:
— Ale spałem tej nocy wybornie, jestem rzeźwy i wesoły. Cóż, moja droga żonusiu czego się śmiejesz? Elfy także się śmieje i Moutier? Derigny wcale się nie śmieje, on tylko wciąż patrzy na swoje dzieci otworzywszy szeroko usta.
— Mój generale? zawołał Derigny, który wcale nie wiedział o co chodziło, ale tylko odwrócił się dla tego, że usłyszał wymawiane swoje nazwisko.
— Nic, nic mój przyjacielu, odrzekł generał... Nie rób sobie żadnej subiekcyi... O patrz pani, zaczyna na nowo to samo.
Drzwi gwałtownie otworzyły się i Piotrek wbiegł pospiesznie do sali... Skoczywszy do generała, rzucił mu się w ramiona i pocałował go w brzuch, nie mogąc dostać do piersi ani do twarzy...
— Mój drogi generale! Mój ojcze! Mój dobroczyńco!
Generał niezmiernie zdumiony, usiłował odepchnąć go od siebie, ale Piotrek nie puszczał go, okrywając pieszczotami i pocałunkami.
Moutier! Derigny! Na miłość boską, wołał generał uwolnijcie mię od tego chłopaka.
Dajże mi pokój! Puść mnie. Odejdź sobie do licha!
— Nie mój ojcze, mówił Piotrek. Dopóty ciebie trzymać się będę, dopóki nie uznasz mię za syna, za dziedzica twego imienia, za spadkobiercę twego majątku.
— Ratunku! Wypędźcie tego szaleńca! Krzyknął generał; mój przyjacielu wyrzuć że go za drzwi, bo mi tak zgniótł brzuch, tem nieustannem rzucaniem się ku mnie.
Moutier już pochwycił Piotrka, ale ten tak się silnie trzymał generała, ze kiedy Moutier go oderwał generał utraciwszy równowagę padł na ziemię, przygniatając sobą Moutier i Piotrka.
Wszyscy wiec trzej tarzali się po podłodze a generał zagniewany uderzał swemi poteżnemi pięściami Piotrka po głowie, który też krzyczał w niebogłosy!
Moutier tylko zręcznie się zerwał tak że skutkiem upadku generała, nie wiele doznał krzywdy, nie poniósł wielkiej szkody. On też i Derigny dźwignęli generała, który narzekał tylko na mocne uderzenie, ale wpadł w wielką passyą ujrzawszy znowu Piotrka.
— Próżniaku! Łotrze! wołał zirytowany, ja cię nauczę grzeczności; będziesz mi tu głupstwa gadał i w dodatku jeszcze obalał na ziemię.
Piotr, który nie tracił wcale nadziei, że zostanie adoptowany, rzekł z pokorą:
— Przebacz! Przebacz! Mój dobroczyńco, mój ojcze! Weź mię do siebie, uprowadź mię ztąd ze sobą.
— Uprowadzić cię? No, no, uprowadzę cię na to, abyś otrzymał knuty, ażeby cię wywieziono jak najprędzej na Sybir.
— Jeżeli tylko chcesz doznać tej przyjemności bądź pewnym, że cię uprzedzę, jak będę ztąd wyjeżdżał, krzyczał generał.
— Ja na wszystko się zgadzam, czego ty chcesz ojcze, odpowiedział Piotrek, nie pojmujący zupełnie co to jest knut i Syberja.
— Doprawdy? Otóż tego chcę właśnie, krzyknął generał a pochwyciwszy Piotrka za włosy, uderzył go w twarz, następnie zaś wyrzucił za drzwi, poczem je zamknął i chłodząc się jakiś czas chustką, powrócił do swego pokoju.
— Jak on bił tego biednego Piotrusia, rzekł Paweł, o to człowiek zły, ja go już wcale nie lubię.
— Bo też Piotrek wiedział dobrze, że generał się gniewa a nieustannie powtarzał jedno i to samo, dodał Jakób.
— Prawdopodobnie chciał roztkliwić generała udanem swojem przywiązaniem, rzekł Moutier z uśmiechem.
— Piotrek jest chłopcem zepsutym, zdemoralizowanym przez Bournier, wtrąciła pani Blidot, obawiam się o niego. Ale, ale, powiedz mi też Józefie, czy generał zabrał ze sobą puchar i sztuciec do wód?
— Nikt wcale nie myślał o tem, odparł Moutier.
— Właśnie porządkując rzeczy generała a właściwie układając na miejsce kosztowności pozostawione przez generała, przekonałam się, że w szkatule dwa miejsca są próżne i że brakuje tych przedmiotów o których obecnie wspominam, dodała p. Blidot.
— Prawdopodobnie już ich tam dawniej brakowało.
— Jakób mi mówił przeciwnie, że w szkatule nic zgoła nie brakowało i że była zupełnie pełna rzekła zaniepokojona p. Blidot.
— Dla czego jednak w tej chwili mówisz pani o tem? zapytał Moutier. Miałaż byś na kogo podejrzenie?
— Nie mogę stanowczo tego twierdzić, odpowiedziała p. Blidot, ale w chwili kiedy byliśmy zajęci porządkowaniem, do pokoju wcale nie proszony, ani przyzywany wszedł Piotrek.
Pani Blidot przy tej sposobności opowiedziała Moutier szczegóły tej sceny a głównie zrobiła nacisk na to, że Piotrek oświadczył chęć sprowadzenia żandarmów.
Tak rozmawiali czas niejaki, gdy nareszcie do sali wszedł generał, mocno strapiony i jakby zasmucony.
— Pani Blidot, rzekł jakby przedtem namyślał się długo, u pani bywa mnóstwo ludzi podejrzanych i widocznie jeden z nich skradł mi ze szkatuły puchar i sztuciec.
— Mój generale, odpowiedziała pani Blidot, mocno mi przykro, ale i ja w dniu odjazdu pana zauważyłam że w szkatule brakuje dwóch przedmiotów złotych. Musiałam uporządkować wszystko i wtenczas również ułożyłam przedmioty w szkatule. Ogromnie wszystko było porozrzucane.
— Moja pani, mówił generał, wiedziałem że w domu twoim jestem zupełnie bezpieczny, nawet, moja droga żonusiu, byłbym ci cały mój majątek oddał do rąk bez obawy, dlatego też mówię, że jakiś złodziej okradł mię.
— Panie generale, oprócz mnie, Jakóba i Piotrka nie było nikogo więcej w pokoju.
— Piotrka? zawołał generał nadzwyczaj zdumiony.
— Ten Piotruś posiada bardzo piękne rzeczy, odezwał się teraz Paweł; prosił mię właśnie żeby je przechować w sienniku Jakóba.
— Piotrek? Jak to? Kiedy? Opowiedz mi moje dziecko, o tem wszystkiem, jak najszczegółowiej, zawołał generał.
— Powracałem sam, bez Jakóba ze szkoły. Piotrek przybiegłszy do mnie, powiedział: Czy nie chcesz czasem pokosztować migdałów smażonych w cukrze? O i owszem, odparłem. A więc weź te przedmioty, mówił Piotrek, podając mi dwie sztuki świecące biegnij prędko i schowaj je do siennika Jakóba, później, kiedy powrócisz, dostaniesz smażonych migdałów. Poczekaj nieco, odparłem, muszę się spytać Jakóba czy się na to zgodzi. Nie, nie, nie pytaj wcale Jakóba, mówi znowu Piotrek, nie mów mu o tem ani słowa. Jeżeli tego nie chcesz uczynić, to nie dostaniesz migdałów. Chciałbym dostać tych przysmaków, ale chciałbym też koniecznie i spytać się Jakóba. On na to: Bydlę! Poczem odszedł, unosząc ze sobą złote przedmioty, bo widziałem doskonale że to były przedmioty wyrobione ze złota.
— Łotr! Szubienicznik! zawołał Derigny. Jeżeli go pochwycę, sprawię mu łaźnię jak należy. Chciał najwyraźniej tym sposobem mojego syna zrobić złodziejem. Biedny, poczciwy Jakób!
— I ten nędznik śmiał żądać, abym go zabrał ze sobą? zawołał gniewnie generał. On miał odwagę nazywać mię swoim ojcem! Tyle był czelnym, że rościł pretensye do tytułu hrabiego Durakina i zarazem do dziedziczenia po mnie całego mojego majątku? Moutier, mój przyjacielu, i wyszukaj mi tego łotra, tego złodzieja, tego nikczemnika.
— Daruj generale, ale uważam za konieczne, aby opowiedzieć o tem wszystkiem naprzód proboszczowi.
— Dlaczego, rzekł generał. Proboszcz jest zbyt miękki człowiek. On wcale nie potrafi go poprawić. Chcę właśnie pod pozorem, że się zgadzam na przyjęcie go za syna, wziąść go ze sobą do Rossyi, tam potrafią zrobić z niego uczciwego człowieka.
— W takim razie, biegnę natychmiast odpowiedział Moutier.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Sophie de Ségur.