Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona/Pieśń piętnasta

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Torquato Tasso
Tytuł Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona
Redaktor Lucjan Rydel
Wydawca Akademia Umiejętności
Data wyd. 1902–1903
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Piotr Kochanowski
Tytuł orygin. Gerusalemme liberata
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pieśń piętnasta.
ARGUMENT.
Wziąwszy rycerze potrzebne przestrogi,
Bieżą przez morze w niedościgłey łodzi
Y widzą, iadąc, iako tyran srogi
Egipski — woyska do gromady zwodzi.
A tak życzliwy wiatr maią, że drogi
Koniec — kilku dni więcey nie przechodzi.
Potem na iednę wyspę wysiadaią.
Gdzie iuż przekazy wszystkie zwyciężaią.
1.

Iuż też dzień piękny wiódł z morza życzliwy
Promień y ludzi wołał do roboty,
Kiedy wyszedszy z pokoiu, szedziwy
Starzec niósł kartę, rózgę, puklerz złoty.
„Czas wam — pry — w drogę, pierwey niż skwapliwy
Dzień wyńdzie na świat przestrzeńszemi wroty;
Weźcie to, na com wam dał obietnicę,
Tem macie pożyć chytrą czarownicę“.

2.

Iuż byli miękkie zostawili pierze,
Niźli on przyszedł y iuż beli wstali
Y w szaty, które rabiaią płatnerze,
Swe pracowite członki ubierali.
A temże śladem wzad mężni rycerze
Szli, który przedtem pod ziemią deptali.
A kiedy weszli w bystrey rzeki łoże,
Żegnał ich: „Idźcież y prowadź was Boże!“

3.

Bierze ich rzeka w swoie wielkie łono,
Woda ich na wierzch wynosi bez szkody;
Równie tak, iako gdy drzewo wrzucono,
Znowu ie na wierzch wyrzucaią wody.
Niesie ich rzeka y poyrzą, a ono
Pani poważney y piękney urody,
Co ich miała wieść przez słone powodzi,
Iuż pogotowiu czeka w krzywey łodzi.

4.

Czoło włosami kryte wystawiła,
Postawę miała złożoną z ludzkości,
A kiedy piękne oko otworzyła,
Ciskała z niego szczere życzliwości.
W modro-czerwony płaszcz się ustroiła,
Który wydawał tysiąc odmienności.
Że wszędzie, gdzie nań poyrzysz, w każdey dobie
Zda się inakszy y niezgodny w sobie.

5.

Takie więc gołąb miłością ruszony
U malowaney nosi pióra szyie:
Z sobą niezgodny y z różnych złożony
Barw, przeciw słońcu, blask od niego biie.
Czasem się tak zda, że smarag zielony,
Czasem, że rubin zapalony kryie,
A czasem społem miesza farby obie
Y oczy cieszy w stokrotnem sposobie.

6.

„Wnidź — pry — z tem drugiem, rycerzu cnotliwy
W łódź, co bespieczne morskie siecze wody,
Którey każdy wiatr musi bydź szczęśliwy,
Którey łaskawe wszystkie niepogody.
Wam mię oddawa Twórca dobrotliwy
Za przewodnika przez głębokie brody“.
Tak białagłowa rycerzom mówiła,
Y do brzegu się z łodzią przybliżyła.

7.

Skoro w łódź siedli, ona wziąwszy wiosła,
Odepchnęła się zarazem od brzegu,
Y rozciągnąwszy złoty żagiel — poszła
Y trzymaiąc sztyr, pilnowała biegu.
Rzeka z potrzebę wód miała y niosła
Łódź, w on czas ze dżdżu wezbrawszy w zabiegu;
Aczby ta mogła, dla swoiey lekkości,
Iść po namielszey wodzie bez trudności.

8.

Pędzi wiatr żagiel złotem przetykany
Nad przyrodzenie, nad wszystkie zwyczaie;
Około łodzi widać siwe piany
Woda za niemi bita, szum wydaie.
A wtem na słone wiezdżaią bałwany,
Kędy ciekąca woda iuż ustaie.
Y tak się w wielki ocean wmięszała,
Że ani wiedzieć, kędy się podziała.

9.

Ledwie niebieska łódź wielkiego łona
Zaburzonego morza zachwyciła:
Iako nawałność zaraz uśmierzona
Zeszła y chmury pogoda spędziła;
Woda w wysokie góry ułożona
Spadła y tylko grzbiet kędzierzawiła;
Niebo się w barwę tak piękną ubrało,
Że się pięknieyszem nigdy nie widziało.

10.

Na wschód — zadaiąc morzu ciężkie razy,
Od Askalony w lewo kierowała
Y iuż obfitey blisko beła Gazy,
[Gdzie przedtem swóy port stara Gaza miała,
Ale uroszwszy potem z cudzey skazy,
Miastem bogatem y możnem została].
Po brzegach ludzi tak wiele chodziło,
Że ledwie piasku więcey na nich było.

11.

Z łodzi rycerze widzą gęste konie
Y niezliczone po polu namioty
Y to tam, to sam z brony y ku bronie
Przemiiaiące iezdy y piechoty;
Widzą po piaskach wielbłądy y słonie
Wielkie woienne niosące roboty
Y z portów nawy na morze wysłane,
Y na kotwicach drugie uwiązane

12.

Iedni na maszty wielkie żagle wlekli.
Drudzy ostremi robili wiosłami;
A morze, które raz wraz iemi siekli,
Y stąd y zowąd toczyło pianami.
Wtem Pani rzecze: „Choć poganie wściekli
Y brzeg y morze zakryli woyskami,
Przedsię nie wszystek — możny król zgromadził
Ieszcze nie wszystek lud swoy tu sprowadził.

13.

Płodnemu tylko bliskich Egiptowi
Zebrał do kupy, inszych czekać myśli;
Bo ci, co siedzą przeciw południowi,
Y ku wschodowi — ieszcze tu nie przyśli.
Przeto ia tuszę, że się ku domowi
Wróciemy z drogi naszey pierwey, niźli
Do Palestyny z woyski się wybierze
Sam, albo kogo hetmanem obierze.

14.

Iako bespiecznie insze ptastwa miia
Orzeł, y leci pod samem obłokiem
Y pod słońce się tak wysoko wzbiia,
Że go naybystrszem próżno doyrzeć okiem:
Tak się łódź właśnie niebieska uwiia
Między okręty po morzu głębokiem;
Ani się żadney obawia pogoniey,
Ginie iem z oczu, próżno myślie o niey.

15.

We mgnieniu oka z Rufią się zrównała,
Która na pierwszem z Egiptu noclegu
W Syryey leży; ztamtąd kierowała
Do zbyt niepłodney Rynocery brzegu.
Potem wysokiey góry doiechała,
Wydaney w morze, niespuszczaiąc z biegu,
Którey gniewliwa woda nogi myie,
Co Pompeiego kości w sobie kryie.

16.

Do żyzney daley bieży Damiaty
Y widzi, iako siedmiorakie rogi
Nil ukazuiąc, śle trybut bogaty
Oceanowi przez wielkie odnogi.
Y miasto, które zbudował przed laty
Grekom wódz grecki — y mało co z drogi
Far, który wprzód beł obeszły wodami
Wysep, a teraz złączył się z brzegami.

17.

Rhodu y Krety nie doiezdża wziętey,
Ale gorącey trzyma się Afryki,
Nad morzem żyzney, wewnątrz mało żętey
Prze suchy piasek y straszny zwierz dziki
Więc ku Cyrenie bieży samopiętey,
Puszcza precz piękney brzegi Marmaryki;
Y Tolomitę y cichą miiaią
Lietę, o którey siła ludzie baią.

18.

Iako nadaley — zawżdy podeyrzaną
Żeglarzom — miia Więtszą Syrtę śliską,
Y głowę w morze daleko wydaną
Wielkiey Iudeki y z nią Magrę bliską.
Miia Trypolim pyszno budowaną,
Y co przeciw niey leży — Maltę niską.
Potem Aldzerbę z Mnieyszemi Syrtami
Wzad zostawuie y z Lotofagami.

19.

Widzi y Tunis, co ma otoczony
Brzeg swego morza górami wielkiemi;
Tunis bogaty, pierwszy z każdey strony
Między wszytkiemi miasty lybiyskiemi,
W bok syciliyski wysep ma zielony,
Y Lilibeum z rogami[1] ostremi.
Tu Pani palcem rycerzom skazała,
Kędy budowna Karthago leżała;

20.

Leży Karthago y ledwie zostaią
Znaki iey siły y dawney możności;
Miasta y wielkie państwa umieraią,
Nakrywa piasek pompy y wielkości.
A ludzie nędzni na swóy się gniewaią
Koniec y swey się wstydzą śmiertelności.
Potem budowną Bizertę widzieli,
Po drugiey stronie Sardynią mieli.

21.

Przebiegli brzegi, kędy Numidowie
Błędni mieszkali y po teyże stronie
Budzę i Algier, gdzie morscy zbóycowie
Maią swe gniazda; stamtąd ku Oronie
Y Tyngitanie, gdzie krokodylowie
Y lwi się rodzą y okrutne słonie:
Tamten dziś Fessą, tę Marok nazwaną;
Potem kęs daley ku Granacie staną.

22.

Iuż się o słupy Alcydy oparła
Łódź, gdzie ocean między ziemię wchodzi,
Co bywszy iedną, w poły się rozdarła,
[Ieśli się wierzyć historykom godzi].
Potem się woda gwałtem tędy wdarła,
Ztąd Kalpę, ztamtąd Abilę podchodzi,
Gdzie ciasne morze dzieli z Hiszpanami
Libią; tak się świat mieni wiekami.

23.

Czwarty kroć słońce na świat wychodziło,
Iako się beli od brzegu odbili,
A w port — bo tego potrzeby nie było,
Do tego czasu ieszcze nie wstąpili.
Przeszedszy morze, kędy się ścieśniło,
W niezamierzone dopiero wchodzili.
Ieśli tam wielkie, gdzie ie ziemia zwiera,
Cóż tam, gdzie ono ziemię w się zawiera?!

24.

Iuż ani Gady zbyt obfitey, ani
Inszych dwu widać; ziemia zuciekała.
Brzegów nie widzą rycerze wybrani.
Niebo — wód, woda nieba dotykała.
Wtem Ubald rzecze: „Powiedz piękna Pani,
Coś na tak wielkie morze zaiechała,
Ieśli tu z świata naszego bywaią
Y ieśli ludzie — gdzie iedziem — mieszkaią?“

25.

Ona im: „Skoro Alcyd pokóy sprawił,
Pobił hiszpańskie y libiyskie dziwy
Y świat wasz przebiegł — tu się iuż zabawił,
Nic chcąc się puścić w ocean wątpliwy.
Y słupy wielkie ręką swą postawił,
Kresy na śmiałość y na dowcip chciwy;
Ale te kresy przezeń zamierzone,
Od Ulissesa beły znieważone.

26.

On ie minąwszy, pierwszy w kruchey łodzi
Wszedł w otwartego oceanu brody.
Ale się biegłość niezawsze przygodzi:
Zginął pożarty od łakomey wody —
Y czego u was nie wiedzą — powodzi
Te skryły ciało y iego przygody.
A ieśli też tam kogo wiatr obrócił,
Abo tam zginął, abo się nie wrócił.

27.

Nieznane wielkie morze y nieznane
Ma niezliczone państwa, wyspy, kraie;
Ale są także od ludzi mieszkane,
Y ziemia żyzne dawa urodzaie
Y iako u was w zagony orane,
Mocy się także słoneczney dostaie“.
Powtórzy Ubald: „ Y to dziwna sprawa,
Cóż tam za wiara y iakie są prawa?“

28.

Ona zaś na to: „Różne są ustawy,
Różne ięzyki, różne stroie maią;
Ci ziemię, ci zaś zwierz chwalą plugawy,
Ci gwiazdom, a ci słońcu się kłaniaią.
Są y ci, którzy obrzydłe potrawy
Na stoły kładą y ludzie iadaią;
A zgoła wszyscy, co za Kalpą siedzą,
Grubi, okrutni, o Bogu nie wiedzą“.

29.

Ubald zaś na to: „Y to wielka strata!
Takli Bóg, co swe odkrył światło wszędzie,
Tę tak przestroną, tak wielką część świata
Wiecznie podobno zostawi w swem błędzie“.
Odpowie Pani: „Za krótkie tu lata
Wiara Piotrowa wprowadzona będzie;
Ani tak zawsze będziecie dalecy
Od siebie, choć to niepodobne rzeczy.

30.

Przydzie czas, kiedy słupy Alcydowe
Baykami będą między żeglarzami;
A wielkie morza y królestwa nowe,
Bez imion teraz — wsławią między wami.
Y ieden okręt to koło światowe
Obieży swemi śmiałemi żaglami,
Y tak do słońca podobny prętkiego,
Zmierzy to koło okręgu ziemskiego.

31.

Pierwszy, wielkiego godny pisoryma,
Ligurczyk póydzie w nieznaiome wody.
Nie sprawi tego niewytrwana zima,
Ani wiatr srogi, ani niepogody,
Ani dalekie y wątpliwe klima.
Y insze cięszkie na morzu przygody.
Aby ten umysł iego tak wspaniały
Utrzymać groźby ciasney Kalpy miały.

32.

Ty, o Gołębiu napierwszy — wysoki
Swóy maszt nowemu ukażesz Polowi;
Że chód sto skrzydeł, choć ma wzrok stooki
Wieść ledwie twemu wydoła lotowi.
Niech Bacha niesie z Alcydem w obłoki,
O tobie dosyć przyszłemu wiekowi,
Że trochę dotknie. Ta trocha odkryie
Wieczney pamięci godne historyie“.

33.

Tak mówi; a łódź słone wały porze,
A sztyr na zachód w biegu obracała.
Y iako przed nią dzień zapada w morze,
Y iako za nią wychodzi, widziała.
Y właśnie w ten czas, kiedy złote zorze
Piękna iutrzenka światu ukazała.
Czarnawą górę z daleka uyrzeli,
Która obłoki ostrą głową dzieli.

34.

Uyrzeli daley, gdy się przybliżyła
Łódź daley pod nię y zginęły chmury:
Że śrzodek miąższy miała, wierzch ostrzyła.
Na kształt piramid. Z niewidomey dziury
W niebo gęstemi dymami kurzyła,
Iakie widamy u Sykulskiey góry.
Która tę własność, to ma przyrodzenie,
Że w dzień dym puszcza, a w nocy płomienie.

35.

Potem mniey przykre y mniey niebu krzywe
Góry y piękne wyspy podiechali,
Które wiek dawny nazywał szczęśliwe,
Y za pewną rzecz tak to udawali,
Że iem tak niebo beło przyiaźliwe,
Że zboża — pola, choć ich nie orali,
Y przez się grona dawały macice
Y niesprawione rodziły winnice;

36.

Że tam nie chybią — iako żywo — kłosy,
Że z dębów cieką dobrowolne miody,
Że Zephir tylko wieie, że w roskoszy
Bogate, zawżdy zielone ogrody;
Że przykrość latu odeymuią rosy,
Że w naygorętsze czasy zawżdy chłody;
Że tam być pola Elizyiskie maią,
Gdzie dobre dusze po śmierci mieszkaią.

37.

Tam Pani bieży: „Iuż — prawi — nie cknicie,
Niedługo koniec drogi mieć będziecie.
Wyspy od szczęścia nazwane widzicie,
O których baiek moc na waszem świecie.
Prawda, że żyzne — iako więc słyszycie,
Ale wieść przedsię więcey o nich plecie“.
To mówiąc, wprzód się do tey przybliżała,
Co się z dziesiąci pierwsza ukazała.

38.

Wtem Karzeł wstanie y rzecze do Paniey:
„Ieśli, o Pani, nic nie omieszkamy,
Uchwyć się ziemie y posadź nas na niey;
Niechay te kraie nieznane poznamy.
Niech — iak się to tu wszystko rodzi raniey,
Wiarę ich, stroie — inszem powiadamy.
Miła rzecz, kiedy będę odpoczywał
Po przeszłych trudach, rzec: y iam tam bywał“.

39.

Ona zaś na to: „Rycerzu waleczny,
Serca to wasze wspaniałe sprawuią;
Ale cóż potem? kiedy wyrok wieczny
Y nieodmienne nieba zakazuią;
Y czas nie przyszedł ieszcze ostateczny
Odkrycia świata, który obiecuią.
Ani możecie zanieść taiemnice
Oceanowey za wasze granice.

40.

Wam, z łaski Swoiey, Bóg nad przyrodzenie
Dał prześć te wody — nikomu inszemu;
Y zdiąć z wielkiego rycerza więzienie,
Y przywrócić go światowi tamtemu.
Przestańcież na tem, bo dalsze myślenie,
Upór iest, Bogu przeciwny Samemu“.
On umilkł, a wtem pierwsza się zniżała
Wyspa, a druga wierzch ukazowała.

41.

Potem widzieli, że się ku wschodowi
W rząd rozciągniene wszystkie nachyliły,
Y w odległości iednakiey placowi
Dawały mieysce, gdzie morze wpuściły.
Kiedy patrzyli pilnie ku brzegowi,
W siedmiu się ludzie y domy odkryły;
Bo trzy są puste y zwierzęta samy
Maią w nich tylko swe gniazda y iamy.

42.

Brzeg w iedney pustey, ze dwiema rogami
Daleko w morze wchodzi zakrzywiony;
Y kryiąc w sobie okryte górami
Szerokie łono — port czyni przestrony.
Góra nad portem z tyłu się z wałami
Biie, a przodek w port ma obrócony,
A ztąd y zowąd dwie wysokie skały
Błędnem żeglarzom znak ukazowały.

43.

Woda pod niemi spokoyna milczała,
Ku morzu z góry ciemny las wychodzi;
W śrzodku się wielka iaskinia udała,
Którą płot z bluszczu samorodny grodzi.
Tu kotew żadna nigdy nie trzymała,
Powróz nie wiązał spracowaney łodzi.
Na tak ustronne mieysce wysiadała
Niebieska Pani y żagle zbierała.

44.

„Patrzaycie — prawi — ono pałac leży
Na wierzchu góry pyszno budowany;
Tam w próżnowaniu na wysokiey wieży,
Chrystusów rycerz siedzi poimany.
Iutro — wszak wiecie co na tem należy —
Idźcie tam, skoro wznidzie dzień rumiany.
Iutra czekaycie: to dla tey przyczyny,
Że są szczęśliwsze poranne godziny.

45.

Dziś ieszcze, póki dnia staie iasnego,
Wysokiey góry przywitacie progi“.
Oni wtem wodza żegnali swoiego,
Y przedsięwziętey chwycili się drogi.
Równina beła y trudu żadnego
Niespracowane nic nie czuły nogi;
Lecz kiedy koniec mieli swego chodu,
Ieszcze daleko beło do zachodu.

46.

Widzą wierzch góry trudno dostąpiony,
Dla nierównych skał y ostrych kamieni,
Y że po stronach wszędzie na niey śrzony,
Y śniegi, a wierzch tylko się zieleni.
Przy siwey brodzie, z kwiecia upleciony
Włos niesie — y lód liliey nie mieni,
Y róża kwitnie z wielkiem podziwieniem;
Tak czary maią moc nad przyrodzeniem.

47.

Oba pod górą zakryli się w lesie,
Przyszłey, iutrzeyszey czekaiąc roboty.
Potem uyrzawszy, że iuż na świat niesie
Z wielkiego morza słońce promień złoty.
Na przykrą górę poszli w onem czesie.
Wzaiemnie sobie dodaiąc ochoty;
Ale pod górą zarazem u drogi
Zastąpił im smok straszliwy y srogi.


Nicolas Poussin: The Companions of Rinaldo
48.


Łuską nakryty łeb y wielkie czuby
Y szyię gniewem nadętą wyciągnął,
A brzuch rozwlokły y ogon zbyt gruby,
Tam, gdzie mieli iść — na drodze rozciągnął;
To w się sam wchodził, to wielkie przeguby
Wydawał y sam za sobą się ciągnął.
Tak się wielki smok przeciwko niem strożył,
Darmo się iednak y bez skutku srożył.

49.

Iuż Karzeł miecza dobywał od boku,
Ale go Ubald uchwycił zarazem:
„Cóż, chcesz zwyciężyć okrutnego smoku
Śmiertelną ręką, śmiertelnem żelazem?!“
A sam pomknąwszy śmiele podeń kroku,
Rózgą nań machnął, aż on iednem razem
Uciekaiąc w las, z drogi ustępuie,
Y wolne w górę przeszcie zostawuie.

50.

Ale kęs wyższey lew ryczał straszliwy
Y wyostrzone ukazował zęby,
Bił się po bokach, wzrok obracał krzywy,
Ięzyk wywieszał z rozdziewioney gęby;
Grzbiet naieżony y u wielkiey grzywy
Podnosił straszne y kosmate kłęby.
Lecz y ten, skoro złotą rózgę zoczył.
Do łasa w stronę wylękniony skoczył.

51.

Kończą swą drogę rycerze, lecz nową
Zawadę znowu w pół góry zastaią:
Zwierze drapieżne, które różnie zową.
Różny głos, postać y różny chód maią;
Wszystkie co sroższe, co między nilową
Wodą y wielkiem Atlantem mieszkaią,
Y co się lęgą w hercyniyskiem lesie,
Tam się do kupy zbiegły w onem czesie.

52.

Ale na ono straszne zgromadzenie
Libiyskich zwierzów rycerze nie dbali;
Owszem [iaki cud!] na małe machnienie
Srodzy dziwowie zaraz uciekali.
Y na samy wierzch przez ostre kamienie,
Iuż bez zawady żadney wstępowali,
Okrom, że śliskie y nierówne skały,
Strudzone nogi czasem hamowały.

53.

A kiedy trudne przebyli przeszkody,
Y przez śrzeżogi y śniegi przeleźli,
Zastali lato y piękne pogody
Z wielką równiną, skoro na wierzch wleźli.
Tamże wdzięcznemi y miłemi chłody,
Wonno wieiące Zephiry naleźli,
Y wiatr przyiemny, który nieprzestany
Zawżdy tam wieie y nie ma odmiany.

54.

Nie tak iako tu, kędy niestateczny
To znóy, to zimno, to iasno, to chmury;
Lecz tam dzień zawżdy pogodny, bespieczny,
Y nie zna nigdy mgły wierzch piękney góry.
Cień drzewa zawżdy wydawaią wieczny
Y zioła zapach y kwiecie purpury.
Pałac nad pięknem ieziorem wysoki,
Dalekie wszędzie posyła widoki.

55.

A iż po przykrey i skalistey oney
Grórze się beli rycerze strudzili.
Iuż po równinie wolno szli zieloney,
Y postawaiąc drogę swą kończyli.
A wtem piękny zdróy, który upragnioney
Żądzy do siebie wabił, obaczyli;
Który z obfitey żyły wody ciskał
Y na co bliższe zioła wkoło pryskał.

56.

Potem się wody różnemi ścieszkami
Do głębokiego przykopu schodziły,
Y idąc chłodem, nakryte cieniami,
Z drzew swoich brzegów wdzięczny dźwięk czyniły,
Tak przeźroczyste, że pod kryształami
Swemi, kamienia drobnego nie kryły.
Brzegi obadwa trawą się odziały
Między drzewami, które razem stały.

57.

„Ano Zdróy Śmiechu! dla Boga miiaywa
Zrzódła, skrytemi napuszczone iady.
Tu upragnione żądze swe trzymaywa,
Tu niebespieczne puszczaywa obiady;
Przed łagodnemi uszy zatykaywa
Pieśniami, które zabiyayą rady“.
Wtem daley poszli, kędy się szerzyła
Woda, y wielkie iezioro czyniła.

58.

Tam potrawami nakryte drogiemi
Stoły na brzegu gotowe czekały.
A dwie nadobne dziewczynie przed niemi
Bespiecznie sobie po wodzie igrały:
To sobie twarzy rękoma prętkiemi
Pryskały wzaiem, to się wyścigały;
Czasem szły nurkiem y nagle ginęły,
Czasem pospołu po wierzchu płynęły.

59.

Choć beli twardzi, przedsię się zmiękczyli
Obay rycerze y podszedszy blisko;
Długo na piękne pławaczki patrzyli,
Kiedy swe lube kończyły igrzysko.
Wtem pełne piersi iedna w oney chwili,
Y pod piersiami insze członki nisko
Ukaże — y to, co wzrokowi miło.
Dalsze swem rąbkiem iezioro zakryło.

60.

Iako iutrzenka prowadząc świt rany,
Z morza zmaczane ukazuie włosy,
Lub iako na świat urodzona z piany
Oceanowey, szła matka roskoszy
Taka ta beła y tak włos piiany
Y pełny mokrey ukazała rosy.
Potem poyrzawszy w kupę się ściskała,
Zmyślaiąc, że ich dopiero uyrzała.

61.

Y włosy, które w róg ieden zwinione
Na czele beły, nagle rozpuściła;
Temi — bo beły długie y zgęstwione,
Swe alabastry miękkie zasłoniła.
Zbiegło iem piękne widzenie stracone,
Lecz ta pięknieysza, co ie iem straciła.
Tak y włosami y wodą odziana
Obróciła się do nich zasromana.

62.

Razem się śmiała, razem się sromała,
A śmiech beł w sromie daleko pięknieyszy;
Srom także w śmiechu, którem farbowała
Piękne iagody, zdał się bydź wdzięcznieyszy.
Potem tak z niemi łagodnie gadała,
Żeby się zmiękczył y naynieludczeyszy:
„Fortunni ludzie, którem tu życzliwe
Nieba wniść dały, w te kraie szczęśliwe!

63.

Tu iest port wieczny trudów tego świata,
Tu odpoczynek. Tu tak żyć będziecie,
Iako wiek złoty za dawnego lata,
Żył sobie wolny y mieszkał na świecie.
Składaycie zbroie, naymnieysza to strata,
Iuż ich tu więcey nie potrzebuiecie;
Porzućcie miecze, bespieczni całości[2],
Iużeście teraz rycerze miłości.

64.

Pole waszego boiu odtąd będzie,
Lub miękka trawa, lub usłane łoże.
My was powiedziem do tey, co tu wszędzie
Włada y wieczne szczęście wam dać może.
Ta was postawi w swych wybranych rzędzie,
A sama do swych nagród wam pomoże,
Ale brud pierwey omyicie w tey wodzie,
Y po przeszłem kęs pośniadaycie głodzie“.


Giovanni Antonio Guardi i Francesco Guardi: Carlo and Ubaldo Resisting the Enchantments of Armida's Nymphs
65.

Tak iedna rzekła. A druga na ony
Powaby, zgodnem pozwalała okiem.
Iako się zgadza z dźwiękiem głośney strony
Taniec, to rączem to leniwem krokiem.
Ale rycerze maią swe obrony
Y strzegą, aby y mową y wzrokiem
Ich łagodności do serca nie przyszły,
Y same tylko zwierzchnie cieszą zmysły.

66.

A ieśli też zmysł czasem ubłagany
Wpuścił co wewnątrz łagodney słodkości,
Rozum zarazem w baczenie ubrany,
Odcinał żądze, umarzał chciwości.
Tak y ten y ów szedł nieoszukany
Daley na pałac. A te obcych gości
Nie mogąc pożyć, w wodę się wnurzyły,
Żałosne bardzo, że nic nie sprawiły.

KONIEC PIEŚNI PIĘTNASTEY.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Torquato Tasso i tłumacza: Piotr Kochanowski.
  1. W pierwodruku: „Y Lilibeum z rozgami ostremi“, co i sensu nie daje i zgoła nie odpowiada oryginałowi: „il gran Lilibeo gl’ innalza a fronte“.
  2. bezpieczny 20, 108, 3 — pewny; b. całości 15, 63, 7; 18, 10, 8; zwycięstwa 9, 16, 7; bezpieczne słowa 4, 94, 2 — śmiałe.