Przejdź do zawartości

Gabrjela Zapolska (Dębicki, 1921)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Zdzisław Dębicki
Tytuł Gabrjela Zapolska
Podtytuł Wspomnienie pozgonne
Pochodzenie Kurjer Warszawski, 1921, nr 350
Redaktor Konrad Olchowicz
Wydawca Hortensja Lewentalowa i Zygmunt Olchowicz
Data wyd. 1921
Druk Drukarnia „Kurjera Warszawskiego“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Gabrjela Zapolska.
(Wspomnienie pozgonne.)

Ze Lwowa nadeszła wieść o śmierci Gabrjeli Zapolskiej.
I znów stoimy nad świeżo rozwartą mogiłą i znów żegnać musimy jeden z najprzedniejszych talentów literackich doby współczesnej.
Urodzona na Wołyniu, w szlacheckiem gnieździe, panna marszałkówna Piotrowska odebrała staranne wychowanie, które nie miało nic wspólnego z jej bogatem, późniejszem życiem artystycznem. Życie to na zgoła innych wyrosło podstawach. Wytworzył je protest i bunt. Niepowszednią bowiem i niezdolną do kompromisów miała naturę późniejsza autorka „Kaśki Karjatydy“. „Kresowa panienka“ odziedziczyła snać po przodkach bujną indywidualność, która poniosła ją w świat i zamiast pani z dworu wiejskiego, przyjmującej gości, jeżdżącej w sąsiedztwo i polującej w lasach klewańskich, uczyniła z niej artystkę, powieściopisarkę i dramatopisarkę o dużym rozgłosie, a po latach pracy i wysiłku o niemałej także zasłudze.
Do literatury weszła Zapolska pod chorągwią naturalizmu. Śmiały był to krok ze strony kobiety, biorącej pióro do ręki. Nie można się też dziwić, że ówczesna krytyka widziała w tem rzucone sobie wyzwanie. Podjęła je i zaatakowała „Kaśkę Karjatydę“. Przenicowano ją na wszystkie strony. Mówiono o wszystkich jej złych stronach, uwydatniano wszystkie przejaskrawienia tego utworu, polemizowano z jego tezą, najmniej jednak zwracano uwagi na rzecz najważniejszą, t. j. na talent, który w zupełnie już zdecydowanej postaci połyskiwał na kartach tej książki.
Talent ten nie zawiódł. Zależna początkowa od naturalistów francuskich, zwłaszcza od Emila Zoli, którego może jedyną była u nas „uczennicą“, stopniowo wyzwalała się Zapolska z pod tych wpływów i odnajdywała drogę własną. Pomimo teatru, który ją pochłaniał, a który studjowała w Warszawie i w Paryżu, marząc o wielkiej karjerze artystycznej, tworzyła dużo.
Dorobek jej w zakresie powieści i dramatu rósł niemal z każdym rokiem.
Początkowo była to robota pośpieszna, nie wykończona, z brawurą i z temperamentem zrzucana z pióra, potem, w miarę zmieniających się czasów i dojrzewania artystycznego, coraz różniejsza, staranniejsza i posiadająca nieraz, acz w stopniu nierównym, rzeczywiste walory sztuki.
I w powieści i w dramacie cechą jej znamienną była śmiałość zdania, dążenie do prawdy, zdzieranie obsłon z życia, opartego na konwencjonalnem kłamstwie. Obok tego występowała rzeczywistość i doskonała znajomość ludzi, poparta przez drobiazgową obserwację. Interesował ją przedewszystkiem problemat mężczyzny i kobiety, jako dwóch płci, pozostających z sobą w stanie walki. Tej walki nikt lepiej od niej w literaturze polskiej nie przedstawił, nikt też nie wypowiedział pod adresem mężczyzny tych oskarżeń, co ona. Nie mniej dobrze znała i wyczuwała duszę kobiety i wszystkie jej żale i uroszczenia do męskiej połowy rodu ludzkiego.
Klasycznym w tym kierunku przykładem jej twórczości jest niewątpliwie w swoim rodzaju arcydzieło — powieść „Sezonowa miłość“. To studjum szarego życia „uczciwej“ kobiety, rozświetlonego błyskiem spóźnionej a tak niefortunnej z aktorem prowincjonalnym przygody miłosnej, nie ma równego sobie nietylko w naszej literaturze. Nie znam wogóle utworu, który pod tym względem mógłby współzawodniczyć z „Sezonową miłością“ i kto wie, czy „Pani Tuśka“ nie zasłuży sobie kiedyś na to, aby zostać polską „Madame Bovary“.
Tak wysoko wzniósł się w powieści talent Zapolskiej, niestety, tylko raz jedyny. W innych utworach nie mogła ona utrzymać linji artystycznej. Łamała ją często dla sensacji, często dla jakiejś nawskroś już kobiecej przekorności, która mówi: „A widzisz, a ja właśnie tak zrobię, bo mi się tak podoba.“
Podobało jej się też nieraz mówić o tem, „o czem się nie mówi“, zwłaszcza, że te rzeczy znajdowały największą poczytność i że o nich najwięcej potem mówiono.
Były to grzechy ze stanowiska sztuki, która nie lubi sensacji, odkupowały je przecież stojące obok zalety, a tych zawsze było niemało. Dobra psychologja zajmuje pierwsze wśród nich miejsce. Żywa akcja — drugie.
I to były właśnie znamiona jej uzdolnień dramatycznych. Nie na niwie powieściopisarskiej bowiem, lecz na deskach teatralnych zdobywała sobie Zapolska imię.
Znała teatr wybornie. Jako artystka „przeżyła“ go, nim zaczęła pisać dla sceny. Z pod pióra jej wyszedł długi szereg sztuk. Wszystkie są dobrze znane i nie trzeba ich tutaj kolejno wymieniać. Grano je w Warszawie, w Krakowie, we Lwowie, w Poznaniu, w Wilnie, w Petersburgu, Moskwie, Odesie — wogóle wszędzie, gdziekolwiek był stały lub wędrowny teatr polski. Nazwisko jej, wymienione na afiszu, przyciągało publiczność. Powodzenie, jakie osiągały: „Małka Szwarcenkopf“, „Pani Dulska“ i „Panna Maliczewska“, było bardzo duże. „Dulszczyzna“ stała się przecież przysłowiową w całej Polsce. Szara, mała, codzienna podłość, ubrana w starannie udrapowany płaszcz obłudy i kłamstwa, w których atmosferze żyje tyle „porządnych“ rodzin burżuazyjnych, znalazła w Zapolskiej instygatorkę bezwzględną, śmiałą, występującą w obronie prawdy i rzeczywistej moralności. To jej zasługa.
W innych sztukach umiała uśmiechnąć się ironicznie i pobłażliwie pod adresem „głupiego“ mężczyzny, jak w „Skizie“, gdzie wygrywającym atutem w ręku zdradzonej kobiety jest „przyzwyczajenie“ do niej męża.
W jeszcze innych lubiła wstrząsać widownią i targać jej nerwy, jak w „Tamtym“, gdzie po raz pierwszy wyprowadziła na scenę „prawdziwych żandarmów“, przeprowadzających nocną rewizję w domu polskim w Warszawie.
Ta „rzeczywistość“, pokazana na scenie, miała swoich gorących zwolenników, a sztuka, reprezentowana w Krakowie, nabrała takiego rozgłosu, że żandarmi z Granicy ówczesnej i z samej nawet Warszawy jeździli w przebraniu cywilnem na jej przedstawienia.
Rzeczywiście, mogli tam samych siebie zobaczyć, nikt bowiem lepiej nie znał i nie malował moskali, jak Zapolska. Z „policmajstra Tagiejewa“ stworzyła przecież już w powieści postać o niezapomnianych rysach, jakże więc dopiero rysy te wystąpiły w teatrze, zwłaszcza, jeżeli pułkownika żandarmów grał Kamiński.
Mniej szczęśliwa była ostatnia próba Zapolskiej utworzenia sensacyjnego dramatu w sztuce „Carewicz“. Był to eksperyment już spóźniony, świadczący jednak o ogromnym zasobie obserwacji i doświadczenia teatralnego autorki.
Niepodobna tu w krótkim zarysie pośmiertnym mówić obszerniej o którymkolwiek z jej utworów. Możemy mieć przed oczyma tylko całą bryłę twórczości i o niej wydać sąd.
Była to twórczość indywidualna i to samo już w dobrem stawia ją świetle. Jako autorka, Zapolska śmiałym krokiem weszła na nową drogę, chciała i umiała być sobą. Nie dała się zawrócić z tej drogi krytyce. Atakowana przez nią, potrafiła się jej nieraz odciąć. Tworzyła tak, jak jej kazał temperament, stosunek do życia i przekonanie o swojem posłannictwie pisarskiem.
Miała w rozporządzeniu talent różnostronny. Brakło w nim może tylko struny poezji, którą zabijał naturalizm do tego stopnia, że ona właśnie, urodzona i wychowana na wsi, nie pozostawia nam po sobie prawie żadnego opisu natury, że mijała ją najczęściej obojętnie i wolała raczej oddawać nastroje ulic paryskich, niż przenosić się wspomnieniem na Wołyń rodzinny, gdzie nad Styrem tak łąki pachną i tak świerszcze dzwonią, a łany pszeniczne przelewają się w słońcu, jak złotogrzywa fala morska.
Wyrwana wcześnie z gniazda rodzinnego, nie powróciła już do niego. Nie zobaczyła wolnego Łucka, złączonego na nowo z ojczyzną.
Niechże jej ztamtąd wiatr przywieje na mogiłę pogłos dzwonów, dzwoniących na Boże Narodzenie i śpiew dziatwy: Gloria in excelsis.
A my żegnajmy ją z żalem, jak odchodzącego od nas towarzysza, w którym uśmierzyły się wszystkie bunty i ucichły wszystkie bóle życia, aby zaznał spokoju wiecznego.

Z. Dębicki.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zdzisław Dębicki.